Dom Chandlerów był pięknie położony. Za domem znajdowała się powozownia, a wszystko otaczał wspaniały ogród. Przylegająca do niego z trzech stron weranda obrośnięta była winoroślą. W ciągu wielu lat Opal zrobiła z ogrodu prawdziwe cudo. Wiązy, posadzone zaraz po zbudowaniu domu, były teraz dorosłe i osłaniały gęste trawniki i kwiaty przed wysuszającym słońcem Colorado. Pośród rosnących w kępach kwiatów ukryte były wyłożone żwirem ścieżki, posążki i małe sadzawki. Między domem a powozownia znajdował się ogród kwiatowy, skąd Opal ścinała kwiaty do wazonów do całego domu.
– No dobra – powiedziała Blair, gdy Houston nachyliła się nad krzewem róż w ogrodzie. – Chciałabym wiedzieć, o co chodzi.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
– Kane Taggert.
Houston na moment zatrzymała rękę na róży.
– Widziałam go w sklepie tekstylnym Wilsona, a później powiedział nam dzień dobry.
– Nie mówisz mi wszystkiego.
Houston spojrzała na siostrę.
– Pewnie nie powinnam się była wtrącać, ale pan Taggert wydawał się wściekły, więc chciałam zapobiec kłótni. Niestety, odbyło się to kosztem Mary Alice. – Opowiedziała Blair, jakie niesympatyczne uwagi robiła panna Pendergast.
– Nie podoba mi się, że się z nim zadajesz.
– Mówisz zupełnie jak Leander.
– Tym razem ma rację.
Houston zaśmiała się.
– Może powinnyśmy odnotować ten dzień w Biblii rodzinnej. Blair, przysięgam, że po dzisiejszym wieczorze nie wspomnę już nazwiska Taggert.
– Po dzisiejszym wieczorze?
Houston wyciągnęła z rękawa karteczkę.
– Zobacz tylko – powiedziała z przejęciem. – Przyniósł to posłaniec. Zaprasza mnie na kolację w swoim domu.
– No to co? Przecież wychodzisz gdzieś z Leanderem, prawda?
Houston zignorowała tę uwagę.
– Blair, nie masz pojęcia, jakie poruszenie wywołał ten dom w naszym mieście. Każdy chciał być do niego zaproszony. Ludzie przyjeżdżali z całego stanu, żeby go zobaczyć, ale nikomu się to nie udało. Kiedyś sugerowano nawet Taggertowi, że powinien zaprosić przejeżdżającego przez miasto angielskiego księcia, ale on nawet nie chciał o tym słyszeć. A teraz ja jestem zaproszona.
– Ale przecież miałaś pójść gdzie indziej. Będzie tam gubernator. Na pewno jest to ważniejsze niż oglądanie wnętrza jakiegoś tam domu.
– Nie rozumiesz, co to było. – Houston rozmarzyła się. – Przez kilka lat patrzyliśmy, jak wyładowywano te wszystkie paki z pociągu. Pan Gates twierdzi, że właściciel nie wybudował bocznicy kolejowej do swego domu, bo chciał, aby całe miasto widziało, co się przewozi. Były tam skrzynie z całego świata. Och, Blair, wiem, że to meble! I gobeliny. Pomyśl, gobeliny z Brukseli.
– Houston, nie możesz być jednocześnie w dwóch miejscach naraz. Obiecałaś pójść na to przyjęcie i musisz iść.
Houston od niechcenia bawiła się różą.
– Kiedy byłyśmy dziećmi, mogłyśmy być w dwóch miejscach naraz.
Dopiero po chwili Blair zrozumiała.
– Chcesz, żebym cię zastąpiła? Mam spędzić wieczór z Leanderem, udając, że go lubię, żebyś ty mogła iść oglądać dom jakiegoś rozpustnego typa?
– Co ty wiesz o Kanie, żeby go nazywać rozpustnym?
– Więc to już Kane, tak? Sądziłam, że go nie znasz?
– Nie zmieniaj tematu. Blair, proszę, zastąp mnie. Ten jeden raz. Poszłabym do Kane’a kiedy indziej, ale boję się, że pan Gates mi nie pozwoli i nie jestem też pewna, czy Leander by się zgodził. Ostatni wyskok przedmałżeński.
– Mówisz o tym ślubie jak o wyroku śmierci. Poza tym Leander poznałby od razu, że to nie ty.
– Na pewno nie, o ile będziesz się odpowiednio zachowywała. To nie jest takie trudne. Wiem, bo w każdą środę gram tę starą kobietę. Musisz tylko być spokojna, nie kłócić się z nim, nie mówić nic o medycynie i chodzić jak dama, a nie pędzić jak do pożaru.
Blair wciąż nie odpowiadała, ale Houston czuła, że siostra mięknie.
– Proszę, proszę cię, Blair. Tak rzadko cię proszę o cokolwiek.
– Poza tym, żebym spędziła kilka miesięcy w domu z naszym ojczymem, którego nie cierpię. I żebym spędziła kilka tygodni z tym zadowolonym z siebie człowiekiem, którego chcesz poślubić.
– Och, błagam, Blair – szepnęła Houston. – Tak bardzo chcę zobaczyć ten dom.
– Tylko dom cię interesuje, nie Taggert?
Wiedziała, że odniosła zwycięstwo. Blair starała się jeszcze ociągać, ale z jakichś sobie tylko znanych powodów była skłonna się zgodzić. Houston miała tylko nadzieję, że nie będzie namawiała Lee, żeby ją zabrał do szpitala.
– Na miłość boską! – powiedziała Houston – byłam na dziesiątkach kolacji i jeszcze mnie żaden gospodarz nie opętał. Poza tym, będą też inni ludzie.
W każdym razie taką miała nadzieję. Nie chciałaby znów zostać przygwożdżona do ściany.
Blair uśmiechnęła się nagle.
– Czy po ślubie będę mogła powiedzieć Leanderowi, że to ze mną spędził wieczór? To warte wszystkich pieniędzy – zobaczyć jego minę.
– Oczywiście, że możesz. Lee ma poczucie humoru i na pewno pozna się na tym żarcie.
– Wątpię, ale przynajmniej ja się będę dobrze bawić.
Houston objęła siostrę.
– Chodźmy się ubierać. Ja włożę coś pasującego do tego domu, a ty musisz się ubrać w niebieską atłasową suknię od Wortha – powiedziała zachęcająco.
Później niezdecydowana Houston przejrzała całą garderobę, żeby znaleźć coś odpowiedniego. W końcu stanęło na brokatowej sukni fiołkoworóżowej i srebrnej z dekoltem karo ozdobionym, podobnie jak dół, gronostajem. Ukryje tę kreację w skórzanej torbie (Blair zawsze chodziła z torbami pełnymi narzędzi medycznych) i przebierze się u Tii.
Nie chciała używać telefonu, żeby jej ktoś nie podsłuchał, więc dała pensa jednemu z małych Randolphów, żeby poszedł do jej przyjaciółki, Tii Mankin. Mieszkała na początku drogi prowadzącej do domu Kane’a. Gdyby ktoś pytał, miała powiedzieć, że jest u niej Blair.
Blair znów zaczęła narzekać, zupełnie jakby Houston ją wysyłała na jakąś ryzykowną wyprawę. Przez dwadzieścia minut jęczała, że ma za mocno zasznurowany gorset, co było nieodzowne, żeby zmieściła się w suknię od Wortha. Jednak kiedy spojrzała w lustro, Houston zobaczyła błysk w jej oku i wiedziała, że siostra jest zadowolona ze swego wyglądu.
Kilka minut, jakie spędziły w bawialni z matką i panem Gatesem, dały Houston sporo radości. W wygodnym ubraniu Blair czuła się prawie jak chłopak i wciąż przeciwstawiała się panu Gatesowi, a kiedy przyszedł Leander, żartowała sobie i z niego. Jego chłód i demonstrowane poczucie wyższości bardzo ją zezłościły, więc była zadowolona, gdy wreszcie mogła ich wszystkich opuścić.
Tia czekała na nią w cieniu drzew koło swego domu i bocznym wejściem wprowadziła ją do swojego pokoju.
– Blair – szepnęła Tia, pomagając Houston ubrać się. – Nie miałam pojęcia, że znasz naszego tajemniczego pana Taggerta. Jak ja bym chciała z tobą tam pójść. Założę się, że Houston też. Tak jej się podoba ten dom. Czy mówiła ci kiedyś o tym, jak?… Chyba lepiej nie będę o tym mówić.
– Może nie powinnaś – przyznała Houston. – A teraz muszę iść. Życz mi szczęścia.
– Opowiedz mi jutro. Chcę wiedzieć o wszystkim, o każdziutkim meblu, podłodze, suficie – powiedziała Tia, sprowadzając przyjaciółkę na dół.
– Opowiem – zawołała Houston, a po chwili wbiegała już na podjazd prowadzący do domu Taggerta. Zła była, że zjawi się pieszo, jak jakiś zbieg czy żebrak, bez powozu, ale nie mogła ryzykować. Kolisty podjazd prowadził na front domu, a wysokie, białe skrzydła otaczały go, jak ramiona, z obu stron. Na dachach widniały barierki i Houston zastanawiała się, czy to znaczy, że urządzono tam tarasy.
Drzwi wejściowe były białe, z dwoma szklanymi panelami i gdy przeglądając się w nich wygładzała suknię, serce jej waliło. Starając się uspokoić, zapukała. Po chwili usłyszała ciężkie kroki odbijające się echem w pustym domu.
Kane Taggert, wciąż w swym roboczym ubraniu, uśmiechnął się otwierając jej drzwi.
– Mam nadzieję, że nie jestem za wcześnie – powiedziała Houston, starając się patrzeć wprost na niego i nie rozglądać się po otoczeniu.
– Akurat. Kolacja gotowa.
Cofnął się i Houston po raz pierwszy zobaczyła wnętrze domu.
Z obu stron pomieszczenia schodziły cudowne, szerokie schody, otoczone kutą żelazną barierką. Schody opierały się na białych kolumnach, których ozdobne zwieńczenia przechodziły w wysoki sufit. Wszystko utrzymane było w biało-złotym kolorycie, podkreślonym przez delikatne elektryczne oświetlenie.
– Podoba się pani? – spytał Kane, wyraźnie rozbawiony wyrazem jej twarzy.
Houston zdołała zamknąć rozdziawione z zachwytu usta.
– To najpiękniejsze wnętrze, jakie widziałam – wyszeptała.
Kane puchł z dumy.
– Chce se pani pooglądać, czy zjeść?
– Oglądać – odpowiedziała starając się dojrzeć każdy skrawek holu i klatki schodowej.
– No, to chodźmy – powiedział Kane i natychmiast ruszył. – Ten pokoik to mój gabinet – rzucił, otwierając drzwi do pokoju rozmiarów całego parteru domu Chandlerów. Był wyłożony piękną orzechową boazerią, a na jednej ze ścian Houston zobaczyła marmurowy kominek. Jednak na środku pokoju stało tanie, dębowe biurko, a przy nim dwa stare krzesła kuchenne. Na biurku walało się mnóstwo papierów, z których część spadła na wyłożoną parkietem podłogę. – A to biblioteka.
Nie dając jej czasu na przyglądanie się, zaprowadził ją do obszernego pomieszczenia ze ścianami wyłożonymi drewnem w kolorze złota obstawionego pustymi półkami na książki. Między boazerią znajdowały się kawałki całkiem pustych, otynkowanych ścian.
– Tu idą jakieś tam dywany, alem ich jeszcze nie powiesił – powiedział, gdy wychodzili z pokoju. – A to się nazywa duży salon.
Houston zdołała zaledwie rzucić okiem na duży, biały pokój pozbawiony zupełnie mebli, gdy gospodarz już ją wprowadził do małego saloniku, jadalni, pomalowanej na jasnoseledynowy kolor, po czym skierował się poprzez hol do części służbowej.
– To jest kuchnia – oznajmił zupełnie niepotrzebnie. – Pani siada.
Kiwnął głową w kierunku dużego, dębowego stołu i krzeseł, które musiały pochodzić z tego samego źródła co biurko w gabinecie.
Siadła i zauważyła, że krawędź stołu jest zatłuszczona.
– Pański stół i biurko wydają się kompletem – powiedziała ostrożnie.
– No, zamówiłem to wszystko u Searsa w Roebuck – przyznał, napełniając miski zawartością olbrzymiego gara, stojącego na kuchennym piecu. – Mam jeszcze więcej na górze. Bardzo ładne. Jest jedno krzesło wyścielone czerwonym aksamitem z żółtymi chwaścikami.
– Interesujący mebelek.
Postawił przed nią miskę gulaszu z wielkimi kawałami mięsa pływającymi w tłustym sosie i usiadł.
– Niech pani je, nim ostygnie.
Houston wzięła do ręki łyżkę i zaczęła grzebać w jedzeniu.
– Kto projektował pański dom?
– Taki facet ze wschodu, a co?Podoba się pani, nie?
– Bardzo. Tylko byłam ciekawa.
– Czego? – spytał z pełnymi ustami.
– Dlaczego jest taki pusty? Dlaczego w pokojach nie ma mebli? My, to znaczy mieszkańcy Chandler, widzieliśmy, jak przywożono skrzynie po ukończeniu domu. Byliśmy pewni, że to meble.
Patrzył, jak przesuwa łyżką mięso w talerzu.
– Kupiłem mnóstwo mebli, dywanów, posągów. Nawet wynająłem dwóch ludzi, żeby wszystko pokupowali i teraz to jest na strychu.
– Schowane? Dlaczego? Ma pan taki cudowny dom, a mieszka tu chyba sam, z jednym służącym, i nie ma nawet na czym usiąść. Oprócz tego, oczywiście, co pan kupił u Searsa w Roebuck.
– No, dlatego panią tu zaprosiłem. Je to pani? – Zabrał jej miskę i sam dokończył gulasz.
Houston oparła łokcie na stole i pochyliła się do niego, zafascynowana.
– Dlaczego pan mnie zaprosił?
– Wie pani na pewno, że jestem bogaty, naprawdę bogaty i umiem robić pieniądze. Po pierwszych pięciu milionach to już jest łatwo, ale nie umiem ich wydawać.
– Nie wie pan jak? – zdumiała się Houston.
– No, potrafię złożyć zamówienie u Searsa, ale jeśli idzie o miliony, muszę wynajmować ludzi. Na przykład z tym domem. Spytałem żonę jednego znajomego, kogo powinienem wziąć do zaprojektowania domu. Przyszedł do mojego biura, powiedziałem, że chcę coś wspaniałego i wybudował mi to. Potem wynająłem tych dwóch ludzi, o których pani mówiłem, i kupili meble. Nawet nie widziałem, co. Bo może mojej żonie by się nie spodobało i chciałaby przemeblować, to po co robić to dwa razy.
Houston odsunęła się.
– Nie wiedziałam, że jest pan żonaty.
– Jeszcze nie. Ale już sobie upatrzyłem.
– Gratuluję.
Kane uśmiechnął się do niej.
– Nie mogę mieć w tym domu takiej zwyczajnej kobiety. To musi być prawdziwa, najprawdziwsza dama. Ktoś mi kiedyś powiedział, że prawdziwa dama jest odważna, że będzie walczyć o słuszną sprawę i stanie po stronie przegranego i jeszcze będzie nosić prosto kapelusz na głowie. I prawdziwa dama potrafi zmrozić człowieka spojrzeniem. Ty to dzisiaj zrobiłaś, Houston.
– Przepraszam bardzo.
Odsunął drugą pustą miskę i nachylił się w jej stronę.
– Kiedym wrócił do tego miasta, wszystkie tutejsze baby robiły z siebie idiotki przy mnie. A jak nie zwracałem uwagi, to się zachowywały jak dziwki, bo takie są. Faceci stali z tyłu i się śmiali, niektórzy się wściekali, ale nikt się do mnie nie odezwał. I żadna z nich nie była po prostu miła dla mnie. Tylko pani.
– Ależ na pewno, proszę pana, inne kobiety…
– Żadna nie stanęła za mną, jak pani dzisiaj. A jak pani na mnie spojrzała, kiedym panią dotknął! Zmroziło mnie prawie na śmierć!
– Panie Taggert, sądzę, że powinnam już iść.
Nie podobało jej się, że w tym kierunku zmierza ich rozmowa. Była sama z tym ledwie cywilizowanym człowiekiem i nikt nie wiedział, dokąd poszła.
– Nie może pani jeszcze iść. Mam coś do powiedzenia.
– Może pan mi przysłać list. Naprawdę muszę iść.
– Niech pani pójdzie ze mną na dwór. Mam tam dużo roślin – powiedział błagalnym tonem małego chłopca.
Miała nadzieję, że może to jego „dużo roślin” to jest ogród.
To był ogród: całe akry pachnących, kwitnących krzewów, bylin, róż i drzew.
– Jest równie piękny, jak dom – powiedziała, żałując, że nie może pochodzić po ścieżkach, które widziała w świetle księżyca. – Co jeszcze miał mi pan do powiedzenia? Naprawdę zaraz idę.
– Wie pani, widywałem panią, jak pani była mała. Bawiła się pani z Markiem Fentonem. Oczywiście nigdy mnie pani nie zauważała. Byłem tylko chłopcem stajennym – powiedział zduszonym głosem, ale zaraz się rozluźnił. – Zastanawiałem się, co z pani wyrośnie, bo pani z Chandlerów, i bawiła się z Fentonami i w ogóle. Ale okazała się pani w porządku.
– Dziękuję. – Houston była zaintrygowana. Nie wiedziała, do czego Taggert zmierza.
– Co chcę powiedzieć, to to, że mam trzydzieści cztery lata, więcej pieniędzy, niż potrafię wydać, duży, pusty dom, strych pełen mebli, które trzeba poustawiać, i chciałbym, żeby ktoś mi zatrudnił kucharkę, żebyśmy nie musieli jeść z Edanem tego, co sami ugotujemy. Panno Houston Chandler, potrzebuję żony i postanowiłem, że to będzie pani. – Powiedział z triumfem.
Dopiero po chwili Houston była w stanie się odezwać.
– Ja? – wyszeptała.
– Tak, pani. Myślę, że to pasuje, żeby ktoś z Chandlerów mieszkał w największym domu, jaki w Chandler kiedykolwiek ludzie widzieli, a poza tym kazałem panią prześwietlić. Chodziła pani do różnych ekstra szkół i umie kupować dobre rzeczy. I umie pani wydawać eleganckie przyjęcia, jak kiedyś żona Jaya Goulda. Mogę pani nawet kupić prawdziwe złote talerze, jak pani chce.
Houston nareszcie oprzytomniała. Obróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku wyjścia.
– Chwileczkę! – zawołał, podążając za nią. – A co z datą ślubu?
Zatrzymała się.
– Panie Taggert, powiem panu wyraźnie. Po pierwsze, jestem już zaręczona. Po drugie, nawet gdybym nie była, nic o panu nie wiem. Nie, nie wyjdę za pana, nawet gdyby mnie pan poprosił, jak należy, zamiast ogłaszać dekret. – Znów się odwróciła i ruszyła przed siebie.
– To tego pani chce? Zalecania? Będę pani przysyłać róże codziennie, aż do ślubu.
Znów przystanęła, wzięła głęboki oddech i popatrzyła mu prosto w oczy.
– Nie chcę, żeby pan się do mnie zalecał. A nawet nie wiem, czy chcę jeszcze pana kiedykolwiek widzieć. Przyszłam zobaczyć pański dom i dziękuję za pokazanie mi go. Teraz chcę iść do domu, a jeżeli pan potrzebuje żony, może pan poszukać wśród wolnych kobiet w tym mieście. Jestem pewna, że znajdzie pan, jak to pan nazwał, najprawdziwszą damę. – Z tymi słowami Houston odwróciła się i jeśli nawet nie biegła, to z pewnością nie można było powiedzieć, że szła powoli.
– Cholera! – zaklął Kane i poszedł na górę do domu.
Edan stał na schodach.
– I co?
– Powiedziała nie – stwierdził rozgoryczony Kane. – Chce tego golca Westfielda. I nie wyskakuj mi tu z żadnym „a nie mówiłem?”. Jeszcze nie skończyłem. Będę miał lady Chandler za żonę, zanim wszystko zakończę. Jestem głodny. Chodźmy poszukać czegoś do jedzenia.