Houston patrzyła z łóżka, jak Kane się ubiera. Czuła, że kończy się jej krótki miodowy miesiąc.
– Chyba musimy jechać – powiedziała ze smutkiem.
– Przychodzi do mnie dwóch ludzi dziś rano i nie mogę sobie pozwolić, żeby mnie nie zastali. – Odwrócił się i spojrzał na nią. – Żałuję, że nie możemy dłużej zostać, ale naprawdę nie mogę.
W jego głosie też słychać było smutek, więc Houston postanowiła raczej mu pomóc niż z nim walczyć. Szybko wyskoczyła z łóżka i zaczęła się ubierać w strój do konnej jazdy. Kane musiał jej pomóc zasznurować gorset.
– Jak, do licha, możesz w tym świństwie oddychać?
– Tu nie chodzi o oddychanie. Podobno podobają ci się kobiece wypukłości. Bez gorsetów miałybyśmy ponad siedemdziesiąt centymetrów w pasie. Poza tym gorsety trzymają plecy. Są naprawdę bardzo zdrowe.
Kane tylko mruknął i kończył pakować jedzenie. Widać było, że myśli już o pracy. Milcząc przygotowywali się do podróży. Houston nie wiedziała, jak on się czuje, ale ona nigdy w życiu nie była bardziej szczęśliwa. Przestała się bać, że jest oziębła, i miała przed sobą całe życie z mężczyzną, którego kochała.
Gdy wychodzili z chatki, Kane obrzucił wzrokiem małe pomieszczenie.
– Nigdy nie było mi lepiej – powiedział, zamykając za sobą drzwi.
Houston chciała wsiąść na konia sama, ale Kane ujął ją w pasie i usadził w siodle. Próbowała ukryć zdziwienie. Czy to ten sam mężczyzna, który zostawił ją samą, żeby musiała się tu wspinać?
Zadarł głowę i przyjrzał jej się z aprobatą.
– W tym stroju znowu wyglądasz jak dama.
Milczeli, pokonując niebezpiecznie stromy stok. Parę razy Kane musiał czekać, żeby mogła za nim nadążyć. Dopiero kiedy byli niedaleko Chandler i zaczęli zwalniać, Houston odezwała się.
– Wiesz, o czym myślałam przez te ostatnie dni?
Mrugnął do niej porozumiewawczo.
– Jasne, że wiem, kotku, i bardzo mi to odpowiadało.
– Nie, nie o tym – odpowiedziała z niecierpliwością. – Pomyślałam, że zaproszę twoją kuzynkę, Jean, żeby mieszkała u nas.
Zerknęła na Kane’a, który aż otworzył usta ze zdumienia.
– Wątpię, czy przyjęłaby bezpośrednie zaproszenie, bo wy, Taggertowie, jesteście zbyt dumni – ciągnęła niezrażona – ale specjalnie nie zatrudniałam jeszcze gospodyni, mając nadzieję, że może ona zgodzi się na tę pracę. Przynajmniej wydostałaby się z tego górniczego obozu. Nie uważasz, że ona i Edan byliby świetną parą? No, jak myślisz?
Zamknął usta i przestał się w nią wpatrywać.
– Kiedy mówiłem Edanowi, że zaczynam myśleć nad ożenkiem, spytał, czy jestem gotów wpuścić kobietę do swego życia. Śmiał się jak głupi, kiedy powiedziałem, że nie sądzę, aby małżeństwo miało zmienić moje życie. Teraz widzę, dlaczego się śmiał. Kogo jeszcze chcesz sprowadzić do mojego domu? Miejscowego pijaczka? Ale nie zgadzam się na kaznodziejów. Nie lubię ich jeszcze bardziej niż dzieci. Oczywiście, nie ma znaczenia, kogo ja lubię – przerwał, gdyż Houston, wyprostowana, popędziła swojego konia.
Przez chwilę patrzył za nią, nie ruszając się, ale zaraz ją dogonił.
– Nie będziesz się złościć, co, kochanie? Możesz zapraszać, kogo tylko zechcesz, do tego dużego domu. Mnie to nie przeszkadza.
Po raz pierwszy w życiu próbował poprawić humor kobiecie i bardzo dziwnie się z tym czuł.
Schwycił jej konia za uzdę.
– Nawet jej nie widziałem. Jak ona wygląda? Może jest taka brzydka, że nie będę mógł na nią spojrzeć?
Był pewien, że na jej ustach zobaczył ślad uśmiechu. Więc dowcipem można coś załatwić.
– Jean była ubrana w fioletowy szyfon na liliowym atłasie, z małymi brylancikami na ramionach.
– Chwileczkę! – zawołał. – To ta mała, czarna, zielonooka pannica z ładnymi wypukłościami i nogami szczupłymi w kostkach? Widziałem, jak wysiadała z powozu. Łydki też ma niezłe.
– To w dniu naszego ślubu gapiłeś się na inne kobiety? – Houston zdumiała się.
– Kiedy nie patrzyłem na ciebie, jak wędrowałaś w górę i w dół po pnących różach. Świetnie wyglądałaś w tej bieliźnie. – Przybliżył się, żeby ją pogłaskać po ramieniu.
Z dala widać już było miejską cywilizację, a w niej ludzi, którym trzeba będzie poświęcić czas. Mieli ostatnie chwile tylko dla siebie.
Widocznie czytając w jej myślach Kane ściągnął ją z siodła i wziął w ramiona, jakby to była ich ostatnia noc w życiu.
Kiedy dwie godziny później weszli do domu, mieli zakurzone ubrania, rzepy we włosach i zarumienione twarze. Kane trzymał ją za rękę, dopóki nie pojawił się Edan.
Spojrzał na nich i po chwili, gdy odzyskał mowę, powiedział do Houston:
– Widzę, że go znalazłaś. Kane, czeka na ciebie czterech mężczyzn i sześć telegramów. Houston, wygląda na to, że ta służba, którą najęłaś, jest w stanie wojny.
Poczuła, jak Kane ostatni raz ściska jej rękę, a po chwili znika w holu. Poszła na górę przebrać się. Powracała do rzeczywistości.
Dziesięć minut później Kane przyszedł jej powiedzieć, że musi wyjechać w pilnych sprawach i wróci, jak tylko skończy. Nie było go trzy dni.