Gdy czternastego czerwca 1914 roku pociąg z Bostonu wjeżdżał na stację, Edwina stojąca za George'em z całych sił machała ręką do Filipa, który radośnie uśmiechnięty, wychylał się z okna przedziału. Wydawało im się, że od jego ostatniego pobytu w domu minęło tysiąc lat, a przecież upłynęło zaledwie dziewięć miesięcy, odkąd wyjechał do Harvardu.
Wysiadł jako pierwszy i po chwili ściskał ich serdecznie. George wydawał z radości dzikie indiańskie okrzyki, a maluchy skakały i piszczały podekscytowane. Alexis wypłynął na twarz niedowierzający uśmiech, jakby pomimo zapewnień i obietnic Edwiny nie była dotychczas pewna, czy starszy brat wróci do domu.
– Cześć, słoneczko. – Chłopiec przytulił Alexis, która zmrużyła oczy, promieniejąc zadowoleniem. Wrócił, a oni byli szczęśliwi, bo nareszcie ziściły się ich marzenia. George lekko poszturchiwał brata pięściami w pierś i co rusz pociągał za włosy, tym razem wszakże Filip tylko szczerzył zęby w uśmiechu, pozwalając mu na wszystko. Jakże cieszył się z przyjazdu do domu!
Kiedy wrócił do przedziału, by przez okno podać bagaże, Edwina zauważyła, jak bardzo wyrósł i zmężniał w ciągu ostatniego roku. Sprawiał wrażenie młodzieńca dojrzałego, wiedzącego, jak się zachować i wytwornego w każdym calu. Miał prawie dziewiętnaście lat, a jej wydawał się nawet starszy.
– O co chodzi, siostrzyczko? – spojrzał na nią nad głową George'a.
Edwina uśmiechnęła się szeroko.
– Zdaje mi się, że przez ten czas tylko rosłeś. Nieźle wyglądasz – pochwaliła.
Mieli jednakowe błękitne oczy i obydwoje byli bardzo podobni do matki.
– Ty też nieźle wyglądasz – zauważył od niechcenia.
Nie zamierzał przyznawać się siostrze, jak często nocą nie mógł spać, bo tęsknił za domem. Poza tym na Harvardzie nawet mu się podobało. Ben Jones miał rację, gdy zachwalał uniwersytet. Bywały wszakże chwile, kiedy chłopcu wydawało się, że Kalifornia została niewyobrażalnie daleko, i zdawało mu się wtedy, iż znalazł się na innej planecie. Od domu dzieliły go cztery dni podróży pociągiem. Gdy odbywał ją po raz pierwszy, odnosił wrażenie, że trwa całą wieczność. Boże Narodzenie spędził w Nowym Jorku u kolegi, z którym mieszkał. Przez całe święta strasznie tęsknił za Edwiną i dziećmi, choć im brakowało go chyba jeszcze bardziej. Chwilami Edwina bała się, że Alexis nie przeżyje rozłąki z bratem.
Filip zauważył, że Bena nie ma wśród oczekujących, i zdziwiony, unosząc brwi, zapytał o niego, gdy szli do samochodu zaparkowanego przed stacją.
– Wyjechał do Los Angeles – z uśmiechem odparła Edwina. -Przesyła ci pozdrowienia. Na pewno będzie chciał zjeść z tobą lunch i porozmawiać o Harvardzie.
Ona także chciała dowiedzieć się czegoś więcej. Listy Filipa były fascynujące. Pisał o ludziach, których poznał, o tym, czego się uczy, i o profesorach wykładających na uczelni. Czasami odczuwała zazdrość, że to nie ona jest studentką Marzyła o poznaniu miejsca takiego jak Harvard. Przed śmiercią rodziców i Charlesa nie zawracała sobie głowy dalszą nauką. Wtedy pragnęła wyjść za mąż i mieć dzieci. Ale odkąd spadła na nią odpowiedzialność za liczne sprawy, odkąd brała udział w comiesięcznych zebraniach w wydawnictwie, chciała wiedzieć więcej. Czuła, że powinna uczyć rodzeństwo nie tylko pieczenia ciastek czy sadzenia stokrotek w ogrodzie.
– Kto was tu przywiózł? – zapytał Filip. Baczył, aby George nie upuścił pudła z książkami, prowadził Alexis za rękę i równocześnie patrzył, co robią Fannie i Teddy. Cóż, jak zwykle przy dzieciach niezbędne są umiejętności żonglerskie, pomyślała Edwina, z uśmiechem przyglądając się wysiłkom brata.
– Ja – odparła z dumą.
Filip roześmiał się niedowierzająco.
– Nie żartuj!
– Mówię poważnie. A co? Myślisz, że nie umiem prowadzić?
Uśmiechała się do brata radośnie, stojąc obok packarda, którego kupiła sobie w prezencie na dwudzieste trzecie urodziny.
– Naprawdę, Edwino?
– Oczywiście. Pakuj bagaże do kufra i wsiadaj wreszcie. Zawiozę cię do domu, paniczu Filipie.
Upchnęli większość walizek do bagażnika, resztę umocowali na dachu pięknej granatowej limuzyny. Kiedy jechali do domu, Filip nie krył zdziwienia, że siostra z taką swobodą prowadzi samochód. Dzieci przekomarzały się, a rozgorączkowany George sam nie wiedział, o co by jeszcze zapytać brata. Tyle rzeczy działo się równocześnie, że gdy dojechali na miejsce, Filip zażartował, iż z wrażenia rozbolała go głowa.
– Widzę, że nic się nie zmieniło – zauważył, po czym bacznie popatrzył na siostrę. Wyglądała dobrze, była jakby ładniejsza, niż ją zapamiętał. Aż dziw, że ta urocza młoda kobieta, która tak wspaniale zajmowała się rodziną, była ich siostrą, a nie matką, i mimo to wybrała samotne życie, całkowicie poświęcając się rodzeństwu. – Czy wszystko tutaj gra? – zapytał ją cicho, gdy wchodzili do domu.
– Tak, Filipie. – Przystanęła, by zajrzeć mu w oczy. Bardzo wyrósł, odkąd wyjechał z domu, i teraz spoglądał na nią z góry. Zdawało jej się nawet, że jest nieco wyższy niż był ojciec.
– Podoba ci się na tym uniwersytecie? To znaczy…
Bez namysłu skinął głową.
– To strasznie daleko od domu, ale uczę się cudownych rzeczy i poznaję ciekawych ludzi. Chciałbym tylko mieć trochę bliżej do was.
– To już nie potrwa długo – pocieszyła brata Edwina. – Jeszcze trzy lata i wrócisz, żeby poprowadzić wydawnictwo.
– Nie mogę się doczekać! – roześmiał się radośnie.
– Ja też nie. Zaczynam mieć dość spotkań w sprawach gazety.
Nawet załatwianie interesów wspólnie z Benem bywało ostatnio męczące. Po ponownym odrzuceniu jego oświadczyn tamtej nocy, gdy Alexis o mało nie zginęła pod pociągiem, był ogromnie rozczarowany. Pozostali co prawda przyjaciółmi, tyle że w czasie spotkań zachowywali większy dystans.
– Kiedy jedziemy nad Tahoe, Weenie? – zapytał Filip. Rozglądał się po domu, jakby nie widział go od wielu lat. Rozkoszował się domową atmosferą, dotykał sprzętów i znajomych drobiazgów. Edwina nie sądziła, że chłopiec tak mocno odczuwa brak starych kątów.
– Chyba za kilka tygodni – odparła. – Myślę, że jak zwykle w lipcu. Jak planowałam wyjazd, nie wiedziałam, co zamierzasz robić w sierpniu.
We wrześniu Filip znów miał wyjechać do Harvardu, mieli jednak przed sobą dwa i pół miesiąca radości.
Przez pierwszy tydzień spełniali każdą zachciankę Filipa: chodzili na obiady do jego ulubionych restauracji, odwiedzali jego najlepszych przyjaciół. Z początkiem lipca Edwina zauważyła, że w życiu Filipa pojawiła się pewna młoda dama. Była ładną, jasną, bardzo delikatną dziewczyną i gdy przychodziła do nich na obiad, wydawało się, że chłonie każde słowo Filipa. Miała zaledwie osiemnaście lat. W jej obecności Edwina czuła się jak leciwa jejmość, dziewczyna bowiem odnosiła się do niej z takim szacunkiem, jakby była poważną matroną, znacznie od niej starszą. Pewnego dnia napomknęła o tym Filipowi, który się roześmiał i wyjaśnił, że jego sympatia chce zrobić na niej dobre wrażenie. Panna nazywała się Becky Hancock i tak się złożyło, że jej rodzice posiadali dom nad Tahoe, niedaleko obozowiska Winfieldów.
W lipcu często się spotykali, ponieważ Becky kilkakrotnie zaprosiła Filipa, Edwinę i George'a na tenisa. Edwina grała całkiem nieźle, toteż gdy Filip z Becky zeszli z kortu, z satysfakcją rozegrała z George'em kilka gemów.
– Nieźle jak na taką staruszkę – drażnił się z nią George po kolejnej porażce. W odpowiedzi rzuciła w niego piłką.
– Poczekaj, już ja ci pozwolę prowadzić mój samochód! – odgrażała się.
– No dobrze, przepraszam – zmitygował się George.
Ostatnio z samochodu często korzystał Filip, gdy woził Becky, ale jak tylko auto było wolne, Edwina uczyła George'a prowadzić. Choć miał dopiero czternaście lat, szło mu to nad wyraz dobrze, przy czym w takie dni był mniej skłonny do psot. Edwina zauważyła ponadto, że zaczyna zwracać większą uwagę na osoby płci odmiennej.
– Filip jest głupi, że ugrzązł przy tej dziewczynie – powiedział pewnego razu. Jechali sami, za kierownicą siedział George. Filip został w obozie z młodszym rodzeństwem.
– Dlaczego tak uważasz? – spytała Edwina. Ona z pewnością ujęłaby to inaczej, czuła jednak, że brat ma rację, i ciekawa była, jak uzasadni swoją opinię.
– Bo on jej się podoba z niewłaściwych przyczyn.
Interesująca uwaga, przyznała Edwina w duchu, na głos zaś zapytała:
– To znaczy?
George przez chwilę nie odpowiadał, koncentrując się na prowadzeniu. Po mistrzowsku wziął zakręt, aż Edwina go pochwaliła.
– Dzięki, siostrzyczko – rzekł, po czym wrócił do tematu. – Czasami myślę, że on jej się podoba z powodu gazety naszego tatusia – wyrzucił z siebie.
Ojciec Becky był właścicielem restauracji i dwóch hoteli, a więc człowiekiem zamożnym, lecz gazeta Winfieldów przynosiła większy dochód, ponadto była bardziej prestiżowym przedsięwzięciem. Pewnego dnia Filip będzie osobą liczącą się w mieście, jak nasz ojciec, pomyślała Edwina. Becky, nie pozbawiona sprytu, rozglądała się za odpowiednim kandydatem na męża, ale Filip był za młody, by myśleć o małżeństwie, i Edwina miała nadzieję, że jeszcze długo nie przyjdzie mu to do głowy.
– Może masz rację – przyznała, – Ale trzeba wziąć pod uwagę, że twój brat jest wyjątkowo przystojnym chłopcem – rzekła z uśmiechem.
George lekceważąco wzruszył ramionami, a gdy dojeżdżali do domu, obrzucił ją uważnym spojrzeniem.
– Czy potępiłabyś mnie, Edwino, gdybym, jak dorosnę, nie miał ochoty pracować w gazecie?
Słowa brata zaskoczyły ją, mimo to pokręciła głową.
– Nie, na pewno bym cię nie potępiła. A dlaczego nie chciałbyś tam pracować?
– Nie wiem… Po prostu myślę, że to by mnie nudziło. To praca w sam raz dla Filipa, nie dla mnie-mówił tak poważnie, że Edwina się uśmiechnęła. Był bardzo młody i jeszcze niedawno zachowywał się naprawdę niesfornie. Ostatnio jakby spoważniał, a teraz, proszę, zdecydował, że nie odpowiada mu kariera w wydawnictwie!
– Co cię w takim razie interesuje?
– Bo ja wiem?… – zawahał się, lecz po chwili zaczął wyjawiać siostrze swe marzenia. – Jak urosnę, chciałbym robić filmy.
Edwina spojrzała nań zdumiona, dostrzegła jednak powagę na jego twarzy i zrozumiała, że chłopiec nie żartuje. Pomysł był tak niezwykły, że wybuchnęła śmiechem, George zaś, jakby bojąc się, że siostra go wykpi, jął tłumaczyć, jakie to ekscytujące zajęcie, i nawet opowiedział jej film z Mary Pickford, który ostatnio oglądał.
– A kiedy go widziałeś? – spytała z udaną surowością. Nie przypominała sobie, żeby ostatnio pozwalała mu chodzić do kina.
George wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
– W zeszłym tygodniu, jak byłem na wagarach.
Edwina próbowała zrobić oburzoną minę, w końcu jednak obydwoje zaczęli się śmiać.
– Jesteś okropny!
– Pewnie – potwierdził radośnie – ale przyznaj, że mnie kochasz.
– Nie jestem wcale tego pewna – odparła.
Zajęła miejsce za kierownicą i odprężeni jechali spokojnie w stronę domu, rozmawiając o przyszłości, o rodzinie i o filmach, które fascynowały George'a, wreszcie o należącej do nich gazecie. Gdy dojechali do obozowiska, Edwina zatrzymała samochód i spojrzała na brata z niedowierzaniem.
– Mówiłeś poważnie, prawda, George? – upewniła się, choć w głowie jej się nie mieściło, że brat o czymkolwiek potrafi myśleć poważnie. Dotąd wszystko rozpatrywał w kategoriach dziecięcych psot.
– Tak, mówiłem serio. I pewnego dnia będę robił filmy, zobaczysz – odpowiedział z uśmiechem. Edwina była nie tylko jego siostrą, była najlepszym przyjacielem. – Ja będę kręcił filmy, a Filip poprowadzi gazetę.
– Mam nadzieję, że choć jeden z was zainteresuje się wydawnictwem. Byłabym wściekła, gdyby moje wysiłki poszły na marne.
– Zawsze możesz je sprzedać i zarobić niezłą sumkę – stwierdził optymistycznie.
Edwina wiedziała jednak, że nie jest to takie proste. Dochodziło do nieporozumień z pracownikami, spadły dochody. Byłoby zapewne inaczej, gdyby o interesy troszczył się sam właściciel. Jeszcze tylko trzy lata kłopotów, dopóki Filip nie skończy Harvardu, pomyślała Edwina. Tyle że teraz trzy lata wydawały jej się niewyobrażalnie długim okresem.
– Dobrze wam się jeździło? – zapytał Filip, gdy zjawili się w domu. Teddy spał w hamaku pod drzewem, on zaś skończył właśnie długą i poważną rozmowę z Fannie i Alexis. George przebierał się u siebie w strój, w którym chodził na ryby, gdyż umówił się na pstrągi z sąsiadem.
– O czym rozmawialiście? – spytała Edwina i usiadła obok sióstr i brata.
– O mamie. O tym, jaka była śliczna – powiedział cicho Filip.
Alexis od dawna nie wyglądała na tak szczęśliwą. Uwielbiała słuchać opowiadań o mamie i czasami nocą, gdy spała w łóżku Edwiny, godzinami męczyła siostrę, by jej opowiadała o niej. Dla starszych dzieci wspomnienie rodziców było bolesne, lecz maluchy domagały się tych opowieści, a Teddy wręcz uwielbiał słuchać historii o swoim ojcu.
– Dlaczego oni umarli? – zapytał Edwinę któregoś dnia.
– Bo Pan Bóg tak bardzo rodziców kochał, że chciał mieć ich blisko siebie – odpowiedziała. Teddy pokiwał ze zrozumieniem główką, po czym spojrzał na nią zaniepokojony.
– Czy on ciebie też kocha?
– Nie aż tak bardzo, kochanie.
– To dobrze.
Chłopczyk zadowolił się tym wyjaśnieniem i zaczęli rozmawiać o czym innym. Edwinie zrobiło się smutno, gdy zdała sobie sprawę, że Teddy był za mały, by zapamiętać rodziców. Alexis jednak wciąż ich wspominała, nawet Fannie pamiętała co nieco. Od ich śmierci upłynęły dwa lata, ból więc trochę przycichł, co czuła także Edwina.
– Przeglądałaś dzisiejszą prasę? – rzucił Filip mimochodem.
Edwina odparła, że nie miała czasu jej kupić, zapowiedział więc, że przyniesie gazetę wracając od Becky.
W ciągu ostatniego roku żywo interesował się polityką, napomykał też, iż będzie się specjalizował w naukach politycznych. Kilka tygodni wcześniej zaintrygowała go wiadomość o zamordowaniu następcy tronu Austrii i nieraz przekonywał Edwinę, że to wydarzenie będzie miało znacznie większe konsekwencje, niż ludziom się wydaje. Mimo to otworzywszy tego popołudnia gazetę, zdumiał się, gdy stwierdził, że trafnie odgadł. Przed nim leżał "Telegraph Sun", gazeta Winfieldów Wielki tytuł na pierwszej stronie krzyczał: "Wojna w Europie!" Na ulicy przechodnie zbierali się w grupki i komentowali tę wiadomość. Zamordowanie w Sarajewie arcyksięcia Ferdynanda i jego żony dało Austriakom pretekst do wypowiedzenia wojny Serbii. Wtedy Niemcy wszczęły wojnę z Rosją, po dwóch dniach z Francją, a później najechały neutralną Belgię. W odpowiedzi na to nazajutrz Anglia wydała wojnę Niemcom. Zakrawało to na szaleństwo, niemniej w ciągu tygodnia prawie wszystkie kraje Europy były ze sobą w stanie wojny
– Na ile dotyczy to Ameryki? – zapytała Edwina, gdy kilka dni później wracali do San Francisco. – Myślisz, że my też przystąpimy do wojny? – popatrzyła na Filipa z obawą, lecz brat ją uspokoił.
Zafascynowany rozwojem wydarzeń Filip pochłaniał wszystko, co się dało na ten temat przeczytać. Po powrocie do San Francisco udał się natychmiast do redakcji gazety. Gdy Ben też się tam pokazał, spędzili długie godziny dyskutując o informacjach docierających z Europy.
Do końca miesiąca wiadomości z pól bitewnych były głównym tematem wszelkich rozmów. Do stron walczących przyłączały się kolejne państwa, tak że w krótkim czasie wojenna zawierucha ogarnęła większość świata.
Filip, wciąż zafascynowany wojną, z początkiem września wracał do Harvardu. Gdzie tylko pociąg przystanął, chłopiec kupował gazetę i z młodzieńczym zapałem wymieniał z pasażerami uwagi na temat przeczytanych wiadomości. Jego zainteresowanie spowodowało, że Edwinę też zaciekawiła problematyka wojenna. Aby być na bieżąco czytała każdą informację, jaka wpadła jej do ręki, zwłaszcza przed comiesięcznymi zebraniami w wydawnictwie, choć w tym akurat czasie miała własne, bardziej prozaiczne kłopoty ze związkami zawodowymi. Bywały chwile, kiedy wątpiła, czy uda jej się utrzymać gazetę przez następne dwa i pół roku. Oczekiwanie, aż Filip skończy studia, wydawało się nie mieć końca. Decyzje podejmowała wyważone, powiadamiała o nich pracowników spokojnie. Nie chciała ryzykować utraty pisma wskutek nieprzemyślanych kroków i choć krytykowano ją za konserwatyzm, wiedziała, że na razie musi hamować zapędy i swoje, i innych.
W roku 1914 Filip studiował na drugim roku w Harvardzie. Wojna w Europie nabierała rozmachu, niemieckie łodzie podwodne właśnie rozpoczęły blokadę Wielkiej Brytanii. Edwina nadal otrzymywała wieści od ciotki Liz, choć dochodziły coraz mniej regularnie. Jej listy, zawsze w tym samym pełnym skarg tonie, zdawały się ociekać smutkiem. Nie wywierały na Edwinie wrażenia, ponieważ ciotka i jej sprawy jakby się od niej oddaliły. Liz była dla Winfieldów osobą, z którą kiedyś tam się widzieli, lecz w gruncie rzeczy nigdy jej nie znali. Wciąż nalegała, by Edwina spakowała rzeczy matki – co już dawno uczyniła – żeby sprzedała gazetę i dom i zamieszkała z nią w Havermoorze. Tego by Edwina nigdy nie zrobiła, toteż w ogóle tego tematu nie poruszała w odpowiedziach na listy krewnej.
Pomimo wojny w lutym tego roku otworzono w San Francisco Wystawę Światową, na którą Edwina zabrała dzieci. Wycieczka bardzo im się spodobała, toteż domagały się, żeby chodzić tam co tydzień. Najciekawsze było, demonstrowane po raz pierwszy, dalekodystansowe połączenie telefoniczne między Nowym Jorkiem i San Francisco. Gdy Filip pojechał do przyjaciół w Nowym Jorku, poprosił, aby mu pozwolono zadzwonić do San Francisco, zobowiązując się pokryć koszty połączenia.
Gdy telefon zadzwonił tego wieczoru, dzieci właśnie jadły kolację. Edwina podniosła słuchawkę, nie domyślając się niczego. Realizująca rozmowę telefonistka poprosiła, aby się nie rozłączać, i oto Edwina usłyszała głos Filipa. Połączenie nie było najlepsze, miało wiele zakłóceń, ale słyszała brata, przywołała więc dzieci, aby też posłuchały jego głosu. Każde mu coś powiedziało, Filip zaś, cierpliwie wysłuchawszy ich, przekazał wszystkim ucałowania, po czym rozłączył się. Ta rozmowa bardzo podekscytowała Winfieldów i jakby przybliżyła im brata, na którego przyjazd z niecierpliwością czekali.
W Harvardzie Filip uczestniczył w uroczystości, którą bardzo boleśnie przeżył, odświeżyła bowiem prawie zasklepione już rany. Otóż pani Widener zaprosiła go na uroczystość nadania bibliotece imienia jej tragicznie zmarłego syna, Harry'ego Elkinsa Widenera. Chłopcy widzieli się po raz ostatni na "Titanicu". Filip dobrze zapamiętał młodego Widenera, który utonął razem z ojcem. Harry przyjaźnił się z Jackiem Thayerem, również obecnym na uroczystości. Filip zamienił z nim kilka słów, lecz zaraz się rozstali. Dziwnie chłodne było to spotkanie zważywszy, że po katastrofie znaleźli się w tej samej łodzi ratunkowej.
Przez dzień czy dwa lokalne gazety nagabywały Filipa, pragnąc przeprowadzić z nim wywiad jako z jednym z rozbitków, wreszcie jednak dały mu spokój, co przyjął z ulgą. Ci, co ocaleli z "Titanica", zbyt wiele utracili i zbyt wiele ich kosztowało pogodzenie się z losem, aby wracać do przeżytej tragedii. Filip napisał Edwinie, że spotkał Jacka Thayera, ale pominęła to milczeniem, on więc także o tym więcej nie mówił. Wiedział, że przypominanie tamtych tragicznych chwil jest dla niej rozdrapywaniem ledwie zabliźnionej rany. Nieczęsto wspominała owe wydarzenia i prawie nigdy Charlesa. Stratę narzeczonego przeżywała w skrytości ducha i wciąż na nowo. Filip podejrzewał, że tak już będzie zawsze. Jego siostra nie potrafiła wyrzucić z pamięci tamtej nocy, która bezpowrotnie zabrała jej młodość.
Prawdziwy cios spadł na nich w maju. Filip szedł właśnie przez miasteczko studenckie, gdy usłyszał wiadomość, która nim wstrząsnęła. Aż przeszedł go dreszcz, gdy mimo woli wróciło doń wspomnienie tamtej lodowatej nocy sprzed trzech lat.
Otóż Niemcy storpedowali statek pasażerski "Lusitania", który bez powodu został zaatakowany i w ciągu osiemnastu minut poszedł na dno wraz z tysiącem dwustu pasażerami. Opinię publiczną na całym świecie bardzo poruszyła ta zbrodnia. Filip doskonale potrafił sobie wyobrazić agonię tonącego statku. Przez cały ranek myślał o zbrodniczym ataku i o tym, jak bardzo dotknie ta wiadomość jego starszą siostrę. Czuł, że Edwina mocno to przeżyje.
Nie omylił się. Usłyszawszy o nieszczęściu, zamknęła oczy i śmiertelnie pobladła, po czym aby się uspokoić, piechotą poszła z redakcji do domu na California Street. Ben chciał ją podwieźć, lecz odmówiła, potrząsając w milczeniu głową. Nie powiedziała ani słowa, jakby go nie widziała.
Szła powoli, rozmyślając, podobnie jak Filip, o okropnej nocy sprzed trzech lat, która zmieniła całe ich życie. Sądziła, że wspomnienia te przybladły, jednakże tragiczny los "Lusitanii" przywołał je ze wzmożoną siłą. I znów powróciły obsesyjne myśli o rodzicach i Charlesie. Zdawało jej się, że dostrzega ich twarze poprzez mgłę łez, gdy odmawiała modlitwę za pasażerów "Lusitanii", Znowu słyszała orkiestrę na "Titanicu" grającą żałobny hymn tuż przed zatonięciem statku; poczuła na twarzy mroźne podmuchy wiatru; usłyszała okropny trzask rozpadającego się kolosa… Wróciło bolesne poczucie utraty tych, których kochała.
– Edwino? – Alexis wystraszyła się wyrazu twarzy siostry wchodzącej frontowymi drzwiami, jej lunatycznych ruchów, gdy podnosiła woalkę i zdejmowała kapelusz. – Czy coś się stało? – spytała.
Miała teraz dziewięć lat, o wiele za mało, by przypominać jej rodzinną tragedię. Edwina delikatnie musnęła twarz dziecka i pokręciła głową. Zdradzały ją tylko oczy.
– Nic się nie stało, kochanie – powiedziała.
Dziewczynka wyszła bawić się na dwór, a Edwina długą chwilę patrzyła za nią.
Gdy zadzwonił Filip, Edwina była już spokojna.
– To paskudna wojna, prawda, Weenie? – powiedział.
– Jak mogli coś takiego zrobić?… Statek pasażerski… – Sama myśl o zatonięciu "Lusitanii" przyprawiała ją o dreszcz i wzmagała dawny ból.
– Nie myśl o tym – uspokajał ją Filip.
Ale jak można było nie myśleć? Wspomnienia natrętnie cisnęły się do głowy, słyszała skrzyp opuszczanych łodzi ratunkowych, jęki ludzi tonących w lodowatej wodzie… Bardzo chciała o tym zapomnieć, ale niestety, zaczynała się obawiać, że nigdy jej się to nie uda. Co noc bowiem leżała w łóżku rozmyślając o rodzicach, Charlesie i nie ziszczonych marzeniach o życiu u jego boku.