15

W trzy dni później przybyli do Windsoru. Anna jechała na jednym z koni Christiany, bo sprzedała wszystkie swoje wierzchowce. Dostała za nie dobrą cenę i za pośrednictwem Davida kupiła za te pieniądze zboże. Pewną satysfakcję sprawiała jej świadomość, że z tej podróży wynikł przynajmniej pewien pożytek dla jej dóbr.

Dom w Windsorze był typową siedzibą rzemieślnika. Na parterze nie było jednak sklepu, a pomieszczenia mieszkalne. David nabył sąsiedni budynek i tam prowadził interesy.

Na piętrze, poza gabinetem, znajdowały się dwie małe sypialnie. Jedną z nich Christiana oddała Annie. Dla służby i terminatorów rozkładano prycze i sienniki w kuchni, a Gregory został ulokowany na strychu nad sklepem. Morvan miał zamiar znaleźć gościnę u jednego ze swych przyjaciół na dworze, więc natychmiast po przyjeździe wyszedł, by się rozejrzeć. Po pewnym czasie przysłał do siostry posłańca z wiadomością, że zatrzymał się u Williama Montague’a, młodego księcia Salisbury.

Następnego dnia przyjechał wcześnie rano, by pomóc Annie napisać list z prośbą o audiencję, po czym zaniósł osobiście do zbudowanego na wznoszącym się nad rzeką wzgórzu zamku. Dziewczynie nie pozostawało już nic do zrobienia, musiała tylko cierpliwie czekać na odpowiedź króla.

Christiana ciągnęła ją ze sobą w odwiedziny do swoich przyjaciółek. I choć Anna od kilku dni nie widywała Morvana, ciągle o nim słyszała. Stał się głównym tematem rozmów znudzonych dworzan. Szczególnie kobiet.

Wszyscy zdradzali szczere zainteresowanie jego przygodami i wyrażali ulgę, że przeżył zarazę. Szczególnie kobiety.

Wszyscy robili wrażenie szczęśliwych, że Morvan do nich wrócił. Szczególnie kobiety.

Tak, każda bez wyjątku dama była niezwykle podniecona faktem, że Morvan Fitzwaryn powrócił na dwór.


Morvan zsiadł z konia przed wspaniałą rezydencją. Stara służąca otworzyła mu drzwi.

– Dzień dobry, Meg. Czy pani jest w domu?

– Tak, jest. Nie tracisz czasu, sir Morvanie. Ostatni pan dopiero co ostygł w grobie.

– Nie znałem ostatniego pana, Meg. Po tym, jak wyjechałem, było jeszcze dwóch, więc można mi chyba wybaczyć, że nie okazuję stosownego szacunku jego pamięci.

– Cóż, zamelduję o pańskim przybyciu, ale będzie pan musiał nieco poczekać. Pani jeszcze nie wstała z łóżka.

– Pogrążona w żalu, jak sądzę? – Uniósł w górę brew.

– Jest sama, jeśli o to pan pyta. Proszę wejść do bawialni, przyślę panu wina. Pani ucieszy się z pańskiej wizyty. Już się dowiedziała o pana powrocie.

Morvan dobrze znał ten dom, bez trudu trafił więc do bawialni. Kiedy przyniesiono wino, nalał sobie szklaneczkę i podszedł z nią do wychodzącego na ogród okna. Zaniepokoiły go wnioski płynące z przekazanych przez Meg informacji. Stwierdził, że zmartwił się, iż Elizabeth jest sama w łóżku.

Musiał przyjść. Obraziłby ją, gdyby się nie pojawił, a poza tym naprawdę miał ochotę spotkać się z dawną kochanką. Ale teraz nagle otoczył go rój natrętnych myśli. Czy będzie mógł kontynuować ich romans, skoro ona znów jest wolna?

Podejrzewał, że to mało prawdopodobne, choć nadal czuł się z nią dość mocno związany. Był z Elizabeth bliżej niż z innymi kobietami. Kiedyś zastanawiał się nawet, czy nie jest w niej zakochany, ale uświadomił sobie, że sam fakt, iż musi się nad tym zastanawiać, świadczy o tym, że nie jest.

Mógł jednak trochę powygrzewać się w jej cieple w czasie, gdy będzie się rozglądała za kolejnym małżonkiem, jak to zresztą swego czasu czynił, gdy był jeszcze młodym rycerzem. Tylko że teraz nie był już takim młodym rycerzem i to nie wokół tej kobiety krążyły wszystkie jego myśli.

Odwrócił się, usłyszawszy jakiś dźwięk, ale to nie Elizabeth weszła do bawialni. Stał za nim młody chłopak, ledwo po dwudziestce.

Uderzająco przystojny, wysoki, dumnie wyprostowany, smukły. Złote ostrogi rycerskie najwyraźniej od bardzo niedawna zdobiły obcasy jego butów. Włosy chłopaka miały całkiem niezwykły kolor, były ciemnokasztanowe z czerwonymi refleksami. Rozmarzone oczy okolone ciemnymi rzęsami ostro kontrastowały z bardzo jasną cerą. Śliczny rycerzyk. Elizabeth lubiła młodych ładnych chłopców.

– Pan pewnie jest Morvanem. Czekała na pana. – W głosie młodzieńca pojawiła się nuta dezaprobaty. – Mam na imię Ian. Jestem spowinowacony z Elizabeth. Poprzez małżeństwo.

– To bardzo uprzejmie z pana strony, że dotrzymuje jej pan towarzystwa w dniach żałoby. Jesteśmy z Elizabeth starymi przyjaciółmi, cieszę się, że mogę poznać jednego z jej powinowatych. Poprzez jej małżeństwo.

– Słyszałem o waszej przyjaźni. Od kilku dni nie mówi się na dworze o niczym innym. – Ian stanął w takiej pozie, jakby spodziewał się wyzwania. Emanowała z niego arogancja i duma.

– Cóż, to było tak dawno.

Młodzieniec miał już odpowiedzieć, ale od strony schodów rozległ się szelest jedwabiu, potem zapachniało różami, wreszcie pojawiła się wiotka eteryczna istota.

Nadal była piękna. Jej włosy były bielusieńkie, odkąd skończyła dwadzieścia pięć lat. Wplotła w nie róże i okryła przetykanym srebrem welonem. Efektu całości dopełniały śnieżnobiała szata i srebrna biżuteria. Młodzieńcza twarz pasowała do wiotkiej, niewysokiej sylwetki, której linii nie zepsuła i nigdy nie zepsuje ciąża. Morvan ruszył ku niej i przyszło mu do głowy, że jeśli ponownie nawiąże romans z tą kobietą, to nie ze względu na jej urodę. Ten etap przeszli już kilka lat temu. Pochylił się i obdarzył ją czułym pocałunkiem, czując na plecach uporczywy wzrok Iana.

Kilka godzin później Morvan wprowadził Elizabeth do wielkiej sali, w której miała się odbyć uczta wydana przez księżniczkę Isabellę. Po wielogodzinnej rozmowie Elizabeth poprosiła go, by zabrał ją na to przyjęcie. Naprawdę nie mógł odmówić, choć zdawał sobie sprawę, że jeśli przyjdą razem, natychmiast ożyją plotki na ich temat.

Przybył także Ian, który stał w pobliżu drzwi, kiedy pojawiła się w nich Christiana.

– To pańska siostra, prawda? – zapytał młodzieniec, lustrując ją w sposób, który zdecydowanie nie spodobał się Morvanowi. Zawsze nie znosił mężczyzn obrzucających jego siostrę takim spojrzeniem.

A potem zza pleców Christiany wyłoniła się inna dziewczyna, wysoka blondynka, której gęste wyszczotkowane loki okalały puszystą aureolą śliczną twarz. Kilka niesfornych kędziorów opadało na policzki. Miała na sobie jasnobłękitną suknię, uszytą przez Catherine specjalnie na tę podróż. Dziewczynie było w tym stroju o wiele bardziej do twarzy niż w brunatnych klasztornych strojach. Jej prosta suknia i naturalność kontrastowały z jaskrawymi barwami szat i biżuterią innych kobiet. Była świeża jak wiosna i niewinna jak wiejska dzieweczka. Morvan nie widział jej od kilku dni i serce mu mocniej zabiło.

– Interesująca – stwierdził Ian.

Morvan rozejrzał się i zobaczył wbite w siebie uporczywe spojrzenie młodego rycerza, Ian przeniósł znów wzrok na wejście.

– Oszałamiająca, prawda? Ta blondynka. Nigdy dotąd jej nie spotkałem. Wiesz, panie, kto to jest?

– Wiem. – Anna była naprawdę oszałamiająca. Przyciągała wzrok wszystkich zebranych w sali osób, przy czym męskie oczy już się od niej nie oderwały. Nad obecnym wyglądem dziewczyny musiał pracować prawdziwy mistrz i Morvan bez trudu się domyślił, kto był tym mistrzem. Miał ochotę zamordować Davida. Anna najwyraźniej zupełnie nie zdawała sobie sprawy, jakie robi wrażenie. Na tle rozflirtowanych, wystrojonych kobiet jej uroda jaśniała jeszcze pełniejszym blaskiem.

Christiana torowała jej drogę przez tłum. Kiedy przechodziły w pobliżu, Anna dostrzegła Morvana. Jej wzrok szybko pobiegł w dół i zatrzymał się na spoczywającej na ramieniu rycerza ręce Elizabeth. Potem przyjrzała się twarzy rywalki i na jej obliczu pojawił się wyraz chłodnej rezerwy. Minęła ich bez słowa.

Christiana znalazła dla nich miejsce na ustawionej pod ścianą ławie. Przysiadły się do nich jeszcze dwie damy i wkrótce cała czwórka była pogrążona w ożywionej rozmowie.

– Czy to ta dziewczyna z Bretanii? Ta dziedziczka, którą tu przywiozłeś? – Ian zwrócił się do Morvana.

Cholerne dworskie plotki!

– Tak. Ma zostać zakonnicą. I musisz wiedzieć, że nadal pozostaje pod moją opieką.

Młodzieniec się uśmiechnął. Morvan domyślał się, że taki uśmiech bywa zabójczy dla kobiet. Do diabła! Jakby widział samego siebie, kiedy miał dwadzieścia lat. Tyle że bardziej drapieżnego. Wychowana w klasztorze Anna była wobec niego bez szans.

– Przeznaczona Bogu? Cóż, nigdy nic nie wiadomo. Ale możesz nie wyjmować miecza z pochwy. Nie mam zamiaru skrzywdzić tej dziewczyny.

Morvan pozwolił, by Elizabeth wciągnęła go do rozmowy, ale nie spuszczał Anny z oczu. Podchodziło do niej mnóstwo młodych mężczyzn, lecz chłodna uprzejmość dziewczyny odbierała im odwagę. Obawiał się tylko Iana. Młody rycerz przedarł się już przez tłum i gawędząc po drodze, krążył wokół ściany, pod którą siedział najświeższy kwiat.

Ostatnie posunięcie młodzieńca było mistrzowskie. Nie odezwał się w ogóle do Anny, nawiązał natomiast rozmowę z Christiana. Morvan obserwował siostrę, która bywała czasami nieznośnie głupia w stosunku do mężczyzn. Zaśmiewała się teraz i przesunęła się na ławie, żeby zrobić mu przy sobie miejsce. A po chwili, niby przypadkowo, rzucił słówko jednej, jakiś komentarz drugiej, wreszcie zwrócił zainteresowanie ku tej, która interesowała go naprawdę, i zaczął ją czarować.

Był w tym dobry. Za dobry.

Tłum gości ruszył w stronę stołów i Morvan wiedział, że skoro przyszedł z Elizabeth, musi też przy niej usiąść, Ian poprowadził Annę i Christianę do oddalonego stołu i usiadł pośrodku, pomiędzy obiema kobietami.

Morvan przyłączył się do rozbawionego grona osób przy stole, ale w głębi duszy płonął z gniewu. Powtarzał w myślach jak refren kilka słów. Jeśli nie ja, to nikt. Choć starał się patrzeć w inną stronę, jego oczy raz po raz wracały do oddalonego stołu, przy którym Ian powoli rozsnuwał swą uwodzicielską sieć.

Czarujący uśmiech pojawiał się coraz częściej, a Anna za każdym razem okrywała się rumieńcem. Przy okazji Ian pochylał się ku dziewczynie i szeptał jej do ucha, jakby panujący w sali gwar wymagał takiego prowadzenia rozmowy. Już wkrótce śmiali się oboje i Anna odrzuciła rezerwę mającą ją chronić przed ludźmi. Wreszcie rycerz podał jej do ust kęs jedzenia. Dziewczyna przyjęła go powściągliwie, ale i tak długie palce mężczyzny zaznały delikatnej pieszczoty jej warg.

Dzika zazdrość zapłonęła w sercu Morvana, ale nie mógł nic uczynić, no może poza wywleczeniem jej z tej sali i zrobieniem tym samym z siebie widowiska. Podawane na przyjęciu wino tylko podsyciło jego milczącą wściekłość.

Pod koniec posiłku podszedł do niego paź i powiadomił, że księżniczka życzy sobie z nim porozmawiać. Morvan podszedł więc do siedzącej przy wysokim stole Isabelli. Wychowywał się na dworze, znał ją więc od dziecka. Zawsze uważał, że jest nieco frywolna i nazbyt skłonna do kokieterii, ale teraz, kiedy poświęcił jej całkowitą uwagę, co z racji wysokiego urodzenia słusznie jej się należało, stwierdził, że przez kilka ostatnich lat bynajmniej nie wyzbyła się swych skłonności. A sposób, w jaki dotykała jego ręki, sugerował, że księżniczka posuwa się nieco dalej poza kokieterię. Zignorował subtelne sygnały. Nigdy nie interesował się tą kobietą w taki sposób.

Pełne szacunku zachowanie Morvana szybko znudziło Isabellę i zwróciła zainteresowanie w inną stronę. Postanowił natychmiast sprawdzić, co się dzieje z Anną.

Jej krzesło i sąsiednie były puste.


Anna była zawsze zbyt mądra, by dawać się zwieść pochlebstwom, teraz jednak czuła się pochlebiona. Znała powód zainteresowania Iana swą osobą. Rozeszły się wieści, że jest dziedziczką znacznych włości. Dziedziczką, która ma iść do klasztoru, ale jednak dziedziczką.

Starała się onieśmielać mężczyzn, którzy do niej podchodzili, ale Ian znał Christianę. Potem, podczas obiadu, Anna rozmawiała już tylko z nim. Kiedy się zaczął zachwycać jej włosami, uświadomiła sobie, że pierwszy raz w życiu ktoś prawi jej komplementy.

Ian był niezwykle przystojny, co pochlebiało jej jeszcze bardziej. Miał czarujący uśmiech. Zdawała sobie sprawę, że młodzieniec doskonale o tym wie i najzupełniej świadomie posługuje się nim jako orężem w tej subtelnej grze, którą z nią toczył. Ale owa gra, co dziewczyna musiała ze zdumieniem przyznać, miała pewien uwodzicielski powab. I choć wiedziała, że to tylko oszustwo i fałsz, i tak miło jej było usłyszeć z ust przystojnego mężczyzny, że jest piękną kobietą.

A Ian naprawdę powiedział jej, że jest piękna. I to aż trzy razy podczas jednego posiłku! Jeszcze przed miesiącem takie oczywiste kłamstwo wzbudziłoby jej niesmak, lecz dziś czuła się tak niezdarna i tak nie na swoim miejscu, że potrzebowała takich słów – nawet jeśli to były kłamstwa – od kogokolwiek.

Ze swego miejsca mogła obserwować Morvana… i siedzącą u jego boku kobietę, Ian zauważył jej nieustanne spojrzenia rzucane w tamtym kierunku.

– Jest piękna, prawda? – zapytał.

– Owszem – przyznała Anna. I elegancka. I mała! Wyglądała dokładnie tak, jak powinna wyglądać dama. I przez cały wieczór była przy boku Morvana, i nie zdejmowała zaborczej ręki z jego ramienia.

– Jest moją daleką krewną. Jej mąż zmarł niedawno, ale Elizabeth nie rozpacza zbytnio po stracie kolejnych mężów. Ich śmierć daje jej wolność i bogactwo. Właśnie pochowała trzeciego, a każdy zapisywał jej w kontrakcie ślubnym ziemię.

Piękna, niska i bogata!

– Sir Morvan robi wrażenie jej oddanego przyjaciela.

– Jest kimś więcej. To żaden sekret i musiałaś już o tym słyszeć, pani, bo tu, na dworze, jego powrót stał się głównym tematem rozmów. Parę lat temu, pomiędzy jej pierwszym a drugim mężem, Morvan i Elizabeth byli kochankami. Mówi się, że łączyła ich wielka namiętność. Podobno nie pobrali się tylko dlatego, że ona jest bezpłodna.

Wielka namiętność. Wielka miłość. A teraz on wrócił, a ona jest wolna i bogata.

Na sercu Anny spoczął ogromny ciężar; poczuła się niemal chora. Ale równocześnie doznała ulgi na myśl o tym, że wówczas w Reading nie straciła cnoty. Gdyby naprawdę mu się oddała i natychmiast po przyjeździe do Windsoru została porzucona dla Elizabeth, upokorzenie byłoby nie do zniesienia. Przecież nawet teraz, choć sprawy pomiędzy nią i Morvanem nie zaszły aż tak daleko, była kompletnie rozbita.

Żeby oderwać myśli od niego i Elizabeth, pozwoliła Ianowi wciągnąć się w tę grę nieco bardziej. W końcu zaproponował, by wyszli na chwilę do pałacowych ogrodów, zaczerpnąć nieco świeżego powietrza.

Pomógł jej wysunąć się zza stołu tak gładko, że nawet Christiana nie zauważyła ich wyjścia. W holu Ian szybko odnalazł swój płaszcz i zarzucił go na ramiona Anny, a jego ręka jakimś dziwnym trafem pozostała już na plecach dziewczyny. Poprowadził ją ku drzwiom.

Niewielki ogród przecinała aleja, która wiodła między żywopłotami. Kamienne ławki zostały na czas przyjęcia wyłożone poduszkami, zarośnięte altanki oferowały większe odosobnienie. Anna słyszała wokół stłumione głosy, wiedziała więc, że nie są tu całkiem sami.

Ian podtrzymywał swobodną rozmowę, pytając dziewczynę o Bretanię. W połowie alei zatrzymał Annę i zawrócił w stronę, z której przyszli.

– Chodź, pani, pokażę ci coś ciekawego. Z tej strony na ogród wychodzi ściana kominowa, przy której jest całkiem ciepło. Rośnie tam krzak róży, który nigdy nie zamiera. Czasem nawet kwitnie w środku zimy.

Anna zdawała sobie sprawę, że Ian ciągnie ją w odosobnione miejsce nie dla podziwiania cudów ogrodnictwa. Ale pochlebstwa sprawiły, że czuła się pewniejsza siebie, może nawet nieco zuchwała. Więc kiedy pociągnął ją w stronę jednej z wyłożonych poduszkami ławek ukrytych w zaroślach, pozwoliła mu się prowadzić.

Spodziewała się przelotnego pocałunku i kilku miłych słów, więc jego agresywny atak sprawił, że osłupiała. Przewrócił ją na ławkę i unieruchomił jej ręce. Przytrzymał głowę dziewczyny i pochylił się do jej ust.

Pocałunek był nawet dość miły, ale Anna pozostała dziwnie nieporuszona, jakby obserwowała z pewnej odległości kogoś całkowicie obcego. Była tak obojętna, że dopiero kiedy Ian zacisnął rękę na jej piersi, zorientowała się, że w ogóle jej dotyka. Pieszczota wzbudziła jej zdziwienie, ale nic poza tym. Czekała chwilę, starając się nad tym zastanowić. Wciąż nie odczuwała niczego szczególnego. Równie dobrze mogłaby otrzeć się o krzak, wrażenie byłoby podobne.

Odepchnęła jego rękę i wyszeptała kilka słów protestu. Roześmiał się i znów ją przewrócił. Mocno przytrzymując Annę, znów zawładnął jej ustami w namiętnym pocałunku, a jego dłoń wędrowała po jej ciele coraz zuchwałej.

Anna mogła zacząć krzyczeć, ale nie chciała doprowadzić do sytuacji, w której Christiana poczułaby się zażenowana. Wiła się i odpychała intruza. Ilekroć miała wolne usta, zaczynała protestować, więc natychmiast zamykał je kolejnym pocałunkiem. Zachowywał się tak, jakby jej protesty były jedynie dalszym ciągiem dworskiej gry.

Pochylił się nad nią, położył ją na plecach na poduszkach i przykrył swoim ciałem. Jego dłoń przesuwała się w górę na nodze Anny, podciągając spódnicę. Najwyraźniej Ian dążył najkrótszą drogą do La Roche de Roald.

Anna westchnęła z rozdrażnieniem. Naprawdę próbowała w Windsorze zachowywać się jak dama. Nosiła suknie i zachowywała się przystojnie. Odłożyła broń na bok i nawet konno jeździła powściągliwie. Teraz jednak miała wybór: mogła albo zacząć wołać o pomoc, albo zachować się w sposób całkowicie nietypowy dla damy. Niezależnie od tego, co odepchnęło od niej Morvana, nie ocali jej tutaj, w pogrążonym w mroku ogrodzie, kiedy tylko cel w postaci władania La Roche de Roald świeci jasno w ciemności. Dla mężczyzny, który ma ukryty cel, w nocy przypuszczalnie wszystkie kobiety są takie same.

Oswobodziła jedną rękę, zwiesiła ją poza obręb ławki, po czym uwolniła usta z niewoli warg i udała, że z trudem łapie powietrze.

– Mógłbyś się nieco przesunąć, panie? Nie mogę złapać tchu.

Przesunął się, całkiem wystarczająco. Dwukrotnie uderzyła go z całej siły zaciśniętą pięścią, mierząc poniżej żeber. Ian poderwał się do pozycji siedzącej, osłaniając ręką żołądek.

Anna tymczasem zerwała się z ławki i uciekła. Przebiegła z dziesięć kroków i nadziała się na pierś, którą aż za dobrze znała.

– Gdzie on jest? – wycedził Morvan, potrząsając ramionami dziewczyny.

– Poszedł sobie. – Wyczuła, że Morvan wpatruje się w mrok, ale w ogrodzie panowały tak całkowite ciemności, że jeśli tylko Ian będzie siedział bez ruchu…

Nie siedział. Zbliżał się do nich.

Tyle trudu, żeby uniknąć skandalu, i wszystko na nic.

– Sir Morvan – odezwał się Ian chłodno. – Pan także postanowił zaczerpnąć świeżego powietrza?

– Ostrzegałem cię.

– Nic jej się nie stało.

– Spotkamy się później, chłopcze. – Morvan chwycił Annę za rękę i zaczął ją ciągnąć. Zwrócił uwagę na płaszcz na jej ramionach, zsunął go i rzucił na ziemię.

Prowadził ją przez ogród jak rozpuszczonego bachora. W dziewczynie rosła złość. W przedsionku zaparła się nogami o podłogę.

– W taki sposób nie wejdę na salę.

– Nie, wrócisz do domu. Jesteś zbyt naiwna, by przebywać w takim miejscu. Bezpieczniejsze byłoby chyba jagnię wśród stada wilków. – Nie puszczając jej ręki, przerzucał stertę płaszczy. Zanim udało mu się znaleźć okrycie Anny, zrobił niewyobrażalny wręcz bałagan. Okrył ramiona dziewczyny i skinął na pazia, by przez niego przesłać wiadomość Christianie. W milczeniu, celowo stawiając wielkie kroki, które zmuszały Annę do biegu, prowadził ją do zamkowej bramy.

Kiedy skręcili w uliczkę, przy której stał dom Christiany, dziewczyna kipiała z gniewu. Ręka bolała ją niemiłosiernie, a spódnica była kompletnie zniszczona.

Spodziewała się, że Morvan wepchnie ją do domu i pospiesznie wróci do Elizabeth, ale wszedł za nią do sieni i kopniakiem zamknął za sobą drzwi.

– Co się tam stało? – Jego głos był bardzo spokojny, zbyt spokojny.

Chciał wiedzieć, na ile mocno ma przyłożyć Ianowi. Istniały pewne granice, których Anna nie mogła pozwolić mu przekroczyć w imię ochrony swej osoby. Przecież Ian to nie Gurwant.

– To nie twoje zmartwienie. – Przeszła obok Morvana i ruszyła w stronę schodów.

Gdy złapał ją za ramię, zatoczyła się do tyłu i oparła się plecami o ścianę, do której Morvan natychmiast przygwoździł ją przedramieniem. Drugą rękę oparł o ścianę przy jej głowie i pochylił się nad Anną.

– Co się tam stało?

– Nic.

– Nic? Łaził za tobą przez cały wieczór. Zaciągnął cię do ogrodu i nawet nie próbował cię pocałować? Przecież ten cholerny ogród został stworzony wyłącznie w takich celach.

Anna próbowała mu się wyrwać, lecz bezskutecznie.

– Owszem, całował mnie. Czy twoja ciekawość została już zaspokojona?

W oczach Morvana pojawił się jakiś ciemny blask. Anna wyczuła zapach wina w jego oddechu. Wiedziała, że nadmiar trunku zmienia mężczyzn albo w ludzi głupich, albo podłych. Takie już jej szczęście, że w wypadku Morvana miało miejsce to drugie.

Pochylił ku niej głowę i przysunął usta do ucha dziewczyny.

– Podobało ci się? Czy przy nim zatraciłaś się tak jak przy mnie?

Ogarnęła ją ślepa furia. Ona nic go nie obchodziła. Nie przejmował się ani jej bezpieczeństwem, ani nawet dziewictwem, wściekał się z powodu swojej głupiej męskiej dumy. Sam nie chciał jej zdobyć, ale niech Bóg ma w swojej opiece tego, kto okazałaby się w tej dziedzinie lepszy od niego. Mimo kłębiących się w niej emocji uśmiechnęła się szeroko.

– Wiesz, Morvanie, to nie przypominało fal roztrzaskujących się o skały, a raczej równomiernie wznoszący się przypływ.

Gwałtownie podniósł głowę. W przyćmionym świetle dostrzegła niebezpieczny błysk jego oczu. I choć była zadowolona z efektu swoich słów, zdała sobie sprawę, że popełniła błąd.

Morvan przytrzymał ręką jej podbródek. Anna, wiedząc, do czego zmierza, zaczęła rozpaczliwie się wyrywać. To było niedorzeczne, pozbawione sensu. I nie miało nic wspólnego z pożądaniem i zmysłami. Tu chodziło o przemoc i dumę. Nie miała zamiaru stać się pionkiem na szachownicy, na której dwaj mężczyźni rozgrywają partię.

Morvan zignorował sprzeciw dziewczyny, wpił się ustami w jej wargi i nie przerywał pocałunku.

Anna spodziewała się, że – podobnie jak przed chwilą z Ianem – nie poczuje niczego, ale ze zgrozą stwierdziła, że jest inaczej. Walczyła z własną żywiołową reakcją, próbowała się opamiętać, nie przestając odpychać Morvana. On jednak tylko jeszcze mocniej, jeszcze bardziej namiętnie ją całował, a potem przeniósł wargi na szyję dziewczyny. Odsunął rękę, którą się przed nim zasłaniała, i ujął jej pierś.

To była okrutna drwina, na którą nie miała zamiaru mu pozwolić. Szarpnęła go za włosy.

– Nie, nie zrobisz tego. Za dużo tego molestowania przez mężczyzn jak na jeden dzień!

Morvan zamarł. Anna jeszcze nigdy w życiu nie widziała u nikogo takiej wściekłości.

– Pozwoliłaś mu się dotykać!

– Tak, do cholery! A potem walczyłam z nim, tak jak teraz muszę walczyć z tobą.

Uniosła zaciśniętą pięść, lecz Morvan był szybszy. Złapał jej rękę i uderzył nią o ścianę. Wściekła dziewczyna waliła go z całej siły drugą pięścią po ramieniu. Po chwili i tę unieruchomił wysoko ponad jej głową. I znów ją pocałował.

Walczyła. Zacisnęła zęby, żeby nie dopuścić do przypływu namiętności. Wściekła na własną słabość, napinała wszystkie mięśnie, żeby Morvan nie mógł dostrzec najmniejszej reakcji jej ciała. Ale kiedy wsunął kolano między jej uda, wygięła się w łuk.

– Czy teraz jesteś zadowolony? – Spojrzała na niego oczami pełnymi łez wściekłości. – Twoja reputacja najwspanialszego kochanka w Anglii została ocalona. Nawet kobieta tak nietypowa jak ja nie jest w stanie ci się oprzeć. Jesteś usatysfakcjonowany? Czy teraz wyjdziesz?

– Nie. Nie jestem usatysfakcjonowany i nie wyjdę. – Uniósł ją i odsunął od ściany, by móc wziąć ją w objęcia.

To była jej szansa i Anna ją wykorzystała. Kopała i waliła pięściami, aż udało jej się wyrwać.

– Idź do diabła, Morvanie! – Niemal frunęła w stronę schodów, choć ledwo udało jej się umknąć wyciągniętej ręce Morvana, która próbowała ją pochwycić.

Na górnym podeście wpadła wprost na Davida, którzy chciał zejść na dół. Najwyraźniej w pośpiechu narzucił na siebie ubranie, a jego błękitne oczy były jeszcze zamglone od snu.

Spojrzał na Annę, a potem na szwagra, który wbiegał po schodach tuż za nią.

– A niech to! – Ukrył dziewczynę za swoimi plecami i lekko popchnął ku schodom. – Idź do swojej komnaty i zarygluj drzwi.

– Zejdź mi z drogi, Davidzie – wycedził Morvan.

– Nie. Nie zrobisz tego pod moim dachem. Jesteś pijany.

– Nie całkiem, niestety.

– Czy w ten właśnie sposób chronisz kobiety?

– Z mojej strony nie zagraża jej żadne niebezpieczeństwo.

– Jesteś pewien? Bo ja nie. Ona cię nie chce. Wyjdź.

– Mylisz się, panie – wtrąciła się Anna, ale David nie dał jej skończyć.

– Idź do swojej komnaty – rzekł tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Zaskoczona jego surowym głosem Anna cofnęła się.

Morvan wybuchnął śmiechem.

– Jestem pod wrażeniem, Davidzie. Od chwili, gdy ją spotkałem, chyba pierwszy raz bez sprzeciwu posłuchała polecenia mężczyzny.

Anna pobiegła do swojej sypialni i już nic więcej nie usłyszała.


Morvan panował nad gniewem, dopóki nie wrócił do sali. Wiedział, że Ian nadal tam jest, ale zmusił się, by się za nim nie rozglądać. Później się z nim rozprawi. A potem będzie się musiał uporać z tym, co sam zrobił Annie dzisiejszego wieczoru.

Muzycy zaczęli grać, więc ujął rękę Elizabeth i powiódł ją na parkiet. Taniec uspokoił go i czuł się już niemal całkiem normalnie, gdy odprowadzał ją do domu. Kiedy weszli do środka, odwróciła się ku niemu, a jej cudowna cera wydawała się w ciepłym blasku świec niemal przezroczysta.

– Zostaniesz? – zapytała.

Morvan przypomniał sobie pierwszą spędzoną u niej noc. Przyszedł wiedziony pragnieniem dokonania szybkiego podboju, ale ona sprawiła, że spędzili wesoły wieczór towarzyski, pełen śmiechu i rozmów. A potem, późno w nocy, wstała nagle, oświadczyła, że idzie do łóżka, i zadała mu dokładnie to samo pytanie co teraz. Bez flirtu, bez słowa ruszył za nią po schodach na górę.

– Szukasz kolejnego interludium, Elizabeth? Przed małżeństwem z kolejnym starcem?

– Sądzę, że mam to już za sobą. Małżeństwo trwa zbyt długo, interludia natomiast zbyt krótko. Uważam, że miałam już aż za wielu starych mężów.

Zbaraniał, kiedy zrozumiał znaczenie jej słów. Była piękna, bogata i miała ziemię. Morvan był przekonany, że wszystko, co starzy mężowie zostawili jej w spadku, zdołała pomnożyć dziesięciokrotnie, trzymając majątek żelazną ręką. To oraz złoty naszyjnik wysadzany szmaragdami powinno wystarczyć, by przystąpić do walki o odzyskanie Harclow. Nie musiał mieć własnego syna, chłopak Christiany będzie znakomitym dziedzicem.

Powinien wykorzystać szansę; tylko głupiec by tego nie zrobił. I gdyby Morvanowi zupełnie nie zależało na Elizabeth, może nawet by się nie zawahał. Ale on znał tajniki serca tej kobiety i zdawał sobie sprawę, że zasługuje ona na więcej, niż mógłby jej zaoferować.

A poza tym to nie ona była kobietą, której pragnął.

– Jeśli masz dość starych mężów, poszukaj sobie młodego. Ale to nie ja nim będę i to nie dlatego, że jesteś bezpłodna. Ktoś inny zawładnął moimi myślami i sercem. Dopóki ona nie odejdzie, to nie byłoby w stosunku do ciebie w porządku.

– Widziałam, w jaki sposób na nią patrzyłeś. Podobno ma iść do klasztoru. Kiedy wyjedzie, zniknie także z twego serca?

To pytanie zabolało Morvana. Elizabeth dawała mu do zrozumienia coś niebywale istotnego. Chciała powiedzieć, że jeśli jego odpowiedź będzie twierdząca, to ona gotowa jest na niego poczekać.

– Nie wiem. Prawdę mówiąc, boję się, że nie.

– W takim razie masz rację. Jeśli znajdę młodego męża, to nie będziesz nim ty.

Pocałował ją i był to bez wątpienia ich ostatni pocałunek. Odwróciła się i odeszła.

Nie wyszedł od razu. Czekał na drugiego lokatora tego domu. Kiedy drzwi się otwarły, złapał młodego człowieka i przyparł go do ściany. Ścisnął go za szyję. Osłupiały Ian szybko się opanował i chłodno spojrzał na napastnika ponad ręką, która groziła mu uduszeniem.

Morvanowi nie zależało już tak bardzo na zabiciu młodego rycerza jak dwie godziny temu. Rozładował w znacznym stopniu furię na niewłaściwej osobie i w niewłaściwy sposób. Mimo to mocniej zacisnął palce na szyi młodzieńca.

– Lady Anna nie jest dla ciebie, chłopcze.

Ian odwzajemnił mu się spokojnym, pewnym spojrzeniem, w którym nie było cienia lęku.

– A lady Elizabeth nie jest dla ciebie.

A więc to dlatego!

– Dobiliśmy targu. – Morvan opuścił rękę. Dobił targu. Przehandlował kobietę, którą odrzucił, za tę, która nigdy nie będzie należeć do niego.

– Panie! – zawołał Ian, gdy Morvan opuścił już dom. – Powinieneś wiedzieć, że ona od początku ze mną walczyła. Na dowód mogę ci pokazać siniaki. Ta dziewczyna posługuje się pięściami jak mężczyzna.

Morvan podejrzewał, że Ian kłamie, by chronić Annę. A to świadczyło, że choć posłużył się nią w ryzykownej grze, koniec końców okazał się jednak człowiekiem honoru.

Cóż, za dobro trzeba się zrewanżować dobrem. Spojrzał w górę, na piętro domu.

– A ty powinieneś wiedzieć, że lady Elizabeth doskonale sobie zdaje sprawę, że jej pragniesz. Gdybym był na twoim miejscu, poszedłbym teraz do niej. Jeśli ci otworzy drzwi, wygrałeś.

Odszedł z nadzieją, że chłopakowi się powiedzie.

Загрузка...