ROZDZIAŁ 11

Smółka


Wszystko stało się tak nagle. Drapałem wokół siebie na oślep i nie trafiałem na nic, czego mógłbym się uchwycić.

Gemma była taka podniecona. Ona i Lily szły obejmując się, tuląc do siebie i gadając. Nic z tego, co zdobyłem, nie miało dla niej znaczenia – dom, moi nowi przyjaciele. Porzucała mnie. Obie nadawały na innej długości fali niż ja. Gemma wyglądała na szczęśliwą, szczęśliwszą, niż kiedykolwiek była ze mną. Ale jednocześnie zachowywała się trochę histerycznie, co dało mi nadzieję, że może nazajutrz zechce wrócić.

Było coś niesamowitego w naszym marszu ulicami Bristolu. Lily nie miała na sobie nic oprócz siatkowego podkoszulka ufarbowanego na czarno. Czułem strach. Byłem pewien, że wpakujemy się w kabałę, jakąś bójkę czy coś w tym rodzaju. Rzeczywiście jacyś faceci, którzy pili w bramie, zaczęli coś do nas wykrzykiwać, ale po prostu przeszliśmy obok i nic się nie stało. Zaczynałem odnosić wrażenie, że popadam w paranoję. Tylko ja jeden ciągle się przejmowałem.

Gemma ledwie mnie zauważała, tak bardzo była podniecona, ale Lily ciągle się oglądała w moim kierunku. Pomyślałem sobie, że pewnie się zastanawia, co ją we mnie drażni. Potem zaczęły rozmawiać o mnie. Domyśliłem się tego, bo stale rzucały w moją stronę ukradkowe spojrzenia. To trwało przez jakiś czas. W końcu Lily przystanęła, póki się z nią nie zrównałem, i dotknęła mojego ramienia.

– Opowiedz mi o swojej mamie – powiedziała.

Spojrzałem na Gemmę. Byłem zażenowany. To wszystko było tak osobiste! Ale Gemma zawołała: „No dalej, powiedz jej. Tak będzie dobrze, powiedz jej, powiedz…”

Więc spróbowałem.

To było trudne. Nie znałem ich. Gemma stale się wtrącała. Wszystkim chciała się podzielić z Lily. Nieważne, czy to coś należało do niej, czy nie. Mówiła o moich rodzicach, jakby byli dwójką potworów, i to mi się nie podobało. Moja mama… ona po prostu nie umie dać sobie rady. Nie postępuje źle dlatego, że tak chce. Tak samo mój tato. Oni po prostu nie potrafią inaczej. Zaklinowali się i nie dają rady. Prawdopodobnie nie powinni byli mieć dzieci. To wszystko.

Lily stale uciszała Gemmę. Nie mówiła dużo, po prostu słuchała. Nie wiem, co sobie myślała.

Mieszkali w dużym starym domu na rogu City Road. Umieścił ich tam Richard. Musiał chyba włamać się do połowy pustych domów w Bristolu. Mieli mieszkanie na parterze i duży ogród. Wewnątrz panował bałagan. Wszystko wypakowane różnymi rzeczami: książkami, ubraniami, narzędziami. Na podłodze leżał na wpół rozebrany silnik. Należał do Roba, który ciągle albo budował silniki, albo rozbierał je na kawałki.

Lily nastawiła czajnik i włączyła muzykę. Zacząłem rozmawiać z Robem. Był w porządku. Bardzo sympatyczny. Brakowało mu dwóch przednich zębów, więc wyglądał jak prawdziwy zabijaka, ale w rzeczywistości był bardzo delikatny i uprzejmy. Jedynie ta luka w ustach przypominała, że potrafiłby być nieprzyjemny, gdyby zechciał.

Gemma i Lily zaczęły zapalać świece. Z początku wyglądało to fajnie, ale później nie wiedziałem, co się dzieje, bo przynosiły ich coraz więcej i więcej. Bez końca nowe świece. Lily wydobywała je z szafki. Robiło się coraz zabawniej. Nawet Rob był zaskoczony. Nie miał pojęcia, skąd je wzięła, a przecież z nią mieszkał. Śmialiśmy się do rozpuku przy każdym kolejnym pudełku.

– Specjalna okazja – zauważył Rob.

Zaczął opowiadać o rozłożonym na podłodze silniku, który wydobył z jakiegoś śmietnika. Był to silnik motocyklowy.

Zapewniał mnie, że potrafi go naprawić i sprzedać. Bardzo wcześnie zdobył wiedzę o silnikach. Miał dziwne dzieciństwo. Jego mama należała do grupy hipisów. Zimą zatrzymywali się na dłuższy postój, a latem podróżowali po całym kraju, z festiwalu na festiwal. Musiał nauczyć się naprawiać silniki w wieku ośmiu lat, bo zawsze ktoś w pobliżu rozbierał motor swojego wozu i bawił się w mechanika.

– Tak – powiedziała Lily. – Wielka honda, tysiąc centymetrów sześciennych, brum-brum-brum. Wspaniali mężczyźni na swych szalejących maszynach – zaczepiała go, ale on tylko się śmiał i w ogóle się tym nie przejmował.

Pokój wypełnił się światłem świec. Bałem się, że coś się w końcu od nich zapali. Świece stały na stole pomiędzy rondlami i talerzami z ich ostatniego posiłku. Może dwadzieścia lub trzydzieści sztuk, świecących silnym blaskiem. Świece na kominku, świece na podłodze, przyklejone do książek, półek, stolików – nawet na górnej krawędzi drzwi. Robiło się od nich gorąco.

– Ona kolekcjonuje świece – oznajmił Rob.

– Świece to magia. Kolekcjonuję magię – wyjaśniła Lily.

Później, w tym całym blasku… nie wiem, jak mam to opowiedzieć. Podeszła i pociągnęła mnie, żebym powstał. Gemma uśmiechała się.

– Zrobiłeś to – powiedziała Lily.

– Zrobiłem? Co?

– Próbowali zmienić cię w zwierzę, ale się wyrwałeś. Uciekłeś!

– Tak? – odparłem. Czułem się jak idiota. Stałem, gapiłem się na świece i myślałem, co będzie dalej.

– Jesteś cholernym Człowiekiem z Tytanu! Tak!… Smółka… Człowiek z Tytanu! – krzyknęła znienacka Lily.

Poderwała i uniosła moje ramię. Chciałem je opuścić, ale ona ponownie je poderwała i zaczęła tańczyć dookoła mnie.

– Tak, to prawda. Wyrwałeś się, człowieku – przytaknął Rob, szczerząc się.

– Smółka! Ona mówi, że zrobiłeś najwspanialszą rzecz. Zrobiłeś to, zrobiłeś…! – krzyczała Gemma.

– Nie mam pojęcia, skąd wziąłeś taką siłę. Naprawdę zrobiłeś to, człowieku. I jesteś tu, i reszta twojego życia będzie WSPANIAŁA! I jesteś taki sexy i kocham cię, człowieku. Kocham cię, mmmmmm, tak. Nie wiem, jak ktoś mógłby ci się oprzeć. Jesteś taki… taki WSPANIAŁY! -Lily rzuciła się na mnie, odchyliła mi głowę do tyłu i zaczęła mnie całować i napierać całym ciałem, jakbym był jakąś gwiazdą rocka.

Nie wiedziałem, co mam robić… Bo nic na sobie nie miała, no i Rob był w pobliżu. Ale ona wiwatowała i Gemma tak samo. Więc całowałem ją, moje ręce przesuwały się po całym jej ciele, starałem się wykorzystać tę okazję do maksimum…

– Mmmm, mmmm, jesteś taki SEXY, jesteś taki SILNY, jesteś Człowiekiem z Tytanu – powtarzała Lily.

A ja pomyślałem: Ależ tak… Bo przecież to zrobiłem, może nie? Zawsze sądziłem, że brak mi siły. Tak myślałem. I dlatego czułem się taki słaby i pełen poczucia winy, jakbym ciągle uciekał, lecz… Nic dziwnego. Wydostanie się z tego było trudne. O mało mnie nie zniszczyło. Ale dokonałem tego. Wydostałem się. Zrobiłem to…

– ZROBIŁEM TO! – powiedziałem. – Zrobiłem… -To było niesamowite. Wcześniej nie zdawałem sobie z tego sprawy. – Zrobiłem to. Uwolniłem się… TAAAAK!

Загрузка...