Epilog

Nie będziesz już tego potrzebowała. – Montoya wyjął z ziemi słupek z tabliczką z napisem Na sprzedaż i rzucił go na kupę liści przy pojemniku na śmieci.

– Nie chcesz, żebym się wyprowadziła? – spytała Abby żartobliwie.

– Nie – objął ją ramionami. – W każdym razie niedaleko.

Wiedział, co mówi. Od czasu, kiedy zginął Christian Pomeroy, Abby straciła ochotę na przeprowadzkę.

Gina spędziła w szpitalu cały tydzień, a później jeszcze trzy dni u Abby, w końcu oznajmiła, że wraca do Seattle. Ciągle wyglądała, jakby została ciężko pobita, i miała siną twarz, ale chirurgom plastycznym udało się zrekonstruować brakujący fragment policzka. Czekało ją jeszcze kilka operacji i wizyt u dentysty, ale żyła i chciała już być u siebie w domu.

Abby nie miała jej tego za złe. Obiecała, że ją odwiedzi i spędzi u niej trochę czasu, kiedy nadejdzie czas kolejnej operacji.

– Kiedy się to wszystko skończy, będę piękniejsza niż przedtem – stwierdziła Gina wesoło. – Hollywood zapuka do moich drzwi. Może nawet dostanę pracę w telewizji! – Zaśmiała się, ale zaraz jęknęła z bólu. – No cóż, to w przyszłości.

Abby nie miała zamiaru wyjeżdżać. Nie chciała opuszczać Montoi, który nie odstępował jej dniem i nocą. Hershey była zachwycona faktem, że niemal zamieszkał u Abby, choć Ansel ciągle jeszcze patrzył na niego nieufnie.

Słońce przeświecało przez gałęzie nad ich głowami, lśniło w jego włosach, błyszczało w oczach. Serce Abby zabiło szybciej. Nie walczyła już z uczuciem.

Po rozwodzie z Nickiem była pewna, że nigdy więcej się nie zakocha. Myliła się jednak. To, co czuła do Reubena Montoi, nie było płytkim zauroczeniem. Starała się nie ulegać euforii, ale doszła do wniosku, że nadszedł czas, by znowu kogoś pokochała, by znowu odważyła się komuś zaufać. Montoya poprosił ją tego dnia, kiedy zginął Christian Pomeroy, by mu zaufała. Uznała, że jest tego wart.

– Wiesz, może popełniłem błąd – powiedział, obejmując ją ramieniem, kiedy ruszyli w stronę domu, z Hershey plączącą się pod nogami. – Może jednak zechcesz się stąd wyprowadzić?

– O? – Abby uniosła brwi. Ten facet nie przestawał jej zaskakiwać. – Pięć minut po zdjęciu tabliczki jesteś gotów powiesić ją znowu, żeby się mnie pozbyć?

Montoya pokazał w uśmiechu bardzo białe zęby.

– Tego nie powiedziałem.

Abby przekrzywiła głowę.

– A może to takie zawoalowane oświadczyny?

– Tego także nie powiedziałem! – Roześmiał się i uścisnął ją lekko. – Ale z pewnością wiesz, jak zgasić faceta.

Abby czekała. Do czego on zmierza?

– W porządku, powiem ci: mogę kupić dom przylegający do mojego. Pani Alexander wyjeżdża do dzieci na północ. Zaproponowała mi kupno swojego domu. To prawdziwa okazja. Pomyślałem, że można by z dwóch małych zrobić jeden duży dom. I może chciałabyś się tam przeprowadzić.

– Może – odparła, rozglądając się wokół. – Ale wiesz, lubię tutaj mieszkać.

– Samotnie?

– Nie, niekoniecznie. – Mrugnęła do niego. – Dlaczego ty nie miałbyś wprowadzić się tutaj?

– No cóż, z mnóstwa powodów… Po pierwsze, oboje pracujemy w mieście i moglibyśmy mieszkać bliżej pracy, nocnego życia i przyjaciół… Ale moglibyśmy też zachować twój dom i przyjeżdżać tu, kiedy będziemy chcieli uciec od miasta.

– Daleko nie uciekniemy.

Montoya przyciągnął ją do siebie. Złoty kolczyk w jego uchu zamigotał w popołudniom słońcu.

– To by było idealnie – powiedział, patrząc na nią w taki sposób, że serce jej i, znowu przyspieszyło.

– O tak, w ten sposób mogłabym tu wrócić, gdyby nam się nie udało.

– Uda się nam. – Wydawał się taki pewny. Może rzeczywiście grzeszył pychą? – Słyszałem, że moi koledzy już się zakładają. Bentz powiedział, że jest dwa do jednego, że pobierzemy się przed końcem roku.

– Doprawdy? W takim razie będziesz musiał się szybko zdecydować, detektywie.

– Jestem znany z szybkości.

– Mam ciemną przeszłość – ostrzegła go Abby. – I nie mówię o tym, co się stało w starym szpitalu i innych duchach przeszłości.

– Więc jest coś jeszcze?

– Tak. Ansel i Hershey.

Montoya jęknął.

– Sam nie wiem… Pies i podejrzliwy kocur…

– I gorliwa siostra.

Zaśmiał się.

– To wszystko? No dalej, Chastain, wyrzuć to z siebie. Co jeszcze tam skrywasz?

– Jesteś niemożliwy. – Abby zachichotała. Od lat nie było jej tak lekko na duszy.

– Często to słyszę.

– Zastanowię się nad przeprowadzką – powiedziała, kiedy wchodzili na schody wiodące na ganek. – Ale niczego nie obiecuję.

Czuła się z nim dobrze, ale ostatnie dwa tygodnie były dla niej trudne. Dziennikarze bez przerwy do niej wydzwaniali, Sean Erwin był wściekły, bo odmówiła, kiedy chciał kupić jej dom o kilka tysięcy poniżej wartości, Maury Taylor ciągle wykorzystywał do swoich celów śmierć Nicka. Poza tym klientela Abby znacznie wzrosła z powodu jej niespodziewanej sławy.

Na jaw wyszła też historia Christiana Pomeroya, bogatego, chorego psychicznie syna miejscowego milionera, któremu udało się wymknąć systemowi opieki psychiatrycznej.

Wściekły na ojca, który opuścił go w dzieciństwie, Christian użył produkowanej przez niego broni, by pozbawić go życia. Od dziecka cierpiał na ostrą neurozę, będącą następstwem zaburzeń osobowości i religijnego fanatyzmu, który zaszczepiła w nim matka. Pod jej wpływem Christian prawdopodobnie zabił drugą panią Pomeroy.

Nie trafił jednak do więzienia, lecz do Szpitala Naszej Pani od Cnót, gdzie zbratał się z grupą młodych socjopatów. Tam też poznał i zakochał się w Faith Chastain, z którą, jak podejrzewano, miał romans.

Dwadzieścia lat później rozpoczął krwawy odwet.

Christian zginął w szpitalu, wypadł z okna, tak jak wiele lat wcześniej jego kochanka. W podziemiach szpitala policja odkryła jego kryjówkę, dawną salę operacyjną, przerobioną później na kilka małych pokoi dla pacjentów.

Odniesienia do grzechu i pokuty, cytaty z Pisma Świętego i innych tekstów religijnych pokrywały całą ścianę. Fluorescencyjną farbą, lśniącą upiornie w świetle naftowej lampy, Pomeroy wypisał siedem grzechów głównych i siedem przeciwstawnych im cnót. Poza tym znaleziono tam łóżko ze śpiworem i stary sekretarzyk, w którym morderca przechowywał swoje zdobycze.

Pierścionek Mary LaBelle i rolex Nicka Giermana; spinkę do banknotów Charlesa Pomeroya i łańcuszek z krzyżykiem należący do Hannah Jefferson; kosztowny rewolwer Gregory’ego Furlougha i różaniec siostry Marii…

Wyglądało na to, że planował swoją zemstę od lat. Specyficzna, pełna agresji postać psychozy, pod której wpływem zaczął w końcu mordować, powstała u niego między innymi za sprawą fanatycznych poglądów jego matki na kwestie grzechu i zbawienia. Jak się okazało, to w suknię ślubną matki ubrał Courtney LaBelle. Projektantka ją rozpoznała.

Policja znalazła też czternaście imion i nazwisk jego potencjalnych ofiar, wraz z przypisywanymi im grzechami i cnotami. Były wypisane na kawałku papieru w sekretarzyku. Sześć z nich wykreślił; sześć nazwisk należących do osób, które zginęły podczas trzech pierwszych ataków mordercy. Wśród pozostałych znajdowali się Pedro Montoya, Patricia Chastain, Leon Heller i Gina Chastain. Pycha, pokora, lenistwo i gorliwość. Cztery ostatnie nazwiska, zupełnie Abby nieznane, były związane z zazdrością, miłością, obżarstwem i nieumiarkowaniem. Tym ludziom udało się uniknąć koszmaru. Tak w każdym razie mogło się wydawać. Policja nadal ich poszukiwała.

A jednak ostatnie słowa Pomeroya ciągle dźwięczały Abby w uszach.

To dopiero początek…

Nie! Pomeroy zginął. I nie mógł zmartwychwstać.

A więc dlaczego na myśl o nim wciąż odczuwała niepokój? Dlaczego teraz jego widywała w nocnych koszmarach?

– Coś cię trapi? – spytał Montoya, zamykając za sobą drzwi.

– To, co zawsze – przyznała, ale nie chciała rozmawiać o Pomeroyu i koszmarze, jaki zgotował tylu ludziom. To już skończone. – Może otworzę ci piwo?

– Dobre pytanie.

Poszli do kuchni i Abby otworzyła lodówkę. W tej chwili zadzwoniła komórka Montoi. Wyjął telefon z kieszeni i spojrzał na numer.

– Obowiązki wzywają. To Bentz – mruknął z uśmiechem. – Montoya – rzucił do telefonu.

Abby otworzyła dwie butelki i podała mu jedną. Zmarszczył brwi.

– Nie, nie mam pojęcia – powiedział do Bentza. – Pierwsze słyszę. – Pociągnął łyk piwa z butelki z znowu słuchał przez chwilę, patrząc na Abby.

Nagle zrobiło jej się zimno. Coś było nie tak.

– Tak, jest tu… Dobrze, zaraz ją zapytam i oddzwonię.

– O co? – spytała, kiedy się rozłączył, i zacisnęła palce na butelce.

– Chodzi o twoją matkę.

Abby miała wrażenie, że temperatura w kuchni spadła o kilka stopni.

– To znaczy?

– Poza tobą i Gina nie miała więcej dzieci, prawda?

– Nie. – Co to za pytanie? Postawiła butelkę na kuchennym blacie.

– Urodziłaś się przez cesarskie cięcie?

– Nie! – Abby pokręciła głową.

– A Gina?

– Nie, jestem pewna, że nie. Mama i tata opowiadali nam o naszych narodzinach, a poza tym kiedyś weszłam do łazienki i widziałam mamę bez ubrania Nie miała żadnej blizny. Dlaczego o to pytasz?

– Bentz właśnie przegląda dokumentację, dotyczącą twojej matki łącznie z raportem koronera. – Montoya podrapał się pod brodzie. – Wygląda na to, że miała cesarkę. Bentz sprawdził wcześniejsze akta, ale nie znalazł tam nic na temat ciąży ani porodu.

– Niemożliwe.

Abby uświadomiła sobie nagle, jak mało wiedziała o kobiecie, która wydała ją na świat, a kiedyś podcięła sobie żyły i spędziła lata w szpitalu psychiatrycznym…

– Niemożliwe – powtórzyła. – Mama i tata nawet nie… – Urwała, przerażona tym, co nagle przyszło jej do głowy. Czyż Faith nie miała romansu z Hellerem i Pomeroyem? Możliwe więc, że urodziła dziecko któregoś z nich… Abby ma gdzieś przyrodniego brata lub siostrę. Dziecko spłodzone przez mordercę… Ogarnęło ją przerażenie. – Nie wiem – przyznała szeptem. – Nie sądzę, ale tak naprawdę nie mogę być tego pewna. – Odchrząknęła, choć miała raczej ochotę zacząć krzyczeć. – Chyba… chyba wszystko jest możliwe.

– Może Pomeroy to właśnie miał na myśli, kiedy powiedział, że „to dopiero początek”?

Wzdrygnęła się gwałtownie.

– O Boże… lepiej to sprawdźmy. – Powiedziała to z ciężkim sercem, bo tak bardzo chciała pogrzebać przeszłość. Najwyraźniej nie było to jeszcze możliwe. Westchnęła głęboko i spojrzała w zatroskane oczy Montoi. – A więc, detektywie, od czego zaczniemy?

Zmarszczył brwi, pociągnął łyk piwa i postawił butelkę na blacie.

– Od początku – odparł. – Tam, gdzie się to wszystko zaczęło. Od Szpitala Naszej Pani od Cnót.

– Dobry Boże, czy to się nigdy nie skończy?

– Oczywiście, że się skończy – powiedział, obejmując ją. – Przejdziemy przez to razem, ty i ja. – Pocałował ją delikatnie w usta. – Wiesz, kocha mam przeczucie, że Bentz może jednak wygrać ten zakład.

– Naprawdę? – spytała i mimo smutku nie mogła powstrzymać uśmiechu Była w końcu z człowiekiem, którego kochała.

– Zdecydowanie. Sądzę, że zanim nadejdzie nowy rok, będę człowiekiem żonatym.

– O, a kim jest ta szczęściara? – spytała filuternie.

Puścił do niej oko.

– Nie chcesz zgadywać?

– O nie, detektywie, żadnych zgadywanek. Interesuje mnie tylko to co jest pewne.

– W takim razie, Abby, nie rozczarujesz się.

– Ty też, detektywie – odparła. – Ty też.

Загрузка...