ROZDZIAŁ 9

Następny dzień był przypomnieniem wspaniałego babiego lata w Minnesocie. Powróciło ciepło, obudziły się uśpione muchy, niebo przybrało kolor głębokiego lazuru, a drzewa na terenie kampusu pokrywały szkarłatne i złociste liście.

Był październik, na nowo dobierano się w pary i Catherine wydawało się, że cała społeczność uniwersytetu chodzi dwójkami. Stwierdziła ze zdziwieniem, że poruszył ją widok splecionych dłoni dziewczyn i młodych mężczyzn. Jej mózg, niezależnie od woli, wywołał obraz zadbanych, szczupłych dłoni Claya Forrestera. Minęła całującą się w wejściu do laboratorium parę. Ręka chłopca czule głaskała plecy dziewczyny. Catherine nie mogła oderwać od niej wzroku. Przypomniała sobie słowa Claya i chociaż ona także nalegała, by ich małżeństwo było fikcyjne, poczuła na plecach gęsią skórkę.

Późnym popołudniem, w drodze do domu, zobaczyła parę siedzącą po turecku na trawie, zwróconą do siebie twarzami, uczącą się. Nie odrywając oczu od książki, chłopiec niedbałym ruchem wsunął rękę pod nogawkę spodni dziewczyny i przesunął dłoń aż do jej kolana. Coś kobiecego zagrało głęboko w duszy Catherine. Jesteś w ciąży, przywołała się do porządku, a Clay Forrester cię nie kocha. Nie spowodowało to jednak zaniku tego uczucia. Wróciwszy do Horizons, Catherine przebrała się starannie, jednak na tyle skromnie, by nie sprawiać wrażenia uwodzicielskiej. Kiedy skończyła makijaż, spojrzała uważnie w lustro. Dlaczego skopiowała wczorajsze staranne cienie i smugi? Subtelny liliowy cień na powiekach, pod nimi delikatny brzoskwiniowy odcień, jasnobrązowy tusz do rzęs, morelowe policzki, błyszczące cynamonowe usta, w takim samym kolorze jak lakier na paznokciach. Wmawiała sobie, że to nie ma nic wspólnego z propozycją Claya Forrestera. Kiedy się odwróciła, zobaczyła stojącą w drzwiach Francie. Cała jej postać wyrażała niepewność, a na ustach błąkał się cień uśmiechu. Francie podała jej w milczeniu buteleczkę perfum. Catherine zmusiła się do radosnego uśmiechu.

– Och, dziękuję, właśnie miałam cię o nie poprosić.

Perfumowała się właśnie, kiedy do pokoju weszła Marie z wiadomością, że przyjechał Clay.

Przez jedną niezręczną chwilę zerkali na siebie spod oka, zażenowani. Gdy Catherine poczuła na sobie taksujący wzrok Claya, jej serce zabiło gwałtownie.

Tym razem Clay miał na sobie granatowe spodnie, modnie skrojone, i bladoniebieski sweter z jagnięcej wełny z wycięciem w szpic. Pod nim koszulę z rozpiętym kołnierzykiem, którego krótkie rogi odpowiadały modzie w tym sezonie. Na szyi miał prosty złoty łańcuszek, podkreślający złocisty odcień jego skóry. Catherine musiała przyznać, że Clay ubiera się zgodnie z najnowszą modą i że to się jej bardzo podoba.

Kiedy szła przed nim do samochodu i czuła jego obecność za plecami, towarzyszyło jej dziwne poczucie, że już raz coś podobnego przeżyła. Sposób, w jaki otwierał drzwi samochodu, miękkość fotela, gdy się w nim zagłębiła, odgłos kroków Claya, kiedy obchodził samochód, a także zapach jego wody po goleniu. Wiedziała już, że najpierw położy lewą dłoń na kierownicy, prawą przekręci kluczyk w stacyjce, potem ustawi wsteczne lusterko, bezwiednie wzruszy ramionami i potrząśnie głową, gdy będzie się sadowił w fotelu; znała już sposób, w jaki trzymał drążek zmiany biegów, gdy odjeżdżał od krawężnika. Dzisiaj prowadził rozsądnie. Tym razem zamiast magnetofonu było włączone radio. Nagle z głośnika popłynęły słowa piosenki „Cóż, chyba tracę głowę…” Oboje mieli ochotę wyłączyć radio, ale żadne nie śmiało tego zrobić. Jechali milcząc w łagodnej nocy babiego lata, wsłuchani w znaną melodię i słowa: „Jesteś zbyt dobra, by to była prawda… nie mogę oderwać od ciebie oczu…” Catherine pomyślała, że w tej chwili oddałaby wszystko za jakąś dziką, rytmiczną muzykę dyskotekową! Gdy piosenka się skończyła, Clay zadał jej jedno jedyne pytanie:

– Czy dziś także wystroiły cię dziewczęta? Catherine odzyskała już panowanie nad sobą. Nie miała powodu kłamać.

– Nie. Rzucił jej spojrzenie z ukosa, po czym skoncentrował się na prowadzeniu samochodu.

Przejechali już przez tunel na drodze stanowej i skierowali się na zachód, Wayzata Boulevard, na autostradę, a następnie skręcili na południe w stronę Ediny. Znowu odniosła wrażenie, że już kiedyś tak było. Rozpaczliwie chciała się mylić.

Zadrzewiona aleja prowadziła do parku, wiodąc ich w to samo odosobnione miejsce, co pierwszego wieczoru. Clay zatrzymał się przy żwirowej ścieżce i wyłączył silnik, zostawił jednak cicho grające radio. Na zewnątrz panowała całkowita ciemność, jedynie blade światło tablicy rozdzielczej oświetlało jego profil. Clay nie myśląc o tym, co robi, wystukiwał na kierownicy rytm muzyki.

Panika ścisnęła ją za gardło.

W końcu Clay odwrócił się do niej, opierając łokieć na kierownicy.

– Czy… czy myślałaś o tym, o czym rozmawialiśmy wczoraj, a może podjęłaś już jakąś decyzję?

– Tak, wyjdę za ciebie – odparła po prostu, ale bez cienia radości w głosie, raczej z żalem, który ściskał ją za gardło. Pragnęła, by się jej tak nie przyglądał, i zastanawiała się, czy i on czuje się równie pusty w środku jak ona. Miała ochotę wysiąść z samochodu i pobiec w dół żwirową ścieżką. Ale dokąd?

– Możemy więc omówić pewne szczegóły. Ton jego głosu szybko przywrócił ją do rzeczywistości.

– Widzę, że nie chcesz marnować czasu.

– Biorąc pod uwagę, że jesteś w trzecim miesiącu ciąży, to chyba nie. Myślę, że i ty nie chcesz.

– N…nie – skłamała, spuszczając wzrok. Clay zaśmiał się nerwowo.

– Co wiesz o weselach?

– Nic – spojrzała na niego bezradnie.

– Ja także nic. Czy zechciałabyś porozmawiać o tym z moimi rodzicami?

– Teraz? - Nie spodziewała się, że nastąpi to tak szybko.

– Pomyślałem, że moglibyśmy to zrobić.

– Wolałabym nie. – W mdłym świetle robiła wrażenie spanikowanej.

– Co wobec tego chcesz zrobić, wziąć cichy ślub?

– Nie myślałam o tym.

– Ja chciałbym z nimi porozmawiać. Masz coś przeciwko temu?

Cóż miała robić?

– Jak sądzę, wcześniej czy później będziemy musieli stawić im czoło.

– Posłuchaj, Catherine, oni nie są potworami. Jestem pewny, że nam pomogą.

– Nie mam złudzeń co do tego, co myślą o mnie i mojej rodzinie. Nie są chyba tacy wspaniałomyślni, żeby zapomnieli o tym wszystkim, co zrobił mój ojciec. Czy możesz mnie winić za to, że nie mam ochoty stanąć z nimi twarzą w twarz?

– Nie. Przez chwilę siedzieli zamyśleni. Żadne z nich nie miało jednak pojęcia o tym, jak się organizuje taką uroczystość jak ślub.

– Moja matka będzie wiedziała, co należy zrobić.

– Na przykład j a k mnie wyrzucić…

– Nie znasz jej, Catherine. Będzie szczęśliwa.

– Jasne – odparła ponuro.

– No, przynajmniej spokojna.

Nadal siedzieli nieruchomo, świadomi kontrastu pomiędzy tym, co się działo, a co powinno się dziać w takiej chwili.

W końcu Catherine westchnęła.

– No, cóż, miejmy to już za sobą. Clay ruszył gwałtownie krętymi osiedlowymi uliczkami, obok rozległych eleganckich rezydencji. Catherine usłyszała znajomy odgłos opon, kiedy jechali przez wybrukowany podjazd. Zatrzymali się przed masywnymi frontowymi drzwiami, którym niegdyś tak krytycznie przyglądała się od wewnątrz. Teraz ją onieśmielały, postanowiła jednak nie dać tego po sobie poznać.

Wchodząc za Catherine do środka, Clay przyłapał się na tym, że myśli o Jill Magnusson i o tym, że to ona powinna być teraz u jego boku.

W holu Catherine opadły wspomnienia. Przypomniała sobie, jak siedziała na sofie, i scenę, która później nastąpiła. Gdy znalazła się przed lustrem, szybko odwróciła wzrok. Unikając oczu Claya, powstrzymała się od poprawienia niesfornego kosmyka włosów.

– Wyglądasz świetnie… Chodź. – Ujął ją pod łokieć.

Angela podniosła wzrok, kiedy zbliżyli się do drzwi gabinetu. Widok ich obojga sprawił, że krew zaczęła jej szybciej krążyć w żyłach. Wyglądali jak para słonecznych dzieci, oboje jasnowłosi, wysocy i uderzająco piękni. Nikt nie musiał mówić Angeli Forrester, jak piękne będzie ich dziecko.

– Czy nie przeszkadzamy? – zapytał Clay. Jego ojciec podniósł wzrok znad papierów, nad którymi pracował przy biurku. Zarówno Claiborne, jak i Angela wydawali się zaskoczeni. Angela wolnym ruchem zdjęła okulary, których używała do czytania. Claiborne uniósł się nieznacznie z fotela. Wpatrywali się w Catherine, która poczuła, jak na szyję wypływa jej rumieniec; musiała opanować chęć schowania się za plecami Claya.

– Uważam, że już najwyższa pora, byście zostali sobie przedstawieni – odezwał się w końcu Clay. – Mamo, tato. to jest Catherine Anderson. Catherine, to moi rodzice.

Przez jeszcze jedną bolesną chwilę pokój przypominał „Martwą naturę z rodzicami i dziećmi”. Pierwsza poruszyła się Angela.

– Miło mi, Catherine – powiedziała, wyciągając wypielęgnowaną upierścienioną dłoń.

Catherine natychmiast wyczuła, że Angela Forrester, podobnie jak dziewczęta w Horizons, jest jej sprzymierzeńcem. Ta kobieta chce, żebym wyszła za jej syna, pomyślała zaskoczona.

Claiborne Forrester nie zachował się tak ciepło jak żona, chociaż i on wyciągnął rękę i przywitał się z Catherine. Podczas gdy dotyk Angeli był ciepłą propozycją zawarcia pokoju, od jej męża wiało chłodem, tym samym, co za pierwszym razem, gdy Catherine znajdowała się w tym pokoju.

– A więc znalazłeś ją, Clay – zauważył starszy mężczyzna.

– Tak, kilka dni temu. Angela i Claiborne szybko spojrzeli na siebie, po czym odwrócili wzrok.

– Kilka dni temu. Cóż… – Ostatnie słowo zawisło w powietrzu, sprawiając, że wszyscy znowu poczuli się niezręcznie. – Cieszymy się, że zmieniłaś zamiar i wróciłaś, żeby rozsądnie porozmawiać o całej sprawie. Nasze pierwsze spotkanie było, powiedzmy, niezbyt udane.

– Ojcze, daruj sobie obwinianie się…

– Nie, wszystko w porządku – przerwała mu Catherine.

– Sądzę, że lepiej, byśmy usiedli. – Angela wskazała na kanapę, na której siedziała. – Proszę, Catherine. – Clay poszedł za jej przykładem i usiadł obok. Jego rodzice zajęli fotele obok kominka.

Chociaż czuła skurcze żołądka, Catherine powiedziała spokojnie:

– Pomyśleliśmy, że najlepiej będzie, jeśli natychmiast z państwem porozmawiamy.

Na twarzy pana Forrestera pojawił się marsowy grymas, dokładnie taki, jaki Catherine zapamiętała.

– Zważywszy na okoliczności, sądzę, że tak – odparł. Clay wysunął się do przodu, jakby chciał coś powiedzieć, Catherine była jednak szybsza.

– Panie Forrester, z tego co wiem, mój ojciec był tutaj więcej niż raz. Chcę przeprosić za jego zachowanie, zarówno owego wieczoru, kiedy z nim byłam, jak i wówczas, gdy mnie nie było. Wiem, że potrafi działać irracjonalnie.

Claiborne musiał przyznać niechętnie, że bezpośredniość dziewczyny wzbudza w nim podziw.

– Zakładam, że Clay powiedział ci, iż nie wnieśliśmy oskarżenia.

– Tak, powiedział. Żałuję, że tak właśnie państwo postanowili. Mogę jedynie powiedzieć, że nie mam nic wspólnego z jego czynami i mam nadzieję, że mi wierzycie.

Claiborne znowu poczuł podziw dla bezpośredniości dziewczyny.

– Wiemy oczywiście, że Clay zaproponował ci pieniądze, a ty odmówiłaś. Czy zmieniłaś postanowienie?

– Nie przyszłam prosić o pieniądze. Clay powiedział mi, że nie dał pan mojemu ojcu pieniędzy, których się domagał, ale nie przyszłam tutaj po to, by się za nim wstawiać, jeśli tak pan sądzi. Nigdy nie miałam takich zamiarów. Już tamtego okropnego wieczoru postanowiłam uciec z domu. Sądziłam, że jak mnie nie będzie, zostawi państwa w spokoju. Jeśli można było tego uniknąć, gdybym została, to przepraszam.

– Nie będę udawał, że lubię twojego ojca lub że coś go tłumaczy, muszę jednak przyznać, że sprawia mi ulgę fakt, iż Clay cię odnalazł. Obawiam się, że wszyscy byliśmy trochę zaniepokojeni i zdenerwowani zachowaniem Claya.

– Tak, powiedział mi to. Claiborne uniósł brew i spojrzał na syna.

– Mam wrażenie, że sporo ostatnio rozmawialiście ze sobą.

– Tak, to prawda.

Clay nie spodziewał się po Catherine takiego chłodnego opanowania. Był mile zaskoczony sposobem, w jaki rozmawiała z jego ojcem. Jeśli było coś, co Claiborne Forrester podziwiał, to odwaga, a ona wykazała jej naprawdę dużo.

– Doszliście do jakichś wniosków? – naciskał Claiborne.

– Myślę, że Clay powinien odpowiedzieć na to pytanie.

– Wiesz, nie raczył nas powiadomić, że cię znalazł.

– Ja go do tego nakłoniłam. Mieszkam w domu dla niezamężnych matek i nie chciałam, żeby miejsce mojego pobytu było znane.

– Z powodu twojego ojca?

– Tak, między innymi. – A co jeszcze?

– Chodziło też o pieniądze pańskiego syna, panie Forrester, i nacisk, jaki mogły na mnie wywrzeć.

– Nacisk? Zaproponował ci pieniądze, których przyjęcia odmówiłaś. Czy to nazywasz naciskiem?

– Tak, a czyż pieniądze nie stanowią formy nacisku?

– Czy pani mnie za to gani, panno Anderson?

– A czy pan mnie za to gani, panie Forrester? Na chwilę w pokoju zapanowała pełna napięcia cisza, którą przerwał Claiborne:

– Zadziwia mnie pani. Nie spodziewałem się takiej… obiektywności.

– Wcale nie jestem obiektywna. Przeżyłam dwa upiorne tygodnie. Podejmowałam decyzje, które nie były dla mnie łatwe.

– Podobnie jak moja żona, ja i – śmiem twierdzić – Clay.

– Tak, powiedział mi o pańskim – że tak powiem – ultimatum.

– Niech pani to nazywa, jak chce. Nie wątpię, że Clay przedstawił pani nasze stanowisko w prawdziwym świetle. Byliśmy niezmiernie rozczarowani brakiem rozsądku, jaki wykazał, i uznaliśmy, że powinien wziąć na siebie odpowiedzialność za swe postępowanie, nie rujnując jednocześnie swojej przyszłości.

Angela Forrester, siedząca na skraju fotela, pochyliła się do przodu, założyła nogę za nogę i oparła na kolanie delikatny łokieć.

– Catherine – powiedziała z uczuciem w głosie – proszę, zrozum, że ja… że my wszyscy mieliśmy na względzie dobro twoje i dziecka. Tak bardzo się martwiłam, że zdecydujesz się na aborcję.

Catherine rzuciła Clayowi szybkie spojrzenie, zdziwiona, że powiedział im, iż zaproponował jej przerwanie ciąży.

– Moi rodzice wiedzą o wszystkim, o czym rozmawialiśmy tamtego wieczoru – potwierdził jej przypuszczenia.

– Jesteś zdziwiona, Catherine – zapytała Angela – że Clay powiedział nam prawdę lub raczej, że to my… wydobyliśmy ją z niego?

– Owszem.

– Catherine, wiemy, że za pierwszym razem byłaś tu wbrew swej woli. Wierz mi, ojciec Claya i ja zadawaliśmy sobie nieskończenie wiele razy pytanie, jak powinniśmy postąpić. Skłoniliśmy Claya, żeby ponownie cię tu sprowadził, czy więc jesteśmy mniej winni niż twój ojciec?

– Mój ojciec jest człowiekiem, który nie umie rozsądnie myśleć, a raczej nie chce tego robić. Proszę nie sądzić, że jestem do niego podobna. Ja… – Catherine spuściła wzrok, maskując wewnętrzny niepokój. – Ja bardzo nie lubię mojego ojca. – Po czym ponownie spojrzała na Claiborne'a i ciągnęła: – Muszą państwo wiedzieć, że częściowo powodem, dla którego tu jestem, jest dopilnowanie, by nie dostał od państwa ani centa, i że moja decyzja niewiele ma wspólnego z altruizmem.

Claiborne podszedł do biurka i usiadł za nim. Wziął do ręki nóż do rozcinania papieru i zaczął się nim bawić.

– Jest pani bardzo bezpośrednią młodą kobietą. Angela wiedziała, że to się podoba jej mężowi, lecz ją trochę zrażała bezpośredniość dziewczyny. Poczuła przypływ współczucia dla niej jako córki, która żywiła tak silnie negatywne uczucia wobec ojca. Dziewczyna, to było jasne, broniła się przed tym, co ją bolało. Wszystko to poruszyło w Angeli macierzyńskie uczucia.

– Czy to panu przeszkadza? – zapytała Catherine.

– Nie, nie, wcale nie – plątał się Claiborne, wytrącony z równowagi, że ktoś inny kieruje rozmową; nie był do tego przyzwyczajony.

Catherine siedziała ze spuszczonymi oczami.

– Cóż, przynajmniej nie muszę już mieszkać z nim w jednym domu.

Angela znowu poczuła ukłucie litości – jej wzrok poszukał wzroku męża, a następnie Claya, który wpatrywał się w profil Catherine.

Clay spuścił rękę z oparcia kanapy i położył ją na karku Catherine w miejscu, gdzie kiedyś dostrzegł ślady obrażeń. Zaskoczona, spojrzała mu w oczy, czując żar jego dłoni.

– Catherine opuściła dom. Jej ojciec sądzi, iż wyjechała na drugi koniec kraju, by kontynuować studia, nie niepokojona przez niego.

– Jest pani studentką? – zapytał zaskoczony Claiborne.

– Tak, studiuję na uniwersytecie.

– Nie muszę mówić – odezwał się ponownie Clay – że byłoby jej bardzo ciężko z dzieckiem. Udało mi się przekonać ją, że powinna przyjąć ode mnie pomoc finansową.

– Zamilkł na chwilę, by ująć dłoń Catherine i przycisnąć ją do swojego kolana w sposób, który wydał jej się krępująco poufały. – Catherine i ja omówiliśmy wszystko. Dziś wieczorem poprosiłem ją, żeby za mnie wyszła, i ona się zgodziła.

Angela bardzo się starała, by na jej twarzy nie odmalował się ból, więc tylko gwałtownie przełknęła ślinę. Claiborne'owi wypadł z rąk nóż do papieru i ze stukotem upadł na podłogę. On sam oparł się łokciami o blat biurka i zakrył twarz dłońmi.

– Zgodziliśmy się oboje co do tego, że będzie to najlepsze rozwiązanie – powiedział spokojnie Clay.

Forrester senior spojrzał w ich kierunku dokładnie w tym momencie, gdy Catherine odsuwała ostrożnie swoją rękę z kolana Claya.

– To bardzo dobrze – szepnęła Angela, zastanawiając się, czy tak jest rzeczywiście.

Claiborne nie mógł się powstrzymać przed pytaniem:

– Czy jesteście pewni swej decyzji?

Catherine odczuła ukradkowe spojrzenie Claya, który siedząc wygodnie rozparty na kanapie, położył poufale dłoń na jej ramieniu.

– Przyjaciołom Catherine i mnie udało się ją przekonać – powiedział z wystarczającą dozą demonstracyjnej zażyłości, by uspokoić rodziców.

Catherine poczuła, że się czerwieni.

Angela i Claiborne obserwowali, jak wzrok ich syna pieści twarz młodej kobiety, i ich własne zaskoczone spojrzenia spotkały się. Jakże mogło do tego tak szybko dojść? Jednak natychmiast przypomnieli sobie, że przecież między młodymi już doszło do intymnej sytuacji – widocznie byli dla siebie atrakcyjni. Świadczyło o tym zachowanie Claya, a potwierdzał to rumieniec dziewczyny. Wyczuwając, że Catherine nie spodobało się, iż Clay ujawnił ich wzajemną bliskość, Angela podeszła do nich z gratulacjami. Claiborne dołączył do żony. Kiedy mocno ściskał dłoń syna, powiedział z przekonaniem:

– Jesteśmy dumni z twojej decyzji, Clay. Wszystkich obecnych w gabinecie opanowało dojmujące uczucie będące mieszaniną radości i smutku. Catherine pomyślała, że tak właśnie musi się czuć złodziej, który perfidnie okrada swoich przyjaciół.

Gdy doszło do sprawy ślubu, Angela zapytała:

– Czy chcesz, żebyśmy ja i twój ojciec załatwili wszystko?

– Oczywiście – odparł bez wahania Clay. – Catherine i ja nie mamy pojęcia o planowaniu wesela.

– Czemu nie urządzić wesela tutaj? – zapytała nieoczekiwanie Angela. Było jasne, że Catherine tego nie przewidziała. Angela przepraszająco położyła dłoń na jej ramieniu.

– Och, wybacz, czyżbym była zbyt zarozumiała? Z tego, co mówiłaś o ojcu, sądziłam, że może… – Słowa uwięzły jej w gardle. Zdała sobie sprawę, że popełniła gafę, co rzadko zdarzało się pani Forrester.

Catherine próbowała załagodzić sytuację, siląc się na niedbały uśmiech.

– Och, nie, nie, w porządku. Prawdopodobnie ma pani rację. Mój ojciec nie byłby skłonny wyłożyć pieniędzy na ten cel.

– Wprawiłam cię jednak w zakłopotanie, Catherine, a nie było to moją intencją. Nie chcę wyręczać twoich rodziców, ale wiedz, że ojciec Claya i ja bylibyśmy niezmiernie szczęśliwi, gdybyśmy mogli pomóc w zorganizowaniu waszego wesela. Po prostu nie chcę, byś sądziła, że czegoś wam odmawiamy. Clay jest naszym jedynym synem – proszę, zrozum, Catherine. To zdarza się tylko raz. Jako rodzice chcielibyśmy spełnić nasze marzenia o doskonałym weselu. Jeśli zgodzisz się… jeśli oboje zgodzicie się, by uroczystość odbyła się tutaj, w tym domu, będziemy niezmiernie szczęśliwi, prawda, kochanie?

Claiborne poczuł się zagubiony i osaczony. No cóż, do diabła! – pomyślał. To powinna być Jill. To powinna być Jill!

– Zgadzam się z Angela. Rzeczywiście nie mamy kłopotów finansowych i z radością za wszystko zapłacimy.

– No, nie wiem… – powiedziała z wahaniem Catherine. Nie brała pod uwagę takiej możliwości.

– Mamo, jeszcze nie mieliśmy okazji o tym porozmawiać – przyszedł jej z pomocą Clay.

Angela bardzo starannie dobierała słowa w nadziei, że Clay zrozumie, iż są pewne towarzyskie powinności, którym ludzie z ich pozycją muszą sprostać.

– Nie widzę powodu, byście musieli się ukrywać jak dwoje skarconych dzieci. Zawarcie małżeństwa powinno być radosnym wydarzeniem. Catherine, widzę, że wprawiłam cię w zakłopotanie.

– Mamo, porozmawiamy o tym z Catherine i damy ci znać.

– Wszyscy byliby rozczarowani, gdybyście wzięli cichy ślub – powiedziała Angela do Claya. – Twój ojciec i ja także. Chciałabym, by na weselu była obecna rodzina i kilkoro najbliższych przyjaciół. Wiesz, że twoi dziadkowie poczuliby się dotknięci, gdybyśmy ich pominęli. Jestem pewna, że i Catherine byłaby szczęśliwa, widząc swoją rodzinę.

Znowu zapadła niezręczna cisza. Claiborne klasnął w dłonie i z udaną wesołością zaproponował po kieliszku wina.

Clay natychmiast przystał na tę propozycję i poszedł po butelkę, a Claiborne przyniósł cztery kryształowe pucharki.

W rękach Catherine znalazł się kieliszek znakomitego białego wina. Na chwilę pucharek przesłonił twarz Claya, ale zdołała przesłać mu porozumiewawcze spojrzenie. Kiedy spełnili toast, wziął z ręki Catherine kieliszek i odstawił go wraz ze swoim na stolik.

– Catherine i ja zobaczymy się z wami… kiedy, Catherine? – Spojrzał na nią. – Jutro wieczorem?

Tak szybko! – pomyślała. – Wszystko dzieje się tak szybko! Chciała jakoś podziękować Angeli, ale nie potrafiła.

– Wszystko się jakoś ułoży. – Kiedy Angela podniosła kieliszek do ust, brylanty na jej palcach zabłysły. – Idźcie już, zobaczymy się jutro.

Kiedy Catherine wychodziła z pokoju, Claiborne i Angela stali objęci wpół. Porównując ich w myślach ze swoimi rodzicami, musiała przyznać, że Forresterowie nie zasługują na to, by ich oszukiwać. Byli bogatymi „sukinsynami”, jak ich nazwał jej ojciec, teraz jednak spojrzała na nich jak na ojca i matkę, którzy pragną dla swego syna wszystkiego co najlepsze. Opuszczając ich dom, Catherine pomyślała, że nie jest lepsza od swego ojca.

Загрузка...