Kiedy Houston się obudziła, było już zupełnie jasno. Kane trzymał ją w ramionach; uśmiechał się rozanielony.
– Musimy jechać – powiedziała siadając i wkładając rozdarte ubranie. W jej sukni do konnej jazdy brakowało tylu guzików, że wyglądała zdecydowanie nieprzyzwoicie. – Wyruszyli pewnie wkrótce po nas i nie będą odpoczywali tak długo jak my.
– Pogoń za mordercą, tak?
– Naprawdę nie ma się z czego śmiać.
– Houston, powiedz, co ty w ogóle planujesz? Dlaczego jedziemy w kierunku Meksyku?
– Powiem ci, jak osiodłamy konie. – Czekała niecierpliwie, aż mąż wstanie. – Myślę, że w Meksyku możemy się ukryć – mówiła dalej, wkładając derkę na konia.
– Na jak długo?
– Na zawsze, oczywiście – odparła. – Prawo jest nieubłagane dla morderców. Możemy tam chyba znośnie żyć i podobno ludzie nie zadają tam tylu pytań co w tym kraju.
Schwycił ją za ramię.
– Chwileczkę. Chcesz powiedzieć, że masz zamiar żyć ze mną w Meksyku? Że jeżeli ja będę wyjęty spod prawa, to ty również?
– Oczywiście, że tak. A teraz osiodłaj w końcu swojego konia, żebyśmy mogli jechać.
Kane złapał ją w pasie i okręcił.
– Kotku, to najwspanialsza rzecz, jaką w życiu usłyszałem! Więc jednak nie zależy ci na moich pieniądzach.
– Kane! – Houston była coraz bardziej zniecierpliwiona. – Zostaw mnie, proszę. Znajdą nas i…
Przerwała, bo wycisnął na jej ustach gorący pocałunek.
– Nikt nas nie goni, chyba że szeryf ciebie, bo mu zniszczyłaś więzienie. Och, Houston, chciałbym widzieć jego minę.
Cofnęła się o krok. To wszystko, co mówił, nie miało sensu, ale gdzieś na dnie żołądka czaił się strach.
– Może mi to wyjaśnisz?
Kane rysował na ziemi kółka czubkiem buta.
– Chciałem sprawdzić… hm, jak się zachowasz, kiedy się dowiesz, że nie jestem już bogaty.
Spojrzała na niego wzrokiem, który zmroziłby niejednego nachalnego kowboja.
– Chciałabym się dowiedzieć wszystkiego na temat śmierci Jakuba Fentona.
– Nie skłamałem ani trochę, tyle że może nie wszystko ci powiedziałem. Znalazłem go martwego u stóp schodów i wzięli mnie do więzienia za zamordowanie go, ale prawda jest taka, że służba wybiegła z domu wiedząc, że nie żyje. Chociaż rzeczywiście nie spytałem, czy ktoś widział, jak umierał. Bardzo sprytnie, że o tym pomyślałaś.
– Więc dlaczego byłeś w więzieniu, kiedy przyszłam? Dlaczego cię nie zwolnili?
– Właściwie to zwolnili. Houston, kochanie… – Wyciągnął do niej ręce. – Chciałem wiedzieć na pewno, że lubisz mnie dla mnie samego, a nie tylko dla moich pieniędzy. Kiedy wyszłaś wtedy ode mnie z więzienia, byłem pewien, że poszłaś do Westfielda dowiedzieć się, co mogłabyś dostać, nim mnie powieszą.
– Tak o mnie myślałeś? – powiedziała cicho. – Myślisz, że upadłabym tak nisko, żeby zostawić ukochanego człowieka oskarżonego o morderstwo i nie kiwnąć palcem, żeby mu pomóc?
– Houston, kotku, kochanie. Nic nie myślałem. Po prostu chciałem wiedzieć na pewno. Nie miałem pojęcia, że zrobisz coś tak głupiego. Nie przyszło mi do głowy, że rozwalisz więzienie na amen i prawie mnie zabijesz.
– Zdaje się, że doskonale doszedłeś do siebie.
– Houston, nie złość się. To tylko taki żart. Nie masz poczucia humoru? Wszyscy w mieście będą…
– No, proszę. Co wszyscy w mieście zrobią?
Kane uśmiechnął się niewyraźnie.
– Może nie zauważą?
– Nie zauważą, że zburzyłam całą kamienną ścianę, grubą na pół metra? Może to przespali? Tak, będą sobie spokojnie tamtędy przejeżdżać i nikt nie zauważy. A może szeryf będzie opowiadał przez najbliższe dziesięć lat, jak to jedna z bliźniaczek Chandler wpakowała dynamit w ścianę, żeby ratować męża, który nawet nie był oskarżony o morderstwo? – Odwróciła się do konia, kipiąc ze złości.
– Houston, spójrz na to od mojej strony. Miałem okazję przekonać się, czy kochasz mnie, czy moje pieniądze, i skorzystałem z niej. Nie możesz mieć pretensji o to, że próbowałem.
– Owszem, mogę mieć pretensje. Przynajmniej raz mnie posłuchaj. Powiedziałam, że cię kocham, ciebie, a nie twoje pieniądze, ale ty nie słuchałeś.
– Tak, ale powiedziałaś też, że nie możesz żyć z człowiekiem, którego nie szanujesz, a mimo to wróciłaś. Nawet nie musiałem cię tak bardzo namawiać. Nie mogłaś wytrzymać. – Uśmiechnął się krzywo.
– Jesteś najgorszy ze wszystkich bezczelnych i zarozumiałych mężczyzn, jakich znałam. Bardzo żałuję, że cię uratowałam. Szkoda, że cię nie powiesili.
– Ależ, kotku, przecież tak nie myślisz – powiedział Kane. Wsiadł na konia i po chwili jechali obok siebie. – To był żart, nie chciałem zrobić nic złego.
Jechali cały dzień i Kane albo wciąż przedstawiał jej jakieś argumenty, albo wymyślał następne, tłumacząc, dlaczego tak się zachował.
Jednak Houston siedziała sztywno na koniu i nie reagowała na to, co mówił. Myślała o ludziach w Chandler. Po tragedii w kopalni będą szukali weselszych wydarzeń i ta historia długo będzie źródłem plotek. Pewnie w „Kronice Chandler” pojawi się seria artykułów, rozpoczynających się od ślubu, a kończących na…
Na stacji pocztowej, gdzie kupowała konie, miała przedsmak tego, co ją czeka. Kierownik spytał, czy oni są tą parą z Chandler, o której słyszał. Śmiał się tak, że nie mógł mówić, a kiedy odjeżdżali, próbował oddać dwadzieścia dolarów, które Houston mu dała.
– Ta historia jest dla mnie warta sto dolarów – powiedział, klepiąc Kane’a po plecach. – Będę państwu winien osiemdziesiąt.
Houston z podniesioną głową siadła na konia i udawała, że obaj mężczyźni po prostu nie istnieją.
Gdy znów byli na szlaku, Kane zaczaj coś opowiadać, ale nie mógł mówić, bo dławił się ze śmiechu.
– Kiedy zobaczyłem, że tam stoisz, i powiedziałaś, że mnie uratujesz od sznura, to nie wiedziałem, co powiedzieć. A kiedy Ian zaczął wołać, że te twoje obcasiki… – Nie mógł mówić ze śmiechu. – Houston, wszystkie kobiety na zachód od Missisipi będą ci zazdrościć. Chciałyby mieć tyle odwagi, żeby ratować męża ze szponów śmierci… – Chrząknął.
Houston spojrzała na niego. Nie udało mu się powstrzymać śmiechu.
– Kiedy sobie przypomnę, jak wyglądałaś na tym koniu. Jak się nazywały te kobiety z rogami na głowach? A, kobiety Wikingów. Wyglądałaś jak kobieta Wikingów, która przybyła na ratunek swojemu mężczyźnie. A mina Zachary’ego! Gdyby mnie tak nie bolała głowa…
Przerwał, bo Houston popędziła swojego konia i wyprzedziła męża.
To, co ją spotkało w Chandler, było gorsze, niż kiedykolwiek mogła się spodziewać. Starając się ignorować męża, przejechała północnymi obrzeżami miasta, żeby w drodze do domu spotkać jak najmniej ludzi.
Była szósta rano, kiedy podjeżdżali pod dom, ale już około dwudziestu par „przypadkowo” przechadzało się w pobliżu. Większość służby stała na podjeździe, rozmawiając z przybyszami.
Houston przytrzymała brzegi swojej rozdartej sukni i z godnością, na jaką udało jej się zdobyć, podjechała pod wejście od kuchni. Kane zsiadł z konia od frontu i wszyscy podbiegli do niego.
– Pewnie chce się pochwalić – mruknęła.
Mimo uśmiechów i niedyskretnych pytań pani Murchison zdołała przemknąć się przez kuchnię.
Na górze odprawiła Susan i sama przygotowała sobie kąpiel. Potem poszła spać. W którymś momencie wszedł Kane, ale udawała, że śpi, więc odszedł.
Po dziewięciu godzinach snu i obfitym posiłku fizycznie czuła się znacznie lepiej, ale nastrój miała okropny. Kiedy wyszła do swego ogrodu na dachu, niespodziewanie zobaczyła mnóstwo ludzi spacerujących w okolicy ich domu.
Kane przyszedł do jej pokoju; powiedział, że jedzie do kopalni i zaproponował, żeby pojechała razem z nim. Przecząco potrząsnęła głową.
– Nie możesz się tu schować na zawsze – powiedział ze złością. – Dlaczego nie jesteś dumna z tego, co zrobiłaś? Ja jestem dumny jak diabli.
Wiedziała, że on ma rację, że powinna się przemóc, im szybciej, tym lepiej. Ubrała się w wygodną bawełnianą sukienkę, zeszła na dół i poprosiła o podstawienie powoziku.
Nie minęło dziesięć minut od jej pobytu w mieście, a wiedziała już, jak bardzo Kane się mylił, przewidując reakcję mieszkańców Chandler. Nie uważano jej za heroinę, ratującą męża, tylko za głupią babę, która najpierw zachowuje się jak histeryczka, a dopiero potem zadaje pytania.
Podjechała powozikiem na drogę do Małej Pameli w nadziei, iż ludzie w kopalni tak potrzebują pomocy, że nie będą mieli czasu rozmawiać o jej eskapadzie.
Nic z tego! Po przeżyciu katastrofy chcieli się nareszcie pośmiać, więc akcja Houston była doskonałym tematem.
Starała się dumnie trzymać głowę przy uprzątaniu gruzu i pomocy w przeprowadzkach wdów i sierot.
Nie opuszczała jej myśl o tym, że Kane miał dosyć czasu, żeby powiedzieć jej, iż jest niewinny. Kiedy chciał, potrafił mówić bardzo szybko, dlaczego więc nie wyjaśnił jej, że nie jest oskarżony o morderstwo, kiedy mu powiedziała o podłożeniu dynamitu?
W miarę upływu dnia ludzie byli coraz odważniej si w zadawaniu pytań. „Więc nie spytałaś szeryfa, jakie ma szansę, ani nie rozmawiałaś z adwokatem?” „Leander wszystko wiedział. Mógł ci powiedzieć albo ty mogłaś…” Chciała się schować pod ziemię. A kiedy Kane, przechodząc obok, szturchnął ją w żebro, mrugnął i powiedział: „Rozchmurz się, kotku, to był tylko żart”, miała ochotę krzyczeć, że może dla niego to był żart, ale ją przeraża to publiczne upokorzenie.
Pod wieczór zobaczyła Pamelę Fenton – stojąc twarzą w twarz z Kane’em, powiedziała:
– Mówiłeś w dniu ślubu, że nie chcesz jej upokorzyć. A teraz co zrobiłeś?
Myśl, że ktoś stanął po jej stronie, była krzepiąca.
W domu zjadła kolację w swoim pokoju, a kiedy Kane usiłował z nią porozmawiać, nie odezwała się ani słowem. Wypadł z pokoju narzekając, że nie ma za grosz poczucia humoru i za często jest taką cholerną damą.
Płakała, aż ukoił ją sen.