9

Houston wpadła do pokoju matki. Opal haftowała właśnie jakieś mankiety.

– Mamo! Musisz mi pomóc.

– Popatrz na swoją suknię! – Opal wstała. – Myślisz, że to się doczyści?

– Nie wiem. Mamo, on jest na dole i czeka na mnie. Idź go zabawić rozmową, a ja się przebiorę. Boję się, że jak z nim nie porozmawiasz, to sobie pójdzie.

Matka aż cofnęła się z wrażenia.

– Chyba nie mówisz o swoim panu Taggercie? On jest tutaj, na dole?

Houston ujęła dłonie matki.

– Jest załamany. Przez przypadek zrzucił mi trochę jedzenia na kolana i… och, mamo, wszyscy zaczęli się z niego śmiać. Żebyś widziała jego twarz. Poczuł się taki upokorzony. Zejdź na dół i porozmawiaj z nim parę minut. Nie pozwól mu odejść.

Opal chyba zrozumiała.

– Nikt nie powinien się z niego śmiać, jeśli to było niechcący.

– Dziękuję – powiedziała Houston, ucałowała matkę w policzek i wypadła z pokoju, nie odpowiadając na jej pytanie: „O czym mam z nim rozmawiać?”

Susan czekała już na Houston i pomogła jej rozpiąć sukienkę z tyłu.

– Tylko przód jest zaplamiony – stwierdziła Houston, przyglądając się sukience. – Susan, powiedz pani Thomas, żeby przetarła te tłuste plamy magnezją. O Boże, tu są plamy ze wszystkiego. Trzeba to potrzymać nad płonącą siarką, a jeżeli nie pomoże, to potrzeć naftą. Sama to zrobię, bo nie chciałabym, żeby kuchnia wybuchła. Pośpiesz się, zanim to się utrwali.

Kiedy Susan wróciła, panienka pisała coś przy biurku.

– Jak skończę pisać, daj to, proszę, Williemu, żeby zaniósł do pani Murchison. Chciałabym, żebyś mu wyjaśniła, czego chcę, żeby wszystko było jasne.

Pisała dalej, jednocześnie wyjaśniając:

– Niech Willie wejdzie schodami przy kuchni w domu Taggerta na strych i skręci w lewo – zobaczy długi korytarz. Drugie drzwi po lewej prowadzą do małego pokoju pełnego mebli. Tam, pod tylną ścianą, leży mały dywan w czerwone wzory i duża torba z ozdobnymi poduszkami. Torba jest taka duża jak on, więc z pewnością ją zobaczy. Niech to zaniesie na dół do małego saloniku. Pani Murchison pokaże mu, gdzie to jest. Powiedz mu, żeby rozwinął dywan, porozkładał poduszki dookoła, a z jadalni obok niech przyniesie trzyramienny świecznik i ustawi na środku dywanu. Spamiętasz, żeby to powtórzyć Williemu?

– Och tak, panienka chce zrobić piknik w domu. Czy pan Taggert naprawdę wywrócił na ludzi cały stół z jedzeniem?

– Gdzieś to usłyszała?

– Wpadła tu Ellie, co pracuje u sąsiadów Mankinów.

– To całkowita nieprawda. A teraz idź do Williego, powiedz mu wszystko i daj mu tę kartkę dla pani Murchison. I pospiesz się, proszę. Potrzebuję pomocy przy ubieraniu. Niech powie pani Murchison, że będę zwlekać, jak długo się da, żeby dać jej trochę czasu na gotowanie.

Po wyjściu Susan zauważyła z przykrością, że plamy przeszły też na bieliznę, ale pocieszyła się, że może da się ją wygotować, i prędko zaczęła się rozbierać.

Wybrała sukienkę z cieniutkiego, jasnozielonego batystu z krótkimi bufkami, ze stanikiem z bawełnianej gipiury. Niestety, zapinana była z tyłu na trzydzieści sześć maleńkich zielonych guziczków. Na szczęście pokojówka wróciła i mogła pomóc Houston uporać się z nimi.

– Co słychać na dole?

– Nic, panienko – powiedziała Susan, zabierając się do guziczków. – Czy mam zobaczyć? Chyba drzwi do salonu są otwarte.

– Nie – odparła, ale zaczęła się denerwować.

Opal Gates była kobietą, którą łatwo było zranić. Houston wyobraziła sobie, że Kane używał ordynarnego języka, Opal zemdlała z wrażenia, a on jej nawet nie podniósł.

– Susan, nie ma nikogo w domu?

– Nie, panienko.

– Dobrze, to zejdę i zerknę przez szparę. Możesz mnie tam zapinać.

Houston i Susan zeszły na paluszkach ze schodów i zajrzały przez szparę w drzwiach.

Opal i Kane siedzieli obok siebie na sofie i patrzyli przez przeglądarkę.

– Nigdy tego osobiście nie widziałam, lecz słyszałam, że jest imponujące.

– Tyle lat mieszkałem w Nowym Jorku, ale nigdy o tym nie słyszałem. Może pani powtórzyć nazwę?

– Wodospad Niagara.

Kane odłożył przeglądarkę.

– Chciałaby pani tam pojechać i zobaczyć to, co?

– Oczywiście. Prawdę mówiąc, panie Taggert, podróżowanie zawsze było moim skrytym marzeniem. Chciałabym wynająć sobie własny wagon kolejowy i podróżować nim po całych Stanach.

Kane ujął jej ręce.

– Podaruję pani to marzenie, pani Chandler. Jaki kolor wagonu by pani chciała? To znaczy, wewnątrz. Lubi pani czerwony?

– Absolutnie nie mogłabym…

Kane nachylił się do niej.

– Mam wielką słabość do dam. A pani jest równie prawdziwą damą jak pani córka.

Przez moment zapanowała cisza i Susan, przerywając zapinanie, patrzyła przez ramię Houston.

– Różowy – powiedziała Opal. – Chciałabym wagon cały wykończony na różowo.

– Będzie go pani miała. Czy jeszcze coś pani chce?

– Proszę mówić do mnie Opal. Sądzę, że mój mąż, pan Gates, nie byłby zadowolony, gdyby ktoś zwracał się do mnie po nazwisku poprzedniego męża.

Houston wstrzymała oddech, żeby zobaczyć, jak Kane to przyjmie.

Trzymał właśnie rękę Opal i teraz ucałował ją serdecznie, zupełnie nie jak dżentelmen.

– Nic dziwnego, że masz taką córkę damę.

– Myślę, że panienki mama za niego wyjdzie, jak panienka nie będzie chciała – skomentowała Susan.

– Cicho, skończ zapinać te guziczki.

– Gotowe – odpowiedziała pokojówka i Houston weszła głównymi drzwiami do salonu.

– Mam nadzieję, że nie byłam za długo? – spytała słodko. – Miło pan spędził czas?

– Tak. – Roześmiał się. – Bardzo miło. Ale teraz muszę lecieć. Mam robotę.

– A czy mógłby mnie pan podwieźć do krawcowej? – poprosiła. – Muszę jej zostawić wykroje.

Zmarszczył się trochę, ale zgodził się, zwłaszcza że narzeczona obiecała mu, iż nie potrwa to dłużej niż piętnaście minut.

– Nie spodziewaj się mnie przed wieczorem – szepnęła do matki, całując ją w policzek.

– Jesteś w dobrych rękach, kochanie. – Opal uśmiechnęła się ciepło do Kane’a.

Gdy byli już w jej powoziku, Houston spytała.

– Dobrze gawędziło się wam z moją mamą?

– Masz dobrą matkę – odpowiedział. – Gdzie ta krawcowa, do której mamy jechać? Na pewno to tylko dziesięć minut?

– Piętnaście. Moja poprzednia suknia ślubna była szyta w Denver, ale teraz chcę uszyć identyczną tutaj.

– Identyczną? A, tak, na podwójny ślub. A kiedy to jest?

– W poniedziałek, dwudziestego. Mam nadzieję, że nie musisz tego dnia pracować i przyjdziesz.

Spojrzał z ukosa, a po chwili roześmiał się.

– Będę w dzień ślubu, jeżeli ty będziesz w noc poślubną.

Zaczerwieniła się i odwróciła głowę.

Kazała mu jechać Coal Road do Westfield Błock, długiego, piętrowego budynku ciągnącego się od Ulicy Drugiej do Ulicy Trzeciej, w którym na dole mieściły się sklepy, a na górze znajdowały się biura.

Kane uwiązał konia i pomógł Houston wysiąść z powozu.

– Chyba se piwko trzasnę, jak będę czekał – powiedział, wskazując na jeden z licznych barów w miasteczku. – Mam nadzieję, że łatwiej być mężem niż narzeczonym.

Odwrócił się i zostawił ją na zakurzonej ulicy. Chwilami tęskniła za dobrymi manierami Leandera.

U krawcowej spędziła tylko siedem minut, bo biedna kobieta zaczęła rozpaczać, że tak skomplikowaną suknię ma zrobić w tak krótkim terminie. Przeraziła się jeszcze bardziej, kiedy Houston powiedziała, że potrzebuje też suknię dla Jean Taggert. Zaczęła ją wyganiać ze sklepu twierdząc, że wobec tego każda minuta jest cenna. Houston zauważyła, że w gruncie rzeczy była zachwycona tym zamówieniem.

Houston stała teraz przed pracownią i rozłożywszy zieloną parasolkę patrzyła w stronę baru, gdzie przebywał Kane. Miała nadzieję, że nie będzie tam zbyt długo.

– Popatrz no – usłyszała męski głos. – Na nas czekasz?

Otoczyli ją trzej młodzi kowboje. Sądząc po zapachu, właśnie zeszli z kilkutygodniowego spędu.

– Daj spokój, Cal – odezwał się jeden. – To dama.

Houston udawała, że ich nie widzi, i modliła się w duchu, żeby Kane pojawił się jak najszybciej.

– Lubię damy – powiedział Cal.

Odwróciła się i chwyciła za klamkę sąsiedniej pracowni. Cal położył rękę na jej dłoni.

– Wypraszam sobie. – Houston odsunęła się, patrząc na niego z pogardą.

– Mówi jak dama – przyznał Cal. – Słuchaj, laleczko, może pójdziemy we dwójkę do baru na piwko?

– Cal – ostrzegł go jeden z kowbojów.

On jednak przysunął się bliżej do Houston.

– Pokażę ci, jak można miło spędzić czas.

– A ja pokażę tobie, jak można miło spędzić czas. – Kane złapał kowboja za koszulę i pasek i rzucił nim o ziemię.

Gdy o połowę mniejszy od Kane’a młodzieniec wstał, potrząsając głową, żeby wytrzepać kurz, olbrzym ryknął:

– Tu jest porządne miasto. Chcecie łatwych kobiet, to jedźcie sobie do Denver, bo tu pilnujemy swoich kobiet. – Przysunął się do chłopaka. – A już na pewno, do cholery, ja pilnuję swojej. Jasne?

– Tak, proszę pana – wyjąkał. – Ja nie chciałem nic – zaczął, ale zaraz przerwał. – Tak, proszę pana, zaraz jadę do Denver.

– Dobry pomysł – pochwalił Kane, wziął Houston za rękę i wsadził ją do powozu.

Przez chwilę jechali w milczeniu w stronę jego domu, ale wkrótce zatrzymał się.

– Do diabła! Pewnie chciałaś jechać do domu. – Znów ujął lejce. – Nic ci ten smarkacz nie zrobił?

– Nie – odpowiedziała miękko. – Dziękuję, że mnie uratowałeś.

– Nic takiego – odpowiedział, lecz zmarszczył się przy tym, jakby o coś się martwił.

Houston położyła mu rękę na ramieniu.

– Może to zbytnia śmiałość, ale uprzedziłam panią Murchison, żeby nam przygotowała coś do zjedzenia. Oczywiście, jeżeli nie masz nic przeciwko temu, żebym z tobą zjadła kolację.

Szybko zmierzył ją wzrokiem.

– Nie mam nic przeciwko, ale mam nadzieję, że ty masz wystarczająco dużo sukni, bo chyba je za często niszczę.

– Mam dosyć sukienek.

– Więc dobrze – zgodził się niezbyt chętnie – ale kiedyś muszę nareszcie popracować. Wejdź, a ja tymczasem odstawię twojego konia.

Weszła do domu i od razu pobiegła do kuchni.

– Czy wszystko gotowe? – spytała.

– Wszystko. – Pani Murchison uśmiechnęła się. – I zimny szampan.

– Szampan? – Dziewczyna przeraziła się, przypomniawszy sobie Blair, która po wypiciu nadmiernej ilości szampana spędziła noc z Leanderem.

– I przygotowałam wszystkie ulubione dania pana Kane’a – ciągnęła gospodyni patrząc na Houston rozmarzonym wzrokiem.

– Pewnie steki z bizona – mruknęła Houston. – Jeszcze jedna w nim zakochana.

– Co pani powiedziała, panno Houston?

– Nic takiego. Pewna jestem, że to będzie doskonałe, jak wszystko, co pani gotuje.

Wyszła z kuchni i zajrzała do małego saloniku, w którym wszystko było tak, jak sobie wyobraziła: płonęły świece, chłodził się szampan, na srebrnym półmisku leżał pasztet i pieczywo. Pokój nabrał ciepłego blasku od popołudniowego słońca.

– Ty to wymyśliłaś? – spytał Kane zza jej pleców.

– Pomyślałam, że może będziesz głodny – zaczęła nieco zdenerwowana. Przedtem piknik wydawał jej się świetnym pomysłem, teraz wyglądało wszystko jak zaplanowane uwiedzenie. – Mówiłeś, że chciałbyś porozmawiać – szepnęła, patrząc na swoje dłonie.

Chrząknął i przeszedł obok niej.

– Jakbym nie wiedział, że to nieprawda, pomyślałbym, że chcesz coś więcej niż porozmawiać. Chodź, siadajmy tu i jedzmy. Ja…

– …muszę pracować – przerwała, trochę urażona. W końcu zorganizowała to wszystko dlatego, że wydawał się taki nieszczęśliwy, kiedy zrzucił na nią jedzenie. Kane podszedł bliżej i ujął ją pod brodę.

– Chyba nie będziesz płakać, co?

– Na pewno nie – odpowiedziała zdecydowanie. – Zjedzmy, żebym mogła wracać do domu. Ja też mam dużo do zrobienia i…

Wyciągnął ręce i wziął ją w objęcia.

Houston poczuła, że mięknie i złość jej przechodzi. Może jednak o to jej chodziło. Tak lubiła, jak jej dotykał.

– Ładnie pachniesz – powiedział otaczając ją swym olbrzymim ciałem tak, że czuła się jednocześnie bezpiecznie i niebezpiecznie. – Byłaś dziś bardzo miła – szeptał, pokrywając jej szyję drobnymi pocałunkami. – Nie będziesz za bardzo żałować, że się wydajesz za takiego chłopca stajennego?

Houston nie odpowiedziała. Czuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa, Kane jednak utrzymywał ją w pozycji pionowej i całował jej lewe ucho.

– Byłaś tam najładniejszą kobietą – szeptał, a ją przeszedł dreszcz. – I bardzo mi się spodobało noszenie ciebie. Najchętniej zaniósłbym cię na górę do mojego łóżka.

Houston zastanawiała się, czy w ogóle zdoła coś z siebie wykrztusić.

– Hm, hm – dobiegło ich od drzwi.

– Odejść – powiedział Kane, wciąż błądząc ustami przy jej szyi.

Lata treningu zrobiły swoje i Houston go odepchnęła.

– Proszę – błagała, patrząc w jego ciemne oczy.

Spojrzał z niezadowoleniem i odepchnął ją tak nagle, że omal nie upadła.

W drzwiach stała pani Murchison trzymając w rękach olbrzymią porcelanową wazę z zupą. Mijając Houston, spojrzała na nią z taką pogardą, że dziewczyna zarumieniła się. Starając się uspokoić, uświadomiła sobie, że o mały włos nie znalazła się w łóżku swego narzeczonego. Obiecała przecież ojczymowi, że przed ślubem dowie się czegoś na temat przyszłego męża. A jeżeli okaże się, że był przestępcą? Czy wyjdzie za niego? Musiałaby, gdyby wcześniej poszła z nim do łóżka.

Patrzyła teraz na niego – siedział na podłodze i otwierał szampana. Był bez marynarki; podwinięte rękawy białej koszuli ukazywały silne, opalone ręce. Houston pomyślała, że może powinna mu była pozwolić na wszystko, bo wtedy musiałaby wyjść za niego za mąż niezależnie od tego, czego by się o nim dowiedziała.

Ale to byłoby oszustwo.

Poprawiła suknię i usiadła na poduszce, naprzeciw niego.

– Mam do ciebie prośbę – zaczęła.

– W porządku – powiedział z ustami pełnymi jedzenia.

– Chciałabym pozostać dziewicą aż do naszego ślubu.

Kane zakrztusił się tak okropnie, że Houston przeraziła się, ale wypił pół butelki szampana i doszedł do siebie.

– Miło słyszeć, że wciąż nią jesteś – powiedział, wycierając załzawione oczy. – Bo przecież ten Westfield i w ogóle.

Houston zesztywniała.

– Nie musisz od razu być taka sztywna. Weź to – podał jej kieliszek z szampanem. – Dobrze ci to zrobi. Więc chcesz pozostać niewinną panienką, tak? – spytał, nalewając gęstą zupę ostrygową do miseczek. – Rozumiem, że mam trzymać ręce przy sobie?

Patrzył na nią dziwnie, pytającym wzrokiem.

– Może tak będzie lepiej.

Pomyślała, że jeżeli dalej będzie jej tak dotykał jak minutę temu, nie pozostanie dłużej dziewicą, bo wcale nie będzie tego chciała.

– W porządku – odpowiedział, ale wyczuła chłód w jego głosie.

Na pewno pomyślał, że uważa się za kogoś lepszego od niego, bo był niegdyś chłopcem stajennym.

– Nie, proszę… – zaczęła. – To wcale nie jest tak, jak myślisz. Ja…

Nie mogła mu powiedzieć, co obiecała swemu ojczymowi, ani tego, że gdy on jej dotyka, czuje się zupełnie nie jak dama. Teraz jednak sama wzięła go za rękę.

Kane odsunął się.

– Wyraziłaś się jasno. Słuchaj, mamy umowę, właściwie kontrakt, a ja go złamałem. Powiedziałaś, że publicznie będziesz udawać, że się kochamy, i tak zrobiłaś. Nie musisz prywatnie mnie znosić. Będę trzymał ręce z dala od ciebie. Chyba lepiej, jak od razu sobie pójdę. Ty zostań tutaj, jedz to wszystko, a ja idę pracować.

Nim Houston zdążyła zareagować, Kane był już w pół drogi do drzwi.

– Proszę, nie odchodź – zawołała i podbiegła, żeby go złapać, ale przydepnęła długą suknię i zachwiała się.

Schwycił ją, nim uderzyła o ziemię, lecz puścił, gdy tylko odzyskała równowagę.

– Nie chciałam cię obrazić – zaczęła. – To nie o to chodzi, że nie lubię twojego dotyku. – Przerwała, zarumieniła się i popatrzyła na swoje dłonie. – To znaczy… ja jeszcze nigdy… i chciałabym… pozostać… Jeśli to możliwe… – zakończyła, patrząc mu w oczy.

Kane wpatrywał się w nią intensywnie.

– Gadasz bez sensu. Chcesz, żebym trzymał ręce z daleka, czy nie? W tym małżeństwie chodzi mi tylko o damę na pokaz. Prywatnie możesz w ogóle nie oglądać mojej wstrętnej gęby, bo w tym domu jest dosyć miejsca. Wybieraj, moja pani.

Dama musi wiedzieć, czego chce, przypomniała sobie, że tego właśnie uczono ją w szkole. Wyprostowała się i uniosła głowę.

– Chcę być pańską żoną i prywatnie, i publicznie, ale chciałabym też pozostać dziewicą aż do ślubu.

– A kto ci przeszkadza? – Zdumiał się. – Czy cię ciągnę na górę za włosy? Czy cię wpycham do swojego łóżka?

– Nie, ale jest pan przekonującym namawiaczem, panie Taggert – wyrwało jej się i zaraz zakryła usta ręką.

W oczach Kane’a pojawił się błysk zrozumienia.

– Niech mnie diabli. Kto by pomyślał? Hm, może damy lubią chłopców stajennych. Chodź tu, siadaj i jedzmy – powiedział pogodnie. – Dobry namawiacz, tak?

Houston szczerze żałowała, że poruszyła ten temat. Intymna kolacyjka, jaką sobie wymarzyła, przerodziła się w chaos. Nim skończyli zupę, przyszedł Edan i wręczył Kane’owi dokumenty, które musiał przeczytać i podpisać. Kane zaprosił go, żeby z nimi zjadł i przez cały posiłek rozmawiali na temat interesów.

Houston w milczeniu obserwowała zachód słońca przez wysokie okna. Pani Murchison wchodziła i wychodziła z olbrzymimi misami wspaniałego jedzenia, które zostało sprzątnięte co do ostatniej okruszynki. Kane prawił dobrej kobiecie komplementy, począwszy od mruknięcia „cholernie dobre”, aż do zaproponowania przy deserze, aby z nim uciekła i żyła w grzechu. Pani Murchison zachichotała i zarumieniła się jak pensjonarka.

Houston, pamiętając uwagę kucharki, że ugotuje wszystkie ulubione dania pana Taggerta, spytała:

– Jakie są pana ulubione dania?

Spojrzał na nią znad papierów.

– Wszystko smaczne, łącznie z pięknymi paniami.

Houston zarumieniła się i odwróciła wzrok. O dziewiątej wstała.

– Muszę już iść. Dziękuję za kolację.

Nie była pewna, czy zauważy jej nieobecność, Kane jednak złapał rąbek jej sukni.

– Nie możesz jeszcze wyjść.Chcę z tobą porozmawiać.

Gdyby się ruszyła, rozerwałaby sukienkę, więc stała nieruchomo, patrząc w ścianę nad głowami obu mężczyzn siedzących u jej stóp.

– Myślę, że to ja powinienem wyjść – powiedział Edan zbierając papiery.

– Jeszcześmy nie załatwili – powstrzymał go Kane.

– Nie uważasz, że powinieneś spędzić trochę czasu sam ze swoją narzeczoną? – zauważył Edan. – Powiem pani Murchison, żeby poszła do domu. – Wstał. – Houston, dziękuję za kolację. Było bardzo miło.

Wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Stała dalej bez ruchu. Pociągnął ją kilka razy za suknię, ale gdy nie reagowała, wstał i popatrzył na nią.

– Chyba jesteś na mnie wściekła.

Odwróciła głowę.

– To zupełna bzdura. Jest już późno i muszę jechać do domu, proszę pana. Rodzice będą się martwili.

Kane pogłaskał ją po policzku.

– To było naprawdę miłe, że zorganizowałaś tę kolację, z tymi świecami i w ogóle.

– Cieszę się, że się panu podobało. Teraz już muszę…

Wziął ją w ramiona.

– Cały wieczór myślałem o tym, co powiedziałaś, że mógłbym cię namówić do różnych rzeczy.

– Nie, proszę… – Próbowała go odepchnąć.

Sięgnął ręką do jej starannie ułożonych włosów, zanurzył w nich palce, a potem obiema rękami rozczesywał je, aż opadły na ramiona.

– Piękne – mruczał, patrząc na nią. Ich twarze znajdowały się bardzo blisko siebie. Po chwili przechylił jej głowę i zaczął ją całować tak, że zaczęła się rozpływać. Bawił się jej wargami, dotykał koniuszkiem języka jej ust.

Przez ciało Houston przepływały jakieś dziwne fale, aż objęła go ramionami za szyję i przylgnęła do niego. Kane zareagował natychmiast, przyciskając ją tak, żeby przylegała wszędzie do jego potężnego ciała. Zaczął osuwać się na dywan i poduszki, a ona nie protestowała, tuląc się do niego, jakby był źródłem życiodajnej siły.

– Kane – szepnęła, odchyliwszy głowę.

– Tak, kochanie, jestem tutaj – odpowiedział cichym głosem, od którego przeszły ją dreszcze.

Podciągnął jej suknię i wymacał nagie uda między pończochami a luźnymi pantalonami. Nie myślała o niczym, ogarniało ją tylko rozkoszne uczucie, gdy czuła jego dotyk na swym ciele i jego usta na swych wargach. Odruchowo wcisnęła nogę jeszcze mocniej między jego nogi.

Kane odepchnął ją z jękiem. Przez chwilę leżał obok niej, popatrzył na nią, po czym wstał.

– Wstań – powiedział zimno i odszedł. Patrzył w okno, odwrócony do niej plecami.

Houston czuła się upokorzona i oszukana, gdy leżała na dywanie z podniesioną suknią. Wstała powoli, starając się odzyskać spokój. Do oczu napłynęły jej łzy.

– Idź się uczesać – powiedział Kane, nie odwracając się. – Uczesz się, to odwiozę cię do domu.

Wypadła z pokoju, trzymając dłoń przy ustach, żeby nie było słychać szlochu. Jedna łazienka była za kuchnią, druga przy gabinecie Kane’a. Nie chciała ryzykować spotkania z Edanem lub panią Murchison, więc pobiegła na górę, do łazienki obok sypialni Kane’a.

Gdy znalazła się już w wykładanym marmurem pomieszczeniu, dała upust łzom. Kane chciał poślubić damę, a teraz obraził się, bo ona zachowała się jak ladacznica. A więc to o tym mówiła Blair – że widziała gwiazdki, kiedy Leander ją całował. Houston przy pocałunkach Lee nie odczuwała niczego, natomiast z Kane’em…

Popatrzyła na siebie w lustrze: oczy błyszczące i pełne życia, usta lekko obrzmiałe, na policzkach rumieńce, potargane włosy na ramionach. Tak nie wygląda dama, jakiej pragnął. Nic dziwnego, że ją odepchnął, pomyślała. I znów popłynęły łzy.

Gdy tylko Houston opuściła salonik, Kane udał się do swego gabinetu, gdzie za biurkiem siedział Edan z nosem zatopionym w papierach.

– Houston wyszła? – spytał.

Gdy Kane nie odpowiedział, spojrzał na niego i zauważył, jak drżącymi rękoma nalewa sobie pół szklanki whisky.

– Co jej zrobiłeś? – spytał Edan, z lekko skrywanym gniewem w głosie. – Mówiłem ci przecież, że ona nie jest taka jak inne kobiety.

– Co ty, do cholery, o niej wiesz? Czemu nie pytasz, co ona zrobiła mnie? Chcę, żebyś przygotował jej powozik i odwiózł ją do domu.

– A co się stało?

– Kobiety! – powiedział z niesmakiem Kane. – Nigdy nie postępują tak, jak powinny. Jest tylko jeden powód, dla którego chciałem ożenić się z damą.

– Znów Fenton. – Edan westchnął.

– Masz rację, Fenton! – Kane prawie krzyknął. – Wszystko, co kiedykolwiek zrobiłem, dla czego pracowałem, robiłem po to, żeby odpłacić Fentonowi za to, co mi zrobił. Przez wszystkie lata pracy i wyrzeczeń miałem jedno marzenie: że pewnego dnia on przyjdzie do mnie na kolację. Mój dom będzie cztery razy większy od tego, w którym mieszka on, a przy stole będzie siedziała moja żona, kobieta, której mi niegdyś odmówił – jego ukochana córeczka Pamela.

– Ale musisz się zadowolić inną kobietą – zauważył Edan. – Czy Houston ci się nie podoba?

Kane wypił duży haust whisky.

– Cholernie dobrze udaje – stwierdził. – Musi bardzo chcieć moich pieniędzy.

– A jeżeli nie chodzi jej o twoje pieniądze? Jeżeli chce mieć męża, dzieci?

Kane wzdrygnął się.

– To może mieć później. Ja chcę tylko pokazać coś Fentonowi. Chcę zasiąść w mojej własnej jadalni z panną Chandlerowną jako swoją żoną.

– A co planujesz zrobić z Houston po tej kolacji? To nie buty, które możesz wyrzucić.

– Kupię jej biżuterię. Może ją zatrzymać, a jeśli nie znajdę kupca, może też dostać ten dom.

– Tak po prostu? – spytał Edan. – Powiesz jej, żeby sobie poszła, bo tobie nie jest już potrzebna?

– Chętnie się mnie pozbędzie. – Skończył whisky. – W moim życiu nie ma czasu na kobietę. Odwieź ją do domu, co? – powiedział i wyszedł z pokoju.

Загрузка...