ROZDZIAŁ 26

Ada otworzyła oko. Wyglądało jak ścięte białko. Próbowała się skrzywić, ale ból nie pozwolił jej na to.

– Mamo? – szepnęła Catherine.

– Cathy? – Usta Ady nadal były obrzmiałe.

– Długo spałaś.

– Naprawdę?

– Cii. Nie ruszaj się. Odpoczywaj. Masz złamane żebro i jeśli się poruszysz, będzie cię bolało.

– Jestem taka zmęczona – westchnęła stara kobieta, poddając się. Chociaż była oszołomiona, zauważyła coś, co sprawiło, że ponownie otworzyła oko.

– Płakałaś. – Z trudem wyartykułowała to słowo.

– Nie martw się o mnie. – W oczach Catherine pojawiły się łzy, paląc opuchnięte powieki. Ada to dostrzegła i pomachała słabą ręką. Catherine ujęła ją, wyczuwając drobne jak u wróbla kosteczki. Ta sama niemoc, jaką poprzedniej nocy odczuł Clay, teraz dotknęła Catherine.

– Nie widziałam, żebyś płakała, odkąd byłaś małą dziewczynką – szepnęła Ada, próbując ścisnąć rękę córki.

– Dawno temu dałam sobie spokój, mamo, bo inaczej płakałabym przez cały czas.

– To niedobrze dawać sobie spokój.

– Nie, niedobrze. – Catherine przełknęła ślinę. – Mamo, nie musisz nic mówić.

– To zabawne, ty mi mówisz, że nie powinnam mówić, a ja mówię, że nie powinnaś płakać – przynajmniej nie nade mną. Powinnyśmy to zrobić razem nad sobą.

– Poczekaj, aż poczujesz się lepiej.

– Przez dziewiętnaście lat czekałam w nadziei, że poczuję się lepiej.

– Mamo, proszę… Łagodny uścisk na jej ręce sprawił, że Catherine zamilkła.

Ada przemówiła z trudem.

– Mówi się, że czas to najlepszy lekarz. Jestem słabą kobietą, zawsze byłam, ale może spłaciłam już swój dług. Muszę ci to powiedzieć. Herb był dla mnie dobry, gdy za niego wychodziłam. Kiedy urodził się Steve, nie poznałabyś go, gdybyś ich razem widziała. – Zamknęła oczy i odpoczywała przez chwilę. – I wówczas zaczęła się ta cała afera w Zatoce Tonkińskiej, a Herb był rezerwowym. Kiedy powołano jego jednostkę, wyobrażałam sobie, że zaraz wróci. Było jednak gorzej, niż myśleliśmy, i nie było go przez dwa lata. Przez te dwa lata bardzo wiele przeżyłam. On zobaczył cholernie dużo przez te dwa lata. Widział tak wiele, że odtąd za bardzo już lubił alkohol. Może przestałby pić, nie mógł jednak przeżyć, że kiedy wrócił do domu, spodziewałam się dziecka.

Catherine nie wierzyła własnym uszom.

– Dz – dziecka? W izolatce zapanowała cisza. Otwarte oko Ady wpatrzone było w sufit.

– Tak, dziecka. Oczywiście ciebie.

– Mnie?

– Powiedziałam ci, że byłam słabą kobietą. – W oku Ady pojawiły się łzy.

– Nie jestem jego córką?

Posiniaczona głowa lekko poruszyła się na poduszce. Oszołomioną Catherine ogarniało przeczucie wolności.

– Jak więc widzisz, to nie była całkiem jego wina, Cathy. Nigdy mi tego nie wybaczył. Ani tobie.

– Do tej pory tego nie rozumiałam.

– Tak bardzo się bałam ci to powiedzieć.

– Dlaczego jednak tego nie zrobiłaś? – Catherine pochyliła się niżej, tak by matka lepiej mogła zobaczyć jej twarz. – Mamo, proszę, nie winię cię, chcę tylko wiedzieć. Dlaczego nigdy nie ujęłaś się za mną? Myślałam, że nie… – Catherine przerwała, odwracając wzrok od matki.

– Nie kocham cię? Wiedziałam, co chcesz powiedzieć. To nie jest żadna wymówka, ale Herb tylko czekał, że okażę ci jakieś względy. Cóż, niewiele było potrzeba, żeby wybuchnął. Bałam się go, Cathy, zawsze się go bałam.

– Dlaczego więc go nie zostawiłaś?

– Wydawało mi się, że jestem mu to dłużna. A poza tym dokąd bym poszła?

– A teraz dokąd pójdziesz? Chyba nie wrócisz do niego?

– Nie, teraz, kiedy wiesz, już nie. Teraz jest inaczej. Ty i Steve jesteście dorośli i muszę się martwić tylko o siebie. Steve jakoś ułożył sobie życie w wojsku, a ty masz Claya. Nie muszę się już o was martwić.

Catherine poczuła kłucie w sercu. Bezwiednie pogłaskała rękę matki, po czym pochyliła się, wpatrując w twarz Ady.

– Kim on był, mamo? – zapytała. Opuchnięte usta usiłowały się uśmiechnąć.

– Nieważne kim, ważne czym. Był wspaniałym mężczyzną. Był najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła. Przeszłabym przez to piekło z Herbem jeszcze raz, gdybym mogła ponownie przeżyć te dni z twoim ojcem.

– Kochałaś go więc?

– Kochałam… och, jeszcze jak.

– Dlaczego więc nie zostawiłaś ta… Herba i nie wyszłaś za niego?

– Był już żonaty. Słysząc to wszystko Catherine zdała sobie sprawę, że w jej matce kryła się kobieta, jakiej nie znała.

– Czy on żyje? – zapytała Catherine, nagle pragnąc wszystko o nim wiedzieć.

– Mieszka tutaj, w mieście. Dlatego też najlepiej będzie, jak ci nie powiem, kto to jest.

– Powiesz mi któregoś dnia?

– Nie mogę ci tego obiecać. Widzisz, on zrobił karierę. Jest teraz kimś. Nie musisz się wstydzić, że masz takiego ojca.

Trochę zaschło mi w ustach. Czy myślisz, że mogę się napić wody?

Catherine pomogła matce napić się, usłyszała jej westchnienie, kiedy z powrotem opadła na poduszkę.

– Mamo, ja także muszę ci coś wyznać.

– Ty, Cathy? – Zaskoczenie, z jakim matka to powiedziała, sprawiło, że Catherine zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem Ada nie uważa jej za osobę niezdolną do popełnienia czegoś niewłaściwego.

– Mamo, ja to zrobiłam celowo – to znaczy, zaszłam w ciążę. Chciałam wyrównać porachunki z Herbem i chciałam uciec przed wami obojgiem, z tego domu gdzie nie było niczego poza awanturami i pijaństwem. Myślę, że podświadomie wierzyłam, że dziecko mnie stamtąd wyrwie i obdarzy miłością. Nie sądziłam, że Herb odegra się za to na tobie.

– Nie, nie obawiaj się, Cathy. Od dawna zbierało się na to. Powiedział, że powinnam była przyjść na jego rozprawę i że to moja wina, iż nie dostał od Claya żadnych pieniędzy. Jednak prawdziwym powodem było to, że nie byłaś jego dzieckiem. Nie mam wątpliwości, że to stanowiło prawdziwy powód, nie chcę więc, byś się za to obwiniała.

– Ale ja tak wszystko skomplikowałam.

– Nie, kochanie. Wybij to sobie z głowy. Masz Claya i wkrótce urodzi się wam dziecko. Mając takiego ojca jak Clay, to dziecko z pewnością też będzie kimś.

– Mamo, Clay i ja… – Catherine jednak nie mogła powiedzieć matce prawdy o ich umowie.

– Co?

– Zastanawialiśmy się, czy kiedy dziecko się urodzi, jeśli będziesz miała wówczas dość siły, nie zamieszkałabyś z nami i pomogła mi przez kilka dni.

Żałosne kłamstwo szarpnęło Catherine za serce, kiedy jej matka westchnęła z zadowoleniem i zamknęła oko.

Catherine usłyszała trzaśniecie drzwi i jej ręce znieruchomiały nad zlewem; właśnie skrobała i płukała selery. Clay wszedł do kuchni i lekko położył jej rękę na ramieniu.

– Jak mama się dzisiaj czuła? Przez bluzkę poczuła ciepło jego ręki, które przeniknęło skórę, mięsień, do głębi jej istoty. Miała ochotę odwrócić się, ująć jego dłoń, pocałować ją, położyć sobie na piersi i zapytać: „A jak ty się dzisiaj czujesz? Jak ja się czuję? Czy byliśmy szczęśliwi z powodu tego, co zaszło między nami w nocy?”

– Bardzo cierpi, ale podają jej środki znieczulające, kiedy tylko o nie poprosi. Mówienie sprawia jej jednak nadal wielką trudność.

Clay ścisnął ją za ramię, pragnąc, by się do niego odwróciła, by go potrzebowała, tak jak ubiegłej nocy. Czuł zapach jej włosów, pachnących świeżymi kwiatami. Patrzył na jej ręce, kiedy pod strumieniem wody czyściła selery.

Dlaczego się nie odwraca, zastanawiał się. Czy nie potrafi odczytać mojego dotyku? Musi wiedzieć, że ja także się boję.

Catherine zaczęła skrobać następny seler, choć go nie potrzebowała. Pragnęła spojrzeć mu w oczy i zapytać: „Co ja dla ciebie znaczę, Clay?” Gdyby ją kochał, z pewnością powiedziałby jej to do tej pory.

Ubiegłej nocy zostali złączeni przez przypadek. Nie powiedział jej jednak, że ją kocha. Nigdy w czasie tych razem spędzonych miesięcy nawet nie wspomniał, że ją kocha.

Ich zmysły pulsowały świadomością wzajemnej bliskości. Clay zobaczył, jak ręce Catherine znieruchomiały. Przesunął palcami po nagiej skórze jej karku, wsunął je za kołnierz, kciukiem gładząc jej ucho. Catherine zamknęła oczy, jej ręce leżały bezwładnie na brzegu zlewu.

– Catherine… – Jego głos brzmiał gardłowo.

– Clay, nie powinniśmy byli dopuścić do tego, co zaszło w nocy – powiedziała.

Odczuł rozczarowanie.

– Dlaczego? – Wyjął jej nóż z palców, rzucił go do zlewu i zakręcił kran. Kiedy zmusił ją do spojrzenia mu w twarz, powtórzył pytanie: – Dlaczego?

– Gdyż zrobiliśmy to z niewłaściwych powodów. To za mało – problemy mojej matki i to, że dziecko jest twoje. Nie widzisz tego?

– Ale potrzebujemy się nawzajem, Catherine. Jesteśmy małżeństwem, ja chcę…

Nagle położyła mu swe mokre dłonie na policzkach, przerywając wywód.

– Uspokój się, Clay. Nie powtórzymy już przedstawienia z ubiegłej nocy.

– Do diabła, nie rozumiem cię! – powiedział ze złością, odsuwając jej palce od swojej twarzy.

– Nie kochasz mnie, Clay – powiedziała ze spokojną godnością. – Czy teraz mnie rozumiesz?

Jego oczy, stalowoszare, przechodzące w zgaszony błękit, wpatrywały się w jej oczy i Clay zapragnął, by mógł zaprzeczyć jej słowom. Z łatwością mógłby utonąć w jej kuszących oczach, w jej gładkiej skórze i pięknych rysach, do których tak się już przyzwyczaił. Mógłby wypełnić swe dłonie jej piersiami, zniżyć swoje usta do jej, poznać ich smak i dotyk. Ale czy mógł powiedzieć, że ją kocha?

Teraz świadomie sięgnął do jej piersi, jakby chciał udowodnić, że tylko tego chce. Poprzez sukienkę i biustonosz poczuł nabrzmiałe sutki. Oddychała ciężko i szybko.

– Ty także tego chcesz – powiedział, wiedząc, że to prawda. Gdy pocierał czubki jej piersi, pod kciukami czuł prawdę.

– Mylisz pożądanie z miłością.

– W nocy myślałem, że w końcu zgodziłaś się ze mną, iż seks jest zdrowy.

– Czy teraz też tak myślisz?

– Oczywiście, że tak. Nie czujesz, co się z tobą dzieje?

Ze stoickim spokojem pozwoliła na swobodę jego rękom i chociaż nie mogła nic poradzić na to, że jej ciało odpowiada na jego dotyk, nie zamierzała dać mu satysfakcji, iż na to przystaje.

– Czuję to. Och, jak najbardziej to czuję. Czy jeszcze bardziej czujesz się mężczyzną, widząc, co się ze mną dzieje?

Clay szybko opuścił ręce.

– Catherine, nie mogę znieść twojego chłodu. Potrzebuję czegoś więcej, niż dostaję od ciebie.

– A ja nie potrafię dać ci więcej bez miłości. Tak więc, Clay, czy to błędne koło? – Popatrzyła mu prosto w twarz, nadal błyszczącą od wody. Szanowała go chociażby za to, że nie kłamał. – Clay, jestem realistką. Przez te wszystkie miesiące spędzone z tobą łatwo mogłabym dać się zwieść twoim oczom. Kiedy popatrzysz na mnie w taki szczególny sposób, cała się roztapiam i myślę, iż mnie kochasz. Wiem jednak, że to nieprawda.

– Aby być kochaną, trzeba być kochającą, Catherine. Nie rozumiesz tego? Nawet nie starasz się tego zrozumieć. Chodzisz tak, jakbyś miała na sobie zbroję. Nie wiesz, jak oddać uśmiech, dotyk czy…

– Clay, nie miałam się tego gdzie nauczyć! – broniła się. – Czy uważasz, że to przychodzi naturalnie? Czy myślisz, że się z tym rodzisz, że masz to dane, tak jak szare oczy po ojcu i jasne włosy po matce? A więc nie, nie jest tak. Miłości trzeba się nauczyć. Uczono cię jej od pierwszej chwili twojego życia. Byłeś jednym z tych szczęśliwców, którym się to przydarzyło. Nigdy się nad tym nie zastanawiałeś, ale zawsze tego oczekiwałeś, prawda? Kiedy upadłeś i stłukłeś kolano, całowano cię i pieszczono. Kiedy wracałeś do domu, witano cię i ściskano. Jeśli coś ci się nie powiodło, mówiono ci, że nie ma to znaczenia, i tak są z ciebie dumni za to, iż próbowałeś, prawda? Kiedy źle się zachowałeś, karano cię, by uświadomić ci, że bolało ich to tak, j a k kara bolała ciebie. Mnie nigdy nie udzielono takich lekcji. Zamiast tego otrzymałam inne i musiałam się nauczyć żyć nic nie wiedząc o tych lekcjach, jakie ty otrzymywałeś. Zbyt lekko traktujesz wszelkie objawy uczucia, zbyt mało przykładasz do nich wagi. Ze mną jest inaczej. Nie potrafię… nie potrafię być… och, nie wiem, jak to powiedzieć, żebyś mnie zrozumiał. Jeśli czegoś jest mało, wartość tego wzrasta. I tak jest ze mną, Clay. Nikt przedtem nie traktował mnie miło, dlatego też każdy gest, każdy dotyk ma dla mnie znacznie większą wartość niż dla ciebie. Doskonale zdaję sobie także sprawę, że jeżeli nauczę się akceptować, akceptować ciebie, będę cierpieć bardziej niż ty, kiedy nadejdzie czas naszego rozstania. Tak więc obiecałam sobie, że nie uzależnię się od ciebie – w każdym razie nie emocjonalnie.

– Chcesz powiedzieć, że jesteśmy w tym samym miejscu, jakby nie było wczorajszej nocy?

– Niezupełnie. – Catherine spojrzała w dół na swoje ręce, poruszające się niespokojnie.

– Co się zmieniło? Podniosła wzrok, spojrzała mu prosto w oczy, po czym prawie niedostrzegalnie wyprostowała plecy.

– Mama powiedziała mi dzisiaj, że Herb nie jest moim prawdziwym ojcem. To mnie od niego uwalnia – naprawdę mnie uwalnia. Zrozumiałam też lepiej, co się dzieje, kiedy z niewłaściwych powodów ludzie trwają w pozbawionym miłości małżeństwie. Nigdy do tego nie dopuszczę. Nigdy.

W czasie następnych tygodni Clay zastanawiał się nad stwierdzeniem Catherine, że miłości trzeba się nauczyć. Nigdy przedtem nie zastanawiał się, na jak wiele sposobów rodzice okazywali mu uczucie. Catherine miała jednak rację co do jednej rzeczy: zawsze przyjmował to za coś oczywistego. Ich aprobata dawała mu takie poczucie bezpieczeństwa, tak był pewien ich miłości, że nigdy nie kwestionował ich taktyki. Przyznał jednak Catherine rację, że przykłada mniejszą wagę niż ona do fizycznego kontaktu. Zaczął analizować zewnętrzne oznaki uczucia z punktu widzenia Catherine i przyznał, że przywiązywał do nich za mało znaczenia. Powoli pojmował jej przeogromną potrzebę zachowania emocjonalnej wolności, zrozumiał, że myśl o pokochaniu go jawiła się jej jako groźba – w świetle ich porozumienia, że rozwiodą się, jak tylko urodzi się dziecko. Analizował swoje uczucia do niej i doszedł do wniosku, że uczciwie mówiąc, nie sądzi, by ją kochał. Pragnął jej fizycznie, ponieważ jednak nigdy nie okazywała mu swoich uczuć, nie wyobrażał sobie, że mógłby ją kiedykolwiek pokochać. Potrzebował bowiem kobiety, która zdolna byłaby impulsywnie unieść ramiona i pocałować go. Takiej, która potrafiłaby zamknąć oczy i przytulić twarz do jego policzka, sprawiając, że poczułby się pożądany i pożądający. Wątpił, by udało mu się osiągnąć z Catherine ową swobodę i spontaniczność, której szukał u żony.

Kupili dziecinne łóżeczko z poręczami i komódką. Clay wstawił mebelki do drugiej sypialni, której ściany nadal pokrywała ta męska tapeta w brązowe wzory, zupełnie nieodpowiednia do pokoju dziecinnego.

Gdy dziecko się urodzi, kto zostanie, a kto odejdzie?

W kącie jej sypialni pojawiła się walizka, zapakowana, przygotowana, by można ją było wynieść w każdej chwili.

Kiedy po raz pierwszy zobaczył ją, usiadł ciężko na skraju łóżka i zakrył twarz dłońmi, niezmiernie nieszczęśliwy. Pomyślał o Jill, pragnąc Jill, która go tak dobrze rozumiała, i pragnąc, by to ona oczekiwała jego dziecka. Jill jednak nie chciała mieć dzieci.

Nadszedł pierwszy dzień kwietnia. Pękające pąki na drzewach i mokry zapach ziemi obwieszczały nadejście wiosny. Catherine dostała wanienkę dla dziecka od Angeli, której radość ze zbliżających się narodzin pierwszego wnuka była dla Catherine jak krwawiąca rana.

Claiborne zaskoczył Catherine, wpadając któregoś popołudnia z „drobiazgiem” dla dziecka: była to huśtawka, w której – Catherine to wiedziała – dziecko będzie się huśtać jeszcze długo po tym, jak ona i Clay rozstaną się.

Ada wróciła już do domu i codziennie telefonowała pytając, jak się Catherine czuje. Catherine, teraz rozdęta do ogromnych rozmiarów i poruszająca się ospale, odpowiadała: „Świetnie, świetnie, świetnie”, aż w końcu któregoś dnia po odłożeniu słuchawki wybuchnęła potokiem łez, już nie rozumiejąc, czego chce.

Obudziła Claya w środku nocy.

– Co? – Oparł się na jednym łokciu, jeszcze nieprzytomny ze snu.

– Zaczęły się skurcze. Mam je co dziesięć minut. Clay odrzucił kołdrę i usiadł na tapczanie, znajdując w ciemności jej rękę.

– Chodź, usiądź tutaj. Catherine wstała, lecz zaraz usiadła.

– Lekarz powiedział, żeby się ruszać.

– Lekarz? Już do niego telefonowałaś?

– Tak, dwie godziny temu. – - Dlaczego mnie nie obudziłaś?

– Ja… – Nie wiedziała jednak, dlaczego tego nie zrobiła.

– Chcesz mi powiedzieć, że chodzisz tutaj sama po ciemku?

– Clay, powinieneś chyba zawieźć mnie do szpitala, nie oczekuję jednak, że zostaniesz tam ze mną. Pojechałabym sama, ale lekarz powiedział, że nie powinnam tego robić.

Jej słowa wywołały w nim uczucie żalu, a następnie gniewu.

– Nie możesz mnie trzymać z dala, Catherine; jestem ojcem tego dziecka.

– Sądzę, że nie powinniśmy teraz marnować czasu na kłótnie – zdołała jedynie odpowiedzieć, zaskoczona. – Rób, co chcesz, kiedy tam dojedziemy.

Na oddziale położniczym przyjęła ich młoda pielęgniarka. Na bloczku identyfikacyjnym odczytali jej imię i nazwisko: Christine Flemming. Pannie Flemming nawet nie przyszło do głowy kwestionować obecność Claya. Założyła, że będzie chciał zostać przy Catherine. Tak więc poproszono go o zajęcie miejsca w dobrze oświetlonym pomieszczeniu, w którym znajdowało się wolne łóżko. Kiedy Catherine wróciła po badaniu krwi, poczuła skurcz, a wówczas panna Flemming pouczyła ją łagodnie, jak ma prawidłowo oddychać i jak najlepiej się odprężyć. Kiedy skurcz się skończył, powiedziała do Claya:

– Pańskim zadaniem będzie przypominanie jej, by się odprężyła i prawidłowo oddychała. Może się pan okazać bardzo pomocny.

Tak więc zamiast starać się jej wyjaśniać całą sytuację, Clay wysłuchał instrukcji, a po wyjściu pielęgniarki został na sali porodowej, trzymając Catherine za rękę, przypominając jej, że ma szybko i płytko oddychać, licząc skurcze i minuty, jakie między nimi upływały.

Wkrótce pielęgniarka o łagodnym głosie wróciła i powiedziała uspokajająco do Catherine:

– Zobaczymy, jak długo jeszcze. Proszę spróbować się odprężyć. Zbadam panią.

Wszystko odbyło się tak szybko, że Clay nie miał czasu, by się dyskretnie wycofać, czy też poczuć zakłopotanie. Nie poproszono go również o opuszczenie pomieszczenia, tak jak przedtem sądził. Stał po drugiej stronie łóżka, trzymając żonę za rękę, podczas gdy położna sprawdzała rozwarcie, zdziwiony, iż w tak naturalny sposób uczestniczy w tym badaniu. Położna zakończyła badanie, obciągnęła jej koszulkę, usiadła na skraju łóżka i lekko poklepała szeroki brzuch Catherine.

– Zaraz nastąpi następny skurcz. Teraz postaraj się odprężyć i licz – jeden, dwa, trzy… – Ręka Catherine schwyciła dłoń Claya niczym szczęki pułapki. Clay spocił się pod pachami, a po skroniach Catherine popłynęły strużki potu, spływając jej we włosy. Miała zamknięte oczy i mocno zaciśnięte usta.

Clay przypomniał sobie, po co się tu znajduje.

– Otwórz usta, Catherine – pouczył ją łagodnie.

– Oddychaj lekko, płytko. I pomimo bólu czuła, że jest szczęśliwa, iż Clay się przy niej znajduje. Jego głos zdawał się ją uspokajać, gdy najbardziej się bała.

Otworzyła oczy i zapytała pannę Flemming:

– Skąd pani wiedziała, że nastąpi skurcz?

Christine Flemming miała ładną twarz i uśmiech madonny i potrafiła postępować z wielką cierpliwością, co sprawiło, że zarówno Clay, jak i Catherine poczuli się bezpiecznie w jej obecności. Głos Christine brzmiał jedwabiście, łagodnie. Była kobietą doskonale nadającą się do swego zawodu.

– Cóż, wyczułam to. No, podaj mi rękę, Catherine.

– Położyła jej dłoń nisko na brzuchu. – Panie Forrester, proszę położyć rękę po drugiej stronie. Teraz proszę czekać – poczujecie, kiedy się zacznie. Mięśnie zaczną się naprężać, a brzuch wyginać i zmieniać kształt w czasie najwyższej fazy skurczu. Kiedy skurcz się kończy, mięśnie się odprężają i uspokajają. O, teraz nadchodzi. Minie około pół minuty, zanim osiągnie szczyt.

Czubki palców Catherine i Claya dotknęły się, tworząc pod jej brzuchem kołyskę. Razem dzielili radość odkrycia, kiedy mięśnie napięły się i zmieniły kształt brzucha. Dla Claya jej ból stał się prawie odczuwalny. Patrzył rozszerzonymi oczami na to, co dzieje się pod jego dłonią. Jednak w połowie skurczu ręka Catherine oderwała się i uniosła nad głowę. Clay zobaczył, że ma ściągnięte usta i mocno zaciśnięte szczęki, by nie okazać bólu. Nachylił się i odgarnął włosy z jej czoła, i wtedy, pod wpływem dotyku jego ręki, usta Catherine rozluźniły się. Cichym głosem nadal powtarzał swoją litanię, przypominając jej, co ma robić, i odczuł dziwną satysfakcję, że posiada moc ukojenia jej w najtrudniejszym momencie porodu.

– Ten skurcz był dłuższy niż poprzedni – powiedziała Christine Flemming. – Kiedy skurcze będą częstsze, najważniejsze jest to, byś się pomiędzy nimi odprężała. Czasami pomaga, kiedy lekko gładzi się brzuch, o tak. Lubię myśleć, że dziecko także to czuje i że jesteście tutaj, by je powitać. – Położna delikatnie pogłaskała brzuch Catherine, a Clay poczuł, jak w tym momencie uścisk dłoni żony wiotczeje. Uśmiechając się, Christine Flemming spojrzała na Claya i powiedziała łagodnie: – Dobrze się pan spisuje, więc przez chwilę pozwolę panu zająć moje miejsce. Zaraz wrócę. – Po czym wyszła cicho, zostawiając Claya, by gładził brzuch Catherine.

W czasie tej obecności z Catherine zrozumiał rzeczy tak głębokie i wieczne jak życie, które właśnie powtarzało się w jej ciele. Zrozumiał, że to natura i popęd zbliżają ku sobie mężczyznę i kobietę. Tak więc ból porodu miał większy sens niż tylko sprowadzenie dziecka na świat.

Gdy zabrano Catherine na izbę porodową, Clay nagle poczuł się ograbiony, jakby obcy uzurpowali sobie prawo do jego roli. Zapytano go, czy uczestniczył w zajęciach dla ojców; z całą uczciwością musiał odpowiedzieć, że nie.

W uniwersyteckim szpitalu Minnesoty nie stosowano już łóżek położniczych. Umieszczono Catherine w krześle porodowym, które pozwalało, by grawitacja wspomagała parcie. W czasie porodu była przy niej Christine Flamming, wspierająca i uśmiechnięta, a raz nawet Catherine zażartowała do niej:

– Wcale nie jesteśmy tacy mądrzy. Indianki znały ten sekret dawno temu, kiedy rodząc dzieci kucały.

Córka Catherine i Claya Forresterów urodziła się przy piątym skurczu i Catherine wiedziała, zanim zapadła w błogosławiony sen – teraz leżąc na plecach – że jest to dziewczynka.

Catherine płynęła w jeziorze mgły. Gdy wypłynęła na powierzchnię i otworzyła ciężkie powieki, zobaczyła Claya drzemiącego na krześle, z policzkiem opartym na ręce. Włosy miał zmierzwione, był zarośnięty. Pomiędzy falami bólu pomyślała mgliście: nadal go kocham.

– Clay? – wyszeptała. Otworzył gwałtownie oczy i zerwał się.

– Cat – powiedział cicho – nic śpisz? Przymknęła powieki.

– Drzemię. Znowu zrobiłam coś niewłaściwego, prawda, Clay? – Poczuła, jak ujmuje i całuje jej rękę.

– Masz na myśli to, że urodziłaś dziewczynkę? Skinęła powoli ciężką głową.

– Zmienisz zdanie, gdy ją zobaczysz. Catherine lekko uśmiechnęła się wyschniętymi ustami, a on pożałował, że nie ma nic, czym mógłby je zwilżyć.

– Clay?

– Jestem tutaj.

– Dziękuję za pomoc. Ponownie zapadła w nicość, oddychając ciężko, lecz regularnie. Clay siedział na krześle obok jej łóżka i długo trzymał jej rękę, nawet wtedy gdy zasnęła.

Laska babki Forrester obwieściła jej przybycie. Pojawiła się w drzwiach ze słowami:

– Młoda damo, mam siedemdziesiąt osiem lat. Lepiej, żeby następny był chłopiec. – Podeszła utykając do łóżka i z całego serca ucałowała swoją absolutnie doskonałą pierwszą prawnuczkę.

Roześmiana jak zawsze Marie przyszła powiedzieć Catherine, że zamierzają się pobrać z Joem, jak tylko on skończy szkołę. Dodała, że skłoniło ją do tego udane małżeństwo Claya i Catherine.

Claiborne i Angela wpadali codziennie i nigdy z pustymi rękoma. Przynosili sukienki tak absurdalnie falbaniaste, że dziecko z pewnością utopiłoby się w tych wszystkich koronkach, i pluszowe zabawki z pozytywkami, z których jedna wygrywała melodię z filmu „Królewna Śnieżka”. Oboje rozpływali się w zachwytach nad Melissa, a Claiborne, jak zauroczony, stawał w oknie sali noworodków i nie odrywał zachwyconych oczu od maleńkiej buzi. Odchodził niechętnie i zawsze ostatni. Pewnego dnia wpadł do szpitala, wracając z pracy, chociaż nie było to po drodze, i obiecywał małej: „Gdy będziesz na tyle duża, by jeździć na trójkołowym rowerku, dziadek kupi ci najlepszy w tym mieście”. A do Catherine: „Poczekaj, aż zacznie chodzić – to będzie coś”. Albo: „Ty i Clay musicie odpocząć, wyjechać na weekend i zostawić dziecko z nami”.

Przyszła też Bobbi. Stanęła pod oknem, wsadziła kciuki w tylne kieszenie dżinsów i tak się rozkołysała, że prawie stanęła na czubkach butów.

– No, patrzcie! – wykrzyknęła cicho. – I pomyśleć, że przyłożyłam do tego rękę.

Ada zapisała się na kurs prawa jazdy, by móc od czasu do czasu przyjeżdżać do Claya i Catherine, żeby zobaczyć dziecko.

Herb zniknął.

Steve przesłał ogromny bukiet różowych goździków, a trochę później zatelefonował, by powiedzieć Catherine, że postara się o urlop w sierpniu, a kiedy przyjedzie do Minnesoty, chce zobaczyć, że Cathy, Clay i Melissa mieszkają pod jednym dachem.

No i oczywiście był Clay.

Clay, który wpadał o różnych porach. Clay, który stał w nogach łóżka Catherine i nie wiedział, co powiedzieć. Clay, który doskonale odgrywał rolę ojca w obecności znajomych, śmiejąc się z ich żartów na temat tego, że ani się spostrzegą a Melissa będzie przyprowadzać do domu chłopców, uśmiechając się do Catherine, zachwycając się górami prezentów. Był też taki Clay, który spędzał samotnie długie chwile przy oknie sali noworodków, przełykając kluchę, której nigdy nie zdołał przełknąć.

Kiedy Catherine i Melissa wróciły do domu, Ada spędziła z nimi trzy dni, pomagając. W tym czasie spała na tapczanie. Clay musiał spać z Catherine. Każdej nocy budziły go ciche odgłosy ssania z drugiej strony łóżka i pragnął bardziej niż czegokolwiek w życiu zapalić światło i przyglądać się temu. Wiedział jednak, że Catherine czułaby się zakłopotana. Leżał więc w milczeniu, udając, że śpi. Zdziwił się, że Catherine zamierza karmić dziecko piersią. Początkowo sądził, że dokonała tego wyboru powodowana poczuciem obowiązku, gdyż ostatnio ten temat był bardzo głośny. Kiedy jednak czas mijał, zdał sobie sprawę, że wszystko, co Catherine robi dla Melissy, wynika z głębokiej macierzyńskiej miłości.

Catherine zaczęła się zmieniać.

Były takie chwile, kiedy zastawał ją z twarzą wtuloną w brzuszek Melissy, szepczącą jej czułe słówka, zapewniające ją o swej miłości. Raz zobaczył, jak delikatnie ssie palce stopek Melissy. Kiedy kąpała małą, towarzyszyło temu nieustanne gaworzenie i śmiech. Kiedy dziecko spało za długo, Catherine stała niczym pies przy drzwiach jej sypialni, nie mogąc się doczekać, kiedy Melissa się obudzi i zażąda jedzenia. Catherine zaczęła śpiewać, początkowo tylko dla Melissy, ale potem zapominała się i śpiewała, wykonując prace domowe. Wydawało się, że znalazła swoje źródło uśmiechów i zawsze obdarzała Claya promiennym uśmiechem, kiedy wracał do domu.

Jednakże w miarę jak wzrastało zadowolenie Catherine, zadowolenie Claya malało, aż zupełnie zniknęło. Z całą stanowczością opierał się zaangażowaniu w sprawy dziecka, chociaż zaczynało to wywierać na nim coraz większy negatywny skutek. Wybuchał gniewem przy najmniejszej okazji, podczas gdy Catherine zdawała się równie niewzruszona jak Melissa, gdyż Melissa była rzeczywiście prawdziwie zadowolonym dzieckiem. Clay tłumaczył swą popędliwość napięciem nerwów przed egzaminami końcowymi i zbliżającymi się egzaminami adwokackimi.

Zatelefonowała Angela i poprosiła go o pozwolenie na zorganizowanie niedzielnego przyjęcia z okazji ukończenia przez niego studiów. Kiedy powiedziała, że Catherine już się zgodziła, Clay rzucił do słuchawki:

– Skoro wy dwie wszystko już zaplanowałyście, to po co mnie w ogóle pytasz!

Po czym musiał włożyć trochę wysiłku, by uniknąć pytań matki, co go gryzie.

Clay ukończył studia prawnicze z wyróżnieniem. Melissa miała wówczas dwa miesiące. Teraz miał tytuł, jednak ani razu nie trzymał w ramionach swojej córki.

Загрузка...