ROZDZIAŁ 22

Skolly


To była kiedyś miła okolica. Popatrz na te domy. Duże kamienne domy. Wiktoriańskie, georgiańskie, przynajmniej niektóre. To musiała być modna dzielnica tego miasta, wierz albo nie. Nawet ja pamiętam z czasów mojej młodości, że było tu trochę dużych pieniędzy. A ci z nas, którzy ich nie mieli – nasłuchałeś się tego, ale taka jest prawda – więc my wszyscy żyliśmy razem. Stanowiliśmy coś w rodzaju społeczności.

Ty po prostu musisz zrobić jak najlepszy użytek z tego, co jest. Ale mnie bywa przykro z powodu niektórych ludzi. Znam taką jedną staruszkę. Musi mieć dziewięćdziesiąt parę lat. Całe życie mieszkała na St Paul’s. A teraz popatrzcie – ulica zrobiła się czarna. Na okrągło huczy reggae. Wszędzie curry. Złodziejstwo, narkotyki, prostytucja. No bo tak, żyj i dać żyć innym – w porządku, ale ona pamięta czasy, kiedy to była dobra dzielnica. Kiedy była małą dziewczynką, nikt tu nawet nie widział czarnucha. Wpadam do niej od czasu do czasu z jakąś czekoladą i pozwalam jej się wygadać – nie za często, bo jak raz zacznie, trudno ją powstrzymać. Ale to jest ciekawe.

Oczywiście ona sama trochę się zadręcza – nigdy nie wychodzi, nigdy nie rozmawia z sąsiadami. Nie możesz jej winić. Prawdopodobnie w dzieciństwie uczyli ją, że czarnuchy jedzą ludzi. Prawdopodobnie myśli, że curry robi się z takich starych poczciwców jak ona.

Z drugiej strony, prawdopodobnie nawet za młodu była nadętą starą torbą.


Niedawno mieliśmy tu zamieszki. Głównie czarni. Jak zawsze. Rozbili mój sklep, dasz wiarę? A wiesz, co mi wymalowali od frontu?

„Tłusty żydowski sukinsyn”.

Ja… Żyd? No powiedz? Myślałem, że bar miewa to rodzaj ciastek… taki ze mnie Żyd. Tłusty… w porządku. Sukinsyn… no cóż, czasami. Ale nie jestem żadnym Żydkiem. Ci rastafarianie to więksi Żydzi niż ja. Zaginione plemię Izraela – niektórzy z nich w to wierzą, czytałem gdzieś o tym. Urodziłem się w Bristolu, wychowałem się w Bristolu. I mój ojciec, i wcześniej jego ojciec. Jesteśmy tu od dziesięcioleci. Przyznaję, że mój pradziadek był trochę Żydem. Stąd to nazwisko. Zmieniłbym je, gdybym się tym przejmował. Czasem się mnie czepiali, ale nigdy by mi nie przyszło do głowy, że ktoś rozwali mój sklep, bo noszę żydowskie nazwisko.

Nawet gdybym był Żydem, to z jakiej racji uwzięli się na mnie? Bez przerwy się skarżą, jak to cierpią z powodów rasowych. A według nich, jak czują się Żydzi? Te czarnuchy nawet nie wiedzą, co to jest prześladowanie. W zasadzie moja rodzina bezpośrednio nie ucierpiała. Myśmy byli tutaj, podczas gdy tamtych zagazowano gdzie indziej, ale mimo wszystko…

Oni tu byli zaledwie od dwóch pokoleń, ci z Indii Zachodnich. Nie trzeba było wiele czasu, żeby przyswoili sobie miejscowe uprzedzenia, co?

Odchodzę jednak od tematu. Bardzo się zdenerwowałem z powodu sklepu.

No właśnie, podejrzane typy. Zacząłem o tym mówić, bo któregoś dnia szedłem sobie jak zwykle na jednego do pubu Pod Orłem i zobaczyłem to – wóz policyjny kołami na chodniku, migające światło, ambulans blokujący jezdnię, wszystko pootwierane i nikogo w polu widzenia…

Cudze kłopoty są zawsze interesujące. Chociaż to akurat byłoby bardziej interesujące, gdyby było czymś innym. Ambulans – po prostu ktoś mógł się zranić spadając ze schodów. Albo bójka, coś domowego. Bo gdyby chodziło o rabunek czy melinę z trefnym towarem – coś, co można nazwać tradycyjnym przestępstwem – to by było bardziej swojskie i można by o tym opowiedzieć kumplom.

Zrobiłem mały obchód, po prostu, by wiedzieć. Od lat znałem dobrze ten dom. Narożny, z ładnym dużym ogrodem. Wiedziałem sporo, ale na City Road bez przerwy ktoś się wprowadza albo wyprowadza. Nigdy nic nie wiadomo. Nie można śledzić wszystkiego. Nie zauważyłem nawet, kto się tam wkwaterował ostatnio na dziko.

Spacerowałem po drugiej stronie ulicy, kiedy drzwi się otwarły i wyszło dwóch sanitariuszy, na pół niosąc, na pół wlokąc za sobą tego chłopaka. Kogut na wozie policyjnym ciągle migał. Nie wiem, kto to był. Nie pamiętam, żebym go kiedyś widział.

Prochy, pomyślałem. To musiało być to. Ten facet, z głową opuszczoną na piersi, potykający się. Wziął za dużo i tak nastraszył kumpli, że wezwali ambulans, a teraz sami byli w tarapatach.

Typowe.

Powiedziałem sobie: dość, to nie moja parafia. Nie biorę prochów ani nimi nie handluję, chociaż wiem, że niektórzy z chłopców robią na tym niezłe pieniądze. Patrzyłem, jak ładują tego chłopaka do ambulansu i już miałem pójść swoją drogą Pod Orła, kiedy drzwi znów się otworzyły. Tym razem to były gliny. Mieli chłopaka i dziewczynę. Ten gość był wysoki i szczupły, z potarganymi włosami. Nie rozpoznałem go. Dziewczyna była młoda i ładna albo przynajmniej kiedyś taka była. W dalszym ciągu była młoda, ale… znałem ją trochę wcześniej, rozumiesz…

Pracowała w salonie masażu na Gloucester Road.

Nie czepiaj się mnie. Gdybyś tylko znał moją ślubną. Ona naprawdę się zaniedbała. To znaczy, zgoda, oboje jesteśmy raczej dużych rozmiarów, ale u faceta to co innego. Tak czy inaczej, samo dobranie się do tego i owego we wzajemnych kontaktach wymaga obecnie całej logistyki, a przy tym nie myślę, żeby ona specjalnie tym się przejmowała przez parę ostatnich lat. No więc dobrze, odwiedzam ten salon masażu raz na jakiś czas. Kiedy mój wierzchowiec ponosi albo kiedy mój brat przyjeżdża z Hiszpanii i wpadamy tam, zanim udamy się na piwo. Albo nawet w drodze powrotnej, bo przecież dziewczyny muszą w końcu jakoś zarabiać.

Tę znałem, ponieważ… po pierwsze była bardzo młoda, młodsza niż większość z nich. Lubię to. A po drugie była miła w tym sensie, że miała atrakcyjną osobowość. To dla mnie ważne. Lubię mieć z dziewczyną jakiś osobisty kontakt. Większość z tych dziewczyn niechętnie rozmawia z klientami, ale ta mnie lubiła. Przynajmniej takie sprawiała wrażenie.

To odbywa się następująco: Idziesz na zwykły masaż, rozumiesz, a potem musisz negocjować, jeśli chcesz czegoś specjalnego – tyle za to, o tyle więcej za tamto. Zawsze zgadujesz, kiedy jej się nie podobasz, bo podbija cenę. Ta – mówiła, że nazywa się Nicky, nie żeby to miało cokolwiek znaczyć – ta akurat wyznaczała wysoką stawkę, ale w końcu zawsze dawała mi to, czego chciałem. Pojmujesz?

Mówiłem wtedy: „Nie stać mnie na to, kochanie”.

A ona: „Och, no cóż, po prostu będziesz musiał zadowolić się czymś w zamian. – A potem jakby po namyśle: – Och, no dobrze, skoro chodzi o ciebie…” – i dawała mi to tak czy inaczej.

Nie miała serca mi odmówić, pojmujesz? Wszystko, co musiałem zrobić, to wyglądać na rozczarowanego. Lubiła mnie. A potem… to właśnie najbardziej w niej lubiłem… kończyliśmy i dawałem jej to, na czym jej przede wszystkim zależało. A ona się śmiała, odrzucając głowę do tyłu. Jakbyśmy byli parą. Urocze, no nie? Myślę, że mnie lubiła, chociaż nigdy nic nie wiadomo. Może po prostu była dobra w swoim fachu. Po sesji z Nicky zawsze wychodziłem, czując się jak milion funtów.

Tak, Nicky była wspaniała. Rozmawialiśmy o wszystkim. Inne dziewczyny załatwiają cię i każą ci, żebyś natychmiast wyszedł, bo już chcą wpuszczać następnego klienta. Ale nie ona. Naprawdę dawała siebie. Dzieliła się opiniami. Rozmawialiśmy czasem o polityce, ale nie za często, bo pod tym względem różniliśmy się raczej radykalnie. Miała jednak dość dziwne poglądy na temat bycia kurwą. Jej zdaniem, gdyby nie ludzie tacy jak Nicky, wszyscy ci smutni mali faceci, którzy nie dostają tego od swoich żon – albo którzy w ogóle nie mają kobiety – ci wszyscy byliby tak sfrustrowani, że wychodziliby popełniać przestępstwa seksualne. Powiedziałem jej:

– Próbujesz mi wmówić, że gdybym nie przyszedł tu raz na miesiąc, to bym napastował małe dziewczynki?

– Och, nie. Nie ty, nie ty – odparła. Odrzekłem, że tak mi się zdaje.

To mnie w gruncie rzeczy trochę zraziło. Była zbyt otwarta, pozwoliła, żeby wymknęło jej się to, co naprawdę myślała o frajerach. Tak, tak, wiem, że żadna z tych dziewczyn nie szanuje swoich klientów. Na tym polega problem kurestwa jako profesji. Będąc właścicielem trafiki, możesz sam palić i szanować swoich klientów-palaczy. Będąc kurwą, uprawiasz seks, ale z jakiegoś powodu patrzysz z góry na facetów, którzy za to płacą. Zresztą dość słusznie, jak sądzę, bo ci faceci, którzy za to płacą, tak samo patrzą z góry na te dziewczyny. No cóż, ja to wiedziałem i ona to wiedziała, ale nie powinna o tym mówić.

W końcu zaczęła to źle znosić. Niektórym się to zdarza. Te, którym nie zależy, mogą z tym wytrzymać dosyć łatwo, ale te, którym zależy, które w ogóle nie powinny tego robić, one najbardziej cierpią. Skończyła na drągach. Widziałem ślady igły na jej rękach. Powiedziałem o tym Gordonowi – to właściciel salonu – powiedziałem mu, że po tym nie chcę już Nicky. Trzeba być ostrożnym. AIDS i to wszystko. Wspólne igły. Oni tracą rozsądek, kiedy dają sobie w żyłę. Poza tym mam swoją dumę. To znaczy, jestem stary i tłusty i mam zadyszkę, a kiedy chcę, żeby ktoś się ze mną przespał, muszę za to płacić. Ale nie muszę tego robić z ćpunką. Nie jestem takim desperatem. Jeśli mam być szczery, to raczej wolałbym spróbować z moją ślubną.

Nie wiem, czy wciąż pracowała w salonie. Od jakiegoś czasu jej nie widywałem, ale teraz wolałbym, żeby tak pozostało. Wyglądała dość obrzydliwie. Może to niebieskie światło, czy coś innego – nie wiem – ale wyglądała na czterdziestkę, a zawsze twierdziła, że ma siedemnaście. Myślę zresztą, że w tamtym czasie dodawała sobie lat.

A potem wydarzyła się ta zabawna sprawa. To był ten krótki moment, kiedy gliniarze otworzyli drzwi samochodu. Obserwowałem Nicky, a ten chudy chłopak, który był z nią, patrzył to na nią, to na mnie… i lekko mi się ukłonił. Z początku pomyślałem, że ktoś stoi za mną. Obejrzałem się przez ramię, ale nikogo innego tam nie było, więc to musiało być do mnie. Co jest? W ogóle go nie znam, pomyślałem. Dlaczego mi się ukłonił? Pewnie widywałem go przedtem, przechodząc tą ulicą. To po prostu jedna z tych twarzy, które mijasz miesiącami, a potem pewnego dnia znikają, czego ty nie zauważasz tak samo, jak nie dostrzegałeś ich obecności.

Przyjrzałem mu się uważnie. I wtedy zaskoczyłem.

To był David. To mógł być tylko ten chłopak, którego oddałem Richardowi kilka lat temu. A niech mnie, pomyślałem, przeszedłeś długą drogę i to raczej prosto w dół. Przypomniałem sobie ten moment, kiedy nie przyjął ode mnie fajek mówiąc, że skóra mi od nich zszarzeje. Miałem w kieszeni paczkę bensonów. Gdybym miał zimną krew, pomachałbym nimi w jego kierunku i zawołał: „Chyba teraz byś nie odmówił?”. Ale wszędzie kręcili się gliniarze. Nie jest zbyt mądrze zwracać na siebie uwagę władzy, kiedy jest zajęta swoją robotą. Zobaczyłem, że przygląda mi się gliniarz, który był z nimi, więc zrobiłem to, co zawsze robię, kiedy przygląda mi się gliniarz. Odszedłem.

Загрузка...