ROZDZIAŁ 13

Smółka


Wróciłem do pokoju, wyjąłem podarowane mi przez Gemmę pastele i ponownie przymierzyłem się do swojego mlecza. Na desce do rysowania, którą trzymałem na kolanach, położyłem arkusz grubego papieru – prezent od Vonny. Pastele były jaskrawe, tak jak chciałem. Ale nie wyszło dobrze.

Przyszła Vonny i zapytała, jak się czuję. „W porządku” – odpowiedziałem. Spytała, gdzie jest Gemma, i musiałem powiedzieć, że ona nie wróci. Potem wszedł Jerry, pytając, co się stało. Potem Richard. Siedziałem i czekałem, żeby wreszcie sobie poszli.

Czasem czuję się, jakbym był jakimś organem wyrwanym z ciała żywego zwierzęcia. Widać każdy skurcz. Tak jakbyś się bez przerwy spowiadał. Potrafię nawet zachować kamienną twarz, jeśli tego chcę, ale potem się zapominam i znów przebiegają przez nią skurcze, i znów każdy dokładnie wie, co czuję w każdej sekundzie.

Jedyne, czego pragnąłem, to zakopać się sto milionów mil pod ziemią.

Wchodzili i wychodzili, obserwowali mnie, kiwali głowami i rozmawiali na mój temat. Później zaczęli o Lily i Robię.

– Karaluchy – powiedział Jerry.

Zatkało mnie. Wyglądali podejrzanie, ale naprawdę wcale tacy nie byli.

– Nie chciałabym znaleźć rano czegoś takiego w swoim pantoflu – dodała Vonny, co mnie rozśmieszyło.

Popatrzyłem na Richarda, bo jemu ufałem najbardziej. Wyglądał na strasznie zdenerwowanego, nie odezwał się jednak. Otoczyli mnie i zaczęli ściskać i pocieszać, ale żadnemu z nich nie udało się to tak jak Lily, kiedy nazwała mnie Człowiekiem z Tytanu.

– Polubiłem ich – stwierdziłem.

– Och, daj spokój – rzekł Richard.

Vonny była wściekła na Gemmę. Uważała jej postępowanie za nieodpowiedzialne. Jerry powtarzał, że powinienem się od niej uwolnić i że być może to, co zaszło, w końcu wyjdzie na dobre. Zabawne, ale przez cały czas w tle myśli pojawiał się obraz krzyczącej na mnie mamy i taty za jej plecami, wielkiego jak góra, z twarzą, która ciemniała, ciemniała, ciemniała coraz bardziej.

– Ona lubi latać – powiedziałem.

– Musi nauczyć się chodzić, zanim będzie mogła biegać, a co dopiero latać – odparła Vonny.

Tylko że ja też chciałem wzlecieć.


Dzień czy dwa później przyszedł Rob. Byłem w rozterce. W zasadzie zdecydowałem się na rozstanie z Gemmą. Miałem nadzieję, że gdy dam jej odetchnąć, ona być może zatęskni do mnie i będzie chciała, bym wrócił. Chociaż, mówiąc szczerze, niezbyt na to liczyłem, dopóki byli przy niej Lily i Rob.

– Ona chce, żebyście pozostali przyjaciółmi. To nieprawda, że nie chce cię więcej widzieć – oznajmił.

– Muszę po prostu trochę odpuścić – odparłem.

– A co ze mną i Lily? – podjął. – My chcemy cię widzieć…

Wyszliśmy się przejść. Nie powtórzyłem mu, co tamci o nim mówili. Przebuszowaliśmy parę śmietników, pokręciliśmy się po antykwariatach i księgarniach, ale… miałem za dużo zmartwień. Byłem zadowolony, kiedy to się skończyło. Poprosiłem go, żeby przekazał Gemmie, że – no wiesz – że nie będziemy się widzieli przez jakiś czas.


– Będzie rozczarowana – stwierdził Rob.

– Nie sądzę.

Nic nie odpowiedział. To była prawda. Porzuciła mnie.


Minął tydzień, zanim znów się z nimi spotkałem.

– Ktoś chce się z tobą widzieć – zawołała Vonny. Od razu wiedziałem, o kogo chodzi, bo powiedziała to takim tonem, jakby odkryła, że zapchała się toaleta czy coś w tym rodzaju. Wyjrzałem. Na dole przy schodach stała Lily i machała do mnie, kołysząc głową i szczerząc zęby w uśmiechu, niczym kot albo wąż, albo… jak Lily.

Widząc ją miałem jakieś dziwaczne uczucie. Jak zawsze w obecności Lily. Spotykając ją gdziekolwiek poza jej domem, miało się wrażenie, że jest nie na swoim miejscu. Jakbyś wyjrzał przez okno i zobaczył pytona wślizgującego się pod żywopłot. Jakby samo to, że idzie ulicą, stanowiło jakąś niewiarygodną, niebezpieczną przygodę. Przypuszczam, że tak było w istocie.

– Chodź ze mną – powiedziała.

Miałem zamiar unikać ich jeszcze przez kilka dni, ale…

Włożyłem płaszcz i wyszedłem za nią z domu.

Było mokro. Poprzednio widziałem ją tylko w nocy albo w mieszkaniu, półnagą. Teraz miała na sobie długą spódnicę, która szargała się w kałużach.

Szła obok, uśmiechając się cały czas, tak jak zwykle to robi – jakby nosiła w sobie jakąś tajemnicę.

– Co u Gemmy? – spytałem.

– Och, jest wspaniała, fantastyczna. Znasz naszą Gems – odpowiedziała Lily, a potem wybuchnęła śmiechem. Musiałem wyglądać na rozczarowanego, że nie podziela mojego smutku. – Nie bierz sobie do serca tych romantycznych bredni o miłości – dodała. I zaczęła chwytać się za serce i gardło, jęcząc: – Moje życie nie ma sensu, nie mogę bez niej istnieć, och, ja, nieszczęsny, nieszczęsny… – zakończyła oparta o ścianę, z dłonią na gardle i wywieszonym językiem.

Coś w tym było, nie? Uwiesiłem się Gemmy. Chyba potrzebowałem czegoś, czego mógłbym się uchwycić po ucieczce z domu – czegoś w rodzaju laski albo kuli. Może to było tylko to. Lily oderwała się od ściany i wzięła mnie pod rękę.

– Ona za tobą tęskni – powiedziała. – Wszyscy tęsknimy. Ja też.

Uniosła się na palcach i pocałowała mnie w usta. Był to prawdziwy, długi pocałunek. Potem ruszyliśmy dalej. Trzymała się mojego ramienia i przenikało mnie ciepło jej ciała. Poczułem coś, jakby ukłucie.

Weszliśmy do domu. Kazała mi zaczekać w holu.

– Jesteśmy! – krzyknęła.

– Zaczekaj chwi… – to był Rob.

Wtedy drzwi się otworzyły. Wypadła z nich Gemma z prędkością stu mil na godzinę. Zarzuciła mi ramiona na szyję i całowała mnie po całej twarzy, całkiem tak jak wtedy na dworcu, kiedy wysiadła z autobusu.

– Tęskniłam do ciebie. Naprawdę tęskniłam. Sama byłam ZASKOCZONA, jak bardzo mi ciebie brakowało – mówiła.

Zanim zdążyłem o czymkolwiek pomyśleć, popchnęła mnie prosto do pokoju, gdzie czekał Rob z puszką piwa, kiwając głową i szczerząc zęby, a obok niego…

Ta książka! Nie wierzyłem własnym oczom. Ta książka, ten przedmiot za sześćdziesiąt funtów, który chyba tylko Bóg mógł mieć na własność! Ustawili ją na starych, drewnianych sztalugach, a dookoła pełno było wstążek i kwiatów – całe naręcza mleczy, wielka, żółta sterta mleczy. I duża karta z napisem „Dla Smółki z wyrazami miłości od…” i ich podpisy. Dla mnie.

– Dla kogo? Dla kogo? – pytałem, bo to wszystko wydawało się pozbawione sensu.

A oni odpowiedzieli chórem: „Dla ciebie! Dla ciebie!”.

Nie mogłem uwierzyć! Książka, otwarta na stronie z fotografią, która wydawała mi się szczególnie piękna, była udekorowana kwiatami i liśćmi z papieru wyciętymi przez Lily. I wszystko było ozdobione udrapowanym czerwonym jedwabiem. Jakby to był pomnik na moją cześć.

– Ale… jak wam się udało…? – bo przecież książka była wystawiona osobno, w pobliżu kasy, dokładnie tam, gdzie zawsze kręcił się personel.

– Jesteś jedyną osobą, która mogła sobie na nią pozwolić – odparł Rob.

– Tak. I teraz masz trzy osoby do kochania zamiast jednej – powiedziała Lily i obdarowała mnie pocałunkiem. Prawdziwym, chyba dwuminutowym – tak mi się przynajmniej zdawało. Słyszałem, jak Gemma klaszcze i pohukuje, a Rob woła: „Jeszcze… jeszcze!”. Zaczęli odliczać, żeby zobaczyć, jak długo wytrzymamy.

Rozpłakałem się wtedy, w samym środku tego pocałunku. Nie chlipałem, pociekły mi tylko łzy, ale czułem je na policzkach. Myśleli, że to ze szczęścia – bo tak było – ale nie chodziło tylko o to. Wciąż byłem smutny po utracie Gemmy, a Lily mówiąc to i całując mnie, przypominała mi o wszystkim. Wtedy wspięła się na palce – jestem sporo od niej wyższy – i zlizała wszystkie łzy z mojej twarzy.

– Odtąd będę żyła wiecznie – powiedziała.


Zgarnięcie tej książki zajęło im cały tydzień. Codziennie przychodzili do księgarni i obserwowali miejsce, czekając na moment, kiedy nikogo nie będzie w pobliżu. Przebierali się nawet w różne ciuchy, żeby ich nie rozpoznano. Ubawiło mnie to, bo Gemma i Lily mogły to zrobić, ale Rob ze swoim sterczącym irokezem i dwoma brakującymi zębami… nie ma sposobu, żeby ukryć coś takiego.

Tak czy inaczej, kiedy po sześciu dniach jeszcze nie mieli pojęcia, jak to zrobić, Rob usłyszał, jak sprzedawca mówi do kogoś, że ktoś tam miał przyjść, ale nie przyszedł, i że on przez to spóźni się na popołudniową przerwę. Na to pojawia się kierownik działu, czy ktoś w tym rodzaju, i puszcza tego gościa na jego przerwę. Wtedy dzwoni telefon i kierownik musi iść odebrać.

Rob planował przyjść tu jako student z dużym portfolio, w którym można by ukryć książkę. Nie miał go ze sobą, bo w dalszym ciągu tylko obserwował miejsce. I oto nagle znalazł się obok książki, w pobliżu nie było nikogo z personelu, a on okazał się zupełnie nieprzygotowany…

Wsadził ją sobie pod pachę i wyszedł, mijając wszystkich. Sprzedawców w dziale powieści, znajdującym się miedzy nim a drzwiami, dziewczynę przy ladzie, klientów, którzy kręcili się po księgarni, i personel ustawiający i metkujący książki. Zwyczajnie wyszedł tuż przed ich nosami, z tą wspaniałą, przykuwającą wzrok księgą, wetkniętą pod pachę. Kiedy był na ulicy, zauważyła go Gemma i oboje szybko odmaszerowali za róg, i dopiero stamtąd puścili się biegiem.

Dla mnie. Zrobili to dla mnie.

Gemma podeszła i razem ze mną zaczęła przeglądać książkę. Pokazywaliśmy sobie zdjęcia, które najbardziej nam się podobały, i uśmiechaliśmy się do siebie nawzajem. Przez cały czas gdzieś z tyłu głowy błyskała mi myśl: co teraz? Co teraz?

Lily i Rob usiedli przy stole. Rob wytrząsał coś na skrawek aluminiowej folii.

– Och, tak – odezwała się Gemma.

Rob podał folię Lily. Zapaliła zapałkę i potrzymała ją pod folią. Rozszedł się ciężki, słodki zapach i pojawiła się smuga białego dymu. Lily podniosła folię do ust. „Hop!” – powiedziała. Wessała biały dym i zacisnęła wargi. Na bardzo długo wstrzymała oddech. Potem zaczęła powoli oddychać. Uśmiechała się jak wąż.

– Teraz jest mi dobrze – stwierdziła.

– Co to? – zapytałem.

Lily zakołysała dłonią w powietrzu, jakby chodziło o rodzaj czarów czy magii i odpowiedziała: – Heroina. Tak!

– To? To naprawdę jest heroina? Naprawdę? – byłem przerażony. Rob przygotowywał następną porcję. Myślałem tylko o jednym. Ona jest ćpunką, ona jest ćpunką, ona jest ćpunką…

Znasz te historie. Bierzesz jeden mały niuch i wpadłeś. Jesteś uzależniony na resztę życia, kończysz na ulicy, napadając staruszki i myszkując staruszkom po kieszeniach, żeby zdobyć kilka funtów na następną działkę. Rob oddał folię Gemmie. Uśmiechnęła się do mnie, potarła zapałkę i „Hop!” – powiedziała. Patrzyłem, jak dym ucieka z jej nozdrzy. Chyba musiała coś robić źle, bo Rob i Lily poderwali się z krzykiem:

– Nie wypuszczaj, nie wypuszczaj…! – i Gemma zaczęła chwytać ustami dym, który uciekł jej przez nos.

– Ten dym jest dosyć ważny – stwierdził Rob. O Boże, o Boże… myślałem.

Przygotował porcję dla mnie, ale potrząsnąłem głową. Rob roześmiał się i zużył ją sam.

– Hej! – Lily była zła. – Hej! A Smółka? Co ty robisz?

Rob tylko się uśmiechnął i otworzył usta wypuszczając dym. Wyglądał jak duch. Lily rozzłościła się na serio, ale on wyciągnął małą paczuszkę i potrząsnął nią.

– Tam, skąd ją wziąłem, jest tego o wiele więcej -powiedział, a Lily skrzywiła twarz w uśmiechu.

– No dalej, spróbuj, to nie boli – zwróciła się do mnie Gemma. – To ci nie zrobi krzywdy. Po prostu dobrze się poczujesz.

– Nie chcę – odparłem. Lily była ubawiona.

– Nie chcesz być ćpunem jak my? – prowokowała. – Jesteś ćpunem, Smółka?

– Nie.

– Nie staniesz się nim od odrobiny hery. Żeby zostać ćpunem, musisz myśleć jak ćpun.

– Tak, nie potrzebujesz hery, żeby sobie pomóc… Gemma westchnęła i opadła na oparcie fotela. Przyjrzałem się jej twarzy, żeby zobaczyć, czy widać jakąś różnicę. Wyglądała jak… ktoś szczęśliwy.

– To nic złego, Smółka. Spróbuj. Nie musisz tego robić nigdy więcej, jeśli nie chcesz. Ale raz spróbuj. Wszystkiego spróbuj chociaż raz. To, co mówią, że wystarczy jeden mały raz i jesteś ćpunem na całe życie, to tylko bajki, wiesz?

– Bajki do straszenia dzieci, bajki, które mają trzymać cię w ryzach – dodała Lily.

Rob zrobił jeszcze jedną porcję. Podał mi ją.

– Hera jest najlepsza. Dlatego lekarze zachowują ją dla siebie – mrugnął porozumiewawczo.

– Wiem lepiej od lekarzy, co jest dla mnie dobre – oświadczyła Lily.

Popatrzyłem na folię i pomyślałem: Boże, nie wiem, co robić…

– Spójrz, on naprawdę chce zaprzepaścić szansę poczucia się lepiej niż ktokolwiek w świecie – stwierdziła Lily.

– Będzie więcej dla nas – odparł Rob.

Wtedy powiedziałem sobie: „A co mam do stracenia?”. Rob wręczył mi zapalniczkę. Zapaliłem ją i potrzymałem płomień pod folią, obserwując, jak biały proszek zmienia się w mały, brązowy zlepek, poruszający się tam i z powrotem w zgięciu folii. Szepnąłem „Hop!” i…

Czasem potrzebujesz doświadczenia. Tym doświadczeniem może być osoba i może nim być narkotyk. Takie doświadczenie otwiera jakieś drzwi, które były tam cały czas, ale ich nigdy nie dostrzegałeś. A może zostajesz wystrzelony w inną przestrzeń. Tym razem to była Lily i Rob, i Gemma, poświęcający tyle czasu, bym poczuł się jednym z nich. Ale był też narkotyk. Cały ten syf – porzucenie przez Gemmę, mama i tato, ucieczka z domu. Cały ten negatywny ładunek. Cały ból…

To wszystko po prostu odpłynęło. Ja od tego odpływałem… wysoko i daleko…

Odchyliłem się, popatrzyłem na książkę, popatrzyłem na nich i Gemma uśmiechnęła się do mnie szerokim, łagodnym uśmiechem, a jej oczy wyglądały jak szklane kulki.

– Lepiej? – spytała.

Pokiwałem głową. Nie czułem się jakoś niewiarygodnie cudownie. Nic takiego. Ale tamto po prostu minęło. Całe cierpienie- Podeszła i usiadła obok i tak jakoś wwierciła się pod moje ramię.

– Smółko – powiedziała. – Chcesz być ze mną?

– Tak – odparłem. – Tak, chce.

– O mało tego nie zniszczyłam, prawda?

– Zamieszkacie tutaj, z nami – oznajmiła Lily. – Tak, oboje. Chcecie?

Co mogłem odpowiedzieć? Czułem, że właśnie zaczynam się uczyć, jak żyć.

– Tak!

Загрузка...