40

Dopiero kiedy znalazła się we własnych czterech ścianach, w otoczeniu znajomych przedmiotów – płynu do naczyń przy zlewie, odkurzacza w schowku w przedpokoju, drewna do kominka w koszyku – w pełni zdała sobie sprawę, jak niezwykłe były wydarzenia kilku ostatnich dni. Aż jej się wierzyć nie chciało, że od wyjazdu z Londynu upłynęły zaledwie dwa tygodnie. Mleko, które zostawiła w lodówce, zdążyło się zepsuć, natomiast masło wciąż jeszcze idealnie nadawało się do użytku.

Było tu to wszystko, przed czym z takim upodobaniem umykała do hotelowych pokoi: automatyczna sekretarka z trzydziestoma nagranymi wiadomościami, piętrząca się w przedpokoju poczta, komoda pełna rzeczy, których nigdy nie miała czasu wyrzucić. W mieszkaniu panowało przeraźliwe zimno, ponieważ bojler zgasł i zmitrężyła mnóstwo czasu, usiłując go zapalić. Kiedy raz za razem naciskała zapłon, przypomniało jej się, jak Morton C szarpał rozrusznikiem w drodze na Bell Key. Bojler w końcu się włączył, ale stało się to tak nagle, że aż podskoczyła. Stała w kuchni z puszką gotowanej fasolki Heinza, a wszystkie poszlaki, teorie, szalone wizje i podejrzenia, z którymi żyła przez ostatnie dwa tygodnie, kotłowały jej się w głowie jak pranie w bębnie pralki. „MI6 popełniło błąd, wypuszczając mnie”, pomyślała. „Powinni mnie wykorzystać”.

Wyjrzała przez małe łukowate okno w kuchni i zobaczyła wszystko, co tak dobrze znała: mieszkanie naprzeciwko z kawałkiem szmaty w oknie zamiast zasłonki oraz to piętro niżej, gdzie mieszkał paradujący wiecznie nago facet. Na ulicy dostrzegła mężczyznę, który otworzył drzwi od strony pasażera w niebieskim fordzie mondeo i wsiadł, zajmując miejsce obok kierowcy. On i kierowca spojrzeli w górę, prosto w jej okno, a widząc ją w nim, szybko odwrócili wzrok. Nie odjechali. „Amatorzy”, pomyślała i pomachała im, zastanawiając się jednocześnie, kto się pomylił przy ich zatrudnianiu: MI6 czy też Feramo. Zapaliła ogień w kominku, wyjęła z zamrażalnika chleb, zrobiła sobie tost z fasolką i zasnęła, oglądając Eas tendersów.

Następnego dnia obudziła się dopiero w południe. Od razu podeszła do okna w kuchni. Faceci w mondeo wciąż tkwili na miejscu. Zastanawiała się, gdzie też chodzili w nocy się załatwić. Miała tylko nadzieję, że nie na próg jej domu. W tym momencie zadzwonił telefon.

– Olivia? Tu Sally Hawkins. Tak się cieszę, że wróciłaś bezpiecznie.

Dziwne, doprawdy. Olivia z miejsca pojęła, że Sally nie mogła w żaden sposób wiedzieć o jej powrocie, chyba że ktoś – służby bezpieczeństwa albo Feramo – dał jej cynk.

– Co u ciebie? Jak ci poszło zbieranie materiałów w Hondurasie?

– Hm, cóż, obawiam się, że musimy o tym porozmawiać – powiedziała Olivia ze zmarszczonym czołem, próbując odgadnąć, o co tak naprawdę chodzi. – Wróciłam dopiero wczoraj wieczorem.

– Dzwonił do mnie Pierre Feramo. Zdaje się, że rozmawiał z tobą. Zaproponował nam wyjazd nad Morze Czerwone po dalsze materiały do artykułu o nurkowaniu z dala od utartych szlaków. Bardzo nam na tym zależy. I chciałam się upewnić, że chętnie się tego podejmiesz, no wiesz, żebyśmy mogli…

Olivia była coraz bardziej zdziwiona. Sally Hawkins wyraźnie się czegoś bała.

– Jasne – powiedziała Olivia swobodnie. – Bardzo mi się to podoba, a nurkowanie na pewno będzie wspaniałe. Potrzebuję kilku dni, żeby wszystko tu sobie poukładać, ale piszę się na to w stu procentach.

– To dobrze, bardzo dobrze. – Nastąpiła chwila przerwy. – Ee… jest jeszcze coś, Olivio. – Sally mówiła drewnianym głosem, jak czytająca swoją kwestię koszmarna aktorka. – Jest pewien człowiek, z którym chciałabym, żebyś się spotkała. Swego czasu pisywał dla nas to i owo. Jest ekspertem w sprawach arabskich. Bardzo interesujący pan. Będzie miał już chyba koło osiemdziesiątki. I tak się składa, że jest dzisiaj w Londynie. Myślę, że nie zaszkodziłoby, gdybyś zjadła z nim podwieczorek, a on udzieliłby ci kilku cennych rad co do wyjazdu.

– Jasne – zgodziła się Olivia, do lustra robiąc minę, która miała oznaczać: „Ona zbzikowała!”

– Doskonale. Brooks przy St James's. Wiesz, gdzie to jest? Tuż za rogiem, koło Ritza.

– Poradzę sobie.

– Pół do czwartej. Profesor Widgett.

– Ach, tak. Czytałam jego książkę o rozsądku Arabów. A przynajmniej kawałek.

– Świetnie, Olivio. Cóż, raz jeszcze, witaj w domu. I zadzwoń do mnie jutro po południu.

Olivia odłożyła słuchawkę i sięgnęła do szuflady koło łóżka. Będzie potrzebowała nowej szpilki do kapelusza.

Jej drzwi obserwowało teraz dwóch innych mężczyzn z zaparkowanej po drugiej stronie ulicy hondy civic.

Pomachała im i włączyła należący do MI6 komputer. Wpisała hasło w wyszukiwarce: Profesor Widgett, arabista.

Загрузка...