ROZDZIAŁ 23

Smółka


JEŚLI CHCESZ BYĆ MOIM PRZYJACIELEM

ZAPUKAJ DO MYCH DRZWI

JA NIE OTWORZĘ CI

WIEM

PO CO PRZYCHODZISZ TU

DOBRZE WIEM, PO CO JESTEŚ TU

Lurky


Byłem właśnie u Deva, kiedy przyszedł kumpel i powiedział: „Właśnie są u ciebie…”

Natychmiast tam poszedłem. Nie mogłem dociec, dlaczego robili to teraz, a nie jak zwykle o drugiej w nocy, kiedy mieliby pewność, że wszyscy będą na miejscu. Ale fakt był faktem. Samochód z niebieskim kogutem. To było jak sen. Nie bałem się. Czułem ulgę. Zabawne. Sam się dziwiłem tej uldze. Naturalnie polegało to na tym, że w końcu całe to pieprzone bagno miało się skończyć. Tylko że oczywiście nic się nie skończyło.

Kilka razy przeszedłem się tam i z powrotem. Lily i Rob przenieśli się gdzie indziej kilka miesięcy temu, po narodzinach dziecka. Nie wiedziałem, czy Gemma była w środku, czy nie, ale przypuszczałem, że tak. Nie wiedziałem, co robić. Bo jeśli ambulans przyjechał do niej, nie mogłem już zrobić nic więcej, ale straszliwie pragnąłem przekonać się, czy tak było rzeczywiście. Czy wszystko z nią w porządku, czy może jest martwa, czy… A jeśli nic jej się nie stało, to z radością bym wszedł i wziął całą winę na siebie, ale gdyby jej tam nie było, to wchodząc zrobiłbym najgłupszą rzecz na ziemi.

Chodziło o to, że zatrzymał się u nas znajomy, Col. Ten sam, który kiedyś był z Sally. Wyjechał na sześć miesięcy do Amsterdamu, wrócił, a teraz spał na naszej ławie. To mógł być on. Po prostu nie wiedziałem i musiałem to sprawdzić. Nie mogłem tak po prostu nic nie robić. Więc wszedłem.

Policja była w holu. Jeden duży, naprawdę duży, ponadwymiarowy facet i drugi, normalnych rozmiarów. Mówię „normalnych”, ale z tego też było wielkie bydlę. Złapali mnie, każdy za jedno ramię, kiedy tylko przekroczyłem próg.

– Czego tu chcesz, synu?

– Gdzie jest Gemma?

– Niech cię głowa nie boli o Gemmę. Co tu robisz?

– Mieszkam tutaj… – Spojrzeli po sobie. – Czy z nią wszystko w porządku? Po kogo przyjechał ambulans…? – Próbowałem się uwolnić i przedrzeć przez drzwi salonu, ale oni jeszcze mocniej ścisnęli moje ramiona i unieśli mnie nieco ponad podłogę. Równie dobrze mógłbym walczyć z King Kongiem.

Oczywiście nic mi nie powiedzieli… czy tam była, jak się czuła, nic. Zaciągnęli mnie w głąb holu i przeszukali. Cały czas powtarzałem:

– Gdzie jest Gemma, gdzie jest Gemma?

– Niech cię głowa nie boli o Gemmę – odpowiadali, jakbym był niegrzecznym chłopcem.

– Cokolwiek znajdziecie, to jest moje – powiedziałem. Nastąpiła pauza.

– A co możemy znaleźć, Davidzie? – zapytał ten duży.

– Mieszkam tu. Wszystko tutaj jest moje.

– Chcesz złożyć zeznanie?

– Tak.

– Najpierw go aresztuj – rzucił drugi gliniarz.

– Zaczekaj – odparł duży.

Podszedł do drzwi pokoju frontowego. Otworzył je i natychmiast zamknął za sobą, więc nie mogłem zobaczyć, co się tam dzieje.

– Chcę tylko wiedzieć, czy nic jej się nie stało.

– Komu miało się coś stać? – spytał gliniarz, jakby mnie wypowiedział już dziesięć razy imienia Gemmy.

Następnie drzwi otwarły się i duży gliniarz wyszedł z plastikową torebką. Wewnątrz była zawartość naszej skrytki. Jakieś ćwierć uncji heroiny i trochę haszu.

– Czy to twoje, Davidzie? – zapytał. Spojrzałem. To było nie tylko nasze. Część z tego mogła należeć do Cola, ale…

– Tak, to moje, to wszystko moje – oznajmiłem.

– Aresztuję cię pod zarzutem posiadania narkotyków klasy A w celu ich sprzedaży. Ostrzegam cię, że…

Słuchałem w roztargnieniu. To było straszne. Stale spoglądałem na drzwi, za którymi mogła być Gemma.

Jeden z gliniarzy wyszedł z holu, żeby pogadać przez krótkofalówkę. Następnie drzwi się otwarły i wyszli dwaj sanitariusze. Trzymali między sobą Cola. Był odurzony i lał się im przez ręce, kiedy z nim chodzili. To znaczy na przemian tracił przytomność i znów przychodził do siebie. Głowa stale mu opadała i podnosiła się, kiedy trzeźwiał, a potem znów opadała.

– Co z nim? – zapytał pilnujący mnie policjant.

– Przeżyje – odparł jeden z sanitariuszy.

– A co z tą drugą? – zainteresował się gliniarz. Sanitariusz spojrzał na niego, a potem na mnie, a ja natychmiast pomyślałem o najgorszym…

– Gdzie jest Gemma, gdzie jest Gemma? Gemma! Gemma! – krzyczałem i szarpałem się, żeby przedostać się przez te drzwi.

Gliniarz ścisnął mnie i przygniótł do ściany, trzymając mnie nad podłogą, ale ja wrzeszczałem i wyrywałem się. I wtedy usłyszałem ją…

– Nic mi nie jest, Smółka. Nic mi nie jest… Natychmiast dał się słyszeć kobiecy głos:

– Zamknij gębę!

Był to naprawdę nieprzyjemny kobiecy głos. Musiała być prawdziwą suką. Gemma zamknęła się, ale już wiedziałem. Wiedziałem, że tam jest, i wiedziałem, że nic jej się nie stało. Po tym, jak zobaczyłem Cola, byłem gotów płakać z ulgi… Gliniarz był naprawdę wkurzony. Mocno docisnął mnie do ściany. Chociaż to była jego wina. To pytanie „A co z tą drugą?” miało mnie tylko nakręcić.

– Powinien był pan mi powiedzieć, że nic jej nie jest. Nic by panu nie szkodziło – powiedziałem.

– Głupi mały wszarz – warknął gliniarz.

Wtedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Wrzasnąłem co sił w płucach:

– To jest moje, Gems. Dobra?

Gliniarz się wściekł. Złapał mnie i mocno mną potrząsał, a kobieta po drugiej stronie drzwi wrzasnęła: „Zamknij swoją pieprzoną gębę!”.

– Chytry mały gnojek z ciebie, co? – syczał gliniarz, ze złym błyskiem w oku. Z przyjemnością dałby mi wycisk. Sądzę, że powstrzymało go jedynie to, iż na zewnątrz stali sanitariusze i mogli coś usłyszeć.

Wkrótce potem wyprowadzili Gemmę do holu i zabrali nas oboje do wozu policyjnego. Widziałem tę kobietę, która z nią rozmawiała. Miała twarz jak białą maskę, potworną, perfidnie wyglądającą. Odprowadzono nas do samochodu i, dziwna rzecz, zgadnij, kogo zobaczyłem, jak nas obserwował z chodnika po drugiej stronie ulicy? Skolly – ten gość, który pierwszy okazał mi współczucie i skontaktował mnie z Richardem.

Czułem się dość skrępowany. Nie zamieniłem z nim ani słowa, nawet mu nie podziękowałem, odkąd trzy lata temu opuściłem dzikie siedlisko. Raz prawie do tego doszło. Wracaliśmy do domu późno w nocy z imprezy i wpadliśmy na niego i jeszcze jakiegoś faceta. Sądząc z wyglądu, wyszedł na piwo. Zataczał się z rękami w kieszeniach. Rozpoznałem go od razu. Chyba chciał się do nas przyczepić o to, że na niego wpadliśmy, chociaż naprawdę to była jego wina, ale wtedy zobaczył Lily w świetle latarni. Miała na sobie swój zwykły strój na imprezy – siatkowy podkoszulek. Cokolwiek chciał powiedzieć, jej widok odebrał mu mowę.

Miałem już zawołać „cześć”, ale Lily spojrzała na niego i zaczęła krzyczeć: „Włochaty Potwór! Włochaty Potwór!”. Uciekliśmy, jakby był jakimś monstrum, wrzeszcząc: „Włochaty Potwór!”. Pamiętam, że miałem nadzieję, iż mnie nie poznał.

W areszcie policjanci byli o wiele sympatyczniejsi. Oficer dyżurny okazał się całkiem miłym, starszym facetem. Ale to nie miało znaczenia, bo byłem przesłuchiwany przez tych dwóch zbirów, którzy mnie aresztowali. Byli straszni. Ten duży – stale w natarciu – darł się na mnie. Pamiętam, że poczułem na twarzy jego ślinę, kiedy przechylał się nad stołem krzycząc. Starłem ją palcem i pomyślałem: policyjna mordo, ale nie odważyłem się tego powiedzieć.

Potem wyszedł, a zamiast niego przyszedł ten drugi i udawał miłego i przyjacielskiego. Mówił do mnie „Davidzie” i usiadł obok mnie „żeby pogawędzić, zanim koledze skończy się przerwa na herbatę…” Chcieli dowiedzieć się nazwisk i adresów, gdzie kupowaliśmy towar, od kogo, tego rodzaju sprawy. Oczywiście trzymałem język za zębami.

Wiedziałem, kogo grali – Dobrego i Złego Glinę. Powinieneś tak się przestraszyć paskudnego, że powiesz wszystko temu sympatycznemu. Zabawne było to, że ten miły był za głupi, żeby dobrze wywiązać się ze swego zadania. Nie mógł się zmusić do tego, by być miłym. Poza tym to był właśnie ten, który nazwał mnie wszarzem. Ciągle prosiłem go o fajkę, a on powtarzał: „Za minutę, Davidzie, za minutę…” Fajka oczywiście nigdy się nie pojawiła i wkrótce stało się jasne, że się nie pojawi. Nic nie mógł zrobić. To było dla niego po prostu za trudne. Nauczyli go, jak grać Dobrego Glinę, ale zapomnieli go nauczyć, jak naprawdę być miłym.

To jednak i tak działało. Śmieszne, co? Naprawdę musiałem trzymać nerwy na wodzy, zwłaszcza kiedy ten sympatyczny mówił, że będzie o wiele lepiej dla Gemmy, jeżeli będę zeznawał, że sąd spojrzy na sprawę przychylniej, jeśli będę współpracował… To były tylko kłamstwa, wiedziałem, ale mimo wszystko… Powiedział, że puściła farbę, więc ja też mogę zrobić to samo. Prawie mu uwierzyłem. Oczywiście kiedy się wydostałem, potwierdziło się, że to były tylko kłamstwa.

Jeszcze tej nocy zwolnili Gemmę. Ja wyszedłem po trzech dniach. Oskarżyli mnie i postawili przed sądem magistrackim. Zostałem oddany na okres próbny pod kuratelę służb społecznych. Niczego im nie powiedziałem. Ani słowa.


Któregoś dnia spacerowałem po terenie. Dom jest nieciekawy. Ściany pomalowano jaskrawą farbą i wszędzie zalatuje kapustą. Za to park jest piękny – krzewy, trawniki, dzikie zakątki i wielkie, wielkie drzewa, które musiały zostać posadzone sto lub dwieście lat temu. Szedłem przez zarośla pełne czerwonych jagód i to było po prostu olśniewające. Powietrze pachniało liśćmi i glebą. Kolory były tak wyraziste, że bolały mnie oczy. Nie tak jak na głodzie, kiedy jaskrawe kolory są naprawdę nieprzyjemne. Teraz jestem czysty. To było po prostu olśnienie czerwienią. Czułem, że po raz pierwszy od trzech lat naprawdę na coś patrzę. Myślałem sobie, że przez cały ten czas między mną a światem była heroina, jak gruba poduszka, przez którą nic nie można zobaczyć ani usłyszeć, ani dotknąć. To jak trzy lata w niebycie. Jakbym sam zamknął się w szpitalu dla obłąkanych i dostawał mocne środki otępiające.

Chyba zresztą to właśnie mi się przydarzyło.

Nie, to nie jest więzienie. Mój przypadek nie kwalifikuje się do trzech miesięcy odsiadki. To jest ośrodek leczenia uzależnień w Weston-Super-Mare. Mój obrońca mówi, że jeśli ukończę kurs tutaj w Weston, jeśli otrzymam dobrą opinię, jeśli pozostanę czysty, jeśli zacznę prowadzić normalne życie z Gemmą i dostanę pracę i całą resztę, to istnieje poważna szansa na to, że zostanę warunkowo zwolniony. Możemy nawet się pobrać, Gemma i ja. Chociaż obrońca uważa, że to może trochę za wcześnie, ze względu na nasz wiek.

Jestem tutaj – spójrzmy prawdzie w oczy – bo aż nazbyt przeraża mnie więzienie. Znam ludzi, którzy siedzieli, i wszyscy mówią: „to się po prostu dzieje i zwyczajnie musisz się z tym pogodzić”. Ale ja ciągle rozmyślam o klawiszach i o całej tej brutalności, i o tym, że nie mógłbym tego znieść. Wiem, że na pewno bym nie zniósł.

Zabawna rzecz, kiedy mnie przymknęli, było całkiem inaczej. Siedziałem w celi myśląc: dzięki Bogu, wszystko skończone. To już nie leżało w moich rękach, rozumiesz? Myślałem, że od razu poślą mnie do poprawczaka, po prostu wsadzą mnie na parę lat. Żadnych decyzji, żadnych upadków, żadnych obietnic ani kłamstw. Żadnej heroiny. Straciłbym wszystko – sprzęt, który kupiliśmy, Gemmę, przyjaciół, dom, rzeczy. I cieszyłem się z tego. Co za ulga, myślałem. Nie mam już własnego życia. Dzięki ci za to, Boże.

A te sukinsyny mnie wypuściły.

Kiedy wyszedłem, oczywiście zacząłem się bać. Znów trzeba było wybierać. Więc gdy obrońca powiedział, że jest szansa, chwyciłem się jej. I tak jest lepiej. Jestem tutaj, ponieważ chcę z tego wyjść. Chcę być czysty. Chcę zapanować nad swoim życiem. Nie zostawiać tego policji. Chryste! Policjanci jako terapeuci – komu to potrzebne?

Ze wszystkich rzeczy, jakie uświadomiłem sobie podczas mojego pobytu w tym miejscu, najważniejsze jest dla mnie to, że kocham Gemmę. Pomyśl, zapomniałem, że jestem zakochany!

Piszę do niej codziennie. Na każdym liście rysuję mały żółty mlecz. Zawsze podpisujemy nasze listy: „Mleczu, kocham cię”.

Mnóstwo ludzi powtarza mi, że powinienem z nią zerwać. Ciągniemy się nawzajem w dół. Jestem słaby, wiem. To pierwsza rzecz, której tu uczą. Musisz pamiętać, że jesteś słaby i zawsze będziesz słaby. Każdy nałogowiec jest taki. Gemma jest słaba. Nie ma czegoś takiego jak silny nałogowiec. No więc ciągniemy się wzajemnie w dół. Widzę to. Lecz nie mogę z niej zrezygnować. Ona jest wszystkim, co mam.

Miesiąc temu mógłbym to zrobić, ale nie teraz. Miesiąc temu nie kochałem jej. Nikt mnie nie obchodził – ani rodzice, ani przyjaciele, ani Gemma. Nie czułem już nic. Myślałem, że to ja jestem najważniejszy. Myślałem, że lepiej jest niczego nie czuć. To hera. Uczucia istnieją, w porządku. Byłem tak naćpany, że nie przeżywałem uczuć.

Gemma przysięgała, że pozostanie czysta, dopóki będę w ośrodku. Zanim tu przyjechałem, nie braliśmy nic przez blisko dwa tygodnie – no, prawie nic, raczej ograniczyliśmy branie. Chcemy mieć dzieci i to będą czyste dzieci. Lily stale lądowała, kiedy była w ciąży. Ciągle chciała gadać tylko o tym, jaką jest dobrą matką, i to samo robili wszyscy wokół niej. Ale jak można być dobrą matką na drągach? Dając sobie w żyłę podczas karmienia? Widziałem ją. Wszystkie naczynia w przegubach łokci i pod kolanami ma tak pokłute, że wstrzykuje sobie do żył między piersiami. Widziałem ją, jak z dzieckiem przy piersi szukała igłą żyły.

„Piękne, grube żyły, kiedy sutki są duże i wypełnione mlekiem”, powiedziała. I nikt nie odezwał się ani słowem.

To jest hera. Myślisz sobie, że jeśli nie powiesz prawdy, to ta prawda niejako przestanie istnieć. Oszukujesz sam siebie. Gdyby ktoś napomknął Lily, że wyrządza krzywdę swojemu dziecku, na pewno by się wściekła. Ale ona to wie.

Hera sprawia, że widzisz wszystko z dystansu. To nie ma znaczenia, to już przestało być realne.

A przecież jest.

Gemma mówi, że jeśli tym razem nie poradzimy sobie oboje, to się rozstaniemy. Ona też to chce zrobić. Dlatego to takie ważne, żeby mi się teraz udało.

Okazała się taka silna. Rzuciła salon, rzuciła heroinę. To jest naprawdę trudne, bo ja tutaj nie mam pokus, a ona ciągle tam jest z Lily, Robem i Sal, i… tym. Pisze do mnie dwa razy na tydzień. Prawdę mówiąc – ona jest ze mną szczera pod tym względem – od czasu do czasu się załamuje. Potrafię to zrozumieć. Cenię szczerość bardziej niż cokolwiek. Kiedy przyjadę, wyprowadzimy się z Bristolu i poszukamy naszego własnego miejsca. Ja będę wówczas czysty od miesiąca, a ona będzie brała tylko trochę. Wiem, że może to zrobić, bo nie opowiada kłamstw, tak jak ja to robiłem. Zawsze udawałem, że praktycznie nic nie biorę. Nawet w to wierzyłem, także wtedy, kiedy brałem dwa, trzy, cztery razy dziennie, całymi tygodniami bez przerwy.


Kiedy tu przybyłem, zebrali razem nowo przyjętych i powiedzieli, co i jak. Siedzieliśmy, prawie dziesięć osób, w ustawionych w koło fotelach i czekaliśmy, a chudy, wy. soki facet – na początku myślałem, że to jeden z nas – nagle zaczął mówić.

– Nikt was tu nie trzyma. Kiedy poczujecie, że macie dosyć, tam są drzwi. – Pokazał głową zielony znak wyjścia. – Ale dopóki tu jesteście, zakazane są wszelkiego rodzaju drugi. Nawet aspiryna.

Roześmieliśmy się nerwowo. Uśmiechnął się.

– Nawet hasz – dodał, jakby to był najłagodniejszy narkotyk. – Sam lubię zapalić, lecz skoro mogę się bez tego obyć, to i wy możecie.

Wszyscy poruszyli się w swoich fotelach i roześmieli się swobodniej.

– Jeśli ktoś zostanie przyłapany z jakimkolwiek narkotykiem, to wylatuje. Żadnych pytań, żadnego tłumaczenia, natychmiast drzwi. To dotyczy także mnie. A wiec każdy, kto czuje, że nie da rady, niech lepiej odejdzie teraz. Naprawdę. Odejdźcie teraz, a będziecie mogli wrócić kiedy indziej. Czekasz, aż cię przyłapią, to zostajesz wylany na zawsze. Jeżeli cię przyłapią na braniu tutaj narkotyków, nigdy już nie wrócisz.

Kilka osób rzeczywiście wstało i wyszło. Ja też miałem pokusę, ale… dla mnie to był wybór między tym miejscem a poprawczakiem.

Potem przyszło najgorsze – odtruwanie, gęsia skórka. Nigdy nie znosiłem tego tak źle. Prawda jest taka, że zawsze miałem jakąś odrobinę, żeby przez to przejść. Albo metadon, albo coś innego. To było okropne. Prawie się załamałem. Zrobiłbym to, gdybym mógł sam decydować. Siedziałem w fotelu jęcząc, czułem się fatalnie, a każdy mówił: „Dalej, Smółka. Możesz to zrobić. Jeszcze parę dni i będziesz czysty”. Ale ja pragnąłem hery. W końcu powiedziałem im, że nie zniosę tego dłużej, i poprosiłem, żeby zawołali któregoś z doradców. Chciałem powiedzieć, że odchodzę.

Przyszedł ten chudy facet – Steve. Usiadł i chwilę mnie obserwował, a potem powiedział:

– Chcesz czegoś, co by ci pomogło?

– Co masz na myśli?

– Nie mogę dać ci heroiny, ale mam trochę metadonu dla najcięższych przypadków. Mogę ci wypisać receptę. -Wyciągnął klucz. – To jest klucz do gabinetu lekarskiego. Możesz go dostać w ciągu dwóch minut, jeśli chcesz.

Metadon jest substytutem heroiny. Dają go narkomanom w trakcie kuracji. W rzeczywistości pod pewnymi względami jest gorszy niż hera. Bardziej uzależnia, a przy syndromie odstawienia jest najgorszy. Ale heroina jest nielegalna, a metadon nie. Więc… Z trudem łapałem powietrze.

– Tak, proszę. Cokolwiek – wyrzuciłem z siebie.

– W porządku. Pójdę i przyniosę. Spakuj plecak.

– Co?

– Spakuj plecak. Jeśli chcesz trochę, możesz to mieć, ale musisz odejść. – Wyciągnął klucz. – Dwie minuty, Smółka.

Patrzyłem to na klucz, to na niego, a on się uśmiechał.

– No… pierdol się – warknąłem. Mało brakowało.

Wtedy byłem wściekły, lecz oni wiedzą, co robią. Są zawsze bardzo pomocni, ale każą ci walczyć na każdym etapie. Wiedzą, że to nie jest łatwe. Dowiedziałem się później, że Steve sam był narkomanem przez piętnaście lat. Piętnaście lat i przestał.

Więc to jest możliwe.

Jeden z doradców był kiedyś alkoholikiem. Naprawdę ciężki przypadek. Zjadał rano własne rzygi, żeby nie marnować alkoholu. Budził się – a zawsze upewniał się przed zaśnięciem, że ma przy sobie trochę gorzały, aby wypić ją od razu po przebudzeniu – więc budził się i zaraz ją wypijał, a jego żołądek natychmiast to odrzucał. Rzygał, ale nie mógł tego tak zostawić, bo to było wszystko, co miał. Łapał rzygi w dłonie i wypijał z powrotem…

Nie domyśliłbyś się tego, widząc go teraz. Jest absolutnie zwyczajnie wyglądającym facetem. Zresztą skończył z tym dziesięć lat temu. Całe dziesięć lat. A potem pewnego wieczoru uznał, że ma to już za sobą, że może sobie na trochę pozwolić. Więc się napił.

„I tak się potoczyło – kompletna degrengolada. Obudziłem się następnego dnia rano w rynsztoku. Wiedziałem, że tylko jedno może sprawić, bym znów lepiej się poczuł. Więc to zrobiłem. I nie trzeźwiałem przez kolejne cztery lata…”

Pamiętam, jak raz Dev i jego dziewczyna postanowili to odstawić i wykupili sobie wakacje na Wyspach Kanaryjskich. I wiesz co? Spotkali w samolocie faceta, który okazał się dealerem i trochę od niego kupili.

To jedna z tych prawd, których uczą. Nigdy nie możesz ponownie dotknąć tych rzeczy, cokolwiek by to było – szlugi, alkohol, hera. Nieważne, co mi się przytrafi, nieważne, co zrobię albo czego nie zrobię. Nie mogę ponownie dotknąć heroiny. Nawet jeden raz. Bo nie jestem wystarczająco silny. Bo ona jest silniejsza ode mnie. To jest ta ważna sprawa, o której zawsze muszę pamiętać…

Uczą takich rzeczy, ale większość pracy polega na terapii. Siadamy i rozmawiamy ze sobą, jedno o drugim. Musisz ujawnić wszystko. Ludzie słuchają. Nie osądzają cię. Nie wciskają ci gówna, jak zwykle robią to ludzie, którzy nigdy nie mieli takich problemów. A jeszcze inna rzecz – prawdopodobnie najważniejsza, przynajmniej dla wszystkich znanych mi nałogowców – wszyscy naprawdę chcą, żebyś z tego wyszedł.

Mamy tu całą galerię – uzależnionych od amfy, ćpających heroinę, ludzi na barbituranach, ludzi na valium. Jest tu kobieta mniej więcej w wieku mojej mamy, która była na valium od trzydziestu lat. Masz pojecie? Przez cały ten czas odurzona valium. Ma na imię Nancy. Jej lekarz musi się gęsto tłumaczyć. Najwyraźniej jest wiele takich kobiet. W gruncie rzeczy dzięki niej lepiej myślę o swojej mamie. Ona przynajmniej znalazła sobie bardziej interesujący narkotyk niż valium.

Nancy ma syna w moim wieku, którego ogląda niezbyt często. Zabrali go jej, kiedy miał osiem lat. A ja oczywiście mam mamę, którą widzę niezbyt często. Zatem mamy ze sobą coś wspólnego. Chodzimy na spacery po parku. Wypytuje mnie, jak to jest być synem narkomanki, a ja ją pytam, jak to jest być matką kogoś takiego. Właściwie nie za bardzo przypomina moją mamę, ale czuję się z nią dobrze, bo wydaje mi się, że jej pomagam. Gdyby nie odebrano jej syna, mógłby skończyć jak ja, rozumiesz. A wiec w pewnym sensie jestem dla niej użyteczny przez swoją bezużyteczność, jeśli wiesz, o co mi chodzi.

Nancy mnie wspiera. Czasem inni ludzie zaczepiają mnie z powodu Gemmy. Opowiedziałem już każdemu naszą historię, więc wiedzą, że bardziej lub mniej ponoszę winę za jej ucieczkę. Nigdy by nie uciekła, gdybym ja nie zrobił tego pierwszy, więc w pewnym sensie to przeze mnie stała się ćpunką. Większość ludzi mówi, że powinienem ją zostawić. Chodzi o to, że ćpuny wzajemnie utwierdzają się w uzależnieniu, przez co trudniej im z tym skończyć. Nawet Steve mówi, że pary prawie zawsze muszą się rozstać.

A przecież my się kochamy… to nie może być złe, czyż nie? Jak miłość może być zła?

Nancy mówi: „Jeśli ją kochasz, pomóż jej, Smółko”. Rozwiodła się z mężem z powodu nałogu i wcale jej to nie wyszło na dobre. Jest w takim samym bagnie jak przedtem.

W terapii nie chodzi o to, że wszystko, co ktokolwiek mówi, koniecznie musi być prawdą. Daje ci do myślenia i to jest istotą rzeczy. Jest dla ciebie wyzwaniem. To, co mówiłem o sobie i Gemmie, naprawdę dało mi do myślenia o sobie i o niej, a im więcej myślę o tym, tym bardziej wiem, że ją kocham.

Jest także jeden facet, Ron. Jest Szkotem i próbował prawie wszystkiego. Czasem zachowuje się agresywnie, ale to w rzeczywistości bardzo ciepły gość. Był na alkoholu, na heroinie, był nawet na syropie od kaszlu. To pierwszy człowiek uzależniony od syropu, jakiego spotkałem. To zabawne, bo… on przecież jest słaby. Wszyscy jesteśmy słabi, dlatego siedzimy tutaj. Lecz on pomógł wielu ludziom dostrzec w sobie różne rzeczy. Jest taki spostrzegawczy. A jednak, kiedy ludzie mówią o nim, nie potrafi tego znieść.

To zdarzyło się w zeszłym tygodniu. Byliśmy na terapii. Przypadła moja kolej. Rozmawialiśmy o mojej mamie. Często kończy się na tym, że rozmawiamy o mojej mamie. To najzupełniej oczywiste, bo ona jest takim samym nałogowcem jak ja i taką samą ofiarą, poniewieraną przez mojego tatę. Wtedy nagle Ron podniósł się i powiedział: „W porządku, pogadaliśmy o twojej mamie i o tym, że jest ofiarą i że zrobiła ofiarę z ciebie, i o wszystkich tych rzeczach, które was łączą. Dobra. A co z twoim tatą? Co cię łączy z twoim ojcem? Co z odrobiną sympatii do staruszka?”.

Rozpętała się burza. Tamtego dnia wywiązała się prawdziwa kłótnia. Siedziałem tylko i słuchałem, czekając na swoją kolej. Niektóre kobiety poczuły się naprawdę urażone.

– Mówimy o mężczyźnie, który bije kobiety. Mówimy o mężczyźnie, który bije własną żonę i syna.

– Jasne, ale co ona mu zrobiła? Zaręczam, że to cwana sztuka, jeśli chodzi o te stare gierki… Zaręczam, że wiedziała, jak owinąć go sobie wokół małego palca, bo mówię wam, spotkałem się z takimi kobietami już wcześniej i, mówię wam, nie są wcale bezbronne. W rzeczywistości gotów jestem się założyć, że to ona nosiła spodnie w tym domu.

– To nie to samo! – krzyknęła jedna z kobiet. Naprawdę była wściekła.

Moderator próbował dać mi głos, ale ja po prostu nie miałem na to żadnej odpowiedzi. To była prawda. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale to mama była szefem. On mnie bił, a ona żyła w strachu przed jego powrotami do domu. Ale to ona była szefem, zgadza się. Owinęła mnie wokół małego palca, a jego owinęła sobie wokół drugiego.

– Co ty na to, Davidzie? – spytał Ron, przechylając się z uśmiechem w moim kierunku. – Co byś powiedział na to, by tam wrócić i spuścić staruszce dobre lanie…? Tak jak twój ojczulek? Co? Może miał dobry pomysł… co?

Trzeba było słyszeć, jakim tonem to wypowiadał.

– To nie jest sposób na rozwiązanie jego problemu.

– Tego nie powiedziałem. Nie mówiłem, że powinien to robić. Po prostu zapytałem, czy nie chciałby tego zrobić… Dobra, posłuchaj… Biłem już kobiety i mogę to zrobić jeszcze raz.

– Grozisz mi? Grozisz mi?

– Nie, posłuchaj… nie, wcale nie… Mówię, że… Robiło się gorąco. Ludzie wrzeszczeli i kłócili się. „Nie, posłuchaj, oczekujemy współczucia, więc dlaczego nie w stosunku do ojca Smółki? Dlaczego by nie miał doznać odrobiny współczucia? To znaczy, chyba warto o to zapytać, nie? To znaczy, że nie przestajesz być ludzką istotą, jeśli uderzysz kobietę, czy może się mylę? A może nie wolno mi zadawać pytań? Zrozumiałem, że to miała być swobodna wymiana myśli…”

Ta kobieta, na imię miała Sue, była już naprawdę wściekła. Wciąż i wciąż była bita przez swojego męża. Przykro mi było z jej powodu, bo właśnie uczyła się, jak stanąć na własnych nogach, a tu Ron wyskoczył z czymś takim.

Powiedział, że powinienem zadzwonić do taty i dowiedzieć się, jak się czuje i co u niego.

To mnie całkowicie rozstroiło.

– W porządku, on ma mięśnie. Od czasu do czasu traci cierpliwość i robi z nich użytek, ale dlaczego? W jaki sposób on jest maltretowany? Hej… mam pomysł. Może ona chce, żeby ją bił. Może to jej pasuje…

Te słowa rzeczywiście rozsierdziły parę osób. W tym mnie. Siedziałem obok Nancy i obserwowałem ją, żeby się dowiedzieć, co ona o tym myśli, ale tylko potrząsnęła głową. Później stwierdziła, że jej zdaniem Ron chciał tylko namieszać, ale… sam nie wiem. Nie wiem, czy to, co powiedział, było prawdą, uzmysłowiło mi jednak pewną sprawę. Nigdy przedtem właściwie nie myślałem o tacie i o sobie. Pewnego dnia, kiedy to będzie już poza mną, zadzwonię i pojadę go odwiedzić… być może. I mamę. Ale nie teraz. To wszystko jeszcze trwa. Zaczekam. W tym momencie potrzebuję wszystkich swoich sił dla Gemmy.


Nie wierzę już w nic. Nie wierzę w siebie. Nie wierzę w przyjaciół. Nie wierzę w Gemmę. I nie ma to nic wspólnego z cynizmem. Muszę jedynie pamiętać, że ja jestem słaby i oni są słabi. Nie mogę tego dokonać samotnie. Jeśli jesteś osobowością skłonną do uzależnień, to potrzeba ci pomocy z zewnątrz. Niekoniecznie jakiejś osoby albo organizacji. Czegoś głębszego niż to. Jakiejś siły poza tobą i silniejszej od ciebie, do której możesz się odwołać w chwili słabości.

Nie wiem, co oni mają na myśli, kiedy o tym mówią, ale ja zaczynam wyrabiać sobie pewną ideę na ten temat. To coś poza tobą jest dla każdego czymś innym. Wiem, że nigdy nie mogę już zaufać samemu sobie. Wiem, że nie mogę także zaufać Gemmie. Jest silniejsza ode mnie, ale mimo to wciąż słaba. A co z miłością?

Szukałem listu, który napisała do mnie któregoś dnia, i tych słów u dołu kartki: „Mleczu, kocham cię…” I pomyślałem, że to jest magia. Kochać kogoś. To nie jesteś ty i nie są to oni. To nie jest w tobie, to jest pomiędzy tobą.

To jest większe i silniejsze od ciebie.

To właśnie mam. To wszystko, co mam, gdy o tym myślę. Moja osobowość nieomal się rozpłynęła, kiedy byłem na heroinie. Skończyłem z tym, ale nie wiem, kim jestem. Wiem tylko, że jestem słaby i Gemma jest słaba. I że kocham Gemmę. I wiem, że ona mnie kocha.

Mlecz, mlecz. W to wierzę. To jedyne, co może mi teraz pomóc.


– Kiedy wrócisz do domu, będziesz wiedział pierwszego dnia, czy przetrwasz ten tydzień – powiedział mi Steve.

– Przetrwam – odparłem.

Mówiłem to już przedtem. Tym razem wiedziałem, że nie mam nic, czemu mógłbym zaufać.

Загрузка...