ROZDZIAŁ 17

W ten wczesny wieczór światła z okien domu Forresterów rzucały na śnieg złote plamy. Kolumny przed wejściem otaczała wspaniała kompozycja z kolb kukurydzy, szkarłatnych liści i wąsatych kłosów pszenicy, przewiązanych długimi wstążkami, które powiewały na łagodnym wietrze. Na całą tę scenerię opadał miękko śnieg. Catherine wydała cichy okrzyk zdziwienia, widząc ubranego w liberię portiera, który zamiatał podjazd.

Zrozumiała, że to robota Angeli i zastanawiała się, jakie jeszcze przygotowała niespodzianki. Starała się zwalczyć ogarniające ją uczucie, że to jej dom. Przecież to nie mogło dziać się naprawdę. Zapach gardenii był jednak prawdziwy, a diament na palcu tak wielki, że nie mogła włożyć rękawiczki. Przywoływanie zdrowego rozsądku na niewiele się zdało. Nadal odczuwała przyprawiający ją o dreszcze niepokój.

Portier z uśmiechem otwierał drzwi, podczas gdy Catherine walczyła ze zwariowanym uczuciem, że wysiada z zaprzężonej w cztery konie karety.

Przez otwarte drzwi ujrzała jeszcze jedną scenę jak z bajki: brązowo – żółte kwiatowe kompozycje, przetykane wstążkami, opadały kaskadami z balustrady schodów. Pojawiła się Angela, a tuż za nią Ada. Obejmując Catherine szepnęła konspiracyjnym tonem:

– Idź szybko na górę. Nie chcemy, żeby cię ktoś tutaj zobaczył.

– Ale Steve… – Catherine próbowała spojrzeć przez ramię, zaskoczona, że tak szybko każą jej przejść przez ten oszałamiający hol, nie pozwalając się nim zachwycić. Angela roześmiała się dźwięcznie, jakby rozumiała Catherine.

– Nie martw się o Steve'a. Wie, co ma robić.

Na chwilę musiała rozstać się z kwiatowymi cudami. Kiedy obejrzała się, dostrzegła dwie pokojówki w białych czapeczkach, które przechylały się przez balustradę, by wbrew zakazowi spojrzeć na pannę młodą.

Szaleństwo trwało. Angela zaprowadziła Catherine do równie oszałamiającej sypialni, ozdobionej różowymi falbankami i długimi zasłonami. Na podłodze leżał bladoróżowy dywan, pod ścianą stało wspaniałe łoże z mosiężnymi ozdobami i toaletka z lustrem. Falbaniaste poduszki, nadające pokojowi dziewczęcy charakter, zdawały się potwierdzać młodzieńczość Angeli.

Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, Angela natychmiast ujęła obie dłonie Catherine.

– Wybacz staroświeckiej matce jej kaprysy, moja droga, ale nie chciałam ryzykować, że wpadniesz gdzieś na Claya. – Angela uścisnęła jej wilgotne dłonie. – Wyglądasz ślicznie, Catherine, prześlicznie. Jesteś zdenerwowana?

– Tak… ja… to… – Catherine rzuciła spłoszone spojrzenie w stronę drzwi. – Te kwiaty na dole… i portier!

– Czy to nie ekscytujące? Nie przypominam sobie przyjęcia, którego przygotowanie sprawiłoby mi tyle radości. Także jestem trochę podniecona. Mogę ci zdradzić sekret? – Znowu uśmiechnęła się konspiracyjnie, a następnie odwróciła, żeby i Adę dopuścić do tajemnicy. – Clay także.

Wydało się jej to takie nieprawdopodobne, że aż wyrwał jej się okrzyk:

– Naprawdę?

– Ach! Cały dzień doprowadzał nas do utraty zmysłów, zamartwiając się, czy jest wystarczająco dużo szampana i czy na czas dostarczą kwiaty, i czy nie zapomnieliśmy o umieszczeniu rodziny cioci Gertie na liście gości. Zachowuje się jak typowy pan młody, co mnie niezmiernie raduje. – Następnie Angela lekko popchnęła Adę w stronę drzwi. – Teraz na chwilę zostawimy cię samą. Chcę pokazać twojej matce tort i prezenty. Wszystko, czego będziesz potrzebować, znajdziesz w łazience, a jeśli nie znajdziesz, zawołaj pokojówkę. Chodź, Ado, zasługujemy chyba na kieliszek sherry dla uspokojenia nerwów.

Zanim jednak wyszły, pokojówka otworzyła drzwi i wprowadziła zadyszaną Bobbi, z przewieszoną przez ramię plastikową torbą na ubrania. Wszystkie całowały się pospiesznie, witały, zaczęły wieszać suknie i wymieniać uwagi na temat przygotowań na dole.

– Do zobaczenia, Catherine. – Angela machając jej ręką ostrzegła: – Pamiętaj, nie wolno ci wyjść z tego pokoju, dopóki po ciebie nie przyjdę.

– Proszę się nie martwić. Dopilnuję tego – obiecała Bobbi.

Kiedy Catherine i Bobbi zostały same, popatrzyły na siebie, potem uśmiechnęły się szeroko i jeszcze raz uściskały.

– Widziałaś, co się tam na dole dzieje?! – wykrzyknęła Bobbi.

Catherine, ponownie spanikowana, położyła rękę na łomoczącym sercu.

– Nawet mi nie mów. Już i tak kręci mi się w głowie. To wszystko jest nieprawdopodobne!

Nawet w najśmielszych snach nie marzyła, że jej ślub będzie dokładnie taki, w jaki dawno temu bawiły się z Bobbi. A jednak tak było. Kiedy stały w buduarze, wymieniając głupie uwagi, chichocząc co chwila, każda z nich zdała sobie z tego sprawę. Do drzwi zapukała pokojówka z pytaniem, czy nie trzeba jeszcze odprasować którejś z sukien. Odprawiły ją i weszły do łazienki, żeby poprawić sobie fryzury, jeszcze raz spryskać włosy lakierem i roześmiać się do swych odbić w dużym lustrze. Rozległo się jeszcze jedno pukanie i w drzwiach pojawiła się pokojówka z dwoma pudłami, w których znajdowały się bukiety. Położyły je na stole i spojrzały na białe pudła.

– Ty pierwsza – powiedziała Catherine, przykładając do brody zaciśnięte dłonie.

– Och, nie, nie tym razem. Nie jesteśmy już bawiącymi się ośmiolatkami. Ty pierwsza!

– Wobec tego otwórzmy je razem.

Tak też zrobiły. W pudle Bobbi znajdował się bukiet morelowych róż z długimi pastelowymi wstążkami. Catherine cofnęła się na widok oszałamiającego bukietu z białych gardenii i morelowych róż w przezroczystej torbie, na której osiadły krople rosy. Bobbi patrzyła, jak przyjaciółka przyciska dłonie do policzków, na chwilę przymyka oczy, otwiera je i stojąc nieruchomo wpatruje się w kwiaty. Bobbi pochyliła się, wysunęła szpilkę z perłową główką i wyjęła z opakowania ogromny bukiet, pozwalając, by pokój wypełnił cudowny zapach kwiatów. Jedną gardenię wpięła Catherine we włosy. Jej kuzynka nadal jednak nie była w stanie się poruszyć.

– Och, Cath, jesteś piękna. Bobbi podniosła bukiet, Catherine zanurzyła w nim twarz i wyszeptała:

– Nie zasługuję na to wszystko.

– Oczywiście, że zasługujesz. – Głos Bobbi przepełniało uczucie. – To jest dokładnie to, o czym marzyłyśmy, Cath. Jednej z nas się udało, a wszystko okazało się jeszcze wspanialsze niż nasza gra.

– Nie mów tak.

– Nie wnikaj w to, Catherine, po prostu ciesz się każdą chwilą.

– Ale ty nie wiesz…

– Wiem. Uwierz mi, wiem, że myślisz teraz o tym, jak ty i Clay zaczęliście swoją znajomość.

– Cały czas chciałaś, żebym wyszła za Claya Forrestera, prawda, Bobbi?

– Chciałam dla ciebie czegoś dobrego. Gdybym to ja trzymała ślubny bukiet, byłabym w euforii, a nie w depresji.

– Nie jestem w depresji, naprawdę nie. Tylko że to przeszło moje oczekiwania i wszystko stało się tak nagle.

– Po co się tak dręczysz? Catherine, czy raz – tylko ten jeden raz – nie możesz przyjąć manny, która spada ci z nieba? Tak nawykłaś do życia w piekle, że niebo cię przeraża. No już, uśmiechnij się! I powiedz sobie, że poprosił cię, byś za niego wyszła, ponieważ tego pragnął. Wszystko będzie dobrze. Clay jest jednym z najsympatyczniejszych facetów, jakich znam, ale zabiję cię, jeśli powtórzysz to Stu.

W końcu Catherine uśmiechnęła się, jednak opinia Bobbi o Clayu zrobiła na niej większe wrażenie, niż chciała przyznać.

Wyjęły suknię z opakowania. Luksusowy aksamit był prawdziwy. Bobbi podniosła suknię wysoko, żeby Catherine mogła ją nałożyć. W tym momencie jakiś dźwięk – brzmiący jak harfa – dobiegł z dołu.

– Co to? – Bobbi nadstawiła uszu.

– Nic nie słyszę. – Głowa Catherine uwięzła w sukni.

Kiedy Catherine wyłoniła się z niej, obie z Bobbi nadsłuchiwały wyciągając szyje niczym szpaki, gdy wypatrują robaków. Patrzyły na siebie z niedowierzaniem.

– To brzmi jak harfa!

– Harfa?

– A nie? Obie znowu zaczęły nadsłuchiwać.

– Na Boga, tak!

– To sprawka Angeli.

Obie wybuchnęły śmiechem i Catherine, cała drżąca, wciągnęła suknię na siebie. Miała wilgotne dłonie, nie śmiała jednak wytrzeć ich w aksamit.

– Bobbi, boję się śmiertelnie.

– Dlaczego? Jesteś główną atrakcją wieczoru i wyglądasz pięknie. Możesz być z siebie dumna!

Bobbi z przejęciem zapinała zamki i guziczki jej sukni, po czym stanęła za Catherine i rozłożyła na różowym dywanie tren. Catherine zobaczyła się w lustrze, przycisnęła dłonie do brzucha i zapytała:

– Czy to bardzo widać? Bobbi odsunęła ręce kuzynki i zganiła ją:

– Och, na Boga, przestań! – Po czym z błyskiem w oczach, wręczając Catherine bukiet, powiedziała: – Zasłoń brzuch kwiatami.

Catherine zrobiła urażoną minę i obie wybuchnęły śmiechem. Dźwięki dochodzące z dołu stały się wyraźniejsze, a z łagodnymi tonami muzyki mieszał się szum głosów.

Drzwi się otworzyły i stanęła w nich Inella z małą paczuszką owiniętą w folię.

– Ależ pani ślicznie wygląda, panno Catherine – powiedziała z szerokim uśmiechem. – Mam zaszczyt przekazać to pani od narzeczonego. – Podała paczkę Catherine, która patrzyła na nią szeroko rozwartymi oczyma, po czym niepewnie wyciągnęła rękę, cofnęła ją, aż w końcu przyjęła podarunek.

– Co to jest?

– Nie wiem, panienko. Może panienka otworzy paczuszkę i zobaczy?

Catherine spojrzała niepewnie na Bobbi.

– Inella ma rację, otwórz ją! Umieram z ciekawości!

– Ale jeśli to… – Przerwała, zanim powiedziała „kosztowne”.

Małe etui mogło zawierać tylko biżuterię. Spoczywało na jej dłoni, podczas gdy ona zastanawiała się, czemu Clay jej to zrobił. Patrzyła niepewnie to na Bobbi, to na Inellę. Szybko zerwała opakowanie, które skrywało małe aksamitne pudełeczko. Serce waliło jej jak młotem i zaschło jej w gardle. Podniosła wieczko. Wewnątrz nie zabłysły klejnoty, nie ujrzała pierścionka. Na aksamitnym podłożu leżał mosiężny klucz. Nie było żadnego liściku, żadnych wskazówek. Catherine westchnęła.

– Do czego to klucz?

– Niestety, nie mam pojęcia, panno Catherine.

– Ale… Rozległo się pukanie i do pokoju weszła Angela. Kiedy otworzyła drzwi, wdarł się przez nie gwar rozmów gromadzących się na dole gości.

– Już czas – powiedziała.

– Popatrz – Catherine uniosła klucz. – To od Claya. Czy wiesz, do czego on jest?

– Nie mam pojęcia. Będziesz musiała poczekać do końca ceremonii i potem go zapytać.

Catherine włożyła klucz pod podwiązkę.

– Czy z mamą wszystko w porządku?

– Tak, kochanie, nie martw się. Już znalazła swoje miejsce.

Inella ośmieliła się pocałować Catherine lekko w policzek, po czym powiedziała:

– Wygląda panienka naprawdę promiennie. – Po czym oddaliła się do swoich obowiązków.

Bobbi wręczyła Catherine bukiet, po raz ostatni pogłaskała ją po policzku i czekała na znak. Przez otwarte drzwi Catherine widziała, jak Angela podchodzi do Claiborne'a. Uśmiechnął się do niej przelotnie, po czym oboje zniknęli jej z oczu. Następnie ujrzała Stu w ciemnobrązowym smokingu i w koszuli ze sztywnym kołnierzykiem nad muszką, z przodu koszuli spływały kaskadą wykrochmalone morelowe riuszki. Stu uśmiechnął się promiennie do Catherine, a ona postarała się oddać mu drżący uśmiech. Bobbi weszła na podest i ruszyła w stronę schodów.

Następnie pojawił się Steve. Jej ukochany Steve, który tak atrakcyjnie wyglądał w smokingu, wyciągnął do niej obie ręce, jakby zapraszał ją do tańca. Uśmiech na jego twarzy rozjaśniał mu oczy. Podszedł do niej, pokłonił się rycersko w pas i podał Catherine ramię.

Catherine posłyszała szelest trenu ciągnącego się za nią po dywanie, czuła silne ramię Steve'a i własne serce tłukące się w piersi. Z dołu dobiegło zbiorowe: „Och!”, kiedy Catherine pojawiła się u szczytu schodów. Onieśmielona patrzyła na uniesione w górę twarze. Steve, wyczuwając jej wahanie, zacisnął jej rękę na swoim ramieniu i w ten sposób zmusił do zejścia o jeden stopień w dół.

Światło płonących świec zalewało hol złotym blaskiem. Były wszędzie: w świecznikach na ścianach, na półkach i stołach, błyszcząc i migocąc w kwietnych kompozycjach przymocowanych do balustrady i w gabinecie, z którego przyglądał się jej tłum gości. Rozstąpili się przed nią i Steve'em, kiedy zeszli już z ostatniego stopnia i popłynęli w stronę salonu.

Catherine przez moment pomyślała o tym, jak pierwszy raz znalazła się w tym holu i siedziała nieszczęśliwa na pokrytej aksamitem sofie. Jakaż była wtedy przerażona.

Jak zahipnotyzowana szła w stronę salonu, gdzie za drzwiami czekał Clay. Elektroniczne organy dołączyły do harfy w preludium Chopina. Zapach kwiatów mieszał się z woskowym zapachem świec, kiedy Catherine szła wolno wzdłuż szpaleru gości, nieświadoma ich obecności, ich pełnych podziwu spojrzeń. Wszystkie jej myśli skupiły się na Clayu, który czekał za drzwiami.

Kątem oka dostrzegła matkę. Goście rozstąpili się, by zrobić jej drogę. Zapomniała jednak o wszystkim, kiedy jej wzrok padł na Claya. Stał w klasycznej pozie pana młodego, z dłońmi splecionymi z przodu, na rozstawionych nogach; nie uśmiechał się. Postanowiła sobie wcześniej, że będzie unikała jego wzroku, jednak jej oczy kierowały się swoją własną wolą.

Podobnie jak cała sceneria, tak i on sprawiał wrażenie, jakby wyczarowała go jakaś wróżka z bajki.

Boże, pomóż mi, pomyślała, kiedy ich oczy się spotkały. Boże, pomóż mi.

Czekał, a w jego włosach koloru dojrzałej pszenicy jakby pobłyskiwało słońce. Światło niezliczonych świec w wysokim świeczniku nadawało skórze jego twarzy bursztynowy odcień i odbijało się od ciemnomorelowego żabotu, w którym Clay wyglądał bardzo męsko. Ubrany był w smoking cynamonowego koloru, na szyi miał zawiązaną muszkę. Patrzyła, jak prawie niedostrzegalnie ugina lewe kolano, opuszcza ręce i zwilża wargi.

– Ukochani… Rozpoczęła się uroczystość. Wszystko wydawało się surrealistyczne. Znowu była dzieckiem, bawiła się z Bobbi w ślub, przechodziła przez trawnik przebrana za pannę młodą, trzymając w ręku bukiet z mleczów.

Dziś ja chcę być panną młodą. Ale ty zawsze jesteś panną młodą! Wcale nie! To ty byłaś panną młodą ostatnim razem! No dobrze, nie płacz. Ale następnym razem ja będę miała welon na głowie!

– Kto oddaje tę kobietę temu mężczyźnie?

– Ja, jej brat.

Wróciło poczucie rzeczywistości, kiedy ramię Claya zastąpiło ramię Steve'a. Było twarde, ale przez chwilę czuła jego drżenie.

Catherine skupiła wzrok na ustach pastora, koncentrując się na słowach, gdy zwrócił się do zgromadzonych, by pamiętali o wadze cierpliwości, miłości i wierności. Bolesny skurcz mięśni przywrócił Catherine do przytomności. Usłyszała, że pastor prosi wszystkie obecne pary małżeńskie, by ujęły się za ręce i po cichu odnowiły swe śluby przysięgi razem z nowożeńcami. Catherine błagała w duchu: Nie! Nie! Jesteście świadkami komedii! Nie dajcie się zwieść.

Uciekła myślami do zabaw z dziecinnych lat.

Kiedy będziesz wychodziła za mąż, jakiego mężczyznę poślubisz?

Bogatego.

Och, Bobbi, czy rzeczywiście tylko o to ci chodzi?

No, a ty jakiego poślubisz?

Takiego, który będzie po pracy wracał do domu i nie będzie zatrzymywał się w barach. I zawsze będzie dla mnie miły.

Pastor poprosił ich, by zwrócili się do siebie twarzami i wzięli za ręce. Bukiet z gardenii i róż przejęła Bobbi. W krótkiej chwili, kiedy wymieniły między sobą spojrzenia, w ich oczach odbiły się fantazje z czasów dzieciństwa. Clay ujął dłonie Catherine swymi silnymi palcami, a ona poczuła wilgotność jego i swoich dłoni.

Wyjdę za mąż za mężczyznę, który będzie wyglądał dokładnie tak jak Rock Hudson.

Ja nie. Podobają mi się jasne włosy i szare oczy.

Mój Boże, pomyślała Catherine, czy ja rzeczywiście tak powiedziałam?

Podniosła wzrok na jasne włosy, spojrzała w szare, poważne i szczere oczy. Jego twarz pobłyskiwała w migocącym świetle świec, które uwydatniało prosty nos, pociągłe policzki i wrażliwe usta. Tuż nad wysokim kołnierzykiem i sztywną muszką pulsowała żyła. Zachowywał się nienagannie, przekonywająco. Wprawiło to Catherine w zdenerwowanie.

Mój mąż musi być dla mnie miły. Musi mieć jasne włosy, szare oczy i dużo pieniędzy.

W pamięci Catherine odżyły zwroty z przeszłości, przyprawiając ją o takie wyrzuty sumienia, jakich dotąd nie odczuwała. Jednak ci, którzy się jej przyglądali, nie odgadli zamętu w jej sercu, gdyż dorównała wspaniałej grze Claya, wpatrując się w jego oczy, tak jak on wpatrywał się w jej, a uścisk jego dłoni stawał się słodką męczarnią.

Co my robimy? – chciała krzyknąć. – Czy wiesz, co się ze mną dzieje, gdy tak na mnie patrzysz, a ja sama przed sobą udaję, że ubóstwiam twoją zbyt doskonałą twarz? Czy nie czujesz, jak cierpię? Puść moje ręce, odwróć wzrok, wyrzuć mnie ze swego serca. Jesteś zbyt szlachetny, a ja zbyt długo cierpiałam z braku miłości. Proszę, Clay, odejdź, zanim będzie za późno. Jesteś złudzeniem, a mnie nie wolno zatracić się w nim.

Clay nie odwrócił się jednak, nie spuścił wzroku, nie wypuścił jej rąk ze swoich.

Stu podszedł, wyjmując z kieszeni obrączkę. Wyciągnęła drżącą dłoń, a Clay wsunął na jej palec wysadzaną diamentami obrączkę.

– Ja, Clay, biorę sobie ciebie, Catherine… Kiedy jego głęboki głos wypowiadał te słowa, serce Catherine zapragnęło nagle, by były one prawdziwe. Nagle poczuła w swojej dłoni obrączkę – Angela pomyślała o wszystkim – i jeszcze raz spojrzała w oczy Claya. Jeszcze jeden rekwizyt w tej grze? – zapytała go wzrokiem. Może jednak sam ją wybrał, a nie Angela? Spuściła wzrok i posłusznie ozdobiła jego palec szeroką, prostą złotą obrączką.

– Ja, Catherine, biorę sobie ciebie, Claya… – mówiła niepewnym głosem, przez łzy.

Trzeba było jednak znieść jeszcze trochę, zwrócili się więc twarzami w stronę pastora, który ogłosił, że są mężem i żoną, po czym uśmiechnął się dobrotliwie i objął dłońmi połączone ręce nowożeńców.

– Niech wasze wspólne życie będzie długie i szczęśliwe – życzył im, nie podejrzewając, jakie wrażenie jego słowa robią na Catherine. Oczami pełnymi łez patrzyła na ich połączone ręce, zupełnie odrętwiała. – A teraz możecie przypieczętować wasze ślubowanie pocałunkiem.

Catherine nie wiedziała, co robić. Czuła się tak, jakby przybyło jej lat. Clay przejął dowodzenie, odwracając się do niej, a wszyscy obecni przypatrywali się im przez łzy. Uniosła twarz, oddech uwiązł jej w gardle. Spodziewała się jedynie lekkiego muśnięcia warg, jednakże jego twarz zbliżała się coraz bardziej i nagle znalazła się w jego ramionach, łagodnie przytulona do piersi pod sztywnym żabotem eleganckiej koszuli, zniewolona przez miękkie, lekko uchylone pożądliwe wargi. Zalała ją fala wspomnień.

Nie, Clay, nie rób tego! – chciała krzyknąć. On jednak pocałował ją.

Wypuścił ją z ramion przy akompaniamencie zbiorowego pomruku. Jego oddech owiał jej twarz, gdy cofnął się i spojrzał w jej przestraszone oczy. Po czym uśmiechnął się do niej takim uśmiechem, na jaki czekała od dzieciństwa. Twarz Claya zajaśniała, Catherine machinalnie odpowiedziała mu równie promiennym uśmiechem. Clay władczym gestem wsunął jej dłoń pod swoje ramię i odwrócił ją twarzą do gości.

Trwała, dopóki mogła, z przylepionym do twarzy uśmiechem. Spadała na nią lawina uścisków, pocałunków i gratulacji, począwszy od Stu, który bez żenady pocałował ją prosto w usta, a następnie Steve'a, który przytrzymał ją w objęciach trochę za długo, trochę zbyt opiekuńczo, pokołysał w uścisku, szepcząc do ucha: – Uszy do góry!

– Och, Steve – jęknęła, wiedząc, że tylko on jeden ją rozumie.

– Ciii, dziecinko, świetnie wypadliście. Szkoda, że nie mogłaś tego widzieć.

Forrester senior wziął ją w ramiona i powitał w rodzinie mocnym uściskiem i pocałunkiem. Catherine zerknęła przez ramię i zobaczyła Claya obejmującego Adę. Babcia i dziadek Elgin obdarzyli ją delikatnymi poklepywaniami i uśmiechami, a Elizabeth Forrester złożyła na jej policzkach królewskie pocałunki i postukała laską po prawym ramieniu, jakby nadawała jej szlachectwo.

– Jesteś piękną młodą kobietą. Spodziewam się po tobie pięknych dzieci – powiedziała kategorycznym tonem.

Catherine podawano sobie z rąk do rąk niczym boską potrawę, którą smakowało wiele ust, aż w końcu była wdzięczna mężowi, że zakończył ten korowód.

Clay pochylił się, uśmiechając się łobuzersko, i mocno objął Catherine w pasie, a następnie, niczym marionetkę, uniósł nad podłogę. W istocie nie miała więcej do powiedzenia niż marionetka, której sznurkami pociąga lalkarz. Mogła jedynie ulec ustom Claya. Zamknęła oczy, wirując jak liść na wietrze, odurzona silnym zapachem kwiatów i wosku. W chwili gdy dotknął jej warg, poczuła jego język w swoich ustach. Publiczność nagrodziła ich oklaskami, a jej się zdawało, że świat wiruje jak zwariowany. Z zamkniętymi oczami i obejmując ramionami szyję męża, przetrwała długi pocałunek, podczas którego kręcili się w kółko.

Goście widzieli jednak tylko pana młodego, który na środku zalanego światłem świec pokoju wiruje, trzymając swą świeżo poślubioną żonę w objęciach, całując ją i ciesząc się nią w powszechnie akceptowany sposób. Nic nie wiedzieli o tańcu ich języków, jaki towarzyszył pocałunkowi.

Catherine skryła zarumienioną twarz za bukietem gardenii, co sprawiło dodatkową radość wszystkim z wyjątkiem jej samej. Gdy uwolniła się z jego ramion, dostrzegła znajome twarze z błyszczącymi oczyma, które z zapartym tchem przyglądały się tej scenie. Tym razem Catherine nie musiała grać. Jej radość była prawdziwa, kiedy podbiegła, żeby przywitać się z Marie, Francie, Gover i Vicky!

To, że przyszły, ucieszyło ją ogromnie. Niechlujna zazwyczaj Gover miała błyszczące i porządnie uczesane włosy, a Vicky jakimś cudem powstrzymała się przed obgryzieniem paznokci i nawet pomalowała je krwistoczerwonym lakierem. Francie pachniała perfumami „Charlie”. Marie była nadal drobniutka, mimo bliskiego rozwiązania. Marie – krasnoludek, swatka – pierwsza nauczyła Catherine akceptować troskliwość mieszkanek Horizons. Ile razy podawały sobie rękę od tej pory?

Clay ponownie zjawił się u boku Catherine, objął ją lekko w talii i przycisnął do swego biodra, uśmiechając się do dziewcząt.

– Czyż nie jest wspaniała? – zapytała go Francie. A Clay, jakby w odpowiedzi, ciaśniej objął talię swej młodej żony i ucałował kąciki jej oczu.

– Tak, moja nowo poślubiona żona jest wspaniała. Catherine nie podniosła wzroku. Jego palce znalazły się niebezpiecznie blisko jej piersi.

– Jak ci się podoba suknia? – zapytała Marie. Ze znawstwem pogłaskał aksamit i rzekł:

– Jest wspaniała – po czym, kontynuując ich grę, zapytał: – Która ją włoży następna?

– No cóż, to zależy od tego, która z nas złapie takiego faceta jak ty. Hej, a może byś ją wreszcie puścił i pozwolił nam ją uściskać?

Marie zręcznie odsunęła Claya od panny młodej, a on obdarzył ją wymownym spojrzeniem, jakby wołał: „Pomocy! Co mogę zrobić?”, po czym pocałował Marie z całych sił.

Teraz z kolei Clay był przekazywany z rąk do rąk. Catherine mogła się temu jedynie przyglądać i uśmiechać. Clay pocałował wszystkie dziewczęta i zdawać się mogło, że wkłada w to całe serce. Powrócił do żony dopiero wówczas, kiedy one też nacałowały się go do syta.

Ponownie przedzierali się przez tłum, a Catherine zdała sobie sprawę, że jest on większy, niż początkowo sądziła. Do listy gości dołączono nie tylko dziewczęta z Horizons, ale także partnerów w interesach, przyjaciół rodziny i rozlicznych krewnych. „Skromna rodzinna uroczystość” zmieniła się w największe towarzyskie wydarzenie sezonu.

Загрузка...