Następny dzień ciągnął się niemiłosiernie. Czuła się lekko oszołomiona, nieobecna duchem. Przechodząc koło lustra, przyłapała się na tym, iż długo i badawczo wpatruje się w swoje odbicie, zakryła więc policzki dłońmi, zamknęła oczy i przysłuchiwała się przyspieszonemu biciu serca, które zdawało się pulsować w najodleglejszych komórkach jej ciała. Otworzyła oczy i pomyślała: to może być fałszywy alarm. Może to tylko wybieg, by on i jego rodzice mogli zobaczyć Melissę w czasie świąt. Przypominała sobie jednak brzmienie jego głosu i już wiedziała, że jest to coś, o czym marzyła. Jej myśli zwróciły się ku nadchodzącemu wieczorowi. Pospiesz się! Pospiesz się!
W końcu dla zabicia czasu wpakowała Melissę do samochodu i pojechała kupić coś nowego do ubrania. Chodziła w tłumie kupujących w zupełnie innym nastroju niż poprzedniego dnia. Uśmiechała się do nieznajomych. Nuciła kolędy, których melodia dochodziła z głośników. Okazała godną pochwały cierpliwość, kiedy musiała czekać w wolno przesuwającej się kolejce do kasy. Raz nawet odezwała się uspokajająco do starszego mężczyzny, gdy zaczęła go ponosić złość. Nie znane jej do tej pory uczucie radości owładnęło Catherine, kiedy zobaczyła, że pod wpływem jej własnego pogodnego nastroju znika zniecierpliwienie mężczyzny. Widzisz, co może zdziałać miłość?
Gdy wróciła do domu, położyła Melissę do łóżeczka, by się przespała, a sama wzięła odprężającą kąpiel w burzy piany. Wyszła z wanny, stanęła przed wielkim lustrem i zaczęła się wycierać. Czuła się oszałamiająco radosna – dziecinnie, a równocześnie kobieco. Wykrzywiła się do lustra, przybrała uwodzicielską pozę, częściowo zasłaniając swoją nagość ręcznikiem, a następnie stanęła w innej pozie, z inną miną. Wyciągnęła kilka kosmyków z węzła na czubku głowy, nadając sobie kociakowaty wygląd, z luźno zwisającymi pasemkami na skroniach i karku. Zwilżyła usta, rozchyliła je lekko, spojrzała uwodzicielsko spod przymkniętych powiek i szepnęła: – Witaj, Clay. – Stanęła tyłem do lustra i powiedziała zalotnie przez ramię: – Cześć, Clay. – Następnie odwróciła się, zarzuciła sobie ręcznik na szyję, tak że jego końce zakrywały różane czubki jej piersi, położyła ręce na nagich biodrach i powiedziała uwodzicielsko: – No i co powiesz, chłopczyku?
Nagle rzuciła tę zabawę – nie była przecież żadną z tych postaci. Nie była już małą dziewczynką, była kobietą. To, co się działo w jej życiu, było realne, i musi pokazać Clayowi tylko autentyczną Catherine. Prawdziwa Catherine upuściła ręcznik na podłogę. Stanęła wyprostowana, przyglądając się własnemu ciału, swojej twarzy, swoim włosom. Wzięła buteleczkę delikatnie perfumowanego balsamu, którego użyła dziś rano, i nadal wpatrzona w swoje odbicie nalała trochę płynu na dłoń i zaczęła go nakładać na swe długie, jędrne ramiona, kark, szyję, sięgając tak daleko na plecy, jak zdołała. Nadstawiła dłoń i wlała następną porcję chłodnego, jedwabistego balsamu, a jego zapach – zapach, który wiedziała, Clay uwielbiał – rozprzestrzenił się w ciepłej, zaparowanej łazience. Wcierała balsam w brzuch, w zagłębienie pomiędzy żebrami. Z zamkniętymi oczami przesunęła dłońmi po piersiach, czując dziwnie miły niepokój, gdy dotknęła nabrzmiałych i twardych jak klejnoty sutek. Stojąc tak i dotykając się pomyślała, o Clayu, o czekającej ją nocy. Pragnę cię, Clay, pomyślała, od tak dawna cię pragnę. Wyobraziła sobie, że to dłonie Claya gładzą jej piersi. Otworzyła oczy z trzepotem powiek i nabrała jeszcze trochę balsamu. Powoli uniosła jedną stopę, oparła ją o toaletkę, obciągając palce w dół, i rozprowadziła pachnący chłodny płyn po nodze, od wygiętej stopy w górę po łydce, za kolanem, po udzie, po pośladkach, wysoko, po wewnętrznej stronie ud. Jestem rozwiązła, pomyślała. A potem: Nie, po prostu jestem kobietą. Zapach, który Clay uwielbiał, był teraz na całym jej ciele.
Powoli wyjęła grzebyki z włosów i zaczęła je szczotkować, przypominając sobie wieczór randki w ciemno, a potem ten wieczór, kiedy dziewczęta w Horizons bawiły się w jej dworki. Dziś odbędzie się jej druga randka z Clayem. Tyle wysiłku włożyła teraz w swoją toaletę, ile dziewczęta owego pamiętnego wieczoru. Włożyła biustonosz i maleńkie majteczki, których Clay jeszcze nie widział. Nad makijażem pracowała tak długo, aż stał się subtelnym dziełem sztuki. Włosy pozostawiła rozpuszczone, proste, lekko zaczesane do tyłu, jak wtedy gdy po raz pierwszy spotkała Claya.
Nowa sukienka z bladośliwkowego krepdeszynu miała kopertowy fason, opadała luźno od przymarszczeń u ramion., Zamiast kołnierzyka miała dekolt w szpic, uwidaczniający nagą skórę. Gdy Catherine przewiązała się sznurkowym paskiem, sukienka nabrała szyku. Zapięła mankiety i odsunęła się od lustra, żeby się sobie przyjrzeć. Odgarnęła z czoła niesforny kosmyk. Pokropiła się perfumami „Charlie”. Przypięła do uszu złote kółka, na szyi zawiesiła prosty krótki łańcuszek, stopy wsunęła w lekkie pantofelki z lakierowanej skórki. Wybrała je, bo miały bardzo wysoki obcas, a Clay był gorącym wielbicielem kobiet noszących wysokie obcasy.
Catherine uderzyło to, że robi wszystko, by się wydać Clayowi ponętna, i na chwilę owładnęło nią poczucie winy. Wówczas jednak przywołała ją tym swoim niewyraźnym szczebiotem rozbudzona z drzemki Melissa i Catherine pobiegła, by ubrać dziecko.
Clay również wyszedł z domu i kupił sobie nowe ubranie. Teraz jednak, już wystrojony, w drodze do Catherine zastanawiał się po raz dziesiąty, czy aby jedwabny krawat nie wygląda zbyt oficjalnie i czy to widać, że przed chwilą wyszedł od fryzjera; był stremowany i zdenerwowany jak uczniak. Co się z nim, do diabła, dzieje? Nigdy przedtem nie miał najmniejszych wątpliwości, jaki sobie dobrać krawat. Gdy stał na czerwonym świetle, przekręcił lusterko, żeby się jeszcze raz przyjrzeć krawatowi. Poluzował trochę węzeł, ale zmienił decyzję i ponownie podciągnął go w górę. Spojrzał na włosy, przejechał po nich dłonią, chociaż każdy włos był na swoim miejscu. Ktoś za nim nacisnął klakson i minął Claya, rzucając przekleństwo.
Catherine była zupełnie gotowa. Do umówionej pory brakowało ponad pół godziny. Wyobraziła sobie Claya przygotowującego się do spotkania z nią, zastanawiała się, co też on czuje, co myśli. Melissa wykorzystała nastrój matki, dobierając się do rzeczy, których nie wolno jej było dotykać: choinkowych ozdób, pokręteł przy telewizorze, filodendrona na stoliku do kawy. W końcu zdenerwowana, że stale musi wybawiać Melissę z kłopotów, Catherine włożyła ją do kojca, i już bez przeszkód podjęła spacer tam i z powrotem po pokoju.
Zadzwonił dzwonek u drzwi.
Dwa razy, niech zadzwoni dwa razy, zganiła swe niecierpliwe stopy, podczas gdy na zewnątrz Clay wsunął rękę do kieszeni płaszcza, powstrzymując się od naciśnięcia dzwonka powtórnie.
Co powinnam powiedzieć, zastanawiała się nerwowo.
Co powinienem powiedzieć, zastanawiał się gorączkowo.
Drzwi się otworzyły i stanęła w nich Catherine w sukience luźno ściągniętej paskiem, co sprawiało, że wyglądała zwiewnie i cudownie.
Płatki śniegu padały na płaszcz Claya z kosztownej brązowej skóry.
– Wesołych świąt – powiedział, nie spuszczając wzroku z jej twarzy, widząc jednocześnie jej szczupłe nogi w pantoflach na wysokich obcasach i biodra opięte sukienką.
– Wesołych świąt – odwzajemniła życzenia, uśmiechając się nerwowo. Odsunęła się, z ręką nadal na klamce, by pozwolić mu wejść do środka. Odwrócił się i patrzył, jak zamyka drzwi. Jego wzrok powędrował w dół do jej łydek, a następnie w górę, do jej włosów spływających na plecy. Kiedy ich wzrok się spotkał, powiedział:
– Ładna sukienka.
– Dziękuję. Jest nowa. Ja… cóż, wydałam na nią trochę twoich pieniędzy.
Dlaczego to powiedziałaś! – zganiła się, ale on się uśmiechnął i powiedział:
– Pochwalam to z całego serca, zwłaszcza że ja zrobiłem to samo.
– Zrobiłeś to samo?
– Sprawiłem sobie gwiazdkowy prezent. – Rozpiął płaszcz, żeby zobaczyła tweedową marynarkę w kolorze kawy z mlekiem.
– Oczywiście w brązach.
– Oczywiście.
– To twoje kolory. Hol wejściowy wydał się nagle za mały dla nich dwojga, więc Catherine poprowadziła go do salonu, podtrzymując banalną rozmowę:
– Melissa także ma nową sukienkę, tę, którą dała jej twoja matka i do której dopiero teraz dorosła. Chodź, zobacz ją.
– Hej, ona zaćmi nas oboje – powiedział Clay, idąc tuż za Cath. – Cześć, Melissa. – I po raz pierwszy córka nie zaczęła płakać na jego widok.
Catherine pochyliła się i wyjęła dziecko z kojca, odwróciła się, trzymając je w ramionach, i starannie unikając wzroku Claya, zapytała:
– Możesz powiedzieć „cześć” tatusiowi, Melisso?
– Dziecko tylko wpatrywało się w Claya. Catherine szepnęła coś, czego nie dosłyszał, i poruszyła malutką rączką Melissy. Nadal wpatrując się w Claya, dziecko otworzyło i zamknęło pulchną piąstkę.
– To znaczy „cześć” – zinterpretowała ten gest Catherine i przez chwilę popatrzyła na zadowolony uśmiech Claya. Następnie usiadła na tapczanie i zaczęła wpychać rączki i nóżki Melissy w niebieski kombinezon. – Clay, czy moglibyśmy pojechać moim samochodem, żeby zmieścił się kojec?
– Nie będziemy potrzebować kojca. Mama przerobiła jedną z sypialń na pokój dziecinny.
Zaskoczona Catherine podniosła wzrok.
– Naprawdę? – Clay przytaknął skinieniem głowy.
– Kiedy?
– W lecie.
– Nic mi o tym nie mówiła.
– Nie miała po temu okazji.
– Czy ona… to znaczy, czy oni wiedzą że przychodzimy dziś wieczór, Melissa i ja?
– Nie. Nie chciałem ich rozczarować, gdyby to się nie udało.
Niczym w scenie z zapamiętanego filmu samochód przejeżdżał ulicami, wzdłuż których zapalały się kolejno uliczne latarnie, obwieszczając nadejście zmroku. Catherine przepełniła dziwna mieszanina uczuć. Uczucie spokoju, wywołane tym, że znowu znajduje się tam, gdzie jest jej miejsce, łączyło się z zapierającym dech oczekiwaniem, rosnącym w miarę zbliżania się do miejsca, do którego należała coraz bardziej.
Clay rzucał ostrożne spojrzenia w jej stronę. Boże Narodzenie ma dziwny wpływ na ludzi, pomyślał i uśmiechnął się, obserwując Melissę sięgającą do pokręteł na desce rozdzielczej i Catherine, która raz po raz odsuwała małe rączki i łagodnie strofowała dziecko. Clay ponownie spojrzał na profil żony, poczuł także emanujący od niej zapach. Zastanawiał się, jak przetrwa ten wieczór – chciałby już być z nią sam na sam.
Podjazd przed domem wybiegł łukiem na ich spotkanie. Catherine nie potrafiła opanować cichego okrzyku.
– Brakowało mi tego – powiedziała do siebie. Kąciki jej ust uniosły się czarownie.
Zajechali przed frontowe drzwi. Clay obszedł samochód, wyciągnął ręce po Melissę, po czym ujął łokieć Catherine, pomagając jej wysiąść z samochodu. Przez chwilę stali w łagodnym świetle, padającym na ich twarze z latarń. Serpentyny z czerwonej wstążki wydawały lekki dźwięk uderzając o mur domu. Zimny wiatr odgarnął Clayowi włosy z czoła, po czym łagodnie ułożył je z powrotem. Bawił się także złotymi kółkami w uszach Catherine, kołysząc nimi i uderzając o jej szyję, tam gdzie Clay pragnął przywrzeć ustami. Na to jednak będzie musiał poczekać.
– Zadzwońmy – powiedział psotnie.
– Zadzwońmy – zawtórowała mu. Drzwi otworzyła Angela.
– Zastanawiałam się, kiedy… – powiedziała i słowa zamarły jej na ustach. Podniosła do warg delikatne palce.
– Czy znajdzie się miejsce jeszcze dla trzech osób? – zapytał Clay.
Angela nie poruszyła się przez długą chwilę. Jej oczy zaczęły podejrzanie błyszczeć, gdy spoglądała to na uśmiechniętą twarz Catherine, zasłoniętą przez jedno ramię Claya, to na Melissę, na jego drugim ramieniu.
– Angelo – powiedziała cicho Catherine. I nagle starsza kobieta w bladożółtej sukience czując łzy pod powiekami podeszła, by objąć całą trójkę najmocniej jak potrafiła. Wprowadziła ich do środka, przywołując Claiborne'a, odbierając od Claya Melissę – całowana przez Claya i Catherine.
Claiborne był równie podniecony i równie szczęśliwy jak Angela. Dołączyła do nich zaskoczona Inella, uśmiechając się z zadowoleniem na widok przybyłych. Natychmiast dała się oczarować Melissie, która siedziała na kolanach swojej babci, już rozebrana z niebieskiego kombinezonu.
Stuk laski Elizabeth Forrester obwieścił jej przybycie. Dama obrzuciła wyniosłym spojrzeniem zgromadzone w holu osoby i powiedziała, nie zwracając się do nikogo w szczególności:
– Najwyższa pora, by ktoś w końcu odzyskał tutaj zdrowy rozsądek – po czym oddaliła się w kierunku jadalni, gdzie nalała sobie szklaneczkę ponczu, dodała do niego troszeczkę koniaku i wymamrotała: – A czemu, do diabła, nie – i przechyliła butelkę, uśmiechając się z zadowoleniem.
Znowu wszędzie wisiała jemioła. Catherine ani nie starała się jej omijać, ani jej nie szukała, chciała ją ignorować. Za każdym razem, gdy podniosła głowę, napotykała spojrzenie Claya. Te oczy nie musiały szukać jemioły. Przez cały wieczór czuła się tak, jakby miała we włosach jej gałązkę, tak sugestywne były spojrzenia, jakie wymieniali. Dziwiło ją, że Clay trzyma się z dala, nie spuszczając jednak z niej wzroku. Od czasu do czasu Catherine przerywała rozmowę, na której koncentrowała się z wielkim trudem, czując jego spojrzenie na swoich plecach. I zawsze to ona pierwsza odwracała wzrok. Na stół wjechały zimne zakąski i wtedy niespodziewanie znaleźli się obok siebie.
– Dobrze się bawisz? – zapytał.
– Cudownie, a ty? Chciał jej odpowiedzieć zgodnie z prawdą: Nie, czuję się podle. Zamiast tego skłamał.
– Tak, cudownie.
– Nie zamierzasz nic zjeść?
Spojrzał na swoje nakrycie. Catherine wyłowiła z winnego sosu szwedzki klops i położyła na jego talerzu.
– Trzeba podtrzymać siły – powiedziała rzeczowym tonem, nie podnosząc oczu, i podeszła do następnego półmiska.
Clay spojrzał na kawałek mięsa na swoim talerzu i uśmiechnął się. Catherine wiedziała równie dobrze jak on, jakich sił będzie potrzebował tej nocy.
Melissa natychmiast dała znać, iż nie podoba jej się to, że pozostawiono ją samą w tym obcym pokoju, w obcym łóżeczku. Catherine westchnęła i wróciła do pokoju, a wówczas jej córka natychmiast przestała płakać.
– Melisso, mamusia będzie tutaj przez cały czas. Kochanie, taka jesteś zmęczona, może byś pospała?
Catherine położyła Melissę, przykryła ją ale nie doszła jeszcze do drzwi, gdy dziewczynka już stała, przytrzymując się poręczy łóżeczka i płacząc rozpaczliwie.
– Wstydź się, kochanie – powiedziała Catherine, poddając się i biorąc dziecko w ramiona. – Ranisz uczucia babci, która przygotowała dla ciebie taki śliczny pokój.
Rzeczywiście był to piękny pokój. Czuło się rękę Angeli i jej gust, gdy się patrzyło na jasne plamy kretonu w pastelowe wzory, niebieskie i żółte, harmonizujące wdzięcznie z zasłonami, wzorzystą kołderką i rozkosznym wyściełanym fotelem na biegunach.
Obracając się, żeby przyjrzeć się pokojowi w świetle małej lampki nocnej, Catherine zatrzymała się w pół kroku na widok Claya stojącego w drzwiach.
– Melissa marudzi?
– Wiesz, to dla niej obce miejsce.
– Tak, wiem – powiedział, podchodząc do nich. Stanął obok Catherine i powiedział do Melissy:
– Może posłuchasz trochę muzyki, co, Melisso? – Po czym zwrócił się do Catherine: – Mama zaraz zacznie śpiewać kolędy. Może zaniesiemy ją na dół? Zaśnie przy muzyce.
Catherine spojrzała na Claya nad jasną główką Melissy. Wyraz twarzy sprawił, że jej puls zaczął bić przyspieszonym rytmem. Byli sami w pokoju, tylko z dołu dobiegały ich dźwięki pianina i śpiew. Clay poruszył się, wyciągając rękę… Wziął od niej Melissę i w chwilę potem jej ramię było wolne od ciężaru dziecka.
– Chodź – powiedział do Melissy, nie spuszczając jednak wzroku z Catherine. – Zajmę się nią, ty zajmowałaś się dzieckiem przez cały wieczór.
W czasie śpiewania kolędy Melissa zasnęła w ramionach Claya, kiedy jednak ponownie położono ją w łóżeczku, otworzyła oczy i natychmiast zaczęła kwilić.
– To nie ma sensu, Clay – szepnęła Catherine. – Jest zmęczona, ale się nie podda.
– Może wobec tego powinniśmy zawieźć ją do domu? Coś w sposobie, w jaki wypowiedział słowo „dom”, coś w tonie jego głosu sprawiło, że krew uderzyła Catherine do głowy.
– Tak, sądzę, że tak powinniśmy zrobić.
– Ty ją ubierz, a ja wszystkich przeproszę.
W czasie drogi do domu żadne z nich nie wypowiedziało ani słowa. Clay włączył radio i stwierdził, że wszystkie stacje nadają kolędy. Słuchając ich Melissa w końcu zasnęła smacznie na kolanach matki.
Catherine miała wrażenie, że już przedtem przeżyła podobną scenę – położyła Melissę do łóżka, po czym zeszła na dół i zobaczyła, że Clay na nią czeka. Tym razem, nadal w płaszczu, siedział na krześle obrotowym. Jedną stopę postawił na szczeblu drugiego krzesła i nonszalancko oparł łokieć na krawędzi stołu. Coś przykuło wzrok Catherine, coś, co obracał między kciukiem a palcem wskazującym, coś zielonego. W milczeniu kręcił tym czymś w palcach i ten hipnotyzujący ruch przykuł jej wzrok. Na chwilę dłoń Claya znieruchomiała i Catherine zorientowała się, że jest to gałązka jemioły, którą Clay trzyma za łodyżkę.
Wpatrując się w nią, wyjąkała:
– Dz… dziecko…
– Nie myśl o dziecku – nakazał jej cichym głosem.
– Napijesz się czegoś? – zapytała niemądrze.
– A ty?
Zapatrzyła się w jego spokojne, poważne szare oczy. Cisza aż brzęczała w uszach. W końcu, nie poruszając wargami, Clay powiedział:
– Wiesz, czego chcę, Catherine. Spojrzała na jego stopy.
– Tak.
Miała uczucie, jakby zamieniła się w słup soli. Więc dlaczego się nie ruszył? Dlaczego nie podszedł i nie wziął jej?
– Wiesz, ile razy mnie odrzuciłaś?
– Tak, osiem – powiedziała z trudem. Kiedy to wyznała, do jej twarzy nabiegła gwałtownie krew.
Catherine podniosła na niego oczy, a Clay wyczytał w nich, ile ją to za każdym razem kosztowało. Zakręcił w palcach gałązką jemioły.
– Nie chciałbym, żeby mnie to spotkało po raz dziewiąty – powiedział w końcu.
– Ja także nie.
– Wyjdź mi więc naprzeciw, Catherine – poprosił wyciągając do niej rękę, z dłonią odwróconą ku górze, czekając.
– Wiesz, jakie są moje warunki.
– Tak, wiem. – Nie opuszczał ręki.
– Więc… więc… – Miała uczucie, że się dławi. Czy on niczego jeszcze nie zrozumiał?
– Powiedz to.
– Dobrze, ale ty pierwszy – poprosiła, patrząc na jego długie, piękne palce, na oczekującą dłoń.
– Podejdź do mnie, żebym mógł ci to powiedzieć z bliska – szepnął.
Powoli, bardzo powoli, wyciągnęła rękę, by dotknąć czubków jego palców. Nie poruszył nimi, dopóki ona sama nie pokonała dzielącej ich przestrzeni i dopóki jej chłodna dłoń nie wsunęła się do jego ciepłej dłoni. Wtedy jego palce wolno zacisnęły się na jej palcach, powoli przygarnął ją do siebie. Jej serce zaczęło łomotać w piersiach, a wzrok powędrował ku jego oczom, kiedy przycisnął ją mocno, przyciągając między rozsunięte nogi. Nie miała już wątpliwości, czego Clay pragnie. Jego żar i twardość mówiły same za siebie. Przytulił ją mocno, zamknął oczy, a jego otwarte usta dotknęły jej ust. Jemioła zginęła w długich pasmach włosów Catherine. Ciepła dłoń mocno przywarła do jej pośladków, przyciskała ją podczas gdy jego twardość dotknęła jej brzucha. Całowali się żarliwie – dzikie spotkanie języków i ust – poczuła jego zęby na swoich i smak krwi, nie miała jednak sił, by pomyśleć, czyja to krew. Jego dłonie objęły jej twarz, po czym gwałtownie odsunął ją od swych ust i z udręką spojrzał w oczy.
– Kocham cię, Cat, kocham cię. Dlaczego tyle czasu musiało upłynąć, nim zdałem sobie z tego sprawę?
– Och, Clay, obiecaj mi, że nie opuścisz mnie znowu.
– Obiecuję, obiecuję, obie… Przerwała mu w pół słowa, przywierając do niego z taką siłą, że aż zabrakło mu tchu. Przycisnął do siebie całe jej długie, jędrne ciało. Poczuła, jak Clay unosi kolano i pociera nim o jej biodro, objęła go więc ramionami za szyję. Clay odwrócił się razem z krzesłem i jednym ruchem docisnął ją do stołu, którego kant wbił się jej w plecy. Odsunęła Claya od siebie, usiadła mu na kolanach i razem ruszyli w tę krótką wspólną podróż na obrotowym krześle. Gdy się zatrzymali, stanęła między jego rozłożonymi nogami. Pocałowali się, oboje rozpaleni. Krzesło pod nim zaczęło się chybotać na wszystkie strony. I za każdym poruszeniem się krzesła Clay ocierał się o nią prowokacyjnie, a ona wychodziła mu na spotkanie stojąc na palcach, ocierając się o niego coraz namiętniej. Poczuła, jak jego dłoń opuszcza jej włosy i szuka węzła jej paska. Pomyślała przelotnie, że może powinna mu pomóc, ale poddała się jego łagodnemu uściskowi, zadowolona, że czuje dotyk jego ręki. Clay rozpiął jej sukienkę, najpierw palcami, a następnie wargami dotykał jej szyi, po czym przesuwał się coraz niżej, aż jego ciepła dłoń spoczęła na najniższej partii brzucha Catherine. Cofnął się, żeby na nią spojrzeć, zsunął suknię z jej ramion, a kiedy zobaczył ukrytą dotąd skąpą bieliznę, jęknął i zagłębił twarz w pas nagości pomiędzy stanikiem a majteczkami, zwilżając jej skórę językiem.
– Czy wiesz, że miałam to na sobie w noc poślubną? – zapytała ochrypłym głosem.
– Naprawdę? – Spojrzał płonącymi oczami w oczy Cath, jego dłonie obejmowały płatki lotosu na jej staniku. – Dzisiaj będzie nasza prawdziwa noc poślubna. – Otoczył ją ramionami, poczuła, że stanik zaczął ją uwierać, a potem nagle ulgę, gdy został w jego dłoniach. Jego głowa opadła w przód, jej w tył. Pocałunek Claya trafił w jej nagą pierś, z jej gardła wydobył się cichy jęk, kiedy językiem okrążał sutkę jej piersi, a następnie krawędzią zębów przesunął delikatnie po nabrzmiałym czubku. Oszalała z rozkoszy, zagłębiła palce w miękkich włosach mężczyzny, kierując go ku swej drugiej spragnionej pieszczoty piersi. Dając się ponieść uczuciom, Clay zbyt mocno zacisnął zęby i Catherine szarpnęła się do tyłu. Wymamrotał przeprosiny i zaczął ssać delikatniej. Głęboko w jej ciele pękły wszelkie hamulce i Catherine zaczęła niecierpliwie szarpać guziki skórzanego płaszcza, który Clay ciągle miał na sobie. Nie spuszczając wzroku z jej ciała, uwolnił swe ramiona i rzucił płaszcz za siebie, a zaraz potem i marynarkę. Tulili się do siebie nawzajem, całowali bez opamiętania. Clay rozwiązywał krawat, a Catherine rozpinała mu koszulę, która dołączyła do garderoby na podłodze. Jedną ręką przyciągnął ją do miejsca, w którym powinna się znaleźć, przywierając nagim torsem do jej piersi. Odsunął się od niej, by przyjrzeć się własnym dłoniom tulącym piersi Catherine. Jedną dłoń położył na jej brzuchu i przesunął w dół aż do maleńkich majteczek, wreszcie dotknął jej intymnego miejsca.
– Chcesz zdjąć resztę? – zapytał, tuląc głowę do jej szyi, dotykając językiem skóry, wdychając zapach jej perfum.
– Jesteśmy na środku kuchni, Clay.
– Nic mnie to nie obchodzi. Mam je zdjąć, czy sama to zrobisz?
– To był twój pomysł – szepnęła kokieteryjnie, chowając uśmiechniętą twarz w jego włosy.
– No, rzeczywiście. – Jednym szybkim ruchem zsunął jej rajstopy i bikini do kolan, po czym podniósł ją bez wysiłku i posadził na brzegu stołu, stopą zahaczył o krzesło i kopnięciem odrzucił je daleko. Ukląkł, podniósł na nią wzrok, kiedy zdejmował najpierw jeden pantofel na wysokich obcasach, a następnie drugi – jedno pociągnięcie i dwie ostatnie części jej bielizny legły w stosie na podłodze. Podniósł się z klęczek, a wtedy ona zarzuciła mu ramiona na szyję, objęła go nogami w pasie i powiedziała:
– Zanieś mnie na górę do sypialni. Zsunął ją ze stołu; oplatała jego biodra nogami, jej nagie ciało dotykało jego ciała, a zapach perfum otaczał ich niczym chmura, kiedy całując się, dotarli na górę do sypialni. Clay stanął obok lampy i powiedział:
– Zapal ją. Catherine oderwała od jego szyi jedną rękę i sięgnęła do kontaktu.
Stojąc obok łóżka Clay szepnął:
– Puść mnie.
– Nigdy – odparła również szeptem.
– Jak więc mam zdjąć spodnie? Bez słowa zwolniła uścisk nóg i upadła na plecy na łóżko, przyglądając się, jak Clay rozpina pasek, potem spodnie, nie odrywając od niej wzroku. Już nagi, ukląkł nad nią na jednym kolanie, opierając ręce po obu stronach jej głowy.
– Catherine, wiem, że spóźniam się z tym pytaniem półtora roku, ale czy nie zajdziesz teraz w ciążę?
– Ale przecież gdybyś zapytał o to czwartego lipca, nie byłoby nas tutaj teraz, prawda?
– Cat, po prostu chcę, żebyś przez jakiś czas nie była w ciąży. Chcę się najpierw tobą nacieszyć, płaską i spragnioną mnie.
– Płaską i spragnioną? Zdał sobie sprawę, że się wygadał, schylił więc głowę, żeby ją pocałować i powstrzymać od pytań. Ona jednak odwróciła głowę w bok.
– Co to znaczy: płaską i spragnioną?
– Nic. – Pieścił jej usta, próbując sprawić, by przestała mówić, a zaczęła odwzajemniać pieszczotę.
– Odpowiedz mi, a wtedy ja odpowiem tobie – powiedziała, uchylając się od jego ust.
Jeśli Cath teraz się na niego wścieknie, pomyślał, nigdy sobie nie wybaczy swego gadulstwa. Musiał jednak odpowiedzieć.
– Dobrze. Przeczytałem twój pamiętnik. O tym wszystkim, co robiliśmy z winem – to miałem na myśli, mówiąc „płaska i spragniona”.
Teraz Catherine spłonęła rumieńcem, jednak nie z powodu gniewu, lecz zakłopotania.
– Clay, właśnie w tej chwili umieram z pragnienia, i wierz mi, nie zajdę w ciążę.
Poczuła, jak mięśnie jego rąk drżą po obu stronach jej głowy. Głos zabrzmiał ochryple, gdy zapytał:
– Jak długo mam więc czekać, abyś mnie dotknęła? Ani chwili dłużej, pomyślała, ani chwili dłużej, Clay, i wyciągnęła rękę, by czubkami palców musnąć go lekko, mierząc jego zapał tymi muśnięciami, które pozbawiły go tchu. Miesiące pożądania odeszły w zapomnienie przy pierwszej pieszczocie. Dni strawione na rozmyślaniach otrzymały odpowiedź. Jej ręka badała, zamykała, pieściła, głaskała i podniecała, aż łokcie Claya zwiotczały. Upadł obok niej szukając ustami jej ciepłego ciała. Jej brzuch był teraz miękki, skóra na udach gładka i jędrna, a gdy ich dotknął, uniosły się, by umożliwić mu dostęp do miejsca, którego szukał. Kiedy się tam zbliżył, jej dłoń zamarła na jego obrzmieniu. Odgadując jej oczekiwanie, położył głowę na jej piersi i po raz pierwszy sięgnął w jej głębię. Posłyszał gwałtowne bicie jej serca, które waliło tak mocno, że te uderzenia unosiły jego głowę. Pozornie leżała bezwładna i bierna, jednak jej serce powiedziało mu prawdę. Raz poruszył palcami, a ona rzuciła się i z trudem złapała oddech. Przetoczył się na nią, całując jej oczy, skronie, kąciki ust, omdlałe usta, jakby to, co działo się wewnątrz jej ciała, obrabowało ją z woli wykonania jakiegokolwiek ruchu. Mogła się tylko biernie poddawać rozkoszy. Podniecał ją motylimi muśnięciami, znowu schylił się, by pokryć piersi pocałunkami, by przesunąć wargami po brzuchu, czując każde uniesienie jej bioder. Z jej gardła wydobywały się niskie niepohamowane dźwięki, wołała go jego imieniem, powtarzała je niczym akcent przy każdym ruchu bioder, których nie była już w stanie opanować.
On raz za razem powtarzał jej imię, pozwalając Cat osiągnąć szczyty wspólnego celu, doświadczać nieznanych uniesień, kiedy doprowadził ją prawie do szaleństwa i przyprawił o dreszcz. Tego, wiedział, nie dał jej za pierwszym razem i zamierzał jej to wynagradzać do końca życia.
– Niech to się stanie, Cat – szepnął ochryple.
Nagle jednak zdał sobie sprawę, że musi do końca współuczestniczyć w tym doświadczeniu. Wtapiając się w nią, wszedł w nią i pchnął, wydał ciche dźwięki – odgłosy miłości, które nabrały własnego znaczenia. Wygięła się w łuk i zadrżała, a on zrobił to samo jeszcze raz.
Powiedział słabym głosem wtulony w jej włosy:
– Ach, Cat, tak dobrze mi było.
– Mnie także. Położył dłoń na jej brzuchu, a następnie przesunął ją niżej, pozwolił spocząć spokojnie na jej ciele. Czuła, jak jego szczęka porusza się w zagłębieniu jej ramienia, kiedy powiedział:
– Cat, pamiętasz, jak w szpitalu położna pokazała nam, w jaki sposób narastają skurcze?
– Hmm… – wymamrotała, bawiąc się sennie jego włosami.
– Chwilę temu dokładnie tak samo było w tobie.
– Naprawdę?
– To sprawiło, że pomyślałem, jak bliskie sobie są rozkosz i ból. Wydaje mi się nawet, że w naszym ciele dzieją się te same rzeczy w chwilach największej rozkoszy i największego bólu. Czy to nie dziwne?
– Nigdy przedtem o tym nie myślałam, ale też nigdy… Podniósł się, oparł na łokciu i spojrzał z góry na jej twarz.
Dotknął kosmyka włosów i odgarnął go z czoła.
– Czy to był dla ciebie pierwszy raz, Cat? Nagle, onieśmielona, otoczyła go ramionami, przytuliła tak blisko, by nie mógł zobaczyć jej twarzy.
– Tak – przyznała.
– Hej. – Łagodnie rozluźnił jej mocny uścisk, bo chciał na nią patrzeć. – Po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy, wstydzisz się mnie?
– Jak mogłabym teraz przyznawać się do wstydu?
– Po prostu nie bój się. Mów mi o wszystkim, co cię niepokoi. Zaufaj mi, a wówczas będę w stanie ci pomóc. Cała ta przeszłość, twoje uczucia do Herba – chyba razem udało się nam to już przezwyciężyć?
– Ach, Clay. – Westchnęła i oparła się o niego, obiecując sobie, że już nigdy więcej nie będzie ukrywała przed nim swoich uczuć. Wkrótce potem powiedziała:
– Czy wiesz, że zakochałam się w tobie, gdy zalecałeś się do mnie w Horizons?
– Tak dawno temu?
– Och, Clay, co mogłam na to poradzić? Wszystkie dziewczęta wzdychały do ciebie i mówiły, jaki jesteś doskonały, a ty przyjeżdżałeś po mnie w tej swojej seksownej corvetcie, w seksownych ubraniach i z tym seksownym uśmiechem i z tymi swoimi nienagannymi manierami, żeby zrównoważyć całą tę seksowność. Boże, doprowadzałeś mnie do szaleństwa.
– Głuptas – roześmiał się. – Czy wiesz, ile czasu byś zaoszczędziła, gdybyś dała mi do zrozumienia, co czujesz?
– Tak bardzo się bałam. Co by się stało, gdybyś mnie wyśmiał? Załamałabym się.
– A jednak za każdym razem, gdy próbowałem się do ciebie zbliżyć, miałem uczucie, że tego nie chcesz.
– Clay, powiedziałam ci tego wieczoru, gdy mój tata zmusił mnie do przyjścia do twojego domu – małżeństwo należy zawierać wyłącznie z miłości. Proszę, niech zawsze tak będzie między nami, jak jest dzisiaj. Bądźmy dla siebie mili i obiecajmy sobie to, czego tak naprawdę nie obiecaliśmy sobie w czasie naszego ślubu.
Leżąc nago, ze splątanymi nogami i ramionami, pewni wzajemnej miłości, w końcu przypieczętowali to ślubowaniem.
– Obiecuję, Cat.
– Ja także, Clay.
W dzień Bożego Narodzenia Melissa zbudziła ich, gaworząc i uderzając stópkami o łóżeczko. Clay obudził się z szumem w głowie, wyciągnął się i poczuł nagie ciało po drugiej stronie łóżka. Obrócił się, by popatrzeć na kobietę, która leżała na brzuchu, śpiąc pod welonem jasnych włosów.
Zaczął bezszelestnie wysuwać się z łóżka.
– Gdzie idziesz? – dobiegł go głos Catherine.
– Chcę zabrać Melissę do nas do łóżka, dobrze?
– Dobrze, ale niech ci to nie zajmie zbyt dużo czasu.
Wrócili razem, jedno w jasnoniebieskich śpioszkach, drugie nago. Kiedy Catherine przewróciła się na bok, Clay położył Melissę obok niej, po czym sam wszedł do łóżka.
– Cześć, dziewczynko. Dasz mamie buziaczka? Melissa nachyliła się i zaczęła ssać brodę matki, co było jej wersją pocałunku.
Clay przyglądał się temu z radosnym wyrazem twarzy.
Catherine spojrzała na jego zmierzwione jasne włosy, rozjaśnione uśmiechem szare oczy i zapytała:
– Cześć, Clay, masz całusa dla mamusi?
– Niejednego – odparł z uśmiechem. – To dziecko wcześnie nauczy się kochać.
I nachylił się ponad córeczką, by dać swej żonie to, czego pragnęła.