Dygocząc z podniecenia, przerażenia i żądzy, Olivia wpadła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko. Zsunęła sandały i jedną ręką masując odcisk, który zrobił się jej na lewej stopie, drugą wykręciła numer.
– To ja – wyszeptała zdenerwowana do słuchawki.
– Olivia, do ciężkiej cholery, jest środek nocy!
– Wiem, wiem, przepraszam. Ale to naprawdę niesamowicie ważne.
– Dobra, o co chodzi? Nie, nie mów, sama zgadnę. Odkryłaś, że Miami to gigantyczny hologram stworzony przez kosmitów? A może wychodzisz za Eltona Johna?
– Nie – powiedziała Olivia. Jeśli tak ma przebiegać ta rozmowa, zaczęła mieć wątpliwości, czy słusznie robi, zwracając się do Kate po radę.
– No to co? Mówże.
– Chyba znalazłam Osamę Bin Ladena.
Kate zaczęła się śmiać. I dość długo nie przestawała. Z Olivii uszło całe powietrze i w poczuciu głębokiego zranienia zaczęła mrugać gwałtownie. Kate O'Neill była jej przyjaciółką, ale też zagraniczną korespondentką „Sunday Timesa”. Olivii zależało na jej aprobacie bardziej, niż skłonna była nawet sama przed sobą się do tego przyznać.
– OK – powiedziała Kate w końcu. – Jak bardzo się urżnęłaś?
– Wcale – rzekła Olivia ze świętym oburzeniem. – Nie jestem pijana.
– Dasz głowę, że to nie zmartwychwstały Abraham Lincoln?
– Zamknij się – warknęła Olivia. – Teraz poważnie. Tylko pomyśl. Jaką lepszą kryjówkę może sobie znaleźć Osama Bin Laden, jeśli nie tam, gdzie nikt się nawet nie spodziewa go ujrzeć?
– Och, takich miejsc na poczekaniu mogłabym wymyślić ze trzysta, może nawet czterysta. Ma metr osiemdziesiąt wzrostu i jest dobrze po czterdziestce?
– Nie, i w tym właśnie rzecz. Przeszedł operację plastyczną. Zupełnie zmienił wygląd. Ale co to za sztuka skrócić sobie nogi i zmienić twarz?
– Jasne, jasne. Patrząc na to w ten sposób, Osamą Bin Ladenem może być Oprah Winfrey, Britney Spears albo Eminem. Czemu tak się uczepiłaś tego gościa?
– Coś w nim jest takiego. Jest taki ospały.
– No, trzeba było mówić od razu! Ospały? Cóż, to załatwia sprawę. Jest numerem jeden na liście najbardziej ospałych poszukiwanych przez FBI.
– Zamknij się. Przedstawił się jako Pierre Ferramo. Udaje Francuza, ale nie sądzę, żeby nim był. Tak dziwnie wymawia „r” jak Arabowie. To kapitalne.
– Jasne, jasne. A czy Osama Bin Laden pił alkohol?
– Tak – odparła już nieco mniej pewnie.
– Flirtował z tobą?
– Tak.
– Moja droga Olivio. Osama Bin Laden to muzułmanin. Wiesz, co to oznacza?
– Oczywiście, że wiem, co to znaczy, kiedy ktoś jest muzułmaninem – zasyczała Olivia. – Po prostu uważam, że to wszystko przykrywka. Wcale nie siedzi w żadnej jaskini w Afganistanie. Obraca się w eleganckich kręgach, udając biznesmena łamane przez playboy łamane przez producent. Dojdę do tego. Doprowadzę go przed sąd, uchronię świat przed terroryzmem i zostanę multimiliarderką.
– Obiecaj mi coś.
– Co?
– Obiecaj mi, że nie zadzwonisz do Barry'ego i nie powiesz mu, że na promocji kremu do twarzy odkryłaś Osamę Bin Ladena.
Olivia nic na to nie odpowiedziała. Zawsze wierzyła w niezależność myśli. Niejednokrotnie zastanawiała się: czy kiedy Twin Towers zostały zaatakowane i władze wydały polecenie, by wszyscy zostali na swoich miejscach i nie opuszczali budynku, ona znalazłaby się wśród tych, którzy posłusznie zostali, czy też raczej zawierzyłaby własnemu sądowi i mimo wszystko wyszła?
– Olivia, czy ty mnie słuchasz? Pamiętasz chmurę szarańczy w Sudanie? Członków Kościoła Zjednoczonego z Surbiton, którzy okazali się drużyną skautów? Albo upiora z Gloucestershire, który tak naprawdę był parą wydobywającą się z szybu wentylacyjnego? Dopiero co w „Sunday Timesie” zaczęli ci na nowo ufać. Więc błagam, napisz swój artykuł o Miami w terminie, porządnie i tak jak trzeba, i nie schrzań po raz kolejny wszystkiego.
– OK – mruknęła Olivia, czując się jak kretynka. – Dzięki za wszystko.
Jednak nie mogła zasnąć. Nie mogła przestać myśleć o genialnym wręcz planie Osamy Bin Ferrame Nikomu nawet do głowy by nie przyszło podejrzewać cokolwiek. Przecież wszyscy wiedzieli, że członkowie Al-Kaidy to maniacy: inżynierowie w dziadowskich garniturach zamieszkujący ponure mieszkanka w Hamburgu albo zaniedbane szeregowce z lat trzydziestych w Cricklewood, wspólnie objadający się hinduskim żarciem na wynos, zanoszący modły w prowizorycznych meczetach i faksujący swoje rozkazy z poczty w Neasden.
Działacze Al-Kaidy nie włóczą się po przyjęciach w eleganckich hotelach, popijając jabłkowe martini. Nie zajmują się produkcją filmów i nie zatrudniają nadgorliwych rzeczniczek, by kreowały ich wizerunek. Przykrywka była wprost idealna. Idealna.
Wyskoczyła z łóżka i sprawdziła skrzynkę w komputerze. Żadnej odpowiedzi od Barry'ego. Wobec tego poszukała w wyszukiwarce Google czegoś na temat Pierre'a Ferrame
Nic, żadnej wzmianki. Aż nadto oczywiste, dlaczego.
Zgasiła światło i ponownie spróbowała zasnąć. Cholerny jet-lag*.* Jet-lag (ang.) – zmęczenie po długiej podróży samolotem, spowodowane zmianą stref czasowych. Musiała coś zrobić, bo inaczej za czterdzieści osiem godzin znajdzie się z powrotem w londyńskim deszczu i będzie pisać artykuły o najnowszych osiągnięciach Marksa & Spencera w dziedzinie ukrywania zarysu majtek pod spodniami. W ciemnościach kusząco migotał ekran komputera. Czy może stać się coś złego, jeśli przynajmniej zawiadomi Barry'ego?