21

Gra w baseball przełamała lody w rodzinie. Kane nie zostawał już w biurze podczas posiłków, a Ian przestał milczeć. Kane powiedział mu, że jest marzycielem i nic nie wie o prawdziwym świecie, Ian zaproponował, żeby mu pokazał ten prawdziwy świat, i wyraził to takim językiem, że Houston zagroziła wyrzuceniem go z pokoju.

Kane zaczął go wprowadzać w świat biznesu, pokazując dane z giełdy i ucząc czytać kontrakty. Po kilku dniach Ian opowiadał – już o tysiącach dolarów, jakie płacono za grunt w miastach, o których tylko czytał.

Pewnego dnia Houston zobaczyła, że Sherwin skrobie coś na skrawku papieru. Była to bardzo udana podobizna ptaszka, zwanego przedrzeźniaczem z Kolorado. Zamówiła duży, przenośny komplet akwarel i dała go Sherwinowi, mówiąc, że znalazła to na strychu i może by mu się przydał. Bała się, że nie przyjmie prezentu. Zaśmiał się domyślnie, ale wziął farby i pocałował ją w policzek. Spędzał teraz większość czasu w ogrodzie malując wszystko, na co miał ochotę.

Dwa razy Houston odwiedziła Blair w nowej Lecznicy Westfielda dla Kobiet. Pewnego dnia Leander zadzwonił do niej z prośbą o pomoc w znalezieniu służących. W rozmowie był bardzo ostrożny. Houston przypomniała sobie, jak chciał z nią porozmawiać w kościele, gdy ogłoszono jego zaręczyny z Blair, i jak niegrzecznie się wówczas zachowała.

– Lee – zaczęła. – Cieszę się, że tak się to ułożyło. Jestem naprawdę szczęśliwa z Kane’em.

– Houston, nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.

Uśmiechnęła się.

– To ja chciałam, żeby Blair mnie zastąpiła. Może czułam, że będziecie lepszą parą. Czy możemy o tym zapomnieć i być przyjaciółmi?

– Marzę o tym. Ten człowiek, za którego wyszłaś, jest naprawdę w porządku.

– Oczywiście, że jest, ale dlaczego to mówisz?

– Muszę już lecieć. Dzięki za poradę co do gospodyni. Blair jest w tych sprawach gorsza ode mnie. Zobaczymy się pewnie w niedzielę w kościele. Do widzenia.

Spojrzała na telefon zaciekawiona, po czym wzruszyła ramionami i wróciła do biblioteki.

Trzy tygodnie po ślubie Houston oświadczyła Kane’owi, że teraz będzie urządzać jego gabinet. Spodziewała się protestów, ale nie tak gwałtownych. Wyrażając swoją opinię na temat ingerencji w jego prywatną przestrzeń, używał słów, jakich nigdy jeszcze nie słyszała, lecz nie trzeba było wielkiej inteligencji, żeby je zrozumieć.

Edan i Ian stali z tyłu przypatrując się, kto wygra tę bitwę. Houston nie miała pojęcia, jak sobie z tym poradzić, ale była zdecydowana nie ustępować.

– Muszę tu odkurzyć i wstawić odpowiednie meble. Albo pozwolisz mi to zrobić teraz i będziesz pilnował, albo zrobię porządek, kiedy będziesz spał.

Kane nachylił się groźnie w jej stronę, więc się cofnęła, ale stała nieugięta.

Wypadł z pokoju, trzaskając drzwiami tak, że omal nie wyleciały z zawiasów.

– Przeklęta baba! – krzyczał. – Nigdzie nie zostawi człowieka w spokoju, wszystko musi zmieniać.

Spojrzała na Edana i lana – uśmiechnęli się słabo i wyszli z pokoju. Zdawała sobie sprawę, że pokój jest brudny i zabałaganiony, ale teraz, kiedy przyjrzała się bliżej, zobaczyła, że to chlew. Sześć osób czyściło go przez godzinę, łącznie z marmurowymi głowami lwów na kominku. Kiedy już było czysto, kazała lokajom usunąć tanie biurko Kane’a, a przynieść duże, w stylu Williama Kenta, z 1740 roku. Miało dwa miejsca na postawienie krzeseł z jednej strony, dla partnerów, a jedno po przeciwnej, dla klienta. Postawiła przy biurku dwa wygodne skórzane krzesła, a trzecie, dla Kane’a, obite było czerwoną skórą. Kiedy je zobaczyła na strychu, wiedziała od razu, gdzie będzie stało i kto ma na nim siedzieć.

Kiedy biurko stało na miejscu, odesłała wszystkich prócz Susan i zaczęły przeglądać zawartość szaf. Wiedziała, że nie ma sensu porządkować dokumentów, poupychanych wszędzie, więc gdy Susan przyniosła żelazko, wyprasowały tylko ośle uszy i poukładały porządnie w licznych szufladach biurka.

Po obu stronach kominka stały dwie oszklone szafy, pełne papierów; w jednej z nich Houston znalazła cztery butelki whisky i sześć szklaneczek, które nie były myte chyba od czterech lat.

– Wygotuj to – powiedziała Houston, trzymając je jak najdalej od siebie. – I dopilnuj, żeby pan Taggert miał codziennie świeże szklanki.

W gablotce umieściła kolekcję małych, brązowych posążków Wenus.

– Spodobają się panu. – Susan zachichotała na widok pulchnych grubasek.

– Chyba były kupione z myślą o nim.

Na północnej ścianie znajdowały się dwie szafy ukryte w boazerii i Houston zatkało, gdy otworzyła pierwszą z nich. Obok dokumentów leżały tam banknoty. Niektóre w powiązanych paczkach, inne zwinięte w kulki, a jeszcze inne luzem. Wyfrunęły na podłogę, gdy otworzyła drzwi.

Westchnąwszy zaczęła je sortować.

– Powiedz Albertowi, żeby zadzwonił do sklepu żelaznego i kazał natychmiast przysłać kasę, a także przynieść jeszcze dwa ciepłe żelazka. Zobaczymy, czy uda się je wyprostować.

Zdumiona Susan poszła zrobić, o co ją proszono.

Kiedy Kane zobaczył swój gabinet, przyglądał się przez dłuższy czas; zauważył ciemnoniebieskie zasłony z brokatu, kolekcję pięknych figurek i czerwone krzesło. Siadł na nim.

– Dobrze chociaż, że nie wymalowałaś na różowo – powiedział. – A teraz, czy pozwolisz mi wreszcie wrócić do pracy?

Uśmiechnęła się, przechodząc obok niego i pocałowała go w czoło.

– Wiedziałam, że będziesz zadowolony. Nawet jeśli się do tego nie przyznajesz, ty też lubisz ładne rzeczy.

– Chyba tak – odpowiedział.

Wychodziła z pokoju, czując, że urosły jej skrzydła. Uśmiechała się przez całą przymiarkę u krawcowej.

Dwa dni później wydali pierwszą proszoną kolację i był to olbrzymi sukces. Houston zaprosiła tylko przyjaciół, których już znał, żeby się czuł swobodnie. Okazał się czarującym gospodarzem, nalewał paniom szampana i oprowadzał wszystkich po domu.

Tylko później, podczas zaplanowanych atrakcji, myślała, że zapadnie się pod ziemię. Wynajęła wędrownego magika, żeby dał po kolacji pokaz swojej sztuki. Kane przez pierwsze dziesięć minut kręcił się na krześle, później zaczął rozmawiać z Edanem o ziemi, którą chciał kupić. Houston szturchnęła go raz, ale powiedział, trochę za głośno, że ten człowiek to oszust i on nie ma zamiaru siedzieć tu ani minuty dłużej.

Wstał i wyszedł z pokoju. Houston dała magikowi znak, żeby kontynuował.

Później, już po wyjściu gości, znalazła męża na tyłach ogrodu. Strome wzgórze i dom na jego szczycie znajdowały się daleko poza nią, a przed nią rozciągało się tajemnicze miejsce, obrośnięte drzewami i krzewami, z których dochodził śpiew ptaków.

– Nie podobał mi się ten człowiek – odezwał się Kane. Oparty o drzewo palił cygaro. – Nie ma czegoś takiego, jak magia. Nie mogłem siedzieć tam i udawać, że jest.

Położyła mu palec na ustach i zarzuciła ręce na szyję.

– Jak mogła taka dama jak ty spiknąć się z chłopakiem stajennym?

– Po prostu, szczęście – odpowiedziała i pocałowała go znowu.

Houston uwielbiała to, że Kane zupełnie nie miał rozeznania, co wypada, a co nie. Niedaleko od nich byli ludzie, ktoś ze służby mógł się wybrać na spacer, ogrodnicy przyjść po zapomniane narzędzia, ale wszystko to nic go nie obchodziło.

– Za dużo na siebie wkładasz – stwierdził, kiedy odpiął jej sukienkę i zaczął zsuwać ją z ramion.

Gdy stała już w bieliźnie, a suknia leżała u jej stóp, wziął ją na ręce i zaniósł przez trawnik i gęstwinę kwiatów do marmurowego pawiloniku – stał tam posąg Diany, bogini łowów. Ułożył ją na trawie u stóp bogini, zdejmował z niej bieliznę i całował każdą odkrytą część.

Nigdy w życiu nie czuła się tak dobrze. Jej napięcie narastało bardzo powoli, bo chciała jak najdłużej przeciągnąć ten wspólny czas. W końcu znalazł się na niej, uśmiechnięty, jakby wiedział, o czym myśli. Przylgnęła do niego, przyciągała go coraz bliżej, aż stali się jednością. Poruszał się powoli, przedłużając jej ekstazę.

– Kane – szeptała. – Kane.

Gdy w końcu nastąpiła eksplozja, całe jej ciało drżało, targane wielką siłą.

Poruszył się powoli.

– Dosyć ci ciepło? Chcesz wejść do środka?

– Nie – odpowiedziała zdecydowanie, choć czuła chłód górskiego powietrza na wilgotnej skórze. – Wiesz, że Diana jest dziewiczą boginią? Myślisz, że ma do nas żal?

– Raczej jest zazdrosna – mruknął Kane, gładząc jedwabistą skórę żony na brzuchu i biodrach.

– Jak myślisz, dlaczego Jakub Fenton płacił Sherwinowi za pracę w kopalni, skoro jest za słaby, żeby zarobić na tę swoją pensję?

Kane jęknął, odsuwając się od niej.

– Widzę, że miesiąc miodowy się skończył. Chociaż nie, właściwie trwa, bo zaczęłaś zadawać takie pytania zaraz po naszym ślubie. Możesz chyba ubrać się sama. Muszę jeszcze coś skończyć, nim pójdziemy spać. -1 odszedł zostawiając ją samą.

Nie wiedziała, czy płakać, czy cieszyć się, że spytała Kane’a o to, co ją nurtowało. Coś tkwiło jak zadra między Fentonami a Taggertami i była pewna, że Kane nie będzie naprawdę szczęśliwy, póki go to nie przestanie gnębić.

Następnej nocy Houston obudziła się w dreszczach; czuła, że życie jej siostry jest w niebezpieczeństwie. Przypomniało jej się, jak matka opowiadała wiele razy, że gdy Houston miała sześć lat, pewnego dnia upuściła najlepszy czajniczek matki i zaczęła płakać, że Blair jest w niebezpieczeństwie. W końcu znaleźli ją przy wyschniętym strumieniu, nieprzytomną, z ręką złamaną po upadku z drzewa. Miała być wtedy na lekcji tańca.

Jednak dziwny związek łączący bliźniaczki nie pojawiał się od tego czasu, aż do teraz. Kane zadzwonił do Leandera, a później trzymał Houston w objęciach przez dwie godziny, dopóki nie przestała drżeć. Wyczuła jakoś, że niebezpieczeństwo minęło, uspokoiła się i zasnęła. Następnego dnia Blair przyszła do Houston i opowiedziała, co się wydarzyło.


Cztery dni później wtargnął w ich życie Zachary Younger. Taggertowie zasiadali do kolacji, gdy do jadalni wpadł jakiś chłopiec wykrzykując, że właśnie usłyszał, iż Kane jest jego ojcem, ale on już miał jednego ojca i wcale nie chce innego. Natychmiast uciekł.

Wszyscy byli zaskoczeni, prócz Kane’a. Usiadł, gdy inni jeszcze stali, i spytał pokojówkę, jaka dziś będzie zupa.

– Kane, myślę, że powinieneś za nim pobiec – odezwała się wreszcie Houston.

– Po co?

– Porozmawiać z nim. Na pewno serce mu pękło, gdy się dowiedział, że człowiek, którego uważał za ojca, wcale nim nie był.

– Mąż Pam był mu ojcem, o ile wiem. I nie powiedziałem mu nic innego.

– Może wyjaśnisz to dziecku?

– Nie umiem rozmawiać z dzieciakami.

Popatrzyła na niego znacząco.

– Przeklęta kobieto! Za rok zbankrutuję, bo cały czas muszę spędzać na robieniu głupich rzeczy, jakie ty mi wymyślasz.

Gdy ruszył do drzwi, Houston dotknęła jego ręki.

– Kane, nie proponuj, że mu cokolwiek kupisz. Powiedz mu tylko prawdę i zaproś, żeby się zapoznał ze swoim kuzynem łanem.

– Może jeszcze mam go zaprosić, żeby tu mieszkał i razem będziecie wymyślać, co mam robić? – Wyszedł, mrucząc coś na temat „umierania z głodu”.

Szedł powoli, ale Zach jeszcze wolniej. Dogonił go.

– Lubisz grać w baseball?

Zach obrócił się. Na jego ładnej twarzy malowała się wściekłość.

– Z tobą na pewno nie.

– Nie masz powodu się na mnie wściekać. O ile słyszałem, twój ojciec był bardzo dobrym człowiekiem, a ja nie zaprzeczam.

– Ludzie w tym głupim miasteczku mówią, że to ty jesteś moim ojcem.

– Tylko w pewnym sensie. Jeszcze kilka tygodni temu nie wiedziałem nawet, że istniejesz. Lubisz whisky?

– Whisky? Nie… nie wiem. Nigdy nie piłem.

– To chodź ze mną. Wypijemy trochę whisky i wytłumaczę ci o matkach, ojcach i pięknych dziewczynach.

Houston denerwowała się, gdy Kane i Zachary siedzieli kilka godzin zamknięci w gabinecie. Kiedy w końcu chłopiec wyszedł, spojrzał na nią spode łba, zaczerwieniony.

– Zachary jakoś dziwnie na mnie patrzył – powiedziała do męża.

Kane uważnie oglądał paznokcie lewej ręki.

– Wyjaśniałem mu, skąd się biorą dzieci, i chyba się zagalopowałem. – Schwycił jabłko. – Muszę dziś popracować, bo Zach przychodzi jutro grać w baseball ze mną i z łanem. – Spojrzał na nią badawczo. – Na pewno dobrze się czujesz? Jesteś trochę zielona. Może powinnaś odpocząć. Zajmowanie się całym domem to może za dużo jak dla ciebie.

Pocałował ją w policzek, nim wrócił do gabinetu.

Cztery dni później Kane postanowił iść do sklepu sportowego Vaughna zobaczyć, jaki jeszcze sprzęt tam mają. Drużyna jego i Edana została sromotnie pobita przez lana i Zachary’ego. Ian, który większość swego młodego życia spędził w kopalni, był pełen podziwu dla Kane’a i nie czuł się na tyle pewny siebie, żeby go oskarżać o grę niezgodną z regułami.

Zachary nie miał takich obiekcji. Pilnował, aby Kane grał dokładnie według zasad i nie pozwalał, żeby ojciec był, jak to nazywał, „twórczy”. Dotychczas Kane przegrał wszystkie gry, bo nie chciał się dostosować do reguł, które ktoś inny wymyślił. Chciał napisać na nowo regulamin gry.

Stał teraz z Edanem w sklepie sportowym i wybierali rakiety do tenisa, rowery i inny sprzęt.

Na drugim końcu lady stał Jakub Fenton. Rzadko teraz wychodził. Wolał siedzieć w domu, czytać notowania giełdowe i przeklinać fakt, że jego jedyny syn zupełnie się tym nie interesuje. Ostatnio jednak zaświtała mu nadzieja, ponieważ jego córka, którą dawno temu odrzucił, powróciła do domu z synem.

Zachary był taki, jakim powinien być każdy syn: chętny do nauki, interesujący się wszystkim, bardzo inteligentny i z poczuciem humoru. Właściwie jedyną jego wadą było rosnące przywiązanie do ojca. Popołudniami, zamiast uczyć się zarządzania kopalniami, które kiedyś odziedziczy, grał u ojca w piłkę. Jakub postanowił walczyć tą samą bronią i kupić cały sprzęt sportowy, jaki był w sklepie.

Kane, obładowany rakietami tenisowymi i hantlami, odszedł od lady, stanął twarzą w twarz z Jakubem Fentonem i patrzył na niego z rosnącą nienawiścią.

Jakub nie miał pojęcia, kim jest ten potężny mężczyzna, chociaż wyglądał jakby znajomo. Jego garnitur wart był sporo pieniędzy.

– Przepraszam pana – powiedział do niego Jakub, starając się przejść.

– Nie przypominasz mnie sobie ze swojej stajni, Fenton?

Teraz Jakub zrozumiał, dlaczego ten człowiek przypominał mu Zachary’ego i dlaczego na jego twarzy widział nienawiść. Odwrócił się.

– Chwileczkę, Fenton! – zawołał Kane. – Za dwa tygodnie przychodzisz do mojego domu na kolację.

Jakub zatrzymał się na moment i skinął głową, nim opuścił sklep.

Kane milcząc położył wszystkie zakupy na ladzie, a Edan wręczył właścicielowi sklepu długą listę.

– Przyślijcie to wszystko do mojego domu – powiedział Taggert, nie zadając sobie trudu, żeby się przedstawić.

Wyszedł i wsiadł na swój stary wóz. Kiedy Edan znalazł się obok niego, cmoknął na konie.

– Chyba muszę kupić sobie coś lepszego do jeżdżenia zamiast tego starego grata.

– Dlaczego? Żeby zaimponować Fentonowi?

Kane popatrzył na przyjaciela.

– Co cię ugryzło?

– Dlaczego zapraszasz tego starego na kolację?

– Dobrze wiesz, dlaczego.

– Tak, wiem. Żeby mu pokazać, że ci się lepiej powiodło niż jemu. Żeby się pochwalić pięknym domem, pięknymi srebrami, piękną żoną. Czy pomyślałeś kiedyś o tym, co powie Houston, kiedy się dowie, że zależy ci na niej tak samo, jak na nowym powozie?

– To nieprawda i dobrze o tym wiesz. Houston bywa kłopotliwa, ale potrafi też to wynagradzać. – Kane uśmiechnął się.

Edan ciągnął spokojniejszym głosem:

– Powiedziałeś przedtem, że kiedy Houston już wykona zadanie i zasiądzie przy stole jako gospodyni z Jakubem Fentonem jako gościem, pozbędziesz się jej i wrócisz do Nowego Jorku. Mówiłeś też, że ją przekupisz biżuterią.

– Dałem jej cały kufer klejnotów, a ona go jeszcze nie otworzyła. Wydaje mi się, że inne rzeczy lubi bardziej niż biżuterię.

– Ciebie lubi, do cholery, i ty o tym wiesz.

Kane wyszczerzył zęby.

– Tak mi się zdaje. Ale kto to wie? Gdybym nie miał pieniędzy…

– Pieniądze! Ty draniu! Nie widzisz, co masz? Nie zapraszaj Fentona. Nie pozwól, żeby Houston się dowiedziała, dlaczego się z nią ożeniłeś. Nie wiesz, jak to jest, gdy się straci kogoś, kogo się kocha.

– O czym ty, do diabła, mówisz? Nie mam zamiaru nic tracić. Chcę tylko zaprosić Fentona na kolację. Na to pracowałem większą część swego życia i nie odmówię sobie tej przyjemności.

– Nawet nie wiesz, co to jest przyjemność. Obaj pracowaliśmy, bo nie mieliśmy nic innego. Nie ryzykuj wszystkiego, Kane. Błagam cię.

– Niczego nie zostawiam. Nie musisz przychodzić, jeśli nie chcesz.

– Nie opuściłbym twojego pogrzebu i tego także nie opuszczę.

Загрузка...