25

Anna siedziała przy stole w wielkiej sali i wpatrywała się w drzwi komnaty męża. Zanim wjechała do zamku, Morvan i wasale zamknęli się już w niej z Haaroldem. Wiedziała, co się tam teraz dzieje, wiedziała również z góry, czym się to musi skończyć.

Spojrzała na swą błękitną suknię. Nadal miała pod nią ten skandaliczny kostium, który należał do jej planu. Zastanawiała się, co mąż będzie miał do powiedzenia na temat niektórych elementów jej planu ocalenia go. Właściwie to była ciekawa, co powie o całym planie.

Morvan żyje, a Gurwant jest martwy i nic poza tym nie ma znaczenia, powtarzała sobie w duchu. W końcu jednak mąż zacznie zdawać sobie sprawę z ryzyka, jakie podjęła, i dojdzie do wniosku, że szanse Anny były znikome. Jak zareaguje, kiedy minie początkowa radość, że pozostał jednak przy życiu.

Nie dziwiła się, że nie przyjechał do niej natychmiast po rozprawieniu się z Gurwantem. Zdawała sobie sprawę, że myślał wyłącznie o tym, co właśnie w tej chwili działo się za zamkniętymi drzwiami komnaty. Czekał go bardzo niemiły sąd i Anna nie miała pretensji, że chciał to mieć za sobą, zanim zacznie się świętowanie.

Nastrój zebranego w wielkiej sali tłumu był niezwykle spokojny, prawie nie było hałasu. Wszyscy ulokowali się pod ścianami, zarówno zwycięzcy, jak i pokonani, i czekali pełni chorobliwej wręcz fascynacji na wiadomość, której wszyscy się spodziewali. Haarold złamał najświętszą przysięgę rycerską, jedyną właściwie, jakiej mężczyźni skrupulatnie przestrzegali, w świecie, w którym przyszło im żyć, jedna tylko mogła być za to kara i od niej zależało przyszłe trwanie tego świata. Prawo było nadzwyczaj proste. Jeśli ktoś złamie hołd lenny, wznosząc przeciwko swemu panu broń, musi umrzeć.

W martwą ciszę wdarło się nagle kobiece zawodzenie. Gervaise gwałtownym ruchem szarpnęła drzwi komnaty, w której odbywał się sąd. Syn próbował ją powstrzymać, ale kobieta rozpaczliwie odpychała jego ramiona, by uwolnić się z objęć. Udało jej się oswobodzić i wpadła do komnaty. Anna zerwała się z miejsca i także próbowała ją zatrzymać, ale kobieta znalazła się już wewnątrz, podczas gdy Anna i Paul zatrzymali się w progu.

Gervaise podbiegła do Morvana, padła na podłogę u jego stóp i obejmując jego kolana, szeptała błagania. Anna nie dosłyszała, co mąż odpowiedział, bo pochylił się nad nieszczęsną kobietą. W końcu Haarold podniósł ją z podłogi i wyprowadził z komnaty. Pocałował ją delikatnie i oddał w ramiona Anny.

Drzwi ponownie zostały zamknięte, ale teraz to już nie mogło potrwać długo.

Gervaise uparła się, by zostać w wielkiej sali. Chciała zobaczyć wychodzącego męża. Objęła oburącz dłonie Anny, położyła je na swych kolanach i ściskała z całej siły.

– Zaprzepaścił nasze dobra – szepnęła ochryple. – Osiedliśmy tu prawie tak dawno jak twoja rodzina w La Roche de Roald To była najłagodniejsza z kar za taki występek. Zdradziecki wasal nie może pozostać na dawnej ziemi.

– Ale twojego syna nie spotka krzywda. – Starała się ją pocieszyć Anna. Postanowiono oszczędzić syna, który nakłonił Haarolda do poddania się.

– Musi wyjechać przed zapadnięciem zmroku. Twój mąż powiedział, że może ze sobą zabrać tylko broń, zbroję i konia.

Anna pomyślała, że to niezwykle wspaniałomyślna decyzja. Paul będzie gotów do natychmiastowego wstąpienia do czyjejś służby i nie znajdzie się w nędzy. Jednak ze względu na Gervaise postanowiła znaleźć sposób, by wsunąć Paulowi przed odjazdem parę monet do kieszeni.

– Chcą go stracić. Ma dać gardło pod miecz. Nie dano mu nawet szansy stanięcia z kimś w szranki, by mógł zginąć honorowo, w walce.

Anna nie wiedziała, co powiedzieć. Gervaise ściskała jej dłonie coraz mocniej.

– Morvan cię wysłucha – błagała. – Haarold dał się skusić Gurwantowi. Jak tylko pojmali Morvana, zaczął tego żałować, ale uważał, że jest już za późno. Proszę, Anno. On był przyjacielem twojego ojca, całkowicie lojalnym przez wiele lat. Przybył ci na pomoc, kiedy go wezwałaś w listopadzie.

Anna objęła szlochającą kobietę i przytuliła ją do piersi.

Całym sercem była z Gervaise. Ale i z Morvanem. Wyczuwała jego nastrój. Niezależnie od tego, co nakazywało prawo, napełniało go niesmakiem, że musi na zimno skazać na śmierć wasala. Był to jedyny obowiązek lorda, którego najchętniej by uniknął.

Może gdyby był lordem od wielu lat, okazałby łaskę, obecnie jednak jego pozycja pana tych ziem nie była jeszcze ugruntowana. Gdyby Haarold uszedł z życiem, jak zrozumieliby to Gaultier i Baldwin?

Drzwi gabinetu zostały otwarte i wyszło z nich czterech wasali. Gervaise podeszła do męża. Odszedł z nią na bok i powiedział coś do niej po cichu. Annie przyszło nagle do głowy, że ten człowiek pewnie w ciągu ostatnich dwudziestu lat nigdy nie okazał tej kobiecie tyle delikatności ile w tej chwili.

Odsunął się i spojrzał na Annę znacząco, jakby prosił ją, by trzymała Gervaise z dala od murów obronnych. Potem zacisnął zęby i stanowczym krokiem podszedł do pozostałych wasali. Razem wyszli z sieni.

Anna zajrzała do gabinetu. Morvan stał plecami do niej. Miał obandażowane ramię.

W wyobraźni setki razy odgrywała scenę ich ponownego spotkania. Z reguły towarzyszyła jej radość, czasem jednak gniew. Nigdy jednak nie przyszło jej do głowy, że może to nastąpić w cieniu śmierci.

Wystarczyłoby wycofać się teraz po cichu i schronić się w którejś z komnat, a jej najwspanialsze, najradośniejsze fantazje ucieleśniłyby się jednak, choć nieco później.

Podeszła do Gervaise i chwilę z nią porozmawiała, by ją uspokoić. Potem nieszczęsna kobieta wróciła do swojej komnaty.

A Anna wróciła do Morvana i położyła mu dłoń na plecach. Odwrócił się, nagle wyrwany z zamyślenia, i na jego twarz wypłynął uśmiech, odpędzając z niej smutek. Przyciągnął Annę do siebie.

– Przepraszam, że nie przyszedłem do ciebie od razu – mruknął i ukrył twarz w jej włosach.

– Rozumiem dlaczego. – Jego uścisk znów dokonał czarów. Anna całkowicie się poddała, pozwoliła, by wypełnił pustkę w jej duszy i ożywił wspomnienia, które zbyt szybko odeszły niemal w niepamięć.

Morvan obudził zmysłowym dotykiem wszystko, co w niej żywe. Anna nie chciała, by cokolwiek, nawet śmierć, zakłóciło tę błogość między nimi.

– Nie musisz tego robić – szepnęła cicho, żałując, że sama niszczy nastrój.

– Nie, ale uznano, że nawet ze zranioną prawą ręką jestem jednak najsilniejszy. A nikt nie chciałby, żeby Haarold cierpiał.

– Nie to miałam na myśli. To w ogóle nie musi się wydarzyć. Wiem, że popełnił straszliwą zbrodnię, ale lord ma prawo być wspaniałomyślny, jeśli taka jest jego wola, prawda?

– Po to tu przyszłaś? By prosić o jego życie?

– Był jednym z najbliższych przyjaciół mojego ojca, Morvanie. I przez lata całe wiernym wasalem.

– Ale wobec mnie okazał się nielojalny, Anno.

Nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Haarold wydał jej męża na pewną śmierć. Zbyt wiele, by oczekiwać łaski.

Morvan ujął jej twarz i gładził jej policzki kciukami.

– Gdyby chodziło tylko o mnie, pal sześć. Ale on był gotów oddać ciebie w ręce tego szaleńca.

– Czy żaden z pozostałych wasali nie wstawił się za nim?

– Nie. Nawet Fouke. Nawet jego syn Paul. Ty jesteś jedyną osobą, poza jego żoną, która prosi o jego życie.

Anna zdawała sobie sprawę, że powinna nienawidzić Haarolda za rolę, jaką odegrał w knowaniach Gurwanta. Gdyby jej plan się nie powiódł, Morvan już by nie żył, a Haarold byłby za to odpowiedzialny. Ale jej plan się powiódł, mąż żył, a człowiek, który był, jej zdaniem, wszystkiemu winien, został zabity. Chciała tylko, żeby Morvan pozostał w jej ramionach, żeby nie odchodził, by ponownie tego dnia wznieść miecz.

– Powiedziałeś kiedyś, że nigdy cię o nic nie poprosiłam. Teraz proszę cię o jego życie.

– Nie rób tego, Anno. – W oczach Morvana pojawiła się irytacja.

– Robię to.

Potrząsnął głową z niedowierzaniem.

– Jeden jedyny raz czegoś ode mnie chcesz, dlaczego jest to życie człowieka, który o mały włos nas nie zniszczył?

Anna przytuliła się do męża i zmusiła go, by spojrzał jej w oczy.

– Nie proszę o to dla siebie, dla Gervaise, a szczególnie nie dla Haarolda. Pewnego dnia dziecko, które noszę pod sercem, usłyszy o dzisiejszym dniu. Chcę, by mu opowiedziano o wspaniałomyślności ojca, a nie o jego gniewie.

Morvan zamarł w całkowitym bezruchu. Anna obserwowała, jak znaczenie jej słów powoli zaczyna do niego docierać. Oczy mu pojaśniały, a na jego usta powoli wypłynął uśmiech.

– Jesteś pewna?

– Pytałam Catherine i Ruth. Jestem na tyle pewna, na ile w ogóle kobieta może być pewna.

– Nie chciałaś tego. – Morvan pogładził ją po policzku.

– Mówiłeś, że twoi przodkowie pochodzą z Bretanii. W takim razie przynajmniej kropla bretońskiej krwi płynie w twoich żyłach. Będę więc miała bretońskiego dziedzica, o którym marzyłam, Morvanie.

Obdarzył ją słodkim, pełnym wdzięczności pocałunkiem. Anna rozkoszowała się cudownym poczuciem komfortu, jakie dawały jej ciepłe ramiona męża.

– Myślę, że człowiek musiałby być niewiarygodnie gruboskórny, gdyby w dniu, w którym otrzymał tak cudowną wiadomość, nie okazał wspaniałomyślności. – Morvan uśmiechnął się do żony.

– Też tak sądzę.

Ramię przy ramieniu weszli do wielkiej sali. Z każdym krokiem rosła duma Morvana i radosne uniesienie. Kiedy znaleźli się przy schodach prowadzących na mury, obejmował żonę już tak mocno, że niemal niósł ją na ramieniu.

U szczytu schodów obdarzył ją długim, głębokim pocałunkiem. Jego dłoń mężczyzny, jakby wiedziona ciekawością, spoczęła na brzuchu żony.

– Jeszcze nic nie widać – szepnął, świadom, że obserwują ich obcy ludzie.

Na środku murów czekało w grobowym milczeniu czterech wasali. Dołączył do nich Ascanio. Fouke trzymał w ręku ciężki miecz przystosowany do obu rąk. Wszystkie twarze stężały w ponurym oczekiwaniu na spełnienie niemiłego obowiązku.

Anna i Morvan podeszli z uśmiechem. Wszyscy wymienili zgorszone spojrzenia. Na twarzy Haarolda malował się wyraz potępienia i niesmaku, że Morvan przerywa egzekucję, by objąć i pocałować żonę. To, że to była jego własna egzekucja, najwyraźniej nie miało dla Haarolda większego znaczenia.

Fouke zaczął wysuwać z pochwy ogromny miecz katowski, ale Morvan uniósł dłoń i potrząsnął głową.

– Żona przekazała mi właśnie wspaniałą wiadomość. Dla żadnego innego powodu nie darowałbym ci życia, Haaroldzie, ale zrobię to, by uczcić Annę i dziecko, które nosi. Musisz jednak natychmiast opuścić moje ziemie.

Zebrani na murach odetchnęli z ulgą. Fouke klepnął po ramieniu swego starego przyjaciela.

Morvan spojrzał ponad głowami zebranych w odległy kąt dziedzińca.

– Widzę, że giermek już przyprowadził twojego wierzchowca, Haaroldzie.

Haarold i pozostali odwrócili się i śledzili wzrokiem powolne kroki dwóch koni. Na jednym z nich siedział kościsty wyrostek w workowatych spodniach i wysokich butach. Kapelusz z szerokim rondem niemal całkowicie zasłaniał twarz.

– Co do diabła… spójrzcie tylko, to kobieta! – zawołał Haarold.

– Co znaczy twój zdumiewający okrzyk, mężu? – rzuciła Gervaise spod kapelusza i podała mu wodze jego konia.

– Natychmiast idź i przebierz się w przyzwoite ubranie. Nie życzę sobie, by widziano mnie jadącego u boku żony przebranej w ten sposób.

– A ja nie życzę sobie jechać Bóg wie jak długo i jak daleko w ciężkich, niewygodnych szatach. Ten strój jest bardzo praktyczny. Jest też bezpieczniejszy dla kobiety. Tak twierdzi lady Anna.

Haarold spojrzał na Annę z furią.

– Chciałbyś coś powiedzieć, Haaroldzie? – zapytał Morvan. – Może pragniesz oznajmić, że wolisz zginąć, niż być widzianym w towarzystwie kobiety ubranej po męsku? Miecz katowski czeka. – Odwrócił się w stronę Gervaise. – Pani, jeśli wolisz, możesz pozostać z nami. Dopilnujemy, byś dotarła bezpiecznie do swych krewnych.

– Nie, panie, pojadę z tym starym zrzędą. Nie wiedziałabym, co robić bez tej skrzywionej ponuro gęby, marszczącej się groźnie na mój widok przez cały boży dzień.

Pozostali wasale przestali udawać, że nie bawią się świetnie kosztem Haarolda. Wyśmiewali się z niego, kiedy sadził wielkimi krokami i dosiadał konia. Gervaise pochyliła się i uścisnęła dłoń Anny, zanim ruszyła u boku męża.

Morvan odwrócił się ku mężczyznom, którzy stali kręgiem za jego plecami.

– Czy jest jeszcze coś, czym muszę się pilnie zająć? Nie? Znakomicie.

Anna pisnęła z zaskoczeniem, kiedy porwał ją na ręce i ruszył w stronę zamku. Potem pocałował ją i dziewczyna natychmiast ogłuchła na gwizdy i szepty zgromadzonych w wielkiej sali ludzi Podjęłaś zbyt wielkie ryzyko.

Głos męża wyrwał ją ze zmysłowego oszołomienia. Kochali się najpierw dziko i gwałtownie, a potem powoli i czule. W komnacie nadal panowała atmosfera silnych emocji, wynikających ze świadomości, iż niewiele brakowało, a utraciliby się na zawsze.

Spokojne stwierdzenie Morvana zaalarmowało Annę. Zamarła. Miała nadzieję, że przynajmniej przez dzień czy dwa mąż nie będzie o tym myślał.

– Mnóstwo spraw mogło pójść niezgodnie z twoimi założeniami – dodał.

– Ale tak się nie stało. Plan zadziałał. – Anna uznała, że całkowity sukces akcji będzie najlepszą linią obrony.

– Gurwant mógł kazać zatrzymać wóz z dala od podwyższenia.

– Byłam pewna, że będzie chciał, żebyś wszystko widział.

– Mógł nie pozwolić Marguerite stanąć obok mnie.

– Chciał, żeby zeszła mu z drogi i nie kręciła się pod nogami.

– Konie mogły nie pobiec za twoim wierzchowcem.

– Poprzednio za nim poszły.

– Gurwant mógł cię po prostu zabić, jak tylko się pojawiłaś. Wystarczyłaby jedna strzała z łuku.

– To by było zbyt proste. On za bardzo lubił upokarzać ludzi, żeby wybrać takie rozwiązanie. – Anna wsunęła palce we włosy Morvana. – Tak. Bardzo ryzykowałam. Rzeczywiście narażałam się na niebezpieczeństwo. Ale udało się, Morvanie. I gdyby trzeba było, zrobiłabym to jeszcze raz.

Podniósł ramiona. Jego wzrok przesuwał się po ciele Anny i zatrzymał się na brzuchu.

– Wystawiłaś na niebezpieczeństwo nie tylko siebie. Powinnaś była zostać w La Roche de Roald. – Głos Morvana był raczej zamyślony niż gniewny.

– I pozwolić, byś zginął? A co potem? Miałabym sama wychowywać to dziecko? A może twój król przysłałby mi nowego męża?

– Gdyby twój plan się nie powiódł, gdyby Gurwant mnie zgładził i wziął ciebie, ogłosiłby, że to jego dziecko.

– Zostawiłam dokument, poświadczony przez Ruth, Catherine i księdza z miasteczka. Głosi stanowczo, że w chwili wyjazdu nosiłam już twoje dziecko.

– Ktoś jeszcze o tym wiedział? Ascanio?

– Nikt, a szczególnie Ascanio i Carlos. Gdyby wiedzieli, za nic w świecie nie pozwoliliby mi jechać. Obaj zrobili się tak samo nadopiekuńczy jak ty.

Przyciągnął ją do siebie i szorstką dłonią pieścił całe ciało Anny, od ramion aż do kolan. Wydawało się jednak, że ich rozmowa jeszcze nie dobiegła końca.

– Jak bardzo jesteś na mnie zły, Morvanie? Czy do końca życia będziesz mi wypominał, że wystawiłam na niebezpieczeństwo twoje nienarodzone dziecko?

– Zważywszy na to, że jestem żywy, a nie martwy, byłoby z mojej strony czarną niewdzięcznością obwiniać cię o cokolwiek. Nie znajduję w sobie gniewu. Niewielu mężczyzn mogłoby się poszczycić żoną zdolną do podjęcia dla nich takiego ryzyka. – Był spokojny i zamyślony, bezwiednie gładził czubkami palców plecy Anny. – Dziecko wszystko zmienia. Teraz nie mogę pozwolić ci odejść.

– Ja nigdy nie prosiłam, byś mi pozwolił odejść. To ty uznałeś, że wspólne życie byłoby dla nas zbyt trudne.

Morvan odwrócił ją na plecy i uniósł się nad nią.

– To nieprawda. Chciałem, byś była szczęśliwa.

– Chciałeś wyrzucić nasz kontrakt. Dałeś mi, Morvanie wybór: zmienić samą siebie lub odejść. Cóż, teraz nie mogę już odejść, nie mam więc wyboru. Ale nie mogę się zmienić. I nie chcę. Wiedziałeś, kogo sobie bierzesz, lojalnie cię o tym uprzedzałam.

Oczy Morvana iskrzyły się wesołością podczas krótkiej przemowy Anny. Nie mogła pojąć, co on widzi zabawnego w tym, że ona przez następne czterdzieści lat będzie mu uprzykrzała życie.

– A gdyby nie było dziecka, Anno, co byś zrobiła? – zapytał cicho.

Spojrzała w te świetliste oczy, które nadal ją hipnotyzowały.

– A co byś chciał, żebym zrobiła, Morvanie?

Ujął jej rękę, pocałował każdy palec z osobna, a wreszcie wnętrze dłoni.

– Jestem w tobie zakochany od pierwszej nocy – powiedział po prostu, jakby mówił jej to setki razy.

Nie mówił o czystym pożądaniu ani o przyjaźni. Anna była ciekawa, czy dostrzegł jej zaskoczenie, czy zauważył, że wstrzymała oddech.

– Dostaliśmy w darze wyjątkową miłość, Anno, miłość, która rzadko staje się udziałem ludzi. Mnie z całą pewnością jeszcze nigdy przedtem się nie trafiła. Pozwoliłbym ci odejść, ale złamałoby mi to serce. Chciałbym, żebyś została.

Przyciągnęła go do siebie, objęła z całej siły i zaczęła całować jak szalona.

– A ja nigdy nie mogłabym odejść.

Загрузка...