O czwartej po południu Houston i Blair siedziały z matką w salonie. Blair czytała pismo medyczne, pozostałe panie szyły, gdy nagle drzwi otwarły się z wielkim hukiem.
– Gdzie ona jest? – grzmiał Duncan Gates, aż zadźwięczał kryształowy żyrandol nad ich głowami. – Gdzie ta latawica? Gdzie ta kusicielka?
Wpadł do pokoju, trzęsąc się ze złości. Złapał Blair za rękę, ściągnął z krzesła i pociągnął do drzwi.
– Panie Gates! – Opal skoczyła na równe nogi. – Co to wszystko znaczy?
– Ta… ta córka szatana spędziła noc z Leanderem, a on, mimo, że jest nieczysta, chce z niej zrobić uczciwą kobietę!
– Co?! – zapytały wszystkie trzy, niepomiernie zdumione.
– Powiedziałem, że Leander mimo to chce się ożenić z tą ladacznicą. – Z tymi słowami prawie wywlókł z domu głośno protestującą Blair.
Houston ciężko usiadła z powrotem. Nie była w stanie pojąć, co się wokół niej dzieje.
– Houston – spytała wreszcie matka – zeszłej nocy zamieniłaś się z Blair, prawda?
Skinęła twierdząco głową i wróciła do szycia, jakby nic się nie wydarzyło. Słońce zaszło, w pokoju ściemniło się, więc służąca włączyła światło, ale matka i córka wciąż siedziały w milczeniu.
Przez głowę Houston przemknęła tylko jedna myśl: To koniec. Wszystko się skończyło.
O północy usłyszały otwieranie drzwi i po chwili Duncan wepchnął do salonu Blair.
– Załatwione – powiedział głosem ochrypłym ze zmęczenia. – Blair i Leander pobiorą się za dwa tygodnie. W niedzielę zapowiedzą to w kościele.
Houston wstała po cichu.
– Córko… – Duncan zwrócił się do niej serdecznie. – Tak mi przykro.
Skinęła tylko głową i skierowała się w stronę schodów.
– Houston – odezwała się Blair. – Proszę…
Houston nie była w stanie współczuć siostrze. Weszła na górę i nie obejrzała się nawet wtedy, gdy usłyszała płacz Blair.
W swoim pokoju wciąż czuła się otępiała. Przez jedną noc zmieniło się całe jej życie. Wszystko stracone. Spojrzała na wiszący na ścianie dyplom Szkoły Młodych Dam panny Jones. Z wściekłością zdjęła go ze ściany i rzuciła na podłogę, ale nie przyniosło jej to żadnej ulgi, chociaż szkło rozprysło się w drobne kawałki.
Rozebrała się; kiedy była już w nocnej koszuli, weszła matka.
– Houston – powiedziała Opal, kładąc rękę na ramieniu córki.
– Idź do niej – odparła. – Blair cię potrzebuje. Jeśli tutaj zostanie i wyjdzie za Leandera, bardzo wiele poświęci.
– Ale ty też. Wiele straciłaś tej nocy.
– Ja straciłam już dawno. Naprawdę, idź do niej. Ze mną wszystko w porządku.
Opal podniosła zniszczony dyplom.
– Chcę cię zobaczyć w łóżku.
Houston posłusznie położyła się do łóżka.
– Zawsze posłuszna, prawda, mamo? Jestem zawsze posłuszna. Jeśli nie rodziców, to słucham Leandera. Zawsze byłam taką grzeczną dziewczynką i co mi z tego przyszło? Jestem najprawdziwszą damą, a moja siostra swoimi majtkami i pocałunkami zdobyła więcej niż ja, chociaż pracowałam na to od pierwszej klasy.
– Houston – prosiła matka.
– Zostaw mnie! – krzyknęła Houston. – Zostaw mnie w spokoju!
Opal wyszła od niej zszokowana.
Niedzielny poranek wstał słoneczny i piękny. Słońce błyszczało nad Ayers Peak, górującym nad zachodnimi wzgórzami Chandler. W mieście znajdowało się wiele kościołów niemalże wszystkich wyznań i większość była pełna.
Słońce nie zdołało jednak stopić chłodu w sercach bliźniaczek Chandler, które szły po obu stronach ojczyma. Ich matkę zaatakowała nagle jakaś tajemnicza przypadłość, z powodu której nie mogła być świadkiem publicznej hańby swych córek.
Leander czekał na nich w ławkach i patrzył w stronę Houston, a kiedy się zbliżyli, wyciągnął do niej rękę.
– Houston – szepnął.
Teraz potrafi nas odróżnić, pomyślała, ale cofnęła rękę, żeby uniknąć jego dotyku.
Duncan niemalże popchnął Blair w kierunku Lee i nareszcie usiedli: Blair obok Leandera, później Duncan i na końcu Houston.
Msza minęła jej błyskawicznie, gdyż Houston wiedziała, że na końcu będą zapowiedzi. Nadeszło to zbyt prędko.
Niestety, nie było dziś wielebnego Thomasa i w jego zastępstwie celebrował mszę wielebny Smithson, który nie był zbyt taktowny.
– A teraz mam zapowiedź – powiedział wesoło. – Wydaje się, że nasz drogi Leander zmienił zamiary co do bliźniaczek i jest teraz zaręczony z Blair. Ja pewnie też miałbym trudności, którą z nich wybrać. Gratulacje, Lee.
Przez moment wszyscy w kościele byli jak porażeni gromem. Później mężczyźni zaczęli chichotać, a kobiety wzdychały zdumione. Wszyscy wstali i ruszyli do wyjścia.
– Houston, musisz mnie wysłuchać – powiedział Lee, łapiąc ją za ramię. – Muszę ci coś wyjaśnić.
– Już wyjaśniłeś – syknęła. – Kiedy mi powiedziałeś, jaka cudowna była Blair i wyraziłeś nadzieję, że księżniczka lodowata już nie powróci. Wtedy wyjaśniłeś. Dzień dobry. – Uśmiechnęła się do przechodnia.
– Cześć, Houston, czy jesteś może Blair? – spytał ktoś.
– Gratulacje, Lee. – Ktoś poklepał go po ramieniu i odszedł, śmiejąc się.
– Houston, chodźmy gdzieś.
– Możesz sobie iść do swojej narzeczonej. – Spojrzała na niego ze złością.
– Houston – błagał Lee. – Proszę.
– Jeżeli nie zabierzesz ręki, zacznę krzyczeć. Już tyle wstydu się przez ciebie najadłam, że jest mi wszystko jedno.
– Leander! – powiedział Duncan. – Blair na ciebie czeka.
Lee niechętnie odwrócił się od Houston, złapał Blair za ramię, wepchnął ją do powoziku i bardzo prędko odjechali.
Gdy tylko została sama, otoczyły ją różne znajome, odgradzając od opiekuńczego Duncana. Były zdumione, zatroskane, niektóre współczujące. Jednak przeważnie wszystkie się dziwiły.
– Houston, co się stało? Myślałam, że ty i Leander byliście tacy szczęśliwi.
– Jak Leander może woleć Blair? Przecież bezustannie się kłócą.
– Kiedy zapadła ta decyzja?
– Czy jest ktoś inny?
– Macie rację, do cholery. Jest – rozległ się za nimi gromki głos. Odwróciły się i ujrzały Kane’a Taggerta.
Nikt w mieście nie słyszał jeszcze, żeby tyle naraz powiedział, a on nigdy chyba nie interesował się tym, co kto robi. Kobiety gapiły się na tego potężnego mężczyznę w skromnym ubraniu, z rozwichrzoną brodą, gdy przedzierał się przez tłum. Najbardziej zdumiona była Houston.
– Przepraszam, że nie zdążyłem na mszę, bo bym siadł koło ciebie – powiedział, gdy doszedł do niej. – Nie bądź taka zdziwiona, słoneczko. Wiem, obiecałem utrzymać naszą tajemnicę trochę dłużej, ale jak już stary Lee zdradził swoją…
– Tajemnicę? – spytała jedna z pań.
Kane objął Houston ramieniem. Stanowili szokującą parę: on kudłaty, nieporządny, ona idealnie elegancka.
– Zerwała zaręczyny z Leanderem, bo wzięła i zakochała się we mnie. Mówię paniom, nie mogła nic na to poradzić.
– A kiedy to się zdarzyło? – jedna z pań odzyskała nagle rezon.
Houston znowu zaczęła oddychać.
– Zaczęło się, kiedy pan Taggert i ja zjedliśmy razem kolację w jego domu – szepnęła, pewna, że później będzie żałowała każdego słowa, ale teraz miło było nie przyznawać, że została zdradzona.
– A co z Leanderem?
– Pocieszyła go kochająca siostra Houston, Blair – oznajmił słodko Kane. – A teraz musimy lecieć. Mam nadzieję, że przyjdziecie panie wszystkie na ślub, podwójny, za dwa tygodnie. – Objął ją lekko w talii i skierował w stronę swojego starego wozu.
Gdy ruszyli, Houston siedziała sztywno na brzegu siedzenia. Kane zatrzymał się dopiero na skraju swej posiadłości. Przed nimi rozpościerał się olbrzymi ogród, a w tle widać było dom. Wyciągnął ręce, żeby pomóc jej zejść.
– Musimy porozmawiać.
Houston była zbyt otępiała, żeby protestować.
– Przyszedłbym do kościoła usiąść koło ciebie, tylko miałem robotę. Ale chyba byłem w samą porę. Jeszcze minuta i te jędze żywcem by cię zjadły.
– Proszę? – Houston nie bardzo słuchała.
Aż do dzisiejszego ranka miała nadzieję, że to był zły sen, z którego się obudzi i okaże się, że wciąż jest zaręczona z Leanderem.
– Słuchasz mnie w ogóle? Co ci jest?
– Nic mi nie jest, nie licząc publicznego upokorzenia. Przepraszam bardzo. Nie chciałam pana obarczać moimi problemami.
– Chyba nic żeś nie słyszała, co mówiłem? Nie słyszałaś, jak mówiłem, że się z tobą żenię? Zaprosiłem wszystkich na podwójne wesele.
– I bardzo panu za to dziękuję. – Houston zdobyła się na uśmiech. – To bardzo uprzejme, że pospieszył mi pan na ratunek. Byłby z pana wspaniały rycerz. A teraz chyba powinnam wracać.
– Jesteś najgłupszą babą, jaką widziałem! Jak za mnie nie wyjdziesz, to co będziesz robiła? Myślisz, że ktoś z tak zwanego towarzystwa cię weźmie? Boją się całego klanu Westfieldów. Myślisz, że Marc Fenton cię zechce?
– Marc Fenton? – spytała zdumiona. – Dlaczego Marc miałby, jak pan to ujął, mnie zechcieć?
– Tak się tylko zastanawiałem. – Podszedł bliżej. – A czemu nie chcesz za mnie wyjść? Jestem bogaty, mam dużą chałupę, ciebie właśnie wyrolowali i nie masz nic innego.
Popatrzyła na niego w górę i choć trochę się czuła nieswojo z powodu jego rozmiarów, właściwie się go nie bała. Nagle przestała myśleć o Blair i Leanderze.
– Bo cię nie kocham – powiedziała stanowczo. – I nic o tobie nie wiem. Równie dobrze mogłeś być dziesięć razy żonaty i pozamykać wszystkie żony w piwnicy. Wygląda, że byłbyś do tego zdolny – dodała, patrząc z odrazą na jego owłosioną twarz i grubą koszulę rozdartą na ramieniu.
Przez długą chwilę Kane stał z rozdziawioną gębą i patrzył na nią zdumiony.
– Więc tak o mnie myślisz? – Podszedł jeszcze bliżej. – Posłuchaj, paniusiu. Nie miałem nawet czasu, żeby się ożenić. Od chwili, kiedy miałem osiemnaście lat i Fenton wywalił mnie na zbitą mordę, robiłem pieniądze. Były trzy lata, kiedy prawie nie spałem. A ty mi tu opowiadasz, że mogłem mieć czas na dziesięć żon!
– Może się pomyliłam – powiedziała, uśmiechając się ostrożnie.
Kane nie poruszył się.
– Wiesz, że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widziałem?
Objął ją jedną ręką przez plecy, przyciągnął do siebie, drugą rękę wsunął w jej starannie upiętą koafiurę i pocałował ją.
Całowała się z Leanderem setki razy. Był taki znany, bliski, lecz pocałunek Kane’a to było coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczyła. Nie był to subtelny pocałunek dżentelmena i damy; raczej taki, jaki jej zdaniem pasował bardziej do chłopca stajennego.
Puścił ją tak nagle, że omal się nie przewróciła; przez moment patrzyli na siebie.
– Pani, jeżeli tak mnie całujesz, chociaż niby kochasz tego Westfielda, to mogę żyć i bez twojej miłości.
Houston nic nie powiedziała. Ujął ją pod łokieć.
– Teraz cię odwiozę i możesz zacząć planować nasze wesele. Kup sobie, co tam potrzebujesz. Przekażę jakieś pieniądze w banku na ciebie. Chcę mnóstwo kwiatów na wesele, więc załatw, żeby tu przysłali. Może być z Kalifornii, jeżeli chcesz, albo zobacz, co mam tu w oranżerii. I ślub będzie w moim domu. Na strychu są krzesła. Niech wszystkie baby z miasta przyjdą.
– Zaraz! Proszę! – powiedziała, upinając włosy, gdy ją poganiał. – Jeszcze się nie zgodziłam. Proszę, niech mi pan da trochę czasu. Jeszcze nie doszłam do siebie po utracie narzeczonego. – Położyła mu rękę na ramieniu, poczuła grę mięśni pod grubą koszulą.
Uniósł jej rękę i przez moment pomyślała, że chce ją pocałować.
– Kupię ci pierścionek. Co lubisz? Brylanty? Szmaragdy? Jak się nazywają te niebieskie?
– Szafiry – odpowiedziała automatycznie. – Proszę mi nie kupować pierścionka. Małżeństwo jest na całe życie. Nie mogę się zbyt spieszyć.
– Nie spiesz się. Masz całe dwa tygodnie, żeby się oswoić z myślą, że będziesz moją żoną.
– Czy pan nigdy nie słucha, co mówią inni? – spytała załamana.
Uśmiechnął się.
– Nie, nigdy. Dlatego się wzbogaciłem. Jak widziałem coś, co chciałem, to zdobywałem.
– A ja jestem następna na liście? – spytała cicho.
– Na samej górze. Dokładnie tak wysoko, jak dom z mieszkaniem w Nowym Jorku, jaki ma Vanderbilt, a ja go chcę. Teraz zawiozę cię do domu, żebyś mogła o mnie powiedzieć rodzinie i wstawić mnie na miejsce Westfielda. Będzie żałował. Też będzie miał jedną z Chandlerek, ale ja będę miał damę.
Pociągnął za lejce tak nagle, że aż podskoczyła na siedzeniu. Przed drzwiami jej domu wyskoczył z wozu, prawie ją wyciągnął i postawił na ziemi.
– Muszę wracać. Powiesz o mnie rodzicom, tak? Jutro ci przyślę pierścionek. Jak czegoś potrzebujesz, daj znać Edanowi albo mnie. Spróbuje jutro się z tobą zobaczyć. – Spojrzał przez ramię na jej dom. – Muszę jechać – powiedział i wskoczył do wozu.
W domu czekali na nią Duncan i Opal. Matka z zaczerwienionymi od płaczu oczami, Duncan – spacerując po pokoju.
Houston spróbowała wziąć się w garść, zanim weszła do salonu.
– Dzień dobry, mamo. Panie Gates…
– Gdzieżeś ty była? – syknął Duncan.
– Och, Houston. – Opal zapłakała. – Nie musisz za niego wychodzić. Znajdziesz kogoś innego. To, że Leander popełnił błąd, nie znaczy, że i ty masz to zrobić.
– Zawsze byłaś taka zrównoważona – rzekł Duncan. – To Blair nie miała za grosz rozsądku i pakowała się we wszelkie możliwe kłopoty. Ty, jak na dziewczynę, byłaś niezwykle rozsądna. Miałaś wyjść za Leandera i…
– On już nie chce się ze mną ożenić – zauważyła.
– Ale Kane Taggert chce. – Opal załkała i skryła twarz w mokrej chusteczce.
Houston postanowiła bronić Kane’a.
– Na miłość boską, co zrobił ten człowiek, że zasłużył na taką wrogość? Nie zgodziłam się go poślubić, ale właśnie się zastanawiam, dlaczego nie miałabym tego zrobić.
Opal zerwała się z fotela; podbiegła do córki.
– Jest potworem. Popatrz tylko na niego. Nie możesz żyć z takim cuchnącym niedźwiedziem. Wszyscy przyjaciele cię opuszczą. I opowiadają o nim takie okropne historie.
– Opal! – Duncan powstrzymał ją. Posłusznie wróciła na swoje miejsce, ale dalej popłakiwała. – Houston, rozmawiam z tobą jak z mężczyzną. Nie obchodzi mnie, że ten człowiek w życiu się nie kąpał, chociaż stać go na wannę. Ale są pewne sprawy. – Spojrzał na nią twardo… – Powiadają, że aby zdobyć swoją fortunę, Taggert kazał zabić dwóch ludzi…
– Zabić? – szepnęła Houston. – Gdzie pan to słyszał?
– Wszystko jedno, gdzie.
– Nie wszystko jedno! – krzyknęła. – Nie rozumiecie? Kobiety były wściekłe, że je zignorował, więc wymyślały różne historie. Dlaczegóż mężczyźni mieliby być inni? Leander opowiadał mi o ludziach, którzy próbowali sprzedać panu Taggertowi wyeksploatowaną kopalnię złota. Może jeden z nich rozpuścił te plotki.
– To, co słyszałem, pochodzi z bardzo wiarygodnego źródła – stwierdził Duncan ponuro.
Houston przez chwilę milczała.
– Jakub Fenton – powiedziała cicho, a wyraz twarzy Duncana potwierdził, że ma rację. – Podobno – ciągnęła – pan Taggert odważył się zalecać do ukochanej córeczki Jakuba Fentona, Pameli. Pamiętam, jak ludzie opowiadali, kiedy byłam mała, że ojciec okropnie ją psuje. Oczywiście, że znienawidził mężczyznę, który niegdyś był jego stajennym, a potem miał czelność chcieć poślubić jego rozpuszczoną córeczkę.
– Uważasz, że Fenton kłamie? – oburzył się Duncan. – Wierzysz temu nowemu przybyszowi bardziej niż komuś, kogo znasz całe życie?
– Jeżeli wyjdę za Kane’a Taggerta, powtarzam, jeżeli to zrobię, to będę mu wierzyła bardziej niż Fentonom. A teraz, jeśli pozwolicie, pójdę się położyć, bo poczułam się bardzo zmęczona.
Wyszła z salonu udając znacznie większą pewność siebie, niż odczuwała. W swoim pokoju rzuciła się zaraz na łóżko.
Wyjść za Kane’a Taggerta? Poślubić kogoś, kto mówił i zachowywał się jak najgorszy ulicznik? Wyjść za mężczyznę, który traktował ją bez odrobiny szacunku, wrzucał ją na wóz i wyciągał jak worek kartofli? Który całował ją jak pomywaczkę?
Usiadła na łóżku.
– Wyjść za kogoś, kto całuje mnie tak, że, jak mówi Blair, przed oczami wszystko staje się czerwone w złote i srebrne plamki? – powiedziała głośno. – Mogłabym to zrobić – szepnęła, oparła się o wezgłowie łóżka i po raz pierwszy zaczęła rozważać możliwość zostania żoną Kane’a Taggerta.