ROZDZIAŁ 28

W czasie tego lata Melissa była największą radością Catherine. Nie potrafiła okazać miłości mężowi, lecz obdarzenie nią dziecka przychodziło jej z łatwością. Samo dotykanie Melissy zdawało się leczyć zranioną duszę Catherine i przywracać ją do życia. Czasami leżała po swojej stronie łóżka, a Melissa obok niej i opowiadała dziecku o swych skrywanych uczuciach, głosem miękkim jak wata cukrowa.

– Czy wiesz, jak bardzo kochałam twojego tatusia? Tak bardzo go kochałam, że kiedy odszedł, myślałam, iż tego nie przeżyję. Ale byłaś przecież ty i ciebie także kocham, i to pomogło mi przez to wszystko przejść. Teraz nie jest to już takie straszne. Twój tatuś jest przystojny, wiesz? Masz jego nos i takie same ładne włosy. Cieszę się, że nie odziedziczyłaś po mnie prostych włosów. Trudno jeszcze powiedzieć, po kim masz usta. Cóż to, Melisso, uśmiechnęłaś się do mnie? Kiedy się tego nauczyłaś? Zrób to jeszcze raz, proszę. O, tak. Kiedy się uśmiechasz, przypominasz swoją babcię Angelę. To wspaniała kobieta, a twój dziadek Claiborne także jest wspaniały. Jesteś szczęściarą, dziewczyno, wiesz, że masz takich przodków jak oni. Wszyscy cię kochają, babcia Ada także. Ale to ja jestem prawdziwą szczęściarą. Mam ciebie, i najbardziej ja ciebie kocham. Zawsze o tym pamiętaj, że bardzo chciałam cię mieć.

Jej monologi wygłaszane do Melissy były przerywane pocałunkami i pieszczotami, podczas gdy dziecko leżało, nawet nie mrugnąwszy powieką, patrzyło na nią szeroko rozwartymi, ufnymi oczami o nieokreślonym jeszcze kolorze.

Nadszedł dzień, w którym Melissa po raz pierwszy wyciągnęła rączkę w kierunku twarzy matki. Catherine poczuła tak wielką radość, jakiej do tej pory nie zaznała. Ogromny przypływ miłości zmył łzami oczy Catherine i zalał jej serce. W miarę jak dziecko rosło, Catherine zaczęła sobie powoli zdawać sprawę, że ma cechy, o które siebie nie podejrzewała: cierpliwość, czułość, łagodność, łatwość wybuchania śmiechem i wrodzoną macierzyńską wiedzę, która sprawia, że dziecko czuje się bezpieczne.

Wszystko robiły razem: opalały się na tarasie, pływały w basenie, brały prysznic – to właśnie wtedy Melissa po raz pierwszy roześmiała się na głos. Jadły butelkowane jedzenie dla niemowląt – jedna łyżeczka dla Melissy, jedna dla mamusi – odwiedzały Adę, robiły zakupy i we dwie poszły zapisać Catherine na następny semestr. Catherine miała jednak na tyle zdrowego rozsądku, by nie popaść w nawyk zabierania Melissy ze sobą w nocy do łóżka. Kładła małą do jej własnego łóżeczka, w jej własnym pokoju, samotnie leżąc w małżeńskim łóżku. Zawsze wtedy myślała o Clayu i o tych kilku nocach, które razem spędzili. Zastanawiała się, czy byłby z nią nadal, gdyby od samego początku spali w jednym łóżku. Miała sobie wiele do zarzucenia. Rozmyślała o tym, jaka jest i jakie ma wady. Było to bardzo pouczające. Dzięki Melissie dowiedziała się, że woli być ciepłą i kochającą osobą niż chłodną i obojętną. Teraz dopiero pojęła sens porzekadła: im więcej dajesz, tym bogatszy się stajesz.

Pod koniec sierpnia Steve przyjechał do domu. Był zdumiony, gdy się dowiedział, że Catherine i Clay są w separacji. Beształ swoją siostrę za to, że nie starała się zatrzymać mężczyzny, który zachował się wobec niej jak dżentelmen.

– Znam cię, Cathy. Wiem, potrafisz być uparta jak osioł, ale nie kłam, że go nie kochałaś. Chciałbym tylko wiedzieć, dlaczego nie odsunęłaś na bok dumy i nie walczyłaś o niego!

Steve był jedyną osobą, która wiedziała, co się kryje za zawziętością i uporem Catherine, tymi cechami, które w końcu odstraszyły Claya. Steve był pierwszym, który otwarcie ją o to obwiniał, a Catherine zaskoczyła go, gdy przyznała mu rację. Bo Catherine bardzo wydoroślała od dnia swojego ślubu.

We wrześniu wróciła na uczelnię, zostawiając Melissę pod opieką piastunki. Musiała skontaktować się z Clayem, by poinformować go, że będzie musiał uregulować jeszcze jeden rachunek. Zapytał, czy może wpaść do niej z czekiem.

Gdy tylko otworzyła mu drzwi, Clay już wiedział, że Catherine się zmieniła: była bardziej pewna siebie i uśmiechała się szczerze.

– Cześć, Clay. Wejdź, proszę. Nie potrafił opanować okrzyku:

– O Boże, ależ ona wyrosła! Catherine roześmiała się głośno, pocałowała dziecko w szyję i wprowadziła Claya do środka.

– Ma już kilka podbródków, do których można się przytulić, prawda, Lissy? – I tak Catherine zrobiła. – Zaczyna być nieśmiała, więc może będzie potrzebowała trochę czasu, by się do ciebie uśmiechnąć.

Idąc za Catherine po schodach, Clay omiótł spojrzeniem jej figurę. W dżinsach wyglądała świetnie. W salonie zauważył, jaka jest opalona. Jej włosy wydawały się jaśniejsze, jakby spłowiałe, przetykane ciemniejszymi pasemkami w kolorze miodu.

– Usiądźcie i przywitajcie się, a ja tymczasem przygotuję coś do picia.

Włożyła Melissę do huśtawki, która zajmowała środek salonu, i poszła do kuchni. Melissa natychmiast zdała sobie sprawę, że została sama z nieznajomym i wygięła buzię w podkówkę.

– Nie ostrzegłaś jej, że przyjdę i nie powiedziałaś, by zachowywała się poprawnie? – zawołał Clay.

– Zrobiłam to. Powiedziałam, że jesteś tym facetem, który płaci rachunki, niech więc uważa na swoje maniery.

Melissa zaczęła wrzeszczeć, uspokoiła się jednak natychmiast, gdy pojawiła się Catherine. Podała Clayowi szklankę, popchnęła huśtawkę i usiadła po turecku na podłodze.

– Och, zanim zapomnę, proszę. – Clay wyjął z kieszeni czek i wręczył go Catherine.

– Dziękuję. Przykro mi, że musiałam cię prosić o dodatkowe pieniądze.

– Zasłużyłaś na nie – powiedział grzecznie.

Catherine zaczęła mu opisywać opiekunkę, która zajmowała się Melissą, jakby chciała go uspokoić co do tego, że to właściwa osoba.

– Nie musisz mnie przekonywać, Catherine. Jestem pewien, że ta pani ma najlepsze referencje pod słońcem.

– Jest grzecznym dzieckiem, Clay, naprawdę grzecznym dzieckiem. Ma twoje usposobienie. – Catherine uśmiechnęła się łobuzersko i potrząsnęła głową. – Naprawdę się z tego cieszę, bo inaczej doprowadziłaby swoją mamę do szaleństwa!

– Ty także musiałaś znosić moje wybuchy.

– Zazwyczaj wtedy, gdy sama je sprowokowałam. A jak ci się układa z Jill? Jesteście szczęśliwi?

Clay zrobił zaskoczoną minę. Nie spodziewał się, że Catherine zapyta o Jill, zwłaszcza w taki swobodny i naturalny sposób.

– Tak, jesteśmy. My nie… – Umilkł zażenowany.

– W porządku, nie chciałam być wścibska.

– Nie, nie byłaś wścibska. Chciałem tylko powiedzieć, że Jill i ja nie kłócimy się tak jak my oboje ani też nie mamy cichych dni. Koegzystujemy raczej spokojnie.

– To dobrze. My z Melissą także. Spokój jest przyjemny, prawda?

Clay sączył drinka, badawczo przyglądając się tej zmienionej Catherine, takiej zadowolonej z siebie i z życia. Wyciągnęła rękę i przygładziła kołnierzyk dziecku, popchnęła huśtawkę, uśmiechnęła się i powiedziała:

– Melissa, to jest twój tatuś. Pamiętasz go, prawda? Wstydź się, że płakałaś. – Ponownie spojrzała na Claya. – Twój ojciec nas odwiedził. Przyniósł Melissie zabawkę i pytał, jak się miewamy. Prosił, by go zawiadomić, gdybyśmy czegoś potrzebowały. Ale taki już był dla nas dobry, że byłabym bez serca, gdybym coś od niego przyjęła.

– Czego potrzebujesz?

– Niczego. Clay, byłeś bardzo szczodry. Bardzo ci za to dziękuję. W tym roku na pewno świetnie sobie poradzę na uczelni. Chcę powiedzieć, że o wiele łatwiej jest studiować, kiedy nie jest się w ciąży. – Uniosła ręce gwałtownie w górę i pozwoliła im opaść. – Czuję się tak, jakbym każdego dnia mogła podbić świat, wiesz?

Kiedyś Clay też tak się czuł. Teraz już nie.

– Nadal szyjesz i przepisujesz na maszynie?

– Tak, teraz, kiedy zaczął się rok akademicki, łatwo jest znaleźć pracę. Nie martw się, jak tylko będę mogła, postaram się zdobyć pieniądze. Większość idzie jednak na jedzenie. Odżywki dla niemowląt są dość drogie. – Zaśmiała się i zmierzwiła Melissie włosy, kiedy huśtawka znalazła się w zasięgu jej ręki. – Oczywiście mogłabym zaoszczędzić, gdybym sama nie zjadała ich tak dużo. Melissa i ja dzielimy się wszystkim. Ja dzielę się z nią prysznicem, a ona dzieli się ze mną jedzeniem, co, Lissy?

– Bierzesz z nią prysznic?! – wykrzyknął Clay. – W jej wieku?

– Och, ona to uwielbia. I basen także. Szkoda, że tego nie widziałeś, pływa jak mała foczka.

Catherine wyjęła Melissę z huśtawki i posadziła ją sobie na kolanach, z twarzą zwróconą do Claya. Zauważył to nowe zadowolenie Catherine, kiedy dotykała włosów dziecka, jego ucha lub delikatnie uderzała o swoje uda jej małymi stopkami. Robiła to z taką naturalnością, że Clay czuł się z tego wyłączony. Im dłużej przyglądał się Catherine z dzieckiem, tym bardziej zdawał sobie sprawę, jak bardzo się zmieniła. Była swobodniejsza, bardziej rozmowna i co tu dużo mówić – szczęśliwa.

– Myślę, że już się do ciebie przyzwyczaiła. Może chcesz ją potrzymać?

Kiedy jednak Clay wziął Melissę na ręce, zaraz zaczęła marudzić, tak więc rozczarowany, oddał dziecko matce. Catherine wzruszyła ramionami.

– Przykro mi. Podniósł się do wyjścia.

– Clay, czy chcesz zabrać coś z domu? Dręczą mnie wyrzuty sumienia, że cię ograbiłam. Mam uczucie, że wszystko, co się tutaj znajduje, należy do ciebie. Jeśli jest coś co chcesz zabrać, powiedz.

Rozejrzał się po schludnym pokoju, gdzie jedynie huśtawka była nie na miejscu. Pomyślał o bałaganie, jaki Jill zawsze po sobie zostawia.

– Jill wszystko ma, dziękuję.

– Może chciałbyś mieć któryś z prezentów ślubnych?

– Nie, zatrzymaj je wszystkie.

– A misa do popcornu? – Kiedy to mówiła, przypominała elfa.

– To nie był prezent ślubny. Razem ją kupiliśmy.

– Tak, to prawda. Cóż, nie robię teraz popcornu… Wydawało się, że już przystosowała się do życia bez niego. Odprowadziła go do drzwi i podeszła z nim do samochodu.

– Dziękuję za czek, Clay. Obie jesteśmy ci wdzięczne.

– Nie ma za co.

– Clay, chciałabym ci jeszcze coś powiedzieć. – Stał przy otwartych drzwiach samochodu, wdzięczny, że coś zatrzyma go na chwilę dłużej. Catherine wbiła wzrok w ziemię, kopnęła kamyk, po czym spojrzała mu prosto w oczy.

– Twój ojciec wspominał, że ostatnio nie widują się z tobą. To nie moja sprawa, ale jego to chyba strasznie boli. Clay, nie ma żadnego powodu, byś miał poczucie, że ich zawiodłeś czy coś takiego. – Po raz pierwszy czuła się zakłopotana. Jej policzki zaróżowiły się. – Och, przecież wiesz, co chcę powiedzieć. Twoi rodzice są naprawdę wspaniali. Nie odsuwaj się od nich, dobrze?

– Nie aprobują tego, że mieszkam z Jill.

– Daj im szansę – powiedziała cichym, dźwięcznym głosem i w jakiś sposób przekonywającym. – Jak mogą to aprobować, skoro ty tego nie robisz? – Po czym nagle uśmiechnęła się do niego promiennie. – Och, zapomnij o tym. To nie moja sprawa. Pożegnaj się z tatusiem, Melissa. – Catherine cofnęła się, poruszając rączką dziecka.

Dlaczego Clay miał uczucie, że w jakiś tajemniczy sposób poruszyła także jego serce?

Sześć tygodni po rozpoczęciu roku akademickiego wykładowca historii Frank Barrett zaprosił Catherine do „Orpheum”. Po wesołym przedstawieniu przyszli do niej do domu, a Frank Barrett próbował wymusić zapłatę za wieczór. Był dosyć przystojny, ciemnowłosy i brodaty, a Catherine pomyślała, że jest to pewien rodzaj terapii, kiedy pozwoliła mu się wziąć w ramiona i pocałować. Jednak jego broda, która wcześniej jej się podobała, okazała się mniej przyjemna, gdy dotykała jej policzka. Jego ciało, o którym nie można było powiedzieć nic złego, okazało się mniej pociągające, kiedy przyparło do ściany ciało Catherine. Jego czyste ręce o kwadratowych paznokciach były zbyt nachalne, a kiedy je odepchnęła, zrobiła to z całym przekonaniem, i nie miało to nic wspólnego z grą. Po prostu nie czuła do niego pociągu i stwierdziła, że to wspaniałe uczucie móc go odepchnąć z takiego powodu.

Kiedy ją przeprosił, nawet się uśmiechnęła i powiedziała:

– Och, nie musisz przepraszać. Było cudownie. Niewłaściwie odczytując jej odpowiedź, przystąpił do niej ponownie, lecz odepchnęła go.

– Nie, Frank.

Biedny zaskoczony Frank Barrett wyszedł od Catherine, uważając, że jest trochę stuknięta, a wcale na taką nie wyglądała, kiedy zwrócił na nią uwagę podczas swoich wykładów.

Pod koniec listopada prawo dopadło Herba Andersona i został wytoczony przeciwko niemu proces. Kiedy Catherine zobaczyła go w sali sądowej, z trudem mogła uwierzyć, że to on. Nie miał już rozdętego piwem brzucha, za to cerę ziemistą, ręce mu się trzęsły – życie włóczęgi wyraźnie mu nie służyło. Nadal jednak ten sam cyniczny wyraz szpecił jego twarz, wykrzywione usta zdawały się mówić, że stary Herb ciągle uważa, iż należy mu się coś od życia i że tego nie dostaje.

Ku swemu zdziwieniu Catherine dostrzegła na sali sądowej Claya, a także jego rodziców. Zmusiła się do skupienia uwagi na tym, co się dzieje w sądzie. Zauważyła grymas zadowolenia na twarzy Herba, kiedy zobaczył, że Forresterowie nie usiedli w tym samym rzędzie co Catherine i Ada.

Proces nie trwał długo, nie było bowiem nikogo, kto przemówiłby w obronie Herba Andersona, z wyjątkiem jego dwóch dawnych kompanów od kieliszka, wyglądających jeszcze gorzej niż Herb, który był przynajmniej umyty i czysto ubrany, o co zadbało miejskie więzienie. Brutalność Herba została jasno przedstawiona w zeznaniach Ady, Catherine, a nawet siostry Herba i jej męża, ciotki Elli i wuja Franka. Oskarżyciel chciał, by uznano jako dowód napaść na Claya, sąd jednak odrzucił tę sugestię. Zeznawał lekarz, który leczył Adę, jak również kierowca karetki i pani Sullivan. W miarę trwania procesu zazwyczaj czerwona twarz Herba bladła coraz bardziej. Tym razem nie rzucał obelg, jego sflaczałe policzki drżały, a w oczach pojawił się niespokojny wyraz, kiedy sędzia skazał go na dwa lata w stanowym więzieniu w Stillwater.

Opuszczając swe miejsce i podtrzymując Adę za ramię, Catherine zobaczyła, że Clay i jego rodzice również kierują się w stronę wyjścia. Clay miał na sobie elegancki kaszmirowy płaszcz w kolorze musztardowym. Ich spojrzenia spotkały się. Serce Catherine zadrżało, gdy uzmysłowiła sobie, iż na nią czeka. Bez słowa – gdyż już rozpoczynała się następna rozprawa – Angela i Claiborne rozstąpili się, robiąc między sobą miejsce dla Ady, i wyszli z sali, a za nimi Catherine, którą Clay podtrzymywał za łokieć. Idąc koło niego, poczuła znajomy zapach wody kolońskiej. Poddała się przemożnej chęci popatrzenia mu w twarz jeszcze raz. Przycisnęła ramieniem jego rękę do swego boku.

– Dziękuję ci, Clay – uśmiechnęła się z wdzięcznością. – Naprawdę potrzebowałyśmy dzisiaj waszego wsparcia.

Ścisnął jej łokieć. Jego uśmiech wywołał w niej dreszcz, odwróciła więc wzrok.

Clay ponownie zdał sobie sprawę z zaszłych w niej zmian. Nabrała jakiejś nowej pewności siebie, niezmiernie atrakcyjnej, a równocześnie złagodniała. Nie była już nerwowa ani lękliwa. Zauważył, że zmieniła uczesanie i że spłowiałe na letnim słońcu włosy zaczęły wracać do swego naturalnego złotego koloru. Przyglądał się im, kiedy Catherine szła o krok przed nim, aprobując w duchu sposób, w jaki upięła je grzebykami, pozwalając, by opadły miękkimi lokami na plecy.

Na korytarzu czekała na nich Angela. Walcząc ze łzami spojrzała na Catherine.

– Och, Catherine, jak miło znów cię zobaczyć.

– Ja także za tobą tęskniłam – odparła dziewczyna. Po czym rzuciły się sobie w ramiona, a w kącikach ich oczu czaiły się łzy.

Obserwując je, Clay przypomniał sobie, jak Catherine poprzysięgła sobie, że nie polubi jego rodziców, ale widocznie jej się to nie udało, bo z objęć Angeli przeszła w objęcia Claiborne'a. Odkąd Clay ją znał, po raz pierwszy uściskała się z kimś bez oporów. Tylko jej brat był wyjątkiem.

Niedźwiedzi uścisk Claiborne'a sprawił, że Catherine gwałtownie nabrała powietrza i roześmiała się, rozładowując napięcie. Ponad ramieniem jego ojca wzrok Catherine powędrował do Clay a, który przyglądał się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

Wreszcie wszyscy przypomnieli sobie o sprawie, która ich tu przywiodła. Pogratulowali Adzie, ciesząc się jej wygraną, i rozmowa zeszła na inne tematy. Zachowywali się tak, jakby w krótkim czasie trzeba było wiele omówić. W końcu Angela zaproponowała:

– A może byśmy poszli gdzieś na kanapkę czy drinka, gdzieś, gdzie można przez chwilę porozmawiać? Tak wiele chcę się dowiedzieć o Melissie i o tobie, Catherine.

– Może wstąpimy do „The Mullion”? – zaproponował Claiborne. – To mój ulubiony lokal i jest blisko.

Catherine spojrzała szybko na Claya, a następnie na swoją matkę.

Ada z zakłopotaniem zaczęła przyciągać do siebie poły przyciasnego płaszcza.

– Cóż, nie wiem. Przyjechałam tutaj z Margaret. – Teraz zauważyli panią Sullivan, która stała nie opodal, czekając z Ellą i Frankiem.

– Jeśli chcesz, odwieziemy cię do domu – zaproponował Claiborne.

– Cóż, to zależy od Cathy. Catherine usłyszała, jak Clay mówi:

– Catherine może pojechać ze mną. Rzuciła mu gniewne spojrzenie, ale on spokojnie zapinał płaszcz, jakby wszystko już zostało postanowione.

– Mam własny samochód – rzuciła.

– Jak chcesz. Możesz pojechać ze mną jeśli masz ochotę, a później podrzucę cię tutaj, żebyś mogła zabrać swój samochód.

Odezwała się w niej dawna Catherine, zagrał w niej ten impuls, który kazał zwalczać pociąg, jaki czuła do Claya. Nowa Catherine była jednak pewniejsza siebie i postanowiła nie walczyć i cieszyć się jego obecnością.

– Dobrze – zgodziła się. – Nie ma sensu zużywać niepotrzebnie benzyny.

Uśmiechając się do pozostałych, Clay powiedział:

– Do zobaczenia na miejscu. I Catherine poczuła, że mocno ujmuje jej łokieć i przytula do swego ciepłego boku.

Na zewnątrz zawodził wiatr, tworząc w dolinach pomiędzy wysokimi budynkami wiry. Catherine z przyjemnością poczuła lodowate ukłucia na rozpalonych policzkach. Doszli do rogu i czekali na zmianę świateł. Catherine zapatrzyła się w czerwony krążek po drugiej stronie ulicy, czuła jednak na sobie wzrok Claya. Wyciągnęła rękę, by postawić kołnierz płaszcza, ale zaplątał się on w długi angorowy szalik owinięty wokół szyi, i Clay sięgnął rękaw rękawiczce, by jej pomóc. Poprzez te wszystkie warstwy jego dotyk nadal wywoływał gęsią skórkę wzdłuż kręgosłupa Catherine.

– Zostawiłem samochód na parkingu – powiedział Clay, ujmując ją za ramię, kiedy przechodzili przez wietrzną ulicę.

Ten dotyk sprawił, że przeszły ją ciarki. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc milczała i jedynym słyszalnym dźwiękiem był odgłos ich kroków na chodniku. Clay skierował ją w dudniący echem loch podziemnego parkingu, o podłodze lepkiej od oleju. Catherine poślizgnęła się, zatoczyła, ale Clay w porę ją podtrzymał.

– Nic się nie stało?

– Nie, ale zima to nie najlepsza pora roku na wysokie obcasy.

Clay spojrzał na zgrabne kostki jej nóg, w myślach nie zgadzając się z nią.

Przy windzie puścił jej ramię, nachylił się, by nacisnąć guzik, a kiedy czekali i cisza stawała się nie do zniesienia, przygarbili się, drżąc z zimna, jeszcze bardziej przenikliwego w tym betonowym mroku. Przyjechała winda i Clay cofnął się, przepuszczając Catherine. Nacisnął pomarańczowy guzik. Nadal nic nie mówili, i Catherine pożałowała, że nie potrafi paplać na zawołanie, gdyż w ciasnej windzie to, że są blisko siebie, wprawiało oboje w zakłopotanie.

Clay patrzył na światełka, które oznaczały mijane piętra.

– Jak się ma Melissa? – zapytał, jakby zwracając się do tych światełek.

– Świetnie. Uwielbia swoją opiekunkę, a ona twierdzi, że jest bardzo zadowolona i szczęśliwa u nas.

Brzęczenie windy przypominało odgłos piłowania.

– Jak się ma Jill? Clay spojrzał ostro na Catherine, wahając się tylko przez chwilę, zanim odpowiedział:

– Jill ma się świetnie, a w każdym razie mówi, że jest bardzo zadowolona i szczęśliwa.

– A ty? – Serce Catherine waliło jak oszalałe. – Co ty jej mówisz?

Dojechali na właściwy poziom. Drzwi się otworzyły. Żadne z nich się nie poruszyło. Do windy wdarło się mroźne powietrze, oni jednak stali tam nadal, nieświadomi niczego, wpatrzeni w siebie.

– Samochód stoi po prawej stronie – powiedział, zaniepokojony dziwnym uczuciem w klatce piersiowej.

– Przepraszam, Clay, nie powinnam była o to pytać – powiedziała gwałtownie Catherine, idąc spiesznie obok niego. – Masz wszelkie prawa pytać o Melissę, ale ja nie mam żadnego, by pytać cię o Jill. Myślę jednak o tobie i mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy. Chcę, żebyś był.

Zatrzymali się obok corvetty. Clay pochylił się, by otworzyć drzwi samochodu. Wyprostował się i spojrzał na Catherine.

– Staram się. W drodze do „The Mullion” oboje przypomnieli sobie ten poprzedni raz, kiedy ją tam zabrał. Nagle Catherine wydało się dziecinadą że zaczęli czuć się tak nieswojo ze sobą.

– Czy ty także myślisz o tym, o ostatnim razie, kiedy tam byliśmy? – zapytała.

– Nie chcę o tym mówić.

– Jesteśmy już dorośli, Clay. Powinniśmy umieć się z tym uporać.

– Wiesz, zmieniłaś się, Catherine. Pół roku temu najeżyłabyś się i zachowywała tak, jakby pójście tam ze mną czymś ci groziło.

– Wówczas czułam się zagrożona.

– A teraz już nie?

– Nie jestem pewna, o co pytasz. Czy chodzi ci o to, że czuję się zagrożona przez ciebie?

– Nie tylko przede mną się broniłaś. Także przed innymi rzeczami, miejscami, okolicznościami i własnymi obawami. Sądzę, że już z tego wyrosłaś.

– Ja też tak sądzę.

– Pozwolisz, że teraz ja zapytam ciebie – jesteś szczęśliwa?

– Tak. A wiesz, co na to wpłynęło?

– Co? – Rzucił jej spojrzenie z ukosa i zobaczył, że mu się przygląda w zanikającym świetle późnego popołudnia.

– Melissa – odparła cicho. – Nieskończenie wiele razy patrzyłam na nią i walczyłam z pokusą, by do ciebie zatelefonować i podziękować ci za to, że mi ją dałeś.

– Dlaczego tego nie zrobiłaś? Tak długo nie spuszczał z niej wzroku, że zastanawiała się, jak to możliwe, iż samochód nie zjechał jeszcze z jezdni. Catherine nieznacznie wzruszyła ramionami, co miało znaczyć, że nie ma na to gotowej odpowiedzi. Clay odwrócił głowę, patrząc teraz na drogę, i ten znajomy obraz uderzył ją z zapierającą dech siłą: jego profil, dłoń niedbale trzymająca kierownicę, łatwość, z jaką prowadził samochód. Jak dobrze to pamiętała. Pozwoliła ponieść się impulsowi i nagle przechyliła się ku niemu, i na krótką chwilę przyłożyła usta do jego policzka.

– To za nas obie, za Melissę i za mnie. Ponieważ uważam, że jest równie wdzięczna, że ma mnie, jak ja, że mam ją. – Catherine szybko usiadła wyprostowana w swoim fotelu i ciągnęła: – I wiesz co, Clay? Jestem cudowną matką. Nie pytaj mnie, jak to się stało, ale wiem, że tak jest.

Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.

– Jesteś bardzo skromna. Catherine z zadowoleniem rozsiadła się w fotelu.

– Niewiele jest rzeczy, w których jestem dobra, ale to, że jestem świetną matką dla Melissy, jest… jest wspaniałe. Trochę mi trudniej, kiedy zaczęły się zajęcia na uczelni, ale domowe prace i porządki mogą poczekać, dla niej zawsze muszę znaleźć czas. Gdy zajęcia się skończą, nie będę już taka zabiegana.

Pocałunek więc był jedynie pocałunkiem dziękczynnym. Było oczywiste, że życie Catherine jest pełne i szczęśliwe. Miała wszystko. Clay słuchał, jak opowiada mu o tym, i czuł żal, że nie potrafiła odczuwać tego spełnienia, kiedy mieszkała z nim. Gdy powiedziała, że umawia się na randki, poczuł ukłucie zazdrości, do której nie miał już prawa.

– Jak to jest? – zapytał.

– Cudownie! – Wyrzuciła ręce w górę. – Po prostu cudownie! Mogę oddawać pocałunki bez najmniejszego poczucia winy. Czasami nawet sprawia mi to przyjemność.

Spojrzała na niego z figlarnym błyskiem w oczach i oboje wybuchnęli śmiechem. Clay chciał zapytać o te pocałunki, które z nim wymieniała, ale nie zapytał.

Spędzili w „The Mullion” ponad dwie godziny. Angela dowiedziała się wszystkiego o zabawkach Melissy, jej ząbkach i szczepieniach. Przez cały czas Catherine zachowywała się na ten swój nowy, swobodny sposób. Clay niewiele mówił, przyglądając się jej, porównując z dawną Cath. I podświadomie porównując ją z Jill. Zastanawiał się, czy umawia się z jednym mężczyzną czy z kilkoma. Postanowił, że zapyta o to, kiedy będzie ją odwoził.

Gdy jednak nastała pora rozstania, Catherine udowodniła, że bardziej po drodze będzie jej z Angela i Claiborne'em, pojechała więc z nimi do miasta.

Загрузка...