Rozdział 12

Cofnęła się gwałtownie.

– Ty jesteś tą dziewczynką, prawda? – spytał łagodny głos. – Córką Faith.

Postać wyszła z cienia i Abby omal się nie przewróciła na widok twarzy starej zakonnicy, która wydała jej się znajoma.

– Tak…

– Co tu robisz?

Sama chciałabym wiedzieć, pomyślała Abby.

– Mój… mój psychiatra powiedział mi, że powinnam tu wrócić. Wie siostra… żeby rozwiązać pewne sprawy z przeszłości.

– Poradził ci też, żebyś się tu włamała?

Abby zrobiło się gorąco.

– Nie, to był mój pomysł.

– Powinnaś poprosić o pozwolenie.

– A dostałabym je?

Zakonnica uśmiechnęła się i pokręciła głową.

– Prawdopodobnie nie. A tak przy okazji, jestem siostra Maria.

Siostra Maria. Oczywiście. Abby spojrzała na starą zakonnicę, usiłując wyobrazić sobie, jak wyglądała dwadzieścia lat temu, kiedy była młodsza, silniejsza, miała gładszą skórę…

– Wydawało mi się, że ktoś tu wchodził, i przyszłam – ciągnęła siostra Maria. – Nie jestem już tak szybka jak kiedyś, zajęło mi to trochę czasu. – Przekrzywiła głowę. – Cóż, Faith, znalazłaś tu to, czego szukałaś?

– Mam na imię Abby. Faith była moją matką.

– No tak, oczywiście.

– Dlaczego drzwi do pokoju mamy są zamknięte? – spytała Abby.

– Zamknięte? – powtórzyła zakonnica. – Nie sądzę. Po likwidacji szpitala nie zamykano tu na klucz żadnych drzwi. Ile to już czasu minęło? Prawie piętnaście lat. Drzwi wejściowe są oczywiście zamknięte, ale nie te do pokoi.

– Nie udało mi się ich otworzyć.

– Może framuga się rozeschła…

– Chyba nie. – Podeszły do pokoju 307. – I wszystkie drzwi na tym piętrze były zamknięte, choć, jak siostra powiedziała, nie na klucz.

– Naprawdę?

– A drzwi do pokoi na pierwszym piętrze były pootwierane.

– Czy to nie dziwne? – powiedziała siostra Maria z roztargnieniem i ujęła gałkę. Drzwi nie drgnęły. – Zaraz… – Spróbowała jeszcze raz, ale nie chciały się otworzyć. Poruszyła gałką i spojrzała na Abby. – Masz rację – przyznała w końcu. – Z pewnością są zamknięte na klucz. Bardzo dziwne.

Westchnęła i odwróciła głowę. Tak, Abby poznała ten profil… To ta kobieta, choć znacznie młodsza, minęła ją wtedy na schodach. To ona pierwsza znalazła się przy Faith, ona dotknęła palcem jej szyi, szukając pulsu.

– Siostra tu była – powiedziała. – Tego dnia, kiedy zginęła moja matka. Widziałam siostrę.

– Tak, pracowałam wtedy w szpitalu. Tak.

– Przyjechałam w odwiedziny… To był dzień jej urodzin. Miałam dla niej prezent.

Zakonnica zmarszczyła brwi.

– Ty? – Spojrzała na włosy Abby, potem na jej oczy i zmarszczka na jej czole pogłębiła się jeszcze bardziej. – To ty niosłaś złote pudło z różową wstążką?

– Tak. To były też moje urodziny. – Abby znowu poczuła, jak ogarnia ją znajomy smutek. – Znalazłam ten szal w małym sklepiku na Toulouse Street. Był biały ze srebrną nitką… Wiedziałam, że jej się spodoba.

– Nie poznałam cię, wzięłam cię za twoją siostrę… Ona miała czarne włosy i tamtego dnia niosła pudełko… – Stara zakonnica była wyraźnie zdezorientowana. – To nie ty wpadłaś na mnie na schodach tuż przed podestem? Biegłaś do góry, a ja schodziłam na dół, szłam do klasztoru… jestem pewna.

– Nie. – Abby pokręciła głową, ale ogarnął ją nagle dziwny niepokój. – To niemożliwe. – A może jednak? – Właśnie wysiadłam z samochodu, kiedy to się stało.

Tak, na pewno tak było. Stara zakonnica jest po prostu zagubiona, to wszystko. Pomyliła się. A jednak jej oczy są bystre i przenikliwe, jakby rozumiała Abby lepiej niż ona sama.

Abby chrząknęła i uśmiechnęła się z przymusem.

– Siostra znała moją matkę?

– Niezbyt dobrze – odparła siostra Maria ostrożnie. – Chyba nikt nie znał jej dobrze. – Spojrzała na drzwi pokoju 307. – Jeśli szukasz tu odpowiedzi na jakieś pytania, obawiam się, że ich nie znajdziesz. W każdym razie nie dziś. – Westchnęła i dotknęła ramienia Abby. – Twoja matka była głęboko wierząca, moje dziecko. Może ty także, zamiast błąkać się po ciemnych pokojach, powinnaś zwrócić się do Boga. – Ruszyła powoli korytarzem. – Tutaj nie znajdziesz tego, czego szukasz. Musisz poszukać tego w sobie samej, w swoim sercu. Pan ci pomoże. A teraz chodź, nic tu po tobie. Poza tym to miejsce jest potępione.

Potępione? Przez kogo?

Przez stan Luizjana?

A może przez udręczone dusze ludzi, którzy byli tu kiedyś zamknięci? Abby czuła, że nie doszła tak daleko, żeby się teraz wycofać.

– Wiem, siostro, ale naprawdę muszę wejść do pokoju matki, zanim ten budynek zostanie zrównany z ziemią. To część mojej osobistej wyprawy w przeszłość… próba zmierzenia się z losem… zamknięcia kwestii, jaką jest śmierć matki. – Spojrzała na zakonnicę, która wyraźnie się wahała. – Modliłam się, proszę mi wierzyć. I myślę, że to Bóg mnie tu przywiódł. – Nie była to do końca prawda, ale Abby czuła, że jest w stanie nawet okłamać zakonnicę, by zrobić to, co zamierzała.

Siostra Maria zmierzyła ją wzrokiem.

– Dobrze – powiedziała powoli, jakby nie była pewna, w co ma wierzyć. – Zobaczę, co da się zrobić.

Abby uznała to za obietnicę i poszła za siostrą Marią w dół schodów.

– Mamy tu ogrodnika – mówiła zakonnica. – Dokonuje też dla nas drobnych napraw. Poproszę go, żeby rzucił okiem na te drzwi, może znajdzie jakiś sposób, żeby je otworzyć. To może zabrać trochę czasu, pan DuLoc ma wiele pracy, ale to bardzo pomysłowy człowiek. Jestem pewna, że nam pomoże. – Zeszły na pierwsze piętro i stara kobieta zatrzymała się, by spojrzeć na korytarz. – Mówiłaś chyba, że wszystkie drzwi tutaj były pootwierane?

Abby zmartwiała. Patrzyła na korytarz w osłupieniu, słysząc tylko uderzenia

I własnego serca. Wszystkie pokoje były zamknięte.

– Zastanawiające – powiedziała siostra Maria głośno i podeszła do pierwszych drzwi. – Halo? Jest tu kto? – zawołała, poirytowana.

– A kto mógłby tu być?

– Nie wiem, ale zaraz zobaczymy.

– Nie, proszę zaczekać! – krzyknęła Abby, ale zakonnica już chwyciła za klamkę pokoju 206. Drzwi otworzyły się bez trudu, wpuszczając do mrocznego korytarza trochę światła.

Abby odetchnęła, a siostra Maria podeszła do drzwi pokoju 205 i otworzyła szeroko kolejne drzwi.

Nikt nie wyskoczył z głębi, nikt nie krzyknął „mam cię!” Nie zobaczyły żadnego ducha ani upiora.

– Jesteś pewna, że te były otwarte? – spytała siostra Maria.

– Absolutnie.

Zakonnica uniosła brew, jakby jej niedowierzała.

– Nie zauważyła tego siostra, idąc na górę? – spytała Abby i nacisnęła klamkę drzwi z numerem 204. Otworzyły się natychmiast. Pokój był pusty.

– Nie zwróciłam uwagi.

– Przecież szła siostra za mną.

Siostra Maria kiwnęła głową.

– Ale wiedziałam, dokąd idziesz, prawda? Mój wzrok nie jest tak dobry jak niegdyś, na korytarzu było ciemno… ciemniej niż teraz. Myślę, że drzwi były zamknięte, Abby.

Wiedziała, że to niemożliwe. Zacisnęła zęby i podeszła szybko do drzwi pokoju znajdującego się dokładnie pod pokojem jej matki. Nacisnęła klamkę, ale drzwi się nie otworzyły.

– No, co jest! – Abby ze złością naparła na nie ramieniem. Drzwi ustąpiły nagle i Abby znalazła się w kolejnym, zupełnie pustym pokoju. Wyszła na korytarz.

– Na pewno to nie siostra pozamykała te pokoje? – spytała.

Zakonnica spojrzała na nią urażona.

– Oczywiście, że nie. Pamięć czasem mnie zawodzi, ale nie aż tak. Przecież nie okłamywałabym cię, nie w głowie mi żarty. Zaczynam raczej powątpiewać w twoją spostrzegawczość! Chodź, czas na nas.

Wyszły ze szpitala i siostra Maria zamknęła drzwi wejściowe na klucz. Kuląc się w porywach wiatru i zacinającym deszczu, ruszyły wzdłuż budynku, ale kiedy dotarły do rogu, Abby odwróciła się i jeszcze raz spojrzała w okno pokoju, który kiedyś zajmowała jej matka.

Po drugiej stronie szyby stał mężczyzna. Abby serce podeszło do gardła. Stanęła, osłaniając oczy przed deszczem.

– Tam… w oknie – szepnęła, wskazując ręką.

Ale postać zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.

Siostra Maria spojrzała w górę.

– Nic nie widzę. Chodź, bo przemokniemy do suchej nitki.

Abby chciała powiedzieć jej, co zobaczyła, ale to wszystko wydawało się niewiarygodne… Mokre włosy opadały jej na oczy i było tak ciemno…

– O co chodzi? – zapytała zakonnica niecierpliwie. – Chodź już!

Abby czuła się tak, jakby sam diabeł wbił jej zimne szpony w serce. Drżała i szczękała zębami, choć nie było jej zimno. Kim był ten człowiek w oknie? Zjawą? Duchem, który narodził się w jej umyśle?

Siostra Maria ruszyła przodem. Abby odwróciła się i poszła za nią.

– Co się stało? – Zakonnica spojrzała na nią z ukosa. – Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.

– Nie… nic. Chciałam tylko jeszcze raz spojrzeć w to okno

Doszły do furtki, siostra Maria pchnęła ją i ruszyły szybko w stronę parkingu.

– Rzadko korzystamy z tego przejścia – wyjaśniła siostra Maria. – Teraz tylko ogrodnik tędy chodzi i czasem ci ludzie, którzy chcą wyburzyć szpital. Chyba że trzeba wypłoszyć intruzów…

Abby poczuła, że się czerwieni.

– Bardzo przepraszam. Następnym razem poproszę o pozwolenie.

– Czy będzie następny raz?

Abby pomyślała o postaci, którą widziała w oknie. Czy to tylko jej wyobraźnia? Gra światła i cienia? Kto zamknął wszystkie drzwi na pierwszym piętrze?

– Myślę, że tak. Muszę przecież zobaczyć pokój mamy – odparła, otrząsając się ze strachu. Nikogo tam nie było. Nikogo!

Ale ktoś pozamykał drzwi!

I widziałaś, że ktoś obserwował cię z okna! Nie wymyśliłaś sobie tego.

– Kto jeszcze wie o tej furtce? – zapytała.

Maria wzruszyła ramionami.

– Niewiele osób poza zakonnicami z klasztoru. Teraz mało kto ma wstęp do szpitala. Kiedy był otwarty, chodzili tędy pracownicy, ale teraz wszyscy opuścili okolicę. – Kaszlnęła i otarła z twarzy krople deszczu. – Kiedyś problem stanowili raczej ludzie, którzy chcieli się stąd wydostać.

– Dlaczego ci, którzy kupili szpital, nie korzystają z głównej bramy?

– Ach, o to ci chodzi. – Siostra Maria zatrzymała się pod zadaszeniem przy garażu. – Na razie szpital nie został sprzedany. Jest kilka kwestii spornych, które muszą zostać rozwiązane. Archidiecezja, nasza parafia i matka przełożona muszą się porozumieć z inżynierami i architektami… Dopóki tego nie załatwią, nie dojdzie do transakcji.

– Czyli że na razie nikt nie kupił szpitala?

– Jesteśmy w fazie negocjacji. Nie pytaj mnie o nic, bo i tak powiedziałam zapewne więcej, niż powinnam. – Maria spojrzała na nią z troską. – Dobrze się czujesz, moje dziecko?

Nie, nie czuję się dobrze, pomyślała Abby. Moja matka była schizofreniczką. Popełniła samobójstwo, ojciec umiera na raka, siostra spała z moim narzeczonym, który po ślubie zdradzał mnie z wieloma innymi kobietami, a kilka dni temu został zamordowany w makabryczny sposób przez jakiegoś psychozę. Nie, na pewno nie czuję się dobrze.

– Wszystko w porządku – powiedziała głośno.

– Może weszłabyś do środka i napiła się herbaty?

– Nie, dziękuję. – Teraz, kiedy już wyszły z opustoszałego szpitala, Abby chciała jak najszybciej wrócić do domu. – Czy da mi siostra znać, kiedy będę mogła wejść do tego pokoju?

– Na pewno chcesz tam wejść?

– Tak!

– Oczywiście, dam ci znać.

– Zadzwonię do klasztoru i zostawię swój numer.

Siostra Maria kiwnęła głową, a Abby pożegnała ją i pobiegła do samochodu. Usiadła za kierownicą i patrzyła, jak zakonnica zaskakująco szybko biegnie w stronę bramy w murze klasztoru.

Przekręciła kluczyk w stacyjce, wycofała wóz i od razu wyjechała na drogę. Nie zawróciła w stronę szpitala. Miała dość wrażeń jak na jeden dzień.


Czekał, aż odjedzie.

Z okna na drugim piętrze widział dokładnie bramę i fragment drogi w przerwie między drzewami. Nie zobaczy jej na długo, najwyżej dwie sekundy. Ale to wystarczy.

Na razie.

Podniósł do oczu wojskową lornetkę. Chciał dostrzec wyraz jej twarzy.

Czekał dłużej, niż przypuszczał. Zapewne z powodu starej zakonnicy, tej, która miała parę ciemnych sprawek na sumieniu, parę występków, z rodzaju tych, które sam tak dobrze znał. Uśmiechnął się do siebie drwiąco. Łagodna stara kobieta w czarnym habicie mogła sprawiać wrażenie świętej, ale on wiedział swoje.

Już wkrótce jej wstydliwa tajemnica ujrzy światło dnia.

Podobnie jak tajemnice wielu innych ludzi.

Czekało go wiele pracy, będzie musiał się śpieszyć. Na razie widział przez lornetkę tylko strugi deszczu, ale zaraz potem w polu jego widzenia znalazł się samochód. Weszła w zakręt trochę za szybko i samochodem lekko zarzuciło, zdołała jednak wyprowadzić go na prostą.

Pewnie się przestraszyła. Oblizał wargi.

Była tak podobna do Faith… zaschło mu w gardle, poczuł, jak ogarnia go gorąca, dzika fala żądzy.

Faith… o moja piękna…

Tak dobrze pamiętał ciepło jej ciała, kiedy w nie wchodził, jej ciche jęki, oczy zamglone przez podniecenie i strach. Boże, jak bardzo pragnął jej teraz, jak boleśnie pożądał jej dotyku.

Wszystko w swoim czasie, przypomniał sobie i zamknął oczy. Pod powiekami znowu pojawiła się twarz Faith… ciemne oczy, wilgotne, pełne wargi. Niemal słyszał jej śmiech, czuł jej zapach…

W jego owładniętym żądzą umyśle matka i córka stopiły się w jedno.

Загрузка...