Bracia przegadali prawie całą noc. Filip spakował trochę swoich rzeczy i powiedział George'owi, że może zabrać do Harvardu co tylko zechce. Było już dawno po północy, kiedy zeszli do kuchni, by coś przekąsić.
George perorował z ożywieniem, wymachując udkiem kurczęcia. Życzył bratu szczęśliwej drogi, potem droczył się z nim rozważając, ile też pięknych panien pozna we Francji. Ale nie one były teraz Filipowi w głowie. Prosił brata, aby nie sprawiał kłopotu Edwinie, napominał, by w Harvardzie zachowywał się przyzwoicie.
– Daj spokój! – roześmiał się George, nalewając piwa do szklanek.
Bagaże Filipa zostały spakowane, resztę czasu mogli więc spędzić razem, mogli przegadać nawet całą noc. George wiedział, że Edwina nie miałaby im za złe, gdyby w ogóle nie poszli spać, a nawet gdyby się upili. Uważał, że mają do tego prawo.
– O Edwinie mówię poważnie – zaznaczył Filip. – Ciężko jej było przez te lata, ciągle miała nas na głowie. – Właśnie minęło dokładnie pięć lat od śmierci ich rodziców.
– Nie byliśmy aż tacy straszni – zauważył z uśmiechem George. Powoli sączył piwo zastanawiając się, jak jego brat będzie wyglądał w mundurze. Kiedy o tym myślał, ogarniała go zazdrość i żałował, że nie jedzie do Europy razem z nim.
– Gdyby nie my, wyszłaby może za mąż – rzekł Filip w zamyśleniu. – Zresztą nie wiem. Chyba wciąż myśli o Charlesie i kto wie? może nigdy o nim nie zapomni?
– Nie sądzę, żeby tego chciała – powiedział George, a Filip zgodził się z nim.
– Bądź po prostu dla niej dobry. – Odstawiając szklankę popatrzył z czułością na młodszego brata i z uśmiechem przejechał mu ręką po czuprynie. – Będzie mi ciebie brakowało, stary. Baw się dobrze na studiach.
– A ty na wojnie. – George uśmiechnął się na myśl o przygodach, jakie brat będzie przeżywał we Francji. -Może niedługo spotkamy się w Europie.
Filip gniewnie potrząsnął głową.
– Ani się waż! Jesteś tutaj potrzebny! – przykazał, a wyraz jego oczu świadczył, że mówi poważnie. George skinął głową z westchnieniem żalu.
– Masz rację -przyznał, po czym tonem niesłychanie poważnym jak na niego dodał: – Tylko żebyś wrócił!
Te same słowa brzmiące jak zaklęcie wypowiedziała wcześniej Edwina, teraz powtórzył je George. Filip w milczeniu kiwnął głową.
Położyli się spać dopiero przed drugą, toteż następnego ranka, gdy schodzili na śniadanie, wszyscy już na nich czekali. Edwina podniosła głowę i uśmiechnęła się do braci, którzy po długich godzinach nocnych rozmów wyglądali na zmęczonych.
– Spaliście w ogóle? – zapytała ironicznie, nalewając im kawy.
Siedząca naprzeciwko Fannie nie odrywała oczu od Filipa. Nie mogła uwierzyć, że brat znowu wyjeżdża, w dodatku wiedziała, że tym razem jego podróż nie cieszy Edwiny.
Całą rodziną odprowadzali go na stację. W wypełnionym po brzegi packardzie Edwiny panowała atmosfera sztucznej wesołości.
Na stacji zastali mnóstwo ludzi oczekujących na ten sam pociąg. Bardzo wielu mężczyzn zgłosiło się do wojska, choć upłynęło dopiero dziewięć dni, odkąd Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny. Dla Alexis ten dzień był wyjątkowy, a zarazem smutny: obchodziła właśnie jedenaste urodziny, ale trapiła się, bo Filip ich opuszczał.
– Uważaj na siebie – cicho powiedziała Edwina.
George wyglądał, jak gdyby się niczym nie przejmował, i sypał dowcipami jak z rękawa. Starali się zabawiać młodsze dzieci, gdy nagle Edwina poczuła w sercu ostre ukłucie – jej uszu dobiegł gwizd wjeżdżającego na stację pociągu.
George pomógł Filipowi załadować bagaż, czemu młodsze dzieci przyglądały się ze smutkiem.
– Kiedy znowu przyjedziesz? – zapytał Teddy z nieszczęśliwą miną. Do oczu napłynęły mu łzy i potoczyły się po policzkach.
– Niedługo… Bądź grzeczny i nie zapomnij pisać do mnie… -Filipowi przerwał gwizd pociągu sygnalizującego odjazd. Ucałował młodsze rodzeństwo, uściskał Edwinę. – Uważaj na siebie… O mnie się nie martw, wkrótce wrócę, Weenie… O Boże… bardzo mi będzie was brakowało – głos mu się załamał.
– Uważaj na siebie – szepnęła Edwina. – Wracaj szybko do domu… Kocham cię.
Pośpieszyli na peron, bo konduktor wołał: "Proszę wsiadać". Edwina trzymała za rękę Teddy'ego, George prowadził Fannie i Alexis. Stojąc na peronie patrzyli, jak pociąg leniwie opuszcza stację.
Edwina poczuła w sercu dotkliwy ból. Machali rękami do brata, ona zaś przez cały czas modliła się, by wrócił do domu cały i zdrowy. Pociąg przyśpieszał, nie widzieli więc łez spływających po policzkach Filipa. Zrobił to, co uznał za słuszne, ale wiedział, że przyjdzie mu znieść bezmiar tęsknoty za rodzeństwem.