19

Anna słyszała pomruk niskich głosów w pokoju, potem zapadła cisza. Mocniej objęła się ramionami, by uspokoić kłębiące się w niej sprzeczne emocje.

Zwracając się do Morvana, popełniła potworny błąd. Byłoby jej teraz łatwiej, gdyby została żoną kogoś obcego, do kogo nie żywiłaby żadnych uczuć.

Jak zawsze tak i teraz wyczuła obecność Morvana, która natychmiast wypełniła niewielką przestrzeń balkonu. Wbrew jej woli przeszył ją dreszcz oczekiwania. Oderwała wzrok od morza i spojrzała ku drzwiom. Morvan opierał się o framugę i patrzył na nią. Docierające z pokoju słabe światło świec obudziło w oczach mężczyzny tysiące iskier, które migotały jak rozsiane po niebie gwiazdy.

– Czy będzie mi potrzebny miecz? – zapytał.

Anna znów spojrzała na morze.

– Wyszli?

– Był tylko Ascanio, pobłogosławił łoże. Powinnaś wiedzieć, że innym nie pozwolę wejść.

Nadal stał w drzwiach, ale Annie wydawało się, że jest tuż przy niej, że otacza ją jak powietrze. Czuła, że coś groźnego, niebezpiecznego, co zwykle trzymał na uwięzi, teraz wyrwało się na wolność. Jak tej pierwszej nocy w szałasie. To dlatego chciała wówczas wyjść.

Teraz nie mogła tego zrobić.

– Okazało się, że wcale nie jestem jeszcze gotowa – powiedziała.

– Może nigdy nie będziesz gotowa.

To nieuniknione. Już teraz. Anna czuła się straszliwie bezbronna na tej niewielkiej przestrzeni balkonu, ale nawet bezmiar nieba i morza nie pozwoliłby jej się ukryć.

– Wejdź do komnaty, Anno. – Mówił cicho, ale wyczuła w jego głosie stanowczość.

Spojrzała na drzwi. Nie było w nich Morvana. Wyprostowała się i ruszyła naprzód.

Wśliznęła się do środka i zamknęła za sobą drzwi. Morvan stał przy palenisku i wpatrywał się w płomienie. Czekając na nią, zapalił świece po obu stronach łóżka i rozsunął zasłony. Anna zmarszczyła czoło. Przecież powinien zdawać sobie sprawę, że w ciemności byłoby mu łatwiej.

– Doszłam do wniosku, że nie masz racji, Morvanie. Nie musimy tego robić. Sfałszujemy dowód, a ja złożę ci uroczystą przysięgę, że nigdy nie wyjawię prawdy.

Odwrócił się, by spojrzeć na jej twarz. Opuścił powieki, ale nie zdołał ukryć błysku w oczach. Milczenie stało się przytłaczające. Z Morvana emanowała jakaś siła, wobec której Annie z najwyższym trudem udawało się wytrzymać jego wzrok.

– Niezbyt dobrze mnie znasz, skoro sądzisz, że mógłbym przystać na podobną propozycję – odparł. – Ceremonia ślubna i weselne obyczaje wytrąciły cię z równowagi, to wszystko. Podejdź do ognia. Rozgrzej się i napij się trochę wina.

Napełnił puchar i przyniósł go do paleniska. Anna nie odważyła się nawet drgnąć.

– Przestań się zachowywać, jakbyś była przerażonym i nietkniętym małym dzieckiem, które wydano za mąż, Anno. Chodź tu.

Przytyk i rozkaz odniosły skutek. Podeszła do Morvana, wzięła kielich i opadła na jedyne w komnacie krzesło. Wypiła duży łyk wina.

– Sądziłam, że nie zmuszasz kobiet siłą.

– Pewnie dlatego, że nigdy nie musiałem tego robić. Na przykład ty zawsze byłaś gotowa mi się oddać, ilekroć cię dotknąłem. I znów tak będzie.

To buńczuczne przypomnienie władzy, jaką nad nią ma, sprawiło, że Anna spojrzała na niego. Patrzyła z irytacją, nawet kiedy zaczęła czuć mrowienie w zdradzieckim ciele. On wykorzystywał to niewidzialne oddziaływanie, kiedy tylko zechciał, teraz także roztaczał je wokół siebie, by ją omotać.

– Nie próbuj z tym walczyć, Anno. Ostrzegałem cię już tam, na dole, żebyś nie próbowała. Ta noc może się skończyć tylko w jeden sposób. To nie Reading i nie zostawię ci wyboru. Jesteś moja i wezmę cię.

Serce dziewczyny zaczęło bić jak szalone, była zażenowana, nagle wpadła w panikę. Gdy do niej podszedł, jego bliskość wzmogła jeszcze niepokój. Uporczywie wpatrywała się w puchar.

– W takim razie zgaś świece – poprosiła. – I postaraj się, żebyśmy jak najszybciej mieli to już za sobą.

Poczuła, że wyciągnął do niej rękę, jeszcze zanim dotknął jej włosów.

– Nie należę do mężczyzn, którzy starają się robić to szybko. Mógłbym sprawić ci większy ból, niż to konieczne. I wolę, żeby paliły się świece. Pragnę cię widzieć i chcę, żebyś ty mnie widziała. Chcę, żebyś zapamiętała mężczyznę, który cię zdobył.

Powoli głaskał jej włosy. Anna poczuła mrowienie na głowie i karku. A więc tak ma się to odbyć. Chciał powtarzać kłamstwa, które zaczął jej mówić w tej właśnie komnacie. Będzie udawał pożądanie, a ona ma udawać, że w nie wierzy. Ale Anna nie chciała brać udziału w tej farsie. Nie zamierzała dopuścić, by jej prawdziwa namiętność do tego mężczyzny została wykorzystana do uwiarygodnienia oszustwa.

Okazało się jednak, że to, czego pragnie jej mózg, nijak się ma do potrzeb jej ciała. Palce Morvana przesunęły się po jej szyi, wzdłuż brzegu koszuli i zaczęły powoli zsuwać okrycie z ramion. Anna zadrżała, a węzeł w jej brzuchu zaczął się nagle sam rozwiązywać, ustępując miejsca czemuś innemu, nieodpartemu.

Morvan rozdzielił jej włosy, pochylił się i pocałował odsłonięty kark. Zamknęła oczy, gdy przeszył ją rozkoszny dreszcz. Rozkoszy towarzyszyło jednak zakłopotanie i głębokie poczucie zagrożenia.

Zerwała się z krzesła i rzuciła rozpaczliwe spojrzenie na ogień w palenisku.

– Nie masz dokąd uciekać, Anno. Wracaj do mnie. We mnie nie ma niczego strasznego.

Wszystko w nim jest straszne.

Stanęła twarzą w twarz z Morvanem. Będzie całkowicie szczera. To przynajmniej oszczędzi jej niepłynących z serca uwodzicielskich sztuczek.

– Nie boję się. Po prostu stwierdziłam, że niezbyt odpowiada mi ta rola. Wiem, że kłamałeś wtedy w Reading. Że nie powiedziałeś prawdy, tłumacząc, dlaczego się wycofałeś. Zawsze zdawałam sobie sprawę, że nie należę do kobiet, których mężczyźni pożądają. Nawet ty pod koniec nie mogłeś się przemóc.

Na twarzy Morvana odmalowało się najpierw zaskoczenie, po chwili rozbawienie, wreszcie się zamyślił.

– A więc to o to chodzi – powiedział. – Nie mogę odpowiadać za innych mężczyzn, ale ja pragnąłem cię od pierwszego dnia, kiedy cię spotkałem. I to pożądanie doprowadzało mnie do szaleństwa. Nieważne, czy mi wierzysz. Wkrótce ci to udowodnię.

Nie musiał, bo odczytała prawdę w jego oczach. Szybko się odwróciła, bo mimo dzielącej ich odległości, odczuła pełen pożądania wzrok Morvana niemal jak fizyczne uderzenie.

Silne dłonie objęły jej talię. Stał tuż za nią. Czuła na plecach ciepło jego ciała, słyszała bicie własnego serca, które zaczęło walić zbyt głośno i zbyt mocno.

– Oszukiwałaś samą siebie, Anno, a to do ciebie niepodobne – szepnął jej wprost do ucha. – Może w pierwszej chwili, tamtej nocy, rzeczywiście tak pomyślałaś, ale później zdawałaś już sobie sprawę, że powiedziałem prawdę, że wycofałem się z powodu danego ci słowa. Twoje serce wiedziało. Tylko łatwiej ci było iść do klasztoru, wierząc w najgorsze. Tak myślę.

Całował włosy dziewczyny, potem pochylił się i dotknął ustami jej karku. Próbowała walczyć z czymś, co narastało w głębi brzucha, z bolesną pustką między udami i z szokującym odkryciem, że Morvan ma rację.

– Myślę, że ta noc będzie dla ciebie zaskakująca także pod innym względem – mruknął. – Twój dzisiejszy lęk to nie jest termalna obawa, prawda? Nie boisz się bólu przy utracie dziewictwa, nie boisz się, że weźmie cię mężczyzna. Przeraża cię perspektywa, że oddasz mi się jak zwyczajna kobieta.

Płomienie ognia nagle urosły i zaczęły tańczyć wokół Anny, jakby zwielokrotnione, odbite w setkach zwierciadeł z polerowanego metalu. A przecież jedynym zwierciadłem w tej komnacie była przerażająca wiedza Morvana o niej. Nawet kiedy rozpaczliwie szukała w myślach argumentu, by mu zaprzeczyć, echo jego ostatnich słów dźwięczało jej w uszach, odbijało się w głębi serca.

Obcy. Łatwiej byłoby z obcym. Bez oddania się. Bez utraty siebie. Bez poddania się czyjejś władzy.

– Ale dzisiaj mi się oddasz – powiedział miękko. – To się okaże bardzo proste, bo w głębi duszy już dawno dokonałaś wyboru.

Coś w niej próbowało się jeszcze buntować, ale w tym momencie Morvan dotknął jej poprzez koszulę i gwałtowne emocje zmiażdżyły resztki oporu dziewczyny.

Przesuwał ręce wzdłuż ciała Anny, zsuwając koszulę, aż upadła u ich stóp. Stał za nią, całował ramiona i szyję dziewczyny, a po chwili obrócił ją delikatnie. Wtuliła się w niego, a gdy ujął jej piersi wstrząsały nią rozkoszne dreszcze.

– Od tak dawna cię pragnę – szepnął.

Cofnął się o krok i zaczął błądzić wzrokiem po jej biodrach, piersiach, brzuchu i udach. Poczuła się nagle bezbronna. Jego spojrzenie rozgrzewało ją bardziej niż płonący na palenisku ogień i podniecało mocniej niż pieszczota rąk.

Odwrócił Annę twarzą do siebie, muskając palcami ciało dziewczyny.

– Jesteś piękna. – Znów spojrzał na jej piersi i ujął je w dłonie. Gwałtownie wciągnęła powietrze, kiedy zaczął pocierać jej sutki kciukami. – Piękna. Wszystko jest w tobie wspaniałe. Dusza, siła, ciało. Jeszcze nigdy ci tego nie mówiłem, prawda? Dawniej nadużywałem tych słów, więc teraz miałem wrażenie, że to wytarte zwroty, które nie są w stanie wyrazie tego, co myślę o tobie.

Kontrolowana namiętność Morvana wreszcie wyrwała się z pęt. Podniósł dziewczynę w ramionach tak, że jej piersi znalazły się na wysokości jego ust.

– Naprawdę przyszło ci do głowy, że mógłbym ci pozwolić odebrać nam doznania, które przyniesie ta noc? – zapytał urywanym głosem.

Anna czuła się tak wspaniale! Aż za dobrze. Zawsze tak było, ilekroć znalazła się w ramionach Morvana. Poddała się narastającej namiętności, kiedy ssał jej piersi, drażnił wargami szyję. Jak z daleka, zza mgły docierały do niej własne westchnienia.

Postawił ją na podłodze, ale nadal jedną ręką obejmował jej ramiona, a drugą pierś.

– Chodź już do łoża.

Jakimś cudem udało jej się poruszyć i iść za Morvanem. Położyła się i patrzyła z zachwytem, jak wyłania się wspaniałe, twarde ciało, w miarę jak zrzucał z siebie ubranie. Aż do bólu tęskniła za nim, choć patrzenie i oczekiwanie także sprawiało jej dręczącą rozkosz.

Stał przez chwilę bez ruchu przy łożu, wpatrując się w nią.

Ciało dziewczyny, każdy centymetr jej skóry był gotowy, czekał z niecierpliwością na dotyk szorstkich palców Morvana. Wreszcie położył się przy niej i chwycił między wargi sutek, a dłoń przesunął na jej uda.

Rozkosz stała się tak przejmująca, że Annie wydawało się, iż za chwilę zacznie krzyczeć albo umrze. Straciła poczucie miejsca i czasu, był tylko jej mały świat migotliwych świateł i nieprawdopodobnych doznań.

A Morvan unosił jej namiętność na wyższy i wyższy poziom, pieszcząc brzuch i uda. Ciało Anny jakby zamarło; śledziła fuchy dłoni, która błądziła tak blisko miejsca, w którym Lokalizowały się wszystkie jej oczekiwania. Kiedy Morvan wsunął wreszcie rękę między jej uda, uniosła biodra, by wyjść naprzeciw jego dłoni.

Przyjrzał się dziewczynie, patrzył najpierw na jej ciało, na nogi szeroko rozłożone, by go przyjąć, a potem przeniósł wzrok na twarz Anny i poruszając leciutko palcem, doprowadził ją do pragnienia, które rosło, potężniało, aż wreszcie obezwładniło ją całkowicie. Nie istniało już nic poza rozkoszą, jaką dawał jej Morvan.

– Jesteś tak cudownie namiętna – szepnął.

Nadal jej dotykał, delikatnie, ale intensywnie, aż zawiódł ją w jakieś nieznane jej dotąd miejsce. Zamknęły się nad nią jakieś niewidzialne ściany, doznania zaczęły się zacieśniać do coraz to mniejszego obszaru, ale za to wzrastała ich intensywność.

– Nie bój się tego – mówił. – Nie broń się przed tym.

Ściany runęły. Intensywne doznania opuściły swą siedzibę i rozlały się po całym ciele dziewczyny. Przez jedną krótką chwilę Anna przestała żyć, zmieniła się w ciemny punkcik rozkoszy absolutnej. Ta rozkosz nadal rozpływała się po jej ciele w coraz wolniejszych falach. Kiedy ona napawała się tymi niesamowitymi doznaniami, Morvan się na niej położył. Nie mogła się już doczekać całkowitego połączenia, nawet bólu, będącego nieodłączną częścią tego, co się między nimi działo, więc ani myślała protestować. Zdała się na Morvana. Czuła ostrożny, ale nieustępliwy nacisk. Wiedziała, że zbliża się chwila, na którą tylko jemu jednemu mogła pozwolić. Zdawała sobie sprawę, że wkrótce rozerwie jej błonę dziewiczą, bo znieruchomiał na chwilę i uwięził jej spojrzenie siłą swych oczu. Wiedziała, że zrobił to, by oboje zapamiętali tę chwilę na zawsze, ale także po to, by oderwać na moment jej uwagi. Mimo to ból był rozdzierający. Morvan zamarł wewnątrz jej ciała.

Zamknął oczy, czując obezwładniającą rozkosz, i stoczył krótką batalię o zachowanie panowania nad sobą. Anna była piękna. Cudownie piękna w chwili całkowitego oddania, w niemym krzyku ekstazy. W jej oczach, nadal ciemnych i wilgotnych z namiętności, dostrzegł pragnienie, które spełnił, choć jej ciało zaczęło się buntować przeciwko obcej inwazji.

Zatracił się w jej gładkości i cieple, poczuł, jak jej ciało zaciska się wokół niego, jak powoli zaczyna go akceptować i otwiera się na jego przyjęcie. Gdy opuszkami palców zaczęła gładzić jego plecy, zaparło mu dech w piersi.

– Już po wszystkim? – zapytała szeptem.

Jak łatwo było zapomnieć, że tak niewiele wiedziała o tych sprawach.

– Postaram się skończyć szybko. Wiem, że sprawiam ci ból. – Uniósł się na ramionach i ostrożnie zaczął się w niej poruszać.

To doznanie wywołało uśmiech na wargach Anny. Wsunęła dłoń pomiędzy ich ciała i położyła ją na piersi Morvana.

– Nie jestem wydelikaconą dworską panienką. Zostań ze mną.

Ta prośba zaskoczyła go i całkowicie rozbroiła, bo zdawał sobie przecież sprawę, że musi ją boleć. Jakieś niezwykłe uczucie sprawiło, że ścisnęło mu się gardło. Opuścił rękę i objął nią nogę Anny.

– W takim razie zegnij kolana, o tak.

Znów zaczął się poruszać w przyjmującym go już ciele dziewczyny, wbijał się głębiej i po chwili poczuł, że zbliża się dobrze mu znana rozkosz. Ale tym razem wzbogacona o to nowe uczucie, które zmieniało ją, czyniło potężniejszą i już nie czysto fizyczną. Poczuł się równie niedoświadczony i bezbronny, jak tej pierwszej nocy, którą spędził z Anną, a ich bliskość wzbierała z każdą chwilą niczym rzeka w czasie powodzi. Zajrzał w oczy dziewczyny i zrozumiał, że i ona uświadamia sobie tę więź. Wyczuł, że Anna nieco się jej obawia. Każdym pchnięciem, każdym spojrzeniem oczu nakazywał jej zaakceptować także i to, tę całkowitą jedność, która czekała na nich od owej pamiętnej listopadowej nocy.

Wiedział, kiedy się poddała. Wyczuł, że runęły mury obronne, wyczuł strumień słodyczy, który przepłynął do niego od Anny, dojrzał w jej oczach zdziwienie. W tym małym świecie, w którym złączyli się w jedno, nie istniało już nic poza nimi dwojgiem.

Sięgnął w dół, pomiędzy ich ciała, by zabrać ją ze sobą, aż do końca. I wkrótce szaleństwo Anny doprowadziło go do spełnienia. Wbiła paznokcie w jego ramiona, gdy po raz drugi tej nocy wzbiła się w niebo. Tym razem krzyknęła i przyciągnęła go do siebie, wołając jego imię. Jeszcze nie przebrzmiały dźwięki jej ekstazy, kiedy Morvan wszedł w nią mocno. Opanowały go tak głębokie emocje, doznania tak niebywałe, że miał wrażenie, jakby zadygotała cała jego dusza.

– Tak, kochanie – szepnął namiętnie.


Anna oplatała jego ciało ramionami i nogami. Bała się go puścić, obawiając się, że wraz z nim zniknie to cudowne uczucie i nie powróci już nigdy. Ale była równocześnie przerażona tym uczuciem i swoją wobec niego bezbronnością.

Dopiero teraz zrozumiała, że na to właśnie Morvan czekał od ich pierwszej nocy. To właśnie zaoferował jej w szałasie, a ona to odrzuciła.

Powiedział do niej: kochanie. Czy zdawał sobie sprawę, co mówi? Może w tamtej chwili rzeczywiście tak myślał? Ale on bez wątpienia zaznał już tego wcześniej, z innymi kobietami, może nawet lepiej i silniej.

Kiedy ich oczy się spotkały, uświadomiła sobie, że zdołał odczytać każdą jej myśl.

– Nie bój się – powiedział. – Zawsze wiedziałem, że to będzie najprostszy element naszego małżeństwa. – Oparł kilka poduszek o wezgłowie i przetoczył się na nie. – Chodź, połóż się przy mnie. Zaśnij w moich ramionach.


Anna, nieprzyzwyczajona dzielić z kimś łoża, obudziła się po kilku godzinach, gdy świece ciągle jeszcze się paliły. Podniosła głowę, by spojrzeć na wtulonego w poduszki Morvana. Wyobraziła sobie tę urodziwą twarz w dzieciństwie, w wieku młodzieńczym, w chwili, gdy został pasowany na rycerza.

Jej wzrok spoczął na jego piersi. Prześcieradło zsunęło się do pasa, mogła więc bez przeszkód podziwiać muskulaturę i przesuwać w wyobraźni palcami wzdłuż linii mięśni.

Nagle ujął jej dłoń, uniósł do ust, ucałował i położył na swoim ciele.

– Możesz mnie dotykać, jeśli masz ochotę. Jestem twój, jak ty jesteś moja.

– Myślałam, że śpisz. Zawsze czujesz, kiedy na ciebie patrzę?

– Zawsze. Czuję twój wzrok, tak jak ty czułaś mój.

Palce Anny zaczęły błądzić po nagiej piersi Morvana. Myślała o tym, że nawet jeśli nie kocha jej tak, jak kochał, na przykład, Elizabeth, to jest mu przecież bliska i niewątpliwie jej pożąda. A po tej nocy wiedziała już, co znaczy siła pożądania.

Jej palce zsunęły się na brzuch Morvana. Przytrzymał je, nie otwierając oczu.

– Powinienem cię ostrzec, że w ten sposób możesz się wpędzić w kłopoty – powiedział z uśmiechem.

Anna roześmiała się, oparła się na łokciu i tym razem już celowo pieściła go nadal. Obserwowała jego twarz i mięśnie, śledziła subtelne oznaki, wskazujące, że w tych sprawach podobną siłą dysponują obie strony, nie tylko mężczyzna.

Morvan jeszcze raz zatrzymał jej dłoń.

– Jeśli postanowiłaś uwieść mężczyznę, musisz okazać więcej odwagi, Anno. – I poprowadził jej dłoń w dół.

Była zafascynowana, że jest w stanie wywołać jego reakcje. Doznała olśnienia.

– Patrz na mnie – szepnęła. – Chcę widzieć twoje oczy, kiedy cię dotykam.

Morvan natychmiast podniósł powieki, zaszokowany, że wróciły do niego jego własne miłosne słowa. Roześmiał się i przewrócił Annę na plecy.

– Innym razem będziesz się bawić w panowanie nade mną – powiedział, przykrywając ją swoim ciałem. – Nauczę cię nawet, jak to robić. Ale ta noc należy do mnie.

Загрузка...