Srebrna corvetta stała zaparkowana na podjeździe obok rodzinnej limuzyny. Nie czekając na Catherine, Clay gwałtownie otworzył drzwi i wsiadł, po czym zapatrzył się martwo przed siebie, podczas gdy ona starała się ocenić ryzyko. Właściwie nic o nim nie wiedziała. Jaki ma charakter? Czy jest równie wybuchowy jak jej ojciec? Czy przyparty do muru, byłby zdolny do gwałtownych czynów? Do czego mógłby się posunąć, by uniemożliwić jej skomplikowanie sobie życia?
Clay odwrócił się i zobaczył, że dziewczyna spogląda przez ramię na frontowe drzwi, jakby spodziewając się, że pojawi się w nich ktoś, kto mógłby jej pomóc.
– Wsiadaj, skończymy z tym raz na zawsze. – Słowa, jakich użył, wcale nie dodały jej otuchy.
– Ja… ja naprawdę nie mam ochoty na przejażdżkę – wyjąkała.
– Nie mów tylko, że się mnie boisz! – zakpił, śmiejąc się oschle. – Przyznasz, że trochę na to za późno? – Zapalił silnik, nie spuszczając z niej bezczelnego wzroku. Kiedy już znalazła się w samochodzie, zdała sobie sprawę, że nie wzięła pod uwagę jednej ewentualności: Clay zabije ich oboje, zanim skończy się ta jazda! Ruszył jak szaleniec brukowanym podjazdem tak szybko, że wypielęgnowany żywopłot rozmazał się za oknami samochodu. Z impetem wyjechał na ulicę i pędził labiryntem uliczek na złamanie karku. Uderzeniem dłoni włączył kasetę z pulsującą muzyką rockową. Nie miała wpływu na to, jak Clay prowadzi, ale ściszyła muzykę. Rzucił jej spojrzenie z ukosa, po czym jeszcze mocniej nacisnął gaz. Catherine zaparła się w fotelu i próbowała zignorować jego dziecinne wyczyny, pozwalając, by dał upust rozpierającej go złości.
Trzymał kierownicę nonszalancko jedną ręką, jakby chciał jej pokazać, że potrafi tak prowadzić.
Siedziała z nogą założoną na nogę tylko po to, by mu pokazać, że tak potrafi.
Ścinali zakręty, jadąc pod górę i mijając dziwne znaki drogowe, aż Catherine przestała się orientować, gdzie się znajdują. Clay wziął ostry zakręt w prawo, po czym jeszcze ostrzejszy znowu w prawo, przeleciał pomiędzy dwoma słupkami bramy i wjechał na żwirową ścieżkę. Światła samochodu omiotły napis: PARKOWANIE DOZWOLONE OD 10.00 DO…
– ale jechali zbyt szybko, żeby Catherine dostrzegła resztę. Na szczycie następnego wzniesienia wjechali na parking otoczony drzewami. Clay zatrzymał samochód w taki sam sposób, w jaki go prowadził – za szybko. Musiała oprzeć się o deskę rozdzielczą, żeby nie wypaść przez przednią szybę. Nadal jednak nie odezwała się ani na niego nie spojrzała.
Clay był zadowolony, że udało mu się wytrącić ją z tej cholernej wyniosłej pozy, wyłączył silnik i odwrócił się do niej. Przyglądał się jej niewyraźnemu w ciemności profilowi, wiedząc, że wprawia jato w zakłopotanie, co doskonale sprzyjało jego celom.
– W porządku – powiedział tonem tak suchym, jak to tylko było możliwe. – W co grasz?
– Żałuję, że to nie gra. Niestety, to bardzo prawdziwe.
– Nie wątpiłem w to ani przez chwilę – powiedział z przekąsem. – Chcę tylko wiedzieć, dlaczego właśnie mnie sobie upatrzyłaś.
– Rozumiem, że nie chciałeś odpowiadać w obecności naszych rodziców, ale tutaj, kiedy jesteśmy tylko we dwoje, nie ma sensu udawać, oboje znamy prawdę.
– A co, do diabła, jest prawdą?
– Prawdą jest to, że jestem w ciąży, a ty jesteś ojcem.
– Ja jestem ojcem! – Był bardzo wzburzony, ale ona już wolała jego wrzaski od sposobu, w jaki prowadził samochód.
– Wydajesz się zdziwiony – powiedziała beznamiętnie, rzucając mu spojrzenie z ukosa.
– „Zdziwiony” to niezupełnie to słowo! Czy rzeczywiście myślałaś, że dam się nabrać na ten pseudosąd, jaki się tam odbył? – Założył ręce.
– Nie – odparła – myślałam, że od razu zaprzeczysz, iż mnie kiedykolwiek widziałeś, i to będzie koniec. Pójdziemy każde swoją drogą.
Jej szczerość trochę go rozbroiła.
– Wygląda na to, że tak powinienem zrobić.
– Przeżyję to – powiedziała beznamiętnym głosem. Zaskoczyła go; pomyślał, że jest dziwna, taka opanowana, prawie zimna, jakby cała ta sprawa nie jej dotyczyła.
– Jeżeli możesz beze mnie przeżyć, to powiedz mi, po co doprowadziłaś do tej konfrontacji?
– To nie ja, to mój ojciec.
– Przypuszczam, że to on wpadł na pomysł, by w ten sposób wedrzeć się do naszego domu.
– To prawda.
– Ty nie miałaś z tym nic wspólnego – dodał z ironią. W końcu Catherine zdenerwowała się i straciła opanowanie. Obróciła się gwałtownie na siedzeniu i rzuciła:
– Zanim powiesz coś jeszcze tym swoim… cholernie oskarżycielskim tonem, chcę, żebyś wiedział, iż nic od ciebie nie chcę! Absolutnie nic!
– Po co więc tu jesteś i dopiekasz mi do żywego?
– Dopiekam panu do żywego, panie Forrester? – odparowała. – To ostatnia rzecz, jaką bym chciała zrobić!
Celowo zignorował jej wypowiedź, choć poczuł się dotknięty.
– Czy chcesz, żebym w to uwierzył po tych wszystkich oskarżeniach, jakie na mnie rzucono dzisiaj wieczorem?
– Możesz wierzyć, w co chcesz – powiedziała i zrezygnowana odwróciła się od niego. – Niczego nie oczekuję, chcę tylko, żeby zostawiono mnie w spokoju.
– Czemu więc przyszłaś? – Gdy nie odpowiedziała, powtórzył pytanie: – Dlaczego?
Milczała uporczywie. Nie chciała ani jego współczucia, ani pieniędzy, ani nazwiska. Chciała jedynie, żeby jak najszybciej nadszedł jutrzejszy dzień.
Rozgniewany jej obojętnością, złapał ją brutalnie za ramię.
– Posłuchaj, panienko, ja nie… Szarpnęła rękę, próbując wyzwolić się z jego uchwytu.
– Mam na imię Catherine – syknęła.
– Wiem, jak masz na imię!
– Potrzebowałeś trochę czasu, żeby sobie przypomnieć, prawda?
– A co to ma do rzeczy?
– Proszę puścić moje ramię, panie Forrester, to boli. Opuścił rękę, ale w jego głosie, teraz lekko śpiewnym, pojawiła się kpina.
– Och, rozumiem, pani czuje się obrażona, bo nie poznałem jej od razu, czyż nie tak? – Nie odpowiedziała, ale poczuła, że się czerwieni. – Czy słusznie wyczuwam w tym jakąś niespójność? Albo chcesz, żebym cię rozpoznał, albo nie. O co ci w końcu chodzi?
– Powtarzam, że nic od ciebie nie chcę. Proszę, odwieź mnie do domu.
– Zawiozę cię do domu dopiero wtedy, kiedy dowiem się dokładnie, o co ci chodzi.
– Wobec tego możesz zawieźć mnie od razu. O nic mi nie chodzi.
– A jednak przyszłaś do mojego domu. Teraz więc przejdźmy do rzeczy, ile… to znaczy, jeśli rzeczywiście jesteś w ciąży.
Nigdy nie przyszło jej na myśl, że on może w to wątpić.
– Och, jak najbardziej jestem w ciąży, nie miej co do tego wątpliwości.
– Nie zamierzam – powiedział znacząco – nie zamierzam. Mam zamiar udowodnić, że dziecko nie jest moje.
– Chcesz powiedzieć, że rzeczywiście nie pamiętasz, iż odbyłeś ze mną stosunek czwartego lipca? – Po czym dodała kpiąco słodziutkim tonem: – Zauważyłeś, że nie nazwałam tego kochaniem się, jak wielu głupców ma skłonność to nazywać.
Ciemność ukryła jego uniesioną brew, ale nie mogła ukryć jego zaczepnego tonu:
– Oczywiście, że pamiętam. Ale czego to dowodzi? Mogło być dziesięciu innych.
Wiedziała, że powie to wcześniej czy później, nie spodziewała się jednak, że będzie musiała się bronić, choć było to dla niej tak poniżające.
– Jak śmiesz! Ty powinieneś wiedzieć najlepiej, że tak nie było!
– Nie rób z siebie niewiniątka. Rozwiązłe kobiety muszą być przygotowane na to, że wątpi się w ich słowa. Nie ma w końcu sposobu, aby udowodnić ojcostwo.
– Nie potrzeba żadnego dowodu, kiedy jest to pierwszy raz! – Gotowała się z gniewu, zastanawiając się, czemu traci z nim czas. Bez ostrzeżenia zapalił górne światło. W jego blasku Clay Forrester wyglądał tak, jakby właśnie oblała go kubłem lodowatej wody.
– Co?! – krzyknął, autentycznie zdumiony.
– Zgaś to światło – rozkazała, gwałtownie odwracając twarz.
– Jeszcze czego. Spójrz na mnie. – W jego głosie coś się zmieniło, nowy ton sprawił, że jeszcze trudniej przyszło jej spojrzeć mu w twarz.
Za oknem panowała całkowita ciemność, wpatrywała się w nią jednak, jakby tam szukała odpowiedzi. Nagle poczuła jego dłoń na swojej twarzy, kiedy siłą odwrócił ją ku sobie. Z wściekłością spojrzała mu w oczy.
– Co mówisz? – Intensywnie szare oczy nie pozwoliły jej na ucieczkę. Była rozdarta pomiędzy pragnieniem, żeby nic o niej nie wiedział, i równie silnym pragnieniem, żeby mu o wszystkim powiedzieć. Był w końcu ojcem dziecka, które nosiła pod sercem.
Wpatrywał się w jej twarz uwięzioną w swoich dłoniach. Próbował wyraźniej sobie przypomnieć ów lipcowy dzień, ale tamtego wieczoru wypili za dużo wina.
– Sprawiasz mi ból – powiedziała spokojnie. Opuścił rękę wciąż badawczo się jej przyglądając. Miała twarz, którą niełatwo było zapomnieć: kształtny wąski nos, pociągłe policzki, obsypane ledwo widocznymi piegami, i niebieskie oczy w oprawie długich rzęs. W tej chwili Catherine zaciskała usta, ale pamiętał jej uśmiech. Włosy sięgały jej do ramion, były jasne, przetykane jeszcze jaśniejszymi pasemkami, zaczesane do tyłu, opadające jednak na czoło kokieteryjnymi kosmykami. Wiły się niesfornie wokół jej długiej szyi. Dziewczyna była wysoka i szczupła. Podejrzewał, bo nie mógł sobie tego przypomnieć, że jest zbudowana tak, jak lubił, żeby kobiety były zbudowane: długonogie, o wąskich biodrach i niezbyt dużych piersiach.
Tak jak Jill, pomyślał.
Myśl o Jill przywróciła go do rzeczywistości. Znów próbował sobie przypomnieć, co wydarzyło się między nim a tą kobietą.
– Ja… – zaczęła Catherine, po czym poprosiła mniej zjadliwym tonem: – Mógłbyś zgasić to światło?
– Uważam, że mam prawo widzieć cię w czasie tej drażliwej rozmowy, jaką prowadzimy.
Nic nie mogła zrobić, gdy tak analizował ją niczym wydruk z detektora kłamstw. Znosiła to tak długo, jak tylko mogła, wreszcie odwróciła twarz i zapytała:
– Nie pamiętasz, prawda?
– Częściowo tak, ale nie wszystko.
– Robiłeś wrażenie doświadczonego mężczyzny, takiego, który na milę rozpozna dziewicę.
– Jeśli pytasz mnie, jak często robię coś takiego, to nie twój interes.
– Zgadzam się. To nie mój interes… ale nie pytałam. Broniłam się jedynie. Wydawało mi się, że to ty pytałeś, jak często ja coś takiego robiłam, a żadna dziewczyna nie lubi, kiedy nazywa się ją rozwiązłą. Chciałam ci tylko uzmysłowić, że był to niezaprzeczalnie pierwszy raz. Myślałam, że byłeś tego świadomy.
– Tak jak powiedziałem, moja pamięć jest lekko zamglona. Przypuśćmy, że ci wierzę – ale po mnie mogli być inni.
To stwierdzenie ponownie wywołało w niej gniew.
– Nie mam zamiaru siedzieć tutaj i wysłuchiwać twoich zniewag! – wyrzuciła z siebie. Następnie otworzyła drzwi samochodu i wysiadła. On też natychmiast wysiadł, ale jej buty zaskrzypiały po żwirze i zniknęła, zanim znalazł się z drugiej strony auta.
– Wracaj! – krzyknął w ciemności i oparł ręce na biodrach.
– Idź do diabła! – odkrzyknęła gdzieś z oddali.
– Dokąd idziesz?
Zaczął biec za niewyraźną sylwetką, rozzłoszczony bardziej, niż chciał się przyznać, jej zdecydowanym stwierdzeniem, że nic od niego nie chce.
Poczuła, jak łapie ją za ramię.
– Do licha, Catherine, wracaj do samochodu!
– I co? – wykrzyknęła, odwracając się do niego, z dłońmi zaciśniętymi w pięści. – Mam siedzieć i słuchać, jak obrzucasz mnie obelgami? Nasłuchałam się różnych epitetów od mojego ojca, ale z pewnością nie muszę wysłuchiwać ich od ciebie!
– W porządku, przykro mi, ale czego się spodziewasz po mężczyźnie, którego oskarżono o coś takiego, o co ty mnie oskarżyłaś?
– Nie potrafię odpowiedzieć na twoje pytanie, ponieważ nie jestem mężczyzną. Myślałam jednak, że taki ogier jak ty będzie wiedział, co jest prawdą. To wszystko!
– Nie jestem ogierem, więc nie mów tak!
– W porządku, darujmy więc sobie dalszą dyskusję!
– Dobrze, nasze rachunki zostały wyrównane.
Stali w ciemności jak nieruchomi przeciwnicy. Ona zastanawiała się, czy on, taki doświadczony, jak wydawał się tamtej nocy, mógł nie zdawać sobie sprawy z faktu jej dziewictwa. On zaś, czy dziewczyna w jej wieku mogła być jeszcze dziewicą. Według niego miała jakieś dwadzieścia lat, a w dzisiejszych czasach dwadzieścia lat to seksualna starość. Ponownie próbował sobie przypomnieć cokolwiek z tej nocy: jak się zachowywała, czy ją bolało, czy się opierała. Jedyne, co wiedział z pewnością, to że gdyby się opierała lub prosiła go, żeby przestał, toby usłuchał. Bez względu na wypite wino nie był gwałcicielem!
Poddając się powiedział z pochwałą:
– Udało ci się. Niczego nie zauważyłem.
Ta uwaga doprowadziła ją do wściekłości. Straciła panowanie nad sobą, rzuciła się na niego, uderzając go zaciśniętymi pięściami w klatkę piersiową.
Uderzony znienacka, gwałtownie zaczerpnął powietrza i cofnął się o krok.
– Och, to boli, do licha!
– Ależ to wspaniałe! Tak wspaniałe, że aż mi się chce wymiotować! Udało mi się! Ty nieznośny, egoistyczny ośle! Mówisz mi, że mnie się udało, a przecież nic nie pamiętasz!
Pocierając obolałą pierś wymamrotał:
– Jezu, zawsze tak się zachowujesz?
– Nie wiem. To pierwszy raz. Jak zazwyczaj reagują twoje ciężarne przyjaciółki?
Teraz, już ostrzeżony, uważał, żeby jej nie dotknąć.
– A może byśmy przestali obrzucać się nawzajem obelgami? Pomińmy nasze wcześniejsze doświadczenia seksualne, przyznajmy się do faktu, że umówiliśmy się na randkę w ciemno, trochę się tej nocy zabawiliśmy i zacznijmy od tego punktu. Utrzymujesz, że byłaś dziewicą, ale nie możesz mi tego udowodnić.
– Potwierdzą to daty. Dziecko ma się urodzić szóstego kwietnia. To jedyny dowód, jaki mam, że to byłeś ty.
– Wybacz mi, jeśli wydam ci się tępy, ale skoro mówisz, że nic ode mnie nie chcesz, to dlaczego tak usilnie starasz się mnie przekonać?
– Nie staram… ja… przynajmniej nie starałam się, dopóki nie zacząłeś mnie wypytywać, czy byli inni. To tylko obrona, nic więcej. – Po czym zdając sobie sprawę, że zaczyna mówić coraz bardziej proszącym tonem, szepnęła: – Och, po co marnuję z tobą czas! – Zaczęła schodzić drogą w dół, zostawiając go tam, gdzie się znajdował, wsłuchanego w oddalający się odgłos jej kroków.
Tym razem pozwolił jej odejść. Stał w ciemności z jedną ręką opartą na biodrze, myśląc sobie, że jest najbardziej irytującą kobietą jaką spotkał w życiu. Jeszcze bardziej denerwująca była myśl, że kochał się z taką wiedźmą! Po czym z łobuzerskim uśmiechem poprawił się: „odbył stosunek seksualny” z taką wiedźmą. Przysłuchiwał się jej milknącym krokom, myśląc: tym lepiej dla mnie, droga pani! Nie mógł jednak pozwolić jej odejść.
– Catherine, nie bądź niemądra! – napominał ją jeszcze bardziej raniąc swoje ego, kiedy szybko zbiegał żwirową drogą. – Znajdujesz się co najmniej trzy mile od mojego domu i Bóg jeden wie, ile od twojego. Wracaj tutaj!
W wonnej nocy zabrzmiała jej odpowiedź:
– Do diabła z tobą, Clayu Forresterze! Zaklął, wrócił do samochodu i gwałtownie przekręcił kluczyk w stacyjce, aż dziw, że go nie złamał. Zapaliły się światła, zatoczyły łuk i corvetta z rykiem zjechała w dół. W świetle reflektorów pojawiły się plecy rozgniewanej Catherine. Pędem przejechał obok niej, rozpryskując kołami ziemię i żwir.
Około pięćdziesięciu jardów przed Catherine, u stóp wzgórza, zapaliły się tylne światła, a następnie światło wewnątrz samochodu, kiedy Clay wysiadł i stanął, opierając łokieć na otwartych drzwiach. Czekał na nią. Zignorowałaby go, ale nie pozwolił na to. Kiedy doszła do niego, wyciągnął rękę i zatrzymał ją.
– Wsiadaj, ty mały miotaczu ognia – rozkazał. – Nie zostawię cię tutaj, czy mi się to podoba czy nie. Nie o tej porze!
Światła samochodu wydobyły z mroku jej rozgniewaną twarz, wysuniętą dolną wargę, ściągnięte w grymasie niezadowolenia brwi.
– Musiałam zwariować, że w ogóle przyszłam do ciebie do domu. Powinnam była wiedzieć, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
– Dlaczego więc przyszłaś? – zapytał, przytrzymując ją za ramię, na tyle jednak daleko od siebie, żeby znowu go nie uderzyła.
– Ponieważ uważałam, że twoi rodzice nie zasłużyli na ataki kogoś takiego jak mój stary. Pomyślałam, że jeżeli pójdę z nim, to może uda mi się oszczędzić im nieprzyjemności.
– Czy spodziewasz się, że w to uwierzę?
– Nie dbam o to, w co wierzysz, Clayu Forresterze! Puść moje ramię, do licha! – Wyrwała się, po czym odwróciła się do niego niczym wojowniczy kogut, czując, że musi wyjaśnić wszystko do końca: – Widziałeś już mojego starego w akcji. Nie trzeba dużo, żeby się zorientować, co to za człowiek. Jest podły, mściwy, leniwy i na dodatek alkoholik. Nic go nie powstrzyma, by wydrzeć, co się da, od ciebie albo od twoich rodziców. Uważam, że jest całkowicie, beznadziejnie szalony, wdzierając się w ten sposób do waszego domu i znieważając twoich rodziców.
– A co zamierza uzyskać? Catherine pomyślała przez chwilę i zdecydowała, że nie ma nic do stracenia.
– Forsę. Widziała, że jest zdumiony, bo przyglądał się jej w mdłym świetle padającym z samochodu, a następnie wykrzyknął:
– Przyznajesz to?
– Oczywiście, że przyznaję. Tylko głupiec by się nie zorientował, o co mu chodzi. Wyczuł pieniądze, których nigdy mu nie dosyć, a to rozbudziło wszystkie jego niskie instynkty. Sądzi, że może wykorzystać tę sytuację, by sobie umilić życie. Nie mam najmniejszych złudzeń, że chodzi mu o moją reputację. Może sobie mówić, co chce, o straconej niewinności swojej córeczki i jej zrujnowanej przyszłości, ale tak naprawdę myśli tylko o sobie. Ma zamiar wymościć sobie gniazdko za wasze pieniądze. Nie sądzę, by choć przez chwilę myślał, że uda mu się zmusić ciebie do ślubu ze mną. Nie sądzę, żeby nawet tego chciał. Wolałby raczej, żebyś odkupił swoją winę pieniędzmi, i zrobi co w jego mocy, żeby je dostać. Ostrzegam cię, to niebezpieczny człowiek. Widzisz, on wierzy, że trafiła mu się życiowa szansa.
– A tobie żadna z tych myśli nie przyszła do głowy?
– W lipcu nic o tobie nie wiedziałam.
– Umówiła nas twoja kuzynka, Bobi. Jest dziewczyną Stu, a Stu jest moim starym przyjacielem. Jedno wynika z drugiego.
Wyrzuciła rękę w górę i podniecona zaczęła chodzić tam i z powrotem.
– Och, jasne! Najpierw sprawdziłam twoją sytuację finansową, a następnie kazałam się jej z tobą umówić, i to w idealny wieczór, żeby zajść w ciążę, po czym uwiodłam cię i posłałam swojego ojca, żeby zebrał plony. – Prychnęła pogardliwie. – Nie pochlebiaj sobie, Forrester! Może cię to zdziwi, ale nie każda dziewczyna, która zachodzi w ciążę, chce wyjść za faceta, który jej to zrobił. Popełniłam błąd wtedy w lipcu, ale to nie znaczy, że popełnię następny, zmuszając cię do poślubienia mnie.
– Jeśli jesteś niewinna, to powiedz mi, skąd, u diabła, twój stary wiedział, do kogo pójść. Ktoś mu wskazał drogę.
– To nie ja!
– To jak na to wpadł? Catherine nagle zamilkła, odwróciła się do niego plecami i obchodząc samochód powiedziała:
– Mimo wszystko dam się podwieźć do domu. – I wsiadła.
On także wsiadł, pozostawiając uchylone drzwi, tak żeby w aucie nadal paliło się światło, kiedy ją przepytywał:
– Nie zmieniaj tematu. Jak to się stało?
– Ja mu nie podałam twojego nazwiska. Nic mu nie powiedziałam!
– Nie wierzę ci. Jak się wobec tego dowiedział? – Clay dostrzegł, jak dziewczyna zagryza dolną wargę i odwraca wzrok.
Catherine starała się z całej siły, by jej usta nie formułowały żadnych wyjaśnień, nie była jednak tą przebiegłą kobietą, za jaką ją uważał.
– Skąd wiedział? – powtórzył pytanie. Nozdrza jej zadrżały, utkwiła wzrok w desce rozdzielczej, w końcu jednak wyznała:
– Piszę pamiętnik. – Ton jej głosu był spokojniejszy, a powieki lekko drżały.
– Co?
– Słyszałeś – powiedziała z twarzą odwróconą do bocznego okna.
– Tak, słyszałem, ale nie jestem pewien, czy zrozumiałem. Chcesz powiedzieć, że go znalazł? – Clay zaczynał pojmować, jakim pozbawionym skrupułów draniem jest jej ojciec.
– Daj mi spokój. Już i tak powiedziałam więcej, niż chciałam.
– Stawka jest wysoka. Muszę poznać prawdę, jeżeli dziecko rzeczywiście jest moje. A teraz mi odpowiedz. Czy go znalazł?
– Niedokładnie.
– Wobec tego co?
Westchnęła, oparła głowę o zagłówek, nadal jednak wpatrywała się w okno. Potem zobaczył, że zmęczona zamyka oczy, prawie z rezygnacją.
– Posłuchaj, to wszystko nie ma z tobą nic wspólnego. To, czym jest mój ojciec, i to, co zrobił, nie powinno być tematem naszej rozmowy. Chciałam tylko sprawić, żeby twoi rodzice nie przystali na jego żądania. Dlatego tu jestem.
– Nie zmieniaj tematu, Catherine. On znalazł pamiętnik i odkrył, jak się nazywam, prawda?
Przełknęła ślinę.
– Tak – szepnęła.
– Jak go znalazł?
– Och, na litość boską Clay, pisałam pamiętnik od czasu, kiedy przestałam nosić pieluchy! Wiedział, że gdzieś tam jest! Nie znalazł go tak po prostu, lecz zdewastował mój pokój.
Clay poczuł w żołądku dziwny skurcz. Głos mu złagodniał.
– Czy nikt go nie próbował powstrzymać?
– Mnie tam nie było. Moja matka nie próbowałaby go powstrzymać, nawet gdyby mogła. Boi się własnego cienia. Nie znasz mojego starego. Nic go nie powstrzyma, jeśli wbije sobie coś do głowy. Jest nienormalny.
Clay zatrzasnął drzwi. Siedział, rozmyślając nad tym wszystkim, z rękami na kierownicy. W końcu spojrzał na nią przez ramię.
– Aż boję się zapytać… co w nim było?
– Wszystko. Z cichym jękiem oparł czoło na kierownicy.
– Och, Boże, Boże…
– Tak – powtórzyła cicho. – Och, Boże…
– Przypuszczam, że lepiej zapamiętałaś tę noc niż ja? – zapytał, teraz sam zakłopotany.
– Nie różnię się od innych dziewczyn. To był dla mnie pierwszy raz. Obawiam się, że całkiem jasno opisałam swoje odczucia i wydarzenia tamtej nocy.
Milczenie przedłużało się, a opanowanie Catherine ulotniło się bezpowrotnie. Zaniepokoiło ją to, że on jej współczuje; wolała, gdy się na nią złościł. Po pewnym czasie Clay wyprostował się w fotelu, westchnął z drżeniem i potarł nasadę nosa. W długiej, pełnej napięcia ciszy pamięć przywoływała prowokacyjne obrazy ich pierwszej randki, aż w końcu Clay zmusił się do powrotu do rzeczywistości.
– Żąda więc zadośćuczynienia – powiedział, myśląc ojej ojcu.
– Właśnie tak, lecz bez względu na to co mówi, czym grozi, nie wolno ci się zgodzić na jego żądania. Nie dawaj mu pieniędzy! – poprosiła żarliwie.
– Posłuchaj, teraz to już nie ode mnie zależy. Wplątał w to mojego ojca, a mój ojciec jest… mój ojciec jest najbardziej uczciwym człowiekiem, jakiego znam. Albo zmusi do zapłacenia mnie, albo sam zapłaci, ile twój ojciec zażąda.
– Nie! – krzyknęła, powstrzymując się, by nie schwycić go za ramię. – Nie wolno ci!
– Nie rozumiem. Cały wieczór przekonywałaś mnie, że nosisz moje dziecko, a teraz błagasz, żebym nie dawał pieniędzy twojemu ojcu. Dlaczego?
– Ponieważ mój ojciec jest łajdakiem! – Jej słowa były ostre niczym nóż, nóż, który jednak ma dwa ostrza, gdyż słowa, jakie była zmuszona wypowiedzieć, głęboko zraniły ją samą. – Ponieważ nienawidzę go od tak dawna, jak sięga moja pamięć, i jeśli nawet miałaby to być ostatnia rzecz, jaką uczynię, chcę mieć pewność, że on na mnie nie zarobi. Całe lata czekał na taką okazję. Kiedy w końcu nadeszła, cieszę się, że będąc już tak blisko, zostaje z niczym!
Clay nagłe się zaniepokoił.
– Co masz na myśli mówiąc, że jest to ostatnia rzecz, jaką zrobisz?
Udało się jej ironicznie zaśmiać.
– Och, niech się pan nie martwi, panie Forrester, że z tego powodu popełnię samobójstwo. To by i tak w najmniejszym stopniu nie zdenerwowało mojego ojca.
– Cóż więc?
– Wystarczy pozbawienie go pieniędzy z tytułu reparacji. Nie znasz go, w przeciwnym bowiem razie zrozumiałbyś. Warte to nawet tego… – przerwała w porę, by nie dać się ponieść nienawiści, jaką odczuwała z powodu wspomnień, których nie zamierzała ujawnić.
Clay znowu zaczął pocierać nasadę nosa, walcząc z większym zaangażowaniem się w jej przeszłość, niż było to konieczne. Jednakże mściwość, jaką okazała, obraźliwy sposób, w jaki ojciec ją traktował, oskarżenia, którymi bezpodstawnie ją obrzucał, wszystko to tworzyło klasyczny obraz człowieka nieobliczalnego. Clay nie chciał współczuć Catherine. Jednak nawet wtedy gdy zakazał sobie dalszego zagłębiania się w jej przeszłość, to, czego się dowiedział, zaczęło nabrzmiewać w ciemności i ciszy niczym wrzód. Złościło go, że wpakował się w tak dramatyczną sytuację. I tak niepotrzebną, pomyślał. Naciskając nasadę nosa, Clay zdał sobie sprawę, że zaczyna go boleć głowa.
Wziął się w garść i ponownie objął kierownicę ramionami.
– Ile masz lat? – zapytał znienacka.
– A co to ma do rzeczy?
– Ile? – powtórzył z naciskiem.
– Dziewiętnaście. Z jego ust wydobył się ni to śmiech, ni to jęk.
– Dziewiętnaście lat i nie miała tyle rozumu, żeby jakoś się zabezpieczyć – powiedział do sufitu.
– Ja?! – warknęła. Poczuła nagły gniew, który sprawił, że krzyknęła głośniej, niż to było konieczne w małej przestrzeni samochodu. – A dlaczego ty tego nie zrobiłeś? To ty miałeś rzekomo doświadczenie w tej dziedzinie!
– Niczego nie planowałem na tę noc – powiedział, nadal zdegustowany.
– Cóż, ja także nie!
– Żadna dziewczyna, jeśli ma choć krztynę zdrowego rozsądku, nie szuka seksu nie będąc przygotowana.
– Nie szukałam seksu!
– Ha! Ma dziewiętnaście lat, jest dziewicą i utrzymuje, że nie szukała seksu!
– Ty zarozumiały draniu, myślisz…
– Zarozumiałość nie ma z tym nic wspólnego – przerwał jej. W ciasnej przestrzeni samochodu siedzieli twarzą w twarz. – Po prostu nie chodzi się na przypadkową randkę bez jakiegoś środka zapobiegawczego!
– Dlaczego?! – krzyknęła. – Dlaczego ja? Bo jestem kobietą? Dlaczego nie ty? A co by się stało, gdybyś trochę pomyślał, taki doświadczony ogier jak ty?
– Już drugi raz nazwałaś mnie ogierem, droga pani, i wcale mi się to nie podoba!
– A ty po raz drugi nazwałeś mnie panią, i mnie także się to nie podoba!
– Zbaczamy z tematu, którym było twoje zaniedbanie.
– Uważam, że tematem było twoje zaniedbanie.
– Zazwyczaj kobieta troszczy się o zabezpieczenie. Naturalnie założyłem…
– Zazwyczaj! – jęknęła, wyrzucając w górę ręce. – I to on nazywa mnie rozwiązłą!
– Chwileczkę… Tym razem ona mu przerwała.
– Powiedziałam ci, że to był dla mnie pierwszy raz. Nawet nie wiedziałabym, jak użyć środka zapobiegawczego.
– Nie wciskaj mi takich rzeczy! To nie wiktoriańska Anglia! Wystarczyło otworzyć książkę telefoniczną i sprawdzić, gdzie można się tego dowiedzieć. A nie słyszałaś, że kobiety już dorosły? Większość z nich udowadnia to, wykazując zdrowy rozsądek przy pierwszej przygodzie. Gdybyś ty tak samo zrobiła, nie znaleźlibyśmy się dzisiaj w tarapatach.
– Co dobrego przyjdzie z tych wszystkich oskarżeń? Powiedziałam ci – stało się, to wszystko.
– Jasne, że się stało, a ja miałem takiego pecha, że stało się to z nieuświadomioną dziewczyną, która nie zna znaczenia słów „kontrola urodzin”.
– Niech pan posłucha, panie Forrester, nie muszę tu siedzieć i wysłuchiwać pańskich kazań! Jesteś równie winny jak ja, tyle tylko że obwinianie mnie przychodzi ci znacznie łatwiej niż siebie. Wystarczy, że muszę znosić twoje śledztwo i nie mam ochoty bronić się przed zarzutem o ignorancję! Wiesz, że do tego trzeba było nas dwojga!
– W porządku, uspokój się. Może za bardzo na ciebie napadłem, ale wszystkiego można było tak łatwo uniknąć.
– Cóż, nie uniknęliśmy. To fakt, z którym musimy żyć.
– Mądrze mówisz – szepnął.
– Posłuchasz mnie przez chwilę? Zawieź mnie po prostu do domu. Jestem zmęczona i nie chce mi się już tutaj siedzieć i kłócić z tobą.
– No a co z dzieckiem – co zamierzasz z nim zrobić?
– To nie twoja sprawa. Zagryzł wargi i zapytał szybko, zanim stracił odwagę:
– Czy przyjęłabyś pieniądze na aborcję? Milczenie poprzedzające jej odpowiedź prawie uczyniło ją zbędną.
– Och, tak, tego byś chciał, prawda? Wówczas miałbyś czyste sumienie. Nie, nie przyjmę pieniędzy na aborcję!
Poczuł się jak skończony łajdak.
– W porządku, w porządku, przepraszam, że zapytałem. – Nie potrafił jeszcze powiedzieć, czy jej odpowiedź zmartwiła go, czy przyniosła mu ulgę. Westchnął. – No a co zrobimy z twoim ojcem?
– Jesteś taki mądry, wymyśl coś. – Catherine wiedziała, że pojutrze, kiedy ona – jako karta atutowa Herba Andersona – zniknie, jego statek straci wiatr w żaglach. Ale niech ją licho porwie, jeśli powie o tym Clayowi Forresterowi. Niech się trochę pomartwi!
– Nie potrafię – powiedział prawie pokornie. – I nie jestem taki mądry, i przepraszam, że nazwałem cię ignorantką, i przepraszam, że nazwałem cię rozwiązłą, i wiem, że nie powinienem był tak wybuchnąć, ale który mężczyzna nie zdenerwowałby się w takiej sytuacji?
– Byłbyś usprawiedliwiony, gdybym czegoś zażądała, ale nie robię tego. Nie przystawiam ci do głowy rewolweru ani do niczego nie zmuszam. Nie zamierzam jednak przyjąć od ciebie łaski – zakończyła z sarkazmem.
– A co to ma znaczyć?
– Znaczy to, że może mój ojciec miał rację, odczuwając do was niechęć, ponieważ jesteście bogaci. Oznacza to, że nie podoba mi się twój sposób myślenia. Uważasz, że szybka aborcja wszystko załatwi. Bardziej bym cię szanowała, gdybyś nigdy tego nie zasugerował.
– Teraz jest to dozwolone.
– Ale nadal jest to morderstwo.
– Na ten temat opinie są podzielone.
– I jak widać, moja różni się od twojej.
– Zamierzasz więc zatrzymać dziecko?
– To nie twój interes.
– Jeśli to moje dziecko, to i mój interes.
– Mylisz się – powiedziała takim tonem, że pojął bezskuteczność dalszych prób wydobycia z niej czegoś więcej. W milczeniu prowadził wojnę z własnym sumieniem. Kiedy się odezwał, jego słowa wyraziły większą prawdę, niż którekolwiek z nich się tego spodziewało.
– Posłuchaj, nie chcę, żeby ten dzieciak wyrastał w tym samym domu, w którym mieszka twój ojciec.
Można było usłyszeć, jak z pociemniałych gałęzi zwieszających się nad drogą spada liść. W ciemności rozległ się cichy głos Catherine:
– Proszę, proszę…
W odpowiedzi zapalił silnik, wrzucił bieg i próbował szybką jazdą zniweczyć swą frustrację. Zamyślony, znowu jedną ręką trzymał kierownicę, jadąc tylko trochę za szybko, ale nie tak jak poprzednio. Catherine oparła się w fotelu i w milczeniu przyglądała drzewom, szybko umykającym do tyłu. Straciła poczucie kierunku i na chwilę oddaliła od siebie smutne myśli. Samochód zwolnił i skręcił w ulicę, przy której mieszkał Clay.
– Czy sądzisz, że twoi rodzice nadal tam są?
– Nie mam pojęcia.
– Wygląda na to, że pojechali – powiedział, nie dostrzegając na podjeździe samochodu Andersona.
– Wobec tego będziesz musiał odwieźć mnie do domu – powiedziała, po czym dodała, odwracając twarz do okna:
– Przepraszam za kłopot. Zatrzymał się przed skrzyżowaniem i siedział z udawaną cierpliwością. Kiedy Catherine nadal z uporem wpatrywała się w okno, był zmuszony zapytać:
– Dobrze, w którą stronę?
W błękitnobiałym świetle ulicznej latarni dostrzegła jego bezczelną pozę: dłoń oparta niedbale o kierownicę, ramię lekko odchylone w stronę drzwi.
– Ty rzeczywiście nic nie pamiętasz z tamtej nocy?
– Pamiętam to, co chcę pamiętać. Ty o tym pamiętaj.
– Uczciwie postawiona sprawa – stwierdziła, po czym obojętnym tonem podała mu adres, udzielając zwięzłych wskazówek, jak dojechać.
Jazda z Ediny do północnego Minneapolis zabrała dwadzieścia minut – długich, coraz bardziej nieprzyjemnych minut, w czasie których ich gniew topniał mniej więcej w takim tempie, w jakim wzrastała prędkość, z jaką Clay prowadził. Gdy zaniechali słownej potyczki, słychać było jedynie warkot silnika. Przemierzali uśpione miasto, które tylko od czasu do czasu wdzierało się w ich świat za sprawą mijanej latarni. W obrębie tego świata zagnieździła się nieproszona intymność, niczym niechciany gość, którego obecność zmusza gospodarza i gospodynię do uprzejmości. Cisza nabrzmiała nie wypowiedzianymi słowami – obawami, strachem, zmartwieniami. Każde z nich bardzo pragnęło rozstania i pozbycia się tego napięcia, jednakże rozejście się w tym stanie rzeczy wydało się obojgu zbyt trudne. Kiedy Clay wziął ostatni zakręt i wjechał na jej ulicę, samochód ledwo się toczył.
– Który… – Głos mu się załamał i musiał odchrząknąć. – Który dom?
– Trzeci z prawej.
Samochód zatrzymał się przy krawężniku i Clay z zamierzoną powolnością włączył jałowy bieg, po czym zmienił światła na postojowe. Teraz mogła uciec, ale co dziwne, została.
Clay pochylił się nad kierownicą w sposób, do którego Catherine już się zaczęła przyzwyczajać. Skierował wzrok na ciemny dom, a następnie na nią.
– Nic ci się nie stanie? – zapytał.
– Nic. A co z tobą?
– Boże, nie wiem. – Odchylił się w tył i zamknął oczy. Catherine przyglądała się, jak jabłko Adama na jego szyi podnosi się i opada.
– Cóż… – Położyła dłoń na klamce.
– Nie powiesz mi, jakie masz zamiary?
– Nie, ale wiedz, że mam pewne plany.
– A co z twoim ojcem?
– Wkrótce wyjadę. Tyle ci powiem. Jestem jego asem w rękawie, a kiedy mnie nie będzie, nie będzie miał czym cię straszyć.
– Nie myślałem o sobie, myślałem o tobie, o tym, co się stanie, gdy wejdziesz do środka.
– Nie zadawaj takich pytań, dobrze?
– Zmusił cię do przyjścia do nas dzisiaj wieczorem, prawda? – W jego głosie brzmiało napięcie.
– Powiedziałam, żadnych pytań, panie Forrester – odparła niepokojąco łagodnym głosem.
– Wiesz, czuję się okropnie, że pozwalam ci tak odejść.
– Cóż, wobec tego jest nas dwoje. Blade światło padające z deski rozdzielczej pozostawiało ich oczy w cieniu, jednak w jakiś sposób przekazali sobie wiele. Catherine gwałtownie odwróciła wzrok od jego twarzy, nie chciała bowiem, by prześladował ją wyraz smutku, jaki się na niej malował. Otworzyła drzwi i zapaliło się górne światło. Clay wyciągnął rękę, żeby ją zatrzymać. Ciepło jego dotyku paliło ją przez rękaw płaszcza. Odsunęła się powoli i odwróciła głowę. W łagodnym świetle dojrzał na jej szyi trzy fioletowe sińce, jeden pod drugim. Zanim zdołała temu zapobiec, palce Claya prześlizgnęły się po tym miejscu. Catherine skuliła się, opuszczając nisko brodę.
– Nie rób tego! – Jej oczy były szeroko rozwarte, dzikie, wyzywające.
Głosem pełnym napięcia Clay zapytał:
– On to zrobił, prawda? Nie było sensu zaprzeczać, przyznanie się byłoby głupotą.
Mogła jedynie unikać odpowiedzi wprost.
– Nie waż się mi współczuć – ostrzegała go. – Teraz bym tego nie zniosła.
– Catherine… – Nie wiedział, co powiedzieć. Nie chciał wplątywać się w jej życie, a jednak się wplątał. Ona nie może wysiąść z tego samochodu i odejść z ich dzieckiem w jakąś niewyraźną przyszłość. Oboje zdali sobie sprawę, jak bardzo był już zaangażowany w jej życie.
– Czy mógłbym dać ci chociaż trochę pieniędzy? – zapytał prawie szeptem.
– Nie… proszę… nie chcę nic od ciebie bez względu na to, czy mi wierzysz czy nie.
Teraz już jej wierzył.
– Czy skontaktujesz się ze mną, jeśli zmienisz zdanie?
– Nie zmienię. – Wyswobodziła łokieć z uścisku jego palców.
– Powodzenia – powiedział, nie spuszczając z niej wzroku.
– Tak, tobie też tego życzę. Następnie pochylił się, żeby otworzyć jej drzwi, a wtedy grzbietem dłoni lekko musnął jej brzuch, sprawiając, że dostała gęsiej skórki. Szybko wysiadła.
– Hej, poczekaj chwilę… – Pochylił się na siedzeniu, wpatrując się w nią z dziwnie smutnym wyrazem oczu i ust. – Ja… Jak masz na nazwisko, bo nie pamiętam, Catherine?
– Anderson. Nazwisko jest tak popularne, że łatwo je zapomnieć.
Odwróciła się i wbiegła do domu.
Kiedy zniknęła, Clay Forrester, odziany w drogą, szytą na miarę sportową marynarkę, objął ramionami kierownicę swojego kosztownego sportowego samochodu, położył na nich swą dobrze przystrzyżoną głowę, wiedząc, że jak długo będzie żyć, nie zapomni jej nazwiska.