ROZDZIAŁ 28

Emily Brogan


Trzy i pół roku.

Chciałam jechać pociągiem. Byłoby szybciej, ale Grel nalegał, żeby wybrać się samochodem. Przypuszczam, że prowadzenie auta odwracało jego myśli. Pomyślałam, że to niebezpieczne, ale w końcu jest doskonałym kierowcą. Siedziałam obok niego i rozważałam wszystkie te sprawy. Dzięki córce przeżywałam jak gdyby na nowo własne dzieciństwo i straciłam wraz z nią tak wiele. Wszyscy straciliśmy. Byłam na nią za to wściekła. A ponieważ… Widzisz, po tych wszystkich latach próbujesz powiedzieć sobie, że prawdopodobnie nigdy jej już nie zobaczysz… może kiedy będziesz stara… i wtedy zdarza się coś takiego i okazuje się, że rany są ciągle świeże i otwarte, tak jak wówczas, gdy odeszła. Miała osiemnaście lat i wiele kłopotów, ale dla mnie była ciągle dzieckiem.

Jak ona mogła nam to zrobić?

Cały czas pamiętałam, co powiedziała ta dziewczyna. „Jest w szpitalu. Nie, nie jest ranna”.

– Ale dlaczego? – pytałam. – Dlaczego jest w szpitalu?

Przypuszczałam, że spodziewa się dziecka.

I wtedy ta ostatnia wiadomość: „Jest uzależniona od heroiny. Najwidoczniej cierpi na ciężką postać syndromu odstawienia”.

Trzy i pół roku. Mogła umrzeć. Ciągle może.

Weszliśmy do szpitala i zapytaliśmy o Gemmę Brogan. Kazano nam czekać, a potem pojawił się lekarz, który chciał omówić z nami ten przypadek, zanim ją zobaczymy. Powiedział zresztą, że jest w ciąży. Na dokładkę. Dał mi do zrozumienia, że nie należy się w tym miejscu spodziewać zbyt wielkiego współczucia dla niej z powodu jej problemów.

– Łóżka szpitalne są dla chorych – oświadczył. Innymi słowy, zamierzali ją wyrzucić. Wyraźnie oczekiwał, że zaopiekujemy się nią. Poszliśmy na salę. Po drodze Grel odezwał się.

– Dziecko. Brała to będąc w ciąży… – W jego głosie brzmiała wściekłość. Dodał: – Przypuszczam, że oczekuje od nas pieniędzy.

Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Stanęłam i popatrzyłam na niego z gniewem. To nasze dziecko. Byłam na niego taka wściekła. Byłam gotowa zrobić mu awanturę przy wszystkich, na środku korytarza. Ale kiedy odwróciłam się do niego, zobaczyłam, że wcale nie jest wściekły. Patrzył na mnie wilgotnymi oczyma – to jego sposób płaczu. Wilgotne oczy, zwisające bezwładnie ręce i twarz szara jak zimowy deszcz. Wyglądał, jakby zawalił się na niego cały świat.

Sądzę, że na wiele sposobów wpędzaliśmy Gemmę w desperację. Lecz ona nas także. Zniszczyła nasze życie. Chodzi o to, jak żyliśmy, ja i Grel, po jej odejściu. Oskarżaliśmy się nawzajem. Te potworne, potworne kłótnie o każde słowo, o każdy czyn i o to, co ona mówiła i robiła. To prawie zrujnowało nasze małżeństwo. Być może do końca je zrujnowało. Być może byliśmy wciąż razem tylko dlatego, że żadne z nas nie umiało wymyślić nic lepszego.

Ale przynajmniej ciągle jesteśmy razem…

Chwyciłam go za ramię i ścisnęłam. Bóg wie, że nikt z nas nie jest doskonały. A on, niech Pan ma go w swojej opiece, zwiesił głowę, zamknął oczy na chwilę i po policzku pociekła mu łza. Potem pośpieszyliśmy do sali. Mogę znieść wszystko poza jego płaczem. Zawsze wtedy czuję się roztrzęsiona, a chciałam zachować łzy dla Gemmy.

Przy drzwiach zachowałam się samolubnie. Powiedziałam Grelowi: „Chcę zobaczyć ją sama”. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. On miał takie samo prawo jak ja. Przypuszczam, że chciałam zachować tę bezcenną chwilę tylko dla siebie.

Jedynie potrząsnął głową. Miałam już dodać: „Jestem matką”, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili. Następnie weszliśmy do środka…

Moja pierwsza myśl: Mój Boże, wygląda jak moja matka. Mimo wszystko stale myślałam o niej jako o czternastoletniej dziewczynie. A ona wyglądała jak moja matka, moja własna matka. Stara kobieta.

Podeszłam i usiadłam obok niej i położyłam dłoń na jej dłoni. Chciałam, żeby to wszystko było jak najbardziej normalne – ze względu na nią. Porozmawiać o domu i zapytać, co porabiała, chociaż nie wiem, jak, na litość boską, miałybyśmy rozmawiać o tym, co robiła przez te lata. Nie chciałam płakać, wiedziałam, że nie powinnam, ale myślałam o tym wszystkim, co straciłam, i nie mogłam się opanować. Z tego, co zamierzałam powiedzieć, nie zostało nawet jedno słowo. Po prostu zaczęłam płakać. Próbowałam coś mówić, ale nie mogłam, więc tylko oparłam się głową o jej pierś i płakałam, płakałam, płakałam…

Ona także płakała. I wtedy zrozumiałam, że jest już dobrze. Łzy powiedziały za nas wszystko.

A potem się odezwała.

– Chcę wrócić do domu. Mamo, czy mogę wrócić do domu? Mamo, proszę.

Kiwnęłam głową i próbowałam powiedzieć tak, tak, ale tylko trzymałyśmy się w objęciach płacząc.

Загрузка...