Śniadanie u Chandlerów było wydarzeniem dość ponurym. Tylko Duncan i Houston zlitowali się nad stekiem, szynką, jajami, ciastem brzoskwiniowym i ciasteczkami z żytniej mąki. Opal wyglądała, jakby przez jedną noc straciła trzy kilogramy, Blair miała ściągniętą twarz, a Duncan ulegał zmiennym nastrojom od gniewu do zdumienia i z powrotem.
Houston rozmyślała o tym, co jej powiedziała Susan na temat Blair i Leandera. Wczoraj Blair pływała łódką po stawie w Fenton Park z nieznanym przystojnym blondynem. Nagle podpłynął do nich Leander, wrzucił nieznajomego do wody, wsadził Blair na swoją łódkę i powiosłował do brzegu. Blair zepchnęła go wiosłem w błoto, popłynęła ratować nieznajomego i wraz z nim powiosłowała do wypożyczalni łódek.
Houston wiedziała, że powinna być zazdrosna o to, jak Leander demonstrował swoje uczucia do Blair i o te wszystkie kwiaty, którymi ją obsypywał, ale myśli miała zaprzątnięte tym, gdzie postawić małe biureczko z epoki króla Jakuba i kto może zawiesić zasłony, które znalazła na strychu – leżały tam starannie opakowane i opisane. No i Taggert. Miała nadzieję, że nie przysporzy jej dzisiaj zbyt wiele kłopotu.
– Houston, chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział Duncan po śniadaniu, wyrywając ją z rozmyślań tak nagle, że aż podskoczyła.
Zaprowadził ją do frontowego salonu, używanego przy gościach i przy okazji poważnych rozmów.
Usiadła w milczeniu. Człowiek ten został jej ojczymem, gdy była małą dziewczynką, a ponieważ zawsze robiła, co jej kazano i w jego pojęciu zachowywała się tak, jak powinna dama, żyli zgodnie.
– Podobno zgodziłaś się za niego wyjść – zaczął, stając plecami do okna.
– Tak – odpowiedziała, nastawiając się na burzę. Jak się tłumaczyć? Powiedzieć, że pytała Kane’a, a on zapewnił, że nigdy nikogo nie zamordował? Czy wyjaśniać, jak bardzo jej potrzebuje?
Duncan siadł ciężko, jakby ważył tonę.
– Houston – powiedział prawie szeptem. – Wiem, że ten dom nie był dla ciebie tym, czym był za życia twojego ojca, ale nie spodziewałem się, że podejmiesz takie drastyczne kroki, żeby się z niego wyrwać.
Tego się nie spodziewała.
– Myśli pan, że wychodzę za pana Taggerta, żeby opuścić ten dom?
Wstał.
– Dlatego i z wielu innych powodów. – Wyjrzał przez okno. – Wiem, że to, co ci zrobił Leander, jest upokarzające i w twoim wieku wydaje się, że to już koniec świata. Ale wierz mi, to nie jest koniec świata. Jesteś najładniejszą młodą damą w mieście, a może w całym stanie, i znajdziesz kogoś innego. Jeśli zechcesz, mogę cię zabrać do Denver i przedstawić kilku młodym ludziom.
Houston wstała i pocałowała go w policzek. Aż do tej chwili nie zdawała sobie sprawy, że mu na niej zależy. Mimo że mieszkali w tym samym domu, pozostawali w dość oficjalnych stosunkach i właśnie teraz po raz pierwszy go pocałowała.
– Dziękuję panu za troskę – powiedziała, gdy Duncan odwrócił się, zawstydzony. Odsunęła się. – Nie uważam, żebym wychodziła za pana Taggerta tylko dlatego, że jest akurat pod ręką.
Duncan znów na nią popatrzył.
– Jesteś pewna? Może chcesz pokazać całemu miastu: „Proszę bardzo, mogę mieć innego, kiedy tylko zechcę”. Możesz mieć innego. Pewnie nie aż tak bogatego i nie z takim domem, ale ze znanej ci rodziny. Nic nie wiemy, może ktoś z rodziny Taggertów był szalony, na przykład. Słyszałem, że ten jego stryj to rozrabiaka.
Houston uniosła głowę.
– Stryj?
– Rafę Taggert z kopalni. Daje w kość Jakubowi Fentonowi, ale ten i tak go trzyma.
Houston odwróciła się, by ukryć twarz. Nazwisko Taggert było tu dość popularne i nigdy nie skojarzyła sobie swojej znajomej Jean z Kane’em. Może go zna? A jeśli są spokrewnieni, mogłaby zaświadczyć, że nikt z rodziny nie był szalony.
Zwróciła się do Duncana.
– Nie wierzę, żeby był w rodzinie ktoś szalony.
Przez twarz Duncana przebiegł cień zatroskania.
– Jak mogłaś tak bardzo się zmienić w tak krótkim czasie? Byłaś taka rozsądna, poznawałaś Leandera przez tyle lat, nim zdecydowałaś się na małżeństwo, a tego znasz parę dni i zgodziłaś się spędzić z nim resztę życia.
Co mogła na to odpowiedzieć? Miał rację. Nie powinna wychodzić za nieznajomego. Tyle że miała na to cholerną ochotę! Zakryła ręką usta, żeby ukryć uśmieszek.
– Małżeństwo to poważna sprawa – ciągnął Duncan. – Pomyśl o tym, co robisz.
– Już się zgodziłam go poślubić – powiedziała, jakby to było jakieś wyjaśnienie.
– Blair dowiodła, że dopóki kobieta nie ma na palcu obrączki, wszystko może się zdarzyć – stwierdził z goryczą. – Nie pozwól, żeby jej wybryk zrujnował ci życie. Dowiedz się czegoś o nim. Porozmawiaj z ludźmi, którzy go znają. Porozmawiaj z Markiem Fentonem, może go pamiętać z czasów, gdy pracował w stajni. Starałem się spotkać z Jakubem, ale on nie chce nawet słyszeć tego nazwiska. To twoje życie, Houston. Postaraj się dowiedzieć wszystkiego, co się da, o tym człowieku, nim się z nim zwiążesz.
Wiedziała, że to rozsądne, ale wahała się, czy się zgodzić. Może nie chciała niczego się dowiadywać, może wolała, żeby pozostał tajemniczym nieznajomym, który podbił jej serce.
Może nie była gotowa na zakończenie przygody. Ale słowa Duncana brzmiały rozsądnie, a Houston przyzwyczajona była do posłuszeństwa. Zastanawiała się, co by sobie pomyślał, gdyby wiedział, jak Kane rzucił się na nią, a ona stłukła na jego głowie dzbanek. Chyba zamknąłby ją w pokoju. Westchnęła.
– Zapytam jakichś ludzi – szepnęła. – Dowiem się, czego się da, ale jeśli nie usłyszę nic wyjątkowo niepokojącego, ślub odbędzie się dwudziestego.
Duncan westchnął ciężko.
– O nic więcej nie mogę cię prosić. Powiedz mi, Houston, czy zawsze tak bardzo pragnęłaś pieniędzy? Czy życie w tym domu kojarzy ci się z biedą?
– A więc myśli pan, że pieniądze są jednym z powodów, dla których chcę za niego wyjść?
– Oczywiście. – Zdumiał się. – A po co miałabyś poślubić to wielkie i brzydkie stworzenie? Gdyby nie jego pieniądze, nikt by się do niego nie odezwał. Byłby po prostu górnikiem, jak reszta rodziny, i nikt by sobie nie zawracał nim głowy.
– Czy naprawdę byłby po prostu górnikiem? Zaczął jako chłopiec stajenny, ale zarobił miliony. Nikt mu ich nie dał. Może to, co mi się w nim podoba, to właśnie fakt, że potrafił wyrwać się z tego gnoju i coś osiągnąć w życiu. Jedyne, co ja w życiu zrobiłam, to nauczyłam się odpowiednio ubierać.
I jemu to się przyda, pomyślała, czując przebiegający ją lekki dreszczyk.
– A co jeszcze powinna umieć dama? – spytał Duncan.
– Kobiety dzisiaj piszą książki, są… – Machnęła ręką, nie rozwijając tematu. – Czemu nikt się nie zastanawia, dlaczego taki bogacz jak pan Taggert żeni się z dziewczyną z gór Colorado? Mógłby mieć księżniczkę.
– Ależ ty jesteś księżniczką – powiedział szybko.
Houston uśmiechnęła się do niego, idąc do drzwi.
– Muszę iść. Powinnam najpierw pójść do pana Bagly, zamówić garderobę dla mojego przyszłego męża, a później zamówić drugą identyczną suknię ślubną. Blair na pewno o tym nie pomyślała.
– Wątpię – powiedział Duncan, sięgając do kieszeni. – Był wczoraj prezes banku i przyniósł to dla ciebie. – Wręczył jej kartkę.
Było to potwierdzenie otwarcia na jej nazwisko konta w banku z sumą dwustu pięćdziesięciu tysięcy dolarów.
Ręka Houston na klamce zadrżała.
– Dziękuję – wyszeptała. – Dziękuję za wszystko i zrobię to, o co pan prosił.
Z uśmiechem wyszła z pokoju. Dopiero na schodach odetchnęła.
Spojrzała jeszcze raz na potwierdzenie z banku. Powiedział, że złoży na jej koncie trochę pieniędzy! Może mieć różne wady, ale na pewno nie skąpstwo. Przygryzła wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem, i pospieszyła na górę – musiała się ubrać.
Godzinę później siedziała w pracowni pana Baglya, otoczona próbkami materiałów. Jedną z rzeczy, której się nauczyła w swych szkołach, było ubieranie mężczyzny, choćby po to, żeby móc się spierać z kamerdynerem męża.
– Będzie potrzebował dwanaście garniturów do pracy – wyliczała, a pomocnik pisał jak szalony. – Tę jasną wełnę, szarą oksfordzką kratę, granatową szkocką wełnę… to na razie.
– A na wieczór? – spytał pan Bagly.
– Czarna czesanka z białą kamizelką. A teraz coś do konnej jazdy.
Wybierała stroje sportowe, zastanawiając się i zmieniając decyzje, spodnie do golfa, na popołudniowe przyjęcia. Na ślub wybrała dla niego czarny frak, koszule, krawaty, szale, rękawiczki. Później zapas bielizny, chusteczek do nosa i skarpetki.
– Czy kapelusze zostawimy na później?
– Tak, i laski też. – Spojrzała na złoty zegareczek, który nosiła przypięty do piersi. – Muszę już iść. Czy mogę zabrać garnitur?
Gdy pan Bagly przyniósł z magazynku świeżo ukończone ubranie wraz z dodatkami, a nawet butami, umówiła jeszcze Edana do wzięcia miary na weselny strój.
– Życzę szczęścia! – zawołał krawiec, gdy wsiadała do swego nowego powoziku. – Będzie ci potrzebne! – mruknął pod nosem.
Dwie godziny później Houston była już ubrana na garden party w dopasowaną u góry suknię z białego, przezroczystego muślinu w kropeczki na podbiciu z żółtego atłasu, z szeroką, żółtą wstążką, przechodzącą przez stanik, związaną na biodrach w kokardę. Jakimś cudem Susan zdołała dzisiaj zasznurować jej gorset o dwa centymetry ciaśniej. Mogła oddychać tylko górną częścią klatki piersiowej, ale co znaczyła to odrobina niewygody? Chciała wyglądać jak najlepiej na pierwsze oficjalne wyjście z narzeczonym.
Zatrzymując się przed domem Taggerta, westchnęła. Trzeba będzie nająć służbę. Przydałby się teraz ktoś, żeby pomógł jej wyjść z powozu. Rozejrzała się, czy nikt nie patrzy, i podciągnęła suknię prawie do kolan, żeby zejść po schodkach.
Z lewej usłyszała przeciągły gwizd.
– Najpiękniejsza rzecz, jaką dziś widziałem – odezwał się Kane, wychodząc zza domu. – Masz lepsze nogi niż tancerka, którą widziałem w Nowym Orleanie.
Zarumieniła się.
– Przywiozłam pański garnitur i ma pan akurat czas, żeby się przygotować.
– Przygotować do czego?
Wciąż nie mogła przywyknąć do niego bez brody. Miał już wprawdzie lekki zarost z ciemnymi, nie ogolonymi bakami, ale i tak było widać jego piękne rysy. Jakie to szczęście, pomyślała, zgodzić się wyjść za zarośniętego niedźwiedzia, który potem zmienił się w przystojnego księcia.
– Na garden party, o drugiej.
– Ach, to – powiedział, idąc w stronę domu i zostawiając ją samą.
– Tak, to. – Uniosła nieco spódnicę i szła szybko za nim aż do jego gabinetu. – Pomyślałam, że zdążymy przedtem zrobić jakąś lekcję, żeby się pan swobodniej czuł, i oczywiście musi pan mieć czas na przebranie się.
Zatrzymał się za biurkiem i wziął jakiś dokument do ręki.
– Bardzo mi przykro, ale naprawdę nie mam czasu iść. Mam dużo pracy. Ale ty, oczywiście, idź. Jesteś już ubrana i w ogóle. Może zabierz ode mnie jakieś kwiaty.
Houston zatkało.
– A może po prostu dać im pieniądze – zaproponowała.
Popatrzył zdumiony.
– A chcieliby?
– Nie – odpowiedziała spokojnie – oni nie, ale pewnie ty chciałbyś. W ten sposób mógłbyś uniknąć spotkania z nimi.
– Uważasz, że się boję tej bandy wystrojonych snobów? Ha! Mógłbym ich kupić i sprzedać. – Zamilkł, widząc, jak spiorunowała go wzrokiem. – Nie idę – powtórzył z uporem i usiadł.
Podeszła, stanęła obok niego i z trudem powstrzymała się od położenia mu ręki na ramieniu.
– Nie będzie tak źle. Poznałeś tylko najgorszych ludzi w mieście, a chciałabym, żebyś poznał moich przyjaciół. Obiecuję, że ani jedna dziewczyna nie zemdleje u twoich stóp.
Spojrzał na nią wyraźnie zdetonowany.
– Żadna nie zemdleje, kiedy mnie zobaczy bez brody?
Uśmiechnęła się.
– Chce mnie pan zmusić, żebym przyznała, że będzie pan tam najprzystojniejszym mężczyzną?
Próbował schwycić ją za rękę, ale w porę się usunęła.
– Zostańmy tu we dwoje – powiedział. – Znajdziemy sobie jakieś zajęcie. Podoba mi się ta sukienka.
– O nie, mój panie. – Zaśmiała się. Zastanawiała się, czy nie dałoby się ścisnąć gorsetu jeszcze o centymetr. – Nie ulegnę i nie dam się wciągnąć w… cokolwiek ma pan na myśli. Trzeba się ubierać na garden party. – Cofnęła się aż pod ścianę.
Kane przysunął się, oparł ręce o ścianę po obu stronach jej głowy i pochylił się nad nią.
– Jeszcze się dobrze nie poznaliśmy, co? Chyba para powinna spędzić ze sobą trochę czasu przed ślubem, nie?
Houston wyślizgnęła się pod jego ramieniem.
– Panie Taggert, nie dam się słodkimi słówkami wymanewrować z tego przyjęcia. Myślę, że pan boi się iść, a jeśli jest pan osobnikiem, którego przeraża nawet małe zebranie towarzyskie, to nie jestem pewna, czy chcę za takiego mężczyznę wyjść za mąż.
Podszedł do biurka, był wyraźnie zły.
– Na kilometr czuć, jaka jesteś wredna. Nie boję się żadnych cholernych przyjęć.
– Więc proszę to udowodnić: ubrać się i pójść ze mną. – Patrzyła, jak walczy z sobą. O mały włos nie powiedziała, że z nim zostanie. Bądź twarda, Houston, powtarzała sobie. On tego po tobie oczekuje.
Przewracał papiery na biurku.
– Pójdę – powiedział niechętnie. – Mam nadzieję, że nie przyniosę ci wstydu.
Minął ją i wypadł z pokoju.
– Ja też. – Odetchnęła z ulgą i pobiegła za nim, żeby wyjąć ubranie z powozu.
Kiedy się ubierał, Houston oglądała zniesione na dół meble i planowała, gdzie co ustawić. Półtorej godziny później, kiedy już podejrzewała, że Kane uciekł oknem z pierwszego piętra, zobaczyła go znów. Stał w drzwiach w ciemnym żakiecie, białej koszuli i ciemnoszarych spodniach; w ręku trzymał biały krawat.
– Nie wiem, jak to zawiązać.
Houston przez chwilę nie mogła się ruszyć. Dobrze skrojony garnitur uwypuklał różnicę między jego szerokimi barami a wąską talią, ciemny materiał zaś podkreślał kolor włosów i brwi. Pomyślała, że z satysfakcją pokaże się z nim na przyjęciu. Może rzeczywiście jakaś część niej chciała pokazać całemu miastu, że może mieć innego mężczyznę. Na pewno mogła trafić gorzej. Jasne, znacznie gorzej.
– Umiesz to zawiązać? – zapytał.
– Tak, oczywiście – odpowiedziała, wracając do rzeczywistości. – Tylko musi pan usiąść, żebym mogła dosięgnąć.
Siadł na jednym z pozłacanych krzesełek. Wyglądał jak skazaniec.
Pracując zapamiętale nad węzłem windsorskim, zaczęła opowiadać:
– Przyjęcie urządza moja przyjaciółka, Tia Mankin. Będą tam stały drugie stoły, zastawione jedzeniem i napojami, i trzeba tylko chodzić i rozmawiać z ludźmi. Będę przy panu, ile tylko zdołam.
Kane nic nie mówił.
Gdy krawat był zawiązany, spojrzała mu w oczy. Czy to ten sam mężczyzna, na którego głowie rozbiła dzbanek?
– Niedługo będzie po wszystkim. Możemy wtedy wrócić i zjeść tu razem kolację.
Nagle objął ją i mocno pocałował, jakby czerpał z niej odwagę. Po chwili już stał obok niej.
– Załatwmy to już – powiedział, kierując się do drzwi.
Houston była zbyt oszołomiona, żeby się ruszyć. Te ich nieliczne pocałunki dla niego chyba nic nie znaczyły, ale ona nie mogła po nich złapać tchu.
– Nie idziesz? – spytał niecierpliwie od drzwi.
– Tak, oczywiście – odpowiedziała z uśmiechem.
Kane powoził, ona zaś usiłowała na tej krótkiej trasie dać mu jeszcze kilka instrukcji.
– Jeżeli ludzie mają uwierzyć w nasze zaręczyny, powinien mi pan trochę nadskakiwać – powiedziała ostrożnie. – Stać przy mnie, trzymać mnie pod rękę, takie rzeczy. I koniecznie pomóc mi wyjść z powozu.
Skinął głową, nie patrząc na nią.
– I uśmiechać się – dodała. – Chyba małżeństwo nie jest takie złe.
– Jeżeli przeżyję narzeczeństwo – zauważył ponuro.
Towarzystwo zebrane w ogrodzie Mankinów bardzo było ciekawe Kane’a i Houston. Mimo zachowywania pozorów dobrych manier, prawie przybiegli do powozu, stanęli i gapili się. Kudłaty górnik zmienił się w dżentelmena.
Kane chyba nie zdawał sobie sprawy z ich reakcji, ale Houston z dumą położyła ręce na jego barach, gdy pomagał jej wyjść z powozu. Trzymając się jego ramienia, poprowadziła go w stronę czekających.
– Czy mogę państwu przedstawić mojego narzeczonego, pana Kane’a Taggerta? – zaczęła.
Dwadzieścia minut później, gdy został już wszystkim przedstawiony, poczuła, że się rozluźnił.
– Nie było tak źle, co?
– Nie – odpowiedział pogodnie. – Chcesz coś zjeść?
– Chciałabym napić się ponczu. Przepraszam na chwilę, muszę z kimś porozmawiać.
Patrzyła za nim, gdy ruszył w kierunku stołów – wiele kobiet przystawało, żeby mu się przyjrzeć. Meredith Lechner podeszła, żeby z nim porozmawiać, uśmiechając się najpierw do Houston, jakby prosiła o pozwolenie.
Jest tylko mój, pomyślała Houston, mój książę, który już przestał być żabą; I do odczarowania wystarczył mu jeden guz na głowie. Chrząknęła, żeby zatuszować chichotanie.
Gdy Kane był zajęty, podeszła do wielebnego Thomasa, stojącego trochę na uboczu tłumu.
– Ależ go zmieniłaś. – Wskazał na Kane’a, koło którego stały już trzy panie.
– Może na zewnątrz – odparła, zniżając głos. – Muszę z tobą porozmawiać. W zeszłym tygodniu, w osiedlu górniczym Jean Taggert powiedziała, że wie o mnie. Ile wie?
– Wszystko – odparł pastor.
– Ale skąd…? – Houston zdumiała się.
– Ja jej powiedziałem. Musiałem. Chciałem, żebyś tam, wewnątrz, miała prawdziwą przyjaciółkę.
– A jeżeli mnie złapią? Jean może mieć więcej kłopotów, jeśli będzie wiedziała, kim jestem.
– Houston. – Pastor spojrzał jej w oczy. – Nie możesz sama brać odpowiedzialności za wszystko. Jean przyszła do mnie kilka miesięcy temu i chciała znać prawdę. Ucieszyłem się, że mogłem jej powiedzieć.
Milczała przez chwilę, patrząc na Kane’a – śmiał się z czegoś. Jakaś kobieta podeszła do niego bardzo blisko. Nie tylko mnie czaruje, pomyślała.
– Wiesz, że Kane i Jean są spokrewnieni? – spytała.
– Stryjeczne rodzeństwo. – Uśmiechnął się, widząc jej zdumione spojrzenie. – Gdy tylko dowiedziałem się o twoich zaręczynach, poszedłem do Jean. Strażnicy nie chcieli mnie wpuścić, ale mój szef jest wyżej niż ich. Ani Jean, ani nikt z rodziny nie znali Kane’a. Jest jakaś tajemnica w związku z jego urodzeniem, coś na temat matki… Jean podejrzewa, że była… damą z półświatka i ojciec Kane’a miał wątpliwości, czy dziecko jest jego. Dlatego pewnie oddano go do pracy u Fentonów, zamiast pod opiekę Taggertów.
– A co się stało z jego rodzicami?
– Jean sądzi, że umarli. – Pastor Thomas położył jej rękę na ramieniu. – Jesteś pewna, że chcesz wyjść za tego człowieka? Wiem, że Leander cię zranił, ale…
Houston czuła, że nie zniesie już więcej żadnych pouczeń, choćby ktoś robił to w najlepszej wierze.
– Jestem pewna – powiedziała twardo. – A teraz wybacz, ale muszę porozmawiać z moim narzeczonym, nim mi go inne ukradną.
– W porządku, idź. Jeśli będziesz chciała pogadać, to jestem tutaj.
Gdy przedostawała się w stronę Kane’a, co chwila ktoś ją zatrzymywał.
– Houston, on się bardzo dobrze prezentuje. Dokonałaś prawdziwego cudu!
– Naprawdę zakochałaś się w nim, kiedy byłaś zaręczona z Leanderem?
– Czy Lee był bardzo załamany, jak mu powiedziałaś?
– Czy wymknęłaś się z domu, bo chciałaś poznać pana Taggerta?
– Houston, musisz nam wszystko opowiedzieć.
W końcu dobrnęła do Kane’a i wzięła go pod rękę.
– Cholernie dużo czasu ci to zabrało – rzekł półgłosem. – Wiesz, co te baby chciały wiedzieć? – spytał zdumiony.
– Domyślam się. – Zaśmiała się. – Jadłeś coś?
– Tylko te dwie małe kanapeczki. Człowiek mógłby zjeść wszystkie i dalej być głodny. Musimy tu jeszcze długo siedzieć? Co to za człowiek, z którym rozmawiałaś?
– Pastor Thomas.
– Ach tak. Uczysz u niego w środy. – Uśmiechnął się i dotknął palcem koniuszka jej nosa. – Nie bądź taka zdziwiona. Dużo o tobie wiem. Może usiądziesz, a ja ci przyniosę talerz z jedzeniem? Widziałem, że inni tak robili.
Gdyby była teraz z Lee, wiedziałby dokładnie, jak się zachować. I musieliby wyjść z przyjęcia o piętnastej piętnaście, ponieważ on w czwartki…
– Żałujesz, że nie ma przy tobie mężczyzny, który wiedziałby, co należy robić? – spytał Kane. Stał nad nią z talerzem w ręku, całkiem zasłaniając jej słońce.
– Nie, wcale nie – odparła. Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, gdyż nagle cała zawartość talerza wylądowała na jej kolanach.
Kane stał jak wrośnięty w ziemię. Widać było po nim, że wydarzyło się to, czego najbardziej się obawiał.
Houston zareagowała dopiero wtedy, gdy usłyszała jakiś przytłumiony damski śmiech. Wszyscy zamarli. Wstała prędko i wszystko spadło z jej kolan na ziemię.
– Podnieś mnie – szepnęła, lecz on patrzył na nią nic nie rozumiejąc. – Weź mnie na ręce, zanieś do powozu i odjedź – pouczała go cicho.
Kane nieczęsto ślepo wykonywał rozkazy, ale ten wykonał. Podniósł ją z łatwością. Gdy niósł ją do powozu, przytuliła się do niego. We czwartki Leander pobierał lekcje szermierki, natomiast pan Taggert we czwartki nosił swoją narzeczoną na rękach.
Milczał, dopóki nie znaleźli się w powozie, na drodze do domu Chandlerów.
– Po co to? – zapytał. – Co ci to dało, że cię przeniosłem?
– Było tam bardzo niewielu mężczyzn na tyle silnych, żeby mogli unieść żonę, a chyba każda kobieta zgodziłaby się, żeby jej wyrzucono trochę jedzenia na suknię, gdyby w zamian mogła być noszona na rękach.
– Nic nie ważysz – stwierdził.
Z uśmiechem nachyliła się do niego i pocałowała go w policzek.
– To dla ciebie nic nie ważę.
Zatrzymał powozik i spojrzał na nią.
– Jesteś prawdziwą damą, prawda, panno Chandler? Prawdziwą damą.
– Mam nadzieję – mruknęła i pomyślała, że chyba rzeczywiście potrafiłaby się stać każdym zależnie od tego, czego chciałby Kane Taggert.