ROZDZIAŁ 8

„The Mullion” wzięło swoją nazwę od wysokich okien w wykuszach z szybkami w ołowiu, wychodzących na rzekę. Clay ujął Catherine pod ramię, prowadząc ją do stolika w głębi sali, otoczonego z trzech stron przez szkło i noc.

Usiadł naprzeciwko niej i zapytał:

– Czego się napijesz?

– Czegoś łagodnego.

– Wino? – zaproponował. – Białe? – Pamiętał, iż Catherine woli białe wino od czerwonego.

– Nie, coś łagodniejszego. Sok pomarańczowy, bez alkoholu. Zalecają nam picie soków owocowych – powiedziała, w tonie pouczenia.

Ich oczy spotkały się; patrzy na mnie baranim wzrokiem, pomyślała, szybko więc spojrzała na sznur samochodów, sunących przez most, których światła odbijały się w lustrze wody, tworząc krwawozłociste smugi. Clay zadziwił Catherine, zamawiając dwa soki pomarańczowe. Ośmieliła się spojrzeć na niego, ale szybko odwróciła wzrok. Nie mogła się powstrzymać od myśli, że dziecko może być podobne do niego.

– Chciałbym znać twoje plany – zaczął, po czym dodał znacząco: – Na początek.

– Na początek? – Spojrzała mu prosto w oczy. – Początek czego?

– Zanim ci powiem, po co cię tu przyprowadziłem.

– Moje plany powinny wydać ci się oczywiste. Mieszkam w domu dla niezamężnych matek.

– Nie udawaj tępej, Catherine. Nie każ mi znowu wydobywać z ciebie każdego zdania. Wiesz, o co pytam. Chcę wiedzieć, co zrobisz z dzieckiem, jak się urodzi.

Jej twarz stężała.

– Och, nie!

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Tylko tyle, że gdzie się ostatnio odwrócę, każdy chce wiedzieć, co zrobię z dzieckiem.

– Kto jeszcze? Zamierzała powiedzieć, że to nie jego interes, wiedziała jednak, że tak nie jest.

– Pani Tollefson, dyrektorka Horizons. Twierdzi, że jej zadaniem jest znajdowanie dzieci dla samotnych małżeństw.

– Zamierzasz więc je oddać?

– Uważam, że to tylko moja sprawa, nikogo innego.

– Chcesz powiedzieć, że trudno ci podjąć decyzję?

– Chcę powiedzieć, że nie życzę sobie, byś miał jakiś wpływ na tę decyzję.

– Jestem ojcem.

– Spłodziłeś je – odparła, przeszywając go morderczym spojrzeniem, które pasowało do jej słów. – A to wielka różnica.

– To zabawne – powiedział dziwnie bezbarwnym głosem – bo ja nie widzę większej różnicy.

– Chcesz powiedzieć, że odczuwasz wyrzuty sumienia?

– To dziecko jest moje. Nie potrafię wymazać go z myśli, nawet gdybym chciał.

– Wiedziałam, że dojdzie do tego, jak się z tobą spotkam. Dlatego właśnie nie chciałam. Nie chcę, żebyś naciskał na mnie, ani bym zatrzymała dziecko, ani bym je oddała. Cała odpowiedzialność spoczywa na mnie. A tak nawiasem mówiąc, co się stało z tym mężczyzną który zaproponował mi pieniądze na skrobankę?

– Może przypominasz sobie, że byłem wówczas w dużym stresie. Była to pochopna myśl. Nie wiem, czy wolałbym, żebyś się na to zgodziła czy nie. Może chciałem tylko wiedzieć, jaka jesteś.

– Cóż, obawiam się, że nie potrafię ci odpowiedzieć, bo jeszcze sama nie wiem, co zrobię.

– To dobrze – powiedział, zaskakując ją. Właśnie wtedy podeszła do ich stolika kelnerka z dwiema wysokimi, smukłymi szklankami soku pomarańczowego z lodem.

Clay sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, a Catherine automatycznie do swojej torebki. Zanim jednak wyjęła portmonetkę, Clay położył na tacy pięciodolarowy banknot.

– Chcę zapłacić za swój sok.

– Spóźniłaś się. Zdenerwowała się.

– Nie chcę… – Miała jednak trudności z wyjaśnieniem, czego nie chce.

– Nie chcesz, żebym kupił mojemu dziecku sok pomarańczowy?

Wpatrywała się w niego bez mrugnięcia powiek, próbując zdać sobie sprawę z własnych motywów.

– Coś w tym stylu.

– Cena szklanki soku pomarańczowego nie stanowi dożywotniego długu.

– Daj spokój, dobrze? Mam wrażenie, że uzurpujesz sobie do mnie prawo, a to mi się nie podoba, to wszystko. Zapraszasz mnie, fundujesz sok. Nie myśl tylko, że to cokolwiek zmieni.

– Dobrze, nie będę. Powiem jednak coś, co to zmieni. Twój ojciec.

– Czy powiedziałeś mu… – zaczęła oskarżycielskim tonem.

– Nie, nie powiedziałem. Myśli, że jesteś gdzieś w Omaha. Naprzykrzał mi się na różne sposoby, ale jest na tyle przebiegły, że nie zrobił nic, za co można by go podać do sądu. Ostatnio zaczął przysyłać do mojego domu – nazwijmy to – emisariuszy, żeby nam przypomnieć, że nadal czeka na zapłatę.

– Myślałam, że przyszedł sam.

– Tylko za pierwszym razem.

– Och, Cl… – powstrzymała się przed wypowiedzeniem jego imienia. – Przepraszam cię za mojego ojca.

Clay okazał się synem swego ojca prawnika, kiedy nachyliwszy się do niej, przedstawił sytuację, patrząc na nią poważnym wzrokiem.

– Trzy lata studiowałem prawo, Catherine. Bardzo ciężko pracowałem, żeby znaleźć się tam, gdzie się znajduję, a tego lata zamierzam ukończyć studia i zostać adwokatem. Niestety muszę także udowodnić, że moralnie jestem bez zarzutu. Jeśli twój ojciec będzie się tak nadal zachowywał i do Rady Adwokackiej dotrze informacja, że mam nieślubne dziecko, może to wywołać poważne komplikacje. Dlatego właśnie nie złożyliśmy jeszcze formalnego oskarżenia przeciwko niemu. I chociaż nie zostało to powiedziane jasno, mój ojciec dał mi do zrozumienia, że nawet gdybym zdał egzamin i został przyjęty do adwokatury, odmówi mi posady w rodzinnej firmie, jeśli nie spełnię swojej powinności względem ciebie. A tymczasem moja matka chodzi po domu z taką miną, jakbym ją kopnął w złamaną nogę. Twój ojciec chce pieniędzy. Ty chcesz, żeby miejsce twojego pobytu pozostało tajemnicą. Ludzie naciskają na ciebie, żebyś oddała dziecko. Grupka ciężarnych nastolatek widzi w tobie nadzieję na przyszłość. Jak sądzisz, co możemy zrobić w tej sytuacji?

Szklanka zatrzymała się w pół drogi do jej otwartych błyszczących ust.

– Chwileczkę…

– Zanim się zezłościsz, wysłuchaj mnie.

– Nie, bo wiem, co zamierzasz powiedzieć.

– Ubijmy interes.

– Nie chcę o niczym słyszeć.

Jej twarz zaczerwieniła się, a ręka zaczęła drżeć. Gwałtownie odwróciła twarz.

– Wypij sok, Catherine. Opanuj się i posłuchaj głosu rozsądku. Proponuję ci, żebyś za mnie wyszła, i my…

– Zwariowałeś! – zawołała oszołomiona.

– Może… – odparł chłodno. Próbowała wstać, on jednak zręcznie zablokował stopą nogę krzesła, przewidując, że Catherine zechce uciec.

– Ty rzeczywiście uciekasz przed nieprzyjemnościami, prawda?

– Oszalałeś! Puść moje krzesło!

– Usiądź – rozkazał. – Urządzasz przedstawienie. Szybki rzut oka na salę wskazywał, że Clay ma rację.

– Czy jesteś na tyle dorosła, Catherine, żeby spokojnie przedyskutować naszą sytuację? Przynajmniej tuzin sensownych powodów przemawia za tym, byśmy się pobrali. Jeśli dasz mi szansę, przedstawię ci jeden po drugim, zaczynając od twojego ojca…

To, bardziej niż cokolwiek innego, sprawiło, że opadła na krzesło.

– Czy chcesz powiedzieć, że z jego powodu spotkały cię jakieś przykrości?

– To nieważne. Chodzi o to, że on nie odniesie żadnych korzyści z tej sytuacji. Nie jest człowiekiem, jakiego uważałbym za doskonały materiał na teścia, ale na jakiś czas pogodziłbym się z tym. Jeśli się pobierzemy, będzie zmuszony zaprzestać swoich knowań. I jeśli nawet Rada Adwokacka dowie się, że dziecko jest w drodze, nie rzuci to cienia na moją reputację. Wiem teraz, że to prawda, co powiedziałaś – twojego ojca nie interesuje twoje dobro, chodzi mu tylko o pieniądze. Moich rodziców jednak to interesuje. Za każdym razem czuję się jak młodociany przestępca, gdy matka obrzuca mnie tym swoim cenzorskim spojrzeniem. Mój ojciec ją popiera. Oni czują… – Szybko spojrzał na nią, a następnie przerzucił wzrok na swoją szklankę -…czują się jak dziadkowie i tak się zachowują – Chcą zatrzymać dziecko w rodzinie i nie ustąpią. Jeśli o mnie chodzi, nie będę cię nudził swoim stanem emocjonalnym. Powiem ci tylko, że dręczy mnie myśl, iż dziecko może zostać oddane do adopcji.

– Nie powiedziałam, że zamierzam to zrobić.

– Nie, nie powiedziałaś. Ale jak sobie poradzisz, jeśli je zatrzymasz? Będziesz utrzymywać się z zasiłku w jakimś zapluskwionym mieszkaniu? Porzucisz naukę? – Oparł ręce na stole, przybliżając niepokojąco swoją przystojną twarz o nordyckich rysach, wyrażającą teraz wielki niepokój.

– Nie proszę cię, żebyś wyszła za mnie, nie dostając nic w zamian. Kiedy zobaczyłem cię na uniwersytecie, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Nie wiedziałem, że studiujesz. Skąd bierzesz na to pieniądze? – Nie odpowiedziała; nie chciała, żeby wiedział, iż jej sytuacja finansowa jest ciężka. – Trochę czasu zabierze ci skończenie studiów, prawda? Nawet bez dziecka? – Zmilczała i tę uwagę. – Przypuśćmy… tylko przypuśćmy, że się pobierzemy, zakładając z góry, że małżeństwo będzie trwało dopóty, dopóki nie skończę studiów i nie zdam egzaminów adwokackich. Twój ojciec zostawi nas w spokoju. Ty będziesz mogła zatrzymać dziecko ja będę mógł zostać doktorem praw i ojciec przyjmie mnie do firmy. Potem nadejdzie twoja kolej – zapłacę za twoje studia i za utrzymanie dziecka. Taka jest moja propozycja. Od dzisiaj do lipca, to wszystko. A sześć miesięcy później otrzymamy rozwód.

– A kto zatrzyma dziecko?

– Ty – odparł bez wahania. – Ale przynajmniej w ten sposób nie stracę go z oczu i dopilnuję, żebyście ani ty, ani ono nie mieli nigdy kłopotów finansowych. Zatrzymasz dziecko i skończysz studia. Cóż może być rozsądniejszego?

– A co może być bardziej nieuczciwego? – W jego oczach odmalowała się rozpacz. Wiedziała, że sprawiła mu ból, gdyż siedział z nieobecnym wyrazem twarzy i wpatrywał się w światła po drugiej stronie rzeki. Catherine ciągnęła:

– Powiedziałeś mi kiedyś, że twój ojciec jest najuczciwszym człowiekiem, jakiego znasz. Co pomyślą twoi rodzice, kiedy dowiedzą się, że syn ich oszukał?!

– Dlaczego mają się dowiedzieć? Musisz mi obiecać, że nigdy im nie powiesz.

– Och, nie chcesz więc, by wiedzieli, iż jesteś kłamcą – rzuciła kąśliwie.

– Nie jestem kłamcą, Catherine. Na litość boską, bądź rozsądna. – Przeczesał nerwowo włosy palcami i znowu pochylił się do przodu. – Chciałbym skończyć prawo i zostać wspólnikiem w firmie ojca. Czy to takie okropne? Zawsze to planowaliśmy, a teraz mam wrażenie, że ojciec stracił poczucie celu.

Catherine zamyśliła się i machinalnie bawiła się szklanką.

– Nigdy nie musiałeś się martwić, czy twój statek zawinie do portu, prawda?

– Masz mi to za złe?

– Tak, myślę, że w jakiś sposób mam.

– Na tyle mocno, żeby odrzucić moją propozycję?

– Nie mogę jej przyjąć.

– Dlaczego? – Pochylił się w przód, z proszącym wyrazem twarzy.

– Potrzebny by był talent aktorski, którego nie mam.

– Tylko przez rok.

– Może to wyglądać na hipokryzję, ale muszę ci to powiedzieć: twoi rodzice wydają się porządnymi i uczciwymi ludźmi i nie czułabym się dobrze, gdybym ich oszukiwała tylko po to, żeby ułatwić sobie życie.

– W porządku, masz rację. Nie jest to uczciwe i mnie także martwi. Nie nawykłem do okłamywania ich, bez względu na to co sobie myślisz. Nie uważam jednak, by i oni postępowali całkiem uczciwie, obstając przy swoim zdaniu. Nalegają, bym wziął na siebie odpowiedzialność. Ale, podobnie jak ty, mam wytyczone cele w życiu i nie chcę z nich zrezygnować z powodu tej sprawy.

– Nie ma mowy, żebym wyszła za mąż za człowieka, którego nie kocham. Mam po dziurki w nosie domu, w którym dwoje ludzi nienawidzi się nawzajem.

– Nie proszę cię, żebyś mnie pokochała. Chcę tylko, żebyś pomyślała o korzyściach, jakie oboje wyciągniemy z takiego układu. Cofnijmy się na chwilę do początku naszej rozmowy i rozważmy jedno pytanie, na które musisz mi odpowiedzieć. Czy chcesz oddać dziecko do adopcji?

Nachylił się do niej z błagalnym wyrazem twarzy. Ona przyglądała się szklance w jego długich, szczupłych palcach, nie chcąc spojrzeć mu w oczy w obawie, że Clay przekona ją do czegoś, czego ona sama nie chciała.

– To nie fair i ty o tym wiesz – powiedziała zduszonym głosem – po tym, jak ci opowiedziałam o dziewczętach i o rozmowie z panią Tollefson.

Wyczuł jej słabość i naciskał dalej:

– Nic z tego, prawda? Nie różnię się od ciebie, Catherine, bez względu na to co myślisz. Nie chcę, żeby dziecko wychowywało się u obcych i żebym przez resztę życia zastanawiał się, gdzie jest, czym jest, kim jest. Chciałbym przynajmniej wiedzieć, że jest z tobą i że ma wszystko, czego potrzebuje.

Niczym płyta Catherine powtórzyła to, co powiedziała pani Tollefson, mając nadzieję, że wzmocni to jej linię obrony:

– Adoptowane dzieci są wyjątkowo inteligentne, szczęśliwe i odnoszą sukcesy w życiu.

– Kto ci to powiedział, twoja opiekunka społeczna?

Spojrzała na niego. Jak łatwo przychodzi mu rozszyfrowanie mnie, pomyślała. Podeszła kelnerka i Clay, nie pytając Catherine, zamówił jeszcze dwa soki pomarańczowe, bardziej po to, by się pozbyć kelnerki, niż dlatego, że chciało mu się pić. Przyglądał się włosom Catherine, kiedy z opuszczoną głową bawiła się szklanką.

– Naprawdę mogłabyś je oddać? – zapytał cicho.

– Nie wiem – odparła ochrypłym głosem.

– Moja matka była przerażona, kiedy dowiedziała się, że wyjechałaś. Nigdy dotąd nie widziałem, żeby płakała, a wtedy się rozpłakała. Wspomniała o aborcji tylko raz, ale wiem, iż myśli o tym dzień i noc. Wydaje mi się, że od chwili kiedy to się stało, dowiedziałem się czegoś o moich rodzicach i o sobie samym.

– To takie nieuczciwe – powiedziała bez przekonania. Po czym po długiej chwili milczenia zapytała: – Kiedy masz egzamin adwokacki? – Sama była zaskoczona, że o to zapytała.

– Nie znam jeszcze dokładnej daty, ale chyba w lipcu. Wsparła czoło na ręku w geście znużenia. Nagle Clay poczuł, że musi ją pocieszyć. Ujął więc jej dłoń w swoją i delikatnie uścisnął. Catherine nie próbowała opierać się.

– Nie chcę wychodzić za ciebie za mąż, Clay – powiedziała, spoglądając nań swymi smutnymi pięknymi oczami.

– Wiem. Nie spodziewam się, że będzie to normalne małżeństwo, ze wszystkimi konsekwencjami, lecz środek do osiągnięcia tego, czego oboje pragniemy.

– I podejmiesz kroki rozwodowe zaraz po egzaminach?

– Postąpię z tobą uczciwie, Catherine. Daję ci słowo.

– Czy będziemy razem mieszkać? – Zatrzepotała powiekami i odwróciła wzrok.

– W tym samym domu, ale nie razem. Będzie to konieczne, żeby moja rodzina sądziła, że jesteśmy małżeństwem nie tylko na papierze.

– Czuję się zupełnie wyczerpana – wyznała Catherine. Weszło kilku muzyków i zaczęło stroić gitary; przyciemniono światła na scenie.

– Niewiele więcej mogę dziś powiedzieć… – Clay przez chwilę przesuwał bezmyślnie palcami po skraju stołu – ale przyrzekam, że jeśli wyjdziesz za mnie, będę ci schodził z drogi. Wiem, że mnie nie lubisz, nie będę się więc narzucał.

– To nieprawda, że cię nie lubię, Clay. Ja po prostu ciebie nie znam.

– Dałem ci jednak sporo powodów, żebyś mnie znielubiła, prawda? Zrobiłem ci dziecko, zaproponowałem pieniądze na przerwanie ciąży, a teraz proszę cię o rękę.

– A ja jestem niewinna jak lilia? – zapytała. – Właśnie się nad tym zastanawiam.

– Rozważysz więc moją prośbę?

– Już podjęłam decyzję. Jechali do Horizons w milczeniu. Kiedy Clay zatrzymał samochód przy krawężniku, powiedział:

– Mógłbym przyjechać po ciebie jutro wieczorem o tej samej porze.

– A dlaczego po prostu nie zatelefonujesz?

– Tyle tam ciekawskich uszu. Catherine wiedziała, że Clay ma rację i chociaż trudno jej było znosić jego obecność, nie chciała również przekazać mu swej decyzji w nie sprzyjających okolicznościach.

– Dobrze, będę gotowa. Nie wyłączając silnika, wysiadł z samochodu, obszedł go, żeby otworzyć jej drzwi, ale zanim do nich doszedł, ona już wysiadła. Uprzejmie zatrzasnął za nią drzwi.

– Nie musisz robić tego wszystkiego, wiesz, to znaczy otwierać przede mną drzwi i podsuwać krzeseł. Nie oczekuję tego.

– Jeśli nie będę, poczujesz się lepiej? Podeszli do schodów wiodących na ganek.

– Chcę powiedzieć, że nie musisz udawać.

– Siła nawyku – odparł sarkastycznie. W jaskrawym świetle na ganku w końcu ośmieliła się spojrzeć mu prosto w twarz.

– Clay. – Sprawdzała, jakie odniesie wrażenie wypowiadając jego imię. – Wiem, że przez długi czas chodziłeś z dziewczyną, która nazywa się Jill Magnusson. – Catherine zamilkła, gdyż nie znalazła właściwych słów na wyrażenie tego, o co jej chodzi.

Clay stał nieruchomo jak posąg, z beznamiętnym, niewzruszonym wyrazem twarzy. Sięgnął do klamki w ażurowych drzwiach, otworzył je i powiedział:

– Lepiej już idź.

Obrócił się na pięcie, zeskoczył ze schodów jednym susem i pobiegł do samochodu. Kiedy Catherine patrzyła, jak znikają tylne światła jego auta, poczuła mdłości, po raz pierwszy w czasie ciąży.

Загрузка...