29

Kane nie widział nigdy takich katastrof. Dotychczas walczył zwykle z jednym człowiekiem, więc nie był przygotowany na widok, jaki go czekał w kopalni. Już z daleka słyszał krzyki kobiet i pomyślał, że nie zapomni ich do końca życia.

Brama do osady była otwarta i nie strzeżona. Kane i jego czterej towarzysze jechali teraz wolno. Kiedy pojawiały się przed ich oczyma wciąż nowe kobiety, niektóre biegając tam i z powrotem, a niektóre po prostu stojąc i płacząc, zsiedli ze swych koni.

Gdy Kane przechodził obok jednej z kobiet, złapała go z całej siły za ramię.

– Zabij mnie! – zaskrzeczała mu prosto w twarz. – On zginął i teraz nie mamy nic! Zupełnie nic!

Wciągnęła go do środka szałasu. Chatka Rafę’a była w porównaniu z tym rezydencją. Pięcioro brudnych dzieci, ubranych w szmaty, tuliło się do siebie. Drobne twarzyczki i duże, smutne oczy świadczyły o ich wygłodzeniu. Nie widział tych dzieci wczoraj, ale nie był w tej części osady, gdzie domy sklecono z tektury i spłaszczonych puszek.

– Zabij nas wszystkich! – błagała kobieta. – Będzie nam lepiej. I tak umrzemy z głodu.

Na desce zastępującej stół leżało pół starego chleba i Kane nie widział w chatce więcej jedzenia.

– Proszę pana – przypomniał lokaj, który wszedł za Kane’em. – Czekają tam na pomoc przy ciałach.

– Tak – powiedział Kane wychodząc. – Co to za ludzie? – spytał.

– Nie stać ich na komorne za domy spółki po dwa dolary za pokój, więc spółka wynajmuje im działki po dolarze za miesiąc i sami budują domki, z czego zdołają.

Wskazał głową na slumsy ze starych puszek, tektury, a nawet zauważył resztki chyba wczorajszych skrzynek od sprzętu sportowego.

– Co się stanie z tą kobietą, jeżeli okaże się, że jej mąż nie żyje?

– Jeśli będzie miała szczęście, spółka wypłaci jej sześciomiesięczną pensję, ale później ona i dzieci będą pozostawione na pastwę losu. Niezależnie od tego, co się stało, właściciele spółki zawsze powiedzą, że winni byli sami górnicy.

Kane wyprostował się.

– Możemy jej pomóc chociażby teraz. Kupmy jej jakieś jedzenie.

– Gdzie? – spytał służący. – Cztery lata temu, jak były zamieszki, górnicy zaatakowali sklep i od tego czasu trzymają w nim tylko minimalną ilość towaru, również żywności. – Skrzywił się. – A miasto też nie pomoże. Próbowaliśmy w ratuszu, kiedy był ostatni wybuch w kopalni, ale powiedzieli, że musimy to załatwiać odpowiednimi „kanałami”.

Kane ruszył do środka osady, w pobliżu kopalni. U wylotu kopalni leżały trzy ciała owinięte w prześcieradła, a dwaj ludzie nieśli następne ciało do warsztatu, gdzie widział pracującą już Blair i dwóch mężczyzn. Kane podszedł do Leandera.

– Bardzo źle?

– Gorzej nie można – odparł Leander. – Na dole jest tyle gazu, że ratownicy mdleją, nim dotrą do ludzi. Nie da się jeszcze dokładnie powiedzieć, co się stało, ani ilu zginęło, bo wybuch poszedł do wewnątrz, a nie na zewnątrz. Mogą być ludzie w tunelach żywi, ale zablokowani. Niech ktoś ją stąd zabierze, dobrze? – zawołał, wskakując do windy, którą miał zjechać na dół.

Kane przytrzymał kobietę, która biegła do spalonego ciała, wywleczonego z kopalni. Była bardzo wątła, więc wziął ją na ręce.

– Zaprowadzę panią do domu – powiedział, ale ona potrząsnęła głową.

Podeszła do nich inna kobieta.

– Ja się nią zajmę – powiedziała.

– Ma pani jakiś koniak? – spytał Kane.

– Koniak? – Kobieta spojrzała na niego ze zdziwieniem. – Nie mamy nawet czystej wody. – Pomogła stać kobiecie, którą dotąd trzymał Kane.

Dwie minuty później Kane był znów na koniu, zjeżdżając w dół do Chandler. Minął Houston, jadącą w górę, ale nie zatrzymał się.

Będąc już w mieście, omal nie stratował kilku pieszych, którzy zatrzymywali go po drodze pytając, co się stało. Pędził przez miasto do domu Edana, z którym nie widział się od czasu ich burzliwego rozstania.

Edan wychodził właśnie na ganek, obok którego czekał osiodłany koń. Kane zatrzymał się tak nagle, że koń stanął dęba. Taggert zeskoczył, po czym wbiegł szybko po schodach.

– Wiem, że cię już nic nie obchodzę, ale nie znam nikogo równie bystrego, kto mógłby pomóc mi wszystko zorganizować. Zapomnij na razie o uczuciach do mnie i pomóż mi w tym.

– Niby w czym? – spytał ostrożnie Edan. – Chcę pomagać w kopalni. Stryj Jean tam jest i…

– Tak się składa, do cholery, że to jest też mój stryj! – wrzasnął Kane. – Spędziłem tam ostatnią godzinę i wiem, że mają ratowników więcej, niż potrzeba, ale mają bardzo mało żywności, żadnej wody i wybuch zmiótł z ziemi kilka domów, jeżeli tak można nazwać te szałasy. Chciałbym, żebyś mi pomógł z żywnością i schronieniem dla tych ludzi, dla ratowników i kobiet, które tam stoją i krzyczą.

Edan patrzył przez dłuższą chwilę na swego byłego chlebodawcę.

– Sądząc po tym, czego Jean dowiedziała się przez telefon, wydostanie ciał to będzie dłuższa sprawa. Musimy wynająć wozy, żeby to wszystko zatargać na górę, i musimy zdobyć wagon na zwłoki. Na dzisiaj potrzebna będzie żywność, której nie trzeba gotować.

Kane obdarzył Edana promiennym uśmiechem.

– Chodź, musimy się zabrać do roboty.

W drzwiach pojawiła się trupio blada Jean.

Edan zwrócił się do niej:

– Zadzwoń do panny Emily w herbaciarni i powiedz, żeby wszystkie siostry czekały na mnie w sklepie spożywczym Randolpha, jak najprędzej. Upewnij się, że rozmawiasz z samą panną Emily i koniecznie zwróć się do niej – siostro. To bardzo ważne, rozumiesz?

Jean skinęła głową, a Edan szybko ja pocałował i wskoczył na konia.

W mieście Kane i Edan rozłączyli się i każdy pojechał w inną stronę, szukając ludzi, którzy mieli wozy towarowe. Większość właścicieli zaoferowała swoje usługi i w całym Chandler czuło się poczucie solidarności z ludźmi, których dotknęło nieszczęście w kopalni.

Sześć młodych dam spotkało się z nimi przed sklepem i kiedy tylko Kane wyjaśnił krótko, o co chodzi, słodka panna Emily zaczęła wydawać rozkazy tonem sierżanta artylerii. Gdy wozy pojawiły się przed dużymi tylnymi drzwiami sklepu, panie zaczęły ładować puszki z wołowiną, fasolą, mleko skondensowane, herbatniki, setki bochenków chleba. Zebrał się tłumek ciekawskich, których Emily zagoniła do ładowania pojemników z żywnością. Edan doglądał napełniania beczkowozu.

Ze wzgórza zbiegła Pamela Fenton z Zacharym.

– Co możemy zrobić? – spytała głośno.

Kane popatrzył na syna z uczuciem ulgi. To jego dziecko nigdy nie będzie narażone na niebezpieczeństwo pracy w kopalni. Położył mu rękę na głowie i zwrócił się do Pam:

– Poszukaj jakichś przyjaciółek do pomocy i zgromadźcie wszystkie namioty, jakie są w tym mieście. Jedź do mojego domu i dowiedz się, co Houston zrobiła z tymi dużymi namiotami, które miała na wesele. Trzeba wszystkie namioty zawieźć na górę, do kopalni.

– Chyba Zach jest jeszcze za mały, żeby patrzeć na to, co się tam stało – powiedziała Pamela. – Czasami te eksplozje mogą być…

Kane opanowywał się przez cały dzień, ale teraz wybuchnął.

– To wy! – wrzasnął jej prosto w twarz. – To wy, Fentonowie, spowodowaliście to wszystko. Gdyby kopalnie nie były takie niebezpieczne i twój ojciec nie żałował tak swoich ukochanych pieniędzy, nic takiego by się nie wydarzyło. Ten chłopak jest moim synem i jeżeli tamte dzieci mogą umierać w kopalniach, to on nie jest za młody, żeby widzieć śmierć, którą spowodował twój ojciec. A teraz, kobieto, weź się do roboty, bo przypomnę ci, kim jesteś, i pamiętaj, że w tej chwili najchętniej bym widział twojego ojca martwego.

Kiedy przestał krzyczeć, zauważył, że ludzie zatrzymali się koło niego i patrzyli zdumieni.

Edan zszedł z wozu i przerwał tę scenę.

– Będziemy tak stać cały dzień? Ty! – krzyknął do młodego chłopaka. – Załaduj tę skrzynkę fasoli, a ty posuń ten wóz, zanim konie na siebie powłażą.

Ludzie powoli zaczęli wracać do swych obowiązków. Myśli Kane’a były przy tych, których śmierć spowodował Jakub Fenton. Mimo tego, co powiedział Pameli, nie pozwoliłby, żeby Zach pojechał wozem z kim innym. Musi czekać, aż on sam pojedzie.

Słońce już prawie zachodziło, kiedy Kane wreszcie wdrapał się na wóz i ruszył w drogę do kopalni Mała Pamela. Zach siedział obok niego i odezwał się dopiero, gdy ujechali kawał drogi.

– Czy mój dziadek naprawdę zabił tych ludzi? To rzeczywiście była jego wina?

Kane zaczął opowiadać synowi, co sądzi o Fentonie i jak miłość do pieniędzy zrobiła z niego oszusta, ale powstrzymał się. Bez względu na to, jaki jest ten stary, jest to dziadek Zachary’ego i chłopiec ma prawo go kochać.

– Wiesz, że czasami ludzie się gubią z powodu pieniędzy. Myślą, że pieniądze dadzą im w życiu wszystko i starają się je zdobyć za wszelką cenę. Choćby mieli oszukać albo zabrać komu innemu, uważają, że dla zdobycia pieniędzy można zrobić wszystko.

– Mama mówi, że ty jesteś bogatszy niż dziadek. Czy to znaczy, że oszukiwałeś albo kradłeś?

– Nie – odpowiedział miękko Kane. – Chyba miałem szczęście, bo musiałem tylko zrezygnować z życia, żeby zdobyć pieniądze.

Resztę drogi do kopalni przebyli w milczeniu. Kane znów okropnie przeżył wjazd na teren katastrofy. Przed wejściem do kopalni leżało osiem nie okrytych ciał, które miały być zabrane do maszynowni, gdzie pracowała Blair z drugą lekarką i dwóch lekarzy.

Houston, z rozwianymi włosami i w zakurzonej sukni, pobiegła na tył wozu Kane’a, gdy otwierał klapę.

– To jest wspaniałe, co zrobiłeś – zaczęła, wyjmując puszkę z mlekiem skondensowanym i wręczając czekającej kobiecie. – Naprawdę nie masz żadnych zobowiązań. Ty…

Wziął od niej ciężką skrzynkę.

– Ja też mieszkam w tym mieście i w pewnym sensie kopalnie należą do mnie. Gdybym je odebrał Fentonowi, może zdołałbym zapobiec temu, co się stało. Houston, wyglądasz na zmęczoną. Może wróciłabyś do domu odpocząć?

– Potrzebują wszystkich. Ratownicy zatruwani są gazem i mają trudności w dotarciu do zasypanych.

– Hej, daj no coś do picia – rozległ się za nimi znajomy głos, a kiedy Kane odwrócił się, zobaczył, że to stryj Rafę idzie trzymając kubek na wodę.

Houston nigdy jeszcze nie widziała męża tak uradowanego. Walnął stryja w plecy tak, że kubek wyleciał mu z rąk. Rafę powiedział parę odpowiednich słów na temat bezpośredniości Kane’a, a gdy skończył przeklinać, mrugnął do Houston i podążył znów do kopalni.

Kane ruszył za nim. Po chwili zobaczył wychodzącego z kopalni usmolonego Leandera. Podał mu naczynie z wodą.

– Dużo jeszcze?

Lee pił łapczywie.

– Za dużo. – Uniósł ręce i przyjrzał im się. – Ciała są spalone, a kiedy ich dotykasz, skóra odchodzi i zostaje ci na rękach.

Kane nie potrafił nic powiedzieć, ale pomyślał o człowieku, który był za to wszystko odpowiedzialny.

– Dzięki za żywność – powiedział Lee. – Nie masz pojęcia, jak to pomogło. Jutro będzie tu więcej ludzi, prasa, krewni, inspektorzy, ludzie z rządu i ciekawscy. O jedzeniu często się zapomina. Muszę wracać – powiedział, odwrócił się i odszedł.

Kane przepchnął się przez gęstniejące zbiegowisko do żony i syna i wsadził ich do jednego z pustych wozów.

– Jedziemy zorganizować więcej jedzenia – powiedział, gdy ruszali w dół.

Houston oparła mu głowę na ramieniu i spała całą drogę do Chandler. Gdy dojechali, ona i Zach spali kilka godzin z tyłu wozu, a Edan i Kane obudzili właścicieli sklepów i skupowali towary do zabrania. Rankiem poszli do szkoły średniej i poprosili, żeby zwolniono uczniów na ten dzień do pomocy w zbieraniu potrzebnych towarów.

Młodzież kupowała warzywa, owoce, dżemy, namawiając też matki do gotowania. Młodzi ludzie gotowali setki jajek. Zbierali ubrania, naczynia, drewno na opał i znosili wszystko do wyznaczonych punktów zbiorczych.

Przez cały dzień dochodziły wiadomości z góry: znaleziono dotychczas dwadzieścia dwa ciała tak zwęglone i zmasakrowane, że nie dają się zidentyfikować. Przewiduje się, że ratownicy znajdą następnych dwadzieścia pięć ciał. Na razie zginął jeden ratownik.

Koło południa Kane przywiózł załadowany po brzegi wóz, a kiedy wypakowywał koce i opatrunki, zobaczył wychodzących z kopalni ratowników – wymiotowali po wyjściu.

– To ta woń – powiedział któryś zatrzymując się przy Kanie. – Ciała tak cuchną, że nie można wytrzymać.

Przez chwilę Kane stał nieruchomo, wreszcie złapał czyjegoś osiodłanego konia i pognał w dół, najprędzej jak mógł, do domu Jakuba Fentona.

– Fenton! – ryknął, wszedłszy do domu. Zewsząd przybiegała służba, dwaj lokaje złapali go pod ręce, żeby go powstrzymać, ale strząsnął ich, jakby w ogóle nic nie ważyli. Znał dość dobrze rozkład parteru i wkrótce znalazł jadalnię, gdzie u szczytu stołu siedział samotnie Jakub.

Popatrzyli na siebie przez chwilę. Kane był czerwony ze złości.

Jakub ruchem ręki oddalił służbę.

– Nie przyszedłeś chyba na kolację – powiedział, spokojnie smarując masłem bułeczkę.

– Jak możesz tu siedzieć, kiedy tam, na górze, są ludzie, których zabiłeś?

– Tu się nie zgadzamy. Ja ich nie zabiłem. Prawda jest taka, że robię, co się da, żeby ich zachować przy życiu, ale oni mają skłonności samobójcze. Czy mogę ci zaproponować trochę wina? To bardzo dobry rocznik.

Kane wciąż miał przed oczami widok ostatnich dni. W uszach brzmiał mu płacz kobiet i chyba nic nie jadł już od dwóch dni. Teraz od zapachu jedzenia, czystości panującej w pokoju i ciszy, zachwiał się na nogach.

Jakub wstał, nalał kieliszek wina i podsunąwszy Kane’owi krzesło, postawił przed nim kieliszek. Kane nie zauważył, że drżała mu ręka.

– Czy jest bardzo źle? – spytał Fenton, podchodząc do bufetu i napełniając talerz.

Kane nie odpowiedział. Opadł na krzesło.

– Dlaczego? – szepnął po chwili. – Jak mogłeś ich zabić? Co jest warte śmierci tych ludzi? Dlaczego nie wystarczyły ci pieniądze, które zabrałeś mnie? Po co ci więcej? Można je zarobić inaczej.

Jakub postawił przed Kane’em talerz z jedzeniem, ale ten go nie tknął.

– Miałem dwadzieścia cztery lata, kiedy się urodziłeś, i przez całe życie uważałem, że jestem właścicielem tego, co mnie otacza. Kochałem człowieka, o którym sądziłem, że jest moim ojcem, i myślałem, że on też mnie kocha. – Wyprostował się. – W tym wieku jest się idealistą. Tej nocy, kiedy Horacy się zabił, dowiedziałem się, że nic dla niego nie znaczę. W testamencie napisano, że mam być twoim opiekunem, dopóki nie skończysz dwudziestu jeden lat, a później mam wszystko oddać tobie. Miałem odejść z tym, co będę miał na grzbiecie, i koniec. Nie wyobrażasz sobie, jak nienawidziłem tej nocy tego wrzeszczącego niemowlaka. Chyba w ogóle nie myślałem racjonalnie, kiedy odesłałem cię na wieś do mamki, a później przekupiłem adwokatów. Ta nienawiść była we mnie latami. Myślałem tylko o tym. Kiedy podpisywałem jakiś dokument, pamiętałem, że gdzieś tam jest czteroletnie dziecko, które jest właścicielem tego wszystkiego. Posłałem raz po ciebie, kiedy byłeś mały, żeby zobaczyć na własne oczy, że nie jesteś wart tego, co ci mój ojciec zostawił. – Jakub siadł naprzeciwko Kane’a. – Lekarz mówi, że mam przed osobą jakiś miesiąc życia. Nikomu o tym nie mówiłem, ale chcę, żebyś znał prawdę, nim umrę. – Wypił trochę wina. – Przez cały czas żyłem w strachu, że dowiesz się prawdy i zabierzesz mi wszystko. Dużo później przyszło mi do głowy, że właściwie twoje małżeństwo z Pamelą rozwiązałoby sprawę, ale wtedy… – Znów upił łyk wina. – Tak, Taggert, to była spowiedź umierającego. Wszystko jest twoje. Możesz wziąć, jeśli chcesz. Dziś rano powiedziałem swojemu synowi, kto jest prawowitym właścicielem mojego majątku, bo nie mam już sił ani chęci dalej z tobą walczyć.

Kane zobaczył jego ziemistą cerę i pomyślał, że właściwie już przestał go nienawidzić. Może Houston miała rację, że dzięki tej nienawiści osiągnął tak dużo, a zupełne wydziedziczenie Jakuba było bardzo niesprawiedliwe. Upił łyk wina i popatrzył na jedzenie.

– Ale dlaczego musiałeś głodzić górników, żeby zarobić pieniądze?

– Głodzić górników? – zdumiał się Jakub. – Czy nikt na świecie nie może zrozumieć, że ja ledwo wychodzę na zero z tymi kopalniami? Jedyne pieniądze, jakie zarabiam, to w hucie w Denver, ale wszyscy patrzą na biednych górników i uważają mnie za szatana. – Wstał i zaczął spacerować po pokoju. – Muszę trzymać kopalnie i osiedla zamknięte i pod kontrolą, bo przyjdą związkowcy i zaczną podburzać górników, żeby się domagali więcej pieniędzy i mniej godzin. Wiesz, czego się domagają? Chcą sami wybrać wagowego. Wiem równie dobrze jak oni, że ta waga jest podkręcona i górnicy wybierają w rzeczywistości więcej, niż im płacą. Ale gdybym im uczciwie płacił, musiałbym brać więcej za tonę węgla i nie byłbym konkurencyjny. Nie dostałbym więcej kontraktów, a oni straciliby robotę. Więc kto na tym ucierpi, jak wynajmę uczciwego wagowego? Ja mogę zatrudnić setki górników, ale oni nie tak łatwo znajdą pracę.

– A co z bezpieczeństwem w kopalni? Słyszałem, że używasz zgniłego drewna i…

– Też coś? Górnicy mają swoją dumę, spytaj stryja. Chwalą się, jak daleko potrafią wejść, nim pułap się zawali. Mam tam cały czas inspektorów nadzoru, którzy mówią, że ludziom szkoda czasu, żeby podstemplować.

Kane wziął do ręki widelec i zaczął powoli jeść, ale poczuł, że jest potwornie głodny i już po chwili wsuwał błyskawicznie.

– Nie płacisz im za czas na stemplowanie, prawda? Opłacani są według kilogramów, które wydobędą.

Jakub siadł naprzeciwko Kane’a i włożył mu na talerz gruby plaster wołowiny.

– Zatrudniam ich jako dostawców i każdy musi wypełnić swoją część kontraktu. Wiesz, że muszę płacić ludziom, żeby sprawdzali, czy górnicy mają kaski? Ci idioci podnoszą kaski, żeby zapalić papierosa i wysadzić wszystko w powietrze. Inspektorzy muszą sprawdzać, żeby kaski były zespawane i nie dawały się podnieść, boby się wzajemnie pozabijali.

Kane gestykulował widelcem.

– Raz traktujesz ich jak dzieci i zamykasz, a za chwilę chcesz, żeby byli poddostawcami i sami brali za siebie odpowiedzialność.

– Za każdym razem, kiedy coś takiego się wydarzy – Jakub wskazał głową w kierunku Małej Pameli – mówię, że chcę zamknąć kopalnię. Jest taka konkurencja w dostawie węgla do Denver, że mógłbym zamknąć wszystkie siedemnaście kopalń w okolicy Chandler i nikt by tego nie zauważył. Ale wiesz, co stałoby się z tym miastem, gdyby zamknięto kopalnie? W dwa lata byłoby to miasto umarłe.

– Więc, twoim zdaniem, robisz miastu przysługę?

– W pewnym stopniu tak.

– Rozumiem, że płacisz swoim udziałowcom?

– Nie tyle, ile bym chciał, ale staram się.

Kane kawałkiem chleba wycierał talerz po drugiej porcji jedzenia.

– Więc staraj się lepiej, do cholery! Mam trochę swoich pieniędzy i mogę oskarżyć przed sądem władze spółki Fenton Coal and Iron. Myślę, że produkcja i stali, i węgla może być zamknięta już w trakcie procesu.

– Ale to zrujnuje Chandler! Nie mógłbyś…

– Wydaje mi się, że właściciele spółki będą na tyle osobiście zainteresowani, że do tego nie dojdzie.

Jakub patrzył długo na Kane’a.

– Dobrze, więc czego chcesz?

– Jeżeli ludzie potrzebują inspektorów, aby ich strzec przed nimi samymi, chcę inspektorów, i chcę, żebyś wyprowadził dzieci z kopalń.

– Ale dzieci są drobne i potrafią zrobić to, czego dorośli nie zrobią! – zaprotestował Jakub.

Kane tylko spojrzał na niego i przeszedł do następnej sprawy, starając się pamiętać wszystkie problemy, o jakich mówiła mu Houston. Jakub protestował w każdym punkcie: począwszy od bibliotek (od czytania będą jeszcze bardziej niezadowoleni), posług religijnych (płacić każdemu kaznodziei każdej religii? A jak każemy wszystkim iść na to samo nabożeństwo, będą wojny religijne) do lepszych warunków mieszkalnych (mieszkanie w szałasach jest zdrowsze, bo dzięki szparom w ścianach górnicy mają więcej świeżego powietrza).

Rozmawiali i kłócili się przez całe popołudnie. Jakub wciąż dolewał mu wina. Koło czwartej Kane zaczął bełkotać, a głowa opadła mu na piersi. Kiedy w końcu zasnął, przekonując Jakuba, że może związki zawodowe nie są takie złe, jak myśli, Fenton popatrzył na jego potężne ciało rozłożone na krześle.

– Gdybym miał takiego syna jak ty, podbiłbym świat – mruknął wychodząc z pokoju. Posłał służącego, żeby przykrył Kane’a kocem.

Była już noc, gdy Kane obudził się zesztywniały i obolały od spania na krześle. Przez moment nie wiedział, gdzie jest. Pokój był prawie ciemny, ale zauważył na stole paczuszkę zawiniętą w serwetkę. Pewien, że to kanapka, wsunął ją do kieszeni i wyszedł z domu.

Czuł się lekko, jadąc z powrotem do kopalni. Był przekonany, że teraz jego życie się odmieni.

W kopalni Reed Westfield, adwokat, ojciec Leandera, wsiadał właśnie do windy, żeby zjechać do tunelu i kontynuować akcję ratowniczą. Kane schwycił za kołnierz mężczyznę, który miał zjeżdżać z Reedem.

– Idź coś zjeść. Ja pojadę.

Gdy maszyneria ruszyła, Kane opowiedział Reedowi, że wszystko, co Jakub Fenton posiada, prawnie należy się tylko jemu.

– Nie chcę mu już dłużej wisieć nad głową i nie potrzebuję tych pieniędzy. Chciałbym, żeby mi pan przygotował dokument stwierdzający, że oddaję wszystko jemu i komu tam chce zostawić. Trzeba to zrobić szybko, bo ten człowiek umiera.

Reed spojrzał na Kane’a zmęczonym wzrokiem i skinął tylko głową.

– Mam biuro pełne urzędników, którzy nie mają wiele do roboty. Czy jutro rano będzie dostatecznie szybko?

Kane tylko kiwnął, bo gdy wjechali głębiej do kopalni, skrzywił się, czując okropną woń.

Загрузка...