16

Wezwanie do króla przyszło nazajutrz wczesnym rankiem. Christiana towarzyszyła Annie do zamku. Tuzin innych osób czekał już na audiencję, choć nie zadzwoniono jeszcze na tercję. Anna wzięła wszystkie dokumenty na poparcie swej prośby. Starała się nie zwracać uwagi na potworne napięcie, które narastało w niej od chwili przebudzenia.

Wygładziła jasnobrązową wełnianą spódnicę sukni i prosty welon, okrywający wijące się włosy. Próbowała usunąć z mózgu wszelkie myśli poza oczekującym ją spotkaniem, ale oczywiście poniosła klęskę. Wspomnienia wydarzeń ostatniej nocy narzucały się wbrew jej woli.

Od dnia swych dwunastych urodzin przebyła daleką drogę. Po napaści Gurwanta i jego ojca Anna przysięgła sobie, że nauczy się bronić, by już nigdy nie stać się ofiarą jakiegokolwiek Mężczyzny. Wczoraj udowodniła, że dotrzymała przysięgi.

Wydarzenie z Ianem było, jak przypuszczała, czymś bardzo pospolitym, przez co przeszła większość kobiet. Żałowała tylko, że nie przyłożyła mu wcześniej. Natomiast Morvan ją zaskoczył i rozczarował. Jego zachowanie wynikało z gniewu, na który absolutnie nie zasłużyła, jeśli nie liczyć tego, że zadrasnęła jego dumę. Pewnie jednak dla większości mężczyzn byłby to wystarczający powód.

Ale nie samo wspominanie zachowania Morvana sprawiało jej największy ból, a myśl o własnej reakcji na tego mężczyznę. Świadomość, że dopuściła, by ktokolwiek tak całkowicie nad nią zatriumfował, była dla Anny przerażająca.

Pewne pocieszenie stanowił jedynie fakt, że Morvan pewnie już nigdy nie zechce wykorzystać władzy, jaką nad nią posiadał. Wczoraj przecież wcale nie kierowała nim namiętność. Zachowywał się tak, jakby chciał dać Annie nauczkę, choć jeśli wziąć pod uwagę jej życie, trudno sobie wyobrazić, na co taka nauczka mogłaby się przydać.

Rozmyślania dziewczyny zostały przerwane przez wejście jakiegoś człowieka. Był mocno zbudowany, miał grube nogi, a włosy niemal takiego samego koloru jak jej. Oceniła, że mężczyzna jest pewnie dobrze po trzydziestce.

– Anna de Leon? – zapytał.

– To ja.

– Jestem twoim kuzynem, Harve. Spotkaliśmy się kiedyś w La Roche de Roald, kiedy byłaś małą dziewczynką.

Anna nie przypominała sobie takiej wizyty. Jeśli dobrze pamiętała, Harve był kuzynem ojca trzeciego stopnia i większość życia spędził w Anglii.

– Król prosił mnie, bym przyszedł dziś rano. Uznał, z najlepiej będzie, jeśli podczas prezentacji wesprze cię członek rodziny.

Edward uznał, że lepiej, by prezentacji dokonał jakiś mężczyzna z rodziny, taki był sens tej wypowiedzi. Nawet ten mężczyzna był niemal całkowicie obcym człowiekiem – Król jest dobrym człowiekiem, obdarzonym bystrym umysłem, kuzynko – ciągnął krewniak Anny. – Ale jest bardzo zajęty, nie spodziewaj się więc dłuższej rozmowy.

– Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć? – zapytała w nadziei, że pokrewieństwo daje jej prawo oczekiwać od niego pomocy.

– Martwi go niekończąca się wojna domowa w Bretanii. Liczył, że pojmanie Charles’a de Blois położy jej kres. Nie jest w stanie mocniej zaangażować się w Bretanii i chce jak najmniejszym kosztem utrzymać dotychczasowy stan posiadania księcia.

– W takim razie będzie pewnie zadowolony z moich decyzji w sprawie odziedziczonego po ojcu majątku.

– Kiedy wejdziemy, nie odzywaj się niepytana. Król nie przepada za mądrymi kobietami. Złóż swój los w jego ręce, a będzie w stosunku do ciebie wielkoduszny.

Nie odzywać się? Czy Harve, kuzyn, który jest bardziej Anglikiem niż Bretończykiem, miał mówić w jej imieniu? Ta uwaga rozjątrzyła Annę.

Drzwi królewskiej komnaty otwarły się i paź oznajmił, że król chce się z nimi spotkać.

Harve wprowadził dziewczynę do zatłoczonego pomieszania. Edward siedział za kwadratowym stołem zarzuconym pergaminami. Przy sąsiednim długim stole jakichś trzech mężczyzn przeglądało dokumenty i mamrotało coś między sobą. Wtedy, bardzo urzędowo napuszony człowiek, podszedł do nich i dał im jakieś wskazówki, wskazując poszczególne papiery.

Naprzeciwko króla zostały ustawione dwa krzesła i Anna stanęła za jednym z nich, skromnie spuściwszy oczy. Harve ustawił się u jej boku.

– Usiądź, pani, proszę.

Anna podniosła wzrok, kiedy odezwał się ten napuszony człowiek, pewnie sekretarz króla. Zerknęła także przy okazji na monarchę. Był przystojnym mężczyzną po trzydziestce. Długie ciemne włosy okalały mu twarz, a wąsy zwieszały się wzdłuż kącików ust i sięgały podbródka.

Dziewczyna usiadła na samym brzeżku krzesła i złożyła dłonie na kolanach. Modliła się, by uznano ją za odpowiednio skromną i całkowicie pozbawioną rozumu.

Jasnowłosy chłopiec w bogatych szatach wszedł do komnaty i usiadł przy królewskim stole. To był książę Jean. Trzymał w rękach kawałek pergaminu, który interesował go o wiele bardziej niż jakakolwiek osoba w pokoju.

– Oto lady Anna de Leon, córka Roalda, siostra Drąga. Obaj już odeszli – wyjaśnił sekretarz.

Chłopiec zerknął na nią i skinął jej głową.

Wreszcie odezwał się król. Nie do niej, lecz do Harve’a!

– Otrzymaliśmy listy tej damy pisane po śmierci brata i żałujemy, że rozliczne zajęcia nie pozwoliły nam na nie odpowiedzieć. Oszczędzilibyśmy jej trudów tej podróży, gdyby to tylko było możliwe. Dobrze jednak się stało, że przybyła do nas.

– Ona prosi jedynie o rozsądzenie swej sprawy, bo sytuacja majątku jest niepewna. Beaumanoirowie wysunęli bezpodstawne roszczenia do tych dóbr.

– Jesteśmy tego świadomi. Odwołali się do nas, i to za pośrednictwem ni mniej, ni więcej tylko króla Francji. Była o tym krótka wzmianka w naszej najświeższej korespondencji z Francją. Podobno trzymacie w niewoli Gurwanta de Beaumanoira.

Wszyscy spojrzeli na Annę. Pozwolono jej zabrać głos!

– Został pojmany podczas bitwy, kiedy rozpoczął oblężenie zamku. Zatrzymałam go dla okupu, jak nakazuje obyczaj.

– Twierdzi, że jest ci zaślubiony.

Anna podała sekretarzowi podpisane przez papieża unieważnienie małżeństwa.

– To nie jest sfałszowany dokument – oświadczyła. – Mój brat osobiście pojechał po niego do Ojca Świętego do Awinionu.

Król Edward przestudiował dokument.

– Twój brat nie złożył przysięgi wierności księciu.

– Zmarł wkrótce po śmierci ojca i nie zdążył sporządzić testamentu, więc decyduje ostatnia wola ojca. Proszę, aby ustanowione przez niego zasady dziedziczenia zostały potwierdzone.

– Po śmierci brata to ty, pani, dziedziczysz.

– Owszem, ale ponieważ pragnę przywdziać mnisi welon, dziedzictwo przejdzie na moją siostrę Catherine, a poprzez nią na jej męża.

– Ale dopóki ty, pani, żyjesz, w każdej chwili możesz zgłosić roszczenia do majątku.

– Ja będę w klasztorze. Jeśli książę przyzna mojej siostrze prawo do dziedzictwa, nie będzie nigdy żadnych roszczeń z mojej strony.

– Inny król może nie uznać jej praw. A wówczas majątek będzie należał do ciebie.

– Czy sugerujesz, panie, że mogłabym opuścić klasztor i oddać La Roche de Roald w ręce Penthievre’ów i ich francuskich stronników? I to po tym wszystkim, co zrobiłam, by zachować je dla Bretanii, tak jak chciał mój ojciec?

– Sugeruję, że ktoś mógłby zabrać cię z klasztoru, a skutek byłby ten sam.

Serce Anny zaczęło walić niespokojnie. Nie podobała jej się ta insynuacja. Zupełnie jej się nie podobała!

Edward pokazał gestem, że Harve ma do niego podejść. Król, kuzyn Anny i sekretarz skupili się przy stole i zaczęli dyskutować półgłosem. Serce dziewczyny biło coraz mocniej. Wydawało jej się, że stoi na samej krawędzi skalistego klifu.

Nagle u jej stóp upadła strzała z pergaminu. Anna pochyliła się i podniosła ją, a młody książę podszedł do niej.

– To sokół – wyjaśnił i wyciągnął rękę.

– Bardzo ładny – stwierdziła i podała chłopcu złożony pergamin. Był przystojny. Miał w sobie niezmordowaną energię, która dobrze rokowała na przyszłość. Ale czy stanie się takim mężczyzną, jakim mógłby być, jeśli będzie dorastał pod wpływem króla Edwarda? Czy Bretania jeszcze kiedykolwiek będzie niepodległa?

Chłopiec pokazał jej, jak trzeba składać pergamin. Nadal jeszcze stał przy Annie, kiedy wrócił Harve i zajął miejsce u boku kuzynki. Książę pochylił się do ucha Anny.

– Królewski kapitan z Bretanii napisał o tobie. Napisał, że bierzesz udział w bitwach, chodzisz w zbroi i masz serce mężczyzny.

Annie zrobiło się słabo. I już po wizerunku skromnej mniszki! Król pozwolił jej odgrywać tę rolę, ale znał prawdę.

– Moja mama też nosi zbroję – szeptał dalej książę. – Mówią, że jest szalona, ale wcale się tak nie zachowuje, kiedy czasem udaje się nam spotkać. Ty także nie wyglądasz na szaloną. – Chłopiec wrócił na swoje miejsce, znów całkowicie zaabsorbowany zabawą.

T a k ż e. Annie wydało się nagle, że klif stał się jeszcze wyższy.

– Lady Anno – zwrócił się do niej król. – Gdyby nie roszczenia Penthievre’ów do książęcej korony i ich sojusz z Francja, spełnienie twojej prośby nie stanowiłoby problemu. Jednak w obecnej sytuacji jestem zmuszony ją odrzucić. La Roche de Roald jest położone zbyt blisko Brestu i w jego zatoce mogłyby się ukrywać okręty, które zagrażałyby naszym trasom żeglugowym.

Brzeg klifu zaczął się kruszyć pod stopami Anny.

– Nie możemy uznać, że definitywnie udało ci się, pani, obronić przed zakusami Gurwanta de Beaumanoira. Nie możemy uznać sprawy za załatwioną. Mogą nastąpić następne ataki. Nawet w klasztorze nie będziesz całkowicie bezpieczna, bo w ostatnich latach w Bretanii świętość przybytków wielokrotnie nie powstrzymała lubieżnych rycerzy, z których część, co muszę ze wstydem przyznać, była Anglikami.

Brzeg klifu zarwał się pod jej stopami i runął w przepaść. Anna obawiała się, że za chwilę zemdleje.

– Jeśli mamy ocalić twoje ziemie rodowe dla księcia, musimy mieć pewność, że nic ci nie grozi. A to oznacza, że musisz, pani, wyjść za mąż.

Anna spadała, spadała, spadała w przepaść. Zniknęła gdzieś królewska komnata, krzesło, nawet ona sama. Głos króla dobiegał do niej jak z bardzo dużej odległości.

– Bezzwłocznie znajdziemy ci odpowiedniego męża.

Przestrzeń znieruchomiała wreszcie i Anna odzyskała jasność widzenia i myślenia. Podniosła oczy na Edwarda. Nie lubi mądrych kobiet? Teraz nie miała już nic do stracenia.

– Panie, domagam się poszanowania rozstrzygnięć zawartych w ostatniej woli mojego ojca zgodnie z umową podpisaną w Rachat.

Osłupiały król spojrzał na Annę.

– Zgodnie z testamentem, majątek lenny ma wpłacić księciu kwotę równą jego rocznym przychodom – kontynuowała Anna. – Porozumienie w tej sprawie zostało podpisane w 1276 r. Przez księcia Jeana II i bretońskich lordów. Testament mojego ojca jasno stanowi, że jeśli taka będzie moja wola, mam iść do klasztoru, i ustanawia nawet wiano, jakie w takim przypadku mam otrzymać.

– Ona ma rację, kuzynie – zabrzmiał dziecięcy głos. – Słyszałem o ugodzie z Rachat. Takie właśnie są jej postanowienia.

– Podaj mi ten testament – rozkazał sekretarzowi król lodowatym głosem.

Anna spokojnie podała mu dokument. Edward przeczytał go od deski do deski.

– Pani, niewłaściwie zinterpretowałaś ostatnią wolę ojca – oświadczył wreszcie. – Pozwól, że odczytam ci tę klauzulę. „Mojej córce Annie zapisuję posiadłości w Rennes, które odda jako wiano klasztorowi Saint Meen lub mężowi, w zależności od tego, jaka będzie jej wola”. To nie jest postanowienie, że masz, pani, wstąpić do klasztoru, jest tam nawet wzmianka o mężu. – Opuścił pergamin. – Znajdę ci odpowiedniego męża, który zdoła obronić ten majątek dla księcia. Zrękowiny odbędą się jeszcze w czasie twego pobytu w Anglii. – Ton królewskiego głosu świadczył, że audiencja dobiegła końca.

Harve zaczął podnosić się z krzesła.

Anna postanowiła nie dopuścić, by wykorzystano ją w taki sposób. Chciała ocalić przynajmniej cokolwiek i pokazać angielskiemu królowi, z jakiego kruszcu wykute są bretońskie kobiety.

– Wybacz, panie, ale te ostatnie słowa testamentu mają pewne znaczenie. Nawet jeśli uznać, że klauzula nie daje mi wyboru między małżeństwem i klasztorem, rezerwuje mi przynajmniej prawo wyboru małżonka.

Oczy Edwarda pobiegły raz jeszcze ku zwojowi pergaminu, który nadal spoczywał przed nim na stole.

– Wydaje mi się, że ona ma rację. – Książę podniósł oczy znad pergaminowego sokoła.

Król spojrzał na dziecko karcąco, ale Anna miała ochotę je ucałować.

– Kogo wybierasz? – zapytał Edward, świdrując ją wzrokiem.

– Muszę się zastanowić kilka dni. Nie spodziewałam się tego.

– Posłuchaj, pani. Musisz wybrać człowieka, który jest mi znany jako wierny stronnik sprawy księcia, i ja muszę go zatwierdzić. Sporządzę i prześlę ci listę odpowiednich szlachetnie urodzonych mężczyzn, którzy udowodnili, że są warci objęcia takiego majątku jak twój. Będziesz miała jeden dzień na dokonanie wyboru, a zrękowiny odbędą się w kaplicy zamku po niedzielnej mszy. Twój kuzyn zajmie się wynegocjowaniem kontraktu małżeńskiego w twoim imieniu i udzieli ci rad w kwestii twoich obowiązków wynikających z tego kontraktu.

Król odwrócił wzrok od dziewczyny, a Harve ujął ją za rękę. Kiedy odwracała się do wyjścia, mały książę mrugnął do niej porozumiewawczo.

Może, mimo wszystko, Bretania ma przed sobą jakąś przyszłość. Ale przyszłość Anny przedstawiała się katastrofalnie.


Morvan spał bardzo długo, bo wino i wczorajszy gniew pozbawiły go sił w większym stopniu niż bitwa. Wczesnym popołudniem wydobył się jednak ze stanu błogosławionej nieświadomości, która zacierała wspomnienia tego, co się stało z Anną.

Był zdegustowany własnym zachowaniem. Jeszcze nigdy dotychczas nie próbował narzucać się kobiecie siłą i żałował, że zrobił to właśnie w stosunku do Anny. Doprowadzała go do szału, w tym rzecz. Nie mógł zrzucić odpowiedzialności za złe postępowanie na wino, choć bardzo tego pragnął. Dzika zazdrość wyzwoliła tkwiące w nim ciemne instynkty i dał się ponieść żądzy podboju. I musiał z przykrością przyznać, że ich mała potyczka aż za bardzo mu się podobała.

Bez wątpienia obraził Annę w sposób niewybaczalny. I dlatego, kiedy książę Salisbury wspomniał, że Anna przysłała posłańca z prośbą, by Morvan przybył jak najprędzej, był co prawda zaskoczony, ale nie żywił najmniejszych nadziei.

Kiedy przybył do domu szwagra, zastał tam już kilku znanych sobie mężczyzn, stojących w kolejce. Wszyscy byli kawalerami i wystroili się jak papugi. Uznał, że Anna zrobiła podczas wczorajszego przyjęcia o wiele większe wrażenie, niż mu się wydawało. Konkurenci, niezniechęceni pogłoskami o klasztorze, dosłownie ustawili się w kolejce do ubiegania się o względy dziewczyny.

Christiana siedziała w komnacie z dwoma innymi mężczyznami. Zerwała się na widok brata i odciągnęła go na bok.

– Gdzie byłeś?! – zawołała, z irytacją szarpiąc go za ubranie na piersi.

– Spałem.

Przyjrzała się jego twarzy. On przypatrywał się jej. Nie, siostra nic nie wiedziała o jego zachowaniu ubiegłej nocy. Morvan doszedł do wniosku, że ma u Davida dług wdzięczności za milczenie w tej sprawie.

– A więc nic nie wiesz. Pewnie jesteś jedyny, który nie ma o tym zielonego pojęcia. – Wskazała oczami kłębiących się w sieni mężczyzn.

– Co się stało?

– Niech Anna sama ci powie. Schowała się w gabinecie.

Zmieszany i zaciekawiony, wszedł po schodach na piętro.

Anna siedziała na stołku z rękami złożonymi na kolanach i wpatrywała się w ogień. Plecy dziewczyny były jak zwykle sztywno wyprostowane. Ubrała się w brązową szatę z koronką przy szyi. Prawą dłoń złożyła na lewej.

Morvan ukląkł na jedno kolano i odsłonił zakrytą dłoń. W miejscu, które wczoraj mocno ścisnął, pojawił się paskudny siniak. To była pewnie najmniejsza z krzywd, jakie jej wyrządził. Pochylił głowę i ucałował rękę Anny.

– Czy zdołasz mi to wybaczyć?

Wyrwana nagle z zamyślenia dziewczyna spojrzała obojętnie na swą rękę.

– A, to – rzuciła z roztargnieniem. – To nieważne.

Dostrzegł zatroskanie na jej twarzy. Działo się coś bardzo złego. Przypomniały mu się dni po nadejściu wieści, że do jej zamku zbliża się Gurwant.

– Widziałam się z królem Edwardem – powiedziała. – Dziś rano. Był tam też mój kuzyn, Harve. Król postanowił, że mam wyjść za mąż. Przysłał mi listę ludzi, spośród których mam sobie wybrać małżonka.

Morvan wstał, więc dziewczyna nie mogła dostrzec jego reakcji. Czym innym było odwiezienie jej do Saint Meen, a czym innym przyglądanie się, jak wychodzi za mąż za innego. Zrozumiał to wczoraj, kiedy widział ją z Ianem.

– Chcesz mojej rady w sprawie tych mężczyzn? – zapytał, choć ta perspektywa była dla niego piekielną udręką. – Pokaż mi tę listę. Pewnie znam większość z tych ludzi.

Anna podniosła głowę i spojrzała na niego z wyrazem takiej determinacji na twarzy, jakiej jeszcze nigdy u niej nie widział. Wstała i podeszła do sekretarzyka. Wróciła z kartką papieru. Podała mu ją i usiadła.

Na kartce nie było żadnych nazwisk, tylko trzy liczby. Spojrzał na dziewczynę pytająco.

– To dochody z naszych dóbr. Pierwsza kwota to dochód, jaki podałam księciu i królowi. Druga, wyższa, to prawdziwe dochody. Oni nie mają pojęcia, jak wielka jest w rzeczywistości stadnina. Trzecia suma to pieniądze przechowywane w zamku. Mój ojciec twierdził zawsze, że nigdy dość gotówki. Ale zaraza sporo nas kosztowała. Mimo wszystko to więcej, niż przynosi większość posiadłości ziemskich.

Morvan ponownie spojrzał na liczby. Dochody były pokaźne, nawet te zaniżone. Majątek musi być większy, niż sądził. Nigdy nie przejechał go od krańca do krańca. Anna była bardzo bogatą dziedziczką. Nic dziwnego, że mężczyźni ustawili się do niej w kolejce.

– Dlaczego mi to pokazałaś?

– Choć muszę przekazać księciu roczny dochód, zostanie wystarczająco dużo, żeby w krótkim czasie zebrać niewielką armię. Armię, która przepłynęłaby morze i odzyskała z bronią w ręku twój utracony honor rodzinny. Okazuje się, że muszę mieć męża. Mógłbyś to rozważyć?

– Chcesz mi powiedzieć, że znalazłem się na królewskiej liście?

– Nie, ale nie muszę ściśle trzymać się tej listy. Choć taka była intencja króla, mam świadków, którzy słyszeli jego słowa. Postawił warunki, które ty spełniasz. – Streściła rozmowę z Edwardem. – Rozważysz to? Jeśli nie, to Christiana mówi, że jacyś mężczyźni przyszli, żeby się ze mną zapoznać.

Coś w duszy Morvana chciało się wyrwać na wolność i wzbić pod niebo, ale instynktowna ostrożność kazała mu trzymać to coś na uwięzi i nie pozwolić mu wzlecieć. Przysunął sobie krzesło do ognia i usiadł twarzą do dziewczyny.

– Tak, pani. Rozważę to. Kto będzie reprezentował cię w rozmowach?

– Sama będę się reprezentować i chcę porozmawiać o tym teraz. Mam na podjęcie decyzji tylko jeden dzień, bo król naciska na rychłe zrękowiny. Mój kuzyn Harve został wyznaczony do wynegocjowania kontraktu ślubnego, ale ja darń mu już gotowy dokument.

Była zraniona i zagniewana, nie mógł jej za to winić. Po tym, co zrobił wczoraj, nie miał przecież prawa oczekiwać, że dziewczyna rzuci mu się w ramiona. Jej wyniosłe zachowanie sprawiło jednak, że Morvan wzmógł czujność.

– W takim razie podaj mi swoje warunki, Anno.


Anna spuściła wzrok na swą posiniaczoną rękę. Wpatrywała się w nią i zaczęła wyliczać całą litanię warunków.

– Spisany kontrakt będzie prosty. Wszelkie ziemie przejdą na twoją własność z wyjątkiem majątku koło Rennes, który miał stanowić moje klasztorne wiano. Chciałabym, by został zapisany na mnie.

– Jako twój majątek posagowy? Na wypadek, gdybyś została wdową?

– Ma być zapisany na mnie i dochody z niego od początku będą stanowiły moją odrębną własność. – Spojrzała mu w oczy. – Jak u lady Elizabeth.

Dostrzegła dziwny błysk w oczach Morvana, ale kontynuowała wyliczanie żądań:

– Jeśli nie będziemy mieli potomstwa, prawo do dziedziczenia majątku pozostanie przy mojej rodzinie. Przejdzie na Catherine i Josce’a lub ich dzieci. Na Bretończyków. Oczywiście ty w odrębnym testamencie możesz dowolnie zadysponować innymi ziemiami, które dołączysz do majątku lub odzyskasz, ale La Roche de Roald będzie twoją własnością jedynie dożywotnio.

– To niezwykła klauzula, ale zdarzały się już takie przypadki – stwierdził Morvan. – Coś jeszcze? Jak dotąd nie mam obiekcji.

Anna wygładziła spódnicę. Była nieco zaskoczona, że może bez przeszkód wykładać swoje racje. Właściwie spodziewała się, że Morvan odmówi od razu. Ale małżeństwa zawierane bywają ze względów praktycznych. I liczyła właśnie na to, że on okaże się bardzo praktyczny.

– Te warunki zostaną zapisane w kontrakcie, który podyktuję Harve’owi. Ale zależy mi także na niepisanym porozumieniu pomiędzy nami, które zagwarantowałbyś swoim honorem. Tutaj mam więcej żądań.

Morvan w milczeniu wpatrywał się w Annę. Poczuła się nieswojo pod jego badawczym wzrokiem, więc wstała i zaczęła krążyć po komnacie.

– Chciałabym, żebyś przyznał Catherine i Josce’owi jakieś lenno. Teraz mają bardzo niewiele. Ziemie stanowiące wiano mojej siostry, o czym się przekonasz po przeczytaniu testamentu mojego ojca, są bardzo skromne.

– Zrobiłbym to i bez twojej prośby. Wiem, że będą rozczarowani na wieść o twoim małżeństwie.

– Carlos i Ascanio będą mogli pozostać. Jak długo zechcą.

– Jeśli będą w stosunku do mnie lojalni, dlaczego miałbym ich oddalać?

Bo oni są moi, pomyślała Anna. Byli i nadal będą lojalni w stosunku do mnie.

– Córka Marguerite nie zostanie wydana za mąż wbrew jej woli.

– Nie wierzysz, że znajdę dla niej dobrego męża? Wiem przecież, że została skrzywdzona.

– Ona może w ogóle nie mieć ochoty na małżeństwo.

– Tak jak ty?

– Ucierpiała o wiele bardziej niż ja, Morvanie. Ja to wiem.

– A jeśli chodzi o ciebie, pani? Czy dla siebie nie chcesz wynegocjować żadnych warunków?

– Jest mnóstwo rzeczy, których pragnę dla siebie.

– Tak też myślałem. Ode mnie, w przeciwieństwie do Gurwanta, możesz wymagać dotrzymania słowa.

– Wiem, że w odróżnieniu od Gurwanta jesteś człowiekiem honoru i dotrzymujesz słowa. Jest to jeden z powodów, dla których w ogóle prowadzimy tę rozmowę.

– A jakie są inne powody, Anno?

Myślała, że wyłoży swoje warunki i na tym rozmowa się skończy. Nie spodziewała się, że może paść takie pytanie.

– Łączy nas przyjaźń. Nie jesteś kimś całkiem obcym. I moje dobra będą miały dla ciebie większą wartość, bo nie masz własnej ziemi.

– Więc masz nade mną przewagę – podsumował chłodno. – W takim razie kontynuuj. Usłyszmy i resztę.

Cichy głos Morvana nie zdołał ukryć jego rosnącej urazy, a Anna w dodatku zdawała sobie sprawę, że sytuacja z upływem czasu bynajmniej się nie poprawi. Ale naprawdę chwilowo miała nad nim przewagę, której potem już nigdy nie będzie miała. Nigdy.

– Dochody z zapisanej na mnie ziemi będą należały do mnie i będę mogła nimi rozporządzać wedle własnego uznania, bez jakiejkolwiek ingerencji.

– A na co pragniesz je zużytkować?

– To tylko i wyłącznie moja sprawa.

Morvan czekał w milczeniu.

– Po trzech latach, jeśli taką podejmę decyzję, pozwolisz mi odejść do Saint Meen.

– Nie.

– Wszystko albo nic, Morvanie.

– Żaden mężczyzna nie zgodziłby się na coś podobnego. Nikt inny na to nie przystanie.

– Może nie będę w stanie uzyskać takiego zobowiązania od żadnego innego mężczyzny, ale jeśli się nie zgodzisz, nie dostaniesz La Roche de Roald. Czy mam dokończyć?

Odpowiedziało jej lodowate milczenie.

– Nie będą ci przysługiwać prawa męża. Nie mam zamiaru podważać twojego autorytetu, ale jestem dorosła i nie zniosę, by mi mówiono, co mam robić. Nawet kiedy nie miałeś żadnych praw ku temu, byłeś aż nadto apodyktyczny, a ja nie pozwolę, byś mną komenderował.

– Posuwasz się za daleko, Anno…

– Jest jeszcze jedno.

– Co jeszcze mogłaś wymyślić?

Dziewczyna zrozumiała, że nie powinna była zostawiać tego punktu na koniec. Częściowo był on łatwy do zaakceptowania, ale jego konsekwencje mogły doprowadzić Morvana do furii. Stanęła za sekretarzykiem, żeby odgrodzić się nim od mężczyzny.

– La Roche de Roald w przyszłości przypadnie Catherine i jej potomstwu. Ja nie dam ci dziedzica.

Anna pomyślała nagle, że chyba wolałaby wybuch gwałtownej wściekłości od zimnej furii malującej się na twarzy Morvana, który stanął po drugiej stronie sekretarzyka.

– Czy masz jakikolwiek powód, by podejrzewać, że jesteś bezpłodna?

– Nie.

– Znasz jakieś kobiece sztuczki na usunięcie ciąży?

– Nie.

– Rozumiem więc, że nalegasz na nieskonsumowane małżeństwo.

– Nie oczekuję, że będziesz żył jak mnich. Możesz robić to, co dotychczas. Możesz nawet mieć z tymi kobietami dzieci i przekazać im swe ziemie na szkockim pograniczu. Znajdzie się jakiś biskup, który je zalegitymizuje. Przecież odzyskanie Harclow jest głównym powodem tego małżeństwa. Jeśli zechcesz zabrać taką kobietę do zamku, nie będę protestować. Twoje dzieci także mogą się tam wychowywać. – Dziewczyna mówiła lekkim tonem, jakby taka sytuacja mogła nie pociągać za sobą żadnych konsekwencji, podczas gdy w rzeczywistości zmieniłaby jej życie w piekło.

– Jesteś niebywale wspaniałomyślna.

– Wiem, że moja zgoda nie byłaby ci do niczego potrzebna. Chcę ci po prostu powiedzieć, że w żaden sposób nie utrudniałabym im życia.

Gdy obszedł sekretarzyk, ledwo opanowała chęć ucieczki.

– Chcesz w małżeństwie odmówić mi tego, co gotowa byłaś kiedyś ofiarować w grzechu?

– Pod przymusem odmawiam ci tego, co byłam gotowa ofiarować z dobrej i nieprzymuszonej woli. Niepotrzebnie przywiązujesz do tego taką wagę, Morvanie. To, jak sam mówiłeś, bardzo prosta sprawa.

– Uważasz, że odmówienie mi dzieci to drobiazg? Czy to z powodu minionej nocy? Jesteś na mnie aż tak wściekła, że postawiłaś sobie za cel pozbawienie mnie męskości?

– To nie ma nic wspólnego z wczorajszą nocą. A moim celem jest oddanie odziedziczonego po ojcu majątku w ręce Bretończyków, nie Anglików. – Anna zamilkła na chwilę, po czym dodała cichym głosem: – I za nic w świecie nie chciałabym pozbawić cię męskości.

Ale kiedy mówiła te słowa, Morvan stał już w drzwiach.

– Rano przyślę ci odpowiedź, Anno. Na twoim miejscu jednak sprawdziłbym, czy tam na dole nie czeka jakiś większy głupiec niż ja.

Загрузка...