ROZDZIAŁ 24

Sally


To miało być przyjęcie weselne, to miał być miodowy miesiąc. Tak czuła się Gemma. Skakała i całowała go i tuliła. Zaczerwienił się. Całkowicie się zmienił, całkowicie. Wyglądał znacznie lepiej. Byłam dość sceptyczna, jeśli chodzi o ten cały eksperyment, ale trzeba mieć otwarty umysł albo nigdy nic się nie zmieni.

Później zaczął opowiadać o tych wszystkich rzeczach, których go nauczono. Że nie może polegać na sobie, że potrzebuje pomocy z zewnątrz, cokolwiek by to było. Lily się krzywiła. Powiedziała: „Pranie mózgu. Tak, to jest dopiero narkotyk. Wyciągnęli go z jednego narkotyku i przestawili na inny. Dobrze wykonali swoją robotę, przyjacielu…”

No cóż, miała rację, ale nie musiała tego mówić. Może on potrzebował prania mózgu. Biedny poczciwy Smółka. Szturchnęłam ją i upomniałam: „Zostaw go, robi co należy”.

– Tak, wsadzili cię do więzienia. Świetnie. Zamknęli cię we wnętrzu twojej własnej głowy, a potem dali ci klucz. No i jak teraz się wydostaniesz? Zrobili z ciebie twojego własnego dozorcę. Tak im wychodzi taniej…

Byłam na nią zła. Naprawdę zachowywała się nieznośnie. On tego potrzebował. Siedział sobie popijając musujące wino.

– Możesz myśleć, co chcesz, Lily. Ty jesteś na herze, a ja nie – mówił.

Nienawidziła tego. Później poszła do łazienki i wróciła z mydłem połamanym na kawałki. Zaczęła wkładać mu to do uszu i nosa.

– Przestaniesz, Lii? – zaczynało go to irytować.

– Wszystko po to, byś miał czysty mózg – odparła.

Nie sposób było się nie roześmiać. Biedny Smółka! Lily jest po trosze misjonarką. Nie lubi żadnej religii oprócz własnej.


Gemma była tego dnia znowu sobą. Podskakiwała z emocji. Chciała pokazać światu, jak bardzo jest szczęśliwa, że znów ma go dla siebie. Zagarniała go całkowicie.

Poprzedniego dnia było trochę inaczej. Poszłam pomagać jej w przygotowaniach do imprezy. Przyrządzała sałatkę ryżową i wyglądała naprawdę okropnie. Nie odzywałam się. Rozumiesz? Twój chłopak wraca z detoksu, a tu ktoś wchodzi i mówi: „Chryste, wyglądasz dziś okropnie…” Miałam trochę przy sobie, bo pomyślałam, że może tego potrzebować, żeby się uspokoić. Zaproponowałam jej, ale odmówiła. To była dla niej wielka sprawa, żeby niczego nie brać, wszyscy wiedzieliśmy jednak, że cały czas jest na granicy załamania. Istota rzeczy polega na tym, że ludzie mówią, iż to przyjaciele nie pozwalają ci przestać, ale ty przestaniesz, kiedy nadejdzie właściwy czas. Jeśli będziesz upierać się w złym czasie, jedynie się umęczysz i będzie jeszcze gorzej.

Nie odezwałam się. Wzięłam nóż i pomogłam jej kroić paprykę.

Obserwowałam ją. Trzymałam język za zębami dopóty, dopóki mogłam, ale w końcu ona zwiesiła głowę i zaczęła płakać. Objęłam ją.

– Co się dzieje, Gems? – zapytałam.

Wyrzuciła to z siebie.

– Ja naprawdę ciągnę Smółkę w dół, naprawdę mu to psuję. Obiecywałam sobie tyle razy i… – rozryczała się nad sałatką ryżową.

Poczułam się naprawdę zaskoczona, ponieważ, no wiesz, tak dobrze jej szło. Zaczęła prowadzić inne życie. Przestała wyskakiwać do salonu, zachowując siebie dla Smółki. Przestała dawać sobie w żyłę.

– Biorę coraz więcej. Wzięłam dzisiaj, a on jest czysty, i spójrz tylko na mnie…

Nie mogła dłużej mówić.

– Jak dużo bierzesz? – spytałam.

– Dzisiaj znów brałam. Czułam się tak podle…


– A kiedy brałaś poprzednim razem?

Wzruszyła ramionami i otarła oczy.

– Przedwczoraj.

Kiedyś brała codziennie. Dwa razy dziennie. Trzy razy. Brała więcej ode mnie. Lecz z tym skończyła. Brała tylko odrobinę, kiedy była w dołku, a teraz oskarżała się i zamieniała ten fantastyczny wysiłek w nicość. Tylko dlatego, że nie była jakąś cholerną superwoman.

– Ale Smółka nie brał nic – jęknęła.

– No cóż, jasne, że nie. Otaczali go ci wszyscy ludzie, którym płacą za to, żeby był czysty. Tam, gdzie był, trzeba cholernej siły, żeby brać – powiedziałam. – Ty dokonałaś tego wszystkiego sama. Naprawdę bardzo, bardzo dobrze ci poszło.

– On jest czysty, a ja nie. Chyba nie jestem dość silna, żeby wytrzymać, a tak go kocham. Tak bardzo go kocham, Sal, i jednocześnie zamierzam go znów pogrążyć…

– Posłuchaj… – ścisnęłam ją. – Jesteś prawdziwą szczęściarą. Chciałabym czuć do kogoś coś takiego. Nie wiesz nawet, Gems, jaką jesteś szczęściarą…

Uśmiechnęła się przez łzy.

– Wszystko będzie dobrze.

– Powinnam odejść. Myślałam o tym, że gdybym była silna, powinnam odejść od niego, bo beze mnie może miałby więcej szans.

Zaczynała mnie już trochę irytować.

– Oszalałaś. Nic porzuca się kogoś dlatego, że się go kocha. Oszalałaś… – Zaczęłam się śmiać i ona też śmiała się przez łzy, bo to wszystko było naprawdę głupie.

Dałyśmy sobie trochę. Niepokoiła się z tego powodu, ale przecież nie może zmienić się w superwoman. Zrobiła sobie inhalację, nie chcąc, żeby Smółka zauważył na niej ślady. Nie kłuła się od tygodni. To wspaniała rzecz. Była rozbita. Jakie by to było dla niego powitanie?

Powiedziałam jej, że nie może być cały czas silna wobec innych. Musi się nauczyć, jak zaczerpnąć od niego trochę siły. Powiedziałam, że on bardzo długo czerpał siły od niej. Może teraz przyszła kolej na nią. Jeśli ten punkt, w którym się znalazł, był czymś dobrym, będzie miała dość siły dla nich obojga.


Bałam się, że kiedy w końcu dojdzie do imprezy, nie będzie potrafiła dać sobie z tym rady, ale zachowywała się wspaniale. Gemma wie, jak zebrać się do kupy w razie potrzeby. Tryskała radością. Smółka zachowywał niewzruszony spokój, chociaż – patrząc z perspektywy czasu – być może zachowywał się trochę dziwnie.

Później zauważyłam, że Rob zniknął. Wiedziałam, co to prawdopodobnie oznacza, więc weszłam na górę do sypialni i znalazłam go -jak się spodziewałam – w trakcie. I zgadnij, kto był tam z nim.

No cóż… długo to nie potrwało, no nie? Mogę się przyznać, że Smółka nieźle mnie wkurzył. Gemma tak bardzo się starała i tak dobrze jej szło. Zapewniał, że to tylko z powodu imprezy, że wziął odrobinę, bo to taki wielki dzień, a tamci wszyscy ludzie trochę go rozstroili. Pomyślałam sobie: a może to jeszcze nic takiego? Ale oczywiście dobrze wiedziałam, co to oznacza.

Usiadłam na łóżku i dałam sobie w żyłę. Siedzieliśmy tam gadając o wszystkim i o niczym, a potem weszła Lily…

Stanęła, patrząc na Smółkę, kiwając głową i powtarzając: „Tak… tak…” On tylko dziwnie się uśmiechał. Widać było, że to swego rodzaju przedstawienie. Potem ona zaczęła krążyć po pokoju, zaglądając za szafę i do szuflad, i pod łóżko, aż w końcu powiedziała:

– Wiecie co? Nie mogę nigdzie znaleźć Boga. Bogiem oczywiście nazwała to, co – jak przypuszczała – miał na myśli Smółka, kiedy mówił o czymś zewnętrznym, co miało mu pomagać.

– Niedługo z tobą wytrzymał? – zwróciła się do Smółki.

– Dla mnie to żaden problem, Lily. Przykro mi, jeśli cięto martwi – odparł z uśmiechem niemowlaka popijającego mleczko.

Opadłam na łóżko i zamknęłam oczy. Po prostu nie potrafiłam się martwić. Powiedziałabym coś, ale nie wydawało mi się, by go cokolwiek obchodziło. Przypuszczam, że naprawdę tak było. Nie brał nic od miesiąca. Szczęśliwy sukinsyn, miał to wypisane na twarzy. Czuł się bosko. Mimo to Lily tak długo stała wpatrując się w niego, aż zaczął się wiercić na krześle.

– Gemma coś brała – powiedział w końcu.

– Och, no to wszystko w porządku – odparła Lily. Potem napadła na Roba.

– Ty pętaku! – krzyknęła.

– Poprosił mnie. Co miałem zrobić? – bronił się Rob.

– Och, zostaw go, Lily, na miłość boską. To miała być impreza – wtrąciłam się.

– Spójrz na niego. Już prawie odpłynął…

– Tylko wąchałem. Nie użyłem igły – zaczął się tłumaczyć.

– Niepotrzebnie robisz z tego aferę, Lily. To jego przyjęcie – upomniałam ją.

– To nie znaczy, że nie przestałem – stwierdził Smółka.

– O Boże – westchnęłam, bo aż się o to prosiło. Lily natychmiast replikowała.

– Och, tak. Bierzesz, ale mimo to przestałeś, jasne…

– … to jest przyjęcie. Zresztą Gemma też dzisiaj wzięła. Powiedziała mi. Pytała mnie, czy to w porządku?

– A ty oświadczyłeś, że tak. Uśmiechnął się.

Ty cwany gnojku, pomyślałam. Oczywiście, że Gemma mogła wziąć trochę. Bo w ten sposób…

No cóż, rozumiesz, to jest hera. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Zawsze znajdzie się powód, kiedy chcesz się trochę nakręcić.

Potem on się odezwał.

– Nie mów jej. Dobrze, Lily? Nie wyniknie z tego dla niej nic dobrego. Nie wyrządzisz jej tym przysługi.

Lily żachnęła się.

– Tak, chcesz, żebym zagrała w twoją grę. Jak będziesz się z tym czuł nazajutrz?

– Pewnie pomyślę, że zachciało mi się trochę heroiny, Lily.

Krążyła przez chwilę po pokoju, a potem warknęła coś do Roba. Siedział bez ruchu. Wie, że nie należy wystawiać głowy, kiedy Lily wychodzi z siebie. Cały czas przygotowywał dla niej strzykawkę i teraz podał jej sprzęt. Lily usiadła na brzegu łóżka i zaczęła wymacywać sobie żyłę pod kolanem.

– Naprawdę spieprzyłeś to ze względu na siebie i na nią – zwróciła się do Smółki.

Miałam tego dosyć. Wstałam i skierowałam się ku drzwiom.

– Co cię ugryzło? – szczeknęła. Odwróciłam się od drzwi.

– Ty. Prawiąc mu kazanie o herze z igłą w dupie, ot co – odparłam i wyszłam trzaskając drzwiami.

Lily wybiegła za mną i wychyliła się przez barierkę wrzeszcząc:

– Ty pierdolona kurwo! Ty nazywasz mnie ćpunką? Ty nazywasz mnie hipokrytką?

Zignorowałam ją po prostu i zeszłam na dół. Nawet się nie obejrzałam. Wiedziałam, że nie pobiegnie za mną. Jej strzykawka cały czas leżała napełniona w sypialni. Nie miała zamiaru jej tam zostawiać, w każdym razie nie w jednym pokoju z dwoma ćpunami. Jak jedna z gwiazdek lat pięćdziesiątych, schodzącą po wielkich schodach w sukni balowej, a wszystkie głowy odwracają się w moim kierunku. Wszystkie głowy rzeczywiście były na mnie zwrócone, ale nie dlatego, że pięknie wyglądałam. Zatrzymałam się na najniższym stopniu. Więc ona nie jest ćpunką? Czy tej dziewczynie nie spadły jeszcze łuski z oczu? – myślałam.

Загрузка...