54

– Tam coś jest.

Scott Rich siedział na miejscu nawigatora w śmigłowcu Black Hawk, obserwując monitor na podczerwień. Wypełniający kokpit elektroniczny gwar mógł doprowadzić do szału, ale Rich był całkowicie opanowany. Nachylony do przodu, w skupieniu wsłuchiwał się w napływające jednocześnie raporty oddziałów naziemnych, czterech patroli powietrznych i Fok Hackforda Litvaka.

– Sir, patrol naziemny odnalazł ubranie agentki Joules przy końcu tunelu. Jej samej nie odnaleziono.

– Coś jeszcze? – spytał Scott. – Jakieś ślady walki?

– Ubranie było podarte i zakrwawione.

Scott Rich skrzywił się.

– Wasza aktualna pozycja?

– Na brzegu, trzy metry od Morza Czerwonego.

– Widzicie coś stamtąd?

– Nie. Tylko sprzęt do nurkowania.

– Powiedziałeś sprzęt do nurkowania?

– Tak jest.

– W takim razie, do ciężkiej cholery, nakładaj go i właź do wody. – Wyłączył swój mikrofon i zwrócił się do pilota, wskazując na ekran. – Tam. Widzisz? Podejdź. Natychmiast.


*

Olivia wrzasnęła, kiedy Feramo wyskoczył z wody, jedną ręką wyrywając jej sztylet, a drugą chwytając za gardło. Ugięła nogę i z całej siły kopnęła go w jaja, wyrywając się, gdy tylko uwolnił jej gardło z uścisku. Myśli jak błyskawice przelatywały jej przez głowę. Był pod wodą dłużej niż ona. Powinno mu już zabraknąć powietrza – jej zostało go jeszcze na dobre dziesięć minut. Musi zanurzyć się na dziesięć metrów i zgubić go.

Zaczęła schodzić pod wodę, jednocześnie nakładając maskę i przedmuchując automat, Feramo jednak rzucił się naprzód i złapał ją za nadgarstek. Wrzasnęła z bólu, czując, jak wyłamuje jej staw. Zaczęła ogarniać ją ciemność, przynosząc ulgę w utracie przytomności. Powietrze uciekało z jej kamizelki wypornościowej, obciążniki ciągnęły ją w dół, automat wysunął się jej z ust. Nagle nad głową rozległ się ogłuszający hałas, a wodę zalało jaskrawe światło. Na tle upiornie zielonkawej wody dostrzegła nurkującą w jej stronę postać. Poczuła, jak ją chwyta, uwalnia od pasa balastowego i zaczyna ciągnąć w górę, ku światłu.

– Sokół, też mi coś – szepnął jej do ucha Scott Rich, obejmując ją mocno w pasie, gdy wynurzyli się z wody. -Bardziej przypominasz żabkę.

Nagle Feramo, niczym wieloryb w programie przyrodniczym BBC, z rykiem wyskoczył nad wodę i rzucił się ku nim z wymierzonym sztyletem.

– Popływaj sobie chwilkę, kochanie – rzekł Scott, w żelaznym uchwycie unieruchamiając nadgarstek Feramo i powalając go jednym celnym ciosem.

Olivia wychylała się nerwowo z Black Hawka. Scott Rich wciąż jeszcze tkwił w wodzie, gdzie próbował związać Feramo, bezwładnego w koszu wyciągarki, lecz podmuch wzbudzany przez rotor spychał go co chwilę w bok.

– Zostaw go! – wrzasnęła Olivia przez radio. – Wracaj na górę. On i tak jest nieprzytomny.

– Ty też tak myślałaś ostatnim razem – zabrzmiała odpowiedź Scotta.

Olivia przytrzymała się krawędzi otwartych drzwi, bacznie wypatrując, czy w kręgu światła rzucanym na wodę nie dojrzy drapieżników.

– Niech pani to weźmie! – krzyknął Dan, pilot, i podał jej pistolet. – Jak pani zobaczy rekina, niech pani strzela, tylko proszę spróbować nie trafić agenta specjalnego Richa.

– Dzięki za dobrą radę – mruknęła do mikrofonu.

Nagle od strony brzegu rozległ się głuchy łoskot i niemal w tej samej chwili na panelu sterowniczym zawyła syrena.

– Jezu! Wyciągajmy go, wyciągajmy, do góry! – wrzasnął Dan, gdy niebo wokół nich rozbłysło smugami nadlatujących pocisków.

– Scott! – darła się Olivia.

Morze przed nią eksplodowało wielką kulą ognia, a gwałtowny podmuch powietrza zatrząsł helikopterem.

Olivia z trudem łapała powietrze, lecz dosłownie kilka sekund później nad krawędzią włazu pojawiła wykrzywiona ze złości twarz Scotta. Śmigłowiec skoczył w górę, uciekając przed płonącym morzem.

Wracali na lotniskowiec. Było gorąco i parno. Ociekający wodą Scott i Olivia nie mieli odwagi na siebie spojrzeć. Olivia miała na sobie jedynie bieliznę i T-shirt Marynarki Stanów Zjednoczonych, który rzucił jej pilot. Wiedziała, że jeśli wtuli policzek w ciepłą skórę szyi Scotta albo poczuje dotyk jego szorstkiej, silnej dłoni na swoim udzie, nie będzie w stanie nad sobą zapanować.

Rozległy się strzały i w kadłub helikoptera zagrzechotała seria gwałtownych uderzeń.

– Trzymaj się, dziecinko – powiedział Scott. – Oberwaliśmy. Trzymaj się mocno.

Trafiony śmigłowiec zadygotał i wydawało się, że stanął w miejscu. Po chwili zanurkował przerażająco, prosto w dół, rzucając ich na podłogę. Dał się słyszeć głośny metaliczny stuk i poczuli gwałtowny wstrząs. Scott podczołgał się do niej i chwycił z całej siły. Silnik wył jak oszalały, podczas gdy pilot starał się odzyskać panowanie nad maszyną. Olivia ujrzała, jak z ogromną prędkością zbliża się ku nim woda, po chwili zobaczyła jaśniejsze nieco niebo i znowu wodę. Pilot wrzeszczał coś i przeklinał.

– Musimy się wzbić, musimy się wzbić!

Scott trzymał ją mocno, z całej siły tuląc do piersi jej głowę. Robił, co mógł, by dociągnąć siebie i Olivię z powrotem na siedzenia. Przekrzykując hałas, darł się przez radio do pilota:

– Spokojnie, Dan, trzymaj się! Nic nam się nie stało, staraj się go podnieść, wszystko będzie w porządku! – Po czym do Olivii: – Trzymaj się, kochanie. Obojętnie, co się stanie, trzymaj się mnie najmocniej jak potrafisz.

Od wody dzieliło ich już zaledwie kilka metrów, gdy nagle jakimś cudem Dan zapanował nad maszyną. Przez chwilę na wszelki wypadek unosili się nieruchomo, po czym pilot poderwał śmigłowiec w górę.

– Uf, przepraszam za to małe zamieszanie – powiedział.

Oddychając z ulgą, Olivia uniosła głowę i ujrzała szare oczy Scotta wpatrujące się w nią z niezmierną czułością. Przez moment zdawało jej się, że dostrzega łzę, lecz on przytulił ją do siebie namiętnie. Ich usta się odnalazły, a jego dłonie wślizgnęły się pod T-shirt Marynarki Stanów Zjednoczonych.

– Pięćset metrów przed nami USS Condor, sir – zameldował Dan. – Mam podchodzić do lądowania?

– Możesz go oblecieć jeszcze raz? – mruknął Scott przez radio.

Gdy Olivia – przesłuchana, nakarmiona i wykąpana – stała na olbrzymim pokładzie lotniskowca, po raz ostatni spoglądając na spokojną wodę i rozgwieżdżone niebo, z cienia wyłonił się Scott Rich.

– Znaleźli kawałek nogi Feramo – powiedział. – Rekiny go dopadły.

Olivia bez słowa spoglądała w stronę wybrzeża Suakin.

– Przykro mi, kochanie – powiedział szorstko, pozostawiając ją jej mieszanym uczuciom. Po dłuższej chwili dodał: – Chociaż nie tak bardzo jak szefostwu. Ale tak naprawdę to żałuję, że sam nie mogłem gołymi rękami, albo i zębami, wydobyć z oślizgłego drania każdej najdrobniejszej informacji, i to tak, żeby się porządnie nacierpiał.

– Scott! – obruszyła się Olivia. – Przecież to też była istota ludzka.

– Któregoś dnia dokładnie ci opowiem, jaka to z niego była istota ludzka i co by ci zrobił, gdyby mu się udało…

– Mi zrobił? Co ty pleciesz? Myślisz, że bym mu pozwoliła?

Scott pokręcił tylko głową.

– Chcą, żebyś wracała do LA. Wiedziałaś o tym? Musisz im pomóc przyjrzeć się jego świcie.

Skinęła głową.

– Pojedziesz czy masz już dosyć?

– Jasne, że pojadę – powiedziała, po czym dodała, jakby po namyśle: – A ty?

Загрузка...