20

W cztery godziny po wyjeździe Kane’a Houston wiedziała, że jest stworzona do roli żony. Blair miała swoje ambicje i potrzebę zmieniania świata, ona zaś chciała tylko zarządzać domem ukochanego mężczyzny. Co prawda prowadzenie domu Kane’a przypominało dowodzenie armią podczas wojny, ale Houston była kształcona na stanowisko generała armii.

Napisała liścik do Jean Taggert błagając, żeby spędziła z nią kilka dni i pomogła w urządzaniu gospodarstwa. Później napisała do jej ojca, że ma zamiar zatrzymać ją jako gospodynię. Bardzo chciała, żeby Sherwin Taggert wypuścił córkę z górniczej kolonii.

Kiedy dała te liściki nowemu lokajowi, po raz pierwszy zobaczyła, co denerwuje służbę. Lokaj uważał, że chodzenie do górniczej osady uwłacza jego godności i jako prawdziwy Amerykanin nie omieszkał głośno tego wyrazić. Houston spytała spokojnie, czy chce tu pracować, czy nie. Jeżeli chce, to ma robić, o co go proszą i nie poniżać rodziny człowieka, który go karmi.

Po tej przemowie zeszła na dół rozdzielić obowiązki między ludzi, których zatrudniła. Większość z nich siedziała na gołej podłodze nie robiąc nic, skoro nie dostali wyraźnego zakresu obowiązków. Houston natychmiast sobie przypomniała, że panna Jones zawsze radziła przyjmowanie doświadczonych służących.

Rankiem następnego dnia siedem pokojówek sprzątało, czterech lokajów znosiło meble ze strychu, a trzy dziewczyny pomagały pani Murchison w kuchni. Poza domem miała stangreta, dwóch chłopców stajennych i czterech młodych, silnych chłopaków do pomocy w ogrodzie. Przedstawiając ich państwu Nakazona, którzy nie znali angielskiego, poleciła, by kierowali pracą chłopców. Nagle zobaczyła w oknie na piętrze twarz lana.

Rano Susan poinformowała ją, że po wyjściu weselnych gości Rafę Taggert urządził tu straszną bójkę, Ian przechwalał się, że nienawidzi swojego kuzyna Kane’a i nie chce mieszkać w jego domu. Rafę powiedział, że nie ma się co chwalić, bo nikt go tu nie zapraszał, Ian na to, że owszem, Houston go zapraszała, ale woli umrzeć niż z tego skorzystać. W tym momencie rozpoczęła się bójka i Rafę, jako potężniejszy, wygrał ją. Powiedział, że Ian ma tu zostać i korzystać ze wszystkiego, co dają pieniądze, i że dopilnuje tego, nawet jeśli miałby go bić codziennie do końca życia. I znajdzie go, gdyby chciał uciec. Więc przez ostatnie dni Ian siedział jak więzień w pokoju, w którym Houston go zostawiła. Tylko pani Murchison go widuje, donosząc jedzenie i książki.

– Książki? – zainteresowała się Houston.

– Chyba je bardzo lubi – powiedziała Susan. – Pani Murchison mówi, że to niezdrowo dla niego, tak cały dzień siedzieć i czytać. Powinien wyjść i pograć z chłopakami w baseball.

Teraz, gdy załatwiła większość spraw z innymi ludźmi, mogła pomyśleć o lanie. Jeżeli ma mieszkać z nimi, musi być członkiem rodziny.

Zapukała do jego drzwi i po kilku minutach pozwolił jej wejść. Po jego zaczerwienionej twarzy, poznała, że coś ukrywał. Po chwili zobaczyła książki wystające spod poduszki.

– Wróciłaś – stwierdził oskarżycielskim tonem.

– Wróciliśmy wczoraj – odpowiedziała pewna, że o tym wie. – Podoba ci się twój pokój?

Duży jasny pokój był dwa razy większy od chatki Taggertów w górniczej osadzie, ale nie było w nim żadnych mebli prócz łóżka okrytego brudnym kocem – znak, że Ian leżał na nim przez kilka dni.

– W porządku – mruknął, patrząc na czubki swych roboczych butów.

Duma Taggertów, pomyślała.

– Ian, czy mógłbyś mi pomóc po południu? Wynajęłam czterech ludzi do ustawiania mebli, ale chyba potrzebuję kogoś, kto by to nadzorował, pilnował, żeby nie poobijali przy znoszeniu i tak dalej. Mógłbyś pomóc?

Zawahał się, ale się zgodził.

Ciekawa była, jak się wywiąże z tego zadania, ale okazało się, że nadzwyczaj dobrze. Był uważny i bardzo opanowany. Tylko na początku okazywał zdenerwowanie. Po pewnym czasie Houston musiała tylko wskazywać, gdzie co ma stać. Patrzyła ze zdumieniem, jak zręcznie kieruje olbrzymie biurko po schodach, gdy usłyszała za sobą głos Edana.

– Kane też taki był. Tacy osobnicy nigdy nie są dziećmi. Ci ludzie to wyczuwają, dlatego słuchają smarkacza.

– Czy umiesz grać w baseball?

– Jasne, że tak. – Edanowi rozbłysły oczy. – A co, zakładasz drużynę?

– Prawie już mam zawodników. Muszę chyba zadzwonić do sklepu sportowego Vaughna i zamówić sprzęt. Myślisz, że ja mogłabym się nauczyć odbijać piłkę tym kijem?

– Wiesz, Houston – powiedział, kierując się z powrotem do gabinetu Kane’a – myślę, że ty nauczyłabyś się wszystkiego, do czego byś się zabrała.

– Kolacja o siódmej – zawołała za nim. -1 przebieramy się do kolacji.

Posiłek przebiegł bardzo miło, a dzięki temu, że Edan był bardzo spokojny i cierpliwy, złość chłopaka zaczęła przechodzić.

Jednak następnego dnia było inaczej. Kiedy nadszedł czas na kolację, Houston przebrała się w seledynową sukienkę z różową kameą przy talii. Nie widziała Kane’a od momentu jego powrotu po południu i wiedziała, że nie przebrał się z roboczego ubrania, które nosił w podróży. Nie chciała się z nim kłócić. Trudno, będzie jedynym mężczyzną przy stole w brudnym płóciennym ubraniu. Edan, bardzo przystojny w ciemnym wieczorowym garniturze, czekał na nią u szczytu stołu, a Ian, w troszkę tylko za dużym ubraniu Kane’a, stał w holu.

Houston bez słowa oparła się na ramieniu Edana, który tylko na to czekał, a sama wyciągnęła drugie ramię do lana. Dłuższą chwilę nie ruszał się, ale ponieważ była równie uparta jak on, w końcu podszedł i wziął ją pod rękę.

Schody były wystarczająco szerokie dla całej trójki.

– Ian – zaczęła Houston – bardzo ci dziękuję za pomoc w tych ostatnich dniach.

– Muszę zarobić na swoje utrzymanie – mruknął, nie patrząc na nią; wydawał się zawstydzony, ale zadowolony z podziękowania.

– Gdzie, do diabła, wszyscy się podziewają? – krzyczał Kane z dołu. Zobaczył ich. – Wybieracie się gdzieś? Edan, jesteś mi potrzebny. – Mówiąc to patrzył wyłącznie na Houston. Tamci dwaj mogli dla niego nie istnieć.

– Schodzimy na kolację – oświadczyła Houston, mocno trzymając ramię lana, który próbował je wyrwać, gdy Kane się pojawił. – Zjesz z nami?

– Ktoś tu musi zarabiać na życie – prychnął i zawrócił na pięcie do swego biura.

Podczas kolacji, gdy przynoszono kolejne dania, Houston wypytywała lana o to, co czyta. Nie poruszano tego tematu poprzedniego wieczoru.

Ian omal nie zadławił się sztuką mięsa. Wuj Rafę i Sherwin zachęcali go do czytania, ale nauczył się z tym kryć, żeby nie mówiono o nim „laluś”.

– Mark Twain – odpowiedział z trudem na pytanie zadane przez Houston.

– Dobrze – powiedziała Houston. – Jutro załatwię ci nauczyciela, który będzie tu przychodził dawać ci lekcje. To chyba lepsze, niż posłać cię do szkoły, bo byłbyś znacznie większy od innych dzieci. A poza tyra, wolę cię mieć przy sobie.

Ian wpatrywał się w nią przez chwilę.

– Nie idę do żadnej szkoły, żeby się ze mnie śmiali i przezywali. Wrócę do kopalni i…

– Zgadzam się z tobą – przerwała mu Houston. – Jutro pójdziesz do przymiarki własnych ubrań. O, sorbet. Myślę, że będzie ci smakował.

Edan śmiał się z miny lana.

– Poddaj się, chłopie. Z tą panią nikt nie wygra.

– Z wyjątkiem jego – powiedział Ian.

– Zwłaszcza on musiał ustąpić – przekonywał Edan.

Zaczynali właśnie deser, gdy przyszedł Kane. Houston namówiła lana, żeby opowiedział im Przygody Hucka, ale na widok gospodarza przerwał i wbił wzrok w talerz.

– Dużo czasu zajmuje to jedzenie – powiedział Kane, kładąc nogę na sąsiednim krześle i sięgając po garść winogron z kompozycji stojącej na środku stołu. Houston posłała mu takie spojrzenie, że natychmiast usiadł porządnie. Skinęła na lokaja, który podał mu nakrycie i nałożył na talerz. Do szarlotki polewanej czekoladą zabrał się z takim zapałem, że reszta zaczęła mu się przyglądać. Kane odłożył łyżkę i przez moment wydawało się, że chce uciec z pokoju.

Houston zwolniła dla niego miejsce u szczytu stołu, ale Kane siadł obok Edana. Gdy Houston przechwyciła jego spojrzenie, wzięła do ręki widelczyk, a on zaczął ją naśladować, starając się, żeby wyglądało to w miarę elegancko. Aby znów zacząć jakąś rozmowę, zaczęła opowiadać, jak zapędziła ogrodników do roboty i jak chętnie japońska rodzina przyjęła pomoc.

Kane opowiedział, gdzie poznał Nakazonów, a Edan dodał historię roślin przywożonych z całego świata, Ian spytał, co to za drzewo za oknem. Było trochę sztywno, ale już przypominało towarzyską konwersację i było przyjemne.

Po skończonym posiłku wszyscy odeszli od stołu uśmiechnięci. Kane i Edan wrócili do pracy, a Ian i Houston poszli do małej bawialni. Houston wyszywała poduszkę, Ian czytał. Udało jej się go namówić, żeby czytał głośno. Miał dobry głos i dobrze interpretował dialogi. Edan zajrzał do nich na chwilę.

Kiedy przyszła pora pójścia do łóżek, Houston poszła sama, a Kane siedział zamknięty w gabinecie. Spod drzwi sączyła się smuga dymu z cygar. W nocy przyszedł do jej łóżka, przytulił ją do swego dużego, ciepłego ciała i natychmiast zasnął.

Obudziło ją cudowne uczucie. Ręka Kane’a wędrowała po jej ciele, dotykając nóg i bioder, a gdy odwróciła głowę, poczuła na policzku jego usta. Powoli, delikatnie zaczęli się kochać.

Dopiero gdy ochłonęła, otworzyła oczy.

– Chcesz się upewnić, czy to twój mąż? – spytał Kane, uśmiechając się do niej. – Któż inny mógłby to być o tak wczesnej porze?

– Skąd mogę wiedzieć, jacy są inni? Mam się przekonać? – zażartowała.

Zmarszczył się. Zarzuciła mu ręce na szyję i mocno się przytuliła.

– Żartowałam. Nie mam ochoty na innego mężczyznę.

Oderwał się od niej.

– Muszę iść do pracy, żeby zarabiać na tę armię, którą zatrudniłaś.

Leżała w łóżku obserwując go, póki nie zniknął w łazience. Myślała o tym, że Kane wciąż jeszcze ją zaskakuje.

Nie miała jednak czasu dłużej rozmyślać, gdyż rozległo się pukanie do drzwi.

– Panno Houston – powiedziała Susan. – Na dole czeka panna Jean Taggert z ojcem i wszystkimi rzeczami na wozie i chcą z panią rozmawiać.

– Zaraz będę na dole – zawołała, wstając niechętnie. Żałowała, że Kane’a już tu nie ma.

Zeszła na dół i zaprowadziła Jean do małej bawialni.

– Tak się cieszę, że przyjęłaś moją propozycję – zaczęła. – Bardzo potrzebuję gospodyni.

Jean pomachała ręką.

– Nie musisz dalej kłamać. Dobrze wiem, dlaczego proponujesz mi tę pracę, a ty wiesz lepiej ode mnie, że będziesz mnie musiała wszystkiego uczyć i będę ci tylko zawadą. Ale wydostanie rodziny z kolonii górniczej jest dla mnie ważniejsze niż moja duma. Rafę zaszantażował lana, żeby zgodził się wyjechać, a mój ojciec to samo zrobił ze mną. Przyjechałam prosić o jeszcze większą łaskę. Będę dla ciebie pracować do upadłego, jeśli pozwolisz mi tu mieszkać z ojcem.

– Oczywiście – powiedziała szybko Houston. – Jean, jesteś rodziną, nie musisz pracować. Jesteś gościem i jedynym twoim obowiązkiem jest miło spędzać czas.

Jean uśmiechnęła się.

– Oszalałabym po dwóch tygodniach. Jeśli mój ojciec może tu zostać, to i ja zostanę.

– Pod warunkiem, że będziesz z nami siedziała przy stole. To duży stół i prawie pusty. A teraz chciałabym poznać twojego ojca.

Kiedy zobaczyła Sherwina Taggerta, wiedziała od razu, dlaczego Jean tak bardzo chciała wydostać go z kopalni. Sherwin umierał. Jean na pewno o tym wiedziała i on również, ale żadne z nich nie chciało o tym mówić.

Sherwin był bardzo miłym, delikatnym człowiekiem i po chwili cała służba dbała o to, żeby mu było wygodnie. Było trochę sporów, gdzie umieścić starszego pana, ale Jean zdecydowała, że najlepiej w pokojach gospodyni, z których można wyjść do ogrodu, a schody prowadzące na górę wychodzą tuż obok pokoju, który wybrała dla siebie.

Podczas obiadu Kane został w swoim gabinecie, ale Edan dołączył do rosnącej grupy stołowników. Ian wyraźnie się rozluźnił, gdy zobaczył wuja i Jean, więc posiłek upłynął bardzo przyjemnie. Sherwin opowiedział właśnie zabawną historyjkę z kopalni i kiedy wszyscy się zaśmiewali, wszedł Kane. Houston przedstawiła go krewnym, a on zaczął się rozglądać za miejscem. Ponieważ Jean siedziała obok Edana, stał przez moment, aż Houston skinęła na lokaja, żeby podsunął mu krzesło u szczytu stołu.

Przez cały posiłek Kane siedział spokojnie, niewiele się odzywając, tylko obserwując wszystkich, a zwłaszcza Houston. Jadła powoli, przedłużając posiłek, aby Kane miał dużo czasu na to, żeby zobaczyć, którego widelca powinien użyć.

Pod koniec posiłku Houston zwróciła się do lana:

– Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Wczoraj wysłałam telegram do przyjaciela mojego ojca z Denver i spytałam, czy chciałby przyjechać do Chandler i być twoim nauczycielem. Pan Chesterton to brytyjski podróżnik. Był na całym świecie, nad Nilem, pod piramidami, w Tybecie. Nie wiem, czy jest takie miejsce, którego nie widział. Dziś rano zgodził się przyjechać. Będzie wspaniałym nauczycielem, nie sądzisz?

Ian patrzył na nią.

– Afryka? – zapytał w końcu.

– Między innymi. – Odsunęła krzesło. – A teraz, kto chciałby zagrać w baseball? Mam sprzęt, boisko narysowane kredą na północnym trawniku. Mam też książkę z instrukcjami. Niestety, nie rozumiem z tego ani słowa.

– Myślę, że Ian mógłby pokazać jakieś podstawy – powiedział Sherwin i oczy mu rozbłysły. – I chyba Edan też zna jakieś reguły.

– Pójdziesz z nami, Edan? – spytała Houston.

– Z przyjemnością.

– A ty, Jean?

– Ponieważ nie mam pojęcia, jak prowadzić taki dom, mogę równie dobrze być bezużyteczna na boisku.

– A Kane? – zapytała męża, który już odłączał się od grupy.

– Mam trochę pracy i potrzebuję twojej pomocy, Edan.

– No to wykluczcie mnie z gry – powiedział Edan wstając. – Do zobaczenia przy kolacji.

W gabinecie Edan obserwował przyjaciela spacerującego po pokoju i wyglądającego przez okno. Zastanawiał się, czy Houston celowo wyznaczyła boisko w pobliżu gabinetu. Dwa razy musiał powtórzyć pytanie, nim Kane odpowiedział.

– Jest naprawdę bardzo ładna, co? – spytał Kane.

– Kto? – Edan udał, że nie rozumie. Przeglądał poranną porcję telegramów i oferty ziemi, fabryk, udziałów, wszystko, co Kane aktualnie sprzedawał czy kupował.

– Houston, oczywiście. Cholera! Patrz na lana. Gra sobie! Ja w jego wieku pracowałem czternaście godzin na dobę.

– On też pracował – przypomniał Edan. – I ja też. I dlatego teraz się bawi. – Rzucił telegramy na biurko. – To wszystko może zaczekać parę godzin. Chcę się nacieszyć słońcem i pomówić o czymś innym, a nie tylko o pieniądzach. – Zatrzymał się przy drzwiach. – Idziesz?

– Nie. – Kane, wpatrzył się w papiery. – Ktoś musi zostać i… – Podniósł wzrok. – Do diabła, tak, idę. Jak daleko można odbić piłkę tym kijem? Założę się o stówę, że pobiję ciebie i całą resztę.

– Zakład! – zgodził się Edan i wyszedł pierwszy.

Kane zasmakował w grze natychmiast. Po trzeciej próbie, ponieważ nikt nie odważył się powiedzieć mu o zasadzie „trzy uderzenia i odpadasz”, uderzył piłkę tak, że poleciała w powietrze i stłukła szybę na pierwszym piętrze. Był z siebie obrzydliwie zadowolony i od tej chwili udzielał wszystkim rad.

Raz Kane i Ian prawie się pobili kijami, ale Houston zdołała ich rozdzielić, nim polała się krew. Ku jej zdumieniu obaj zwrócili się przeciwko niej i kazali pilnować własnego nosa. Wróciła do Sherwina.

– Ian poczuje się teraz jak w domu – stwierdził. – On i Rafę cały czas się kłócili. Bardzo mu brakuje tych dyskusji.

Houston jęknęła.

– Kane także nazywa to dyskusją. Czy nie zrobią sobie krzywdy?

– Myślę, że Kane jest za rozsądny, żeby posunąć się za daleko. Twoja kolej, Houston.

Nie sprawiało jej specjalnej przyjemności uderzanie piłki, która na nią leciała, ale bardzo jej się spodobało, kiedy Kane objął ją i przytulił się, żeby pokazać, jak trzymać kij. Ian krzyknął, że Kane przez te instrukcje daje fory drużynie przeciwnika. Kiedy zaczęli się kłócić, Houston uderzyła piłkę do drugiej bazy.

– Biegnij! – krzyknęła Jean. – Houston, biegnij!

Wystartowała natychmiast i biegła szybko, uniósłszy spódnicę prawie do kolan. Edan stał, śmiejąc się, zachwycony tym widokiem, ale Kane pobiegł przez boisko, złapał piłkę i zaczął biec do Houston. Zobaczyła, że nadbiega i bała się że jeśli na nią wpadnie, nie wytrzyma siły uderzenia. Ze strachu zaczęła biec jeszcze szybciej. Wokół słyszała wołania do Kane’a, żeby przestał, nim zrobi jej krzywdę.

Dogonił ją przy bazie i złapał – upadła twarzą na ziemię. Wyciągnęła jednak rękę i dotknęła mety.

– Zaklepane! – wrzasnął Sherwin.

Kane zerwał się i zaczął krzyczeć na stryja, a Ian, który należał do jego drużyny, dołączył do tych wrzasków. Sherwin stał spokojnie.

Jean pomogła Houston wstać i obejrzała jej obtarcia. Houston popatrzyła z rozrzewnieniem na męża:

– On tak lubi wygrywać!

– Nie mniej niż ty – stwierdziła Jean, przyglądając się olbrzymiemu rozdarciu na spódnicy Houston i jej brudnej twarzy.

Houston dotknęła ramienia męża.

– Kochanie, ponieważ dzisiaj pobiliśmy was haniebnie, może teraz przerwiemy i pójdziemy coś wypić, a wy możecie spróbować rewanżu jutro.

Na chwilę Kane spochmurniał, potem zaśmiał się, wziął ją w ramiona i zakręcił nią.

– W różnym czasie pokonywałem różnych ludzi na Wall Street, ale ciebie, pani, nie pobiję w niczym.

– Przestań się przechwalać i chodźmy coś przekąsić – powiedział Edan. – Odwrócił się do Jean i podał jej ramię. – Mogę?

Obie pary wracały do domu razem. Sherwin i Ian szli za nimi.

Загрузка...