Widgett był wybitnym profesorem w All Souls i autorem czterdziestu książek oraz ponad ośmiuset artykułów na różne tematy związane ze Środkowym Wschodem: Złowrogi Zachód. Arabski sposób myślenia i obosieczne ostrze technologii, Lawrence z Arabii. Beduinski ideał i miejska gościnność, a także Arabska diaspora. Wczoraj i jutro.
Spędziła kilka godzin w Internecie, czytając o jego pracach wszystko, co udało jej się znaleźć, po czym ubrała się stosownie do lutowego londyńskiego dnia. Trochę dziwnie się czuła, wkładając rajstopy, botki i płaszcz, ale nie mogła też powiedzieć, że nie sprawiło jej to przyjemności. Wyjrzała przez okno. Cienie wciąż tam były. Przeszła na tył mieszkania, przez okno w sypialni wyszła na schody zapasowe na wypadek pożaru, zeszła po nich, przelazła przez mur ogrodowy mieszkającego pod nią Dale'a, przeszła przez pocztę i znalazła się na ruchliwej ulicy Primrose Hill. Nie zauważyła, by ktoś ją śledził. Kimkolwiek byli, do najlepszych w swoim fachu trudno ich zaliczyć.
Brooks należał do miejsc, w których damy były niechętnie widziane, chyba że towarzyszył im członek klubu, i w których w dalszym ciągu podawano składający się z trzech dań obiad, zakończony apetycznym deserem. Przy wejściu znajdowała się portiernia z podłogą wykładaną biało-czarnymi kaflami i z płonącym żywym ogniem w wielkim, ozdobnym wiktoriańskim kominku. Odźwierny o twarzy palacza, w zniszczonej kamizelce i fraku, zaprowadził ją do biblioteki.
– Profesor Widgett jest tam, panienko – powiedział.
Ciszę pomieszczenia zakłócało jedynie tykanie wiekowego zegara. Kilku mocno starszych panów siedziało w wytartych skórzanych fotelach, chowając twarze za „Financial Times” lub „Telegraph”. Tu także palił się w kominku ogień, stał wielki antyczny globus, ściany od podłogi do sufitu wypełniały półki z książkami i było mnóstwo kurzu. „Oooch – pomyślała Olivia – przydałaby się tu porządna szmata i Pronto”.
Profesor Widgett podniósł się na jej powitanie. Był niezwykle wysoki i stary. Widząc go, przypomniała sobie wiersz, którego uczyła się w szkole, a który zaczynał się od słów: „Nad Websterem unosiła się śmierć / A czaszka prześwitywała mu przez skórę”. Pod cienką jak papier i przezroczystą skórą na głowie Widgetta prześwitywała czaszka i błękitne żyłki na skroniach. Włosów nie miał na niej prawie wcale.
Ledwo jednak przemówił, Olivia uświadomiła sobie, jak myląca może być chęć traktowania z góry ludzi starszych. Widgett w niczym nie przypominał miłego, jowialnego staruszka. Gdy mówił, jego twarz zdradzała, że niegdyś musiał być z niego niezwykle przystojny rozpustnik, o pełnych, zmysłowych ustach i urzekających błękitnych oczach – kpiących, szelmowskich, zimnych. Bez trudu mogła go sobie wyobrazić, jak galopuje na wielbłądzie z twarzą owiniętą chustą, ostrzeliwując dziewiętnastowieczny pustynny fort. Było w nim coś teatralnego – może i miał w sobie cechy kabotyna, ale bez cienia wątpliwości orientacji był heteroseksualnej.
– Herbaty? – spytał, unosząc jedną brew.
Sposób, w jaki profesor Widgett zasiadał do podwieczorku, przywodził na myśl przeprowadzany w klasie eksperyment chemiczny. Było to całe starannie wyreżyserowane przedstawienie: mleko, sitko do herbaty, gorąca woda, masło, śmietanka, dżem. Nagle zrozumiała, dlaczego Anglicy tak sobie cenią swoje podwieczorki. Mieli się czym zająć, podnosząc jednocześnie kwestie, które mogły zejść na grząskie i niebezpieczne obszary, gdzie w grę wchodziły emocje i instynkt.
– Ach… nie za mocna dla pani? Odrobinę gorącej wody?
Profesor Widgett stękając i posapując, przepytywał ją ze znajomości arabskiego świata, co wydało jej się dość dziwne, zważywszy na to, że celem jej podróży było zbieranie materiałów do artykułu o nurkowaniu. Jak dobrze zna świat arabski? Co, w jej przekonaniu, było głównym motywem dżihadu? Czy nigdy nie wydało jej się dziwne, że na Zachodzie w powszechnym użytku nie znajdowało się żadne urządzenie elektroniczne – telewizor, komputer, samochód – wyprodukowane w kraju arabskim? Odrobinę więcej mleka? Pozwoli pani, że doleję wody do imbryka? Czy według niej wynika to z wrodzonej niechęci Arabów do pracy fizycznej, czy też raczej z uprzedzeń zachodniego świata? Czy nie sądzi, że jest to niemożliwym do zwalczenia źródłem niechęci Arabów wobec Zachodu, biorąc pod uwagę, jak bardzo Arabowie pragną posiadać i korzystać z nowych technologii? Dolać mleka? Cukru? Czy miała kiedykolwiek romans z Arabem? O mój Boże, toż to prawdziwe siki. Zawołajmy kelnera, niech nam przyniesie nowy imbryk.
– Panie profesorze – powiedziała Olivia. – Czy to Sally Hawkins skontaktowała się z panem, czy też raczej pan zwrócił się do niej, prosząc, by skontaktowała pana ze mną?
– Aktorka z niej żadna, prawda? – spytał, popijając herbatę. – Koszmarna, rzekłbym.
– Jest pan z MI6?
Ugryzł kawałek bułeczki, mierząc ją chłodnym, bezczelnym spojrzeniem niebieskich oczu.
– Niezbyt to zręczne, moja droga – rzekł przeciągle. – Powinno się raczej zaczekać, aż szpieg sam się zdradzi.
Napił się herbaty, zjadł bułeczkę, wciąż bacznie ją obserwując.
– Cóż – powiedział. Nachylił się ku niej w nieco teatralny sposób, położył swoją wielką kościstą dłoń najej kolanie i rzekł scenicznym szeptem: – Pomoże nam pani?
– Tak – odparła również szeptem.
– Będzie pani musiała teraz pójść.
– Dokąd?
– Do bezpiecznego domu.
– Na jak długo?
– Tego nie wiem.
– Sądziłam, że to wasi ludzie obserwują mój dom.
– Tak. Inni mnie martwią.
– Och, rozumiem – rzekła, opanowując się. – A co z moimi rzeczami?
– Rzeczy, Olivio, rzeczy. Nie wolno nam się przywiązywać do rzeczy.
– Zgadzam się absolutnie. Niemniej jednak, są takie, bez których trudno będzie mi się obejść.
– Zrób listę. Ktoś – tu wykonał tajemniczy gest ręką – przyniesie ci te „rzeczy”.
– Dlaczego nie zabraliście mnie prosto z lotniska, oszczędzając sobie i mnie kłopotu?
– Błąd operacyjny, moja droga – odparł, wstając z fotela.