Trzy dni później dwóch mężczyzn podjechało do bramy od strony obozu Gurwanta. Zrzucili z siodeł dwa owinięte w koce toboły i odjechali. Wartownicy wnieśli toboły do twierdzy i pochylili pochodnie.
Morvan rozsunął wymięty materiał. Uwolnione z więzów ramiona i nogi opadły na ziemię dziedzińca.
To była kobieta i dziewczynka. W obu kołatało się jeszcze życie, choć najwyraźniej były wykorzystywane do uciech cielesnych.
– Zatrzymaj ją. Nie powinna tego zobaczyć – rozkazał Morvan Gregory’emu, widząc stojącą w drzwiach Annę.
Obok Morvana znalazło się kilku młodych strażników zamku.
– To Ruth – stwierdził Louis. – Ze wsi, w której cię znaleźliśmy, sir Morvanie. I jej córka Marguerite.
– Niech któryś z was weźmie na ręce dziewczynkę.
Morvan ukląkł, wsunął ręce pod ciało kobiety i wstał. Ruch sprawił, że nieszczęsna istota odzyskała świadomość.
Anna szybko szła przed siebie, choć cofający się tyłem Gregory próbował ją zatrzymać. Podeszła i spojrzała w oczy kobiecie, spoczywającej w ramionach Morvana. Uniosła koc, zbladła i odwróciła się.
– Zanieście je do mojej sypialni.
– Anno, pozwól służbie się nimi zająć – poprosił Morvan.
– Zanieście je! – krzyknęła przez ramię głosem pełnym napięcia.
Morvan wszedł za nią do holu i w górę po schodach. Oboje w biegu wydawali polecenia służbie. Kobieta, otworzywszy oczy, spojrzała na niego niepewnie.
– Moje dziecko – szepnęła niewyraźnie.
– Jest tutaj. Żyje. Pani zaopiekuje się i nią, i tobą. Ludzie powiadają, że lady Anna ma dotyk anioła.
Anna poleciła mu położyć kobietę na łóżku, a służbie rozkazała rozłożyć siennik dla dziewczynki.
– Zostaw nas.
– One zostały zgwałcone, Anno. – Morvan podejrzewał, że nie jest przygotowana na widok, jaki ją czeka.
Przeniosła wzrok z kobiety na zwiniętą w kłębek na sienniku dziewczynkę.
– Jedna z kobiet będzie wiedziała, co zrobić. Idź już, proszę.
Anna nie oszczędziła sobie przykrości mycia ofiar gwałtu. Dziewczynka nie odzyskała przytomności, ale kobieta była już w pełni świadoma. Przyniesiono rosół i udało się namówić Ruth, żeby trochę wypiła. Potem owinięta prześcieradłem i kocami kobieta spoczęła na łóżku, a Anna usiadła na brzegu.
– Przyniesiono was, żebyście mi opowiedziały, co się wydarzyło. Gurwant chce, żebym wiedziała. Kiedy trochę odpoczniesz, porozmawiamy.
Wstała, żeby odejść, ale Ruth złapała ją za rękę.
– Nie, chciałabym opowiedzieć ci to teraz, bo mam nadzieję, że kiedy usnę, już więcej się nie obudzę.
Anna usiadła.
– Ile lat ma twoja córka?
– W lecie skończyła trzynaście. Lepiej by dla niej było, gdyby teraz umarła.
Anna z wysiłkiem starała się zachować panowanie nad sobą. Poddaj się, a ocalisz, swoich ludzi.
– Przyszli dziś o świcie. Nikt nas nie ostrzegł. Obudziły nas krzyki, że mamy wyjść na dwór. Było dziesięciu konnych pod wodzą ogromnego mężczyzny. – Ruth oblizała spękane wargi. – Ten olbrzym powiedział, że to on jest teraz naszym panem, a twoim mężem i że należymy do niego. Powiedział, że możesz zaświadczyć, iż on jest człowiekiem, który bardzo lubi zabijać. Powiódł po nas wzrokiem i zdałam sobie sprawę, że ktoś z nas zaraz zginie. Kazał wystąpić naprzód mojemu mężowi. Miał taki ogromny topór, jaki noszą rycerze, i w mgnieniu oka ściął mojemu chłopu głowę.
Łzy spływały po policzkach Ruth i wsiąkały w prześcieradło, którym była okryta po szyję.
– Kazał nam powiedzieć ci o tym. Codziennie aż do dnia, w którym się poddasz, będzie zabijał jednego człowieka. Jeśli schowają się, znajdzie ich i zabije dwóch. – Odwróciła głowę i resztę wymamrotała niewyraźnie: – Zabrał nas ze sobą. Mnie oddał swoim rycerzom. A moje dziecko zostawił dla siebie.
Poddaj się, a uratujesz swych ludzi. Niewielu panów przejęłoby się jego groźbą, bo, prawdę mówiąc, przeważnie nie oferowali swoim ludziom specjalnej ochrony w czasie wojen. Anna mogła siedzieć bezpiecznie w twierdzy i czekać, aż napastnikom znudzi się oblężenie. Ale jej ojciec by tak nie postąpił. Ani brat. Ani ona. Gurwant na to właśnie liczył. Oczekiwał, że Anna poświęci siebie i swoją ziemię, by ratować życie ludzi, których byt od niej zależał.
Podeszła do siennika. Wątła dziewczynka nie poruszyła się, ale oddychała regularnie, a jej skóra była chłodna.
Nie minie tydzień, a znajdziesz się w moim łożu. Gurwant spodziewał się, że Anna skapituluje, kiedy zacznie narastać groza. Ale posunął się za daleko, posyłając jej dziecko, które zniszczył, jak w jej najgorszych koszmarach sennych.
Służąca podała jej szklankę wina. Anna wzięła ją i powiedziała:
– Znajdź Carlosa. Przyślij go do mnie. Potem zawiadom rycerzy, że chcę się z nimi za chwilę spotkać w wielkiej sali.
Pół godziny później podeszła do wysokiego stołu, przy którym siedzieli jej rycerze. Stanęła za krzesłem pana zamku i umieściła na stole przed sobą zwój pergaminu.
Opowiedziała im historię Ruth.
– Gurwant liczy, że się poddam, jeśli zacznie wprowadzać swoje groźby w życie – kontynuowała. – Każdy oczekiwałby tego od szlachetnie urodzonej dziewczyny, która ma odrobinę serca.
– Nie, pani! – zawołał Fouke. – Większość ludzi miałaby dość oleju w głowie, by pozostać w twierdzy. Jesteśmy silni i zamek nie upadnie.
– A co będzie się działo na moich ziemiach w czasie, gdy my będziemy siedzieć bezpiecznie za murami? Zaraza zabrała już aż zbyt wielu ludzi. Do czasu, kiedy Gurwant zmęczy się i zrezygnuje, niewielu zostanie przy życiu.
– Jeśli myślisz o poddaniu się, zrób to teraz – powiedział Haarold. – Uzyskasz lepsze warunki.
– Nie mam zamiaru się poddać. – Decyzja Anny zapadła nagle i była piekielnie ryzykowna. Nie spodziewała się, że będzie jej tak straszliwie trudno ją podjąć. Rozwinęła zwój pergaminu i pokazała mapę włości. – Posłałam Carlosa do miasta drogą wzdłuż wybrzeża, która odsłania się tylko podczas odpływu. Przesłałam angielskim łucznikom wiadomość, że jutro o świcie zaatakujemy obóz Gurwanta.
Były jakieś obiekcje, ale propozycja dziewczyny nie spotkała się z prawdziwym oporem. Ci mężczyźni byli wojownikami i myśl o wydaniu bitwy wydawała się im kusząca. Zgromadzili się wokół mapy.
– Ojciec opowiadał mi, w jaki sposób Jeanne de Montfort rozprawiła się z oblegającymi miasto. Wyprowadziła rycerzy tylnym wyjściem, okrążyła obóz oblegających i niespodziewanie zaatakowała od tyłu. Zrobimy to samo. Zepchniemy siły Gurwanta w stronę murów, a tam będą już czekali łucznicy, którzy udzielą nam wsparcia. Nasze główne siły zaatakują obóz w tym miejscu. – Pokazała miejsce na wprost zamku. – Ja z Carlosem i jeszcze jednym rycerzem pojedziemy z łukami na północny skraj pola i zapobiegniemy ruchom oskrzydlającym, angielscy łucznicy zrobią to samo od południa.
Po zakończeniu wyjaśnień Anny w komnacie zapadło grobowe milczenie. Podniosła wzrok i zobaczyła pięć par męskich oczu wpatrzonych w nią z osłupieniem.
Paul pierwszy odzyskał głos.
– Nie możesz przecież planować udziału w wyprawie, pani.
– Oczywiście, że mogę. Brałam już udział w wyprawach wojennych, wezmę i teraz.
– Nie mają nad nami aż takiej przewagi liczebnej – odezwał się Haarold. – Niech kto inny zajmie twoje miejsce.
– A kto mógłby zająć moje miejsce? Kto potrafi równie celnie jak ja strzelać z grzbietu galopującego wierzchowca? Czy wśród twoich ludzi jest ktoś taki, Haaroldzie? A może u ciebie, Fouke? – Jej spojrzenie spotkało się z parą gorejących oczu. – Morvanie? Czy którykolwiek z was uważa, że nie ma potrzeby umieszczenia łuczników w tym miejscu?
– Możesz wpaść w ich ręce – stwierdził Haarold.
– Przez większość czasu będę się znajdować pod osłoną murów. A poza tym mam bardzo szybkiego konia i nie przywdzieję zbroi, by go nadmiernie nie obciążać.
Informacja, że Anna nie zamierza wdziać zbroi, nie najlepiej przysłużyła się jej sprawie. Ponad chór protestów wzbił się głos Ascania.
– Oni także mają łuczników.
– Zaatakujemy niespodziewanie, nie będą mieli czasu na sformowanie szyków. Włożę hełm, żeby mnie nie rozpoznali, więc moja obecność nie wpłynie na przebieg bitwy. I będę jutro na polu bitwy, chyba że znajdziecie na moje miejsce kogoś o umiejętnościach równych moim.
Dopracowanie szczegółów Anna pozostawiła mężczyznom. Spędziła godzinę z Ruth i Marguerite, a potem wyszła na dziedziniec, by odetchnąć świeżym powietrzem. Kiedy podeszła do furtki w murze, Ascanio zastąpił jej drogę.
– Jeśli zostałeś wysłany przez pozostałych, żeby wyperswadować mi udział w jutrzejszej wyprawie, nie trać czasu nadaremno.
– Nie, choć po twoim wyjściu rozmawialiśmy na ten temat. Haarold przedstawił swą opinię, że porządne lanie pozwoliłoby wlać ci odrobinę oleju do głowy. Morvan byłby skłonny się z nim zgodzić i wyraźnie ma ochotę podjąć się udzielenia ci lekcji osobiście. Na twoim miejscu starałbym się dzisiaj nie dać mu się przydybać na osobności. Bardziej mu teraz w głowie klapsy niż pieszczoty z poprzedniej nocy.
Anna wyobraziła to sobie i wybuchnęła śmiechem.
– Będę ostrożna. Przyszedłeś mnie ostrzec?
– Nie, musimy porozmawiać o czym innym. Wejdźmy na mury, będziemy sami.
Poprowadził ją na blanki i znalazł miejsce z dala od straży. Odwrócił się ku Annie z poważnym wyrazem twarzy. Dziewczyna zrozumiała, że będzie mówił jako ksiądz.
– Odprawię dziś wieczór mszę świętą i pomodlimy się przed czekającym nas sądem bożym. W czasie mszy udzielę jeszcze jednego sakramentu. Udzielę ślubu Josce’owi i Catherine.
– Ślubu? Z czyjego polecenia, za czyją zgodą?
– Ich własną. Ceremonia może odbyć się publicznie albo w tajemnicy i tylko ja jako ksiądz będę ich świadkiem.
– Ale przecież nie wolno im się pobrać bez zgody księcia. Musielibyśmy zapłacić wysokie odszkodowanie, na które nie bardzo nas stać…
– Anno, Catherine spodziewa się dziecka. Podejrzewałem to już dawniej, ale dopiero wczoraj postanowili mi o tym powiedzieć.
Dziewczyna wpatrywała się w blanki. Poza szokiem odczuwała irytację. Czy i bez tego mało było problemów? Czy naprawdę Catherine nie mogła jeszcze trochę poczekać? W tym momencie Anna przypomniała sobie, co się z nią działo w ramionach Morvana, i cała złość natychmiast z niej wyparowała.
– Biedny Ascanio, zostawiłeś ich, usłyszawszy nowinę, i pobiegłeś mnie szukać. Pewnie myślisz, że wszystkie kobiety w naszej rodzinie to ladacznice.
– Myślę, że kobiety z waszej rodziny są namiętne i pełne życia. A w tej sytuacji jest też pewien plus. Jeśli jutro coś ci się stanie, nic nie powstrzyma Gurwanta od sięgnięcia po Catherine. Jego plany co do ciebie zostaną po prostu przeniesione na nią. Ale jako mężatka przy nadziei jest całkowicie zabezpieczona przed jego zakusami. Nawet jeśli Josce zginie, ona i włości zostaną uratowane.
To, co powiedział Ascanio, miało sens. Anna bardzo martwiła się o przyszłość siostry, jeśli sama zginie w czasie ataku.
– Powinnaś się z nimi zobaczyć. Czekają na ciebie w koronacie twojego ojca.
Anna ruszyła wzdłuż murów, wyrzucając sobie skrępowanie podczas narady. To wszystko przez to, że straciła prawo do oceniania uczynków innych.
Ślub był bardzo skromną uroczystością, bo wszyscy myśleli wyłącznie o czekającej ich nazajutrz bitwie. Ale Josce i Catherine zdawali się tego nie zauważać. Morvan, widząc radość młodych, poczuł pustkę w sercu. Nawet najtwardszy mężczyzna musiał być przejęty, patrząc, jak spoglądali sobie w oczy, łącząc się w miłości.
Starano się, z miernym zresztą skutkiem, przekształcić kolację w ucztę weselną. Pod koniec wieczerzy Anna zaprowadziła siostrę na górę.
Morvan czekał na jej powrót, ale nie wróciła, choć zapadła już głęboka noc. Udał się więc na poszukiwanie.
Jeśli ta dziewczyna sądziła, że on zaakceptuje jej decyzję wzięcia udziału w jutrzejszej bitwie, to bardzo się pomyliła. Przez cały dzień dręczyły go wizje martwej Anny leżącej na polu walki. Fouke i Haarold mogli nie przejmować się specjalnie, czy ona zginie, Ascanio mógł wierzyć, że osłonią ją aniołowie, ale twardy węzeł, w który zwinął się żołądek Morvana, świadczył o tym, iż nie wolno mu pozwolić jej wyjechać jutro za mury.
Nie musiał sprawdzać, żeby mieć pewność, że Anna nie znajduje się w swojej sypialni. Odnalazł ją w komnacie jej ojca. Siedziała na ogromnym rzeźbionym krześle i wpatrywała się w buzujący na palenisku ogień. Chmura splątanych loków okalała jej głowę, jakby dziewczyna wstała przed chwilą z łóżka, w którym na próżno przewracała się, nie mogąc zasnąć. Osłona szata, zbyt luźna, jak większość jej męskich strojów, usiała na niej jak worek. Trzymała w ręku miecz, którego czubek opierał się o podłogę.
Wpatrywała się w płomienie niewidzącym wzrokiem. Morvan wyczuł jej nastrój, zawsze potrafił go wyczuć, już tej pierwszej nocy. Z dziewczyny emanowały smutek i rezygnacja. I coś jeszcze. Zawstydzenie?
Nawet nie podniosła oczu, kiedy wszedł do komnaty, jakby wiedziała, że Morvan nadchodzi.
Tak, wiedziała. Istniał miedzy nimi jakiś przedziwny związek. Mogła nie chcieć o nim mówić, mogła zaprzeczać mu do woli, jednak istniał. Za każdym razem, kiedy Morvan się zbliżał, poczucie łączącej ich więzi przybierało na sile.
– Myślisz o jutrzejszym poranku? – zapytał.
– Myślę o Catherine i Josce’u.
Nie zdziwiła go jej odpowiedź. Skoro on sam poczuł ukłucie zazdrości, czego musiała doświadczać ta dziewczyna?
– Nagle wydała mi się taka dojrzała – wyznała Anna. – Taka zrównoważona i dorosła. A Josce? Kiedy on zdążył tak wyrosnąć i zmężnieć? Jestem pewna, że gdy przyjechałam z klasztoru, oboje byli jeszcze dziećmi. Zaczęłam się zastanawiać, od jak dawna byłam ślepa. Myślę, że żyłam w fałszywym przekonaniu, że jestem tu potrzebna.
– Poślubieni czy nie, nadal są bardzo młodzi. Jesteś im potrzebna.
– Nie, pozwoliłam sobie zachłysnąć się wolnością, ale teraz prawda zapukała do drzwi. Wkrótce wszystko dobiegnie końca.
– Nie tak szybko. Nie jutro.
Anna wstała, nie wypuszczając z ręki miecza, i spojrzała mu prosto w oczy, jakby uświadomiła sobie nagle, że jego obecność tutaj oznacza coś bardzo ważnego. Luźno związana w talii szata rozsunęła się przy szyi i na nodze, odsłaniając więcej, niż powinna, ale dziewczyna nie zwróciła na to uwagi.
Wyglądała dziko i wspaniale.
– Mówiono mi, że, zdaniem Haarolda, powinno mi się wybić z głowy udział w jutrzejszej bitwie. Jeśli po to przyszedłeś, powinieneś był wziąć ze sobą miecz.
– Nie, uznałem, że byłoby to nazbyt podniecające, a złożyłem Ascaniowi pewne związane z tobą obietnice.
Zesztywniała, najwyraźniej nic nie rozumiejąc. Morvan o mało się nie roześmiał. Z goryczą. Była tak zdumiewającą ignorantką. Tak całkowicie nieświadomą tego, jak bardzo pociąga pewnych mężczyzn.
Takich mężczyzn jak on.
Stała teraz przed nim i swą niezwykłą siłą rzucała wyzwanie najbardziej pierwotnym męskim instynktom, zaprzeczała wszystkiemu, w co nauczono go wierzyć, co nauczono go szanować. Zareagował gwałtownie, erotycznie, prymitywnie. Myśl o laniu podnieciła go. Wizja jej nagiego ciała, przełożonego przez jego kolana, rozpaliła jego krew. Pobudziła go nie perspektywa sprawienia jej bólu, a podbicia jej. Była fortecą wartą podboju.
Podobną reakcję zobaczył u Gurwanta. I tamtemu, kiedy zobaczył Annę, zaczęło bardziej zależeć na zdobyciu tej kobiety niż jej majątku. Ona oczywiście nie miała pojęcia, co obaj mężczyźni uważają za główną nagrodę w tej walce.
Morvan z największym trudem zwalczył pokusę, by wyjąć broń z ręki Anny i zedrzeć z jej ciała tę piekielnie kusząco rozchyloną koszulę.
– Myślę, że inteligentna kobieta sama powinna podjąć decyzję o pozostaniu w murach.
– Inteligentna kobieta oszacowała siły obu stron i uznała, że jutro będzie potrzebny każdy mąż.
– Tak, każdy mąż – rzekł, akcentując ostatnie słowo.
Rozczarował ją.
– Myślałam, że przynajmniej ty zrozumiesz, że mam rację – powiedziała. – Gdyby to był twój dom i gdybyś to ty znalazł się na moim miejscu, czy siedziałbyś w buduarze, choć miałbyś poczucie, że jesteś w stanie pomóc? Ja nie jestem rozpuszczoną panienką, która zabawia się bronią, Morvanie. Jestem najlepszym łucznikiem na tym terenie.
Rozum Morvana próbował przyjąć argumentację Anny, ale serce odrzucało logikę dziewczyny.
– To nie będzie ani polowanie, ani jakaś mała potyczka ze złodziejami. Mężczyźni będą ginąć na polu bitwy, będą rąbani na kawałki, będą umierali w sposób, przy którym nawet zaraza wydaje się miłosierna. Ty także możesz tak zginąć.
– Wiem. Jestem na to przygotowana. – Wzrok Anny złagodniał, ale nie było w nim wahania.
– Naprawdę? A może naprawdę wierzysz, że jesteś święta i aniołowie cię osłonią?
– Nigdy w to nie wierzyłam. Wiem doskonale, że kiedy Bóg kreuje jakąś kobietę na świętą, nader rzadko kształtuje ją w podobny sposób jak mnie. Wkrótce nastanie świt, oboje powinniśmy wypocząć. Dziękuję ci za troskę, ale będę walczyć w obronie swego domu z całą daną mi siłą i zręcznością. Może właśnie dla tego jednego dnia zostałam stworzona taka, jaka jestem.
Odwróciła się od niego i znów spojrzała na palenisko.
Odprawiła go!
Duma rycerska i pożądanie popchnęły Morvana naprzód. Nogi same niosły go przez komnatę. Ścisnął jej rękę i zmusił, by wypuściła broń. Odwrócił ją twarzą do siebie i położył jej rękę na ramionach.
– Nie rozumiesz. Nie pojedziesz jutro z nami. Nie zrobisz tego.
Wpatrywała się w niego z siłą, z wyzwaniem w oczach, prowokując pierwotne instynkty ukryte w głębi duszy mężczyzny.
Słowa nie zmuszą jej do kapitulacji. Ani przemoc. Był jednak inny sposób.
Przyciągnął ją do siebie i uwięził w ramionach. Zaszokowana Anna odwróciła głowę.
Dotyk ciała dziewczyny rozpalił w nim ogień. Próbowała się wyrwać, ale to podsyciło tylko płomienie. Wplątał ręce w jej włosy i zmusił, by spojrzała mu w oczy.
Opór Anny zaczął słabnąć, odprężyła się w ramionach Morvana.
– Myślałam, że złożyłeś Ascaniowi pewne obietnice.
– To nie dyshonor złamać słowo w słusznej sprawie. – Morvan delikatnie przygryzł jej drżącą wargę. Drżenie ogarnęło całe ciało dziewczyny, zdradzając jej bezbronność. Pocałował ją, przytulił tak mocno, by czuć na sobie całe jej ciało, piersi, biodra, nogi. Pragnął więcej, a ona go nie powstrzymała. Rozchyliła wargi.
Był rozdarty między potrzebą chronienia jej a potrzebą posiadania, potrzebą rządzenia i podboju. Mógłby przywiązać ją do siebie namiętnością i rozkoszą tak, by nie była w stanie mu odmówić i nie wyruszyłaby z bronią w ręku w pole.
Czuł, jak jego głód rośnie, przybiera na sile. Spojrzał na żyłkę pulsującą na szyi Anny i wsunął dłoń w rozcięcie jej koszuli. Poczuł miękkość i ciepło. Urywany oddech dziewczyny potwierdzał jego zwycięstwo. Zsunął materiał z ramienia Anny i poczuł smak jej skóry. Gdy zaczął pieścić pierś, z jej gardła wyrwał się okrzyk. Ogarnęła go fala bolesnej wręcz rozkoszy, pomieszanej z poczuciem triumfu.
Anna złapała go za włosy i przycisnęła usta do jego ucha.
– Wiem, o co ci chodzi. Wiem, po co to robisz.
Morvan spojrzał jej w oczy, pocierając palcami brodawki piersi. W jej oczach dostrzegł rozkosz, dostrzegł, że ma Annę w swej mocy.
– Chcesz mnie zmusić do posłuszeństwa. Chcesz, żebym się stała w twoich rękach miękka jak wosk. – Słowa wychodziły z jej ust w rytm urywanych oddechów. Z trudem. Już nie było w nich stanowczości.
– Pragnę tylko dać ci rozkosz, chcę, byśmy oboje zakosztowali życia, zanim stawimy czoło śmierci. – Ujął jej pierś dłonią i pochylił głowę, by pocałować twardą jak guziczek brodawkę. Jego język zawirował. Całe ciało Anny zadygotało. Wykorzystywał swoje doświadczenie, by zmusić ją do poddania się, by uciszyć dręczący ją głos rozsądku.
– Doprowadzasz mnie do szaleństwa, ale zachowałam dość zdrowego rozsądku, by zdawać sobie sprawę, gdzie jest prawda – szepnęła. Wyraźnie walczyła o panowanie nad sobą. – Wcale nie chcesz mi nic dać, Morvanie. To nawet nie jest kwestia pożądania. Ty chcesz coś zdobyć. I to nie mnie, a La Roche de Roald.
Odsunął się i spojrzał jej w oczy. Lśniły z namiętności, ale było w nich także głębokie przekonanie. Nie zabrał ręki z ciała dziewczyny. Nie zrobi tego, jeśli nie zostanie zmuszony.
– Nie chodzi mi o twoje włości, Anno.
– Chcesz, żebym stała się uległa jedynie w trosce o moje bezpieczeństwo? Nie sądzę, ale nawet gdyby to była prawda, niepotrzebnie marnujesz namiętność. To mogłoby działać na damy z królewskiego dworu, ale nie na mnie. Ja jestem ulepiona z innej gliny. Nie mam w tych sprawach żadnego doświadczenia, więc jestem wobec ciebie bezsilna, ale tylko w tych sprawach.
Ciepło jej ciała nadal ożywiało dłoń Morvana. Wyobrażał sobie, że poznał dokładnie jej żar i pulsowanie jej ciała. Ale potem zobaczył oczami duszy, jak dziewczyna zostawia go, wstaje z łóżka, narzuca na siebie koszulę, bierze łuk i wskakuje na konia, by stawić czoło nieprzyjacielowi.
Potrzeba podboju i ujarzmienia wzięła górę nad innymi impulsami i popychała go, by doprowadził sprawę do końca. W głębi duszy rozumiał jednak, że nie uda mu się odsunąć od siebie prawdy. Niezależnie od tego, co wydarzy się tej nocy, Anna ruszy rankiem do boju.
Morvan spojrzał w oczy dziewczyny i dostrzegł w nich jakąś rysę na jej determinacji. Decyzja chwiała się. Przez jedno mgnienie oka udało mu się dostrzec to, czego dotychczas nie zauważał. Lepiej poznał jej duszę. Ta świeżo zdobyta wiedza nie wstrząsnęła nim, umocniła tylko przekonanie, że zwyczajny rycerz w służbie Anny nie zdoła zapewnić jej bezpieczeństwa, nawet gdyby rościł sobie do tego prawo.
Pochylił głowę i znów ucałował pełną pierś, starając się utrwalić w pamięci zarówno jej miękkość, jak i namiętną reakcję dziewczyny.
– Gdybym potrafił uwierzyć, że dzięki temu zdołam zmienić twoją decyzję, wziąłbym cię, nie przejmując się, co myślisz o moich motywach. Może nawet, zgodnie z radą Haarolda, sprawiłbym ci lanie. Twierdzisz, że pojedziesz z nami, bo twoje umiejętności będą potrzebne na polu bitwy, ale odnoszę wrażenie, że w rzeczywistości zupełnie nie o to chodzi. – Puścił Annę i cofnął się, by wyrwać się z jej hipnotyzującej bliskości. – Sam się dziwię, że dotychczas na to nie wpadłem, choć zdążyłem już nieźle cię poznać. Chcesz jechać nie tylko dlatego, że będziesz potrzebna. Myślę, że ty to po prostu lubisz.
Odwrócił się, zostawiając Annę z wyrazem osłupienia na twarzy. Wyszedł, żeby przygotować się do bliskiej bitwy i modlić się, by aniołowie mieli ją w opiece.