Adam chodził nerwowo po wykładzinie w pustej szpitalnej poczekalni, między usychającą palmą a oknem wychodzącym na parking.
Od strzelaniny minęło dwanaście godzin. Caitlyn przeżyła. Usunięcie kuli z brzucha wymagało skomplikowanej operacji, zabieg trwał cztery godziny. Amanda nie żyła. I dobrze, pomyślał ze złością Adam. Amanda Montgomery zamordowała i torturowała tylu ludzi.
Życie Hannah wisiało na włosku, transfuzje niewiele pomagały. Pomodlił się za nią i za Caitlyn.
Martwił się o Caitlyn. Była taka delikatna, wrażliwa. Jak ona to wszystko zniesie? Zabiła siostrę. Jak sobie z tym poradzi? I ze świadomością, że jej własna siostra wymordowała prawie całą rodzinę, również małą Jamie? Jak zareaguje, gdy dowie się, że cierpi na dysocjacyjne zaburzenie tożsamości i prawdopodobnie również na schizofrenię? Podrapał się w brodę, poczuł dwudniowy zarost.
Dręczyło go poczucie winy. Wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju, rozdzierały duszę. Od samego początku powinien być z nią szczery, powinien zaryzykować i zgłosić na policji zaginięcie Rebeki. Może wszystko potoczyłoby się inaczej. Może udałoby się ocalić czyjeś życie. Może nie byłoby tej jatki. Może Caitlyn nie musiałaby cierpieć.
Matko Boska, schrzanił sprawę. Gdyby tylko…
– Doktor Hunt? – Podeszła do niego pielęgniarka.
Gwałtownie podniósł głowę.
– Tak.
– Pani Bandeaux obudziła się i właśnie przesłuchuje ją policja. Pytała o pana.
– Chodźmy. – Adam poczuł niewymowną ulgę.
Pielęgniarka nie poruszyła się, patrzyła na niego przenikliwie.
– Musi pan wiedzieć, że może pan tam wejść tylko na kilka minut. Lekarz chce, żeby odpoczęła.
– Oczywiście.
Pielęgniarka uśmiechnęła się.
– Pokój 307. Windy są w końcu korytarza, za rogiem.
– Dziękuję. – Ruszył prawie biegiem w stronę wind. Nie chciał czekać ani sekundy dłużej. Chciał ją zobaczyć, przekonać się na własne oczy, że przeżyła to piekło. Że naprawdę jest sobą, że rozumie swoją sytuację i że… do diabła, za dużo tego.
Nie poczekał na windę, popędził schodami na drugie piętro, przeskakując po dwa stopnie. Okazał się krótkowzrocznym głupcem. Co powie Caitlyn, gdy go zobaczy? Musi powiedzieć jej prawdę. Całą prawdę.
Gwałtownie otworzył drzwi na korytarz, skręcił i omal nie wpadł na Reeda. Detektyw kiepsko wyglądał, włosy miał w nieładzie, krawat przekrzywiony, oczy zaczerwienione. Adam wyglądał pewnie tak samo.
– Mam nadzieję, że już skończyliście.
– Skończyliśmy. Ale chciałem zadać panu jeszcze kilka pytań, żeby wyjaśnić wszystkie wątpliwości.
– Dobrze, ale najpierw…
– Tak, niech pan do niej idzie. Pójdę kupić kawę w barku, jeśli oczywiście dziennikarze mi pozwolą. Wszyscy rzucili się na tę sprawę. – Potrząsnął zmęczony głową. – Właściwie to interesowali się nią od samego początku. Spotkamy się na dole.
– Dobrze. – Adam skinął głową.
Caitlyn nie spała. Leżała na plecach, z podłączoną kroplówką. Włosy miała potargane i wyglądała, jakby w ciągu ostatniej doby straciła pięć kilo. Spojrzała na niego uważnie i zobaczył, że jest wściekła jak diabli.
– Wiedziałeś – zaatakowała, zanim zdołał się odezwać. – Wiedziałeś o rozdwojeniu jaźni! Nie martw się, żeby wszystko było jasne, jestem teraz Caitlyn, nie Kelly.
– Nie wiedziałem. Myślę, że powinienem był się domyślić, ale dowiedziałem się dopiero, gdy znalazłem dyskietkę Rebeki. Miałem ci powiedzieć jak tylko…
– Ty draniu!
– Wiem, jak się czujesz…
– Skąd możesz wiedzieć? Jesteś szalony? – Usłyszała własne słowa i przewróciła oczami. – Nie masz pojęcia, jak się czuję i przez co przeszłam. – Zrobił krok do przodu, ale powstrzymała go spojrzeniem. – A jeśli chodzi o moją terapię, to też udawałeś? Udawałeś? Wiem, że byłeś mężem Rebeki. Nie obchodziłam cię. Chciałeś po prostu odnaleźć swoją żonę i…
– Byłą żonę.
– Wszystko jedno. Zależało ci na niej, byłeś gotów przyjechać tutaj i okłamać mnie, i… i…
– I zakochałem się w tobie – powiedział spokojnie.
Nagle w pokoju zaległa cisza.
– Zakochałeś się? – wyszeptała podejrzliwie.
– Tak.
Przewróciła oczami.
– Daj spokój.
– Zgoda, na początku było inaczej, miałem inne plany, ale przysięgam, Caitlyn, tak się stało.
– Między tymi wszystkimi morderstwami, porwaniami, cholernymi kłamstwami?! Zejdź na ziemię, Adamie. – Zacisnęła szczęki. Zaledwie kilka dni temu dostrzegł w jej oczach błysk szczęścia. Teraz obawiał się, że nigdy więcej go nie zobaczy.
– Przykro mi. – Włożył ręce do kieszeni dżinsów.
– To dobrze. Ale i tak ci nie wierzę.
– Posłuchaj, Caitlyn, naprawdę nie dziwię się, że jesteś zdenerwowana. – Starał się opanować i nie przekonywać jej na siłę, jak bardzo mu na niej zależy. – Posłuchaj, chcę, żebyś wiedziała. Wyślę do ciebie poleconym wszystkie notatki Rebeki, jej zapiski i dyskietkę. Zrobisz z tym, co zechcesz, przekażesz psychiatrze albo policji, jak uważasz. To cenne informacje. Twój przypadek jest wyjątkowy. Bardzo zainteresował Rebekę. Miała już nawet agenta i wydawcę.
– Więc ona też traktowała mnie jak obiekt badań. – Caitlyn próbowała powstrzymać łzy. Udało się, ani jedna nie spłynęła po policzku. – I kosztowało ją to życie.
– Nie wydaje mi się, żeby tak było od samego początku, ale przejrzysz wszystko i sama ocenisz. – Chciał dotknąć jej dłoni, ale wściekłość w jej oczach podpowiedziała mu, że to nie jest dobry pomysł. – Kiedy stąd wyjdziesz i będziesz chciała jeszcze o coś zapytać, z chęcią…
– Nie sądzę – ucięła. Nie nalegał. Przeszła przecież prawdziwe piekło.
– Będę czekał.
– Naprawdę, nie rób sobie kłopotu.
Uśmiechnął się lekko.
– Żaden kłopot.
– Wracaj do Wisconsin czy Ohio, czy skąd tam jesteś, i zostaw mnie w spokoju.
– Czy tego naprawdę chcesz?
– Tak. – Patrzyła na niego. – A skoro już zapytałeś, to powiem jeszcze, że chcę zapomnieć o tym koszmarze. – Zacisnęła usta. – Chcę odzyskać moją córeczkę. Chcę, żeby moje rodzeństwo i matka żyli. Chcę spotkać się z Kelly, a nie być nią… chcę, żeby to wszystko nigdy się nie zdarzyło, ale przecież się zdarzyło. Nie wiem jak, ale będę musiała nabrać do tego dystansu. I żeby poczuć się lepiej, naprawdę lepiej, będę potrzebowała czasu, mnóstwo czasu.
– Mogę poczekać.
– Daj spokój – powiedziała. – Nikt nie byłby w stanie czekać tak długo.
Dotknął jej dłoni i delikatnie uścisnął.
– Przekonasz się.
Reed nie lubił zbytnio Hunta, ale podczas rozmowy w bufecie nawet poczuł do niego sympatię. Albo Hunt był cholernie dobrym aktorem, albo naprawdę zależało mu na Caitlyn Bandeaux. Komuś w końcu powinno. Kobieta straciła prawie całą rodzinę. Przeżył Troy, no i może jeszcze Hannah wyliże się z tego, choć jej stan jest krytyczny. Straciła mnóstwo krwi. Nawet jeśli wyzdrowieje, blizna na szyi będzie stale przypominać jej o drugiej bliźnie – tej na duszy. Boże, czy po czymś takim można jeszcze być normalnym?
Więc nawet jeśli przeżyje, co z jej psychiką… Cholera, ocalali Montgomery zapewnią miejscowym psychiatrom tyle pracy, że do końca życia stać ich będzie na najnowsze modele bmw. Morrisette miała rację. Pieprzone świry.
Adam Hunt – nie kłamał, że jest psychologiem, Morrisette sprawdziła go – siedział zgarbiony na plastikowym krześle i skubał pusty kubek po kawie. Na pewno nie miał nic wspólnego z zabójstwami, ale Reed musiał mu zadać jeszcze kilka pytań.
– Więc nie przekaże mi pan notatek na temat Caitlyn Bandeaux?
– Nie. Już panu mówiłem, to tajemnica lekarska. Musi pan mieć nakaz sądowy.
– Będę miał.
– W porządku. – Usta Adama zacisnęły się w wąską kreskę.
– Chcemy zrozumieć, dlaczego zginęła pańska żona.
– Była żona. Byliśmy już dobrych kilka lat po rozwodzie.
– Ale przyjechał pan tutaj, żeby sprawdzić, co się z nią dzieje.
– Zgadza się.
– Powinien był pan pójść na policję.
Reed wzruszył ramionami.
– Łatwo radzić po fakcie.
Reed zdawał sobie sprawę, że jeszcze będzie musiał spotkać się z Huntem. Choć zadał mu już tyle pytań, wciąż niewiele wiedział na temat Caitlyn czy Kelly. Hunt nie chciał przekazać policji czy komukolwiek innemu notatek dotyczących Montgomerych. Wyglądało na to, że jest zdecydowany koczować w szpitalu, aż Caitlyn zostanie wypisana do domu. Świetnie. Może pomoże mu odeprzeć atak dziennikarzy.
Reed wrzucił pusty kubek do kosza na śmieci, wyszedł przez tylne drzwi i zobaczył Nikki Gillette czatującą przy radiowozie.
– Detektywie Reed – zawołała, machając ręką. Boże, czy ona nigdy nie rezygnuje?
– Bez komentarza.
– Nawet nie zadałam pytania.
– To dobrze. – Wsiadł do samochodu.
– Niech pan posłucha, mieszkańcy Savannah muszą poznać prawdę.
– Rzecznik policji wystosuje oficjalne oświadczenie.
– Ale to pan prowadził śledztwo. Może mogłabym porozmawiać z panem kilka minut, postawię panu kawę…
– Nie, dziękuję. – Siedział już za kierownicą. Najwyraźniej kobieta nie rozumiała słowa „nie”. Odjechał, spojrzał w tylne lusterko i zobaczył, że dziennikarka stoi nieruchomo z rękami splecionymi na piersiach.
W komisariacie wrzało. Wchodząc pośpiesznie tylnymi schodami, uciekł przed kolejnym dziennikarzem, aroganckim sukinsynem o kwadratowej szczęce. W swoim gabinecie zastał Morrisette.
– Masz coś? – zapytał.
– Sporo. – Wyglądała na piekielnie zmęczoną. – Przeszukują rzekę koło domu, który wynajęła Caitlyn Bandeaux, Kelly alias Kacie Griffin. Jezu, wyobrażasz sobie, żeby ktoś wynajmował dom dla wytworu własnej wyobraźni? Zastanawiam się, ile ona naprawdę o sobie wiedziała. W każdym razie jakiś wędkarz zauważył coś w rzece i wysłaliśmy tam nurków. Znaleźli białą mazdę. Ma numer rejestracyjny samochodu Marty Vasquez.
– Czy w środku jest jej ciało?
Morrisette spojrzała mu prosto w oczy.
– Jest jakieś ciało.
– Montoya wie?
– Już tam jest.
– Cholera. Jedziemy.
Pognali niemal z prędkością dźwięku. Za kierownicą siedziała Morrisette, dając sobie jednocześnie radę z papierosem, komórką i samochodem. Kiedy przyjechali na miejsce, akurat wyciągano z wody samochód. Za kierownicą tkwiły zwłoki w takim rozkładzie, że nie można ich było zidentyfikować. Kolejna ofiara Amandy Montgomery, tej cholernej psychopatki. Reed widział jej sterylny gabinet z makabrycznym drzewem rodowym. Pokój zabezpieczono i teraz specjalna ekipa badała ślady.
Patrząc na wyłowiony samochód, Reed uświadomił sobie, że ludzie Diane Moses będą mieli dużo pracy.
Montoya już był na miejscu. Wyprostowany jak struna wpatrywał się w samochód. Morrisette i Reed podeszli do niego.
– Wszystko w porządku? – zapytała Morrisette, sięgnęła do torebki po papierosy i poczęstowała Montoyę.
Wziął papierosa i zapalił.
– Tak.
Akurat! – pomyślał Reed.
– To jej samochód?
– Tak.
– Przykro mi – powiedziała Morrisette.
– Wszystkim nam przykro. – Montoya zacisnął szczęki. Zasugerowano mu, żeby nie oglądał ciała w takim rozkładzie, ale on stał nieruchomo i ciemnymi oczami patrzył na to, co zostało z jego dziewczyny. Minie trochę czasu, zanim zostanie sprawdzona dokumentacja dentystyczna, jednak najprawdopodobniej za kierownicą znajdowało się ciało Marty Vasquez. Mięsień na twarzy Montoi drgał nerwowo, ale policjant szybko zaciągnął się papierosem i opanował drżenie.
Ani Reed, ani Morrisette nie mogli już nic więcej zrobić.
Nikt nie mógł.
Caitlyn nie mogła się doczekać powrotu do domu. Męczyła ją bezczynność, telefony od dziennikarzy, oglądanie swoich zdjęć w gazetach, badania i ciekawskie spojrzenia psychiatrów. Nawet część personelu traktowała ją inaczej. Kiedy wszyscy myśleli, że śpi, podsłuchała, jak pielęgniarki plotkując niej.
Nie, żeby w domu było lepiej.
Przeleżała w szpitalu pięć dni i lekarze zgodzili się ją wypisać. Czy jej się to podoba, czy nie, musi zacząć nowe życie. Jako jedna osoba. Żadnego rozdwojenia… taką przynajmniej miała nadzieję. Adam większość czasu spędzał w szpitalu. Powtarzała mu, żeby poszedł do domu, ale nie miała serca go wyrzucać, chociaż przemknęła jej taka myśl przez głowę. Adam zadbał też o Oskara, dawał mu jeść i wyprowadzał na spacery.
Ale Caitlyn nie ufała mu. Jeszcze nie. Wciąż mu nie przebaczyła.
To prawda, nadal dręczyło ją podejrzenie, że w innych okolicznościach nawet mogłaby się w nim zakochać…
…ale okoliczności były takie, jakie były.
Nie mogła zapomnieć, że Adam jest wierutnym kłamcą. Perfidnym. Była dla niego tylko interesującym, wyjątkowym przypadkiem. Gdyby napisał o niej książkę, o jej dziwacznej chorobie, mógłby zyskać sławę i pieniądze. Jeśli jego zainteresowanie nie wynika z tego, że jest chciwym sukinsynem, to być może wysiaduje w szpitalu z poczucia winy.
Nie bez wysiłku włożyła krótkie spodenki i koszulkę. Jeszcze przez kilka tygodni będzie musiała nosić na brzuchu opatrunek, ale dren został już usunięty, a lekarze ocenili stan jej zdrowia jako dobry. Kondycja psychiczna to zupełnie inna sprawa. Od lat jednak nie czuła się tak silna psychicznie jak teraz, osobowość Kelly nie dawała już o sobie znać… ale za to wyostrzył jej się język, stała się bardziej uparta, co było wyraźną pozostałością po silnym charakterze Kelly.
Szczęśliwie Hannah będzie żyła. Nielicznym Montgomerym udało się uniknąć losu, jaki zgotowała im Amanda-Atropos.
W drzwiach pojawiła się pielęgniarka z wózkiem. Spodziewając się protestów, powiedziała stanowczo:
– Takie są zalecenia szpitala. Czy ktoś po panią przyjedzie?
– Mój brat ma tu być o dziesiątej. – Adam zaproponował, że ją odwiezie, ale odmówiła. Wolała, by przyjechał po nią Troy.
– Więc lepiej chodźmy już. – Pielęgniarka spojrzała na zegarek. – Jest już pięć po.
Salowa ze strzechą mocno skręconych włosów upiętych spinkami pozbierała osobiste rzeczy Caitlyn, pocztówki i kwiaty i położyła na wózku.
Caitlyn wciąż brała środki przeciwbólowe i nasenne. Wciąż śniły jej się koszmary i lekarz polecił jej pewnego psychiatrę. Pierwsza wizyta miała się odbyć za ponad tydzień. Zastanawiała się, czy to się kiedyś skończy, czy kiedykolwiek odzyska równowagę.
Po tym, co przeszłaś, to raczej mało prawdopodobne… nie śpiesz się.
Jadąc na wózku, zastanawiała się nad tym, co się stało w ciągu ostatnich dziesięciu dni. W windzie zadała sobie pytanie, czy kiedykolwiek będzie mogła o tym wszystkim zapomnieć. Boże, jak trudno przyjąć, że Amanda to Atropos, morderczyni, która zabiła tyle osób. Josha. Jamie. W tyle rzeczy trudno było jej uwierzyć… że Rebeka Wade chciała napisać o niej książkę, że Adam był mężem Rebeki, że Amanda chciała ją wrobić. Ukradła jej szminkę, wyciągnęła z kontaktu wtyczkę zegara, wykradła króliczka, przez telefon udawała Jamie i próbowała doprowadzić Caitlyn do szaleństwa – do jeszcze większego szaleństwa.
I wciąż ją bolało, że Adam tak ją okłamywał. Na samą myśl gotowała się ze złości.
Nie roztrząsaj już tego. Patrz przed siebie.
Daj Adamowi szansę.
Prychnęła z odrazą. Adam ją okłamał. Wykorzystał. Tak jak wszyscy mężczyźni w jej życiu.
Ale od pewnego czasu nie odstępuje cię ani na krok. Czy to nic nie znaczy?
To był jej głos, nie brzmiał już jak głos Kelly. Caitlyn zastanawiała się, czy kiedykolwiek należał do Kelly. Kelly nie żyje. Chociaż jej ciała nie znaleziono, wszyscy pogodzili się z tym, że zginęła. Tylko Caitlyn nie chciała tego zaakceptować. Powiedziano jej, że czekają ją lata terapii i że w końcu uda jej się wchłonąć osobowość Kelly. Trochę to potrwa, ale wreszcie stanie się jedną osobą, szczęśliwą i pewną siebie.
Winda zjechała na parter, drzwi otworzyły się i Caitlyn zamarła. W holu szpitala, koło drzwi czatowało dwóch reporterów: Max O’Dell ze stacji WKAM i Nikki Gillette.
Świetnie.
Właśnie tego potrzebowała.
Dziennikarze dojrzeli ją w ułamku sekundy i rzucili się jak hieny.
– Pani Bandeaux, czy mogę z panią porozmawiać? – Dużymi krokami, z czarującym uśmiechem zbliżał się Max.
– Wie pan, jaki jest regulamin szpitala – odezwała się pielęgniarka.
– Bez komentarza. – Caitlyn odpowiedziała chłodno na jego uśmiech. Potem zwróciła się do Nikki, która z plecakiem zarzuconym na ramię szła szybko w jej kierunku. – Pani też to dotyczy.
Pielęgniarka wypchnęła wózek przez szklane drzwi. Max i Nikki niezrażeni dreptali za nią. Caitlyn z trudem powstrzymała się, żeby nie zrobić awantury.
Na zewnątrz czekał Adam, opierał się o swój samochód. Miał na sobie dżinsy i znoszoną skórzaną kurtkę, na widok Caitlyn uśmiechnął się lekko. Otworzył drzwi od strony pasażera.
– Chwileczkę, gdzie jest Troy? – zapytała.
– Coś zatrzymało go w banku.
– Niemożliwe? Rozmawiałam z nim zaledwie godzinę temu.
Oczy Adama zabłysły figlarnie.
– Wypadło mu coś w ostatniej chwili.
– Bzdury.
– Powiedział dokładnie to samo.
– Chyba powinniśmy do niego zadzwonić.
– Moja komórka jest w samochodzie.
– Świetnie, możesz mi ją dać? – zapytała i zorientowała się, że pielęgniarka traci cierpliwość, a salowa już postawiła wózek z kwiatami i prezentami obok bagażnika. W pobliżu krążyli Max O’Dell, Nikki Gillette i kamerzysta, obserwując uważnie całą scenę i na pewno wietrząc sensację.
– No chodź, nie gryzę. – Uśmiechnął się lekko. – To znaczy zwykle nie gryzę.
– Ale może ja gryzę?
– O, ty z pewnością.
Spojrzała na niego uważnie.
– Bardzo śmieszne.
Czy kamerzysta to filmował? Na miłość boską!
– Nie ma nic ciekawszego niż moje wyjście ze szpitala? – zapytała Maksa O’Della, a potem zwróciła się do Adama. – Zmieniłam zdanie. Jedźmy.
Pomógł jej wsiąść do samochodu, a ona zaczęła się zastanawiać, czy właśnie nie popełnia największego błędu w życiu.
Biorąc pod uwagę twoją przeszłość, byłby to niezły wyczyn. Daj mu szansę. Po prostu wysłuchaj go. Co masz do stracenia?
Patrzyła jak wsiada do samochodu i przekręca kluczyk. Pachniał skórą i delikatną męską wodą kolońską. Przypomniała sobie, jak się całowali, przypomniała sobie dotyk jego ust, ale szybko odpędziła od siebie te wspomnienia.
– Ciekawe, czy uda nam się zgubić dziennikarzy – powiedział, wcisnął pedał gazu i wyjechał z parkingu. Zapadła się w wygodny skórzany fotel, zbyt zmęczona, żeby toczyć boje. Patrzyła przez szybę na słoneczne ulice i zastanawiała się nad swoimi uczuciami. Czy popełniłaby błąd, gdyby się w nim zakochała? Czy on może złamać jej serce?
Daj spokój. Twoje serce zostało złamane już dawno temu. Jeśli okaże się nic niewart, wyrzucisz go na zbity pysk. No, Caitie-Did. Zaryzykuj.
Wydawało jej się, że znów słyszy rady siostry, i pomyślała, iż od czasu do czasu nie zaszkodzi wyobrazić sobie, że z nią rozmawia. Czasami musi sobie o niej przypomnieć. Przypomniała więc sobie, jak w dzieciństwie Kelly namawiała ją do wspinania się po drzewach, pływania na głębokiej wodzie, jak się z niej wyśmiewała i droczyła się z nią. Wyglądały tak samo, a były tak różne. Kelly odważna i wysportowana jak Amanda, a jednocześnie kobieca i krnąbrna. Tego dnia, kiedy zdarzył się wypadek, była tak pewna siebie, taka swobodna… Dobrze, że Caitlyn to wszystko pamięta. Wystarczy tylko się pilnować i nie przekraczać pewnej granicy.
Do diabła, Caitie-Did, zdawała się mówić Kelly, daj Adamowi szansę. Jesteś idiotką, jeśli nie widzisz, że cię kocha.
Caitlyn spojrzała na niego. Założył okulary i mknął między samochodami. Zdawało się, że poczuł na sobie jej wzrok, bo usta mu zadrgały, wziął ją za rękę i uścisnął krótko.
Głupie serce zabiło jej mocniej.
– Zajmij się jazdą – powiedziała.
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
– No pewnie.
Zaśmiał się i ona też. Może jednak nie był wcale taki zły.
Czas pokaże.
– Więc to już koniec. Sprawa Bandeaux jest oficjalnie zamknięta – powiedziała tydzień później Morrisette, wkraczając do gabinetu Reeda. Machała czekiem i uśmiechała się szeroko.
– Co to? – Reed odchylił się na krześle.
– Pieniądze od Barta. Możesz uwierzyć? Dał pieniądze na dzieci. Po raz pierwszy od lat! – Klapnęła na brzegu biurka i włożyła czek do kieszeni.
– Wygrał na loterii?
– Mniej więcej. Zmarła jego ciotka i zostawiła mu trochę pieniędzy. Zrobił to – wyciągnęła czek z kieszeni i znów nim pomachała – zanim zdążył wszystko przeputać i zanim kupił sobie nowego pikapa. Odezwało się w nim sumienie i postanowił uregulować wszystkie zaległości, żeby prawnicy nie dobrali mu się do tyłka. Prawdziwy rycerz. Powiedziałam rycerz? Chciałam powiedzieć sukinsyn.
Palcami przeczesała sterczące włosy.
– Więc wszystko już jasne w sprawie Montgomerych?
– Tak sądzę. Mamy jeszcze papierkową robotę do zrobienia, ale sprawa jest zamknięta. Osoba, którą wyłowiliśmy z rzeki, to rzeczywiście Marta Vasquez. Matka zajmuje się jej pogrzebem. Rozmawiałem z nią przez telefon i opowiedziała mi wszystko. Powiedziała, że raz przespała się ze swoim szefem.
Gdy Morrisette uniosła brwi, Reed wzruszył ramionami.
– Raz, tak przynajmniej twierdzi, ale przecież to bez znaczenia. Chodzi o to, że nikt nie przypuszczał, że Marta Vasquez jest kolejnym nieślubnym dzieckiem Camerona. Jezu, czy ten facet naprawdę musiał co chwilę ściągać portki?
– Marta była kolejną osobą do podziału majątku starego – trochę się spóźniła. O tym, że Cameron jest jej ojcem, Lucille powiedziała jej przez telefon dopiero w zeszłym roku, w grudniu.
– Nie podzieliła się tą wiadomością z Montoyą?
– Nikomu nie powiedziała. Tylko Amandzie, ponieważ Amanda pracowała w firmie prawniczej zajmującej się majątkiem Camerona. – Reed przeciągnął się i rozprostował plecy.
– Gdzie jest Montoyą? – zapytała Morrisette jakby nigdy nic, ale Reed wiedział, o co jej chodzi.
W ciągu tych kilku krótkich dni, które Montoyą spędził w Savannah, widać było, że Morrisette jest nim wyraźnie zainteresowana. Na tym polegał jej problem; zarzekała się, że już nigdy więcej, a potem zakochiwała się pierwszym z brzegu facecie. Reed miał dla niej złą wiadomość.
– Montoyą już wyjechał.
Morrisette przejrzała raporty rzucone na biurko i jeśli nawet poczuła się rozczarowana, to nie dała tego po sobie poznać.
– Wspomniał, że będzie chciał wziąć sobie trochę wolnego. Musi jeszcze tylko przekonać szefostwo.
– Dlaczego nie wróci tutaj?
– Pewnie z powodu złych wspomnień.
– Tak, ale jakaś kobieta mogłaby mu pomóc zapomnieć o Marcie.
Reed spojrzał jej prosto w oczy.
– O ile jakaś kobieta nie zaangażuje się zbytnio w związek z facetem młodszym od niej o dziesięć czy dwanaście lat.
– Albo siedem.
– Tak, albo siedem.
Oczy Morrisette zaiskrzyły, ale zdecydowała się zmienić temat.
– Słyszałam, że Dickie Ray Biscayne wciąż walczy o swoją część majątku Montgomerych. Nadal płaci Flynnowi Donahue. Teraz chce również dostać część Cricket i Sugar, a może nawet i część należącą do Amandy. Wiele się nauczył od Josha Bandeaux na temat pozwów sądowych.
– Pazerny sukinsyn.
– Jak oni wszyscy – powiedziała Morrisette. – Ian Drummond, mąż Amandy, otrzymał propozycję sprzedania praw do książki o całej tej historii. Chce również dostać część majątku należącą do żony, chociaż posuwał Sugar Biscayne. Jak na faceta, który właśnie stracił dwie kochanki, to nieźle potrafi zatroszczyć się o własną kieszeń. Widać pieniądze leczą złamane serca.
– O tym nie wiedziałem.
– Hannah planuje się przeprowadzić. Zacząć wszystko od nowa. Zapomnieć o wszystkim. Jeśli to możliwe.
Reed skinął głową.
– Rozumiem ją. Miała romans z Bandeaux. Potem jej siostra próbowała ją zabić. – Potrząsnął głową. W Savannah wybucha wiele skandali, ale żaden nie może się równać z wydarzeniami ostatnich dni. – Do diabła, nawet Rebeka Wade się w to wmieszała.
– I przypłaciła to życiem.
– No, Amanda dotarła do niej jak po sznurku.
– Nomen omen – powiedziała Morrisette i Reed przypomniał sobie nożyczki chirurgiczne i splecione nici Atropos. – Psychopatka! Zabijała dla pieniędzy.
– Nie. – Reed pokręcił głową. – Zabijała dla samego zabijania. – Pomyślał o tych, którzy zginęli, o tym, jak cierpieli, ile wysiłku Amanda jako Atropos włożyła w ich uśmiercenie. – Dawało jej to niezłego kopa. Udowadniała, że jest bystrzejsza od innych, że zasługuje na majątek starego. Kochała to, podniecało ją to.
Morrisette skinęła głową.
– Rozumiem. Szkoda. Kurewsko szkoda. – Morrisette sumiennie odkładała pieniądze do cholernej skarbonki, ale nic to nie pomagało. Przynajmniej dzieciaki będą miały zapewnione przyzwoite wykształcenie – do diabła, pójdą pewnie do pieprzonego Harvardu.
– Nie zdziwiłbym się, gdyby Adam Hunt napisał książkę. Tę, o której myślała jego była żona – powiedział Reed. – Słyszałem, że wydawcy już węszą koło niego i koło Caitlyn Bandeaux. Mówi się nawet o filmie. Co ty na to?
– Ktoś pewnie go nakręci. – Podrapała się w łokieć. – Wiesz co, jeśli Amanda zabijała dla pieniędzy, to wcale jej się nie śpieszyło. Najpierw mały Parker, a reszta dopiero wiele lat później. Nie no, to chyba nie jest normalne.
– Nic w tej sprawie nie było normalne. – Reed zastanowił się. – Pomiędzy nami, to myślę, że odbiło jej, to znaczy tak naprawdę odbiło, gdy dowiedziała się, że jej mąż ma romans z Sugar Biscayne. Ale reszty naprawdę nie rozumiem, nie jestem psychiatrą. Czy to nie ironia, że chciała wrobić Caitlyn, wykorzystując jej zaburzenia psychiczne, podczas gdy ona sama była naprawdę niezłym czubkiem? Przecież całe to pieprzenie o Atropos świadczy o tym, że to ona miała rozdwojenie jaźni, no nie? Pozbywając się jej, Caitlyn Bandeaux wyświadczyła podatnikom tego miasta wielką przysługę. – Wyjrzał przez okno. Savannah było jak stara dostojna dama, ciągle miało przed nim jakieś tajemnice. Ciemne, wciąż skrywane sekrety.
– Chciałbyś mieć na sumieniu śmierć siostry? – zapytała Morrisette.
– Wcale by mi to nie dokuczało. Pamiętaj, że ta siostra zabiła moje dziecko, moją matkę, ojca, męża i parę innych osób. Jak bym się czuł, gdybym skrócił jej cierpienia? – Reed uśmiechnął się szeroko. – Dobrze bym się czuł. Zapewniam cię.
– Masz rację.
– Ale jestem pewien, że Caitlyn Bandeaux ma przed sobą lata terapii. A może nawet całe życie.
– Przynajmniej przeżyła. Słyszałam też, że spotyka się z Adamem Huntem.
– Mają romans?
Morrisette wzruszyła ramionami.
– Przystojniak z niego.
– Kto jak kto, ale ty na pewno się na tym znasz.
– Amen, bracie. Amen! – Uderzyła dłonią w biurko, gdy nagle zadźwięczał jej pager. – Co znowu? – Spojrzała i zeskoczyła na podłogę. – To niania. Muszę lecieć. Biorę sobie wolne do końca dnia, żeby pobyć z dziećmi. Są już zdrowe, więc pójdziemy na basen. Zrobimy zakupy za pieprzone pieniądze Barta. I nie martw się, kupię kolejną skarbonkę. Stara już jest pełna.
– Też świnkę?
– A są jakieś inne? Jeśli będziesz czegoś potrzebował, nie dzwoń. – W mgnieniu oka znalazła się za drzwiami.
– Jedź ostrożnie – krzyknął za nią. – Pamiętaj, że w tym mieście obowiązują ograniczenia prędkości, których należy przestrzegać.
– Goń się, Reed! – powiedziała, ale usłyszał, że się śmieje. Sylvie Morrisette była w porządku, naprawdę w porządku. Mógł gorzej trafić.