6

Do rana Houston przekonała samą siebie, że absolutnie, pod żadnym warunkiem, nie może wyjść za pana Taggerta.

Matka przy śniadaniu pociągała nosem i biadała:

– Moje piękne córki, co z wami będzie?

Blair i Duncan kłócili się na temat tego, jak Blair zrujnowała siostrze życie, chociaż może nie była to kłótnia, bo byli co do tego zgodni.

Przyłączyła się do dyskusji dopiero wtedy, kiedy padło stwierdzenie, że Kane Taggert ma być karą, jaką sobie nałożyła za stratę Leandera. Jednak nikt nie słuchał, co mówiła, i nic nie było w stanie pocieszyć Blair. Nie chcąc być dłużej przyczyną tych wszystkich płaczów, zdecydowała, że nie może wyjść za Taggerta.

Tuż po śniadaniu ludzie niespodziewanie zaczęli do nich wpadać.

– Właśnie piekłam szarlotkę i przypomniałam sobie, że tak lubisz, Opal, więc zrobiłam dwie. Jak tam bliźniaczki?

Do południa dom był pełen jedzenia i ludzi. Pan Gates siedział w swoim biurze w browarze, więc Houston, Blair i Opal musiały same opędzać się od pytań.

– Houston, czy ty naprawdę zakochałaś się w panu Taggercie?

– Może jeszcze szarlotki? – odpowiedziała.

O jedenastej Blair wymknęła się, zostawiając matkę i siostrę same na placu boju. Wróciła o trzeciej.

– Wciąż tu są? – zdumiała się, widząc tłumek gości na trawniku.

O wpół do czwartej przed domem Chandlerów zatrzymał się piękny powozik, jakiego nikt w mieście jeszcze nie widział. Był biały, z białymi kołami, opuszczaną kremową budą, z błyszczącymi, mosiężnymi okuciami. Przednie siedzenie miało czerwoną, skórzaną tapicerkę, a z tyłu znajdowało się jeszcze jedno miejsce dla służącego.

Ludzie na trawniku, werandzie i w głębi ogrodu przestali wypytywać – zagapili się. Prosto ubrany człowiek wysiadł z powozu i wszedł między gości.

– Która to panna Houston Chandler? – spytał.

– To ja.

Mężczyzna sięgnął do kieszeni, wyciągnął kawałek papieru i zaczął czytać:

Ten oto powóz jest od Kane’a Taggerta, za którego wychodzisz. I koń też.

Złożył papier, włożył z powrotem do kieszeni i odszedł.

– A, jeszcze coś. – Zawrócił. – Pan Taggert przesyła pani jeszcze to.

Rzucił w stronę Houston małą paczuszkę, zapakowaną w brązowy papier. Złapała ją w powietrzu.

Odszedł pogwizdując. Wszyscy patrzyli za nim, dopóki nie znikł za rogiem.

– No i co, Houston. Nie obejrzysz prezentu?

Nie była pewna, czy ma rozpakować, wiedziała, co kryje się w środku. Jeśli przyjmie pierścionek, to znaczy, że przyjmuje i ofiarodawcę.

Wewnątrz pudełeczka znajdował się największy brylant, jaki kiedykolwiek widziała, otoczony dziewięcioma pięknie oszlifowanymi szmaragdami.

Wspólne westchnienie wszystkich pań było w stanie rozkołysać liście na drzewach.

Houston zdecydowanym ruchem zamknęła aksamitne, granatowe pudełeczko; poszła wprost do powoziku. Ujęła lejce i koń ruszył.

Jechała ulicą Sheldona, poprzez rzekę Tijeras, dzielącą miasto na część północną i południową, i stromym podjazdem do domu Taggerta. Ponieważ walenie do drzwi nie dało rezultatu, weszła do środka, skręciła w lewo i zatrzymała się przed drzwiami gabinetu Kane’a.

Siedział przygarbiony nad biurkiem, ćmił cygaro, robił jakieś notatki i wydawał polecenia Edanowi, który prawie leżał rozparty z nogami na biurku i palił równie obrzydliwe cygaro.

Edan zobaczył ją pierwszy i natychmiast wstał, trącając Kane’a w ramię.

Kane zmarszczył się.

– Na pewno ty jesteś Edan – powiedziała podchodząc i wyciągając rękę. Nie była pewna, czy jest służącym, czy przyjacielem. – Jestem Houston Chandler.

– Witaj, Houston – odpowiedział.

A więc, sądząc po pewności siebie, nie był raczej jego służącym.

– Chcę z panem porozmawiać – powiedziała, zwracając się do Kane’a.

– Jeżeli o weselu, to jestem teraz cholernie zajęty. Jak potrzebujesz pieniędzy, powiedz Edanowi, to ci wypisze czek.

Machając ręką, żeby odgarnąć od siebie dym, podeszła do okna i otworzyła je.

– Nie powinniście siedzieć w takim dymie. To bardzo niezdrowo.

Kane uniósł wzrok i popatrzył chłodno.

– A kim ty jesteś, żeby mi wydawać polecenia? To, że masz być moją żoną, nie znaczy, że wolno ci to robić.

– O ile sobie przypominam, jeszcze się nie zgodziłam być pańską żoną, ale skoro nie ma pan czasu, żeby ze mną porozmawiać, nie sądzę, żebym nią została. Żegnam panów.

– Miłego dnia, Houston – odpowiedział Edan z uśmiechem.

– Kobiety! – usłyszała za sobą głos Kane’a. – Mówiłem ci, że kobieta zabierze mi dużo czasu.

Dogonił ją przy drzwiach wejściowych.

– Może się trochę pospieszyłem – powiedział – ale jak pracuję, to nie wolno mi przeszkadzać. Musisz to zrozumieć.

– Nie przeszkodziłabym panu, gdyby to nie było ważne – odpowiedziała chłodno.

– Dobra – powiedział – wejdziemy tu i pogadamy. – Wskazał na pustą bibliotekę. – Zaproponowałbym ci, żebyś usiadła, ale jedyne krzesła są w mojej sypialni. Chcesz tam iść? – spytał z uśmiechem.

– Na pewno nie. Chcę się dowiedzieć, panie Taggert, czy pańska propozycja małżeńska jest zupełnie poważna?

– A skąd niby miałbym czas na te zalecanki, gdyby to nie było poważne?

– Zalecanki? – spytała. – A, rozumiem, w niedzielę rano. Chcę pana zapytać, czy… czy kiedykolwiek pan kogoś zabił albo wynajął kogoś, żeby zabił dla pana?

Kane ze zdumienia otworzył usta i widać było, że się zezłościł, ale po chwili wydawał się rozbawiony.

– Nie, nigdy żem nikogo nie zabił. Co jeszcze chcesz o mnie wiedzieć?

– Wszystko, co pan zechce mi wyznać – odrzekła poważnie.

– Niedużo. Wychowałem się w stajni Jakuba Fentona. Zostałem wyrzucony za kręcenie z jego córką i od tego czasu robię pieniądze. Nikogo nie zabiłem, nie ograbiłem, nie oszukałem, nie pobiłem żadnej kobiety, tylko paru mężczyzn. Jeszcze coś?

– Tak. Gdy pan się oświadczał, powiedział pan, że życzy sobie, żebym umeblowała ten dom. A czy mogę coś zrobić z panem?

– Ze mną? – Z uśmiechem wsadził kciuki w puste szlufki w spodniach. – Nic nie będę przed tobą ukrywał, jeżeli to masz na myśli.

– Nie mam na myśli tego, co pan sugeruje – odparła sztywno. Zaczęła obchodzić go dookoła. – Znam ludzi, którzy pracują w kopalni, a mimo to są lepiej ubrani od pana. A pański język jest skandaliczny, podobnie jak maniery. Moją matkę przeraża, że mam poślubić takiego barbarzyńcę jak pan. Ponieważ nie mogę spędzać życia na straszeniu własnej matki, musiałby się pan zgodzić na to, że będę pana instruować.

– Instruować? – Zmrużył oczy. – Czego mnie pani może nauczyć?

– Jak się odpowiednio ubierać. Jak jeść.

– Jeść? Jem dużo.

– Panie Taggert, wymienia pan często takie nazwiska jak Vanderbilt czy Gould. Czy był pan kiedykolwiek zaproszony do ich domów w obecności pań?

– Nie, ale… – Spuścił oczy. – Byłem raz, ale zdarzył się wypadek i potłukły się jakieś naczynia.

– Rozumiem. Jak pan może przypuszczać, że będę pańską żoną, będę prowadziła taki wspaniały dom jak ten, wydawała kolacje, a pan będzie siedział u szczytu stołu, dziabiąc groszek nożem. Przypuszczam, że je pan groszek nożem.

– W ogóle nie jem groszku. Mężczyzna potrzebuje mięsa i nie musi mu kobieta gadać, co ma robić.

– Żegnam pana – odwróciła się na pięcie i zrobiła dwa kroki, nim złapał ją za ramię.

– Nie wyjdziesz za mnie, jeżeli nie pozwolę się uczyć?

– I ubrać, i ogolić.

– Marzysz, żeby zobaczyć moją twarz, co? – zażartował, ale przestał się uśmiechać, gdy zobaczył, że ona jest absolutnie poważna. – Ile mam czasu, żeby się zdecydować?

– Około dziesięciu minut.

Skrzywił się.

– Kto cię nauczył, jak robić interesy? Daj mi pomyśleć.

Podszedł do okna i stał tam przez kilka długich minut.

– Mam do ciebie parę spraw – powiedział, gdy wreszcie do niej podszedł. – Wiem, że wychodzisz za mnie dla pieniędzy. – Uniósł dłoń, gdy chciała zaprzeczyć. – Nie ma się co wypierać. Nie myślałabyś o tym, z moim jedzeniem nożem, gdybym nie miał tego wielkiego domu. Taka dama nawet nie rozmawiałaby z chłopcem stajennym takim jak ja. Chcę, żebyś udawała i żebyś wszystkim mówiła, że… – Popatrzył w podłogę. – Chcę, żeby wszyscy myśleli, że… zakochałaś się we mnie, a nie że cię siostra wyrolowała, a ja się nawinąłem. Chcę, żeby nawet twoja siostra – powiedział z wyraźnym naciskiem – myślała, że za mną szalejesz, tak jak powiedziałem przed kościołem. I chcę, żeby twoja matka też tak myślała. Nie ma się co mnie bać.

Houston spodziewała się wszystkiego, ale nie tego. Więc to był ten olbrzymi, budzący postrach, osamotniony w mieście człowiek. Jakie to musi być okropne, kiedy ktoś absolutnie nie potrafi znaleźć się w towarzystwie. Oczywiście, że żadne kobiety nie zniosłyby go w swoich domach, jeśli zdarzały mu się wypadki i tłukła się porcelana. W tej chwili nie należał do żadnego ze światów – ani do biedoty, gdzie pasowałyby jego maniery i mowa, ani do bogaczy, gdzie plasują go pieniądze.

Potrzebuje mnie, pomyślała. Potrzebuje mnie tak, jak jeszcze nikt przedtem. Dla Leandera byłam dodatkiem, przyjemnym, ale niekoniecznym. Lecz dla tego człowieka to, czego ja się nauczyłam, ma zasadnicze znaczenie.

– Będę udawała najbardziej kochającą żonę – powiedziała miękko.

– Więc wyjdziesz za mnie?

– No, chyba tak – odpowiedziała ze zdumieniem.

– Do licha! Edan! – wrzasnął, wybiegając z pokoju. – Lady Chandler za mnie wyjdzie.

Houston usiadła na parapecie. On żenił się z „lady” Chandler. Za kogo, na miłość boską, ona zgodziła się wyjść?

Nim Houston wróciła do domu, zapadł wieczór. Była wykończona i żałowała, że kiedykolwiek usłyszała o Kanie Taggercie. Wydawało mu się, że on będzie sobie mógł siedzieć w domu i pracować, podczas gdy jego narzeczona będzie chodziła sama po przyjęciach i opowiadała wszystkim, jak go strasznie kocha.

– Jeżeli nie będą nas widywać razem, nie uwierzą nawet, że się znamy – oznajmiła mu, siedząc po przeciwnej stronie zawalonego papierami biurka. – Musisz iść na garden party pojutrze, a do tego czasu musimy ci skompletować ubranie i ogolić cię.

– Próbuję kupić ziemię w Wirginii i jutro przyjeżdża człowiek. Muszę tu być.

– Możesz porozmawiać o swoich interesach podczas przymiarek.

– To znaczy, ktoś będzie mnie obmacywał swoimi łapskami? Mowy nie ma. Przyślij tu kogoś z jakimiś garniturami, a ja sobie coś wybiorę.

– Czerwony czy fioletowy? – spytała szybko.

– Czerwony. Widziałem kiedyś czerwony w kratę.

Houston prawie wrzasnęła:

– Przyjdzie do ciebie krawiec uszyć garnitur, a ja wybiorę materiał. Pójdziesz ze mną na garden party i na kilka innych imprez jeszcze przed naszym ślubem.

– Na pewno prawdziwe damy tak się rządzą? Myślałem, że prawdziwe damy nie podnoszą głosu.

– Nie podnoszą na prawdziwych dżentelmenów, ale na takich, którzy chcą chodzić w ubraniach w czerwoną kratę, muszą wrzeszczeć.

Popatrzył ponuro, ale poddał się.

– Dobrze, uszyję sobie garnitur, jaki chcesz, i pójdę na tę twoją chol… milutką herbatkę – poprawił się, wywołując jej uśmiech. – Ale nie wiem nic poza tym.

– Codziennie omówimy jedną rzecz – powiedziała; czuła się zmęczona. – Muszę wrócić do domu. Rodzice będą się o mnie martwić.

– Chodź no tu – powiedział kiwając na nią palcem.

Podeszła sądząc, że jeszcze coś chce jej pokazać. Schwycił ją za rękę i posadził sobie na kolanach.

– Chcesz być moją nauczycielką, to ja cię też chcę czegoś pouczyć.

Przytulił się do jej szyi, ustami łaskotał skórę.

Już chciała zaprotestować, ale nie zrobiła tego, bo zaczęła topnieć.

– Kane – powiedział Edan od drzwi – przepraszam.

Kane odepchnął ją bez ceremonii.

– Będzie tego więcej, kotku – powiedział, jakby była ulicznicą. – Jedź teraz do domu, mam robotę.

Nie powiedziała nic więcej. Zaczerwieniona z zawstydzenia mruknęła „dobranoc” i wyszła.

Teraz jechała nareszcie do domu, zmęczona i głodna, i zastanawiała się, jak powiedzieć rodzinie, że zgodziła się poślubić Kane’a Taggerta.

Dlaczego, zapytywała samą siebie, zgodziła się wyjść za mężczyznę, którego nie kocha, który jej nie kocha, który ją co chwila złości i traktuje jak coś, co sobie kupił?

Odpowiedź przyszła szybko. Bo przy nim czuła, że żyje. Bo jej potrzebował. Blair niedawno przypomniała jej, jak kiedyś lubiła rzucać śnieżkami, i jak najpierw Duncan, a później Leander, przytłumili ją. Zrobili z niej cichą, spokojną kobietkę, jaka im odpowiadała.

Jednak czasami na przyjęciach czuła się jak obraz na ścianie – ładny, przyjemny do popatrzenia, ale zbędny w codziennym życiu. I w końcu Leander sam zamienił jej cichą, spokojną urodę na kobietę, która rozpalała go swym ogniem. Jego gust był nienaganny i z łatwością potrafiłby sam urządzić dom, który dla niej wybudował. Za to Taggert nie potrafił nawet sam kupić swych mebli, a co dopiero ustawić.

Kiedy była z Lee, musiała się mieć na baczności, bo natychmiast zauważyłby każdy jej błąd. Przy Taggercie czuła się wolna. Nakrzyczała dziś na niego, a przez czternaście lat znajomości z Leanderem ani razu nie podniosła na niego głosu.

Odetchnęła głęboko chłodnym, wieczornym powietrzem. Ile przed nią pracy! Zorganizowanie wesela, zbadanie strychu i jego zasobów i ustawienie mebli tak, jak będzie miała ochotę! I trudne zadanie zrobienia z Taggerta dżentelmena!

Gdy dotarła do domu, ogarnęło ją podniecenie. Wyjdzie za człowieka, któremu jest rzeczywiście potrzebna. Zostawiła stajennemu powóz i konia, wyprostowała się i weszła do domu przygotowana na rodzinną burzę.

Загрузка...