ROZDZIAŁ 17

Gemma


Kiedyś będę miała dzieci. Pewnego dnia przeprowadzę się na wieś, będę hodować kwiaty i warzywa. Może będę miała małą kwiaciarnię. Może będę sprzedawać to, co wyhoduję. A latem, gdy odczuję potrzebę szaleństwa, będę jeździła na festiwale i odwiedzała przyjaciół.

Kiedyś. Ale teraz jestem dziewczyną z miasta. Wszystko jest tutaj, na przestrzeni pół mili kwadratowej. Masz to pod nosem. Możesz się schylić i to wziąć, cokolwiek zechcesz.

W mieście trzeba mieć pieniądze. Przez pierwsze sześć miesięcy żyliśmy z niczego, ale potem… no cóż, potrzebujesz pieniędzy na wszystko. Potrzebujesz pieniędzy na autobus, żeby iść na koncert, żeby kupować sobie rzeczy. Jedyny kłopot to znalezienie łatwego sposobu ich zarabiania. Pracować w fabryce czterdzieści godzin tygodniowo? Nie, dzięki. Raczej wolałabym zagłodzić się w domu na śmierć.

Pieniądze są łatwe. To kolejna rzecz, której nauczyła mnie Lily. To było – czy ja wiem – ostatniej wiosny? Wszyscy byliśmy na głodzie. Poszaleliśmy sobie w poprzednim tygodniu. Może rzeczywiście przesadziliśmy, ale miło jest przesadzić raz na jakiś czas.

Na początku tygodnia mieliśmy parę gramów. Potem wróciła Sally. To było w czasie, kiedy pozbyła się Cola i tęskniła za nim, ale nie chciała przyjąć go z powrotem. Pojechała do Manchesteru w odwiedziny do brata, więc przez tydzień była czysta i ledwie zipała. Kupiła parę gramów. Zawsze dzielimy się wszystkim, więc wykończyliśmy to razem.

To jeszcze nic szczególnego, ale akurat wtedy Dev wrócił z Amsterdamu.

Po prostu w jednym tygodniu trafiły się dwie okazje. Miał… no, nie wiem ile. Zawsze ma pełną torbę po powrocie. Nie mam nawet pojęcia, jak długo to trwało…

Po takim szaleństwie z heroiną poczujesz to. Gęsią skórkę. Coś potwornego. Gdyby to była szkarlatyna albo grypa, mógłbyś pomyśleć: cóż, jestem chory, to nie potrwa długo. Głód narkotykowy nie jest niczym gorszym, lecz w odróżnieniu od grypy wiesz, że wszystko, co musisz zrobić, to wciągnąć trochę i zamiast czuć się jak gówno, poczujesz się lepiej niż ktokolwiek na świecie.

I z tego powodu to jest takie trudne. Wszystko, o czym potrafisz myśleć, to hera, hera, hera.

Gdyby Dev był na miejscu, zadbałby o nas, ale tamtego ranka zmył się. Powinniśmy byli poprosić go, żeby trochę zostawił, tak że zeszlibyśmy stopniowo. On jednak wyszedł bardzo wcześnie, a poprzedniego wieczoru zapomnieliśmy go poprosić. Nasz dealer wyjechał na weekend, w przeciwnym wypadku dostalibyśmy coś na kredyt. To było okropne. Wtedy miałam to pierwszy raz. Nigdy do tej pory nie odczuwałam głodu tak mocno, ale wówczas – nie wiem – po prostu wydawało się, że z każdą chwilą jest coraz gorzej. Brałam amadin i wszystko inne, lecz nic nie pomagało. Jest tylko jeden sposób, który może sprawić, że się dobrze poczujesz, kiedy dostajesz gęsiej skórki. Więcej hery.

Lily znosiła to gorzej niż reszta z nas. „Skręca mnie, moja głowa nie może sobie z tym poradzić”, skarżyła się bez przerwy. Lily nienawidzi źle się czuć. Złe samopoczucie kłóci się z jej religią.

Siadała, zrywała się, szła do łóżka, wracała. Po południu oglądaliśmy ze Smółką film, ale Lily po prostu nie mogła się na niczym skupić. Wyszła naradzić się po cichu z Sal. Irytowało mnie, że nie powiedziały, o co chodzi. Nienawidzę takich sytuacji. W końcu Lily wyciągnęła Roba do sypialni. Pomyślałam, że poszli… wiesz po co… ale pięć minut później wyszli i włożyli płaszcze. Lily znów była w swoim siatkowym podkoszulku. Po raz pierwszy od wielu tygodni widziałam ją tak ubraną.

– Dokąd idziecie? – zapytałam.

– Kiedy wrócę – odparła Lily – sprawię, że wszyscy poczujecie się tak DOOOOOBRZE! – Klepnęła się po tyłku i mrugnęła do mnie.

Rob uśmiechnął się niepewnie. Wyszli.

Wrócili po prawie dwóch godzinach. Ja i Smółka próbowaliśmy wyciągnąć coś z Sal, ale nabrała wody w usta. Byłam dość namolna, więc w końcu zaczęła się złościć. Zamknęłam się, ale płonęłam z ciekawości. Potem usłyszeliśmy ich głosy w holu i wiedziałam, że im się udało, cokolwiek to było. Oboje byli bardzo zadowoleni.

Lily weszła z hałasem, wydała okrzyk i wyrzuciła pieniądze pod sufit.

– Tak, pieniądze za darmo, pieniądze za darmo – zawołała.

Spod sufitu opadała powoli garść dziesięciofuntowych banknotów. Lily zaczęła tańczyć po pokoju. Sal chwyciła ją i ucałowała. Rob zgarnął banknoty i poleciał po towar.

Cały czas powtarzałam: „Jak to zrobiłaś, jak to zrobiłaś?”. Pomyślałam, że musieli kogoś obrabować. Ale ona nie słuchała. Tańcząc po pokoju włączyła muzykę, zapaliła trociczki i przygotowała wszystko przed powrotem Roba. On też się pośpieszył. Zwykle nie był tak szybki. Na ogół zostaje nieco dłużej, zwłaszcza jeśli jest to dealer, którego słabo znamy. Lily pierwsza dała sobie w żyłę. Potem posłała mi ten wielki uśmiech Lily i powiedziała: „Sześćdziesiąt funtów. Nieźle jak na dziesięć minut pracy, co, Gemmo?”.

– No to powiedz mi wreszcie, bo oszaleję.

– Wyobracałam frajera – odparła.

– Co to znaczy? Obrabowała kogoś? Okradła? – spytałam Sal.

Zaśmiała się i potrząsnęła głową. Obserwowała Roba wkłuwającego sobie igłę w ramię, jakby nigdy w życiu nie widziała niczego bardziej interesującego. Ja też nie mogłam się doczekać, ale byłam strasznie ciekawa.

– Zostałam kurewką na pół godzinki – oznajmiła Lily. Po prostu osłupiałam. Zaczęłam zadawać jej setki pytań – jak to zrobiła, co musiała zrobić, gdzie to zrobiła, z iloma to zrobiła, jak często robiła to przedtem, ile wzięła! Rozzłościła się, kiedy zapytałam, czy to lubi.

– To tylko praca, Gems, nikt nie lubi pracować -powiedziała patrząc na Roba.

Później, kiedy się uspokoiła, przyznała, że trochę ją to podnieciło, ale nie w takim sensie, jak mogłoby mi się wydawać. To ją nakręcało, tak jak w dzieciństwie, kiedy przechodziła przez rzekę po barierce mostu kolejowego. Rodzaj wyzwania.

Robi to tak.

Staje na rogu ulicy. Czeka chwilę. Frajer nadjeżdża samochodem i zatrzymuje się przy niej. Krótka rozmowa. Pokazuje się on, tak że frajer wie, iż nie jest sama. Decydują się dobić targu. Uzgadniają zakres usługi i cenę.

– Każdy wie, o jaki towar chodzi – stwierdziła Lily i uśmiechnęła się.

Wsiada do samochodu, samochód odjeżdża. On chodzi tam i z powrotem, gryząc paznokcie i kręcąc się nerwowo. Kwadrans później samochód wraca. Ona wysiada, odnajduje go i oddaje mu pieniądze. Potem wraca na swoje miejsce i czeka na następnego frajera.

Dwóch frajerów. I – hokus-pokus – sześćdziesiąt funtów.

Tak, pieniądze są łatwe. Możesz je zarabiać w bramie lub we własnej sypialni albo na tylnym siedzeniu czyjegoś samochodu. Używasz swojego ciała tak samo, jak inni ludzie – stolarze, mechanicy, ogrodnicy. Możesz wykonywać swoją pracę w warsztacie, ale równie dobrze możesz to robić na rogu ulicy czy w domu. Pieniądze są łatwe, tak jak wszystko jest łatwe – jeśli tylko wiesz, jak to zrobić.

Wiem, co o tym sądzisz. Myślisz pewnie: jakie to potworne, jakie poniżające, jakie obrzydliwe. Och, moja droga, och, och, och…

Tak, mniej więcej podobnie poniżające, jak wychodzenie do pracy przez pięć dni w tygodniu. Mniej więcej tak poniżające, jak zjeżdżanie do kopalni. Mniej więcej tak poniżające, jak siedzenie w biurze przez całe życie, kiedy na zewnątrz świeci słońce. Mniej więcej tak poniżające, jak wyjście za mąż i rodzenie dzieci, a potem odkrycie, że to sukinsyn, który pomiata tobą i chce, żebyś dawała mu pięć razy w tygodniu, a ty nie możesz odmówić, chociaż go nienawidzisz – i to wszystko za mniej na tydzień niż Lily może zarobić w parę godzin.

No i kto tu daje się wyruchać?

Byłam zaskoczona. Nawet po naładowaniu się heroiną ciągle byłam zaskoczona i nieustannie powtarzałam: „Nie zrobiłaś tego. Robisz sobie jaja, prawda?”.

– Przez pół godziny byłam małą kurewką, a teraz znów jestem Lily. I naprawdę jest mi dobrze…


Któregoś dnia przyszła Vonny z Richardem i… Och, nie mogłam się oprzeć. Już wcześniej powiedziałam im, że wyobracałam paru frajerów. Kocham to. Trzeba było widzieć ich twarze, jak próbują jakoś się z tym uporać. Oni po prostu nienawidzą okazywać przygany. Myślą, że tacy z nich państwo Alternatywni, prawdziwi wywrotowcy. Zakleją parę banków, wypalą parę skrętów. Ja mam dopiero piętnaście lat, a robiłam rzeczy, o których baliby się nawet pomyśleć.

Kiedy powiedziałam im, że poszłam w obieg, Vonny siedziała przez chwilę zastanawiając się, jaką ma przyjąć postawę, a potem powiedziała: „To obrzydliwe, Gemmo”.

– No cóż, wszystkiego można raz spróbować – oświadczył Richard – ale nie doradzałbym tego jako kariery zawodowej. – Co zresztą zgadzało się z moim poglądem.

Czasem mnie zaskakuje. Zresztą chcę wspomnieć o czymś innym… Nie potrafiłam się oprzeć. Siedzieli tam i chcieli wiedzieć, na czym jestem. Więc pomyślałam: pokażę wam na czym. Podwinęłam rękawy i pokazałam im ślady. Po igle.

Nie będę zanudzać cię detalami. Prawie pożałowałam swojego kroku – tyle musiałam wysłuchać. Tak mówię, ale naprawdę myślę inaczej. Lubię mówić o herze. Mogłabym rozmawiać o niej przez cały dzień. To mnie fascynuje – co z tobą robi i jak reagują na nią ludzie. Lecz oni byli po prostu przerażeni, o wiele bardziej niż wtedy, kiedy powiedziałam im, że obracam frajerów. Ciągnęło się to godzinami.

– Jeszcze zapłaczesz z tego powodu – rzekł Richard. Wybuchłam śmiechem. Nie znał mnie!

– Każdy myśli, że jest silniejszy od heroiny – przestrzegała Vonny. – Ona to właśnie z tobą robi. Ale to się kończy śmiercią.

Chyba naprawdę ją to poruszyło.

Wstała i zaczęła chodzić wielkimi krokami po pokoju jak anioł zagłady. „Niektórzy z was zmierzają ku śmierci”. Było tam kilkoro młodszych dzieciaków; małe żebraczki, które sprzedawały działki jeszcze nędzniejszym żebrakom. Przywarły do dywanu, usiłując się w nim ukryć, i wpatrywały się w nią, jak w posłańca śmierci. To było takie śmieszne.

– Wiesz o tym wszystko, przeszłaś przez to, co? – zapytał Smółka.

Oczywiście Vonny musiała przyznać, że nigdy nawet nie spróbowała. Wszyscy zaczęli się z niej śmiać, nawet najmłodsi. Vonny stała przygnębiona.

– To się kończy śmiercią – powtórzyła.

– Tak. Wszyscy umrzecie! Tak! – Lily była rozbawiona. Tańczyła wokół pokoju jak duch.

Była tamtego dnia w formie, jak wówczas na imprezie, kiedy ją spotkałam. Podeszła tanecznym krokiem do Vonny.

– Żyj szybko, umieraj młodo, kochanie, zanim się zestarzejesz – zaśpiewała.

Vonny spojrzała na nią, jakby chciało jej się wymiotować, jakby Lily nie miała prawa tak myśleć.

Wtedy jeszcze mnie to bawiło. Ale przychodzili za często, razem albo pojedynczo. I chcieli rozmawiać tylko o tym. Przysięgam, że są bardziej uzależnieni ode mnie.


Rzeczywiście przychodziły tu po działkę małe dzieci. No bo ja zaczynając miałam czternaście lat, a teraz mam piętnaście i pół, lecz niektóre z nich mają trzynaście, a widziałam nawet dwunastolatkę. Czuję się winna sprzedając im to, ale potem myślę: co one mają innego w życiu? Te dzieciaki nie uciekły z domu tak jak ja – żeby posmakować życia. Uciekły, bo musiały uciec.

Nie mogły znieść domu. Problem w tym, że nie mogły także znieść ulicy. Nie brały hery, żeby dobrze się bawić; brały ją, żeby uciec od wszystkiego. Nie wchodziły w obieg, żeby zarabiać pieniądze. One robiły to, żeby przeżyć. Powinny były pracować w kawiarni albo pilnować dzieci w przedszkolnej stołówce, żeby piły mleko.

One to co innego.

One naprawdę nie powinny być w obiegu. Poza wszystkim innym nie ufałabym mężczyznom, którzy chcą to robić z małymi dziewczynkami. Ale tak to jest – nie mają innego sposobu na zarabianie pieniędzy. I taka też jest prawda o nas.

Co innego możesz sprzedać?

Chodzi mi zresztą głównie o nieletnich. Możesz dostać byle jaką robotę w jakiejś cholernej manufakturze, tyrając dwa tysiące godzin tygodniowo. Albo możesz spędzić dwa dni w tygodniu, leżąc na plecach…


Jest taka mała dziewczynka, którą mijam w drodze do pracy. Sterczy na rogu Brook Road, pokazując udo. Kręci się przy niej długi, cherlawy chłopaczek. On nie ma więcej niż czternaście lat, ale jej nie zaliczyłabym do nastolatek. Maluje się i nosi szpilki. Przypuszczam, że w jej mniemaniu jest przez to bardziej kobieca, ale tak naprawdę interes się kręci, bo wygląda na to, czym jest – małą dziewczynkę przebraną za kobietę.

Robi numer, a potem oboje idą i wydają pieniądze na słodycze i heroinę.

Kiedy tu przychodzi, próbuję jej tłumaczyć: „Zobacz, możesz być, czym zechcesz. Nie musisz tam sterczeć… „, a ona tylko patrzy i wzdycha. Lubi tu być. Przypuszczam, że dla towarzystwa. Jeśli naciskam zbyt mocno, wzdycha i mówi: „Czy mogę już iść?”. Jak gdyby potrzebowała mojego pozwolenia.

Czasem zastanawiam się, czy nie powinnam jej oddać w ręce policji dla jej własnego dobra, ale Lily zapewnia, że uciekła z jakiegoś powodu i prawdopodobnie czuje się lepiej tam, gdzie jest.

Może. Przynajmniej decyduje o sobie. A jednak jest mi byle jak z powodu tych dzieciaków. Zasługują na to, żeby mieć jakieś życie. Ja dokonałam wyboru sama i jestem szczęśliwa. Tak, jestem. Decyduję o swoim życiu i kocham je. Kocham siebie, kocham Smółkę i kocham moich przyjaciół.

Mam na myśli to, że znam swoje ograniczenia. Podchodzę do tego rozsądnie. Lily mówi, że wszystko jest u mnie rozsądne, nawet szaleństwo. Święta racja. Dbam o siebie. Jem dobrze. Zawsze wymagam od frajera, żeby miał kondom. Nie pracuję na ulicy. Robię to w salonie masażu. Z nikim, oprócz Smółki, nie dzielę igieł. Nie jestem ćpunką. Mogę przestać, kiedy zechcę. Robię tak czasami, na tydzień lub dwa, tylko po to, żeby pokazać samej sobie, że ciągle jestem górą. Nie mam AIDS. Nie mam nawet ogólnego zakażenia dróg moczowych.

Lily wychodzi na ulicę, mimo że ze swoim wyglądem mogłaby dostać pracę w salonie. Mówi, że nie chce pracować dla nikogo, z wyjątkiem siebie. W ogóle wierzy w magię. Wierzyć w magię na sposób Lily to wierzyć, że nigdy nie poniesiesz szkody, bez względu na to, co robisz… a jeśli nawet, to jest ci coś takiego przeznaczone.

Śmieszna sprawa, ale jeśli chodzi o Lily, to się chyba sprawdza. Nic nie wydaje się jej szkodzić. To nie znaczy, żeby nigdy nie spotkała jej krzywda. Jej też przytrafiają się różne rzeczy. Raz obracał ją jakiś frajer. Ten facet zbił ją i odebrał jej pieniądze. Wróciła z podbitym okiem, szukając Roba, bo miał mieć na nią oko. To jednak nie była wina Roba. Facet odjechał z nią, zanim to zrobił.

Najlepsze jest to, że doszła do siebie w ciągu pół godziny. Wieczorem znów stanęła na ulicy. Ja bym się bała wyjść ponownie, ale to była ona – radosna jak zawsze. Była nawet z tego dumna. Sądzę, że na tym polega jej sekret, jest dumna ze wszystkiego, co się jej zdarzy. Czyni z tego coś specjalnego – tylko dlatego, że przydarza się to właśnie jej.


Ja i Sal miałyśmy świetną pracę w salonie. Salonie zdrowia U Dido. To przyjemne i czyste miejsce. Jest bezpiecznie, bo to prywatny teren, wokół jest pełno innych dziewczyn, a kierownictwu zależy, żeby nic złego się nie stało, bo to zaszkodziłoby ich interesom. Obsługujesz frajerów lepszej klasy. Lily musi brać ich, jak lecą, prosto z ulicy. Kierowcy ciężarówek są czasem po dwunastu godzinach spędzonych w dusznej kabinie. W salonie, jeśli uważasz, że klient jest trochę nieświeży, po prostu rzucasz mu ręcznik i mówisz: „Przyjdę zrobić ci masaż, jak weźmiesz prysznic”.

Oczywiście kierownictwo nie chce, żeby klient sobie poszedł, więc nie możesz wybierać i przebierać. Nie możesz powiedzieć: „On mi się nie podoba. Poproszę w zamian tego”. To by nie było w porządku wobec innych dziewczyn. Ale jeśli trafi się zboczeniec, wysyłają do niego Joego, a ten pokazuje mu drzwi. A szef, Gordon, jest naprawdę dobry. Jeżeli ktoś budzi w dziewczynie obrzydzenie albo nie może go znieść, to szef podbija cenę, żeby jakoś się go pozbyć. Jeśli klient w dalszym ciągu się upiera, oferuje mu jedną z innych dziewczyn za ekstra opłatą. Zwykle Elaine, bo jej naprawdę na niczym nie zależy. Fuj! Lubię dać sobie przedtem w żyłę – nie aż tyle, żeby zupełnie odlecieć. Po prostu wystarczająco – rozumiesz – żeby nie angażować się w to bez reszty.

To są usługi publiczne, naprawdę. Po wypłacie w poczekalni siedzi kolejka mężczyzn. Myślę, że nie dostają tego w domu od swoich żon albo są zbyt wstydliwi, żeby znaleźć sobie dziewczynę na własną rękę. Więc przychodzą do nas. Gdyby nie my, prawdopodobnie kręciliby się po ulicach napastując młode dziewczyny. Sal i ja mamy na ten temat swoje powiedzonko.

– Masz dzisiaj dyżur w PAZ?

– Aha, w Pogotowiu Antyzboczeniowym.

Czasami zarabiam po trzysta funtów tygodniowo, jeśli się postaram. Wielce poniżające, co? Trzysta funtów na tydzień w wieku piętnastu lat. Ciągle myślę, że chciałabym wrócić i pokazać się rodzicom. Nie to, ile zarabiam, bo mogliby się domyślić. Po prostu siebie. Pokazać im się, żeby wiedzieli, jak dobrze sobie radzę.

Jeszcze nie teraz. Chciałabym przedtem być czysta. Za dużo biorę. Wiem o tym. Planuję odstawić na kilka tygodni. Wtedy do nich pojadę. Cały czas mam zamiar do nich zadzwonić, ale… boli mnie od tego głowa. Po prostu teraz nie mogłabym znieść rozmowy z nimi. Nawet z moją mamą. Tęsknię za nią, lecz nie mogę z nią rozmawiać. Przyjdzie na to czas. Mogę zaczekać. Chyba ona nie ma zamiaru jutro umrzeć, prawda?

Загрузка...