Rozległy dziedziniec na tyłach domu Forresterów prezentował się wspaniale. Na półkolistym tarasie ustawiono płonące podgrzewacze do potraw. Cały taras otaczały starannie przycięte żywopłoty i rabaty nagietków i ageratum; kontrast pomiędzy fioletem i złotem dawał zaskakujący efekt. Dziedziniec opadał tarasami do odległych krańców posiadłości, gdzie rząd niebieskich świerków wytyczał jej granice. Róże w ogrodzie były w pełnym rozkwicie. Kształtne klony i lipy nakrapiały trawę rozległymi plamami cienia. Wszystko to przywodziło na myśl sielską scenę, jaką namalowałby pędzel impresjonisty. Panie w zwiewnych sukniach przepływały przez taras na trawnik, panowie obsiedli balustradę.
Catherine siedziała na trawie, kiedy padł na nią cień. Podniosła wzrok, patrząc pod słońce, zamrugała powiekami, początkowo nie mogąc rozpoznać osoby, która nad nią stoi.
– Całkiem sama? – usłyszała głęboki głos Jill Magnusson. – Czy mogę się przyłączyć?
Catherine osłoniła ramieniem oczy.
– Oczywiście. Usiadła na trawie, tak by było widać jej piękne jak u pełnokrwistej klaczy nogi. Niczym baletnica w tańcu łabędzia, pomyślała Catherine. Jill odrzuciła z czoła swą gęstą grzywę i uśmiechnęła się promiennie do Catherine.
– Przepraszam, że nie posłałam prezentu waszemu dziecku, ale wiesz, jak to jest.
– Nic się nie stało – odparła słodko Catherine. Spojrzenie Jill omiotło Catherine, zanim uśmiechnęła się jadowicie.
– Czyżby?
– Nie wiem, do czego zmierzasz.
– Wiesz doskonale, do czego zmierzam, i nie będę hipokrytką. Jestem potwornie zazdrosna o to dziecko, twoje i Claya. Nie dlatego, że sama chciałabym mieć dziecko, rozumiesz, ale ono powinno być moje.
Catherine opanowała chęć uderzenia Jill.
– Powinno być twoje? Cóż, to dość dziwne stwierdzenie.
– Może dziwne, ale obie wiemy, że prawdziwe. Od zeszłego października hamuję się, ale dzisiaj postanowiłam wyłożyć karty na stół. Chcę Claya.
Catherine odpowiedziała bez zastanowienia:
– Obawiam się, że jest już zajęty.
– Ale nie na stałe. Powiedział mi o waszym układzie. Dlaczego chcesz zatrzymać mężczyznę, którego nie kochasz i który nie kocha ciebie?
– Może dlatego, by moja córka miała ojca.
– To nie jest ważny powód, musisz przyznać.
– Niczego nie muszę ci przyznawać, Jill.
– Doskonale. Zadaj sobie jednak pytanie, dlaczego Clay poprosił mnie, bym na niego poczekała, dopóki nie uporządkuje całej tej sprawy. – Głos Jill przypominał mruczenie zadowolonego kota. – Och, widzę, że to dla ciebie nowina, prawda? Nie wiedziałaś, że Clay poprosił mnie, bym za niego wyszła, już wtedy gdy zaszłaś z nim w ciążę? Ale moja duma została zraniona i zrobiłam głupstwo, odmawiając mu. Teraz jednak zmieniłam zdanie.
– A co on ma do powiedzenia na ten temat?
– Czyny przemawiają głośniej niż słowa. Pamiętasz, jak ubiegłej zimy traktowałaś go chłodno? Clay wiedział, gdzie zostanie ciepło przyjęty.
Catherine poczuła skurcz w żołądku.
– Czego chcesz ode mnie? – zapytała zimno.
– Chcę, żebyś zrobiła to, co słuszne – dała Clayowi wolność, zanim zakocha się w swojej córce i z tego powodu zostanie z tobą.
– Ożenił się jednak ze mną, a nie z tobą. Jill odrzuciła włosy na plecy.
– Dziecko, nie dałam się nabrać na ten wasz ślub. Rozmawiasz z Jill. Byłam tam tego wieczoru i nie miałam halucynacji, gdy Clay całował mnie znacznie czulej niż swoją żonę.
– Jill zrobiła dramatyczną pauzę, po czym dokończyła:
– I powiedział wtedy, że nadal mnie kocha. W dzień swego ślubu, ciekawe, nie?
Catherine wróciła pamięcią do tego wieczoru, ukryła jednak żal za maską obojętności. Rozejrzała się, szukając Claya. Siedział na tarasie, zagłębiony w rozmowie z ojcem Jill.
Jill ciągnęła:
– Nie mam najmniejszej wątpliwości, że gdyby nie doszło do tej… pomyłki – zawiesiła głos, by podkreślić to słowo – Clay i ja planowalibyśmy teraz nasz ślub. Wszyscy zawsze myśleli, że Clay i ja w końcu się pobierzemy. Cóż, byliśmy ze sobą związani od czasu, kiedy nasze matki wrzucały nas razem nago do małych plastikowych basenów na podwórku. Kiedy w październiku poprosił mnie, bym za niego wyszła, przyznał, że nie jesteś dla niego niczym więcej jak tylko tragiczną pomyłką. Dlaczego nie oddasz mu przysługi i z gracją nie opuścisz sceny?
Było oczywiste, że Jill Magnusson przywykła dostawać to, czego chciała, uczciwymi czy nieuczciwymi sposobami. Zachowanie tej kobiety było bezczelne i niegrzeczne. W jej postawie nie było ani śladu prośby, tylko granitowa pewność siebie.
Och, jest tak zimna jak obłożona kruszonym lodem galaretka pomidorowa Inelli, pomyślała Catherine. Znienawidziła galaretkę pomidorową.
– Zbyt wiele sobie wyobrażasz, Jill – powiedziała Catherine lodowato.
– Niczego sobie nie wyobrażam. Ja wiem. Wiem, ponieważ Clay mi się zwierzał. Wiem, że wyrzuciłaś go z jego własnego łóżka, że zachęcałaś do tego, by prowadził własne życie, zachował dawnych przyjaciół, dawne zainteresowania. Dziecko się urodziło, ma nazwisko, a Clay przyjął na siebie względem niego jedynie zobowiązania finansowe. Dostałaś to, czego chciałaś, dlaczego więc go nie uwolnisz?
Catherine wstała, strzepnęła spódnicę i rozmyślnie pomachała do Claya, który odwzajemnił ten gest. Nie patrząc na Jill, powiedziała:
– Clay jest już dużym chłopcem. Jeśli będzie chciał być wolny, to chyba o to poprosi, nie sądzisz?
Catherine ruszyła w stronę tarasu, zanim jednak odeszła, Jill wypuściła na pożegnanie ostatnią strzałę, która tym razem sięgnęła celu.
– Jak sądzisz, gdzie był, kiedy ty leżałaś w szpitalu?
Przez głowę Catherine przebiegły szalone myśli, dziecinne w swej mściwości. Żałowała, że wspaniała galaretka pomidorowa Inelli nie jest zrobiona z krwi Jill. Miała ochotę ogolić jej głowę, przetoczyć ją nagą w smole i pierzu, poczęstować czekoladkami nafaszerowanymi środkiem przeczyszczającym. Te myśli nie wydawały się Catherine niedojrzałe. Czuła się zraniona i poniżona – pragnęła zemsty, lecz nie potrafiła wymyślić sposobu.
I Clay! Miała ochotę wziąć garść kulek z melona i obrzucić go niczym pociskami artyleryjskimi. Miała ochotę poprzewracać podgrzewacze, zwrócić na siebie uwagę wszystkich obecnych, powiedzieć im, jakim Clay jest kłamcą! Jak mógł! Jak mógł! Wystarczająco przykre było już to, że kontynuował swój erotyczny związek z Jill, ale myśl, że zwierzał się jej z intymnych małżeńskich spraw, dotknęła Catherine do żywego. Wróciły bolesne wspomnienia, wyraźniejsze niż kiedykolwiek: sylwester i Clay całujący Jill, z małym palcem wsuniętym pod ramiączko jej sukienki; noc, kiedy nie wrócił do domu, wystygła kolacja i ona czekająca; i najgorsze wspomnienie – cztery noce, kiedy ona leżała na oddziale położniczym…
Od przyjęcia minął jakiś czas.
Skrywała swój gniew, lecz Clay już od wielu dni wiedział, że Catherine gotuje się ze złości i wkrótce wybuchnie. Nie wiedział jednak, kiedy to nastąpi.
Stał przy łóżeczku i przyglądał się śpiącej Melissie. Nagle, tuż za nim, Catherine syknęła:
– Co robisz?! Odejdź od niej!
Wyjął ręce z kieszeni i odwrócił się, zaskoczony jej gwałtownością.
– Nie obudziłem jej – szepnął.
– Wiem, co sobie myślisz, kiedy tak stoisz i wpatrujesz się w nią, Clayu Forresterze, ale to ci się nie uda! Prędzej umrę, nim pozwolę ci ją sobie zabrać!
Upewniwszy się, że dziecko nadal śpi, Clay wyszedł na korytarz.
– Catherine, ponosi cię wyobraźnia. Powiedziałem ci, że ja…
– Mówiłeś, że nie będziesz robił wielu rzeczy. Na przykład, iż nie będziesz podtrzymywał swojego romansu z Jill Magnusson, ale ona wyprowadziła mnie z błędu! Cóż, jeśli jej pragniesz, co cię powstrzymuje?
– Co takiego powiedziała ci Jill?
– Na tyle dużo, że chcę, byś zniknął z tego domu, a im szybciej, tym lepiej.
– Co ci powiedziała?
– Czy muszę to powtarzać? Chcesz mnie dodatkowo upokorzyć? W porządku. – Catherine wmaszerowała do małżeńskiej sypialni, walnęła dłonią w przełącznik światła, podeszła do komody i zaczęła wyrzucać jego ubrania, mówiąc: – Sypiałeś z nią, a przez cały czas zapewniałeś mnie, że tego nie robisz, dlaczego więc nie przeprowadzisz się do niej na stałe? Czy sądzisz, że nikt nie widział, jak namiętnie ją całowałeś na własnym ślubie? Czy nie powiedziałeś swojej matce, że musisz zaczerpnąć świeżego powietrza, i zniknąłeś z Jill? Czy sądzisz, że jestem aż tak głupia, Clay? I po co tu się jeszcze kręcisz niczym zbłąkany pies? Nie zamierzam cię prosić, byś zamieszkał ze mną, bo chcę, żeby ta farsa się skończyła. Nie chcę twojej fałszywej pobłażliwości ani tej twojej psychoanalitycznej diagnozy, że jestem emocjonalną kaleką! Nie chcę, byś tu wchodził i rozczulał się nad moją córką – ja leżałam w połogu, a ty spędzałeś noce z Jill. Chcę tylko finansowego zabezpieczenia dla Melissy i opłacenia moich studiów. I chcę, żebyś się stąd wyniósł – już! Bym mogła żyć w spokoju!
Pomiędzy nimi leżał stos porozrzucanych ubrań. Powietrze było gęste, jakby to jej krzyki wzbiły kurz.
– Naopowiadała ci kłamstw, Catherine. Catherine przymknęła oczy drżącymi powiekami. Uniosła obie dłonie, powstrzymując Claya.
– Nie… po prostu nie. Nie pogarszaj całej sprawy. – Głos jej drżał.
– Jeśli powiedziała, że sypiałem z nią to wierutne kłamstwo. Widywałem się z nią, tak, ale powiedziałem ci, że nie będę z nią sypiał i nie sypiałem.
– Po co się kłócimy? Wiedzieliśmy przecież, że musi do tego dojść. Czy chcesz, żebym to ja odeszła? W porządku, świetnie. – Zaczęła z powrotem wkładać do szuflad naręcza jego ubrań. – Świetnie, odejdę. Teraz, kiedy nie ma Herba, mogę wrócić do domu. – Ruszyła w stronę toaletki i gwałtownie wysunęła szufladę.
– Catherine, zachowujesz się jak dziecko. Przestań! Czy sądzisz, że wyrzuciłbym ciebie i Melissę?
– Ach, wobec tego to ty chcesz odejść. Ponownie podeszła do komody i zaczęła ją opróżniać.
Clay złapał ją za ramię i gwałtownie odwrócił ku sobie.
– Jesteś już dorosła. Kiedy zaczniesz zachowywać się odpowiednio do swojego wieku?
– Chcę… żeby… to… się… skończyło! – powiedziała cedząc słowa. – Chcę, żeby twoi rodzice poznali prawdę, bym nie musiała słuchać paplaniny twojego taty, jak to oni zaopiekują się Melissą. Jestem chora, gdy twoja matka daje jej śliczne sukienki, z których każda kosztuje czterdzieści dolarów. Czuję się wtedy jak Judasz! Zbiera mi się na mdłości, kiedy stajesz nad jej łóżeczkiem i podstępnie planujesz, jak mi ją zabrać! Jill jej nie chce. Czy nie rozumiesz tego, Clay? Chce tylko ciebie. A ponieważ i ty jej chcesz, to czemu nie skończymy z całym tym gównem i nie damy małej Jill tego, czego chce?
Coś w Catherine zaprotestowało przeciwko jej grubiańskości, językowi przypominającemu język Herba, nie potrafiła jednak przestać. Chciała zranić Claya, tak jak on ją zranił.
– Widzę, że Jill rzeczywiście odegrała przed tobą swój numer. Jest bardzo dobra, jeśli chodzi o słowa, ale czy rzeczywiście powiedziała kiedykolwiek, że z nią spałem, czy tylko to insynuowała? Nie mam wątpliwości, że udało się jej wmówić ci, iż jestem podstępny.
– Powiedziałeś jej! – wściekła się Catherine. – Powiedziałeś jej, że wyrzuciłam cię z twojego własnego łóżka, podczas gdy to ty postanowiłeś spać na tapczanie. To ty wybrałeś ten cholerny tapczan, nie ja! I nie miałeś prawa opowiadać jej o tym!
– Powiedziałem tylko, że mamy problemy – musiała sama domyślić się reszty.
– Nie trzeba się było wiele domyślać, prawda? Nie wówczas, gdy mężczyzna śpi z jedną kobietą, podczas gdy druga rodzi jego dziecko!
Brwi Claya ściągnęły się groźnie. Przeczesał ręką włosy.
– Niech licho porwie tę Jill. – Po czym odwrócił się, prosząco wyciągając do niej ręce: – Catherine, to nieprawda. Widziałem się z nią tylko raz, gdy byłaś w szpitalu. Czekała w samochodzie, kiedy przyjechałem do domu, i weszła za mną do środka.
– Tu ją miałeś? – Głos Catherine zabrzmiał falsetem. – Tutaj, w moim domu?
– Nie miałem jej tutaj. Zaprosiłem ją, bo powiedziała, że musi ze mną porozmawiać.
Catherine nie chciała już tego słuchać.
– Jeśli masz się wyprowadzić, wyprowadzaj się. Jeśli nie, to ja zacznę się pakować. A więc?
Kiedy tak stała przed Clayem, czekając, by wykonał jakiś ruch, w duszy usłyszała żałosny głosik, uderzający ją w serce drobnymi piąstkami: „Czemu to robisz? Dlaczego traktujesz w ten sposób człowieka, którego kochasz? Dlaczego nie zaproponujesz mu, by zacząć wszystko od nowa? Czy to ból maluje się na jego twarzy? Jeśli nie zaryzykujesz i nie spróbujesz się tego dowiedzieć, on odejdzie, a ty zostaniesz, by się nad tym zastanawiać. Ale wówczas będzie za późno”. Stała przed nim, żarliwie pragnąc, by ją kochał, wiedząc, że robi wszystko, by jej nie kochał, gdyż sama kochała go tak bardzo, że myśl, iż może go mieć – mieć go naprawdę – jako męża, po czym go stracić, w końcu by ją zniszczyła.
– Mój adwokat przygotuje papiery rozwodowe – powiedział jedynie i poszedł do garderoby po walizki.
Catherine schowała się w kuchni, kiedy Clay się pakował, nadsłuchując, jak wędruje do samochodu i z powrotem. Miała dziwne uczucie. Żołądek unosił się, przyprawiając ją o mdłości. Wyczuła chwilę, kiedy Clay wszedł do pokoju, by po raz ostatni spojrzeć na Melissę. W tej nagłe zapadłej ciszy wyobraziła go sobie, jego jasną głowę pochyloną nad łóżeczkiem, kiedy spoglądał na dziecko – także jasnowłose – i poczuła się podle. Przełknęła łzy, czując w gardle rosnącą kluskę, wielką jak tenisowa piłeczka.
Clay podszedł cicho do drzwi i zobaczył, że Catherine stoi w ciemnej kuchni.
– Wszystkie moje rzeczy nie zmieszczą się w samochodzie. Będę musiał wrócić po resztę. – Skinęła głową. – Do widzenia, Catherine – powiedział cicho.
Podniosła rękę, mając nadzieję, że nie dostrzeże, jaką walkę stacza, by się nie rozpłakać.
Chwilę później usłyszała trzask zamykających się drzwi.
Potrzebował dwóch dni, by zabrać wszystkie swoje rzeczy. Minęły jeszcze dwa dni, gdy u drzwi pojawił się zastępca szeryfa i wręczył jej papiery rozwodowe. Minęły kolejne dwa dni i zadzwoniła Angela, w oczywisty sposób wstrząśnięta. Catherine zbierała siły ponad tydzień, nim poszła odwiedzić Adę, żeby powiedzieć jej o wszystkim.
Potrzeba było jednak mniej niż godziny, by Catherine zaczęła odczuwać brak Claya.
Dni, które potem nadeszły, należały do najbardziej jałowych w życiu Catherine. Odkryła, że wpatruje się w ulubione przedmioty Claya. To mieszkanie było bardziej jego niż jej. Pamiętała, jak bardzo oszołomił ją jego luksus, gdy ją tu przyprowadził po raz pierwszy. Nieustannie towarzyszyło jej poczucie winy; jadła, spała, przemierzała pokoje z przeświadczeniem, że to ona powinna opuścić ten dom, gdyż zdawał się rozbrzmiewać echem głosu Claya i był już naznaczony piętnem jego upodobań. Przypomniała sobie, ile mieli uciechy, wypełniając szafki prezentami ślubnymi, jak się wygłupiali w sklepie spożywczym, jak razem pitrasili w kuchni. Teraz jej nienawidziła. Gotowanie dla jednej osoby jest najbardziej przygnębiającym zajęciem na świecie. Ranne parzenie kawy przywodziło jej na myśl wszystkie te poranki, gdy Clay siadywał przy stole z filiżanką i gazetą, próbując żartami rozładować jej zrzędliwy nastrój. Teraz przyznawała, że trudno z nią było wytrzymać, i podziwiała Claya, że starał się być miły bez względu na jej humory. Teraz łazienka zawsze była wolna, ale Catherine to nie cieszyło. Brakowało w niej śladów mydła do golenia, które czasami znajdowała w umywalce, wilgotnej szczoteczki do zębów leżącej obok jej szczoteczki, zapachu wody kolońskiej, który jeszcze długo wisiał w powietrzu. Pewnego dnia zrobiła popcorn, ale kiedy już go omaściła, wybuchnęła płaczem i całą miskę prażonej kukurydzy wyrzuciła do kubła na śmieci.
Matka Catherine ciężko przeżywała ich rozstanie. Ada, która z trudem odbudowywała swe życie, dzień po dniu, wyglądała tak jak wówczas, kiedy Herb podnosił na nią pięść – zdawała się kulić, kurczyć.
– Mamo, proszę cię, nie reaguj w ten sposób. To przecież nie koniec świata.
– Ależ, Cathy, dlaczego chcesz się rozwieść z takim mężczyzną jak Clay? Przecież on jest – on jest… – Nie znajdując lepszego słowa, Ada dokończyła niezdarnie:
– doskonały.
– Nie, mamo, nie jest doskonały i ja także nie.
– Ale to wesele, jakie Forresterowie ci urządzili, i ten piękny dom, jaki Clay ci dał, miałaś wszystko…
– Mamo, proszę, zrozum. Błędem było to, że się pobraliśmy.
– Ale jeśli Melissa jest jego… – Ada przytknęła drżące palce do swych wąskich warg i szepnęła: – Jest jego, prawda?
– Tak, mamo, jest jego.
– No oczywiście, że jest – potwierdziła Ada. – Ma jego nos i podbródek. Ale skoro Melissa jest jego, to dlaczego was opuścił?
– Próbowaliśmy być razem dla dobra Melissy, ale nie wyszło. Ty ze wszystkich ludzi na świecie powinnaś to rozumieć najlepiej, że nie chciałam z nim zostać, bo mnie nie kocha.
– No tak, oczywiście. Ale, kochanie, pęka mi serce, że porzucasz to dobre życie, jakie miałaś. Taka byłam szczęśliwa, że się dobrze ustawiłaś. Cóż, miałaś wszystko, czego ja nigdy nie miałam. I marzyłam sobie, że niedługo kupię jakiś mały używany samochód i przyjadę do was. – Po czym, nie zmieniając wyrazu beznadziei na twarzy, Ada zaczęła bezgłośnie płakać, siedząc w salonie na swym zniszczonym krześle, które ostatnio pokryła nowym obiciem. Po jej smutnych policzkach toczyły się łzy, a była zbyt pusta wewnętrznie i zmęczona, by podnieść rękę i je obetrzeć.
– Mamo, nadal możesz sobie kupić samochód i przyjeżdżać w odwiedziny do Melissy. I pomyśl, że nie wychodzę z tego zupełnie przegrana. Mam przecież Melissę, prawda? A Clay da mi pieniądze, bym w jesieni mogła wrócić na studia.
– A czy ty rzeczywiście wolisz to od małżeństwa z nim? – zapytała Ada ze smutkiem.
– Mamo, nie o to chodzi. Chodzi o to, że Clay i ja się rozwodzimy, i musimy się z tym pogodzić. A jeśli jesteś szczera wobec siebie, to przyznasz, że nie pasuję do jego klasy.
– Cóż, myślałam o tym. Angela chyba cię pokochała i…
– Mamo, proszę. – Catherine przyłożyła dłoń do czoła i odwróciła się. Myśl o Angeli bolała ją równie mocno jak myśl ojej synu.
– Cóż, w porządku, kochanie, przepraszam. Tylko że to takie niespodziewane, trzeba mi trochę czasu, bym się przyzwyczaiła, bo czułam się taka szczęśliwa, że ułożyłaś sobie życie.
Od tej pory, kiedy Catherine odwiedzała swoją matkę, Ada bez ustanku mówiła o tym, co Catherine straci, jeśli rozwiedzie się z Clayem. Nieważne było, ile razy Catherine uświadamiała jej, pod iloma względami na tym skorzysta, Ada nie chciała na to spojrzeć w ten sposób.
Pod koniec lipca doszło do nie zapowiedzianej wizyty Claiborne'a. Catherine poczuła ucisk w gardle. Był taki przystojny; wiedziała, że któregoś dnia jego syn będzie do niego podobny. Tak bardzo brakowało jej Claya, że poczuła słodkogorzką radość, widząc u drzwi jego ojca.
– Witaj, Catherine, mogę wejść?
– W…witam. Oczywiście, wejdź. Przez chwilę oboje czuli się speszeni, zerkali na siebie niepewnie, dostrzegając ból na swych twarzach. Claiborne wziął Catherine w ramiona i pocałował w policzek. Ona zamknęła oczy, walcząc z uczuciem deja vu, z uczuciem miłości, jaką czuła do tego mężczyzny, ponieważ był ojcem Claya i dziadkiem Melissy. W jego objęciach poczuła się bezpieczna.
Kiedy siedzieli w salonie, Claiborne oświadczył po prostu:
– Angela i ja jesteśmy zdruzgotani.
– Przykro mi. Catherine byłoby łatwiej, gdyby nie patrzyła na swojego teścia, nie potrafiła jednak oderwać od niego oczu, tak bardzo podobnych do oczu Claya.
– Sądziliśmy, że Clay wkrótce oprzytomnieje i wróci do ciebie, ale zdaliśmy sobie sprawę, że to nie nastąpi, więc postanowiliśmy się dowiedzieć, jak się miewasz.
– Czuję się świetnie, po prostu świetnie. Jak widać, mam wszystko, czego potrzebuję. Clay… i wy… zadbaliście o to.
Claiborne pochylił się w przód na krześle, złożył ręce i przyglądał się im.
– Catherine, obawiam się, że muszę cię prosić o wybaczenie. Popełniłem błąd.
– Proszę, panie Forrester, jeśli chce mi pan powiedzieć o ultimatum, jakie postawił pan Clayowi, wiem o tym. Proszę mi wierzyć, nasza wina jest równie wielka jak pańska. Powinniśmy byli wiedzieć, że małżeństwo nie rozwiąże naszych problemów. My również nie byliśmy szczerzy w stosunku do was.
– Powiedział nam o układzie, jaki zawarliście.
– Och! – Catherine uniosła brwi.
– Nie czuj się taka winna z tego powodu. Żadne z nas nie jest niewinne, prawda?
– Już dawno chciałam wam o tym powiedzieć, ale nie potrafiłam.
– Angela i ja odgadliśmy, że nie wszystko układa się tak gładko, jak się wydawało na pierwszy rzut oka. – Wstał i podszedł do rozsuwanych drzwi, patrząc przez szybę w taki sposób, jak to robił Clay. – Widzisz, byłem w tym domu tylko raz, odkąd zamieszkaliście tutaj z Clayem. – Spojrzał na nią przez ramię. – Bolało mnie to, że nigdy nas tu nie zaprosiliście, ale sądzę, że zasłużyliśmy sobie na to.
– Och… och, nie. – Catherine podeszła do teścia i dotknęła jego łokcia. – Och, Boże, proszę się nie obwiniać! Sądziłam, że lepiej będzie, jeśli spróbuję nie pokochać was także, to znaczy, wiedząc, że Clay i ja wkrótce się rozstaniemy.
– Także? – powtórzył z nadzieją. Powinna była pamiętać, że Claiborne jest prawnikiem; wychwycił jej potknięcie.
– Wie pan, co chcę powiedzieć. Pan i Angela byliście dla nas tacy dobrzy, nie zasłużyliście na ten ból.
Westchnął, skierował wzrok na letni trawnik. Rozpryskiwacze zraszały płaty zieleni pomiędzy budynkami. Było ciepłe, leniwe popołudnie.
– Jestem bogatym człowiekiem – powiedział. – Sądziłem, że mogę kupić Claya, ciebie i moją wnuczkę, ale myliłem się.
– Nie zamierzam zabraniać panu widywania się z Melissa. Nie mogłabym tego zrobić.
– Jak ona się miewa? – ożywił się Claiborne.
– Ma już podwójny podbródek, taki z niej grubas, ale jest zdrowa i bardzo szczęśliwa. Nigdy nie sądziłam, że dziecko może być takie grzeczne. Teraz śpi, ale mogę ją obudzić, jeśli pan chce.
Uśmiech Claiborne'a wystarczył jej za odpowiedź. Poszła po Melissę, by zobaczyła swojego dziadka. Claiborne wyjął z kieszeni gryzak i wręczył go z uśmiechem wnuczce.
– Posłuchaj, Catherine, jeśli mała będzie czegoś potrzebowała albo jeśli ty będziesz czegoś potrzebowała – kiedykolwiek – musisz obiecać, że dasz nam znać. Zgoda?
– Już zrobiliście dla mnie więcej, niż powinniście. Clay regularnie przysyła pieniądze. – Przez chwilę zatrzymała wzrok na główce Melissy i głaszcząc jej delikatne niczym puch loczki, zapytała: – Jak on się ma?
Claiborne patrzył na rękę Catherine gładzącą jasnowłosą główkę dziecka.
– Nie wiem. Nie widujemy się. Spojrzeli sobie w oczy. W oczach Claiborne'a pojawił się wyraz głębokiego bólu.
– Nie wie pan?
– Nie. Zaczął pracować w wydziale prawnym firmy General Mills, jak tylko zdał egzamin adwokacki.
– Nie mieszka z wami? Claiborne zajął się zabawką, próbując nakłonić dziecko, by wzięło ją w pulchną rączkę.
– Nie, nie mieszka. On…
– Nie ma potrzeby, by czuł się pan niezręcznie. Sądzę, że wiem, gdzie mieszka. Z Jill, prawda?
– Myślałem, że wiesz, Catherine. Nie chciałem cię tym zaskoczyć.
Roześmiała się swobodnie, wstała i powiedziała przez ramię, przechodząc do kuchni:
– Och, na miłość boską, proszę nie zachowywać się niemądrze. Teraz może robić, na co ma ochotę.
Kiedy jednak Claiborne wyszedł, Catherine stała w oknie i patrzyła na trawnik, ale widziała Claya i Jill. Bezmyślnie, trochę za mocno przytuliła Melissę i dziecko zaczęło płakać.