1

Maj, 1892

Houston Chandler przeszła dwie przecznice do swego domu najspokojniej, jak potrafiła, i zatrzymała się przed dwupiętrowym, wiktoriańskim domem z czerwonej cegły, który nazywano w mieście rezydencją Chandlerów. Przygładziła włosy, zrobiła grzeczną minę i weszła po schodach.

Gdy wstawiała parasolkę do porcelanowego stojaka, usłyszała podniesiony głos swego ojczyma.

– Nie będę tolerował takiego języka w moim domu! Uważasz, jak widzę, że skoro nazywasz siebie doktorem, masz prawo do nieprzyzwoitego zachowania! Nie w moim domu! – krzyczał Duncan Gates.

Blair Chandler, tak podobna do siostry bliźniaczki, jak to tylko możliwe, patrzyła na solidnie zbudowanego mężczyznę – był kilka centymetrów niższy od niej.

– Od kiedy jest to twój dom? Mój ojciec…

Houston weszła do salonu i stanęła między siostrą a ojczymem.

– Czy nie czas na obiad? Może już pójdziemy? – Stojąc tyłem do Duncana, patrzyła na siostrę błagalnie.

Blair odwróciła się od nich obojga, wyraźnie rozgniewana. Duncan ujął Houston pod ramię i poprowadził ją do jadalni.

– Mam przynajmniej jedną przyzwoitą córkę.

Skrzywiła się, słysząc często powtarzane zdanie. Nie znosiła, gdy porównywano ją z Blair, zwłaszcza gdy ją chwalono.

Zasiedli przy dużym, mahoniowym stole, z nakryciami z porcelany, kryształowymi kieliszkami i złotymi sztućcami – Duncan u szczytu stołu, Opal Gates po drugiej stronie, a bliźniaczki naprzeciw siebie.

– Można by oczekiwać, że chcesz zrobić przyjemność matce – powiedział Duncan, patrząc na Blair. Postawiono przed nim półmisek z olbrzymią pieczenia. Wziął sztućce do krojenia. – Pewnie jesteś zbyt samolubna, żeby przejmować się jeszcze kimś? Twoja matka już nic dla ciebie nie znaczy?

Blair, z zaciśniętymi zębami, popatrzyła na matkę.

Opal była wyblakłą kopią swoich córek. Jeśli posiadała kiedyś jakąś energię, dawno się wyczerpała albo drzemała głęboko ukryta.

– Mamo – odezwała się Blair – czy chcesz, żebym wróciła do Chandler, wyszła za jakiegoś tłustego bankiera, miała dwanaścioro dzieci i rzuciła medycynę?

Opal spojrzała z miłością na córkę. Nabrała małą porcję oberżyny.

– Chcę, żebyś była szczęśliwa, kochanie, i uważam to za bardzo szlachetne, że chcesz ratować ludziom życie.

Blair spojrzała na ojca triumfalnie.

– Houston zrezygnowała ze swego życia, żeby ci dogodzić. To nie wystarczy? Mnie też chcesz złamać życie?

– Houston! – huknął Duncan, tak mocno zaciskając wielki nóż do krojenia mięsa, aż pobielały mu kostki. – Pozwolisz swojej siostrze wygadywać takie rzeczy?

Patrzyła to na siostrę, to na ojczyma. Nie chciała brać niczyjej strony. Kiedy Blair wróci po weselu do Pensylwanii, ona pozostanie w tym mieście z ojczymem. Ucieszyła się, gdy usłyszała z dołu, że pokojówka zaanonsowała doktora Leandera Westfielda. Wstała prędko.

– Susan – powiedziała do służącej. – Dołóż jeszcze jedno nakrycie.

Leander wszedł do pokoju pewnym, energicznym krokiem. Był wysoki, szczupły, ciemnowłosy i niezwykle przystojny. Miał zielone oczy, dla których można było umrzeć, jak to określiła przyjaciółka Houston. Cechował go ten rodzaj pewności siebie, który sprawiał, że kobiety oglądały się za nim na ulicy. Ukłonił się państwu Gates.

Leander nachylił się nad stołem i pocałował Houston w policzek. Publiczne całowanie kobiety, nawet żony, a tym bardziej narzeczonej, uchodziło za coś oburzającego, ale jemu wybaczano rzeczy, na które nie poważyłby się inny mężczyzna.

– Zjesz z nami obiad? – spytała uprzejmie Houston, wskazując miejsce obok siebie.

– Już jadłem, ale może wypiję filiżankę kawy. Dobry wieczór, Blair – powiedział, siadając naprzeciwko niej.

Blair rzuciła na niego okiem nie przerywając posiłku.

– Blair, odezwij się do Leandera – rozkazał Duncan.

– Nic się nie stało, proszę pana – odpowiedział uprzejmie Leander, spoglądając z zaciekawieniem na Blair. Uśmiechnął się do Houston. – Jesteś dziś piękna jak panna młoda.

– Panna młoda! – parsknęła Blair, poderwała się i omal nie przewróciła krzesła, wybiegając z pokoju.

– Och, ta… – Duncan odłożył widelec, jakby miał zamiar wstać.

Houston zatrzymała go.

– Proszę, nie. Coś ją gnębi. Może tęskni za przyjaciółmi z Pensylwanii? Leander, czy chciałeś porozmawiać ze mną o ślubie? Moglibyśmy wyjść?

– Oczywiście.

Wsiedli do czekającego na nich powoziku, Leander cmoknął na konia i pojechali w kierunku przedmieścia. Górskie powietrze stawało się o tej porze chłodne i Houston wtuliła się w kąt powozu.

– A teraz powiedz mi, co się dzieje – poprosił. Zaciągnął hamulec i przywiązał lejce. – Wydajesz się równie zdenerwowana jak Blair.

Houston zamrugała, by powstrzymać łzy. Dobrze było przebywać z nim sam na sam. Był taki swój, taki pewny. Był oazą spokoju w jej życiu.

– To pan Gates. Zawsze ją denerwuje, mówi, że nawet gdy była dzieckiem, nie nadawała się do niczego i wciąż chce, żeby rzuciła medycynę i pozostała w Chandler. Ach, Lee, on wciąż jej powtarza, jaka ja jestem nadzwyczajna.

– Och, kochanie – powiedział Lee, biorąc ją w ramiona. – Jesteś nadzwyczajna. Jesteś słodka, miła i zgodna.

Odsunęła się.

– Zgodna? Taka oferma?

– Nie. – Lee uśmiechnął się. – Po prostu śliczna, milutka kobietka. Bardzo to piękne, że martwisz się o siostrę, ale przecież Blair musi się liczyć z tym, że będzie krytykowana, gdy zostanie lekarzem.

– Jednak ty nie uważasz, że powinna rzucić medycynę?

– Nie mam pojęcia, co powinna robić twoja siostra. To nie moja sprawa. Ale po co rozmawiamy o Blair? Mamy swoje życie. – Mówiąc to, objął ją i pocałował w ucho.

Nie znosiła takich zalotów, chociaż lubiła mieć go w pobliżu. Tak dobrze go znała. Stanowili parę od czasu, gdy skończyła sześć lat, a on dwanaście. Teraz, gdy miała lat dwadzieścia dwa, spędzała wiele czasu w towarzystwie Leandera Westfielda i wiedziała od dawna, że zostanie panią Westfield. Cała jej edukacja, wszystko, czego się nauczyła, było przygotowaniem do dnia, w którym zostanie żoną Lee. Lecz od kilku miesięcy, gdy wrócił ze studiów w Europie, przy każdym spotkaniu ją całuje, wciska w kąt powozu i gmera przy jej ubraniu. Jedyne, czego wtedy pragnie, to żeby jak najprędzej przestał. On natomiast złości się, nazywa ją lodowatą księżniczką i odwozi do domu.

Mimo pozorów gnuśności Chandler w Colorado było miasteczkiem oświeconym, toteż Houston wiedziała, jak powinna reagować na dotyk Leandera, ale nie odczuwała absolutnie niczego. Wiele razy zapłakiwała się ze zmartwienia. Nie wyobrażała sobie, żeby mogła kogoś kochać bardziej niż jego, a jednak nie podniecał jej jego dotyk.

Wyczuł chyba jej nastrój, bo odsunął się od niej, a w jego oczach widać było złość.

– To już niecałe trzy tygodnie – powiedziała z nadzieją w głosie. – Niedługo będziemy po ślubie i wtedy…

– Właśnie, co wtedy? – Spojrzał na nią bokiem. – Lodowata księżniczka się roztopi?

– Mam nadzieję – szepnęła, przede wszystkim do siebie. – Nikt bardziej niż ja tego nie pragnie.

Milczeli przez chwilę.

– Czy jesteś gotowa na jutrzejsze przyjęcie u gubernatora? – spytał Lee, wyciągając z kieszeni cygaro i zapalając je.

Houston uśmiechnęła się drżąco. Te chwile po tym, jak go odtrącała, były zawsze najgorsze.

– Moja suknia od Wortha czeka gotowa.

– Spodobasz się gubernatorowi, zobaczysz. – Uśmiechnął się do niej, ale wyczuwała sztuczność tego uśmiechu. – Pewnego dnia będę miał u boku najpiękniejszą żonę w całym stanie.

Starała się uspokoić. Przyjęcie u gubernatora to było coś, do czego ją w życiu przygotowywano. Może powinna była pobierać kursy, jak nie być oziębłą żoną. Wiedziała, że niektórzy mężczyźni uważali, że ich żony nie muszą lubić seksu, ale wiedziała też, że Leander był inny i oczekiwał od niej entuzjazmu. Houston wierzyła, że tak będzie, ale wciąż czuła się poirytowana, gdy Leander ją całował.

– Muszę jutro jechać do miasta – powiedział, przerywając tok jej myśli. – Chcesz jechać ze mną?

– Bardzo chętnie! Aha, Blair chce wpaść na pocztę, bo ktoś jej przysłał czasopismo medyczne z Nowego Jorku.

Leander cmoknął na konie, a Houston oparła się o ścianę powozu i zastanawiała się, co też by zrobił, gdyby się dowiedział, że jego milutka, zgodna narzeczona raz w tygodniu robi coś absolutnie nieeleganckiego.


Blair siedziała oparta o wezgłowie łóżka z baldachimem; podwinęła pod siebie kolano, toteż było widać, że nosi szarawary. Jej duży, biało-błękitny pokój znajdował się na drugim piętrze i roztaczał się z niego piękny widok na Ayers Peak. Miała kiedyś pokój piętro niżej, tam gdzie reszta rodziny, ale gdy opuściła Chandler w wieku dwunastu lat, Opal zaszła w ciążę i pan Gates przerobił pokój Blair na pokój dziecinny z łazienką. Opal poroniła, a mały pokoik, pełen lalek i żołnierzyków, kupionych przez Gatesa, stał teraz nie używany.

– Nie rozumiem, dlaczego musimy jechać z Leanderem – powiedziała Blair do Houston, która siedziała wyprostowana na pokrytym brokatem krześle. – Nie widziałam cię kilka lat, a teraz muszę się tobą dzielić.

Houston uśmiechnęła się słabo do siostry.

– To Leander nas poprosił, żeby mu towarzyszyć, a nie odwrotnie. Czasem myślę, że go nie lubisz. Ale czemu? Jest uprzejmy, uważający, ma pozycję w towarzystwie.

– I kompletnie tobą zawładnął! – krzyknęła Blair, zeskakując z łóżka. Przeraziła Houston tym nagłym wybuchem. – Nie rozumiesz, że w szkole pracowałam z takimi kobietami jak ty, tak bardzo nieszczęśliwymi, że wciąż próbowały popełniać samobójstwo?

– Samobójstwo? Blair, nie mam pojęcia, o czym mówisz. Nie mam najmniejszego zamiaru się zabijać.

– Szkoda, że nie widzisz, jak się zmieniłaś – powiedziała cicho Blair. – Tyle się śmiałaś, a teraz jesteś taka przygaszona. Rozumiem, że musiałaś się dostosować do Gatesa, ale dlaczego masz wychodzić za kogoś podobnego do niego?

Houston wstała i położywszy rękę na toaletce z orzecha, automatycznie dotykała srebrnej szczotki do włosów, należącej do Blair.

– Leander nie jest taki jak pan Gates. Naprawdę jest inny. – Popatrzyła na siostrę w dużym lustrze. – Kocham Leandera – powiedziała cicho. – Kocham go od lat i zawsze chciałam wyjść za mąż, mieć rodzinę, dzieci. Nigdy nie chciałam robić czegoś wielkiego i szlachetnego, jak ty. Nie rozumiesz, że jestem szczęśliwa?

– Chciałabym ci wierzyć – powiedziała szczerze Blair – ale coś mi przeszkadza. Może to sposób, w jaki on cię traktuje. Jakbyś już była jego. Gdy jesteście razem, zachowujecie się jak para, która przeżyła z sobą dwadzieścia lat.

– Znamy się od bardzo dawna. – Houston uważnie spojrzała na siostrę. – Czego mam szukać u męża, jeśli nie tego, byśmy do siebie pasowali?

– Wydaje mi się, że najlepsze małżeństwa tworzą ludzie, którzy są dla siebie interesujący. Wy jesteście zbyt podobni. Gdyby Leander był kobietą, byłby idealną damą.

– Tak jak ja – szepnęła Houston. – Ale nie zawsze jestem damą. Robię pewne rzeczy…

– Sadie?

– Skąd wiesz? – spytała.

– Od Meredith. Co powiedziałby twój kochany Leander, gdyby wiedział, że co środę narażasz się na niebezpieczeństwo? I jak chirurg z jego pozycją może mieć żonę kryminalistkę?

– Nie jestem przestępcą. To, co robię, jest dobre dla całego miasta – odpowiedziała z zapałem Houston i ucichła.

Wpinała spinki w elegancki koczek z tyłu głowy. Starannie ułożone loczki otaczały jej czoło pod kapeluszem, ozdobionym niebieskimi piórami.

– Nie wiem, co powiedziałby o tym Leander. Może się nie dowie.

– Ha! Ten rozpuszczony pyszałek zabroni ci brać udział w jakichkolwiek sprawach związanych z górnikami, a ty jesteś tak przyzwyczajona do posłuszeństwa, że zrobisz wszystko, co ci każe.

– Może po ślubie powinnam przestać wcielać się w Sadie. – Westchnęła.

Blair uklękła nagle na dywanie i wzięła siostrę za ręce.

– Martwię się o ciebie. Nie jesteś dziewczyną, z jaką się wychowywałam. Gates i Westfield gaszą w tobie ducha. Gdy byłyśmy dziećmi, lubiłyśmy się bawić w śnieżki z chłopcami, a teraz zachowujesz się tak, jakbyś się bała świata. Nawet jeśli potrafisz zdobyć się na coś tak wspaniałego jak powożenie wozem towarowym, robisz to w sekrecie. Och, Houston.

Przerwała, gdyż rozległo się pukanie do drzwi.

– Panno Houston, przyszedł doktor Leander.

– Dobrze, Susan, zaraz schodzę. – Houston wygładziła spódnicę. – Przykro mi, że tak ci się nie podoba – powiedziała wyniośle – ale sama wiem, co robić. Chcę wyjść za Leandera, ponieważ go kocham. – Z tymi słowami wysunęła się z pokoju i zeszła na dół.

Chciała zapomnieć, co powiedziała Blair, ale nie potrafiła. Powitała Leandera z roztargnieniem, a potem siedziała pochłonięta własnymi myślami, nie bardzo słuchając jego sprzeczki z Blair.

Jako bliźniaczki były sobie bliższe niż zwykłe siostry i Blair naprawdę martwiła się o nią. Ale jakże Houston mogła odrzucić myśl o poślubieniu Leandera? Kiedy miał osiem lat, postanowił zostać lekarzem, chirurgiem, który będzie ludziom ratował życie, a gdy Houston go poznała, miał już lat dwanaście i studiował podręczniki pożyczone od dalekiego kuzyna. Houston zdecydowała, że sprawdzi, jak to jest być żoną lekarza.

Żadne z nich nie odstąpiło od tej decyzji. Lee pojechał studiować medycynę na Harvardzie, a potem w Wiedniu, Houston zaś chodziła do szkół dla panienek w Wirginii i w Szwajcarii.

Houston skrzywiła się, przypominając sobie kłótnię z Blair na temat wyboru szkół.

– Chcesz przestać się kształcić tylko po to, żeby nauczyć się nakrywać stół albo jak wkroczyć do sali dźwigając na sobie dwadzieścia metrów ciężkiego atłasu i nie paść na twarz?

Blair pojechała do słynnej szkoły w Vassar, a potem do medycznej, Houston zaś uczęszczała do Szkoły Młodych Dam panny Jones, gdzie przez kilka lat ćwiczona była we wszystkim, począwszy od układania kwiatów, a skończywszy na przerywaniu kłótni przy stole.

Lee wziął ją pod rękę, pomagając wsiąść do powozu.

– Wyglądasz pięknie jak zwykle – powiedział jej wprost do ucha.

– Lee – spytała Houston – czy uważasz, że jesteśmy dla siebie interesujący?

Z uśmiechem zmierzył wzrokiem jej sylwetkę, przypominającą klepsydrę.

– Houston, uważam, że jesteś fascynująca!

– Nie, chodzi mi o to, czy mamy o czym rozmawiać?

Uniósł brew.

– To cud, że w ogóle potrafię mówić w twoim towarzystwie – odpowiedział, pomagając jej wejść do powoziku, którym jechali do centrum Chandler.

Загрузка...