ROZDZIAŁ 5

Smółka


To było największe szczęście, jakie mnie w życiu spotkało.

Nie chodziło tylko o ten dom, raczej o ludzi. Byli po prostu niezwykli. Od samego początku. Zwłaszcza Richard. Kiedy ich poznałem, zapytali najpierw, ile mam lat.

– Szesnaście – odparłem bez zastanowienia. Siedzieli sobie, pili piwo i palili skręty. Natychmiast poczułem się głupio, bo oni byli wobec siebie tacy bezpośredni, a ja… opowiadałem jakieś głupie kłamstwa! Zebrałem całą odwagę i wyrzuciłem z siebie: – Naprawdę nie mam szesnastu lat, tylko czternaście.

– Ach, tak… – odezwał się Richard.

Z jego twarzy mogłem wyczytać potępienie. Byłem pewien, że zaraz każe mi się wynosić. Wkrótce jednak się okazało, że był wstrząśnięty czymś innym. Tym, że mój ojciec pobił czternastolatka.

– To znaczy, że nie dostanie zasiłku – zauważył Jerry.

– Ja już żebrałem. Chcę znaleźć jakąś pracę… – zacząłem.

A Richard… Nigdy byście nie zgadli, co powiedział.

– Po prostu przez dwa lata będziesz musiał na nas pasożytować.

Natychmiast pomyślałem, że to nie spodoba się Jerry’emu, lecz Vonny dorzuciła szybko:

– Jeden więcej nie robi różnicy.

Możecie w to uwierzyć? Miałem wreszcie znaleźć schronienie. Naprawdę mnie lubili. Chcieli wzdąć mnie pod opiekę i to nie dlatego, że mieli za dużo pieniędzy. Wszyscy oprócz Richarda byli na zasiłku. A Richard nawet obiecał, że przyniesie jakąś robotę z warsztatu rowerowego.

Było mi tak przyjemnie. Bo przecież mnie nie znali. Mogłem żyć w Bristolu sto lat i nigdy nie spotkać ludzi takich jak oni.

Jerry się ożywił. Był trochę inny niż tamci, ale w końcu uśmiechnął się.

– Może nauczę Smółkę, jak wynosić to i owo ze sklepów – powiedział i puścił do mnie oko.

– Och, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – odparł Richard. – Jeśli go przyłapią, odeślą albo do domu, albo do poprawczaka. A tego byśmy nie chcieli, no nie? – dodał, spoglądając z uśmiechem na lodówkę.

Zaczęli zastanawiać się nad tym, jak mógłbym zarobić trochę pieniędzy, a ja znienacka pomyślałem o Gemmie. Właśnie zdałem sobie sprawę… że znalazłem dla nas miejsce! W końcu tutaj mogłaby mieszkać. A oni pomogliby jej, tak jak mnie, i mielibyśmy tych samych wspaniałych przyjaciół, właściwie rodzinę… Naprawdę, wszystko tu na nią czekało.

Od razu opowiedziałem im o niej i… no tak, to mnie trochę rozczarowało, ponieważ nie byli tak entuzjastyczni jak ja.

Częściowo to moja wina, gdyż nie byłem pewien, czy przyjedzie tylko mnie odwiedzić, czy już na dobre, ale miałem nadzieję, że raczej na dobre. Chciałem, żeby pomogli mi ją przekonać. Opowiedziałem im o kłopotach, które będzie miała w domu, a oni…

– Problem polega na tym, Smółka, że wiele od niej żądasz. Zgadza się? – podsumował Jerry. – Ma zostawić szkołę, rodziców, wszystko… dla ciebie.

– To nie tak – zaoponowałem. Ale czy była to prawda?

Zacząłem znów mówić o jej rodzicach, a wtedy Vonny przerwała mi.

– Ja też kłóciłam się z rodzicami, lecz nie musiałam uciekać z domu.

Poczułem się potwornie przygnębiony. Tak bardzo pragnąłem, żeby Gemma była ze mną i nigdy dotąd nie spojrzałem na to w ten sposób. Chyba okazałem się samolubny.

– Czy bardzo zależy ci na tym, by do ciebie przyjechała? – zapytała Vonny.

Prawie płakałem.

– Kocham ją – odrzekłem.

Usłyszałem, jak Jerry parsknął śmiechem. Nie wiem, dlaczego miałby mi nie wierzyć. Vonny też wyglądała tak, jakby miała wątpliwości. Ale myślę, że uwierzył mi Richard.

– Zobaczymy, jak to z nią jest – obiecał. -Teraz jesteś jednym z nas – oznajmił i uśmiechnął się, patrząc gdzieś ponad moją głową.

– On ma dopiero czternaście lat, Richardzie – zauważyła odrobinę cierpko Vonny.

– Zakochać się można w każdym wieku – odparł Richard. – Ja bez przerwy zakochiwałem się jako czternastolatek.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Później powiedziałem im, że chciałbym zatelefonować do mamy. I wiesz co? Zrzucili się po funcie, tak że mogłem sobie z nią porządnie pogadać.


Wiem, co możesz sądzić o mnie i mojej mamie. Że trzymałem się spódnicy. Ale to nie tak. Myślę, że to nie było tak.

Ludziom się wydaje, że mój tato był gorszy, bo mnie bił, ale naprawdę gorsza była mama. Z nim to łatwa sprawa, po prostu go nienawidzę. Nienawidzę go, bo sam wszystko psuje, a potem oskarża wszystkich naokoło i nie robi nic, żeby to naprawić. I dlatego, że traktuje mnie i mamę jak śmieci. Sądzę, że mamy także nienawidzę. Problem w tym, że również ją kocham.

Tato chadzał do pubu i pił całymi wieczorami. Mimo to tylko bywał pijany. Mama tkwiła w tym na okrągło. Nikt o niczym nie wiedział… nawet tato nie zorientował się przez całe lata. Po prostu pijąc pamiętała o tym, żeby utrzymać się na nogach. Dopiero kiedy zrobiło się gorzej i po powrocie do domu zastawał ją zalaną, zaczął coś kumać.

Na razie nic się nie działo. To znaczy – było fatalnie, ale nie przerażająco. To nawet miało swój urok, kiedy była wstawiona… jakaś taka roztrzepana i rozchichotana. Lecz potem zaczęło się dziać coraz gorzej i gorzej, i ona stała się odrażająca w tym stanie. Przewracała się, szlochała, jęczała i rzygała.

Tato powinien był dostrzec, że jest chora, że nie daje sobie rady, ale on tylko się wściekał. Wracał do domu, który przypominał wysypisko śmieci, z mamą szwendającą się wśród bluzgów i wyzwisk albo leżącą bez czucia na podłodze. Potwornie się kłócili. Były to naprawdę straszne, przygnębiające kłótnie, podczas których wrzeszczeli, obiecując sobie wzajemnie, że się pozabijają. I rozwalali co popadło. Coś strasznego. Tyle że z początku żadne nawet nie dotknęło drugiego, chyba że przez przypadek.

Starałem się jakoś pomóc. Wracałem ze szkoły, robiłem zakupy i przygotowywałem herbatę albo próbowałem jako tako posprzątać. Chciałem, by to wyglądało, że coś robiła, zamiast całymi przedpołudniami leżeć w łóżku, a po południu się zalewać. A tak właśnie było w rzeczywistości.

Właściwie byliśmy tylko we dwoje, ja i mama. Tato wychodził rano i wracał późnym wieczorem. Nic go nie obchodziło, o ile dostawał swoją kolację. Zawsze mi powtarzała, że nie wie, jak zniosłaby to wszystko beze mnie. Brała mnie pod włos. Lubiłem to. I wszystko jakoś by się toczyło, gdyby… ach. Moja mama jest taka cwana.

To dlatego – rozumiesz – że nie musiała się tym wszystkim przejmować. Z początku po prostu starałem się pomóc, ale… Zaczęło być tak, że ja wracałem do domu, a ona leżała pijana w sztok na sofie obok sterty rzeczy do prasowania czy czegoś takiego i błagała mnie, żebym coś z tym zrobił, bo tato musi mieć uprasowane koszule i wścieknie się, jeśli ona tego nie zrobi. Nie chodziło o mój wysiłek, tylko o to, że uświadomiłem sobie, iż jestem wykorzystywany. Najbardziej wkurzające było to, że kiedy miała gdzieś wyjść albo gdy ktoś do nas przychodził, to udawało jej się jakoś pozbierać. I nawet dom był posprzątany. I zakupy zrobione. Ale gdy byliśmy tylko ja i tato, nigdy nawet nie kiwnęła palcem.

W końcu zacząłem przez to popadać w kłopoty. Pewnego dnia na matmie układałem listę zakupów, kiedy przyłapał mnie nauczyciel, pan Webster.

– No cóż, przynajmniej potrafisz dodawać – powiedział. Myślę, że zorientował się, o co chodzi, bo uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu. Ale musiał wspomnieć o tym dyrektorowi czy komuś, i ten ktoś zapewne spotkał się z mamą i tatą.

Jakieś dwa dni potem wróciłem później do domu i zastałem ich oboje czekających na mnie i kompletnie pijanych. Byli wściekli. On napadł na mnie za to, że odwalałem jej robotę i przez swoje wtrącanie się zachęcałem ją do picia. Na nią naskoczył, że traktuje mnie jak parobka i przeszkadza mi w nauce. Ona wrzeszczała na niego, że wtrąca się w sprawy między nią a jej synem, a mnie zapewniała, że polega na mnie i potrzebuje mnie, dopóki jest chora.

Była naprawdę pijana. Zaczęła kleić się do mnie. Zawsze tak robi. Objęła mnie i jęczała, płakała i mówiła, jak bardzo mnie kocha i że muszę jej pomóc podnieść się z tego. To było potworne. A potem… tacie po prostu puściły nerwy. Nagle zaczął na nas nacierać z wyciągniętymi rękami i obłąkanym wzrokiem. Myślałem, że ją zamorduje. Schowała się za mnie, a ja poczułem uderzenie w twarz. Trafił mnie w przelocie. Podniosłem głowę, żeby zobaczyć, czy nic się nie stało mamie, i wtedy spostrzegłem, że szykuje się do kopniaka…

To ja byłem obiektem ataku. Przez cały czas! Nie mogłem uwierzyć. Nie mogłem zrozumieć. Dosłownie mnie wtedy skopał. Mama leżała pod stołem, kiedy to się działo. Widziałem, jak znalazła puszkę piwa i pociągnęła łyk. Potem ruszyła na niego, a on zostawił mnie i wybiegł. Chwilę później usłyszałem, jak wychodzi z domu i zapala silnik. Mama przecierała moje rany chustką. Przez tydzień nie chodziłem do szkoły, ale kiedy pojawiłem się w następny poniedziałek, wciąż jeszcze byłem posiniaczony. Od tamtej pory nikt już nie rozmawiał o mnie z mamą i tatą.

Nigdy nie byłem w stanie pojąć, dlaczego popadło na mnie. Jeśli chodzi o mamę, to byłoby normalne. Nie mówię, że chciałbym, aby się jej czepiał, ale przynajmniej mógłbym zrozumieć, o co chodzi. Ale dlaczego ja?

W dalszym ciągu nie mogę dać sobie z tym rady.

Na jakiś czas zrobiło się znośniej, ale potem znów się zaczęło. Tato z jakichś sobie tylko znanych powodów nie cierpiał, kiedy zajmowałem się domowymi pracami, więc starałem się z tym uporać przed jego przyjściem. Tak, by myślał, że to wszystko robi ona. A mama zwalała na mnie coraz więcej i więcej i upijała się coraz wcześniej, a ja czułem się winny, że zostawiam jej za mało do zrobienia. Między nimi dochodziło bez przerwy do kłótni, a ja obrywałem coraz częściej…

Dlatego właśnie odszedłem. Problem w tym, że… ona była ode mnie zależna. Rozumiesz? Nie mogłem przestać myśleć o kłótniach, do jakich teraz musiało dochodzić. Stale myślałem o tym, jak tato się wścieka i powtarza, że to ona wyrzuciła mnie z domu…


Vonny zaproponowała, że pójdzie ze mną do budki, ale czułem, że muszę zrobić to sam. Nie wiem dlaczego. No i to był błąd. Gdybym tak posłuchał rad Gemmy. Ona zna się na ludziach o wiele bardziej niż ja. Tak czy inaczej znalazłem budkę przy ulicy i wybrałem numer. Moje serce płonęło. Powiedziałem „halo”, spokojnie, żeby oszczędzić jej nadmiernego szoku, i… to ja byłem zaszokowany.

– David… – odezwała się po prostu. Następnie czekała, co mam do powiedzenia.

Zacząłem mówić. Nie pamiętam już co. Coś o sobie, że czuję się dobrze, że znalazłem jakieś miejsce, w którym mogę mieszkać, i że wszystko będzie w porządku, że wszyscy ludzie są w porządku, że mam co jeść i dbam o siebie. Wiesz, o co chodzi.

Kiedy skończyłem, nie nastąpiła żadna reakcja. Słyszałem, że pali. To wszystko. Moja matka często przewraca się, przytrzymując się mnie albo ściany, albo łapiąc obrus czy co tam jest pod ręką. Tym razem jednak czułem, że jest absolutnie przytomna, jak ptak lub ryba, która nigdy nie zasypia, cały czas nasłuchując i obserwując.

– Przepraszam, że odszedłem – powiedziałem. – Nie miałem zamiaru… to znaczy, nie chciałem. No i… wszystko w porządku, mamo? Mamo, powiedz coś, odezwij się.

– Nie mogę zbyt wiele powiedzieć, Smółko – odezwała się dość zwyczajnym głosem. – On jest na górze i podsłuchuje. – Zniżyła głos aż do chrapliwego szeptu i dodała: – Zaczął mnie bić…

Zdawało mi się, że ziemia pode mną się rozstąpiła.

Rozumiesz? O tym nigdy nie pomyślałem. Nigdy bym nie pomyślał, że posunie się do tego. Ale to przecież było oczywiste! Powstrzymywała go tylko moja obecność. Czułem się tak, jakby ktoś podniósł cały świat o dziesięć stóp i spuścił go na betonową posadzkę. Wszystko to była moja wina.

Wtedy ona zaczęła. Tak samo jak zwykle. Na początku myślałem, że jest zupełnie trzeźwa, ale okazała się pijana jak zawsze. W końcu był już wieczór.

– Tak się boję – powiedziała. – Co wieczór wraca pijany i nigdy nie wiem, co zrobi. Jestem sama. Nie mogę dać sobie rady ze wszystkim w domu, kochanie. Usiłuję… Wiesz, jaki potrafi być… taki kłótliwy, taki wściekły, kiedy coś nie jest w porządku. To nie jego wina. Byłam złą matką i złą żoną. Nie powinieneś był opuszczać mnie, Davidzie. Rozumiesz to, prawda?

Nastąpiła pauza.

– Tak – odpowiedziałem. No bo co miałem odpowiedzieć?

– Wiesz, jak bardzo polegałam na tobie… I tak bardzo się starałam… och, kochanie, jak mogłeś…?

Nieomal widziałem, jak osuwa się przy sofie na podłogę, rozklejona i płaczliwa. Czułem, jak jej łzy spadają na słuchawkę i kapią mi aż tutaj na ręce.

– Posłuchaj, mamo… – słyszałem odgłos jej łkania. – Mamo, po prostu przestań płakać. Przestań, proszę, to porozmawiamy. Czy to boli, mamo? Czy on cię mocno bije?

– Kochanie, proszę, wróć do domu, proszę… On powtarza, że to ja cię wypędziłam… – i płakała, płakała, płakała.

– Dobrze, mamo. Przestań, proszę… Posłuchaj, wrócę do domu. Wrócę do domu. To nie jest na zawsze. Wrócę do domu.

Chciałem coś jeszcze powiedzieć. To potworne, co jej powtarzał. Że to ona mnie wygnała. Bo to wcale nie była prawda. On mnie wyrzucił. Ale… w tym, co mówił, też była prawda.

– Wrócę do domu. W porządku?

– Kiedy?

– Wkrótce, mamo. Tylko muszę załatwić parę spraw.

– Możesz zrobić to teraz. Idź i złap autobus…

– Nie mam pieniędzy.

Słyszałem, jak zaciąga się papierosem, myśląc o tym, co powiedziałem.

– Autostopem – poradziła.

– Wrócę tak szybko, jak się da.

– Nie masz pieniędzy? A ja myślałam… powiedziałeś, że wszystko jest w porządku…

I zaczęła mi mówić, żebym uważał na siebie. Martwiła się o mnie. Chciała wiedzieć, czy jestem najedzony i czy mam ciepłe ubranie i tak dalej. Naprawdę jest dobrą matką. Czy raczej byłaby nią, gdyby udało jej się rozstać z butelką.

Następnie zaczęła wypytywać. Bałem się, żeby nie powiedzieć za dużo… Pytała o ludzi, z którymi jestem, gdzie jestem, jaki jest mój adres, jak oni się nazywają. Mówiła, że chciałaby im w jakiś sposób podziękować, ale jej nie ufałem. Złościła się, że nie chcę nic powiedzieć.

– Nie ufasz mi, Davidzie? Nie ufasz mi? – powtarzała. I tak oczywiście było, tylko że przecież nie mogłem jej oświadczyć: „Nie, nie ufam ci”. Więc musiałem szukać wymówek. To ciągnęło się bez końca. Telefon zaliczał kolejne impulsy, wrzuciłem monety na zapas. Wydałem na rozmowę trzy funty. Skończyłem dopiero wtedy, kiedy zabrakło mi już monet i telefon nagle zamilkł w pół zdania.

Nienawidzę mamy bardziej niż taty, ponieważ jego tylko się boję, a mama sprawia, że czuję się podły i bezużyteczny. Ona niweczy wszystko, co chciałbym zrobić sam ze sobą. Odchodząc od budki czułem się jak gówno. Obiecałem jej, że wrócę do domu. Obiecałem jej wszystko, co chciała. A przysięgałem, że nie będę niczego obiecywać. Wiedziałem, że nie powinienem był dzwonić.

Ona zawsze tak postępuje. Robi ze mną, co chce. Czasem robiła to dla zabawy. Po prostu dla własnej przyjemności. Zrobiła to w obecności Gemmy, kiedy Gemma przyszła mnie odwiedzić… po prostu gadała i gadała i kazała mi kręcić się po domu i wykonywać jakieś głupie zadania, dopóki nie straciłem nerwów. Wszystko zaczęło mi lecieć z rąk i zdenerwowałem się. Dostrzegłem, że mama zerka na Gemmę. Wiedziałem, o co chodzi. Gemma też wiedziała -jestem pewien! – chociaż nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Mama pokazywała swoją siłę.

Mimo to obiecałem jej, że wrócę, a nie mogę łamać danego słowa. W każdym razie nie wobec mamy. Zwłaszcza wobec niej. Teraz powinienem zatelefonować do Gemmy i powiedzieć, żeby nie przyjeżdżała. Teraz powinienem wrócić do domu i na zawsze pogodzić się ze znoszeniem tego wszystkiego…

Wałęsałem się nie wiadomo jak długo. Minęły godziny, zanim wróciłem do domu. Było późno. Miałem nadzieję, że wszyscy poszli spać, lecz na parterze zauważyłem światło świec. Czekali. Chcieli wiedzieć, jak mi poszło.

Zawróciłem i pokręciłem się jeszcze trochę, ale nadal siedzieli. Pomyślałem: A niech tam, będzie co ma być…


Kiedy skończyłem, nikt nie odezwał się ani słowem. Po chwili Richard podniósł się i uścisnął mnie, potem zrobiła to Vonny… nawet Jerry to zrobił. To było tak… tak jakby dobrze mnie znali albo… nie wiem. I było to dla mnie trochę dziwaczne, bo nie jestem… W mojej rodzinie nie ma zwyczaju wymieniania uścisków. To było tak, jakby dawali mi jakieś lekarstwo. A potem zapomniałem o wszystkim i przywarłem do nich i musiałem bardzo, bardzo się starać, żeby nie płakać. Czułem się tak żałośnie.

W końcu odezwał się Richard:

– Ale oczywiście nie zrobisz tego? Wiesz, że nie zrobisz, prawda?

Byłem zaskoczony. Naprawdę nie oczekiwałem, że to powie.

– Nie możesz – dodała Vonny. – Gemma miała co do tego rację. Najlepsze, co mogłeś zrobić, to opuścić dom.

– Ale ja przyrzekłem… – powiedziałem.

– Nie sądzę, żeby obietnice składane pod presją miały jakieś znaczenie – odparł Richard.

– On ją bije…

To ciągnęło się godzinami. Ja zwyczajnie nie widziałem możliwości, żeby tak ją z tym wszystkim zostawić. Oni użyli wszystkich argumentów, by mnie przekonać. Vonny zapewniała, że skoro zaczął ją bić, to już nie przestanie, a ja nie będę mógł nic zrobić. Richard ciągle mówił, że nie jestem odpowiedzialny za całą sytuację, o czym zresztą wiedziałem, choć i tak mi to nie pomagało.

– Ona nie może zajmować się tobą, a ty nie możesz zajmować się nią, zgodzisz się? – stwierdził.

Wszystko, co mówili, było prawdą. Wszystko zresztą wcześniej przemyślałem sam. Problem polegał na tym, że nie sprawiało to żadnej różnicy. Nic z tego nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, że on zaczął ją bić, odkąd odszedłem, a ja być może mógłbym go powstrzymać, gdybym wrócił…

Загрузка...