10

Gdy na dworze zrobiło się ciemno, Olivia potykając się, weszła do holu Delano Hotel. Cała oblepiona błotem, krwią, wodorostami i Bóg wie czym jeszcze, czuła się jak jeszcze jeden mebel o niewiadomym zastosowaniu. Wyobraziła sobie siebie w pozycji na czworakach, z lampą lub krzesłem umocowanym na plecach. Niepewnym krokiem, ledwo co widząc, podeszła do recepcji.

– Czy mogę prosić o klucz? Olivia Joules, pokój 703 – powiedziała zduszonym głosem.

– OmójBoże. OmójBOŻE – jęknął na jej widok recepcjonista. – Zadzwonię do szpitala. Zaraz wezwę pogotowie.

– Nie, nie, nic mi nie jest, naprawdę. Chcę tylko dostać… swój klucz i trochę… trochę… trochę… – Z kluczem ściśniętym w dłoni odwróciła się i poszukała wzrokiem windy. Nigdzie nie mogła jej dostrzec. Nagle śliczny chłopiec hotelowy rzucił się, by ją podtrzymać, po chwili było ich już dwóch, a potem… a potem wszystko zasnuła biała mgła.

W sekundę po przebudzeniu się nic nie pamiętała, zaraz jednak stanęły jej przed oczami sceny wczorajszej tragedii: dym, metal, gorąco, woda i zimny, wilgotny dotyk martwych ryb.

Otworzyła oczy. Leżała w szpitalu. Wszystko wokół było kompletnie białe, tylko obok jej łóżka migotało czerwone światełko. Jako czternastoletnia Rachel Pixley leżała w szpitalnym łóżku, patrzyła na przejście dla pieszych, wybiegała ze sklepu z gazetami z paczką słodyczy i numerem „Cosmopolitan”. Biegła, żeby dogonić rodziców. Rozległ się krzyk i przeraźliwy pisk opon. Zamknęła oczy, przypominając sobie kobietę, którą widziała w telewizji po zawaleniu się Twin Towers – nieco otyłą kobietę z Brooklynu. Straciła syna i nie przebierała w słowach. A potem powiedziała: „Kiedyś myślałam, że zawsze będę pragnąć zemsty, oko za oko, ale teraz się zastanawiam: jak świat może być taki… okrutny?” Na słowie „okrutny” głos jej się załamał.

Gdy Olivia ocknęła się po raz drugi, dotarło do niej, że wcale nie jest w szpitalu, tylko w swoim pokoju w Delano, a czerwone światełko mruga nie na ekranie monitorującym pracę jej serca, tylko na telefonie, sygnalizując pozostawioną wiadomość.

– Cześć, Olivio! Mam nadzieję, że nie dzwonię za wcześnie. Jestem Imogen z biura Sally Hawkins w „Elan”. Dostaliśmy twojego e-maila, dzwoniła też Melissa z Century PR w sprawie historii o kandydatach na gwiazdy. Owszem, Sally pisze się na to. Musimy omówić szczegóły twojego dalszego pobytu. Zadzwoń do nas, jak się obudzisz. Och, i powodzenia z OceansApart.

– Cześć, mówi Melissa. Rozmawiałam z twoim wydawcą. W następnym tygodniu mamy przesłuchania w Standard Hotel w Hollywood. Byłoby wspaniale, gdybyś się tam do nas przyłączyła.

– Olivia? Tu Pierre Ferrame Jestem w holu. Może właśnie schodzisz na nasze rendez-vous?

– Olivia? Tu znowu Pierre. Jest kwadrans po dziewiątej. Czekam na ciebie na tarasie.

– Olivio, wygląda na to, że o mnie zapomniałaś. Może już słyszałaś o tej straszliwej tragedii. Zadzwonię do ciebie troszkę później.

– Olivia, mój Boże. Tu Imogen z „Elan”. Wielki Boże. Zadzwoń do nas. O mój Boże.

– Olivia, mówi Kate. Mam nadzieję, że nie kręciłaś się nigdzie w pobliżu tego statku. Daj znać.

Kolejne wiadomości z recepcji, od lekarza, ani słowa więcej od Pierre'a. Znowu Kate. I Barry.

– Gdzie jesteś? Słuchaj, możesz znowu się tam wybrać? Za piętnaście szósta twojego czasu ma być konferencja prasowa w porcie. Mamy tam fotografa. Musisz zdobyć kilka wypowiedzi, potem leć do szpitala porozmawiać z tymi, co przeżyli, i ich rodzinami. Zadzwoń.

Z trudem sięgnęła po pilota, włączyła CNN i opadła z powrotem na poduszki.

– Kolejne doniesienia z katastrofy OceansApart w Miami. W miarę, jak rośnie liczba zabitych, prowadzone na miejscu dochodzenie sugeruje, iż wybuch został spowodowany przez łódź podwodną, prawdopodobnie konstrukcji japońskiej, wyładowaną materiałami wybuchowymi. Być może sterowali nią zamachowcy samobójcy. Wszystko wskazuje na to, że potworny wybuch na OceansApart może być dziełem samobójczych terrorystów.

W dole ekranu biegł napis: „Wybuch na OceansApart: 215 zabitych, 189 rannych, 200 zaginionych. Ogłoszono stan najwyższej gotowości”.

Wygramoliła się niezgrabnie z łóżka, na sztywnych nogach podeszła do laptopa i nacisnęła klawisz. Nic się nie stało. Osłupiała gapiła się na komputer. Wtyczka tkwiła w kontakcie, tak jak ją zostawiła. Pamiętała, że wychodząc, nie wyłączyła komputera, tylko jak zwykle zostawiła go na chodzie i teraz powinien się uruchomić po jednym kliknięciu w klawisz.

Nie bacząc na ból w ręce i stawach, rozsunęła zasłony i mrużąc oczy przed światłem, które wdarło się przez okno, rozejrzała się po pokoju. Podeszła do szafy i przejrzała ubrania, potem otworzyła sejf i sprawdziła jego zawartość. Wzięła torebkę od Louisa Vuittona. Karty kredytowe były na miejscu, podobnie jak puszka zapewniająca przeżycie i wizytówki, ale – musiała się przytrzymać półki, by nie upaść – znikła lista gości. Lista gości, którą gwizdnęła na przyjęciu.

Potykając się, weszła do łazienki i z wiszącego obok klozetu telefonu zadzwoniła do recepcji.

– Mówi Olivia Joules.

– Jak się pani czuje, panno Joules? Było do pani mnóstwo telefonów. Lekarz prosił, żebyśmy się z nim skontaktowali natychmiast, jak tylko się pani… Nie, proszę pani. Z wyjątkiem obsługi hotelowej nikogo do pokoi nie wpuszczamy. Oczywiście, pokojówka była posprzątać pokój, ale…

Olivia spojrzała na siebie w lustrze. Włosy z jednej strony sterczały jej jak strachowi na wróble. Sięgnęła po szczotkę. Zwisał z niej pojedynczy, bardzo długi czarny włos.

– To na pewno sprzątaczka, ty głuptasie.

Olivia siedziała na podłodze w łazience ze słuchawką przy uchu, chciwie wsłuchana w dobiegający z drugiego końca głos Kate.

– Ale po co jej była moja szczotka? – zadała pytanie drżącym szeptem.

– Wiesz, jak to jest. Patrzysz w lustro, widzisz, że jesteś trochę rozczochrana, więc sięgasz po szczotkę. W końcu sprzątaczki to takie same kobiety jak my.

– Dlaczego wyłączyła mój komputer?

– Może niechcący wyciągnęła wtyczkę z kontaktu.

– Gdyby tak się stało, to by mi powiedział, że: „Nastąpiło niewłaściwe zaniknięcie programu”, kiedy go włączyłam na nowo.

– Olivio, jesteś wykończona i w szoku. Idź do łóżka, prześpij się i wracaj do domu. A listę gości na pewno znajdziesz w kieszeni.

– Kate! – niemal krzyknęła. – Ja nie miałam kieszeni!

– Nikt się nie włamuje do czyjegoś pokoju, żeby ukraść listę gości z przyjęcia. Idź spać.

Wzrok Olivii padł na sukienkę, w której była na przyjęciu, leżącą dokładnie tam, gdzie ją zostawiła – niedbale rzuconą na krzesło. Kieszeń, też coś. Ale. Och. Nagle jej się przypomniało – ależ z niej tępa idiotka – że torebka ma kieszonkę. No, przynajmniej coś, co za kieszonkę miało uchodzić. Jeszcze raz sięgnęła po torebkę. Lista gości była tam, a jakże, bezpiecznie upchnięta w niby-kieszonkę.

Olivia usiadła ciężko przy biurku i wsparła głowę na rękach. Czuła się wypluta, zmęczona, przerażona i samotna. Marzyła, by ktoś ją przytulił. Sięgnęła po leżącą na biurku wizytówkę i wykręciła numer.

– Słucham – rozległ się damski głos z lekkim akcentem z Zachodniego Wybrzeża.

– Czy mogę prosić Pierre'a?

– Nie ma go. Z kim mam przyjemność? – Telefon odebrała potrząsająca włosami Suraya.

– Olivia Joules. Miałam się z nim spotkać dzisiaj rano, ale…

– Oczywiście. Chcesz mu coś przekazać?

– Ee, w zasadzie nie. Przeproś go tylko w moim imieniu, że się z nim nie spotkałam. Byłam w porcie, kiedy OceansApart wyleciał w powietrze.

– Ojej. Boże. Okropność.

„Okropność?”

– Zastanę go później?

– Nie. Wyjechał z miasta. – W jej tonie było coś dziwnego.

– Wyjechał z Miami? Dzisiaj?

– Tak. Miał do załatwienia pilną sprawę w Los Angeles. Prowadzi przesłuchania do filmu. Chcesz, żebym mu coś przekazała?

– Powiedz mu tylko, że dzwoniłam, i jeszcze raz go przeproś. Dziękuję.

Odłożyła słuchawkę i przycupnęła na kraju łóżka, trzymając w zaciśniętej pięści prześcieradło. Spoglądała przed siebie niewidzącym wzrokiem. Myślała o poprzednim wieczorze – Ferramo tulący ją do siebie na dachu, gdy mówiła mu o OceansApart i porannym spotkaniu z Elsie i Edwardem.

„To chyba nie najlepszy pomysł… – Jego oddech muskający jej policzek. -…ponieważ mam nadzieję, że jutro rano zje pani śniadanie… ze mną…”

Podniosła słuchawkę i zadzwoniła do „Elan”.

– Imogen? Tu Olivia. Słuchaj, chciałabym polecieć do LA i napisać ten artykuł o gwiazdkach. Natychmiast. Najszybciej, jak ci się uda. Zarezerwuj mi bilet na pierwszy możliwy samolot.

Gdy Olivia spoglądała przez okno na rozciągającą się w dole Arizonę, słońce właśnie zachodziło, barwiąc pustynię na czerwono. Ogromna szrama Wielkiego Kanionu pogrążona już była w mroku. Pomyślała o wszystkich tych pustyniach, nad którymi latała, w Afryce, Arabii, i o tym, co widziała. Myślała o tej asymetrycznej wojnie, która nagle wdarła się w jej życie, zakorzenionej w pustyniach, historii i widokach, tak prawdziwych, jak i wyimaginowanych, której nie zakończą żadne armie ani wybuchy wściekłości. Jednego była ciekawa – czy kiedy Pierre Ferramo całował ją tamtego wieczoru, wiedział, że następnego dnia wielki statek wyleci w powietrze?

Загрузка...