Kane nie patrzył na nią, gdy wyjeżdżali z osady. Trzymał mocno lejce i skupił uwagę na drodze.
Houston patrzyła tylko na niego. Złościło ją, że ma tak mało szacunku dla siebie i kocha człowieka, który ją wykorzystał, ale nic nie mogła na to poradzić.
U stóp wzgórza, zanim boczna droga łączyła się z główną, Kane zatrzymał wóz. Horyzont wydawał się płonąć, oświetlony różowym i pomarańczowym blaskiem zachodzącego słońca. Górskie powietrze robiło się chłodniejsze, wokół pachniało szałwią. Droga srebrzyła się popiołem, a łagodny wietrzyk unosił pyłki nasion.
– Dlaczego się zatrzymujemy? – spytała, gdy podszedł do niej i uniósł ramiona.
– Ponieważ, kochanie – powiedział, ściągając ją z powozu – nie mogę się już doczekać, żeby się z tobą kochać.
– Kane – zaprotestowała – nie możemy się tu zatrzymać. Ktoś może nadjechać.
Nie zdołała już nic więcej powiedzieć, bo trzymał ją w ramionach tuż przy sobie i czuła, jak mąż głaszcze jej plecy. Dotknął delikatnie jej policzka.
– Tęskniłem za tobą, kotku – wyszeptał. – Strasznie tęskniłem.
Po chwili przestał już być taki delikatny i jego spragnione usta z całej siły kruszyły jej wargi. Jej ciało topniało, przylegając dokładnie do niego.
Po chwili odsunął ją – zobaczył w jej oczach pragnienie. Podszedł do powozu i odczepił kawałek plandeki. Położył ją na ziemi, za krzakami jałowca, i wyciągnął rękę do żony.
Powoli szła w jego stronę, myśląc tylko o tym, co ją za chwilę czeka. Ręce mu drżały, kiedy rozpinał drobne guziczki przy jej sukni.
– Myślałem o tym od dawna – powiedział miękko. Wieczorne światło rzucało cień rzęs na jego twarz. Wydawał się młodszy, delikatniejszy. – Pytałaś mnie kiedyś o inne kobiety. Chyba ani razu nie pomyślałem o kobiecie, jak wyszedłem z jej łóżka, a właściwie nie myślałem nawet będąc w łóżku. A najgorsze, do diabła, jest to, że nigdy nie powiedziałem żadnej kobiecie tego wszystkiego, co tobie przez ostatnie miesiące. Jesteś damą czy czarownicą?
Wsunął rękę pod jej sukienkę, a kiedy dotknął jej piersi, ogarnęło ją dziwne gorąco. Objęła go za szyję.
– Jestem czarownicą, która cię kocha.
Ścisnął ją tak mocno, że o mało nie pękły jej żebra. Nic już więcej nie mówiąc, zaczęli wzajemnie ściągać z siebie ubrania i tylko czasem słychać było rozdzieranie materiału, kiedy oporny guzik nie chciał przejść przez dziurkę.
Houston nie zdążyła zdjąć pończoch ani pantofli na obcasie, kiedy jego usta zaczęły okrywać ją całą pocałunkami, aż w końcu nakrył ją całym ciałem. Przyciągnął ją tak mocno, że stali się jedną osobą.
– Jeżeli będziesz krzyczeć, możemy mieć niechcianych gości.
Nie miała pojęcia, o czym mówił. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak długo tu są. Widziała tylko jego ciało nad sobą. Wilgotne włosy przykleiły jej się do twarzy, zwisały na plecach mokre, poskręcane. Długo hamowane pragnienie, groźba utraty kochanego mężczyzny sprawiły, że była nienasycona. Kiedy nareszcie, po ostatnim wspólnym paroksyzmie, odetchnęli, zasnęli na chwilę – dwa splątane ciała jakby znajdowały się w jednej skórze.
Kane uniósł się, nasunął na siebie i Houston część plandeki i przykrył ramiona Houston swoją kurtką. Popatrzył na śpiącą żonę i odgarnął z jej twarzy mokre włosy.
– Kto by pomyślał, że taka dama, jak ty… – szepnął i ułożył jej głowę na swoim ramieniu.
Houston obudziła się po godzinie, gdy ręka Kane’a wędrowała w górę i w dół po jej ciele. Uśmiechnęła się marzycielsko.
– Mam wszystko, czego mężczyzna może chcieć – powiedział, kładąc się na boku. – Trzymam w ramionach nagą kobietę, która się do mnie uśmiecha. – Wsunął potężne udo między jej nogi. – Hej, damulko, chcesz się pokotłować z chłopakiem stajennym?
Otarła się o niego biodrami.
– Tylko jeżeli jest bardzo delikatny i Hie wystraszy mnie swoim barbarzyńskim zachowaniem.
Kane chrząknął.
– Kiedy mężczyzna czegoś chce, używa strzelby albo noża, ale broń, której ty używasz, przeraża mnie śmiertelnie.
– Wyglądasz na przerażonego – powiedziała, przygryzając leciutko jego ucho.
Tym razem kochali się bez pośpiechu, leniwie, a kiedy skończyli, leżeli spokojnie, aż zasnęli.
W nocy Kane wstał i wyprzągł konie. Kiedy zaspana Houston spytała, co robi, odpowiedział:
– Jak się było stajennym, to zostaje coś na całe życie.
Wrócił na plandekę. Przed świtem obudzili się i zaczęli rozmawiać. Kane leżał na plecach, Houston przytulona do niego. Mówili o tym, jaką przyjemność sprawił dzieciom tymi zabawkami.
– Dlaczego niektórzy z tych chłopców wyglądają jak szopy pracze?
Przez dłuższą chwilę Houston zastanawiała się, o co mu chodzi.
– Pracują w kopalni i nie nauczyli się jeszcze dokładnie wymywać pyłu z oczu.
– Ale przecież niektórzy z nich to prawie niemowlęta, no, niewiele starsi. Niemożliwe, żeby oni…
– Możliwe – odpowiedziała Houston. Milczeli przez chwilę. – Wiesz, co bym chciała zrobić dla wszystkich kopalń, nie tylko tej jednej?
– Co?
– Chciałabym kupić cztery wozy, takie wielkie jak wóz z mlekiem, które podróżowałyby do wszystkich osiedli. W środku byłaby darmowa wypożyczalnia książek. Woźnicami mogliby być bibliotekarze albo nauczyciele, którzy pomagaliby dzieciom i dorosłym wybierać książki.
– Może wynajęlibyśmy ludzi do powożenia? – spytał Kane z błyskiem w oku.
– Więc podoba ei się ten pomysł?
– Wydaje się niezły, a kilka wozów będzie i tak tańszych od wagonu, który kupiłem twojej matce. A tak w ogóle co ona z nim robi?
Houston uśmiechnęła się.
– Mówi, że miałeś dobry pomysł. Kazała go ustawić w ogrodzie za domem i traktuje jak swoją samotnię. Podobno pan Gates był tak wściekły, że nie mógł mówić.
Gdy słońce zupełnie rozświetliło niebo, Kane powiedział, że muszą wracać, nim zacznie się poranny ruch. Przez całą drogę Houston siedziała tuż obok niego, a on kilka razy zatrzymywał się, żeby ją pocałować. Powiedziała sobie, że Fentonowie nic jej nie obchodzą i będzie kochać Kane’a bez względu na to, co zrobi, żeby się zemścić.
W domu wzięli kąpiel w olbrzymiej wannie w łazience Houston, co skończyło się tym, że znacznie więcej wody znajdowało się na podłodze niż w wannie. Kane jednak rozłożył na podłodze dwadzieścia jeden grubych, tureckich ręczników, żeby wchłonęły wodę, a na to położył Houston, żeby się z nią kochać. Właśnie wtedy próbowała wejść pokojówka Susan, ale Kane zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Śmiali się słysząc, jak przerażona dziewczyna ucieka przez sypialnię.
Później zeszli na najpotężniejsze śniadanie, jakie kiedykolwiek zjadły dwie osoby. Pani Murchison przyszła osobiście ich obsługiwać, uśmiechając się z zadowoleniem, że wreszcie się pogodzili.
– Dzieci – powiedziała, wychodząc z pokoju. – W tym domu potrzebne są dzieci.
Kane mało nie zakrztusił się kawą, patrząc na przerażoną Houston. Nie spojrzała na niego, ale uśmiechnęła się i pochyliła nad filiżanką.
Gdy pani Murchison weszła ponownie do pokoju, niosąc ociekające sosem befsztyki, usłyszeli łoskot. Uderzenie, potężne i ponure, wydobywało się jakby spod ich stóp. Szklanki na stole zadzwoniły, a z góry rozległ się dźwięk rozbitego szkła.
Pani Murchison z krzykiem upuściła półmisek.
– Co to jest, do diabła? – krzyknął Kane. – Trzęsienie ziemi?
Houston nie powiedziała ani słowa. Słyszała taki dźwięk raz w życiu, ale kto go słyszał, ten nigdy nie zapomni. Podeszła prosto do telefonu i podniosła słuchawkę.
– Która? – zapytała telefonistkę, nawet się nie przedstawiając.
– Mała Pamela.
Gdy to usłyszała, słuchawka wypadła jej z ręki.
– Houston! – krzyknął Kane, chwytając ją pod pachy. – Tylko mi tu nie zemdlej. Czy to kopalnia?
Jakaś kula’ w gardle nie pozwoliła jej wydobyć głosu. Dlaczego to musiała być moja kopalnia, pomyślała i zobaczyła nagle wszystkie dzieci. Którzy z chłopców, grających wczoraj w baseball, już nie żyją?
Popatrzyła na Kane’a nieprzytomnie.
– Nocna zmiana – szepnęła. – Rafę był na nocnej zmianie.
– Czy to była Mała Pamela? – wyszeptał Kane. – Bardzo źle?
Podszedł jeden z lokajów.
– Proszę pana, kiedy od wybuchu wylatują szyby w mieście, to jest bardzo źle.
Kane przez minutę stał nieruchomo, po czym przystąpił do działania.
– Houston, zbierz z domu wszystkie koce i prześcieradła, zapakuj na wóz i zawieź do kopalni. Ja zaraz się ubieram i jadę tam przed tobą. Ale masz przyjechać jak najszybciej, zrozumiałaś?
– Będą potrzebowali ratowników – powiedział jeden z lokajów.
Kane obrzucił go wzrokiem.
– Więc wyskakuj z tych eleganckich fatałaszków i siadaj na konia! – Odwrócił się do Houston. – Wydostanę Rafe’a żywego czy umarłego. – Pocałował ją szybko i pognał czym prędzej po schodach.
Houston oprzytomniała. Nie mogła odwrócić tego, co się stało, ale mogła pomóc. Zwróciła się do stojących obok niej kobiet.
– Słyszałyście, co pan powiedział? W ciągu dziesięciu minut wszystkie koce i prześcieradła mają być na wozie.
Jedna ze służących powiedziała:
– Mój brat pracuje w Małej Pameli. Czy mogę jechać z panią?
– I ja – dodała Susan. – Już nieraz bandażowałam rozbite głowy.
– Tak – odparła Houston, biegnąc po schodach przebrać się z koronkowego szlafroczka w coś bardziej odpowiedniego. – Każda pomoc będzie potrzebna.