14

Morvan, Anna i Gregory zatrzymali się u wylotu długiej alei prowadzącej do wiejskiego dworu. Cały dzień jechali w deszczu. Dopiero niedawno zaczęło się nieco przecierać, pojawiły się nawet przebłyski słońca.

W Londynie Morvan pojechał do siostry, żeby sprawdzić czy ta jest w domu, dowiedział się jednak, że schroniła się przed zarazą w Hampstead. Musieli więc okrążyć miasto i jechać następne osiem kilometrów aż do tej alei. Po drodze zatrzymali się na rynku, gdzie handlowano zwierzętami domowymi, i znaleźli stajnie dla koni. Ludzie Morvana wreszcie zostali zwolnieni do domów.

Dwór w Hampstead był szerszy niż londyński dom, piętrowy. Parter zbudowano z kamienia, piętro zaś było drewniane i otynkowane. Trzy duże oszklone okna wychodziły na podjazd po obu stronach wejścia były różane ogrody, które w okresie kwitnienia musiały wypełniać cały dom zapachem.

Przechodzący przez podwórko służący zauważył ich i pospiesznie zniknął wewnątrz domu. W drzwiach stanęła młoda kobieta z dzieckiem w ramionach. Dostrzegła brata, podała dziecko służącej i wybiegła mu na spotkanie. Morvan podjechał konno i zeskoczył z siodła wprost w objęcia siostry.

Złapała go kurczowo, jakby się bała, że może jej zniknąć. Wydoroślała od ich ostatniego spotkania; smukłą dziewczęcą sylwetkę zastąpiły bardziej kobiece kształty. Miała rozpuszczone na plecy ciemne włosy i bardzo jasną cerę, teraz zarumienioną z podniecenia. Ciemne wyraziste oczy błyszczały jak gwiazdy.

– Prawie trzy lata, Morvanie! I ani słowa od czasu Crecy! Musiałam dowiadywać się od obcych ludzi, że w ogóle żyjesz. A potem zaraza… Nie myśl, że pozwolę ci szybko wyjechać, braciszku. I mam nadzieję, że nie zatrzymałeś się po drodze na posiłek.

– Zostanę w Anglii przez pewien czas, ale sam jeszcze nie wiem jak długo. Jak sądzisz, czy David miałby jakieś obiekcje przeciwko udzieleniu schronienia moim przyjaciołom?

– Oczywiście, że nie. Ty też zostaniesz.

– Ja zatrzymam się gdzie indziej.

– Nie ma mowy. Nie przyjmuję odmowy. David martwił się o ciebie tak samo jak ja. Wypytywał o ciebie każdego przybysza z kontynentu.

Morvan miał co do tego wątpliwości. Jeśli szwagier rzeczywiście szukał informacji o nim, to zapewne w nadziei, że dowie się o jego śmierci.

– Przyjedzie tu dziś wieczorem. I zaprosi cię osobiście. Sam zobaczysz. – Dziewczyna spojrzała w głąb alei. – Zapominam o obowiązkach. Powiedz swojemu towarzyszowi i giermkowi, żeby tu podjechali. Wszyscy potrzebujecie solidnego posiłku i gorącej kąpieli.

Anna siedziała w siodle, odziana w kaftan, rajtuzy i płaszcz, z kapturem naciągniętym na głowę i osłaniającym włosy, z mieczem u siodła.

– To nie jest giermek, Christiano. To dama. Nazywa się Anna de Leon. Przywiozłem ją tu z Bretanii.

Christiana spojrzała na Annę z większym zainteresowaniem.

– A miecz? Czyżby go używała?

– Jest z tego znana.

– David będzie zafascynowany.

Morvan dał Annie i Gregory’emu znak, by podjechali. Christiana powitała ich serdecznie.

– Musicie u nas zostać. Miejsca starczy dla wszystkich. – Dyskretnie przyjrzała się Annie i rzuciła bratu spojrzenie, mówiące, że później zażąda od niego szczegółowych wyjaśnień.

Front domu zajmowała pokaźnych rozmiarów komnata, w której rozstawiono kilka stołów. Gospodyni posłała zaraz po jedzenie i napoje. Przyniesiono też dziecko i Christiana złożyła rocznego chłopczyka w ramiona brata.

– Ma na imię Hugh. Po ojcu.

Morvan przyjrzał się siostrzeńcowi. Odziedziczył po matce oczy, ale rysy twarzy przypominały ojca. Jeśli on nie będzie miał syna, ten chłopczyk zostanie kiedyś dziedzicem utraconych ziem Harclow.

– Odpowiednie imię – powiedział.

– Harclow będzie należało do ciebie, braciszku. Oboje z Davidem nie mamy co do tego żadnych wątpliwości – szepnęła mu do ucha Christiana, biorąc z jego ramion dziecko.

Kiedy służąca wyniosła małego Hugh i wszyscy zasiedli do posiłku, Morvan wyjaśnił siostrze cel wizyty.

– Dwór wrócił do Windsoru – potwierdziła Christiana. – Król i królowa wyjechali do bardziej odosobnionej rezydencji w czasie największego nasilenia zarazy, ale teraz Windsor wydaje się już bezpieczny. Londyn nie jest jednak nadal wolny od zarazy, a warunki tam panujące są odrażające. Na ulicach pełno nieczystości, których nie ma kto sprzątać. David wywiózł większość majątku poza granice miasta, zanim zaraza tu dotarła. Wszyscy twierdzili, że epidemia nie przedostanie się przez morze, ale on wiedział swoje. W końcu powiadano przecież, że do Genui przywlokły ją właśnie okręty.

Morvan rozejrzał się po pięknej komnacie, przyglądał się wspaniale rzeźbionym krzesłom i ławom. Podłoga wykładana była kafelkami, a na ścianach wisiały gobeliny. David de Abyndon miał smykałkę do interesów i już w młodym wieku, dzięki wrodzonej bystrości umysłu, przeprowadził kilka ryzykownych przedsięwzięć, które przyniosły mu fortunę. Morvan był przekonany że, nawet gdyby zaraza na rok sparaliżowała interesy szwagra, ten nie zbankrutuje.

– Dlaczego zabiegasz o audiencję u króla? – Christiana zwróciła się do Anny.

Anna przez cały dzień prawie się nie odzywała, a od czasu zdawkowego powitania po przyjeździe nie powiedziała ani słowa. Morvan próbował rozmawiać z nią o minionej nocy, ale spotykał się z chłodnym, odpychającym zachowaniem dziewczyny. Traktowała go tak, jakby był tylko człowiekiem przydzielonym jej do eskorty i nikim więcej. W pierwszej chwili ogarnęła go wściekłość, teraz jednak był zmartwiony.

– Muszę się spotkać z księciem. Powinien uznać testament mojego ojca. Musi także pobłogosławić małżeństwo mojej siostry i wyrazić zgodę na moje wstąpienie do klasztoru.

Morvan odczytał pytanie w oczach siostry. Gdy skończyli sery i piwo, Christiana wstała i wzięła Annę za rękę.

– Jestem szczęśliwa, że mogę cię gościć. Pewnie chciałabyś się wykąpać przed snem. Służba przygotowała już kąpiel w twojej komnacie. – Odwróciła się do brata i Gregory’ego. – Moi ludzie zaprowadzą was do waszych sypialni. Morvanie, jeśli nie jesteś zbyt zmęczony, może moglibyśmy chwilę rozmawiać, kiedy już się odświeżysz?


Kiedy Anna się ocknęła, było już niemal całkiem ciemno. Wstała i wyszła ze swojej sypialni. Drzwi pobliskiej komnaty stały otworem, słyszała więc dobiegające stamtąd zniżone głosy. Weszła i dostrzegła Morvana i Christianę siedzących przy ogniu.

Morvan miał na sobie nieznane jej odzienie, pomyślała, że pewnie zostawił swoje ubrania u siostry przed wyjazdem do Francji. Kaftan był skrojony według najświeższej dworskiej mody, dokładnie dopasowany w ramionach i klatce piersiowej, a szeroki od pasa do połowy ud. Taki strój o wiele bardziej podkreślał męską sylwetkę niż staromodne kaftany i opończe noszone w prowincjonalnej Bretanii.

Powitali ją, ale zaraz potem służący odwrócił ich uwagę, przynosząc wiadomość, że konie pana wjechały już w aleję. Christiana wybiegła, a jej brat wstał i podszedł do wychodzącego na podjazd okna. Rysy jego twarzy stwardniały.

– Nie przepadasz za szwagrem, prawda? – zapytała Anna.

– Nie. Ani on za mną. Nie będzie zachwycony na mój widok. – Przelotnie spojrzał na dziewczynę i wrócił wzrokiem do okna. – Moja siostra znajdowała się pod opieką króla i pod szczególnym nadzorem królowej. Nie miała jednak ani ziemi, ani pieniędzy, ani posagu. Wpadła w oko przyszłemu mężowi i kiedy król czynił przygotowania do wojny, David poprosił o jej rękę. Nie pytał o posag, zaproponował natomiast królowi fortunę w zamian za zgodę na małżeństwo. Protestowałem, ale król potrzebował pieniędzy i wyraził zgodę na ich związek.

Słychać już było stukot końskich kopyt przed domem. Anna stanęła przy oknie obok Morvana. Przybyło trzech jeźdźców, ale nie miała kłopotów z identyfikacją pana domu. Wysoki jeździec jechał przodem, parę metrów przed dwoma służącymi, a szeroki płaszcz dokładnie okrywał jego ciało.

– A twoja siostra? Co ona myślała o tym wszystkim?

– Była bardzo młoda i wychowana w taki sposób, by przyjmować tego typu decyzje bez szemrania. Nie mogła jednak być uszczęśliwiona faktem, że zostaje oddana za żonę człowiekowi, który trudni się handlem.

David zsiadł z konia na podwórzu. Uśmiechnął się i otworzył ramiona. Christiana rzuciła mu się na szyję, a mąż objął ją, zakręcił w powietrzu i gorąco, mocno ucałował. Anna zerknęła z ukosa na Morvana, który zesztywniał na widok tej manifestacji uczuć.

– Rozumiem, co miałeś na myśli – stwierdziła z przekąsem. – Twoja siostra robi wrażenie zdecydowanie nieszczęśliwej.

Christiana opowiadała coś Davidowi, który spojrzał w stronę domu. Był zaskakująco przystojnym mężczyzną, o regularnych rysach, zgrabnej budowie i prostym nosie. Złocisto-kasztanowe, sięgające brody włosy okalały urodziwą twarz. Ruszył w stronę domu, nadal obejmując żonę w talii.

Na schodach rozległo się echo ich kroków i po chwili weszli do komnaty.

Zatrzymali się na ułamek sekundy, w czasie której David obrzucił szwagra spojrzeniem błękitnych oczu, po czym ruszył ku niemu z wyciągniętymi ramionami.

– Witaj w domu, bracie.


Wieczorny posiłek zmienił się w luksusową ucztę. Dostali drób, dziczyznę i ryby, wszystko podane na srebrnych półmiskach. Wino okazano się znakomite i Anna pozwoliła sobie wypić o jeden kieliszek więcej niż zazwyczaj. Wybrała miejsce obok Morvana, ale był to jej sposób, by uniknąć spoglądania na niego.

Kiedyś będzie musiała z nim porozmawiać, ale jeszcze nie teraz. Nadal płonęła ze wstydu. Gdyby go nie ignorowała, prawdopodobnie nie byłaby w stanie się pozbierać po przeżytym upokorzeniu.

Po kolacji Gregory przeprosił i opuścił towarzystwo, a pozostali przysunęli krzesła do ognia. Anna znów manewrowała tak, by usiąść obok Morvana, ale na krześle zwróconym w stronę Davida, który tłumaczył sytuację panującą w Anglii.

– Zmarła jedna czwarta mieszkańców Londynu i choć najgorsze już minęło, nie ma dnia bez nowych zgonów. Ceny rosną, ale handel upadł w lecie i jak dotąd się nie podniósł. Jeśli król myśli o sfinansowaniu kolejnej wojny, to mam nadzieję, że zatrudni na dworze jakiegoś cudotwórcę, który wyczaruje pieniądze.

– Jeździsz do miasta, panie? – zapytała Anna.

– Tylko kiedy muszę, ale nie pozwalam jeździć ze sobą służbie ani terminatorom. Władze Londynu nic nie robią, a przestępczość wzrasta.

– Bardzo bym chciała zobaczyć Londyn. Niewiele miast w życiu widziałam.

– Nie możesz jechać, Anno – stwierdził Morvan. – Christiana opowiadała przecież o warunkach, jakie tam panują, a David uznał, że nie jest tam bezpiecznie. – Najwyraźniej nie spodziewał się odpowiedzi, bo, oznajmiwszy swą decyzję, zmienił temat rozmowy. – Czy chodzą pogłoski, że król szykuje się do kolejnej kampanii?

– Od kilku lat prowadzone są rokowania z Francją, ale Edward nie przejawia gotowości do rezygnacji ze swych roszczeń do korony francuskiej.

– Dość już rozmów o zarazie i polityce – ucięła Christiana. – Davidzie, Anna wybiera się na dwór w Windsorze. Powiedziałam Morvanowi, że będzie mogła zatrzymać się w naszym windsorskim domu. Chciałabym z nią pojechać i pobyć tam przez pewien czas. Mamy za sobą długą zimę i od dawna nie widziałam się z przyjaciółmi.

– Ja także powinienem pojechać – rzekł jej mąż. – Jeśli dwór wrócił, ruszą też interesy. Ale nie będę mógł wyjechać w ciągu najbliższych dwóch dni. Czy możesz zaczekać i wyruszyć do Windsoru z dwudniową zwłoką, pani?

– Tak. Wstawiłam do stajni na północnych przedmieściach Londynu kilka koni. Może uda mi się je sprzedać w ciągu tych dwóch dni.

– Książę Charles of Blois pewnie będzie z królem – rzuciła Christiana. – Wysoko postawieni więźniowie zazwyczaj podróżują z dworem. Widziałaś go kiedyś?

Anna nigdy nie spotkała człowieka, który rościł sobie prawo do korony książęcej Bretanii poprzez małżeństwo z Jeanne de Penthievre. Po tym, jak pojmali go Anglicy, żona nie zrezygnowała i nadal prowadziła walkę w ich wspólnym interesie.

– Część twoich rodaków wierzy, że książę Charles jest świętym – powiedział David. – Podobno chodzi w worze pokutnym i włosiennicy i prawie się nie myje. No i ciągle odmawia modlitwy.

– To francuski rzeźnik. Po upadku Nantes wymordował setki ludzi. Jakaż świętość może być w tego typu człowieku? A jeśli twierdzi, że spłynęła na niego łaska boża, to bluźni. Mam nadzieję, że go nigdy nie spotkam – rzekła Anna gorąco.

– Cóż, skoro jest takim ascetą, to pewnie niezbyt często bierze udział w dworskich uroczystościach – stwierdził David. – Wątpię, byście się mogli spotkać.

– Ja zapewne także nie będę brała udziału w żadnych uroczystościach. Nie dla rozrywki wybieram się na dwór.

– Jeszcze nie przywdziałaś habitu, pani. Dlaczego nie miałabyś skorzystać z nadarzającej się okazji do zabawy? Nawet biskupi to robią.

Jak miała mu wytłumaczyć, że jeszcze nie tak dawno wzięłaby udział w dworskich rozrywkach z ogromną radością, teraz jednak doszła do wniosku, że zanadto rzuca się w oczy i nie ma ochoty stać się obiektem nieskrywanej ciekawości. Ileż uniesionych w zdumieniu brwi można znieść w życiu?

Nagle rozzłościła się na samą siebie za takie myśli. To tak jakby wypierała się samej siebie, jakby nie akceptowała własnej osoby.

Uznawszy, że dopełniła już obowiązków gościa, udała, że jest zmęczona podróżą, i odeszła do swej sypialni.

Była już niemal w drzwiach, kiedy na schodach pojawiła się wysoka sylwetka Morvana. Zanim zdążyła umknąć, wyjął jej świecę z dłoni i wepchnął ją do komnaty.


Morvan zapalił więcej świec i odwrócił się do Anny. Patrzyła gdzieś za jego plecami, przez niego, jakby był przezroczysty. Był wstrząśnięty tempem, w jaki udało jej się wybudować między nimi mur całkowitej obcości.

– Czym się martwisz, Anno?

– Niczym się nie martwię. Chciałam trochę pobyć sama. Zawsze lubiłam samotność.

– Nie mówię o dzisiejszym wieczorze, a o całym dniu. Nie odzywałaś się. Po tym, co między nami zaszło, to nie…

– Nienaturalne?

– Nie tego się spodziewałem. Czujesz się winna czy skrępowana?

– Skrępowana. Coś w tym rodzaju.

– Przy mnie nie powinnaś się czuć onieśmielona. – Ujął dłoń dziewczyny i podniósł ją do ust.

Wyrwała mu rękę.

– Ale przede wszystkim nie wolno mi zapominać, kim jestem i dokąd zmierzam.

– Nie mogę zmienić tego, dokąd zmierzasz, ale na to, kim jesteś, ma wpływ także to, co nas łączy. Nawet jeśli żałujesz, że sprawy zaszły ostatniej nocy tak daleko, to czy naprawdę pragniesz wybudować miedzy nami ścianę z lodu?

Wpatrywała się uporczywie w jakiś punkt oddalony o trzy metry. Koncentrowała się na pustce, w której nie było Morvana.

– Ostatniej nocy… – zaczęła, a jej rysy stwardniały i zastygły.

– Czy o to właśnie chodzi? Bolejesz nad tym, co między nami zaszło?

– Tak, żałuję. Byłam słaba i głupia. I zapomniałam, dlaczego się tu znalazłam i gdzie moje miejsce. A co gorsza, zapomniałam o lekcjach, jakich sam udzieliłeś mi o mężczyznach. Nie chcę więcej o tym mówić. Z niecierpliwością czekam na zakończenie tego etapu mojego życia i gdybym mogła, już jutro wróciłabym do Saint Meen. Kiedy pojedziemy do Windsoru, proszę, żebyś zrobił wszystko, co w twojej mocy, abym mogła jak najszybciej spotkać się z królem.

Ich spojrzenia się spotkały. Nie było to wiele, Morvan czuł jednak, że to wszystko, na co w najbliższym czasie może liczyć.

Загрузка...