35

Pierre Feramo, w luźnym granatowym ubraniu z bawełny, z rękami wspartymi na udach spoczywał na niskiej sofie. Kiedy weszła, beznamiętnie mierzył ją swoimi pięknymi, wilgotnymi oczami, których wyraz świadczył o drzemiącej w nim, w pełni kontrolowanej sile.

– Dziękuję – zwrócił się do chłopca, odprawiając go skinieniem ręki.

Olivia usłyszała, jak drzwi się zamykają, i zesztywniała na dźwięk przekręcanego w zamku klucza.

Apartament Feramo był urządzony z przepychem, w egzotycznym stylu, oświetlony wyłącznie światłem świec. Podłogi pokrywały orientalne dywany, ze ścian zwieszały się bogato zdobione kilimy, a zapach palących się kadzideł natychmiast obudził w niej wspomnienia Sudanu. Feramo wciąż patrzył na nią wzrokiem, który przerażał. Instynkt podpowiadałjej, że pod żadnym pozorem nie może dać mu się sprowokować.

– Cześć! – odezwała się wesoło. – Cieszę się, że znowu się spotykamy.

W migotliwym świetle Feramo wyglądał zupełnie jak w Ławr ensie z Arabii Omar Shariff, w którym krew zaczynała się właśnie burzyć.

– Przepiękny apartament – rzekła, rozglądając się wokół prowokacyjnie. – Chociaż w moim kraju przyjęte jest, że gościa wita się na stojąco, zwłaszcza jeżeli sprowadza się go siłą.

Chyba na chwilę się zmieszał, zaraz jednak kamienne spojrzenie powróciło. „A tam, chrzanić go, ponurego drania”, pomyślała sobie. Na stoliku przed nim, w kubełku z lodem chłodziła się butelka szampana Cristal, stały tam też dwa kieliszki i taca z kanapkami. Z zainteresowaniem zauważyła, że był to stolik identyczny jak ten w jej pokoju, włącznie ze stojącym na środku kaktusem.

– Wygląda zachęcająco – powiedziała i usiadła, posyłając mu promienny uśmiech. – Czy mam pełnić honory domu?

Twarz Feramo złagodniała na sekundę. Uświadomiła sobie, że zachowuje się jak gospodyni domowa z Północy na podwieczorku u wikarego, co chyba bardzo mu się podobało. Po chwili jednak jego twarz znowu stwardniała i zaczął się w nią groźnie wpatrywać, niczym drapieżnik w swoją ofiarę. „Niech mu będzie – pomyślała – w tej grze jest miejsce dla dwojga”. Usiadła wygodnie i odwzajemniła spojrzenie. Niestety jednak, coś w tym dziwacznym pojedynku na spojrzenia setnie ją rozbawiło. Czuła, jak wzbiera w niej fala chichotu, by wybuchnąć przez nos z taką gwałtownością, że musiała przysłonić usta dłonią, dygocząc bezsilnie.

– Wystarczy! – ryknął, zrywając się na nogi, co tylko rozśmieszyło ją jeszcze bardziej. O Boże, teraz naprawdę się doigrała. Musiała przestać. Odetchnęła głęboko, podniosła wzrok i znowu zaniosła się niepohamowanym chichotem. Zawsze w podobnych sytuacjach, kiedy nie wiadomo co zaczyna nas śmieszyć, a śmiać się pod żadnym pozorem nie wolno, szanse na opanowanie się są w zasadzie znikome. Nieraz zdarzało jej się przeżywać podobne katusze, na przykład w kościele albo na szkolnych apelach. Nawet myśl o tym, że lada chwila on może sięgnąć po miecz i jednym ciosem pozbawić ją głowy, wydała jej się najzabawniejszą rzeczą na świecie, tym bardziej że oczami wyobraźni ujrzała, jak jej własna, odcięta już głowa podskokami turla się po podłodze, ani na chwilę nie przestając chichotać.

– Przepraszam, bardzo przepraszam – wykrztusiła, starając się opanować i dłońmi zatykając nos i usta. – Dobrze już, dobrze.

– Najwyraźniej życie sprawia ci wielką przyjemność.

– Nie powinno cię to dziwić, zwłaszcza że jednego dnia trzykrotnie uniknęłam śmierci.

– Przepraszam za zachowanie Alfonso na łodzi.

– O mało nie zabił kilku nurkujących i kogoś na skuterze wodnym.

Usta Feramo wykrzywił dziwaczny grymas.

– To wszystko wina tej przeklętej łodzi. Zachodnia technologia, na pozór tak wielce obiecująca, ma na celu zrobienie z Araba głupca.

– Och, Pierre, teraz popadasz już w paranoję – powiedziała swobodnie. – Naprawdę nie wydaje mi się, aby to było priorytetowe założenie przy projektowaniu nowoczesnych motorówek. A tak przy okazji, co u ciebie słychać? Cieszę się, że cię widzę.

Popatrzył na nią niepewnie.

– Chodź, musimy wznieść toast! – powiedział i sięgnął, by otworzyć szampana.

Przyglądała mu się, przez cały czas dotykając ukrytej w materiale sukienki szpilki do kapelusza, starając się jednocześnie ocenić rozwój sytuacji. Oto stawała przed wielką szansą upicia go i wyciągnięcia z niego całej prawdy o tym, co knuje. Rozejrzała się po pokoju – na biurku zauważyła zamknięty laptop.

Feramo postanowił za wszelką cenę otworzyć butelkę, lecz nie bardzo potrafił poradzić sobie z korkiem. Najwyraźniej nie miał zbytniego doświadczenia w otwieraniu szampana. Olivia siedziała z przyklejonym do twarzy uśmiechem, jak gdyby czekała, aż jąkający się mężczyzna zdoła wreszcie wykrztusić kolejne słowo. Nagle korek z hukiem wystrzelił przez cały pokój, a szampan wytrysnął z butelki, oblewając rękę Feramo, stół, serwetki, kaktus i kanapki. Feramo wymknęło się jakieś dziwne przekleństwo, a potem zaczął nerwowo chwytać i wywracać wszystko na stole.

– Pierre, Pierre, Pierre – rzekła uspokajająco i wzięła się do wycierania kałuży szampana. – Uspokój się. Przecież nic się nie stało. Pozwolisz, że się tym zajmę… – dodała i zabrała ze stołu kieliszki. – Wypłuczę je tak, że nawet nie będzie śladu. Och, cóż za piękne kieliszki. Z Pragi? – Nie przestawała paplać, myjąc kieliszki w gorącej wodzie, a potem dokładnie je wycierając, zwłaszcza na dnie.

– Masz rację – powiedział. – To czeski kryształ. Widzę, że jesteś koneserką piękna. Podobnie jak ja.

Olivia o mało nie zaczęła znowu chichotać. Wyglądało na to, że arabski umysł jest równie pełen kiepskich komunałów jak kanał z telezakupami.

Ustawiła kieliszki na stoliku, pilnując, by ten, z którego początkowo miał pić Feramo, teraz przypadł jej. Uważnie obserwowała Pierre'a, czy nie zachowuje się jak truciciel, lecz widziała wyłącznie alkoholika aż trzęsącego się na myśl o swoim pierwszym tego dnia drinku.

– Wznieśmy toast – powiedział, podając jej kieliszek. – Za nasze rendezvous.

Przez chwilę spoglądał na nią z powagą, a potem wychylił wszystko do dna niczym Kozak podczas zawodów w piciu wódki.

„Czy on nie wie, że szampana nie pije się w ten sposób?”, zdziwiła się w duchu. Przypomniała jej się matka Kate, zdeklarowana abstynentka od urodzenia, która przygotowując gin z tomkiem, prawie całą szklankę napełniała czystym ginem, toniku dolewając tyle, co kot napłakał.

– Pora, żebyśmy coś zjedli.

Gdy wstał i skierował się w stronę tarasu, pospiesznie opróżniła swój kieliszek do doniczki z kaktusem. Feramo odsunął dla niej krzesło, jak zwykli czynić to kelnerzy. Usiadła, spodziewając się, że jak kelner podsunie je w odpowiednim momencie. Niestety, coś poszło nie tak i w rezultacie usiadła na niczym, lądując na podłodze. Myślała, że znowu wybuchnie śmiechem, kiedy jednak podniosła na niego wzrok, ujrzała tylko malujące się na jego twarzy ogromne upokorzenie i wściekłość.

– Nic się nie stało, Pierre. Naprawdę.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

Gdy tak stał nachylony nad nią, wyobraziła sobie, jak w afgańskich górach dowodząc batalionem mudżahedinów, w pełni kontrolując swój gniew, przechadza się wzdłuż szeregu więźniów, by nagle, bez żadnego ostrzeżenia roznieść ich wszystkich serią z karabinu.

– Że to zabawne – powiedziała stanowczo. Zaczęła się gramolić na nogi, z ulgą przyjmując jego pomoc.

– Im bardziej staramy się, żeby wszystko poszło perfekcyjnie, tym śmieszniejsze jest, gdy coś się nie uda. Nie należy oczekiwać, że wszystko pójdzie idealnie.

– To znaczy, że tak jest dobrze? – spytał, a na jego twarzy pojawił się jakby uśmiech małego chłopca.

– Tak – odparła. – Dobrze. A teraz usiądę na krześle, a nie pod nim, i zaczniemy wszystko od początku.

– Najmocniej cię przepraszam. To dla mnie prawdziwa tortura – najpierw szampan, teraz to…

– Ciii – uspokajała go. – Usiądź. Naprawdę nie mogłeś wymyślić nic lepszego, żebym poczuła się swobodnie.

– Poważnie?

– Poważnie – zapewniła go, a w duchu pomyślała sobie: „Teraz przynajmniej nie muszę się martwić, że przy każdym łyku mogę paść trupem, otruta”. – Kiedy tu weszłam, czułam się skrępowana. A teraz oboje wiemy, że jesteśmy tylko zwykłymi ludźmi, nie musimy udawać, że tacy z nas eleganccy perfekcjoniści. Po prostu możemy się dobrze bawić.

Chwycił ją za rękę i zaczął namiętnie obsypywać pocałunkami. Zupełnie jak gdyby było w niej coś, co pobudzało go do działania. Te jego zmiany nastroju nie miały żadnego sensu. Bez wątpienia był człowiekiem niebezpiecznym, na co jednak niewiele mogła poradzić. Może jeżeli zda się na wyczucie, jakoś uda jej się panować nad sytuacją. Zwłaszcza jeżeli ona pozostanie trzeźwa, a Feramo się upije.

– Jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie – powiedział, patrząc na nią wręcz obrzydliwie.

– Dlaczego? – spytała. – Bo nieźle zmywam kieliszki?

– Ponieważ jesteś dobra.

Poczuła się okropnie.

Wypił kolejny kieliszek szampana, odchylił się do tyłu i gwałtownie szarpnął za ciemnoczerwony sznurek od dzwonka. Natychmiast rozległ się zgrzyt przekręcanego w zamku klucza i zjawiło się trzech kelnerów niosących parujące półmiski.

– Zostawcie to, zostawcie – warknął Feramo, gdy wyraźnie przestraszeni zaczęli się krzątać. – Sam wszystko podam.

Kelnerzy postawili półmiski i uciekli w popłochu, potykając się o siebie nawzajem.

– Mam nadzieję – rzekł Feramo, rozkładając serwetkę – że kolacja będzie ci smakowała. To tutejszy prawdziwy rarytas.

Nerwowo przełknęła ślinę.

– Co takiego mianowicie?

– Curry z koźliny.

Загрузка...