18

Trzech ludzi wniosło ciężką okrągłą balię i ustawiło ją w pobliżu ognia. Inni służący przytaszczyli kubły gorącej wody. Anna, obserwując to ze stołka przy palenisku, obciągnęła szeroką koszulę i szczelniej się nią otuliła, starając się strząsnąć z powiek resztki snu.

Z tyłu grupka kobiet gawędziła, dzieląc się nowinkami i ploteczkami. Ruth i Catherine wniosły do komnaty ślubną szatę i rozłożyły ją na łożu. Kobiety zaczęły się zachwycać zielonym aksamitem i modnym krojem sukni zaprojektowanej i uszytej w Anglii, ale przyozdobionej przez własne służące Anny.

Cały zamek był teraz pełen obcych kobiet, żon lordów i wasali. Anna nie widziała ich od śmierci matki, a wówczas te dorosłe już kobiety nie zwracały specjalnej uwagi na małą dziewczynkę. A teraz nagle były jej przyjaciółkami i powiernicami, rzuciły się w wir przygotowań do ślubu. Właśnie wyrwały ją z głębokiego snu, żeby od kąpieli rozpocząć długą procedurę przygotowań do ceremonii zaślubin.

Cztery tygodnie minęły jak z bicza trząsł. Cztery tygodnie! Najpierw podróż, potem ciężka praca – przygotowania, szorowanie, przewidywanie i planowanie. I ten ostatni tydzień z obcymi ludźmi, na których natykała się na każdym kroku. Najpierw zjawili się wasale z całymi rodzinami i służbą, a potem zaczęła się długa procesja lordów z sąsiednich ziem z ich orszakami.

Anna przyglądała się, jak ostatnie wiadro wody zostaje wlane do balii, w której miała wziąć kąpiel. Starała się nie zastanawiać nad przyczyną tych wszystkich przygotowań. Unikała myśli o zbliżającym się ślubie.

Teraz jednak nie można już było tego od siebie odsuwać, to stało się przerażająco realne. Wczoraj została zmuszona stawić czoło rzeczywistości, kiedy przybył Ascanio, by przedyskutować z nią szczegóły ceremonii. Z księżowskim namaszczeniem zaczął jej tłumaczyć, co i kiedy ma robić. Gdy skończył swą szczegółową litanię, doradził dziewczynie wykonanie jeszcze jednego gestu, który nie był obowiązkowy ani oczekiwany. Poradził, by uklękła przed świeżo poślubionym małżonkiem.

– Czy to Morvan kazał ci przyjść z tym do mnie? – spytała rozgniewana dziewczyna.

– On nie ma nawet pojęcia, że o tym mówimy.

– Tego już się nie robi, Ascanio.

– Czasami się robi. Anno, wśród ludzi panuje pewna niechęć do tego małżeństwa. Ich zdaniem, święta powinna być czysta i nieskalana. Są absolutnie przekonani, że angielski król zmusił cię do poniżenia. I choć wasale i lordowie lubią Morvana i są skłonni go zaakceptować, będą jednak obserwowali cię uważnie. Szczególnie ci z odległych ziem lennych, Baldwin i Gaultier zastanawiają się, czy przypadkiem nie wychodzisz za mąż wbrew własnej woli. Któremuś z nich mogłoby przyjść do głowy, że córka Roalda de Leona byłaby wdzięczna, gdyby udało jej się w niedługim czasie uwolnić od angielskiego męża i zostać wdową.

Anna nie zauważyła, by ktokolwiek się jej przyglądał, nie mówiąc już o uważnej obserwacji, ale Ascanio dostrzegał wszystko.

– W tej chwili nie podejmę jeszcze takiej decyzji – oświadczyła.

– Kiedy przyjdzie czas, postąpisz, jak uznasz za stosowne.

Wstała i weszła do wanny. Wolałaby umrzeć, niż zrobić to, co zaproponował Ascanio, nie chciała jednak także, aby myślano, że została zmuszona do małżeństwa wbrew swej woli. Nie chciała go, ale to inna sprawa. Uklęknie więc w ich wspólnym interesie, lecz powie Montanowi, dlaczego to robi, żeby jej źle nie zrozumiał, żeby nie przyszło mu przypadkiem do głowy, że się poddała.

Spojrzała na Catherine, a potem przeniosła wzrok na kobiety, które rozsiadły się na łożu. Siostra zrozumiała niemą prośbę Anny, wymyśliła jakiś pretekst i wyprowadziła kobiety na dół, do sieni.

Lady Gervaise, żona Haarolda, odłączyła się od innych i podeszła do Anny, która zanurzała się właśnie w wodzie. Przysunęła sobie zydel i zasiadła wygodnie. Była kobietą w średnim wieku, o wąskiej twarzy i odętych wargach. Od chwili przyjazdu, przez nikogo nieproszona, objęła rolę nadzorczym, dając wszystkim jasno do zrozumienia, że Anna i Catherine są, jej zdaniem, zbyt młode, by właściwie przygotować wesele.

– Wiesz, bardzo się przyjaźniłyśmy z twoją matką – oznajmiła.

Anna zajęła się myciem włosów.

– Skoro twoja biedna matka odeszła i nie masz żadnej starszej wiekiem kuzynki – ciągnęła lady Gervaise – moim zdaniem, musimy uciąć sobie pogawędkę. To bardzo ważne, abyś w pełni uświadomiła sobie przyszłe obowiązki.

– Znam swoje obowiązki.

– Czyżby? Mąż opowiadał mi, jak wyglądało twoje dotychczasowe życie.

– Znam swoje obowiązki, pani.

Gervaise zamilkła na chwilę, słysząc ton głosu Anny. Niestety, tylko na chwilę. A szkoda, bo dziewczyna miała ochotę uciszyć ją na dobre.

– Czy rozumiesz, czego się możesz spodziewać dzisiejszej nocy? Wychowywałaś się w klasztorze…

– Wszystko wiem na ten temat. Nie rób sobie kłopotów, pani. Wiem, czego mam się spodziewać. – Święci pańscy, pomyślała Anna, naprawdę wiem!

– To dobrze. Mój mąż wyraził jednak zaniepokojenie, czy aby na pewno zdajesz sobie sprawę, gdzie po ślubie będzie twoje miejsce. To bardzo ważne, żebyś umiała uszanować święte prawa mężowskie.

– Och, pani, w klasztorze wbijano nam to do głowy aż do znudzenia. Prawdę mówiąc, musiałyśmy nauczyć się tej lekcji na pamięć i recytowałyśmy ją codziennie, bo większość wychowanek miała w przyszłości wyjść za mąż.

– Nauczyć się na pamięć? O czym ty mówisz?!

– O tym, co mówi Pismo Święte o obowiązkach kobiety, oczywiście. Lista tych powinności została przecież wyryta na odwrocie kamiennych tablic, na których Bóg dał Mojżeszowi dziesięcioro przykazań, prawda? – Anna zaczęła recytować: – Małżonek jest we wszystkim twoim panem i władcą. Pamiętaj, byś czciła małżonka swego i okazywała wdzięczność za każdą jego łaskę. Twoje ciało i twoja dusza należą do małżonka, który może z nimi zrobić, co tylko zechce, nawet bić czy pozbawić życia. Nie posiadasz nic własnego, ale wszystko, co należy do twego małżonka, jest także twoje…

Gervaise w pierwszej chwili robiła wrażenie zaskoczonej, kiedy jednak zrozumiała, że Anna zmyśla, była wręcz zaszokowana. Ale w miarę jak słuchała recytacji, w jej oczach pojawił się szatański błysk, a jej odęte wargi wygięły się w uśmiechu.

– Twój małżonek nie musi ci się z niczego tłumaczyć, ty natomiast masz obowiązek odpowiadać na jego pytania natychmiast – dodała z chichotem Gervaise.

– Nie powinnaś służyć małżonkowi radą, bo jako kobieta z natury rzeczy jesteś głupia.

– Musisz zachować czystość dla swego małżonka, jemu natomiast wolno mieć dziwki, kiedy tylko przyjdzie mu na to ochota, i nie waż się go za to strofować.

Kontynuowały zabawę, starając się przewyższyć jedna drugą, aż wreszcie skompletowały listę powinności kobiety. Lady Gervaise mało się nie udusiła ze śmiechu, w końcu położyła kościstą dłoń na ramieniu Anny.

– Myślę, że świetnie sobie poradzisz, moje dziecko. Czy jest coś, o co chciałabyś mnie zapytać?

Było wiele pytań, które Anna chętnie zadałaby starszej kobiecie, ale lady Gervaise nie nadawała się do tej roli, choć świetnie się bawiły podczas swej małej rebelii.

– Myślę, że z czasem dowiem się wszystkiego. Jak większość kobiet.

– W takim razie zostawię cię samą, rozkoszuj się kąpielą. Powszechnie wiadomo, że jesteś aż zanadto wstydliwa i przy myciu wolałabyś nie mieć towarzystwa. To niewątpliwie wpływ klasztoru. Ale dzisiejszej nocy to się skończy. – Gervaise uniosła brew. – Sir Morvan jest przynajmniej przystojny i wygląda na takiego, który wie, jak obchodzić się z kobietami. A ty nie jesteś dzieckiem. Pod tym względem masz więcej szczęścia niż większość kobiet. – Drzwi zamknęły się za nią.

Anna, wdzięczna za poszanowanie jej pragnienia prywatności, głębiej zanurzyła się w ciepłej wodzie.

Dzisiejszej nocy. Przez cztery tygodnie udawało jej się o tym nie myśleć, ale niemal całą ostatnią noc zamartwiała się wyłącznie tym. Ona sama pogodziła się z losem i była gotowa, nie miała jednak przekonania, czy Morvan także okaże się gotów.

Od zrękowin rzadko go widywała. Tydzień po powrocie z Anglii wybrał się do Brestu i przyjechał dopiero, kiedy do zamku zaczęli się zjeżdżać wasale. Przywiózł dwóch żonglerów gwoli rozrywki i nowinę, że przyjął do służby trzech rycerzy i pięciu zbrojnych, którzy wkrótce przybędą.

Okazało się więc, że podróż, choć nie niezbędna, była jednak owocna. Anna podejrzewała, że wyjechał, by unikać jej towarzystwa.

Powiedział kiedyś, że zdoła przeprowadzić ich oboje przez noc poślubną, ale Anna doszła do wniosku, że będzie potrzebował pewnej pomocy. I obmyśliła sposób, który miał im to ułatwić.


Mistrzu Phillipie, nie wiedziałam, że tu jesteś! – zawołała Anna, ściskając obie dłonie mężczyzny. Pielęgnowała Phillipe’a w czasie zarazy i czuła się z nim równie silnie związana, jak z Morvanem i Ascaniem.

– Mam honor być tutaj, pani – powiedział dwornie. Zawsze zwracał się do niej z najwyższą atencją. – Twój małżonek był tak uprzejmy, że mnie zaprosił. – Phillipe uprzejmie złożył najlepsze życzenia i oddalił się. Kupiec był zawsze bardzo skrępowany w jej obecności i zapewne to się nigdy nie zmieni.

Anna zerknęła w drugi koniec komnaty, gdzie Morvan rozmawiał z Ascaniem. Jej świeżo poślubiony małżonek miał niebywale ponury wyraz twarzy. Musiało stać się coś złego.

Wróciła znów myślą do Phillipe’a i po raz pierwszy zainteresowała się ludźmi bawiącymi się na jej weselu. Wielka sala na dole była zatłoczona. Wypełniały ją osoby mieszkające na stałe w zamku oraz służba i członkowie świty gości weselnych. Większość mieszczan i chłopów z majątku bawiła się na dziedzińcu.

Przebiegła wzrokiem morze głów w sieni i poza Phillipe’em dostrzegła także innych ludzi, których się nie spodziewała. Szybko przesuwała spojrzenie, zatrzymując się od czasu do czasu na którejś twarzy. Młodszy syn rzeźnika. Żona leśniczego. Jakieś maleństwo, które nie mogło mieć jeszcze dwóch lat. Wszyscy tutaj byli! Wszyscy, którzy przeżyli dzięki jej pielęgnacji. Dotychczas nie zwróciła na to uwagi.

Morvan znów zasiadł na miejscu pana zamku, po lewej ręce Anny.

– Coś nie w porządku? – zapytała.

– Drobiazg. Ascanio się tym zajmie.

– To raczej nie drobiazg, skoro przyszedł cię o nim powiadomić.

– Część twoich ludzi modli się na zewnątrz za twoje najświętsze dziewictwo. Proszą aniołów, by cię wyrwali z moich szponów. Może chciałabyś się do nich przyłączyć?

– Nie, ale pójdę z nimi porozmawiać. – Anna odsunęła krzesło, lecz Morvan złapał ją za ramię.

– Nie.

– Wystarczy jedno moje słowo, a odejdą.

– Wystarczy jedno spojrzenie na twoją twarz, na minę, jaka nie schodzi z niej od godziny, a upewnią się, że wdzięcznym sercem przyjmujesz ich modlitwy.

– To nieprawda – skłamała Anna. Do zachodu słońca była niezwykle radosna, ale potem rzeczywiście odmówiła kilka modlitw, błagając o ratunek.

– Naprawdę myślałaś, że uda ci się to przede mną ukryć? Wyczuwam twój nastrój lepiej niż dotyk tego aksamitu. Nie wiem, co się dzieje w twojej głowie, ale doskonale pamiętam warunki, jakie początkowo chciałaś mi narzucić. Nie wolno ci jednak zapominać o jednym, Anno. Jesteś moja. – Spojrzał na koniec stołu i skinął głową Catherine. Siostra podeszła pospiesznie. – Już teraz – oznajmił stanowczo.

Anna wpatrywała się w stojący przed nią srebrny talerz. Na wypolerowanej powierzchni metalu zobaczyła swoje odbicie. Zdjęła welon i jasne loki rozsypały się wokół bladej twarzy. Dostrzegła nieprzytomne spojrzenie swych oczu. Morvan miał rację; w ciągu ostatniej godziny nie najlepiej odgrywała swoją rolę.

Pochyliła się nad talerzem, żeby widzieć wyraźniej. Zamigotał szmaragdowy naszyjnik. Przypominała sobie, że widziała go w bagażu Morvana, kiedy ten leżał złożony chorobą, i była zaskoczona, kiedy dostała ten klejnot jako ślubny prezent. Morvan opowiadał jej, że otrzymał to drogocenne cacko od pewnej kobiety w Caen, bo po upadku miasta uratował jej rodzinę z rąk angielskiej armii.

Anna dotknęła zawieszonych na złotym łańcuchu kamieni. Już jeden taki szmaragd byłby wystarczająco hojnym darem. Mąż przejmował cały jej majątek, ale w zamian oddawał jej wszystko, co sam posiadał.

Ujęła jego dłoń.

– Oni wszyscy są tutaj, prawda? Wszyscy, którzy, jak my przeżyli? Mistrz Phillipe powiedział, że prosiłeś, by usiedli przy stole z najważniejszymi gośćmi.

– Pomyślałem, że chciałabyś mieć ich przy sobie.

Ta troskliwość wzruszyła dziewczynę. Uniosła dłoń Morvana do ust i pocałowała ją. Nagle jej uwagę przykuły gwizdy i okrzyki przy stole. Do jej krzesła podeszły damy. Catherine dotknęła jej ramienia.

– Chodź, siostro.

Morvan puścił rękę żony i zanim wyprowadzono ją z sali, zajrzał jej głęboko w oczy.

W sypialni stała odrętwiała, podczas gdy kobiety krzątały się wokół, przygotowując ją do łoża. Lady Gervaise odwinęła nowiutkie kapy i spryskała pościel aromatycznym olejkiem. Dwie inne zaczęły ściągać z dziewczyny ślubną suknię.

Wreszcie, gdy była całkiem naga, popchnęły ją na łóżko. Położyła się, a one okryły ją tak, by nie zakrywać piersi. Znów pojawiło się to okropne ściskanie w brzuchu.

Chwyciła siostrę za suknię.

– Zabierz je stąd natychmiast. I bardzo powoli wracaj do sali. Potrzebuję trochę czasu.

Jak tylko Catherine wyprowadziła kobiety z sypialni, Anna wyskoczyła z łóżka i podbiegła do swego kufra. Wyciągnęła długą wełnianą nocną koszulę i szybko włożyła ją przez głowę. Zdmuchnęła dwie zostawione na noc świece i rozwiązała kotary przy łóżku. W całkowitych ciemnościach wsunęła się pod przykrycie.

Ci lordowie, ci obcy mężczyźni pewnie odprowadzą Morvana na górę. Prawdopodobnie będą się nawet upierać, by wejść do sypialni. Anna doszła do wniosku, że nie może na nich czekać. Nie będzie tutaj leżała!

Złapała suknię i pognała do drzwi prowadzących na balkon. Niech sobie szydzą do woli z Morvana i jego bojaźliwej dziewicy, jak wejdą do środka i stwierdzą, że uciekła. W końcu naprawdę była bojaźliwą dziewicą.


Morvan starał się ukryć niecierpliwość.

Ileż czasu może zająć dziewięciu kobietom rozebranie jednej dziewczyny? Pewnie siedziały dookoła łoża i opowiadały sobie pikantne historyjki o własnych nocach poślubnych. Spojrzał na koniec stołu, na zachmurzonego Haarolda i pogodnego Fouke’a. Boże, tylko nie to. Będzie mógł mówić o prawdziwym szczęściu, jeśli Anna nie rzuci się w morze.

Przez ostatni miesiąc trzymał się jakoś w ryzach. Trochę mu pomogło unikanie dziewczyny, a wyprawa do Brestu przyniosła nawet wymierne korzyści. Ale od chwili powrotu każdy dzień oczekiwania był dla niego nieustającą torturą.

Nawet kiedy siedział przy Annie podczas posiłków i brał udział w ogólnej rozmowie, wracał myślą do tej nocy w Reading. Ale teraz posuwał się o krok dalej. Kończył to, co wówczas rozpoczął. Kochał się z nią w wyobraźni z większą inwencją, niż mógłby to zrobić w rzeczywistości. Anna była już i tak zbyt przerażona. Czym? Nie miał pewności.

Uwagę Morvana przyciągnął ruch i hałas na schodach. Zerwał się z miejsca w chwili, gdy Catherine weszła do sali, na co wszyscy biesiadnicy zareagowali wybuchem śmiechu. Baldwin, Gaultier i kilku młodszych lordów ustawiło się za nim. Podszedł też Ascanio z małą buteleczką w ręku.

Towarzysze Morvana rozśmieszali się nawzajem, wchodząc po schodach. Robili różne aluzje do siły ramion Anny i podsuwali panu młodemu sposoby wykorzystania własnej, danej od natury broni. Troskali się, czy Anna nie jest aby za duża dla jednego mężczyzny, i oferowali swą pomoc. Morvan odpowiadał żartobliwie na ich kpiny, ale tak naprawdę wcale ich nie słuchał. Duchem był już w sypialni. Z nią.

Przy drzwiach uniósł dłoń.

– Tylko ksiądz. Pobłogosławi łoże. – Odpowiedział mu chóralny protest, ale Morvan stał nieporuszony, dopóki rozczarowani mężczyźni nie odeszli z ociąganiem.

– Będzie ci wdzięczna, że oszczędziłeś jej godność – powiedział Ascanio.

– Naszą godność. Co za dużo, to niezdrowo.

Morvan otworzył drzwi.

Nie było jej. Kotary wokół łoża zostały opuszczone, ale on, nie wiedzieć skąd, miał pewność, że Anny tam nie ma.

Zauważył nagły błysk ulgi w oczach Ascania. Cóż, niezależnie od tego, co knuła ta dziewczyna, oszczędziła jednemu z nich piekielnie ciężkich chwil.

Morvan zapalił stojące po obu stronach łoża świece, potem na powrót zawiązał kotary i wreszcie Ascanio mógł pokropić wszystko święconą wodą i wypowiedzieć słowa błogosławieństwa.

Ksiądz odwrócił się do świeżo upieczonego małżonka i uniósł brwi. Morvan wskazał ręką stojące otworem drzwi balkonowe.

– Mogę sobie wyobrazić, jak ona się boi – mruknął Ascanio.

– Tak, ale pomyśl także, jak ja się teraz czuję.

Ksiądz wzruszył ramionami.

– To przecież normalne. W tych sprawach ona jest jeszcze jak dziecko.

– Nie całkiem – powiedział Morvan po chwili zastanowienia, wpatrując się w łóżko.

– Ponieważ wszystko dobrze się skończyło, nie będę ci robił wymówek. – Ascanio roześmiał się i ruszył do drzwi.

– Gdybyś nie był księdzem, mógłbyś być teraz na moim miejscu – stwierdził nieoczekiwanie Morvan.

– Ale jestem księdzem, więc to ty tutaj stoisz.

Morvan wsłuchiwał się w oddalające się kroki księdza, a potem podszedł do drzwi balkonu.

Загрузка...