52

„Cóż, przynajmniej nie jestem tu sama”, pomyślała, starając się dostrzec jasne strony ponurej poza tym sytuacji. Próbowała podnieść się z kurzu, jednocześnie językiem sprawdzając, czy ma na miejscu wszystkie zęby. Znowu spróbowała ściągnąć z oczu zasłonę.

– Zostaw to!

Serce zaczęło walić jej jak oszalałe, a oddech stał się krótki i gwałtowny. To był głos Feramo, choć brzmiał dziwnie obco.

– Pierre? – zapytała, usiłując usiąść.

Putain! - wrzasnął przeraźliwie. – Salope.

Uderzył ją w twarz.

Tego było już za wiele.

– Au! – jęknęła i ściągnąwszy z oczu szmatę, wściekła popatrzyła w ciemność. – Co ty najlepszego robisz? Co się z tobą dzieje? Jak śmiesz? A gdybym tak ja ciebie uderzyła?

Z kieszeni spodni wyszarpnęła szpilkę do kapelusza i gdy już prawie udało jej się wstać, świsnął bat i poczuła jego smagnięcie na ramieniu.

– Przestań! – wrzasnęła i rzuciła się na majaczącą w ciemnościach postać.

Wbiła w ciało szpilkę, chwyciła bat i odsunęła się nieco. Jej oczy zdążyły już przywyknąć do panującego tu mroku. Przed nią siedział w kucki Feramo w kolorowych szatach Raszidów. Wyraz twarzy miał potworny, usta wykrzywione, w oczach szaleństwo.

– Mój Boże, co ci jest? – niespodziewanie dla samej siebie zapytała łagodnie. Gdy znalazła się blisko kogoś, nigdy nie potrafiła zapomnieć, że nawet najgorszy potwór jest mimo wszystko człowiekiem. – Stało się coś? Wyglądasz koszmarnie.

Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła jego twarzy. Gładząc go po policzku, wyczuła, że zaczyna się uspokajać. Ujął jej dłoń, przybliżył do ust i zaczął ssać.

– Och, Pierre – powiedziała po dłuższej chwili. – Starczy tego chyba. Pierre? Pierre? Przestań! Co ty wyprawiasz?

Wyszarpnęła palec z jego ust i z ulgą zaczęła masować sobie dłoń.

Wyraz twarzy Feramo zmienił się nie do poznania. Wstał i nachylając się nad nią groźnie, zerwał jej z szyi malutki szafirowo-diamentowy krzyżyk i cisnął go na ziemię.

– Kładź się, kładź się płasko, twarzą do ziemi. Ręce do tyłu.

Związał ją sznurem. Usłyszała jakieś pipanie.

– Siadaj.

Przesuwał wzdłuż jej ciała plastikową rurką wykrywacza. Zabrał jej szpilkę do kapelusza, pasek i torebkę, w której miała latarkę i zestaw umożliwiający przetrwanie. Następnie zerwał jej z ucha jedyny pozostały kolczyk, ten z tabletką cyjanku, i zdjął z palca pierścionek, ciskając nim o ziemię. Potem złapał jąza bluzkę i szarpnął, tak że okrągłe guziki-piły poobrywały się i poturlały we wszystkich kierunkach.

– Gdzie jest GPS?

– Co?

– GPS. Urządzenie namierzające. Za pomocą którego twoi ludzie mogli cię śledzić? Nie udawaj niewiniątka. Zdradziłaś mnie.

Cofnęła się przestraszona. Skąd o tym wiedział?

– Twój błąd, Olivio – powiedział – polegał na tym, że uwierzyłaś, iż wszystkie piękne kobiety są równie podstępne i nieszczere jak ty.

Suraya. To musiała być ona. Tajna suka: tajna podwójna agentka.

– A teraz nadeszła pora, byś udzieliła nam niezbędnych informacji.

Feramo przez długi czas wlókł za sobą Olivię niskim, wąskim tunelem, przyświecając sobie pochodnią. Ilekroć się potykała, szarpał za sznur, jak gdyby prowadził osła. Starała się patrzeć na wszystko z boku, by możliwie jak najwięcej zaobserwować. Próbowała przypomnieć sobie, czego nauczyli ją podczas szkolenia w posiadłości, lecz pamiętała jedynie, jak Suraya złośliwie uczyła ją szpiegowskich sztuczek – sztuki zatapiania, chowania filmów w toaletowych rezerwuarach, zamiany teczek z obcymi, dawania tajemnych sygnałów poprzez zostawianie uchylonego okna i wystawianie w nim doniczki z kwiatami. Musiała mieć niezłą zabawę. Olivia postanowiła, że lepiej będzie, jeśli skupi się na przypomnieniu sobie życiowych zasad.

„Nigdy nie jest ani tak dobrze, ani tak źle, jak się wydaje. Poszukaj jasnych stron, a jeśli to nie skutkuje, poszukaj stron zabawnych”. Przypomniała sobie, jak wmawiała Scottowi Richowi, że jest sokołem Feramo, i wyobraziła sobie, jaką miałby rozbawioną minę, gdyby mógł ją teraz zobaczyć: Olivia – muł albo raczej koza na uwięzi. Wciąż jeszcze miała szansę. W końcu póki co żyła. Feramo był niezrównoważonym świrem, dlatego też w każdej chwili może mu się odmienić. Gdyby chciał ją zabić, zrobiłby to w jaskini. „Może mnie pierwszej uda się go załatwić”, pomyślała, gdy po raz kolejny szarpnął za sznur. Przecież miała jeszcze mnóstwo broni ukrytej w staniku.

W następnej chwili wyrżnęła głową w skałę. Feramo zaklął i pociągnął za sznur. Tunel gwałtownie skręcił. Zrobiło się jaśniej, powietrze zdecydowanie się zmieniło i… i… poczuła zapach morza! Po chwili ujrzała, jak tunel rozszerza się, tworząc kolejną jaskinię. Znajdowały się w niej porządnie zawieszone na hakach akwalungi, pianki, kamizelki wypornościowe.


*

Na pokładzie USS Ardeche Scott Rich wpatrywał się w ekran radaru, na którym widać było zbliżającą się łódź motorową.

– Rich? – rozległ się w głośniku głos Litvaka. – Dostałem twoją wiadomość. Co się stało?

– Trzydzieści kilometrów na zachód od Suakin znaleźli GPS. I bardzo przyjaźnie nastawionego Raszida, który twierdzi, że za pięćdziesiąt milionów konno doprowadzi ich do Olivii.

– Za pięćdziesiąt milionów?

– Ona jest z Feramo. Potwierdziłem to. I wchodzę do akcji.

– Musisz zostać na Ardeche. Dowodzisz akcją wywiadowczą.

– Otóż to. Dowodzę akcją wywiadowczą. Potrzebujemy w terenie ludzi. Dlatego wchodzę.

– Wiedziałem, że w końcu przyznasz mi rację – rozległ się głos Widgetta.

– Zamknij się – burknął Scott Rich. – Podobno miałeś spać.

Feramo wraz z uwiązaną, pozbawioną dostępu powietrza Olivia płynął na głębokości siedmiu metrów pod wodą. Przypomniały jej się krokodyle, które wciągają swoje ofiary pod wodę i wypływają z nimi dopiero wtedy, gdy są gotowe je pożreć. Od czasu do czasu, wedle własnego widzimisię, Feramo pozwalał jej zaczerpnąć powietrza z zapasowego automatu. Prawdziwe szaleństwo, ale lepsze niż nic. Całą siłę woli skupiła na kontroli oddechu i wypuszczała powietrze powolutku, nie zatrzymując go w płucach. Dzięki temu jej umysł rozjaśnił się na tyle, że nie wpadła panikę. Pozwoliła sobie nawet przez chwilę podziwiać otaczające ją piękno. Feramo mówił prawdę. To najpiękniejszy podwodny krajobraz, jaki zdarzyło jej się kiedykolwiek widzieć. Woda była błękitna i krystalicznie czysta, a widzialność wręcz oszałamiająca. Nawet na tej głębokości skały były czerwone, a gdy patrzyła w głąb morza, widziała wyrastające z otchłani, porośnięte koralowcami pinakle.

Zauważyła, że Feramo jej się przygląda, i uśmiechnęła się, łącząc w kółeczko kciuk i palec wskazujący, by dać wyraz swemu zachwytowi. W jego spojrzeniu błysnęła życzliwość i podał jej zapasowy automat, by mogła odetchnąć. Popłynęli dalej wzdłuż skały, oddychając wspólnym powietrzem, jak para idealnych kochanków. „Może jeszcze wszystko jakoś się ułoży”, pomyślała. „Może uda mi się go przekonać”.

Z brzegu wyrastał potężny skalny cokół, wsparty na niskiej, wąskiej skale, omywanej przez prąd. Feramo dał jej znak, żeby przepłynęła pod skałą. Trochę się bała – pomiędzy skałą a dnem morskim było niewiele ponad metr przerwy. Feramo wysforował się przed nią, wyrwał jej zapasowy automat i nagle stanął na dnie. Odniosła wrażenie, że od pasa w górę wtopił się w skałę. Spojrzała w górę i aż ją zamurowało. Ponad nią otwierał się prostokąt wiodący do białego, zalanego elektrycznym światłem pomieszczenia.

Feramo wspinał się już do pokoju. Olivia płetwami wymacała dno i stanęła prosto, wynurzając się nad powierzchnię. Ściągnęła maskę, strząsnęła z włosów wodę i z rozkoszą nareszcie oddychała normalnie.

Zobaczyła młodego Araba w kąpielówkach, którego pamiętała z Isla Bonita. Wziął od Feramo sprzęt i podał im ręczniki.

– Coś niesamowitego – powiedziała. – Gdzie my jesteśmy?

Feramo uśmiechnął się z dumą.

– Ciśnienie powietrza utrzymywane jest na tym samym poziomie co ciśnienie wody, dlatego też woda nigdy nie podniesie się wyżej. Jesteśmy całkowicie bezpieczni.

„I w każdej chwili możemy stąd uciec”, pomyślała, przechodząc za nim przez rozsuwane drzwi z litej stali, otwierane kodem, potem przez jeszcze jedne, za którymi znajdowało się pomieszczenie z prysznicami. Zostawił ją samą, by mogła się wykąpać, polecając, by przebrała się w białą galabiję, którą znajdzie w środku.


*

Czekał na nią na zewnątrz. Minę znowu miał rozwścieczoną.

– A teraz, Olivio, zostawię cię na jakiś czas. Moi ludzie chcą ci zadać kilka pytań. Radzę ci, żebyś bez oporu opowiedziała im wszystko, co będą chcieli wiedzieć. A potem przyprowadzą cię do mnie, byśmy mogli się pożegnać.

– Pożegnać? – zdziwiła się. – Czyżbym się dokądś wybierała?

– Zdradziłaś mnie, saqr - odparł, nie patrząc na nią. – I dlatego musimy się pożegnać.

Загрузка...