Dzień ślubu był tak piękny, jakby go specjalnie stworzono na tę nadzwyczajną okazję.
Opal obudziła służbę o piątej i rozpoczęła staranne pakowanie dwóch ślubnych sukien i dwóch welonów. Houston słyszała, jak matka kręci się na dole, ale leżała jeszcze przez kilka minut. Spała niewiele, przewracała się z boku na bok i myślała o dzisiejszym dniu. Modliła się, żeby w ciągu nadchodzących lat Kane ją pokochał.
Kiedy matka przyszła ją obudzić, miała już ochotę wstać i powitać nadchodzący dzień. Wszystkie trzy były gotowe do wyjścia o dziesiątej. Pojechały do domu Taggerta powozikiem Houston, a Willie podążył za nimi pożyczonym wozem, na którym jechało pokryte muślinem łóżko i opakowane suknie. Na miejscu czekało już kilkanaście dziewcząt ze Stowarzyszenia Sióstr.
– Stoły są już gotowe – powiedziała Tia.
– I namioty – dodała Sara.
– A pani Murchison gotuje już od czwartej – wtrąciła Ann Seabury pomagając wyjmować suknie.
– A kwiaty? – spytała Houston. – Czy ułożono je wszędzie zgodnie z moim projektem?
– Myślę, że tak – odpowiedziała jedna z dziewcząt.
Panna Emily wystąpiła do przodu.
– Houston, sprawdź lepiej sama. Niech ktoś dopilnuje, żeby twój mąż siedział w swoim gabinecie, a ty możesz obejść dom.
– Mąż – mruknęła Houston, gdy Nina pobiegła zatrzymać Kane’a. Wszyscy pilnowali, żeby nie zobaczył panny młodej przed ślubem.
Przeszła przez wszystkie pokoje na dole i podziwiała dekoracje, które sama zaprojektowała. W małej bawialni ustawiono trzy długie stoły – leżały na nich prezenty dla obu par przysłane z całych Stanów Zjednoczonych. Kane wprawdzie powiedział, że nie ma przyjaciół wśród bogaczy z Nowego Jorku, ale sądząc po darach, uznawali, że jest jednym z nich.
Był tu mały inkrustowany stolik od Vanderbiltów, srebro od Gouldów, złoto od Rockefellerów. Gdy prezenty zaczęły nadchodzić, Kane skomentował, że powinni, do cholery, coś przysłać, bo on dosyć nawysyłał ich dzieciakom, kiedy tylko ktoś się żenił.
Pozostałe prezenty pochodziły od krewnych Leandera, a mieszkańcy Chandler starali się wymyślić bliźniacze podarunki: były dwie jednakowe miotły, dwie beczki kukurydzy, dwie identyczne książki, podwójne bele materiału. Były tam dwa takie same papierki z krawieckimi szpilkami i dwa jednakowe dębowe krzesła od Masonów.
Przed lustrami ustawiono wysokie palmy, a nad kominkiem rozwieszono girlandy z czerwonych róż i fioletowych bratków.
Weszła do dużego salonu. Tutaj spotkają się najbliżsi przyjaciele i rodzina przed i po ceremonii. Wzdłuż parapetów, nad drzwiami i na suficie wiły się delikatne zielone gałązki. Pod każdym oknem stały donice z paprociami, a przechodzące przez nie poranne słońce tworzyło na podłodze subtelne wzory. Palenisko kominka przyozdobiono różowymi goździkami wplecionymi w winorośl.
Houston szybko zakończyła inspekcję parteru i poszła na piętro. Do ceremonii pozostało jeszcze pięć godzin, ale wiedziała, że w ostatniej chwili może się jeszcze objawić mnóstwo spraw.
W ciągu ostatnich dni wiele czasu spędzała na parterze, natomiast piętro było jej wciąż nieco obce. Wschodnie skrzydło domu, w kształcie litery U, przeznaczone było dla gości. Dzisiaj przebierała się tam Blair. W części środkowej mieściły się pokoje Edana po jednej stronie ptaszarni i holu, a po drugiej pokój dziecinny, łazienka i pokój dla niani.
Długie skrzydło obok pokoju dziecinnego należało do Houston i Kane’a. Jego sypialnia, stosunkowo niewielka, wychodziła na ogród. Pokój Houston, oddzielony łazienką, był największy. Miał jasne wykładane panelami ściany, ozdobione girlandami, pod którymi miały dopiero zostać powieszone obrazy. Dalej była różowo-biała łazienka, garderoba oraz salonik i mała jadalnia, w której mogli z Kane’em jadać, gdy chcieli być sami.
– Nigdy bym nie przywykła do tego domu – oświadczyła Tia po obejrzeniu pokoi za sypialnią. – A popatrz na ten ogród na dachu.
– Ogród? – zdziwiła się Houston podchodząc do drzwi. Otworzyła je i wyszła na gęstwinę drzew i kwiatów w doniczkach. Między zielenią ukryto kamienne ławeczki. Kiedy ostatnio tu zaglądała, ogrodzony dach, na który wychodził jej pokój, był pusty.
– Spójrz na to – powiedziała Sara, podając jej dużą białą kartkę, która była przyczepiona do olbrzymiego figowca.
Mam nadzieję, że Ci się spodoba. Życzę wszystkiego dobrego w Waszym małżeństwie.
Edan
– To prezent od Edana – wyjaśniła i poczuła, że ten ogród niezwykle harmonizuje z jej dzisiejszym nastrojem.
Nim zdołała powiedzieć coś więcej, do pokoju wtargnęła, jak burza, pani Murchison.
– Za dużo mam ludzi w kuchni! – krzyknęła. – Nie wiem, jak ja mam coś gotować w tym tłumie. A pan Kane i tak ma już za dużo pracy. Straci cały dzień.
– Straci… – zaczęła przerażona Meredith. – Pani myśli, że Houston nie ma nic innego do…
Houston przerwała jej. Pani Murchison była pod urokiem Kane’a i na pewno będzie go bronić do upadłego.
– Zaraz zejdę – powiedziała, nie zważając na to, że Sara odpakowywała właśnie ślubną suknię. Trzeba ją było odprasować i ewentualnie coś gdzieś zaszyć.
Kiedy Houston zeszła na dół, musiała się zająć kolejnymi nieszczęściami. Kilka razy słyszała, jak Kane krzyczał coś w swoim gabinecie, wreszcie wybiegł do ogrodu, więc ktoś wepchnął ją czym prędzej do spiżarni, żeby pan domu nie zobaczył panny młodej.
Zazdrościła mu swobody, a jednocześnie żałowała, że nie są razem. Tak by chciała pospacerować po ogrodzie.
Dopiero dwie godziny przed uroczystością udało jej się wrócić na górę.
– Houston… – Opal zaczęła się denerwować. – Już naprawdę musisz zabrać się do ubierania.
Zdejmując ubranie pomyślała, że kiedy następnym razem będzie się rozbierać…
– Co to za kobieta? – spytała Ann, gdy Houston wkładała bawełnianą koszulkę, niezwykle delikatną – była zawiązywana na maluteńkie różowe wstążeczki, a u dołu miała wyhaftowane drobniutkie pączki róż.
– Nie mam pojęcia – odpowiedziała Tia, wyglądając wraz z Ann przez barierkę tarasu – ale to chyba najwyższa kobieta, jaką widziałam.
Sara zaczęła ściągać różowy, atłasowy gorset Houston.
– Chyba muszę zobaczyć – powiedziała. – Może to jakaś krewna Lee.
– Gdzieś ją już widziałam, ale nie mam pojęcia, gdzie – zastanawiała się Ann. – Co za dziwny pomysł, żeby na ślub ubrać się na czarno.
– Mamy dość roboty – powiedziała Opal takim tonem, że córka uniosła głowę. – Nie musicie się interesować prywatnymi sprawami gości.
Houston poczuła, że coś się dzieje. Nie zważając na spojrzenie matki, wyszła na skraj tarasu, gdzie stała Tia. Wiedziała od razu, kim jest ta wysoka, elegancka kobieta.
– To Pamela Fenton – szepnęła i odwróciła się w stronę sypialni.
Przez moment żadna z nich się nie odezwała.
– Pewnie nosi żałobę – powiedziała Sara – bo straciła męża. Houston, którą z tych halek wkładasz najpierw?
Mechanicznie ubierała się dalej, ale myślami była w ogrodzie, gdzie Kane spotykał się teraz z kobietą, którą niegdyś kochał.
Zapukano do drzwi.
– To ten człowiek, który pracuje z Kane’em – poinformowała Ann. – Chce się z tobą zobaczyć i mówi, że to bardzo pilna sprawa.
– Ale ona nie może… – zaczęła Opal, lecz córka porwała leżący na krześle szlafrok i już była przy drzwiach.
Kane stał w odległym krańcu ogrodu i spoglądał na rozciągające się w dole miasto Chandler. Postawił jedną nogę na kamiennej ławce i palił cygaro.
– Witaj, Kane – powiedziała cicho Pamela.
Czekał chwilę; kiedy się do niej odwrócił, był opanowany. Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów.
– Czas cię nie dotyka.
– Z zewnątrz. – Wzięła głęboki oddech. – Nie mam wiele czasu, więc powiem od razu, po co przyszłam. Wciąż cię kocham, nigdy nie przestałam cię kochać. Jeśli teraz ze mną odejdziesz, pójdę z tobą na koniec świata.
Zrobił jeden krok w jej stronę, zaraz jednak zatrzymał się i cofnął.
– Nie, nie mogę tego zrobić – powiedział cicho.
– Możesz! Wiesz, że możesz. Co cię obchodzą ci wszyscy ludzie? Co cię obchodzą mieszkańcy Chandler? Co cię obchodzi… ona?
– Nie mogę – powtórzył.
Pam usiadła na ławce.
– Chcesz mnie odsunąć tylko dlatego, żeby nie krzywdzić Houston Chandler? Jest młoda. Znajdzie kogoś innego. A może jest w tobie zakochana?
– Na pewno wiesz, co mówią. Ciągle kocha Westfielda, ale pocieszy się moimi pieniędzmi. Niestety, do tych pieniędzy na dokładkę jestem ja.
– Więc dlaczego? Dlaczego czujesz się związany?
– Czy już zupełnie mnie zapomniałaś? Ja dotrzymuję swoich obietnic.
Wiedziała doskonale, co miał na myśli.
– Myślałam, że teraz już wszystko wiesz.
– Co? Dlaczego mnie zostawiłaś z pięciuset dolarami za wyświadczone usługi? Wolałem się nie dowiadywać.
– Kiedy powiedziałam ojcu, że musi się zgodzić na ślub, bo noszę twoje dziecko, wpakował mnie siłą do pociągu do Ohio. Nelson Younger winien był mojemu ojcu mnóstwo pieniędzy, ale wyrównał dług żeniąc się ze mną.
– Mówiono mi… – zaczął Kane.
– Na pewno mówiono ci, że wolę uciec niż wyjść za ciebie. Mój ojciec oczywiście opowiadał, że jego córka ma słabość do chłopca stajennego, ale nigdy za niego nie wyjdzie. Tak łatwo było zawsze urazić twoją dumę.
Kane milczał przez chwilę.
– A dziecko? – spytał.
– Zachary ma teraz trzynaście lat, jest wspaniały, przystojny, dumny, jak jego ojciec.
Kane stał bez ruchu, patrząc na ogród.
– Wyjedź ze mną, Kane – szepnęła Pamela. – Jeśli nie dla mnie, to dla swojego syna.
– Mojego syna – mruknął pod nosem Kane. – Powiedz, czy ten człowiek, za którego wyszłaś, był przynajmniej dla niego dobry?
– Nelson był znacznie starszy ode mnie i cieszył się, że ma dziecko, swoje czy nie swoje. Kochał Zacha. – Uśmiechnęła się. – W każdą sobotę po południu grali razem w baseball.
Kane znów spojrzał na nią.
– I chłopiec myśli, że był jego ojcem?
Pamela wstała.
– Zachary pokocha cię tak jak ja. Jeśli powiedzielibyśmy mu prawdę…
– Prawda jest taka, że Nelson Younger był ojcem Zachary’ego. Ja tylko dałem nasienie.
– Odrzucasz swojego syna? – spytała gniewnie.
– Nie odrzucam. Jak go przyślesz do mnie, to go przyjmę. To ciebie odrzucam.
– Kane, nie chcę błagać. Może nie kochasz mnie teraz, ale znów się przyzwyczaisz.
Ujął jej ręce.
– Posłuchaj. To, co się między nami wydarzyło, było dawno temu. Chyba aż do teraz nie wiedziałem, jak bardzo się zmieniłem. Gdybyś to powiedziała kilka miesięcy temu, poleciałbym z tobą do ołtarza, ale teraz jest już inaczej. Houston…
Odsunęła się od niego.
– Mówisz, że ona cię nie kocha. A ty ją kochasz?
– Ledwo ją znam.
– Więc dlaczego? Dlaczego odrzucasz kobietę, która cię kocha? Dlaczego odwracasz się od własnego syna?
– Nie wiem, do diabła! Dlaczego musisz się pokazywać akurat w dzień mojego ślubu i robić mi taką przykrość? Jak możesz mnie prosić, żebym upokorzył kobietę, która jest dla mnie taka dobra? Nie mogę tak po prostu odejść i zostawić jej przy ołtarzu.
Pamela usiadła na ławce; po jej twarzy zaczęły spływać łzy.
– Nelson też był dla mnie dobry i bardzo kochał Zacha. Chciałam cię odnaleźć i powiedzieć, co się stało, ale znikłeś. Po latach, kiedy twoje nazwisko zaczęło się pokazywać w gazetach, chciałam napisać, lecz nie mogłam się zdobyć na odwagę. A może bałam się, że skrzywdzę Nelsona? Kiedy umarł, chciałam cię odnaleźć. Czułam się winna, jakbym biegła prosto od jego łoża śmierci w objęcia kochanka, ale przecież czekałam bardzo długo. Później Zachary zachorował, a kiedy mógł już pojechać do Chandler, ty byłeś zaręczony. Mówiłam sobie, że wszystko między nami skończone, ale w ostatniej chwili musiałam cię zobaczyć i powiedzieć ci, co się wydarzyło.
Usiadł obok niej i objął ją.
– Słuchaj, kochanie, zawsze byłaś romantyczką. Może nie pamiętasz naszych kłótni, ale ja tak. Razem było nam dobrze tylko na stogu siana. Dwie trzecie czasu byliśmy na siebie wściekli. Minęło tyle lat, że zapomniałaś tę gorszą część.
Pam wytarła nos w chusteczkę z koronką.
– Czy panna Chandler jest lepsza?
– Kiedy robię coś, co jej się nie podoba, wali mnie w głowę wszystkim, co jej wpadnie w rękę. Ty uciekałaś, ukrywałaś się i martwiłaś, czy jeszcze cię kocham.
– Wydoroślałam od tego czasu.
– Jak to możliwe? Żyłaś ze starszym mężczyzną, który cię rozpuszczał tak samo jak ojciec. Houston nigdy nikt nie rozpieszczał.
Odsunęła się od niego.
– A czy jest dobra w łóżku? Czy w tym też jest lepsza ode mnie?
– Nie mam pojęcia. Coś w niej jest, ale jest nieporadna. Nie żenię się z nią dla łóżka. To zawsze mogę mieć.
Pam objęła go za szyję.
– Gdybym cię błagała… – zaczęła.
– Nie pomogłoby. Żenię się z Houston.
– Pocałuj mnie – szepnęła. – Chciałabym to zapamiętać.
Kane przypatrywał się jej. Może i on chciał zapamiętać. Położył swą dużą dłoń na jej karku i dotknął jej ust. Był to długi pocałunek i włożył w niego wszystko.
A kiedy się odsunął, uśmiechnęli się do siebie.
– To rzeczywiście skończone, prawda? – szepnęła Pam.
– Tak.
– Przez te wszystkie lata z Nelsonem wierzyłam, że kocham ciebie, ale kochałam marzenie. Może mój ojciec miał rację.
Odsunął ręce.
– Jeszcze powiesz coś o ojcu i będzie awantura.
– Wciąż masz do niego żal?
– Jest dzień mojego ślubu i powinienem być szczęśliwy, więc nie mówmy o Fentonie. Opowiedz mi o moim synu.
– Chętnie – odpowiedziała Pam i zaczęła mówić.
Godzinę później Pam zostawiła Kane’a samego w ogrodzie. Kiedy skończył cygaro, wcisnął niedopałek w ziemię, spojrzał na swój kieszonkowy zegarek i stwierdził, że czas ubierać się do ślubu.
Przeszedł zaledwie kilka kroków, gdy stanął twarzą w twarz z człowiekiem, który wyglądał tak, jak on będzie wyglądał za dziesięć lat.
Kane i Rafę Taggert patrzyli na siebie uważnie niczym psy, spotykające się po raz pierwszy. Natychmiast wiedzieli, kto jest kim.
– Nie jesteś zbyt podobny do ojca – powiedział Rafę z pretensją w głosie.
– Nie wiem. Nigdy nie widziałem ani jego, ani nikogo z jego rodziny – odpowiedział Kane, robiąc aluzję do tego, że nikt z krewnych nie próbował się z nim kontaktować, gdy dorastał w stajni Fentona.
Rafę zesztywniał.
– Słyszałem, że na twoich pieniądzach jest krew.
– A ja słyszałem, że w ogóle nie masz pieniędzy, ani z krwią, ani bez niej.
Widzieli dzielącą ich przepaść.
– Nie jesteś taki jak Frank. Pójdę już – powiedział Rafę i odwrócił się.
– Możesz obrażać mnie, ale nie kobietę, z którą się żenię. Zostaniesz na uroczystości?
Rafę nie odwrócił się, ale kiwnął głową, nim odszedł.
Chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział od drzwi Edan.
Wszystkie oblegające ją kobiety zaczęły protestować, ale Houston uspokoiła je ruchem dłoni i w milczeniu poszła za Edanem. Zaprowadził ją do swojej sypialni.
– Wiem, że to nie wypada, ale tylko tutaj nie kłębią się ludzie.
Houston starała się nie okazywać żadnych uczuć. Odnosiła wrażenie, że Edan jest na nią zły.
– Wiem, że dzisiaj twój ślub, ale muszę coś ci powiedzieć. Kane wie doskonale, że bezpieczeństwo ludzi związanych z kimś tak bogatym jak on często bywa zagrożone. Właśnie dlatego kazał mi cię śledzić dwa razy w ubiegłym tygodniu.
Zbladła.
– Nie podobało mi się to, co widziałem – ciągnął. – Żeby młoda kobieta, bez ochrony, jechała do kopalni… No, a to twoje Stowarzyszenie Sióstr…
– Stowarzyszenie Sióstr! – Houston wstrzymała oddech. – Skąd?…
Edan podsunął jej krzesełko. Usiadła.
– Nie chciałem tego robić, ale Kane nalegał, żebym ukrył się w schowku i był podczas twojej herbatki na wypadek, gdybyś potrzebowała ochrony.
Patrzyła na swoje dłonie i nie zauważyła, jak się uśmiechnął, mówiąc „herbatka”.
– Co on wie? – szepnęła.
Edan usiadł naprzeciwko niej.
– Tego się bałem – westchnął ciężko. – Jak mogłem mu powiedzieć, że wychodzisz za niego ze względu na powiązania z Fentonami? Wykorzystujesz jego i jego pieniądze, żeby prowadzić swoją krucjatę przeciwko złu w kopalniach. Do diabła! Mogłem na to wpaść. Z taką bliźniaczką, która ukradła narzeczonego własnej siostrze.
Houston wstała.
– Panie Nylund! – powiedziała przez zaciśnięte zęby. – Nie będę słuchać, jak pan obraża moją siostrę i nie mam pojęcia, co ma pan na myśli mówiąc, że Kane jest powiązany z Fentonami. Jeśli pan wierzy, że moim celem jest zło, pójdziemy zaraz do Kane’a i powiemy mu wszystko.
– Chwileczkę – powiedział, wstając i chwytając ją za ramię. – Może wyjaśnisz?
– Sądzisz, że powinnam cię przekonywać, że jestem niewinna i nie prowadzę Kane’a na rzeź? Nie, mój panie, nie będę odpowiadać na takie zarzuty. Czy planowałeś mnie tym szantażować?
– Trafiony – powiedział, wyraźnie spokojniejszy. – Teraz, kiedy się już wyzłościliśmy, czy możemy porozmawiać? Musisz przyznać, że było to podejrzane.
Houston starała się uspokoić, ale przychodziło jej to z trudem. Wcale jej się nie podobało, że dowiedział się o Stowarzyszeniu Sióstr.
– Od jak dawna uprawiasz te swoje środowe maskarady? – spytał.
Podeszła do okna. Robotnicy na dole wyglądali, jakby przygotowywali się do oblężenia. Popatrzyła na Edana.
– Robimy to już od pokoleń. Stowarzyszenie Sióstr założyła matka mojego ojca, nim w ogóle istniało Chandler. Jesteśmy po prostu gronem przyjaciółek, które starają się pomóc sobie, a w miarę możliwości i innym. W tej chwili naszym głównym zmartwieniem jest złe traktowanie ludzi w kopalnianych osiedlach. Nie robiłyśmy nic nielegalnego. Nikogo też nie wykorzystujemy.
– Więc po co te tajemnice?
– Przypomnij sobie własną reakcję, a przecież nie jesteś nawet krewnym. Wyobrażasz sobie, jak reagowaliby mężowie i ojcowie, gdyby dowiedzieli się, że ich delikatne kobiety spędzają wolne popołudnia ucząc się powozić wozem z czwórką koni?
– Rozumiem. Ale ich też rozumiem. To, co robisz, jest niebezpieczne. Możesz mieć kłopoty. Mówiłaś, że robicie to od trzech pokoleń?
– Zajmujemy się różnymi problemami w różnych okresach.
– A te… herbatki?
Houston zaczerwieniła się.
– Pomysł mojej babki. Powiedziała, że ona w swoją noc poślubną niczego nie wiedziała i była przerażona. Nie chciała, żeby jej przyjaciółki albo córki przeżyły to samo. Myślę, że te przedślubne uroczystości przekształciły się powoli w to, co… – przełknęła ślinę – widziałeś.
– Ile kobiet w Chandler należy do Stowarzyszenia?
– Około dwunastu aktywnych członkiń. Niektóre, jak moja matka, wycofują się po ślubie.
– A ty zamierzasz się wycofać?
– Nie – odpowiedziała, patrząc mu prosto w oczy, gdyż jej udział zależał oczywiście od niego.
Odwrócił się.
– Kane’owi nie spodobałoby się to, że powozisz czwórką koni i jeździsz do kopalni. Nie chciałby, żebyś się narażała.
– Wiem, że to by mu się nie podobało i właśnie dlatego mu nie mówię. Edan – położyła mu rękę na ramieniu – to tak wiele znaczy dla tylu ludzi. Tyle czasu mi zajęło wejście w rolę Sadie. Teraz następna osoba musiałaby się tego uczyć przez kilka miesięcy, a tymczasem tyle rodzin nie dostanie dodatkowych racji.
– No dobrze, chyba nie jest to takie niebezpieczne, chociaż jest to sprzeczne ze wszystkim, w co wierzę.
– Nie powiesz o tym Kane’owi? Na pewno by tego nie pochwalał.
– Delikatnie powiedziane. Nie, nie powiem, jeżeli obiecasz, że będziesz dostarczać ziemniaki, a nie zajmować się związkami zawodowymi. A co do tego wywrotowego magazynu, który chcecie wydawać…
Stanęła na palcach i pocałowała go w policzek, żeby mu przerwać.
– Dziękuję ci, Edan. Jesteś prawdziwym przyjacielem. Teraz muszę się ubierać do ślubu. – Nim zdążył się odezwać, stała już przy drzwiach. – A, coś mówiłeś o powiązaniu Kane’a z Fentonami.
– Myślałem, że wiesz. Młodsza siostra Jakuba Fentona, Charity, była matką Kane’a.
– Nie – szepnęła. – Nie wiedziałam.
Houston była już w swojej sypialni, gdy Sara Oakley, podając jej ślubną suknię, powiedziała:
– Właśnie zobaczyłam coś przedziwnego w ogrodzie.
– Co takiego?
– Myślałam, że to był Kane w swoim starym ubraniu, ale był to jakiś chłopak, który wygląda zupełnie jak on.
– Ian. – Houston uśmiechnęła się. – Jednak przyszedł.
– Jeżeli coś z niego zostało – skomentowała Nina, wychylając się przez barierkę. – Dwóch chłopaków Randolpha i dwóch braci Meredith zaczęło się z niego śmiać, więc Ian ich zaatakował.
Houston uniosła głowę.
– Czterech na jednego?
– Co najmniej. Teraz poszli za jakieś drzewo i nie widać ich.
Houston odsunęła się od Sary, która trzymała jej suknię ślubną, i podeszła do okna.
– Gdzie teraz są?
– Tam! – wskazała palcem Nina. – Widzisz to zamieszanie w krzakach? Niezła bójka.
– Poślę tam kogoś, żeby ich powstrzymał – zaproponowała Sara.
– I uspokoił Taggerta? – spytała Houston. – Nigdy w życiu. – Znów włożyła granatowy, atłasowy szlafrok.
– Co ty, do licha, kombinujesz? – zdumiała się Sara.
– Chcę przerwać tę bójkę i ocalić Taggerta przed czymś gorszym od śmierci – upokorzeniem. Nie ma tu nikogo z tyłu domu?
– Kilkadziesiąt osób, kelnerów i gości – odpowiedziała Nina.
– Houston, kochanie, tam na dole są fajerwerki – wtrąciła się matka. – To odwróci uwagę wszystkich od ciebie. – Wiedziała już, że nie ma sensu przypominać córce, iż powinna się ubierać.
– Pędzę – zawołała Nina i wybiegła z pokoju, lecz Houston zdążyła już wystawić nogę przez okno i postawić ją na pnących różach.
Na wschodnim trawniku wybuchały fajerwerki, więc wszyscy goście patrzyli w tę stronę, a Houston przebiegła na ukos przez trawnik i zniknęła wśród drzew.
W gęstwinie, pod drzewami orzechowymi, Ian walczył z czterema potężnym chłopakami, którzy go obsiedli.
– Przestańcie – powiedziała Houston najostrzej, jak tylko mogła.
Żaden nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi.
Podeszła do kłębowiska nóg i rąk i pociągnęła za czyjeś ucho. Jeff Randolph wstał, zatoczył się i zaraz zaprzestał bójki, a Houston szybko wyciągnęła za uszy George’a i Alexa Lechnerów.
Tylko Steve Randolph wciąż siedział na lanie i kiedy dotknęła jego ucha, skoczył jak oparzony. Trzej chłopcy, stojący z boku, zachłysnęli się, gdy Steve zamierzył się prosto w szczękę Houston. Zrobiła unik i zaprawiła Stevena prawym prostym. Przez miesiące powożenia wozem czterokonnym zdążyła wyrobić sobie sporą siłę w rękach.
Przez chwilę nikt się nie ruszał, gdy Steve powoli padł u stóp lana.
Houston oprzytomniała pierwsza.
– Steve! – zawołała, klękając i klepiąc go po twarzy. – W porządku?
– Cholera! – wysapał Ian. – Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby kobieta potrafiła tak uderzyć.
Steve jęknął; siadł rozcierając szczękę i przyglądał się Houston ze zdumieniem. Cała piątka gapiła się na nią.
Wstała.
– Nie toleruję takiego zachowania w dniu mojego ślubu – powiedziała wyniośle.
– Tak, proszę pani – wymamrotali. – Nie chcieliśmy zrobić nic złego, panno Blair-Houston. On…
– Nie chcę słyszeć żadnych tłumaczeń. Teraz wracajcie do rodziców, a ty Steven przyłóż sobie lodu na szczękę.
– Tak, proszę pani – zawołał i wszyscy uciekli jak najprędzej.
Wyciągnęła rękę do lana, żeby mu pomóc wstać.
– Możesz iść ze mną.
– Nie idę do jego domu, jeżeli o to pani chodzi – powiedział ze złością.
– Może masz rację. Na taką eskapadę ja używam kratki od pnączy jako schodów. Ale ktoś, kto przegrał bójkę, na pewno nie potrafi się wspiąć.
– Przegrał bójkę! – Był jej wzrostu i zapowiadał się na równie potężnego jak Kane, choć miał dopiero szesnaście lat. – Jak nie umiesz liczyć, to ci mówię, że ich było czterech i bym wygrał, tylko żeś przerwała.
– Ale boisz się wejść do domu swojego kuzyna. Ciekawe. Żegnam. – Zaczęła iść prędko w stronę domu.
Ian szedł obok niej.
– Nie boję się. Tylko nie chcę wejść.
– Oczywiście.
– Co to znaczy?
Stanęła.
– Zgadzam się z tobą: nie boisz się swojego kuzyna, po prostu nie chcesz go widzieć ani nie chcesz jeść z jego stołu. Doskonale to rozumiem.
– Gdzie te twoje cholerne kratki?
Stała jak wrośnięta i patrzyła na niego.
– No, więc dobrze, gdzie jest ta twoja wspinaczka?
– Tędy.
Kane wracał właśnie do domu, gdy zatrzymał go niezwykły widok: jego przyszła żona, w stroju, w jakim dama nie pokazuje się poza domem, spuszczała się z góry po kratkach od pnących róż. Zaciekawiony stanął za drzewem i patrzył, jak znalazła się w środku walczących chłopaków. Byli jej wzrostu. Już spieszył na pomoc, kiedy mistrzowskim ciosem rozłożyła jednego z nich na łopatki. Była naburmuszona. Po chwili spokojnie spierała się z jednym z młodzieńców.
– Powinienem poddać się od razu – powiedział głośno Kane i roześmiał się.
On już wiedział, że kiedy miała taką minę, i tak zawsze stawiała na swoim. Po chwili zobaczył, że jeden z chłopaków zaczął się wspinać przed nią. W pewnym momencie Houston zahaczyła szlafrokiem o róże i nie mogła się uwolnić. Zobaczył zbliżających się zza rogu dwóch mężczyzn i kobietę, którzy lada moment mogli ją zauważyć. Przebiegł szybko przez trawnik i schwycił ją za nogę.
Gdy Houston zobaczyła go w dole, o mało nie zemdlała. Co on pomyśli o kobiecie, z którą ma się ożenić? Wiedziała doskonale, co powiedziałby Leander albo pan Gates, widząc, że ubrana w strój odpowiedni do sypialni wspina się po różach, wystawiona na publiczny widok.
Patrząc na niego powiedziała to, co w tej sytuacji przyszło jej do głowy:
– Przekrzywił mi się kapelusz.
Wydawało jej się, że się roześmiał.
– Kotku, nawet ja wiem, że panie nie noszą kapeluszy do szlafroków.
Houston osłupiała. On nie miał do niej najmniejszej pretensji!
– Jeżeli nie chcesz, żeby cię wszyscy zobaczyli, wchodź do środka.
– Tak – odpowiedziała, wdrapując się wyżej. Gdy była już na balkonie, zawołała: – Kane, prezent ślubny dla ciebie znajduje się w twoim gabinecie.
Rozpromienił się w uśmiechu.
– Do zobaczenia niedługo, laleczko.
Wsadził ręce w kieszenie i odszedł, pogwizdując i kiwając głową napotkanym ludziom.
Dziesięć minut później otwierał paczkę, którą Houston zostawiła na jego biurku. Znajdowały się w niej dwie skrzynki cygar i karteczka…
To są najwspanialsze cygara kubańskie. Co miesiąc będą dostarczane dwie skrzynki najlepszych na świecie cygar do pana Kane’a Taggerta.
Pod spodem widniała nazwa słynnego sklepu z cygarami w Key West na Florydzie. Właśnie wziął jedno i zapalił, gdy wszedł Edan.
Wyciągnął skrzyneczkę w jego kierunku.
– Od Houston. Jak ona ściągnęła to tutaj na czas?
Edan przez chwilę delektował się cygarem.
– Czegoś się nauczyłem w życiu: nie można nie doceniać tej damy.
– Każda kobieta, która kupuje takie cygara, rzeczywiście jest damą. No – westchnął ciężko – chyba muszę się ubierać. Pomożesz mi?
– Jasne.