16

Pierre Ferramo w zielonym berecie wypowiadał się w telewizji Al-Dżazira:

– To niewierna świnia. Jest za gruba, na grilla się nie nadaje. Trzeba ją będzie ugotować.

W tle słychać było dzwonek telefonu. Ze swojej wiązanej na szyi bluzeczki Kimberley Alford wyciągnęła cytrynę i zaczęła ją kroić, szczerząc się do kamery, a spomiędzy zębów wypływała jej krew. Telefon nie przestawał dzwonić. Olivia po omacku zaczęła go w ciemnościach szukać.

– Cześć, Olivia? Mówi Imogen z „Elan”. Łączę z panią redaktor.

Olivia włączyła światło i gwałtownie usiadła na łóżku, osłaniając piżamą piersi i nerwowym gestem przeczesując włosy. Dzikim wzrokiem rozglądała się po pokoju. Sally Hawkins. Redaktorka z „Elan”. Co za początek dnia. Po wieczorze spędzonym, no wiesz, z Kimberley i, no wiesz, jej, no wiesz, przyjaciółmi. Horror, po prostu horror.

– Proszę mówić. Pani redaktor na linii. – Imogen mówiła tonem mającym dać jej do zrozumienia, że już-nie-muszę-być-dla-ciebie-miła-wypadłaś-z-łask”.

– Olivia? – Sally Hawkins, przemawiająca zimnym tonem w stylu „jestem-bardzo-zajęta-i-ważna”. – Wybacz, że dzwonię tak wcześnie rano, ale niestety, były na ciebie skargi.

– Skargi?

– Z tego, co wiem, dzwoniłaś do FBI i sugerowałaś, że powinni sprawdzić Pierre'a Ferramo.

– Co? Kto ci to powiedział?

– Źródła nie znamy, ale w Century PR dosłownie dostali szału, i słusznie, jeżeli faktycznie dzwoniłaś do FBI. Powiedziałam Melissie, że gdybyś rzeczywiście żywiła jakieś podejrzenia wobec któregoś z ich klientów, przede wszystkim skontaktowałabyś się z nami.

Olivia mało nie umarła z przerażenia. Przecież nie dzwoniła do FBI. Lub raczej rzec by należało, że d z w o n i ł a, ale się nie połączyła, lub raczej połączyła się, lecz zawiesiła rozmowę i niczego nie powiedziała.

– Olivio? – Lodowaty, nieprzyjemny ton.

– Ja… ja…

– Współpracujemy z Century bardzo ściśle, za ich pośrednictwem przeprowadzamy wiele wywiadów i sesji zdjęciowych. Zbliża się sezon przyznawania nagród i znowu wiele będzie od nich zależeć, więc… więc… doprawdy…

– Nie dzwoniłam do FBI.

– Nie?

– To znaczy, d z w o n i ł a m, ale z nikim konkretnym się nie połączyłam. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego…

– Wybacz – warknęła Sally Hawkins. – To naprawdę nie ma najmniejszego sensu. Dzwoniłaś do nich czy nie?

– No, zaczęłam dzwonić, ale…

Olivia spoglądała na sporządzony przez Century PR komunikat dla prasy dotyczący filmu Ferramo. Napisane w nim było: Pierre Feramo, przez jedno r. Nic dziwnego, że nie znalazła niczego w Google. Po prostu źle wpisywała jego nazwisko w wyszukiwarce. Rany boskie. Tylko nie panikuj.

– Olivio, dobrze się czujesz?

– Tak, tak, chodzi tylko o to… ja… ja…

Ze słuchawką wciśniętą między ucho a ramię podeszła do biurka i poszukała w Google Pierre'a Feramo. Znalazła 1567 pozycji. Chryste Panie.

– W porządku. Rozumiem. – Sally Hawkins mówiła teraz tak, jak gdyby miała do czynienia z opóźnionym w rozwoju dzieckiem. – W porządku. Wiem, że przeżyłaś w Miami koszmar. Doskonale to rozumiem. Uważam, że najlepiej będzie, jeśli porządnie sobie odpoczniesz i po prostu wrócisz do domu. Zebrałaś już jakieś materiały do artykułu?

Olivia przeglądała pierwszą z 1567 stron internetowych: Feramo producentem francuskiego filmu krótkometrażowego nagrodzonego Złotą Palmaj Feramo na zdjęciu z modelką podczas rozdania „Oscarów przemysłu perfumeryjnego”; przytoczona przez „Miami Herald” wypowiedź Feramo po promocji Crème de Phylgie.

– Tak. Nie, czuję się świetnie. I chcę skończyć artykuł.

– Cóż. Uważamy, że będzie lepiej, jeśli wrócisz do domu. Century PR nie chce, żebyś dalej pracowała z ich ludźmi. Przepisz więc, proszę, swoje notatki i prześlij e-mailem do Imogen, a ja każę jej załatwić ci samolot na dzisiejsze popołudnie.

– Ale posłuchaj, ja nic nie powiedziałam FBI…

– Obawiam się, że muszę kończyć, Olivio. Mam telekonferencję. Imogen zadzwoni do ciebie i poda ci szczegóły podróży. Nie zapomnij tylko przesłać wszystkich materiałów.

Olivia, nie wierząc własnym uszom, rozejrzała się po pokoju. Przecież nie zadzwoniła do FBI, prawda? Jedyne, co zrobiła, to ćwiczyła na głos to, co ewentualnie mogłaby im powiedzieć. Do diabła, czyżby za pośrednictwem linii telefonicznej nauczyli się czytać w ludzkich myślach? Nie. No, CIA może, ale na pewno nie FBI. Usiadła na łóżku. To niemożliwe. Tylko Kate wiedziała, że zastanawia się, czy do nich zadzwonić.

Olivia z wściekłością stukała w klawiaturę, spisując wszystko, co udało jej się zebrać na temat przyszłych-niedoszłych gwiazdek przez ten krótki czas, zanim w tak okrutny sposób została zwolniona. Co kilka minut otwierała dokument zatytułowany: „Kate: WŚCIEKŁOŚĆ. DOT.: WYŻYĆ SIĘ” i wyżywała się.

„Nie mogę, do kurwy nędzy, uwierzyć, że mi to zrobiłaś. Myślałam, że nasza przyjaźń opiera się na wzajemnym zaufaniu i lojalności…”

Po kolejnych trzech akapitach właściwego artykułu wracała do „Kate: WŚCIEKŁOŚĆ. DOT.: WYŻYĆ SIĘ”: „Kate, mam nadzieję, że nie wyciągam pochopnych i krzywdzących cię wniosków, ale zupełnie nie rozumiem…”

Znów artykuł. „Kate: WŚCIEKŁOŚĆ. DOT.: WYŻYĆ SIĘ”, tym razem w nieco bardziej wyważonym tonie: „Słuchaj, ty cholerna kurewska suko z piekła rodem, jakim, kurwa, prawem wystawiasz mnie w taki sposób i mówisz im, cholera jasna, że dzwoniłam do tego pierdolonego FBI, czego, kurwa, wcale nie zrobiłam, ty pierdolona…”

Z powrotem do artykułu. Napisała go do końca i przeczytała. Zrobiła kilka poprawek, sprawdziła pisownię, nacisnęła „Wyślij” i z całej siły kopnęła w nogę biurka.

To nie fair. To nie fair. W nagłym przypływie ślepej furii chwyciła telefon i wybrała domowy numer Kate. Włączyła się automatyczna sekretarka, ale i tak zdecydowała się powiedzieć, co leżało jej na żołądku.

– Cześć, to ja. Słuchaj, właśnie dzwonili do mnie z „Elan” i zwolnili mnie za to, że dzwoniłam do FBI w sprawie Feramo. Tylko że ja wcale nie zadzwoniłam do FBI. Jedyną osobą, która wiedziała, że w ogóle coś takiego przyszło mi do głowy, byłaś ty. Uwierzyć nie mogę, że tak po prostu zachciało ci się odebrać mi tę historię, żebyś… żebyś…

Głos jej się załamał. Czuła się bardzo, ale to bardzo głęboko zraniona. Odłożyła słuchawkę i usiadła na pufie, ocierając pięścią łzę spływającą jej po policzku. Długi czas z drżącą dolną wargą wpatrywała się tępo w przestrzeń, po czym wstała, podeszła do brązowo-oliwkowej walizki i wyjęła z niej bardzo starą, pożółkłą i zniszczoną kartkę papieru, rozłożyła ją ostrożnie i wróciła wraz z nią na puf.

Życiowe zasady według Olivii Joules

1. Nigdy nie wpadać w panikę. Zatrzymać się, oddychać, myśleć.

2. Nikt o tobie nie myśli. Wszyscy myślą wyłącznie o sobie, tak samo jak ty.

3. Nigdy nie zmieniać fryzury ani koloru włosów przed ważnym wydarzeniem.

4. Nigdy nie jest ani tak dobrze, ani tak źle, jak się wydaje.

5. Rób innym, co tobie miłe, np. nie zabijaj.

6. Lepiej kupić jedną drogą rzecz, która naprawdę ci się podoba, niż kilka tanich, które podobają ci się tylko trochę.

7. Mało co ważne jest naprawdę. Jeśli jesteś przygnębiona, spytaj samą siebie: „Czy to rzeczywiście aż takie ważne?”

8. Klucz do sukcesu tkwi w sposobie, w jakim podnosisz się z porażki.

9. Bądź uczciwa i dobra.

10. Kupuj tylko takie ubrania, na widok których chce ci się tańczyć.

11. Ufaj swojemu instynktowi, nie swojej rozbuchanej wyobraźni.

12. Kiedy spotyka cię jakaś tragedia, sprawdź, czy aby na pewno jest ona tragedią, w następujący sposób: a) pomyśl: „Och, pieprzyć to”, b) poszukaj jasnych stron, a jeśli to nie skutkuje, poszukaj stron zabawnych.

Jeżeli żadne z powyższych nie odnosi skutku, może rzeczywiście spotkała cię tragedia, więc wróć do punktów 1 i 5.

13. Nie spodziewaj się, że świat będzie bezpieczny, a życie fair.

14. Czasami trzeba dać się ponieść prądowi.

Pod spodem widniała kolejna życiowa zasada, ale pochodząca od Elsie:

15. Nie żałuj niczego. Pamiętaj, że nic innego nie mogło się wydarzyć, biorąc pod uwagę, kim wtedy byłaś i jak wyglądał wówczas świat. Zmienić możesz jedynie chwilę obecną, więc z przeszłości musisz czerpać naukę.

W kolejnym punkcie widniała sprowadzona do praktyki wersja punktu powyższego:

16. Gdy zaczynasz czegoś żałować i myślisz: „Powinnam była…”, zawsze sobie pomyśl: „Mogła mnie przejechać ciężarówka albo wysadzić w powietrze japońska ludzka torpeda”.

„Nigdy nie jest ani tak dobrze, ani tak źle, jak się wydaje”. Zawsze co najmniej jedna, a czasem bywało, że i dwie z jej zasad życiowych okazywały się jak najbardziej adekwatne do zaistniałej sytuacji. „Ufaj swojemu instynktowi, nie swojej rozbuchanej wyobraźni”. Czy naprawdę, szczerze i do końca przekonana była, że to Kate ją zdradziła?

Nie. Z całą pewnością tego nie zrobiła. Wiadomość nie mogła też pochodzić od FBI, ponieważ w ogóle z nimi nie rozmawiała. Wobec tego jedynym miejscem, z którego mogła się wydostać, był jej pokój, ten, który aktualnie zajmowała. Systematycznie zaczęła sprawdzać światła, telefon, szukać pod biurkiem, w szufladach. Jak też może taka pluskwa wyglądać? Nie miała zielonego pojęcia. Jak mikrofon? Ma baterię? Zachichotała. Albo małe nóżki?

Pomyślała jeszcze trochę, podniosła słuchawkę i zadzwoniła na informację.

– Sklep z wyposażeniem dla szpiegów na Sunset Boulevard. Szpiegowski. S jak Szymon, Z jak Zofia, P jak Piotr… No, wie pani, dla szpiegów? James Bond? Kiefer Sutherland? Homoseksualiści z angielskiej szkoły publicznej w latach trzydziestych ubiegłego wieku?

Pół godziny później miała przed oczami ogromny tyłek sterczący spod jej łóżka.

– W pooorząąsiu. Proszę bardzo. Oto pani problem.

Widząc, jak pupsko gramoli się spod łóżka, Olivia na wszelki wypadek cofnęła się o parę kroków. Connor, specjalista od zwalczania inwigilacji, niezgrabnie podniósł się na kolana, radośnie prezentując kwadratową osłonę gniazdka telefonicznego, z uśmiechem, jaki pojawia się na twarzach speców od techniki na całym świecie – komputerowych maniaków, instruktorów nurkowania, instruktorów narciarstwa, pilotów – gdy znajdą coś, co tylko inni podobni im spece zrozumieją natychmiast, podczas gdy laikowi potrzebne jest łopatologiczne wyjaśnienie.

– To MP 2.5. Jeśli miał DSR, to pewnie potrzebował z dziesięć sekund.

– Wspaniale. – Za wszelką cenę starała się go przekonać, że w pełni go rozumie, a nawet popiera. – Po prostu super. Eee… mam rozumieć, że to coś właśnie nagrywało moje rozmowy telefoniczne?

– Ależ skąd. Nie, nie. To tylko mikrofon. Zwykły XTC 4/2.

– Oczywiście. I po prostu przechwytywał wszystko, co mówiłam? W żaden sposób nie dawało się odróżnić, czy rozmawiam przez telefon, czy nie?

– Dokładnie. Mogą wychwycić odgłos wybierania numeru, ale… – Wciągnął przez zęby powietrze i przyjrzał się osłonie gniazdka telefonicznego, po czym pokręcił głową. – W żaden sposób. Nie za pomocą tego. Po prostu słyszeli tylko to, co pani faktycznie powiedziała na głos. Czy coś jeszcze możemy dla pani zrobić?

– Nie, nie, bardzo dziękuję. Później wpadnę po resztę sprzętu.

W sklepie z wyposażeniem dla szpiegów zamówiła wykrywacz pluskiew udający kalkulator, pióro na niewidzialny atrament, maskę przeciwchemiczną oraz niesamowicie płaski i maleńki aparat cyfrowy. Na koniec wybrała jeszcze szpiegowski pierścionek z lusterkiem, które się podnosiło, żeby zobaczyć, co się dzieje za plecami. Cieszyła się z niego jak dziecko. Cały nowo zakupiony sprzęt świetnie uzupełniał się z zestawem umożliwiającym przetrwanie.


*

Gdy specjalista od antyinwigilacji sobie poszedł, Olivia natychmiast zadzwoniła do Kate i zostawiła jej wiadomość: „To ja. Przepraszam. Naprawdę przepraszam. Jest mi strasznie przykro. Ale miałam mętlik w głowie. Okazało się, miałam podsłuch w pokoju. Masz u mnie margarite, jak wrócę. Zadzwoń”.

Potem, starając się nie wpadać w panikę, zaczęła chodzić po pokoju. Teraz to już nie była zabawa ani też wytwór jej rozbuchanej wyobraźni. Działo się coś autentycznie złego i ktoś się nią interesował. Raz jeszcze przeglądnęła swoje zasady życiowe, głęboko odetchnęła, pomyślała: „Och, pieprzyć to” i spróbowała wyobrazić sobie wszystko jako wspaniałą i zabawną anegdotę, którą koniecznie trzeba będzie opowiedzieć Kate.

Загрузка...