26

Anna spacerowała wzdłuż okalających twierdzę zewnętrznych murów obronnych, rozkoszując się ciepłym słońcem i chłodnym powietrzem poranka. Zapowiadał się wspaniały dzień i postanowiła później wybrać się na długą konną przejażdżkę. Będzie musiała zabrać ze sobą obstawę. W tym nic się nie zmieniło, choć Gurwant zginął, a w majątku panował spokój.

Ale mogło być gorzej. Przez całe tygodnie po uratowaniu Morvana wstrzymywała oddech, oczekując silniejszych restrykcji z powodu nienarodzonego dziecka. Spodziewała się, że mąż całkowicie zabroni jej jazdy konnej. Ale on, mimo swych nadopiekuńczych skłonności, pozostawił wszystko jak dotychczas.

Szła spacerkiem wzdłuż muru aż do miejsca, skąd było już widać koniec umocnień. Kilka dni po ich powrocie mężczyźni zaczęli wznosić wysokie ogrodzenie, oddzielające północną część dziedzińca. Kiedy zapytała Morvana o przeznaczenie tej dziwnej konstrukcji, odpowiedział, że chce wybudować zagrodę dla Chmurki i Diabła.

Ale ogrodzenie było zbyt wysokie jak na ten cel i obejmowało za dużą powierzchnię. Tajemnica nie dawała Annie spokoju i codziennie przychodziła obserwować ścinanie drzew w lesie ociosywanie ich, holowanie i wbijanie w ziemię.

Teraz prace zostały już ukończone. Postanowiła tam pójść i zobaczyć, czy coś powstało w środku.

Morvan pojawił się na murach w chwili, gdy Anna dotarła do schodów. Podbiegła do niego.

– Chciałabym, żebyś przestał nosić tę brązową koszulę! – zawołała, szarpiąc ubranie z irytacją. Próbowała jeszcze raz ozdobić ją haftem i tym razem włożyła w to wiele wysiłku, efekt był jednak żałosny.

– Kiedy ja za nią przepadam. Jest idealna na ciepłe dni.

– To przynajmniej zgódź się, żeby jakaś kobieta wypruła ten haft.

– Podoba mi się taka, jaka jest.

Objął Annę i ruszyli przed siebie brzegiem morza. Morvan usiadł na wielkim kamieniu i posadził sobie żonę na kolanach. Nadal nie dostrzegał, że jest na to zbyt wysoka.

– Pierwszego dnia po twoim przyjeździe przyglądałam ci się, gdy siedziałeś na tym kamieniu – powiedziała. – Dobrze to pamiętam. Był akurat wyjątkowo piękny zachód słońca, niemal porażający pięknem. Obserwowanie go dawało przedsmak raju i wydawało mi się, że moja dusza stapia się z niebem i morzem.

Na twarzy Morvana pojawił się wyraz powagi i zamyślenia, jakby uznał jej opowieść za fascynującą.

– Pamiętam ten zachód słońca, jak zresztą wszystko, co się tego dnia wydarzyło.

– Kiedy słońce zaszło, spojrzałam w dół i dostrzegłam ciebie, całkowicie nieświadomego, że cię obserwuję.

– Taki całkiem nieświadom to nie byłem. Zawsze sądziłem, że moja miłość zrodziła się z oczekiwania na śmierć, ale teraz widzę, że zaczęła się na tej skale o zachodzie słońca. Wyczuwałem cię w tym wspaniałym widowisku, tak jak już zawsze potem cię przy sobie czułem.

– W takim razie cieszę się, że wyszłam tamtego wieczoru na balkon – powiedziała.

– I ja także. – Pocałował ją. – To otworzyło moje serce i nauczyło mnie, że w miłości można odnaleźć raj.

Objęli się mocno, poczuli taką wzajemną bliskość, o jakiej Anna nigdy nawet nie marzyła, nie wiedziała, że może istnieć. Zapatrzyli się w morze i niebo. Zwróciła uwagę, że mąż spogląda w stronę Anglii. Jego wzrok często wędrował w tamtym kierunku, gdy wychodzili razem na balkon. Cudowna jedność między nimi skłoniła ją do poruszenia sprawy, która już od pewnego czasu nurtowała ją w głębi serca.

– Czy w lecie będziesz próbował odzyskać Harclow?

– Nie. Parę lat zajmą mi przygotowania do tego. Pozwólmy, by najpierw świat wrócił do normy, umocnijmy te dobra, które mamy, a dopiero potem weźmiemy się za Harclow.

– My? Mówisz tak, jakbyśmy mieli się do tego zabrać razem.

– Od tej chwili będziemy razem we wszystkim. Przekonałem się, że nie mam nic przeciwko zwłoce, nawet się z niej cieszę. Chcę przez pierwszych kilka lat zajmować się swoim synem. Kiedy wyjadę, chcę mieć pewność, że zostawiam dziedzica.

– To może nie być syn, Morvanie.

– Wówczas niech Bóg ma w opiece tego szkockiego lorda. Jeśli będzie mądry, podda się od razu, żeby uniknąć ryzyka, iż pewnego dnia pod murami jego zamku zjawi się twoja córka pod moim sztandarem.

Mimo żartobliwego tonu mówili o wydarzeniach, które mogły w przyszłości mieć miejsce.

– Ja także się cieszę ze zwłoki. Nie próbowałabym ci przeszkadzać w spełnieniu twego posłannictwa, ale chciałabym przez pewien czas grzać się w cieple twojej miłości, zanim wyruszysz na tę niebezpieczną wyprawę.

– To zabrzmiało bardzo po kobiecemu, Anno.

– Owszem. Może to dziecko sprawia, że zaczynam czuć jak kobieta. A może miłość?

Morvan pogładził ją po twarzy i zajrzał jej w oczy.

– Bezpieczna przystań wcale mnie nie przeraża. Będziemy żyć w miłości przez długie lata, dopóki nie zestarzejemy się razem. Jestem tego równie pewien jak tego, że słońce i dziś zatonie w morzu, jak co dzień. Nie dla przelotnej miłostki zostałem przyprowadzony na ten skalisty klif.

Uwierzyła mu. Troska zniknęła, odsunięta w niepamięć przez pewność, jaką wyczytała w promiennych oczach Morvana.

– A teraz powiedz mi, czy jak już skończycie tę budowę, dowiem się wreszcie, co to jest? – Wskazała gestem głowy ogrodzenie.

– Już ci mówiłem. Kiedy rozmnożymy nasze konie, chcę, by Diabeł był tu, w zamku, na wypadek gdybym go potrzebował.

– Za wiele zachodu jak na ten cel. Wystarczyłyby w zupełności słupki i sztachety.

– Pomyślałem, że Chmurka będzie potrzebowała odrobiny prywatności. Podejrzewam, że jest równie niewinna jak jej pani. Zobaczmy, czy spotka się to z twoją aprobatą. – Morvan zsunął Annę z kolan i postawił ją na ziemi.

Ogrodzony teren był w rzeczywistości większy niż wydawało się z murów. Wewnątrz nie było niczego do oglądania poza jakąś dziwną skrzynią w rogu.

– Właściwie przyszło mi do głowy, że mogłabyś w tym miejscu założyć ogród – powiedział Morvan. – Ogród różany.

– Już mam ogród różany. Ale owszem, przydałoby się kilka drzew owocowych i krzewów. Kwiaty w lecie…

– Żartowałem, to nie ma być ogród, kochanie.

– W takim razie co?

– Rozmawiałem z Carlosem. Zaproponowałem mu, by został nadzorcą wszystkich farm. Będzie miał mniej czasu na ujeżdżanie koni. Pomyślałem, że mogłabyś mu przy tym pomóc.

Anna zaniemówiła ze zdumienia.

– Nie masz ochoty tego robić? – zapytał.

– Oczywiście, że mam!

– Zmienię zasady rotacji strażników. Co rano z zamku będzie wyjeżdżać zmiennik, a po południu będzie wracać do zamku ten, który zakończył służbę. Kiedy postanowisz pojechać do stadniny, przyłączysz się do nich. Po urodzeniu dziecka możesz nie mieć czasu, by jeździć tam tak często. Konie będą przyprowadzane tutaj i tu będziesz je ujeżdżać.

Anna oceniła wzrokiem przestrzeń. Będzie wystarczająca. Wysokie ogrodzenie odizoluje konie od zamkowego życia, by nic nie rozpraszało ich uwagi.

– A nie boisz się, że spadnę z końskiego grzbietu i zrobię krzywdę sobie lub dziecku?

– Kobieta, która potrafi stanąć na czele armii, będzie miała dość rozumu, by nie ryzykować skręcenia karku lub utraty dziecka. Myślę, że sama będziesz wiedziała, kiedy przerwać, i że nie będziesz podejmować żadnych ryzykownych zadań.

– Nie zamierzam stawać na końskim grzbiecie, jeśli to miałeś na myśli.

– Właśnie to miałem na myśli.

Morvan podszedł do skrzyni, otworzył ją i przywołał Annę. Wewnątrz było kilka worków, a na samym wierzchu leżała jego czerwona koszula. Wyjął ubranie i podał Annie.

– Włóż to, Catherine je dla ciebie uszyła.

Patrzyła na to zaskoczona. Morvan sięgnął głębiej i z jednego z worków wydobył miecz.

– Dostałem go w prezencie od Davida. Teraz przekazuję go tobie. Jest lżejszy od większości mieczów. Będziesz mogła utrzymać go w jednej ręce i nauczysz się bardziej polegać na tarczy. – Wyjął nową tarczę z następnego worka i oparł broń na piersi. – W stadninie będziesz mogła się ćwiczyć w strzelaniu z łuku, ale miecza możesz używać wyłącznie tutaj i tylko ze mną. Chciałbym, żebyś mi to obiecała. Ta broń może ci służyć wyłącznie do ćwiczeń dla przyjemności. Bo niezależnie od tego, jaką biegłość osiągniesz w walce na miecze, nigdy nie będziesz na tyle silna, by zmierzyć się z wyszkolonym mężczyzną, i musisz unikać tego w każdej sytuacji.

– Będziesz mnie uczyć? – Anna niemal osłupiała.

– Tak.

– Przecież wiesz, że prędzej czy później zostanę ranna.

– Biorąc pod uwagę moją biegłość w tej sztuce, raczej dużo, dużo później. Będę uważał.

– Ale bez przesady, mam nadzieję. Bo wtedy nie miałabym szansy niczego się nauczyć.

Morvan wybuchnął śmiechem.

– Masz zamiar się przebrać czy wracamy do zamku?

Natychmiast zaczęła zdejmować suknię. Zerknęła przez ramię.

– Ogrodzenie jest wysokie – uspokoił ją Morvan. – Nikt cię nie zobaczy. Ascanio pomógł mi sprawdzić pole widzenia, kiedy zaczęliśmy wznosić pierwszą ścianę.

A więc konsultował się w tej sprawie z Ascaniem, podobnie jak z Catherine i Carlosem. Wszyscy, którzy byli dla niej najważniejsi, pomogli mu przygotować dla niej tę niespodziankę.

Suknia opadła na ziemię, Anna wyszła z niej i odłożyła ją na bok. Po chwili dołączyła do niej koszula dziewczyny. Była naga, jeśli nie liczyć pończoch i butów. Sięgnęła po koszulę, lale zatrzymała się.

– Szukasz tego? – Morvan wyjął z zanadrza długą jedwabną szarfę. Pomógł Annie owinąć nią piersi. – Ale potem znów ją muszę zabrać – powiedział spokojnie.

Wsunęła ręce w rękawy koszuli. Sięgała jej do kolan, ale została uszyta na jej miarę.

Morvan cieszył się z jej zaskoczenia i radości. Anna podskoczyła i objęła męża.

– Dlaczego to robisz? – spytała.

Wplątał palce w jej włosy.

– Kiedy siedziałem w lochach Haarolda, miałem mnóstwo czasu na myślenie, kochanie. To wszystko wydaje się teraz takie mało ważne. Dwukrotnie wyrwałaś mnie z paszczy śmierci i dwukrotnie ofiarowywałaś mi potem wspaniały dar. Pierwszym byłaś ty sama, drugim dziecko. To, co ja chcę ci dać, to w porównaniu z tym drobnostki.

– Dla mnie to nie są drobnostki, Morvanie. Podejrzewam, że nigdy nie kochałam cię tak bardzo jak w tej chwili.

– Ani ja ciebie. Ale źle by się stało, gdyby moja miłość sprawiła, że przestałabyś być tą kobietą, w której się zakochałem. Prawdę mówiąc, twój widok w męskim stroju i z bronią w ręku zawsze wydawał mi się niezwykle podniecający. Taki właśnie obraz nosiłem w sercu tej nocy, kiedy czekałem na śmierć z ręki Gurwanta. – Morvan wskazał ręką miecz. – Zaczynajmy. Spraw, Boże, byś nigdy nie musiała używać tego w celach innych niż rozrywka, ale w dzisiejszym świecie nie możemy być niczego pewni. Gdyby kiedyś zabrakło mojej ochrony, nie chciałbym, byście ty czy dziecko stali się ofiarami jakiegoś mężczyzny.

– Jeśli podejdziemy do tego poważnie, to te ćwiczenia będą przypominały udział w bitwie. Spodziewam się, że będzie mnie po nich dręczyć bezsenność.

Błysk w czarnych oczach męża, który pojawił się w reakcji na jej słowa, sprawił, że serce Anny podskoczyło.

– Liczę na to.

Dziewczyna podniosła miecz i tarczę. Idealnie pasowały do jej rąk, czuła się z nimi znakomicie.

Rozkoszując się swą siłą i miłością, stanęła naprzeciw Morvana.

Загрузка...